poniedziałek, 6 sierpnia 2018

~12~

- Pierwszy raz słyszę osobę, która twierdzi, że Malfoy stał się inny– szepnęła rozbawiona Ginny.- Prędzej to bym skoczyła z klifu, niż miałabym tak uważać. Przecież go nawet nie znałaś..
- Kto skończył pisać o transmutacji ropuch? – zapytała głośno profesor McGonnagall, spoglądając znacząco na dwie dziewczyny siedzące z przodu. Kilkoro uczniów podeszło do biurka, by oddać prace, z nadzieją, że za chwilę ich katorga nareszcie się skończy. Luna i Ginny oddawały jako jedne z ostatnich, gdyż ich częste rozmowy podczas zajęć odebrały możliwość skomponowania odpowiednich faktów na temat transmutacji ropuch zielono krwistych i przez to zasiedziały się jeszcze na przerwie.
- Panno Weasley, panno Lovegood – nad ich głowami zawisła profesor.- Czas miałyście na lekcji, a jeśli inaczej go spożytkowałyście, przykro mi..
  Żadna z nich nie przejęła się tym stanem rzeczy. Luna myślami błądziła jeszcze po korytarzu, na którym Malfoy uratował ich skóry, znowu Ginny zastanawiała się nad sprawami Harry’ego. Szybko jednak zwróciła uwagę ponownie na to, o czym opowiadała jej przyjaciółka.
- To, co powiedziałaś to bardzo podejrzane – powiedziała ruda z miną głębokiego zamyślenia.- A co z tym snem? Nie zdążyłam cię nawet o to wcześniej zapytać..
  Luna opowiedziała przyjaciółce koszmar, o którym zdążyła już poniekąd zapomnieć, jednak szybko przypomniała sobie każdy szczegół.
- Dlaczego twoja mama, po tak wielu latach? – Ginny przystanęła pod jedną z kolumn i spojrzała na zapaloną pochodnię wiszącą nad nimi.- To zagadkowe..
- Tęsknię za nią, ale to nie znaczy, że nie pogodziłam się z jej odejściem.. – mruknęła Krukonka i oparła się z drugiej strony, mając Ginny za swoimi plecami.- To już tyle lat..
- I ten Malfoy.. – warknęła ruda.- Dziwię się, dlaczego nie pozwolił Śmierciożercom użyć sobie na nas.. On mnie nienawidzi.. Nie, Luna! Bez tych twoich głupich domniemań.
- Chciałam powiedzieć, że zaraz spóźnimy się na Zaklęcia.
 *
  Jak na złość Filtwick ciągle przechodził obok Luny, jakby się martwił, że dziewczyna ponownie zemdleje. Dokańczali zaklęcie Kameleona, a profesor już po raz piąty tłumaczył Lunie, jak trzeba machać różdżką. Ginny patrzyła na to z rozbawieniem, ale Lunie wcale nie było do śmiechu. Gdyby była nerwową osobą, krzyknęłaby na cały głos, że uczęszczała na zajęcia Gwardii w czwartej klasie. Ale nawet sama ta myśl dodała jej otuchy i przypomniała, że wcale taka zła nie jest, tylko Filtiwick po prostu się niepokoił. Od początku roku szkolnego, do domu wróciło wielu młodych Krukonów z obawy przed Śmierciożercami. I tym razem opiekun ich domu nie chciał tracić kolejnej osoby.
- Dobrze, panno Lovegood – uśmiechnął się profesor i popędził do następnej grupy.
- Mówiłaś coś, Luna, że chciałaś iść do pani Rodley? – zagadała ją Ginny, kiedy tylko zostały same.
- Tak.. Malfoy wspomniał o tym, że ona interesuje się moją osobą.. – odpowiedziała jej Luna, szukając w podręczniku podpowiedzi do zaklęcia Kameleona, gdyż Filtwick tak jej namieszał, że nie wiedziała, czy dobrze czaruje.- Czuję, że muszę się do niej zbliżyć.
  Zanim ich rozmowa zdążyła się rozwinąć, z powrotem przybiegł ich profesor i powrócił do upominania Luny, jak poprawnie powinna trzymać różdżkę. Jej udręka trwała aż do końca lekcji, kiedy wyszły pierwsze z klasy i pozostały ponownie same na korytarzu.
- Witaj, Pomyluna.. – powiedziała Pansy Parkinson, która wraz z Zabinim zmierzała na swoje zajęcia.- Spójrz, Blaise, jakie mamy szczęście..
- Darujcie sobie – warknęła Ginny i już miała chwycić na szatę Luny, kiedy jej uwagę przykuła inna osoba.
  Rodley została zauważona tylko przez Gryfonkę, gdyż Ślizgonka zbliżyła się do nich ze złośliwym uśmiechem na swojej twarzy i najpewniej wierzyła, że są sami. Oplotła swoje palce wokół kosmyka włosów Luny i chwilę się nim bawiła.
- Każdego wieczoru czekam na moment, kiedy przyłapię jakieś naiwne Krukonki, ale szybko mi się to znudziło, więc pomyślałam, czemu by nie spróbować tego w biały dzień?
- A ja każdego dnia mam nadzieję, że w końcu spotkam dostateczną ilość inteligentnych osób w moim życiu, ale niestety, wiele czynników obniża moją wiarę w ludzkość.
  Pansy odskoczyła jak poparzona od Krukonki i spojrzała w stronę skąd dochodził głos, lecz nikogo nie ujrzała. Za to na jej ramieniu pojawiła się blada dłoń.
- Minus pięć punktów dla Slytherinu, z bólem serca muszę przyznać.. – powiedziała Rodley sycząc nad uchem siódmoklasistki, a potem pozwoliła dziewczynie spojrzeć sobie w twarz.
- Przepraszam, pani profesor.. – Pansy spuściła wzrok ze wstydu i bez słowa popędziła w swoją stronę. Blaise, który przyglądał się temu z wymalowaną obojętnością, ruszył powoli za nią.
- Przykra rzecz – skomentowała krótko nauczycielka i spojrzała w końcu na uczennice.- Chciałabym porwać pannę Lovegood na jakąś chwilę.
  Dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i spojrzała na Ginny. Ta jednak dała jej znak, by słuchała nauczycielki i pierwsza je opuściła.
- Proszę pani – odezwała się cicho, ale wiedziała, że profesor ją słyszy - A moje eliksiry?
- Przekazałam Slughornowi, że będziesz chwilowo niedostępna - odpowiedziała krótko.
**
  Jej szata leciutko powiewała w rytmie kroków, gdy szła nadzwyczaj bezszelestnie i zgrabnie. Luna wpatrywała się w jej rozpuszczone, czarne, lśniące włosy, sięgające aż do pasa i wyglądające jak czarne nitki, którymi można uszyć najkosztowniejszą tkaninę. Dziewczyna nie mogła odkleić od nich oczu i nawet nie zauważyła, kiedy doszły do gabinetu profesor. Profesor Rodley przeszła zwinnie po czerwonym dywanie jakby chciała na nim zatańczyć i stanęła za biurkiem, cały czas bacznie obserwując Lunę. Przez moment jej lewa powieka zadrgała i wtedy spuściła wzrok, by skupić swoją uwagę na zwitku pergaminu, który leżał na blacie. Lunie nie spieszyło się wcale, tym bardziej, kiedy wiedziała, że została usprawiedliwiona u profesora Slughorna. Jej obecność w gabinecie Rodley zwiększyła jej zaciekawienie. Sama planowała ją odwiedzić pod jakimś wymyślonym pretekstem, ale najwidoczniej to nauczycielka chciała jej coś przekazać i to budziło w Lunie niewysłowioną ciekawość.
- Czy dobrze się czujesz, Luna?
 Dlaczego się o to pytasz?
- Ja.. Chyba tak – odpowiedziała opanowana.- Mechelbot od pierwszej klasy był dla mnie niemiły.. – przypomniała sobie wydarzenie w Wielkiej Sali, kiedy została zatrzymana przez nauczycielkę, będąc chwilę wcześniej zaczepiona przez Ślizgona.
- Dlaczego? – profesor założyła ręce na klatce piersiowej, zasłaniając kołnierz szaty, tak elegancko wykrojony na jej piersiach.
- Cała szkoła nazywa mnie Pomyluną od chwili, kiedy uznała, że jestem dziwna.. Ale ja się tym nie przejmuje.. Mam.. yy.. chyba dobrych przyjaciół, Ginny.. Neville’a.. którzy są wobec mnie przyjaźnie nastawieni.
- Dziwna – prychnęła kobieta.- .. Luna, jesteś intrygująca..
  Przez chwilę Lunie wydawało się, jakby profesor lekko się uśmiechnęła, ale po sekundzie ciągnęła dalej:
- Znam na razie jedną osobę spośród wielu, która okazała się tak samo frapująca jak ty..
  Dziewczyna podniosła wysoko swoje jasne brwi ze zdziwienia.
- Skąd mnie pani zna? – wiedziała, że musi zadać to pytanie.
- Nie znałaś mnie, zatem ..co ci to da, jeśli ci odpowiem?
  Profesor Rodley obróciła się do niej tyłem i podeszła do półki z książkami. Wzięła jasny tom, oprawiony w czarną skórzaną okładkę.
- Pożyczam ci – powiedziała krótko, podając jej książkę.- Na czarne sny.
  Luna ponownie spojrzała na nią, wyrażając swoimi jasnymi oczami każde niezadane przez nią pytanie, które czekało na odpowiedź. Dopiero po chwili przyjęła prezent. Był to poradnik, który podpowiadał, jak wpływać na swoje sny o różnym znaczeniu i nasileniu.
- Dziękuję – mruknęła.
- Profesor Filtwick przyszedł do mnie i to on mnie poinformował o całym wydarzeniu. Chcę ci pomóc..
- Hm.. – Luna tępo wpatrywała się w książkę.- Chciałabym częściej z panią rozmawiać.
- Moje drzwi będą otwarte, Luna.. Wiedz, że sama wielu rzeczy musisz się dowiedzieć.
- Wiem… A kim jest ta druga osoba, która również jest zadziwiająca jak ja?
  Podejrzewała, jaka może być odpowiedź na to pytanie. Choć w głębi czuła, że profesor Rodley na pewno spotkała w swoim życiu nie jednego mądrego oraz dziwnego człowieka, których Luna na oczy nigdy by nie spotkała, to jednak myślała o jednym chłopaku. Czemu by taka zagadkowa osoba jak jej nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią miałaby opiekować się Draconem Malfoy’em? Dlaczego, jeśli on sam nie był dla niej interesujący?
- Umawialiśmy się o jedenastej, prawda? – Ślizgon wszedł do gabinetu, zamykając starannie za sobą drzwi. Dopiero potem dostrzegł Lunę.- Co ona tu robi?
- Pomagam pannie Lovegood w pewnych problemach.. i, nie, Draco, nie karzę jej Cruciatusami – odpowiedziała mu chłodno profesor i zniknęła za drzwiami swojej sypialni.
- Ja już pójdę – powiedziała Luna, kierując swoje słowa w stronę ściany, za którą znajdowała się nauczycielka. Usłyszała od strony Malfoy’a lekceważące prychnięcie.
- A ty tu po co?
  Nie odpowiedziała mu, przypominając sobie o swojej obietnicy, że nie odezwie się do niego słowem. Jednak wiedziała, że było to niegrzeczne, tym bardziej, że uratował ją i Ginny przed Śmierciożercami.. to jednak.. jego słowa bolały ją nadal. On miał niby zwrócić uwagę profesor Rodley?
- Odebrało ci mowę? – warknął, odrywając ją od badania jego twarzy.- Patrzysz się na mnie i nic nie mówisz..
  Dziewczyna ścisnęła mocniej księgę ofiarowaną jej przez nauczycielkę, powstrzymując się od wypowiedzenia nawet pojedynczego słowa. Lepiej, jeśli zniknie. Już. Teraz.
  W porę wróciła Rodley, która zmierzyła dwójkę badawczym spojrzeniem, ale nie odezwała się. Za to Draco syknął pod nosem jakieś przekleństwo i zignorował Krukonkę.
- Znalazłaś to?
- Do widzenia, profesor – powiedziała cichutko i uśmiechnęła się ukradkowo, kiedy zauważyła nerwowy grymas na twarzy Ślizgona na dźwięk jej słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz