poniedziałek, 20 sierpnia 2018

~18~

  Ginny i Neville natknęli się na Lunę, kiedy właśnie wracali z Wielkiej Sali po kolejnym groźnym oraz niepokojącym przemówieniu Snape’a. Choć obecny dyrektor przypominał po raz setny o posłuszeństwie wobec Śmierciożerców urzędujących w zamku oraz o pomocy w postaci dekonspirowania innych, młodzi Gryfoni puścili te ostrzeżenia mimo uszu. Bardziej martwili się tym, co czyniła Luna, którą spotkali po drodze, a która nie musiała uczestniczyć w tym godnym pożałowania wykładzie dyrektora.
  Dziewczyna siedziała wciśnięta pomiędzy dwie kolumny z książką odwróconą do góry nogami, wypisując za pomocą kawałka kolorowej kredy jakieś notatki.
- Luna? Nie zapomniałaś o spotkaniu w Wielkiej Sali? – pierwsza odezwała się Ginny w tak delikatny sposób, by nie wystraszyć Krukonki pochłoniętej czytaniem.
- Coo? – dziewczyna wbiła jasnoniebieskie oczy w dwójkę czekających przyjaciół.- Ach! Idzie?
- Kto? – zapytali jednocześnie Gryfoni i rozejrzeli się po korytarzu.
- Dyrektor? On pewnie wrócił do gabinetu.. Nie martw się, na pewno nie skumał się, że cię nie było.. – dokończył Neville, z czułością patrząc na dziewczynę nadal skuloną na podłodze.
- Nie, nie.. Uff.. – Luna wstała na nogi, trzymając pod pachą grube tomisko, a za ucho wtykając kolorową kredę, którą przy okazji pobrudziła sobie policzek.
- Masz.. na twarzy.. – jęknął chłopak i w tym samym momencie został nieznacznie nadepnięty przez Ginny, która udawała, że o niczym nie wie. Ale Luna nadal wydawała się odległa. Podeszła do Nevilla, kiedy ten najmniej się tego spodziewał i chwilowo wpatrywała się w jego oczy. Ginny jeszcze nigdy nie była świadkiem takiego zachowania Luny, ale z drugiej strony było to dla niej chwilową odmianą od całego natłoku spraw związanych z poszukiwaniami Harry’ego. Miło było popatrzeć na Lunę, która nadal nie przejmowała się tym, co działo się naokoło albo przynajmniej tak się rudej wydawało.
- No cóż.. – Luna wydała się z siebie żałosny dźwięk niezadowolenia.
- Masz jeszcze trochę wolnego czasu? Odrobilibyśmy razem lekcje.. – zaproponował Neville, który także nie potrafił pozbyć się uśmiechu z twarzy na widok roztrzepanej Krukonki.- Ginny?
- J-ja.. jaa.. no.. ekhm. No tego.. – bąknęła Gryfonka i najpierw spojrzała na książki, które trzymała przy sobie, potem na przyjaciół i w końcu na dwie kolumny, pomiędzy którymi Luna jeszcze przed chwilą prowadziła swoje rozmyślania.- Ja wrócę do dormitorium.. Christina prosiła mnie o pomoc – miała nadzieję, że nie dostrzegali jak łgała im w żywe oczy. Musiała z drugiej strony na kimś ćwiczyć.- To cześć! Zanim zdążyli odpowiedzieć, ruda pobiegła dalej, nawet się nie odwracając.
  Neville speszył się, widząc, że został z Luną sam na sam.
- Co czytasz? – musiał jako pierwszy zagaić rozmowę, gdyż Luna wróciła do lektury grubej książki.
- O snach.. – powiedziała poważnie, co wydało się chłopakowi nadzwyczaj komiczne.- W wolnych chwilach szukam informacji jak mogę się pozbyć natrętnych koszmarów.. ale wiesz..
- Och, rozumiem.. – mruknął cicho i spróbował zajrzeć przez ramię przyjaciółki, ale ta nagle zatrzasnęła tomisko z takim impetem, aż Neville wystraszył się.
- Spokojnie, to nie Śmierciożercy..
- Ach.. Wczoraj jeden chciał mi wkopać.. – pożalił się Neville, ale natychmiast poprawił się, nie chcąc, by Luna zaczęła mu współczuć, choć wątpił, czy w ogóle go słuchała.- Postawiłem się oczywiście, ale to i tak nic nie dało.. Nie ma już punktów, jakie można ująć Gryffindorowi..
- Och.. – zamyśliła się Luna i z czułością spojrzała na chłopaka.- I tak jesteś odważny.. Nie tak, jak niektórzy..
  I znowu schyliła swoją głowę. Kroczyli korytarzem od pewnego momentu w ciszy i tylko chłopak pilnował, by czasem ktoś nie zagrodził im drogi.
- Wiem, że Ginny nieźle dostała od jednego.. Pokopał ją.. Ale ruda się trzyma i nic nie jest w stanie jej złamać.. – zadumał się Neville i uśmiechnął się na myśl o twardej jak skała młodej Weasley.- Ale jak ty się trzymasz? Czy ktoś cię ostatnio skrzywdził?
  Luna westchnęła przeciągle i znienacka, co wystraszyło na chwilę Neville’a. Jednak jej wzrok błądził dookoła, jakby na siłę próbowała sobie coś przypomnieć lub co najmniej o czymś zapomnieć.
- Już nie pamiętam.. Czasem biją dziewczyny po twarzach, ale ja dostałam tylko raz mocno w policzek i nic więcej..
- Powiedz mi, który to był? – chłopak wypiął tors, naprężając w gniewie mięśnie.
  Luna spojrzała na niego czule jak tylko potrafiła najmocniej, ale czułość w połączeniu z Krukonką tworzyła śmieszną mieszankę, co tworzyło raczej coś zbliżone do obłąkania.
- Nie znam ich.. Neville, nie trzeba.. Wystarczy, że.. – chłopak bardzo pragnął usłyszeć to zdanie do końca, ale oczy Luny rozszerzyły się w panice i chwilowo zaprzestała oddychać.
- Co się stało? – Neville złapał ją za ramię i lekko potrząsnął.
- Mugoloznawstwo.. – jęknęła.- Dzisiaj pierwsze zajęcia z nowym nauczycielem.. Muszę iść! Ach, dziękuję!
  Neville nie wiedział, czy to było muśnięcie, czy podmuch świeżego wiatru, który okolił jego policzek. Nie mógł wyobrazić sobie podobnego uczucia, jakie miał okazję w życiu zaznać kiedykolwiek. Patrzył jeszcze za dziewczyną, która właśnie najprawdopodobniej ucałowała go w policzek.
 **
  Do zajęć z Mugoloznawstwa pozostało bardzo mało czasu i w biegu Luna obliczyła, że nie ma szans, by pojawić się niespóźniona. Gdyby dopuścili do zajęć z Teleportacji z pewnością dałaby radę ukrócić sobie drogę, ale po chwilowej zadumie nad tym tematem przypomniało jej się, że przecież nie wolno było tego robić na terenie zamku. Pozostało jej więc biec ile miała sił w nogach i w płucach. Dzisiaj zajęcia po długiej przerwie od chwili rozpoczęcia roku szkolnego miały odbyć się z nową nauczycielką, której uczniowie nie znali. Gdy Luna wpadła do sali wszyscy skierowali oczy ku niej. Milczący, zaskoczeni, przerażeni. Ale przede wszystkim sami. Prowadząca jeszcze się nie pojawiła ku radości Krukonki.
- Gdzie byłaś? – padło pierwsze pytanie zadane przez Annette, która siedziała niedaleko z przodu. Białowłosa jednak nie zdążyła jej odpowiedzieć.
- Siadać!!! – wrzasnęła nieznana wszystkim uczniom kobieta, która pojawiła się w drzwiach wejściowych. Jej przepełniony wściekłością wzrok skierowany był ku Lunie, która nadal stała w miejscu.- Mam pokazać ci drogę?
  Luna jednak zachowała zimną krew, gdyż od zawsze uważała, że takim ludziom wcale nie jest dobrze w życiu i dlatego wyżywają się na innych. Spojrzała na pulchną, niską kobietę, zmierzyła ją od stóp do głowy i dopiero wtedy zajęła miejsce obok przerażonej Annette. Nauczycielka z hukiem zamknęła za sobą drzwi i przeszła między ławkami z podniesioną głową i tak dostojnie jakby zaraz miała uklęknąć przed samym Voldemortem.
- Nazywam się Alecto Carrow i od dzisiaj będę waszą nauczycielką Mugoloznawstwa.
  W klasie nadal panowała zacięta cisza, ale Luna wyczuła, że i tak coś niedostrzegalnego przez oko zmieniło się nieznacznie. Ludzie ją znali, oprócz Luny i dlatego w odróżnieniu od innych nie przestraszyła się jak pozostali. Spojrzenia Puchonów, którzy szukali wsparcia w oczach innych zdumiał ją na tyle, że tym mocniej postanowiła skupić się na zajęciach i poznać nową prowadzącą, by zrozumieć zachowanie kolegów.
- Z dumą mogę nazwać się Czarną Służebnicą najwybitniejszego Czarnoksiężnika tego stulecia i przysięgam wam, że zrobię co tylko w mojej mocy by wam także wbić do waszych pustych głów tę piękną i prawdziwą wiadomość. Lord Voldemort jest jedynym – podkreśliła warknięciem ostatnie słowo – i niepokonanym czarodziejem, magiem, mistrzem jakiego wy, wstrętni zdrajcy i mugole nie będziecie mieli zaszczytu spotkać..
  Jej oczy wędrowały z jednego ucznia na kolejnego, by sprawdzić ich wytrzymałość i strach. Gdy ostatecznie wylądowały na Lunie, młoda Krukonka nie spuściła głowy ani nie speszyła się jak pozostali uczniowie. W ten sposób nawet nie była świadoma jaki błąd popełniła na początku znajomości z nową Śmierciożerczynią. Przez pozostałą część zajęć Carrow nie spuszczała z oka tych, których już nie polubiła od początku, zwłaszcza Luny Lovegood, która swoim rozmarzonym wzrokiem i dziecinną buźką wyrażającą raczej zadowolenie niż skruchę z bycia zdrajcą doprowadzała nową nauczycielkę do furii. Luna choć musiała wysłuchiwać kolejnych narzekań i krzyków swojej prowadzącej, nie bała się tak jak jej koleżanki z dormitorium, które siedziały skulone obok niej. Od razu po lekcjach Annette dopadła Lunę.
- Nie przeraża cię ta Alecto Carrow? – zapytała na wstępie, co zirytowało Lunę, gdyż lepszym dla niej tematem rozmowy byłaby chociażby pogoda, czy smaczny obiad czekający na nie w Wielkiej Sali.
- Nie osądzam ludzi od razu – powiedziała białowłosa, nawet nie zerkając na koleżankę. Annette widząc, że raczej nie zwróci uwagi Luny rozmawiając o zajęciach z nową prowadzącą, zeszła na inny tor, skupiając się na podstawowych ich obowiązkach.
- Mam pewien problem z esejem na Obronę Przed Czarną Magią.. Mogłabyś mi pomóc?
  Luna zatrzymała się bez uprzedzenia na środku korytarza, tworząc za sobą natychmiastowy korek przez co większość uczniów, burcząc na nią pod nosem musiało ominąć dwie ospałe Krukonki, które zapomniały najprawdopodobniej o panujących w publicznym miejscu zasadach. Ale gdy tylko ktokolwiek spostrzegł się, że to Pomyluna Lovegood od razu machano na nią ręką lub rzucano jakimiś nieszkodliwymi uwagami w stosunku do jej osoby.
- Dlaczego prosisz o to mnie? – Luna wybałuszyła oczy, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała i nadal nie przejmując się tym, że tamowała przejście w głównym miejscu.
- Bo.. – Annette od razu poczerwieniała, gdyż nie spodziewała się, że koleżanka by o to zapytała, ale nie pozostało jej nic innego jak wyjawić prawdę.
- Klara jest dobra w tych tematach, ale nie ja..
- Otóż właśnie wydaje mi się, że ty.. – przerwała jej Annette z uniesionymi wysoko brwiami, by wyrazić swoją życzliwość i wydawać się przez to łagodniejszą.- Nie tylko ja zauważyłam, jak profesor Rodley jest tobą zainteresowana.. To pewnie dlatego, że dobrze ci idzie z jej przedmiotu.. Widziałam, jak oddawałaś prace na czas, a nawet życzliwie z nią rozmawiałaś.. ty.. z nauczycielką, która jest największą tajemnicą Hogwartu od niepamiętnych chyba czasów.
  Luna odetchnęła w duchu, gdyż spodziewała się raczej, że Annette wyniesie na światło dzienne bardziej oczekiwane fakty. Okazało się, że jej znajomość z Victorią Rodley była postrzegana przez uczniów jako przejaw zainteresowania jej przedmiotem. I niech tak miało pozostać. Tym samym jednak Luna nie miała możliwości, by uciec od propozycji Annette.
- W porządku, pomogę Ci..
- A ja w takim razie chciałabym ci się w małym stopniu już odwdzięczyć i pokazać Ci, co odkryłam u Slaghorna. Już wiem na co mu te kociołki.. Idziesz ze mną zobaczyć?
  Luna wiedziała doskonale, jak niejeden Krukon jej domu, że Annette była najbardziej ciekawską osobą jaką udało się komukolwiek spotkać wcześniej. Tego jednak nie spodziewała się, że to od niej usłyszy tajemnicę, którą Luna sama interesowała się podczas zajęć z profesorem. Może udałoby się jej już wcześniej odkryć choć rąbek tego sekretu, gdyby nie Malfoy, który rozpraszał ją od momentu pojawienia się w klasie. Jako, że mogłaby to być dla niej szansa rozwiązania problemu dziwnych eliksirów, zgodziła się natychmiast, by wyruszyć z koleżanką aż do lochów.
- Wiem, że jeszcze jest za wcześnie – zaczęła ponownie Annette, czując się źle idąc w kompletnej ciszy -.. ale chciałabym zrobić moje urodziny tylko w naszym „pokojowym” gronie.. Wiem, że święto mam dopiero w listopadzie, ale nie szkodzi poinformować was wcześniej..
  Luna domyślała się, że nie chodziło jej o to, by tak po prostu uprzedzić dziewczyny, bo „coś mogło im się stać”, ale tylko o to, żeby zdążyły kupić jej jeszcze prezent. Nie była ona osobą, która troszczyła się o innych, ale raczej ich wykorzystywała. Luna pozwalała jej na to, godząc się odrabiać za nią prace domowe, udzielając jej informacji, które o dziwo były jej potrzebne i tak dalej.. Ta sytuacja była również świetnym przykładem na to, że Annette bez problemu mogła wykorzystać Lunę bez słowa jej sprzeciwu.
- Zrobię ci naszyjnik z koralików, chcesz? – Luna za to nie omieszkała się mówić wiele rzeczy wprost. Nie lubiła robić ludziom niespodzianek. Właśnie znajdowały się tuż obok klasy Slughorna i skuliły się wygodnie w kącie, by móc słyszeć, co dzieje się za ścianą, wspomagając siebie przy okazji zaklęciami. Annette postukała różdżką w drewniane, masywne drzwi, by tym samym umożliwić dźwiękom przedostawanie się przez przeszkody z mniejszym trudem. Luna z ledwością rozumiała, co działo się po drugiej stronie, ale domyśliła się jednej rzeczy – Slugorn prowadził ożywioną rozmowę z dyrektorem, którego baryton poznałaby na każdym kroku.
- Proszę, proszę..
  Luna oraz Annette podskoczyły w miejscu, kiedy usłyszały głos zza swoich pleców, a nie z miejsca skąd podsłuchiwały. Za nimi stała Pansy wraz z Crabbem oraz Goylem, którzy wyglądali okropnie w poszarpanych i poplamionych jedzeniem szatach.
- Dwie małe ptaszyny zgubiły się w odmętach lochów i co więcej - szpiegują... – zaszydziła Ślizgonka i jednym sprawnych ruchem dłoni kazała swoim gorylom, by podnieśli dziewczyny.- Zapomniałyście czyje to terytorium? Co robiłyście tutaj?!
  Przez chwilę Luna poczuła niepokój związany nie z tym, co mogłoby się im stać, ale raczej z faktem, że to dyrektor oraz profesor mogli usłyszeć ich kłótnię.
- Odpowiadajcie, smarkule! – krzyknęła rozhisteryzowana dziewczyna.- Nie chcecie odpowiadać? Proszę bardzo.
  Crabbe oraz Goyle nie przejmowali się, że byli traktowani przez Ślizgonkę jako podwładni, którzy musieli wykonywać jej polecenia. Bez ociągania czy zawahania obdarowali Krukonki po jednym ciosie w brzuch. Annete od razu upadła na podłogę, jęcząc i szlochając, za to Luna zachwiała się miejscu, ale nie straciła równowagi.
- Minus dwadzieścia punktów dla Ravenclaw.. Jakże to tak? – prychnęła podle Parkinson.- Od kiedy przestano słuchać jedynego prawdziwego i najszlachetniejszego domu tego zamku, gdzie zdrajcy, żmije i szlamy splugawiły go swoją obecnością? Jak śmiecie nawet nie odpowiadać prefektowi nieskazitelnego i idealnego Slytherinu?
   Annette patrzyła przerażona na tą szopkę, którą wystawiała okrutna Parkinson. Była to jakby powtórka tego, co dzisiaj je spotkało, gdyż wcześniej tak samo musiały wysłuchiwać pochwałek Alecto Carrow.
- Luna – jęknęła Annette, próbując złapać koleżankę za rękaw szaty, ale Crabbe odciągnął ją za włosy, śmiejąc się przy tym bezdusznie.
- Parkinson, co się tu dzieje? – u szczytu schodów pojawił się jeden z Śmierciożerców, którego Luna nie znała. Jego twarz wydawała się raczej przyjemna w porównaniu do pozostałych osobników jego pokroju, którzy atakowali bezbronne dzieci na każdym kroku.- Zostaw te smarkule, mamy coś innego do załatwienia..
- Och, daj mi pięć minut – pisnęła, prosząc go z błagalnym uśmiechem, co ostatecznie przekonało Śmierciożercę.
- Ale od razu masz im kazać zjeżdżać.. – westchnął mężczyzna, który stał na trzecim stopniu i nie ruszał się z miejsca.
- Obok jest dyrektor.. – powiedziała Annette, próbując odnaleźć ostateczne koło ratunkowe przed wydarzeniami, jakich mogła się spodziewać tylko w koszmarach.
- Snape jest po naszej stronie, dziewucho – warknęła do niej Pansy.- Poza tym, ty nie jesteś mi potrzebna. Crabbe zostaw ją.. Ale za to ty – zwróciła swoją głowę w stronę Luny.- Dlaczego Dracon tak bardzo się tobą interesuje? Co w tobie widzi profesor Rodley, że okazuje ci tak głęboką uwagę? Dużo osób to zauważyło, ale dla mnie staje się to niepokojące..
- Nie mam nic do nich.. – powiedziała szybko Luna, wiedząc, że w życiu nie mogłaby sobie wyobrazić jakiegokolwiek związku z Malfoy’em i tym samym dziwiła się ludziom, którzy tak mniemali.
- Tym lepiej, ale i tak mnie wkurzasz… - parsknęła śmiechem, a w ślad za nią poszli Crabbe i Goyle, którzy pewnie i tak nie kumali tej sytuacji ani odrobinę.
- Drętwota! – zaatakowała Krukonka, nawet nie myśląc o tym, jakie konsekwencje mogły wyniknąć z tego nieprzemyślanego ruchu. Ale rozpoczynanie tematu, który dotyczył Malfoy’a działał na nią drażniąco.- Alohomora! – krzyknęła w stronę drzwi, za którymi rozmawiali Snape oraz Slughorn.
  W jednej chwili rzuciły się z Annette do ucieczki, kiedy na chwilę mogły pozostawić wrogów nieprzygotowanych na taką okoliczność. Biegły ile powietrza miały w płucach, a Lunie przypomniał się wcześniejszy bieg na zajęcia z Carrow. Gdy tak dalej pójdzie, z pewnością zapisze się na jakieś zawody sportowe. Ojciec mógłby być z niej nawet dumny, tak samo jak Ginny, która sama była typem sportowca..
- Luna! – Annette z niewiadomych przyczyn chwyciła w biegu swoją koleżankę, która bez żadnych objawiających się niepokojących symptomów prawie runęła głową o posadzkę. Ale Krukonka już dawno wbiegła w stan nieświadomości.
 *
  Luna siedziała na swoim łóżku w Wieżyczce i patrzyła, jak magiczna róża, którą dostała od swojej profesor kwitła w rozbrajającym tempie zatopiona w połowie w szklanym wazonie. Dzień był dosyć pochmurny, ale i tak dziewczyna nie wydawała się tym przejmować. Zaraz miała zejść na dół, by pomóc ojcu przygotować obiad.
- Prawda, że jest piękna? – zapytała Luna swojej mamy, siedzącej na kanapie pod oknem, które pozwalało światłu słonecznemu choć trochę rozjaśnić pokój córeczki.
- Pasuje do ciebie – odpowiedziała subtelnie, podnosząc wzrok i mierząc jasnymi oczami Lunę.
- Myślisz, że mogę jej zaufać?
- Myślę, że nie masz wyboru..
 *
  Z daleka usłyszała czyjeś krzyki i pierwsze o czym pomyślała było to, że ostatnio niespodziewane sny zdarzały się coraz częściej. Nie pozwalali spać jej w ciszy, ale zawsze albo głośno rozmawiali, albo gromko debatowali, albo na cały głos kłócili się, jak i w tej chwili. Dawno nie zaznała spokojnego snu.
- Uspokójcie się!
  Dyrektor właśnie wyszedł..
- Co z Luną?
- ..chyba nie myślisz, że puścisz je sobie tak po prostu?
- ..moim zdaniem, to same zadecydują..
- Mogę już wrócić, pani profesor?
- Och, Luna! Obudziłaś się już! – przed oczami Krukonki wyrosła twarz koleżanki z dormitorium, której oczy wyrażały przerażenie, strach i wiele innych niepokojących uczuć.- Możemy już iść?
- Jak się czujesz? – to głos profesor Rodley był tak spokojny i opanowany jak głos matki, którą widziała w swoim chwilowym śnie.. Gdyby dali jej spać, może zdążyłaby zamienić z nią choć jeszcze słowo..
- Zatrważająco – powiedziała Luna i chwyciła za swoje czoło, czując zbliżające się bóle głowy.
- Pani profesor?!
- Parkinson, z tobą jeszcze nie skończyłam.. – profesor srogo zwróciła się starszej uczennicy.- Wiesz, co to znaczy niesprawiedliwie i bez podstaw wyżywać się i wykorzystywać uczniów?
- J-ja.. – Luna nie spodziewała się, że ujrzy w gabinecie Rodley właśnie prefekt Slytherinu, ale najwidoczniej przestała dawno już śnić i to, co widziała było prawdą.
- No właśnie.. – westchnęła nauczycielka i z założonymi rękami obeszła dziewczynę dookoła.
- Daj spokój.. Wypuść ją – warknął dyskretnie Draco z kąta sali, którego Luna nie miała w zasięgu swojego wzroku. Poczuła, jak dłoń Annette trzymająca rękę Luny zadrżała na dźwięk jego głosu.
- Sama to załatwię – odpowiedziała mu subtelnie kobieta i przez chwilę szeptała z Parkinson, prowadząc z nią jakąś niezbyt pochlebną dyskusję.
- Tak, zrozumiałam..
- Pójdzie pani z panienką.. eh.. nie mam pamięci do wszystkich nazwisk..
- Annette Bloodtraitor.
- Ciekawe.. – powiedziała ochryple Rodley i zmierzyła Krukonkę wzrokiem.- Udacie się panie razem, by odbyć swój szlaban. Za podsłuchiwanie nie będzie ulgi, panno Bloodtraitor..
- Rozumiem – odrzekła jej Annette, czując przygnębienie nie z powodu szlabanu i tego, co musiało ją spotkać, ale raczej z towarzystwa, na jakie została skazana.
- Możesz wyjść.. Pansy, ty także.. O, Luna, a ty zostajesz..
  Annette pożegnała koleżankę smutnym wzrokiem i zniknęła za drzwiami wraz z Ślizgonką, która nawet na Lunę nie spojrzała. Próbowała pożegnać się za to z Draconem, który jak obrażony i dumny dostojnik obserwował całe wydarzenie z boku. Nawet nie odwrócił głowy, by choć kiwnąć dziewczynie na pożegnanie. Gdy tylko drzwi trzasnęły, upewniając wszystkich, że nikt już im nie przeszkodzi, Dracon raptownie podskoczył z fotela i ruszył w stronę Luny. Dziewczyna trwająca jeszcze w stanie sennej nieświadomości, zamiast czuć przerażenie, rozchyliła oczy w zdumieniu.
- Draco! – powstrzymała go szybko Rodley, stając między nimi, kiedy ten był o krok od dziewczyny. Wtedy dopiero Krukonka dostrzegła wyraz jego twarzy, umalowanej rozpaloną wściekłością.
- Wiesz, o co mi chodzi! Chcę jej dać jedyną nauczkę na przyszłość!!
- Nie potrzebuję dodatkowej przemocy.. Spotkało ją dzisiaj zbyt wiele.. Nie obwiniaj..
- Posłuchaj! Już któryś raz z kolei spotykam ją na swojej drodze..
- To nie ja poprosiłam cię o rozmowę ze mną.. – wtrąciła Luna, uświadamiając sobie w zupełności, że chciał jej zrobić krzywdę.- Sam zawracałeś mi gło..
- Jak śmiesz! Gdyby Victoria nie miała w zapasie jakiś ciekawych i przydatnych zaklęć, leżałabyś stłuczona na posadzce.
   Odepchnęła Dracona raz a porządnie i czekała, czy zareaguje spokojniej.
- Któryś raz z kolei musiałem jej pomóc! Pomylunie Lovegood? Rozumiesz, Victorio?!! Ja, który nie brudzę sobie rąk szlamami i zdrajcami, nagle jestem zobligowany przeciw swojej woli, by jej pomagać! Zwariowałaś??
  Luna patrzyła z przerażeniem jak chłopak wyżywa się na swojej opanowanej i nienaruszonej jak kamień nauczycielce. Wysłuchiwała jego żalów, nawet przez chwilę trwania tego potoku obelg i złych słów zwróconych przeciwko Lunie nie ruszyła palcem, nie wydała żadnego dźwięku. Patrzyła mu tylko cały czas w oczy i patrzyła. W końcu Ślizgon opadł na fotel, zakrywając zaczerwienioną z gniewu twarz w swoich dłoniach. Dyszał jeszcze ciężko, ale nie zrzucił dłoni Rodley, która położyła ją na ramieniu chłopaka.
- Dla ciebie jestem kimś niższej rangi? Klasy społecznej? Nie zasługuję prosić o pomoc? – odezwała się delikatnie Luna, która z uwagą dobierała słowa, pomimo, że ją również nieznajoma złość zaczęła palić w żołądku. Malfoy odchylając dłoń, ukazał twardy i zimny wzrok znad swoich długich, kościstych palców i jął wpatrywać się w dziewczynę nieustępliwie.
- Mam cię traktować jak władcę? Wystarczy, że powinnam bać się samego Voldemorta..
  Z boku Viktoria spuściła głowę i spojrzała uważnie na Dracona, pilnując każdej jego reakcji.
- Czy dla ciebie jestem brudna? Nie zasługuję na miano człowieka? Po tych wielu obelgach muszę przyznać, że to ty jesteś gorszym człowiekiem niż ja, choć nigdy nie przytrafiło mi się kogokolwiek szufladkować.. Jestem nieczysta? Popatrz, może powinnam się rozebrać i pokazać ci, że nie wyglądam jak szlama?
  Na te słowa oczy Dracona poruszyły się z zdumieniu. Zmarszczył czoło, kiedy mówiła o rozbieraniu się, gdyż takiej wypowiedzi wcale się nie spodziewał.
- Luna – powiedziała Victoria, która jednak postanowiła zainterweniować.- Dracona poniosły emocje i nie rozumie, przez co ty również możesz przechodzić.. Kiedy zemdlałaś uciekając przed Pansy, Annette znalazła Draco i poprosiła go o pomoc. Nie była to najlepsza chwila, gdyż właśnie wrócił ze spotkania..
- Nie musisz jej tego mówić – powiedział ozięble, ale już spokojniej niż wcześniej.
- Przecież to nie niespodzianka, że jesteś Śmierciożercą, więc ma prawo wiedzieć.. Musi też zrozumieć, a na pewno w tej kwestii jest mądrzejsza od ciebie.
  Draco obdarował nauczycielkę zimnym jak lód spojrzeniem, ale nie powiedział nic na te słowa.
- Jeszcze nie skończyliśmy, Lovegood – warknął i wstając, poszedł w kierunku głębszej części pokoju.
- By było sprawiedliwie, też muszę cię ukarać, ale szczegóły szlabanu podam ci później. Rozmyślam nad pewną sprawą i muszę ją jeszcze skonsultować z pewnym osobnikiem.
- T-tak. ja.. Czy mogę wrócić? – Luna nie czuła się zbyt dobrze. Tak naprawdę chciało jej się wymiotować i musiała wyjść z gabinetu jak najszybciej. Profesor nie spodziewała się, że Luna chciała tak szybko uciec, ale także nie dziwiła się po tym, co musiała Krukonka usłyszeć z ust Dracona. Dziewczyna zbladła jeszcze bardziej, ale trzymała się mocno na nogach.
- Nie wyjdziesz bez po..
- Poradzę sobie sama, profesor. Przecież nikt nie życzy sobie udzielania pomocy.. – od dawna nie wypowiadała tak zimnych słów jak w tej chwili, ale nie miała też wyjścia. Czuła przeogromny smutek, związany ze snem o mamie, z wydarzeniami, na które była narażona razem z Annette oraz ze słowami jakie ten palant z siebie wyrzucił. Nie chciała mieć do czynienia z tym człowiekiem już nigdy więcej. Zapominając o słowach pożegnania, wyszła bez słowa z gabinetu, pozostawiając profesor sam na sam z Malfoy’em.
 Victoria wpatrywała się w plecy chłopaka, który siedział do niej tyłem, oparty o masywne biurko stojące na końcu pomieszczenia.
- Nie mów nic.
- Nie. Chciałam ci zadać tylko jedno pytanie – powiedziała lodowato kobieta.- Jak mogłeś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz