czwartek, 2 sierpnia 2018

~11~

  Piątkowe lekcje szóstej klasy nie były wcale ciężkie, ale i też nie takie nadzwyczaj interesujące. O dziewiątej Luna miała z Puchonami Historię Magii, więc po nudnej lekcji z profesorem Binnsem, zdecydowała wybrać się na błonia, ale niestety przeszkodził jej w tym złośliwy deszcz. Z tego powodu poszła do Wielkiej Sali, by razem z kilkoma innymi nie mającymi co robić w wolnej chwili znajomymi z dormitorium usiąść przy stole. Zjadła porcję budyniu, która pojawiła się przed nią w momencie gdy dotknęła stołka.
  Od samego rana próbowała zapomnieć o wczorajszej rozmowie i szyderstwach tego naburmuszonego i cwanego Ślizgona. Jednak jak na złość siedziała w najgorszym punkcie, gdzie jego twarz widniała idealnie naprzeciw jej własnej, za sąsiednim stołem Slytherinu. Ten w ogóle nie zwracał na nią uwagi, jakby jej nie znał lub co było bardziej prawdopodobne, unikał. Co gorsza, tym razem inny dawny znajomy zawisł nad jej sylwetką, przerywając snucie cichych refleksji na temat drania Malfoy’a i był to David.
- No, no, Lovegood – zaśmiał się szyderczo i chrząknął dwa razy.- Co taka pochmurna dzisiaj? Dowiedziałaś się, że mają zamiar zamykać zdrajców?
  Wszystkie dziewczyny z dormitorium Luny podniosły głowy, by tym gwałtownym gestem wyrazić swoją dezaprobatę. Ich wzrok utkwił w dziewczynie, jakby oczekiwały, że Luna zaraz wstanie i ucieknie. Lecz ta nadal siedziała niewzruszona.
- Bardziej od zdrajców bałabym się na twoim miejscu magico-tradików - Luna zaskoczyła go tym stwierdzeniem, jak z resztą wszystkich siedzących dookoła. Po chwili dziewczyny zaczęły zadawać sobie nawzajem pytania dotyczące tych dziwnych, nieznanych nikomu stworzeń.
- Mam gdzieś te twoje głupie i nieistniejące mago..mago.. Grr!! Niech to.. – zawarczał pod nosem Ślizgon i już miał dodać od siebie jeszcze kilka słów, ale zauważył, jak do sali wchodzi profesor Rodley, więc jak najprędzej usunął się ze swojego obecnego położenia.
  Luna wstała od stołu. Nie mogła znieść już niczyich obelg. Chociaż tyle razy zapominała o nich po kilku chwilach, tak samo, jak o tej z Davidem, nie mogła wyrzucić z pamięci szyderstw Malfoy’a. Jesteś smarkata.. Udowodniłem ci wystarczająco, że jesteś beznadziejna?
   
Wiedziała, że nawet nie spojrzał się, kiedy rozmawiała ze Ślizgonem. Żartował o czymś z Zabinim.
- Wszystko w porządku, Luna? – na ramieniu Krukonki wylądowała chłodna dłoń profesor Obrony Przed Czarną Magią. Jej głos wydawał się taki pełen troski. Dziewczyna odwróciła się grzecznie w jej stronę, odpychając od siebie jej zimną rękę. Niewyraźnie uśmiechnęła się, by dać nauczycielce do zrozumienia, że nie powinna przejmować się jej stanem. Właśnie.. Po co pani Rodley tak bardzo się nią interesowała?
 Nawet nie wiesz, idiotko, jak Rodley jest tobą..
- Nie.. nie..
  Nieświadoma swoich słów uciekła z Wielkiej Sali. Pobiegła od razu do salonu dormitorium. Nie zważając na swoje gwałtowne ruchy, rzuciła się na sofę i chwilę trwała w tym bezruchu.
Rodley.. Rodley.. Zainteresowana nią? Myślenie o nauczycielce wywoływało natychmiast skojarzenia z Malfoy’em, więc by choć na chwilę wyrzucić go z głowy, wyjęła książkę do Transmutacji i zaczęła odrabiać pracę domową. Choć na chwilę mogła odpocząć od tych dziwnych wspomnień, zapisując proces przemiany lucertoli w smoka. Zmęczenie jednak dało o sobie znać i po chwili Luna nieświadoma swoich sił, opadła na pergamin i książkę.
 *
  Obudziła się w dziwnie znajomym pomieszczeniu. Przypominało jej to dawny gabinet mamy, w którym prowadziła swoje eksperymenty. Wszystko dookoła wydawało się raczej zamglone i niewyraźne. Niektóre przedmioty w ogóle nie były podobne do żadnych urządzeń, zmieniały swoje kształty jakby zapomniały czym były. Obracając się wokół wszystkich przedmiotów, Luna zamarła na chwilę, kiedy usłyszała odgłosy dochodzące z wyższego piętra. Drzwi otwarły się na oścież i oczom dziewczyny ukazała się kobieca sylwetka.
- Córeczko… Tutaj się chowasz!
 *
- Luna!! – głos Marietty rozległ się gdzieś poza przestrzenią snu.
- Słyszysz mnie, panno Lovegood? – teraz to był profesor Filtwick.
  Stał chyba najbliżej, gdyż jego troskliwy głosik wdzierał się do ucha dziewczyny jak pisk odjeżdżającego pociągu.
- Profesorze, czy coś jest nie tak? – w jaki sposób znalazła się tu Ginny?
  Luna otwarła gwałtownie oczy i zamrugała kilka razy, by rozejrzeć się wokół siebie. Przed nią stał jej nauczyciel, koło niego Ginny, a za kanapą Annette i Marietta. Zauważyła również wielu młodszych Krukonów oraz Vandę i Klarę.
- Profesorze.. – mruknęła Luna, chwytając się za głowę. Teraz dopiero poczuła stróżki potu osiadłe na jej karku. Opadła na kanapę wyczerpana, jak po długim biegu na czas. Nie rozumiała, co działo się w czasie, gdy błądziła w sennej nieświadomości. Na dodatek do salonu wszedł Neville, trzymając jakąś roślinę w ręku. Za nim także paru Krukonów, którzy pozwolili mu wejść. Podbiegł, gdy ujrzał rozbudzoną Lunę.
- To ta roślina. Coscienza, która przywróci Lunę do przytomności. Musi tylko wdychać jej zapach.
  Profesor przypilnował, by podano Lunie leczniczą roślinę, a potem odszedł, karząc Ginny i innym dziewczynom pozostać przy niej, w razie jakiegoś niebezpieczeństwa.
- Która godzina? – wyjąkała Luna, nadal trzymając obolałą głowę.
- Dochodzi piąta popołudniu – dopowiedziała Ginny.- Wszyscy wystraszyli się, jak zaczęłaś krzyczeć i miotać się na sofie. Annette pobiegła od razu do profesora, a Marietta po mnie. Nic ci nie jest?
- To przez ten stres – mruknęła Luna, zbierając wypracowanie z podłogi. Oczywiście miała na myśli Ślizgona, ale nie mogła powiedzieć o tym na głos.
- Musisz odpocząć – odezwał się Neville, który nadal stał nad dziewczynami.- Może odpuścisz sobie dzisiejsze zajęcia?
- Profesor wytłumaczy cię przed innymi nauczycielami – rzekła Annette, siadając na oparciu kanapy.- I tak mają inne zmartwienia, więc pewnie zgodzą się bez zastanowienia.
- Co się stało? – Krukonka ułożyła na stoliku zmięte pergaminy.
- David Mechelbot zaatakował wraz ze swoimi kolegami dwie dziewczyny z młodszej klasy – odpowiedziała Klara, która nadal stała blisko grupy.- A potem sam zniknął.
- Hmm.. Mówiłam o magico-tradikach? – Luna spojrzała na przyjaciół, szukając na ich twarzach potwierdzenia jej prawdomówności.- Choć mam nadzieję, że się znajdzie..
- Jak cię kiedyś zaczepi, powiedz to mnie – zaśmiała się Ginny nerwowo.- Niedługo Astronomia.. Luna?
- Powinna zostać – wtrącił ponownie Neville, ale Krukonka nie była wcale za tym, by siedzieć sama w dormitorium.
- Idę.. Nic mi się nie dzieje.. – zbyt gwałtownie wstała z kanapy.- Choć w głowie szumią mi jeszcze gnębiwtryski..
 **
  Kiedy profesor Vektor wypuściła grupę Krukonów i Gryfonów, Luna wraz z Ginny jako pierwsze wybiegły z obserwatorium. Jeszcze godzinę temu z korytarzy dobiegały głośne i dziwne odgłosy, które nikomu za dobrze się nie kojarzyły. Teraz nasiliły się, roznosząc się po salach i odbijając od ścian, tworząc tym samym złowrogą melodię. Z sąsiedniej sali wyszła grupa Puchonów, którzy również byli zaskoczeni i zaniepokojeni tą dziwną sytuacją.
- Rozejść się natychmiast! – krzyknął ktoś znajomy, kogo Luna poznała od razu. Malfoy zatrzymał się kilka stóp od dziewczyn, z różdżką w ręce i spojrzał na nie niezadowolony. - Do dormitoriów, smarkule!
- Kogo nazywasz smarkulami, cyniczny palancie?!! – dłonie Ginny zatrzęsły się, kiedy usłyszała jego słowa. Chłopak nie zdążył odpowiedzieć na jej ripostę, gdyż z boku nadbiegło kilku nietrzeźwych, roześmianych oraz uzbrojonych Śmierciożerców, którzy dołączyli do Ślizgona.
- Co to za szmaty znalazłeś, Draco? – zapytał blondyn, który jako pierwszy objął ramię chłopaka.- Czy to nie Gryfonka?
  To Ginny przykuła ich uwagę, choć nie za bardzo się tym przejęła. Wiedziała, że była jedną z potężniejszych czarownic, więc nawet trzech najgłupszych idiotów nie dałoby rady tknąć jej czubkiem palca. Luna patrzyła na jej skamieniałą twarz i nie mogła uwierzyć, jaka była piękna. Te rude włosy, które okalały jej piegowatą buzię..
- I Krukonka!! Blondyn oraz jego kompan podeszli, by z bliska przyjrzeć się dziewczynom. - Zabieramy je! – palnął drugi i już wyciągnął rękę, by chwycić na szatę Luny, gdy wtem odrzuciło go z siłą wybuchu kuli armatniej.
- Precz stąd, osły.. Zostawcie je – warknął Draco.
- Ależ Draco! – powiedział blondyn, któremu nic się nie stało, ale po wypadku swojego przyjaciela wolał się odsunąć.- Chcieliśmy się tylko z tymi dziewczynkami zabawić..
- Spadajcie – powiedział ostro w stronę Luny i Ginny i nawet zagroził im różdżką.
  Luna patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, jakby zaraz miała nimi wchłonąć chłopaka. Ginny pociągnęła ją za szatę i ominęła Dracona, wcale nie obdarzając go żadnym podziękowaniem, czy spojrzeniem.
- Draco.. – wymruczała Krukonka, ale Ślizgon nie zareagował. Ostatnie, co widziała, było wymierzenie przez Malfoy’a pięści w twarz blondyna Śmierciożercy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz