piątek, 24 sierpnia 2018

~19~

  Następnego dnia z rana Klara stała nad łóżkiem Luny i przyglądała się dziewczynie z wyraźnym zainteresowaniem oraz trwogą. Luna wróciła bardzo późno wieczorem, kiedy większość dziewczyn spała w swoich łóżkach, ale tylko Klara czuwała nad książką, czytając ostatnie rozdziały jakie jej zostały. Leżąc pod kołdrą z zapaloną różdżką nie ruszyła się, kiedy usłyszała jak drzwi cichutko zaskrzypiały a do środka wślizgnęła się na palcach dziewczyna. Zdołała jeszcze wychwycić jej ciche łkanie, ale nic więcej, gdyż Luna kładąc się na posłaniu, od razu zasnęła.
- Luna dobrze się czuje? – Marietta zadygotała z zimna wychodząc spod ciepłej kołdry. Szybko podbiegła do pieca, by w nim zapalić.
  Nie wiem.. Nie wygląda na chorą, ale raczej na zmęczoną.. – odpowiedziała Krukonka i dotknęła palcami czoła koleżanki.- Wszystko w porządku.
- Annette mówiła, gdzie miała zamiar iść? – z drugiego kąta odezwała się Vanda, która rozpoczęła dzień od szukania opakowania słodkich dropsów pomiędzy zawiniętą pościelą.
- Poszła na śniadanie, ale nie była w najlepszym humorze – powiedziała rudowłosa, ogrzewając się przy ogniu. Od razu w pokoju zrobiło się jaśniej.
- Już wczoraj była nie w sosie, a to znaczy, że coś niepokojącego musiało się wydarzyć – przyznała Klara i usiadła na swojej części łóżka, by zacząć się ubierać.- Podobnie z Luną..
  Nikt z dziewczyn nie połączył jeszcze faktów, że Annette i Luna uczestniczyły razem w rozgardiaszu, za który miały zostać ukarane. Klara spokojnie i ukradkiem patrzyła na śpiącą jeszcze koleżankę, czując dziwne uczucie, jakie gotowało się w jej wnętrzu. Wrodzona w niej czułość podpowiadała jej, że należało obserwować Lunę częściej niż jak robiła to dawniej. Vanda zwinięta w kłębek i przykryta kołdrą chrupała ciasteczka, które znalazła jeszcze w szafce nocnej. Klara widząc co robi, poczuła resentyment, jaki od dawna iskrzył się w niej i wzniecał. Wiedziała, co musiała zrobić i jak się poświęcić, by osiągnąć to, co chciała.
- Wczoraj po zajęciach Luna zniknęła z Annette i nie wróciły na kolację – przypomniało się Mariecie, która składała w pośpiechu swoje łóżko, by dodatkowo się ogrzać.
- No tak.. – przytaknęła Klara.- Annette uciekła, by nie przyznawać się do tego, co się stało, ale i tak pewnie wygada komu będzie chciała.
- Nie lubi być do niczego zmuszana – ruda stanęła w obronie swojej kuzynki.
- To pytanie brzmi, gdzie były? Myślicie, że zaatakowali je Śmierciożercy? – zamyśliła się Vanda, która ostatecznie zdecydowała się wstać z łóżka.- Choć wolę jeść dropsy niż o tym myśleć..
  Klara już chciała gorliwie odpowiedzieć jej coś na ten temat, ale dalszą rozmowę przerwało im pukanie do drzwi. Annette z pewnością by tego nie robiła, więc musiał być to ktoś obcy – Krukon lub co gorsza – Śmierciożerca. Ale i drugą opcję odrzuciła Klara natychmiast, gdyż z pewnością Czarny Sługa nie powitałby ich pukaniem do drzwi. Kiedy Marietta zdecydowała się, że otworzy, ujrzały za drzwiami młodą Krukonkę, która trzymała w dłoni pergamin owinięty i związany czarną wstążką.
- Mam przekazać to Lunie Lovegood – jęknęła niepewnie, patrząc na starsze dziewczyny bacznie się jej przyglądające. Vanda mierzyła ją wzrokiem, jakby zaraz miała wykrzyknąć, że mała jest szpiegiem, ale młoda Krukonka nie mając nic do dodania, zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- Luna! – Klara ponownie stanęła obok łóżka koleżanki, przyglądając się jej twarzy niespokojnie.- Do ciebie list.
- Od kiedy ktokolwiek dostarcza listy do rąk właścicieli? – zdumiała się Vanda, która zajrzała przez ramię Klary na zwinięty pergamin.
- Zazwyczaj robią to nauczyciele, gdy chcą coś przekazać.. – odpowiedziała jej Marietta, która przygotowywała się do wyjścia.- Pospieszcie się, bo apel jest niedługo. Wiecie, jaka kara może spotkać ucznia, który się spóźni.
- Racja – mruknęła Klara.- Luna! Obudź się! Dostałaś list!
- Inaczej same go przeczytamy! – zdenerwowała się Vanda.
- Nie bądź wścibska. To jej sprawa – skarciła ją Klara, która spojrzała na dziewczynę z pogardą. Na szczęście, Vanda nawet tego nie dostrzegła, za to odwróciła swoją uwagę od Luny i zaczęła się ubierać.
  Kiedy Vanda i Marietta wyszły razem, Luna podniosła się z pozycji leżącej tak gwałtownie, że wystraszyła tym Klarę.
- Wybacz, ale nie chciałam budzić się przy dziewczynach – powiedziała sennie na powitanie i wyrwała pergamin z rąk Klary.
- Mam wyjść? – zapytała druga, nie wiedząc, czy w ten sposób ma pozwolenie, by towarzyszyć koleżance.
- Coo? Ach.. Nie – wymamrotała Luna, próbując odwiązać czarną wstążkę. Domyślała się, od kogo mogła ta wiadomość pochodzić.- „Droga panno Lovegood – zaczęła czytać na głos, co zaskoczyło Klarę, ale widząc, że jest dopuszczona do sfery prywatności Luny, usiadła obok i wsłuchała się.- Szczegóły szlabanu prosiłabym omówić na osobności. Proponowałabym legowisko testrali, przy których tak często spędzasz swój czas w soboty. Postaram się tam pojawić o czwartej popołudniu. Życzę miłego dnia. Profesor Rodley”..
- Jaki szlaban, Luna? – zdumiała się Klara, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała.
- Długo opowiadać, Klara – twarz Luny wyrażała bezgraniczny smutek.- Co ty byś powiedziała, jeśli ktoś zarzuciłby Ci, że jesteś osobą, która nie zasługuje na pomoc z jego strony.. lub co gorsza jesteś jak szlama..
  Klara nigdy nie słyszała takiego pytania z ust Luny, które dotykało tak poważnych problemów, ale z drugiej strony cieszyła się, że to jej zwierzała się Krukonka.
- Nie wiem.. – mruknęła najpierw - ..pewnie bym chciała udowodnić tej osobie, że jest inaczej. Ale z pewnością bym się nie poddawała. Nie życzyłabym sobie, by ktoś zwracał się do mnie w ten sposób..
  Luna pocałowała dziewczynę w policzek, co jeszcze bardziej zdumiało Klarę.
- Dlaczego nie zwracałam wcześniej uwagi na to, jaka jesteś mądra..
  Choć Klara widziała na twarzy dziewczyny uśmiech, to w głębi ducha Luna przeżywała męczącą walkę. Burza szalała w jej żołądku i to nie z głodu, ale z wyczerpania. Gdyby mogła, spałaby dłużej, jak często zdarzało się to w soboty w domu ojca. Jednak szkoła wymagała apeli, na których mieli zbierać się wszyscy bez wyjątku i dlatego Luna była zmuszona, pomimo swoich dokuczliwych myśli, zebrać się i wyjść z Klarą. Druga Krukonka za to patrzyła na nią uszczęśliwiona. Warto było walczyć i poświęcać siebie i innych, by w końcu i ostatecznie zyskać to, na co tak długo czekała – wymarzoną przyjaźń.
 **
  Po męczącym obiedzie w towarzystwie nękających i bezdusznych Śmierciożerców, Luna uciekła tylnym wyjściem w stronę Zakazanego Lasu, by jak najdalej znaleźć się od tego całego sobotniego zamieszania. Poranny list profesor Rodley przypomniał jej o wszystkim, co wydarzyło się poprzedniego dnia, a co więcej, obudził zimny głos Malfoy’a, który utkwił w jej głowie jak zafałszowana piosenka. Próbowała po drodze różnych sztuczek. Wdychała powietrze nosem, wydychała ustami, machała rękami, skakała, by w jakiś sposób wybić myśli gnieżdżące się w jej głowie jak robaki w ziemi. Nic jednak nie pomagało, gdyż za każdym razem kiedy przystawała, jego krzyk wdzierał się do jej uszu, jakby chłopak stał tuż przy niej. Niejednokrotnie spojrzała w tył, obawiając się, że jeszcze może go gdzieś spotkać. Co prawda, obawiała się początkowo, że profesor mogłaby się z nim pojawić w tym miejscu, ale wierzyła raczej w to, że nauczycielka oszczędziłaby jej tego doświadczenia. Przecież sama była świadkiem, jak Dracon prawie się na nią rzucił.
- Okrutny.. Bezwzględny i głupi.. – powtarzała pod nosem, chcąc usprawiedliwić jego zachowanie przynajmniej za pomocą takich słów.
  Promienie słońca przedzierały się przez gałęzie drzew, które coraz gęściej otulały konary swoich sąsiadów. Z każdym krokiem Luna zagłębiała się w ciemność, choć wiedziała, że całkowicie w niej nie utonie, lecz jedynie będzie jej chłodniej. Legowisko znajdowało się niedaleko, słyszała nawet ciche pomrukiwania swoich wiernych towarzyszy, którzy przebywali i odpoczywali niedaleko. Ciekawe, gdyby Malfoy ujrzał te stworzenia, co by powiedział? .. Zaraz, zaraz.. Dlaczego właśnie o nim pomyślała, kiedy myślami błądziła wśród znajomych stworzeń? Nie mogła nawet poradzić sobie z tym, że chłopak zaszantażował jej umysł i wchłonął w niego nieświadomie, tworząc większy galimatias niż ten, który Luna obecnie miała w swojej głowie. Tylko dlatego, że była dziwna odciągało go od przyjaźni z nią? Dlatego, że jej przyjaciele pochodzili z Gryffindoru? Dla niej nie były to powody, by kogoś nienawidzić, a co więcej próbować skrzywdzić.. Tak bardzo chciała go zrozumieć..
  Kiedy nadepnęła na gałąź, która złamała się pod jej butem, testrale nadstawiły uszy, a kilka z nich po prostu się spłoszyło. Ale po krótkiej chwili stworzenia wyczuły ten znajomy zapach wanilii i zbliżyły się do niej na kilka cali. Większość z nich chciała przywitać się ze swoją przyjaciółką i nawet dały się pogłaskać. Popychały ją lekko, podgryzały torbę, którą miała powieszoną na ramieniu.
- Ach.. Już wiem, czego chcecie – mruknęła i wyciągnęła z wnętrza torby kilka kawałków surowego mięsa i słodkości, by po chwili rzucić im jedzenie pod kościste nogi.
- Jesteś bardzo szlachetna – odezwał się kobiecy głos dochodzący z pewnej wysokości nad głową Luny. Na złamanym drzewie, które opierało swoje gałęzie o ogromny dąb, na jednym z konarów siedziała jej nauczycielka. Co więcej była boso, ubrana w sztywną, mocno zawiązaną szatę, która idealnie nadawała się do dzikich, leśnych warunków. Luna rozszerzyła oczy na ten ciekawy widok. Już po raz kolejny kobieta przeogromnie zaskakiwała ją swoim zachowaniem.
- Zawsze je karmisz, kiedy tu przychodzisz? – Rodley zagaiła ponownie, widząc, że Luna utkwiła w niej wzrok oszołomiona.
- Eh.. – jęknęła dziewczyna.- Staram się.. Witam, panią profesor.. – poprawiła się od razu, podchodząc w stronę kobiety.
- Witaj, Luna.. – uśmiechnęła się tajemniczo Victoria i zwinnie jak kotka zeskoczyła z drzewa, które wcale nie było nisko osadzone nad ziemią.- Mam nadzieję, że jesteś chętna na miłą pogawędkę?
- Ma mi pani wyjawić szczegóły mojego szlabanu..
- Ach! – zachichotała nauczycielka i ruszyła pierwsza, by udać się wyznaczoną przez siebie ścieżką.- Przejmujesz się.. Nawet nie wiesz, co cię czeka..
- Tak? – zdumiała się Krukonka i spojrzała na bladą twarz profesor.- Mam coś umyć, naprawić? Albo może posprzątać całe boisko lub napisać esej?
  Victoria gwałtownie przystanęła i spojrzała na nią poważnie, zanim wybuchła gromkim śmiechem. Luna nie mogła uwierzyć w jej zachowanie i poważnie zaczęła zastanawiać się, czy czasem ktoś jej nie podmienił lub nie użył Eliksiru Wielosokowego.
- Naprawdę potrafisz zaskoczyć! A myślałam, że i teraz wykażesz się przeogromną wyobraźnią.. – profesor poprawiła kosmyki włosów, które podczas śmiechu opadły na jej twarz.- Otóż nie.. nie będziesz w ogóle na terenie szkoły..
- Jak to? – Luna obejrzała się dookoła, a potem wlepiła ponownie wzrok w profesor.
- Chciałabym cię zabrać na jedną z moich wypraw – w końcu profesor wydusiła z siebie te słowa, odkrywając największą zagadkę, jaka trapiła Lunę.
- Co będziemy razem robić? – zapytała natychmiast dziewczyna, żądna wiedzy na ten temat. Po raz kolejny od bardzo dawna mogła ponownie poczuć ten dreszczyk emocji, który towarzyszył jej przy wyprawie do Ministerstwa.
- Jak zawsze, muszę coś załatwić dla Slughorna a na dodatek rozprawić się z pewną podejrzaną bandą magów.. – z każdym słowem źrenice Krukoni rozszerzały się w osłupieniu. Słowa profesor zaczęły do niej dochodzić.- Będzie też z nami Draco.
  Wtedy rozmarzony uśmiech dziewczyny zszedł z jej twarzy, kiedy tylko usłyszała bolesne dla niej imię. Jej wzrok skamieniał wbity w ziemię, po której kroczyły, cera zbladła nieznacznie, a ciało zadrżało.
- Nie lubisz go, prawda? – bardziej stwierdziła niż zapytała kobieta.- Mam nadzieję, że jeszcze wszystko się zmieni, gdyż sama zauważyłam, że nie jest dobrze.. Ale.. Może jeszcze przekonacie się co do siebie.
- Dlaczego chciał mnie skrzywdzić, pani profesor? – jęknęła Luna, czując dotkliwą gulę w gardle.
  Przed jej oczami ponownie stanął on, kiedy krzyczał i wyżywał się na niej w gabinecie Rodley. Wolała już, kiedy odnosił się do niej z pogardą, czy ironią, gdyż do tego była bardziej przyzwyczajona.
- Jego umysł prowadzi z nim zaciekły pojedynek. Walczy z przeszłością, próbuje się zmienić, ale nie potrafi pogodzić się z wieloma rzeczami. Wyruszając z wami razem mam nadzieję, że wasze stosunki zmienią się na lepsze lub chociażby zajdzie jakaś mała zmiana – profesor wyglądała na smutną, kiedy wypowiadała te słowa. Wszystko wydawało się teraz sprzeczne w porównaniu z jej wesołym nastrojem, który trwał zaledwie kilka minut temu.
- Ja mówiłam prawdę, kiedy przyznawałam się, że nie szufladkuję ludzi – odrzekła Krukonka, przybierając tak samo przygnębiony ton głosu jak jej profesor.- Nie chcę mieć uprzedzeń do kogoś, kto wydaje mi się za pierwszym razem zły. Ale Malfoy.. on jest zagadką, pani profesor.. Raz mi pomaga, ratuje przed Czarnymi Posłannikami, a kolejnym razem ma o to pretensje? – Luna czuła w sobie narastający ogień, z każdym wypowiadanym słowem na temat Ślizgona.- Jak mam mu podziękować, jak mam go przepraszać, kiedy on to odrzuca, a kolejnym razem się o to upomina?
  Poczuła na swoim ramieniu chłodną dłoń nauczycielki. Wpatrując się w jej stanowcze, ciemne oczy, Luna uświadomiła sobie po raz kolejny, że i tym razem wyrzuciła z siebie wszystko w obecności tej kobiety. Jeszcze nigdy tak często nie rozmawiała długo na jeden temat.. Jeszcze nigdy nie miała przyjemności prowadzić z kimś tak poważnej rozmowy. Zazwyczaj opowiadając o stworzeniach wynalezionych przez ojca, o gazecie, o nowych zaklęciach i ciekawych historiach, ludzie jej nie słuchali i zazwyczaj rozmowa nie trwała tak długo. Teraz wpatrując się w czarne źrenice Rodley poczuła z nią więź. Pragnęła bardziej niż wcześniej ją poznać, nawet poświęcając siebie i swoje nastawienie do życia..
- Luna.. – wyszeptała jej imię jak poemat - ..Właśnie dlatego wierzę w ciebie, że to ty będziesz w stanie uświadomić mu, że świat jest inny, niż ten, który pokazali mu dawni opiekunowie. Wiem, jak ty sobie wyobrażasz świat, gdyż swój również posiadałam bardzo dawno temu, zanim mnie z niego gwałtownie wyrwano.. Rozumiem cię przeto. Mam nadzieję, że widząc w tobie ciekawą osobę, zapomni o dawnych urazach.. Spoliczkowałam go za słowa, które rzucił wczoraj w kierunku twojej osoby i jestem dumna z ciebie za twoją postawę. Właśnie tego się spodziewałam..
  Gdyby Luna o tym pomyślała i miała na tyle odwagi, uściskałaby swoją nauczycielkę jak przyjaciółkę, ale musiała zachować dystans, który dzielił je od siebie. Na pożegnanie Rodley poklepała jednego z testrali, zapytała się o kilka rzeczy dotyczących tych stworzeń i zostawiła Lunę samą w ich gronie. Krukonka od dawna nie czuła się tak lekka. Wiedziała, że kiedy wróci do zamku to wszystko ulotni się jak pył porwany przez wiatr, ale miała zamiar upajać się tą chwilą choć jeszcze przez jakiś czas.
  To prawda, Malfoy był dla niej zagadką. Nie potrafiła go rozgryźć, pomimo wielu uwag i komentarzy na jego temat ze strony Ginny, która serdecznie go nienawidziła. Tyle razy słyszała o nim i mogła sobie wyobrazić jego okrutne i nieczułe zachowanie wobec jej przyjaciół, ale był on dla niej tylko osobą, którą inni z pewnością zaliczyli do najniższej kategorii pyszałków. Teraz wydawał cię całkowicie sprzeczny z obrazem, który wykreowały słowa jej przyjaciół. Może nieodzywanie się do niego było złym pomysłem, ale postanowiła na pewien czas nie ingerować w jego prywatność. Poczeka na rozwój wydarzeń. I co więcej, poczeka na szaloną przygodę, którą przygotowała dla niej Rodley, która w tej jednej chwili stała się jej zaskakująco bliska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz