środa, 8 sierpnia 2018

~15~

 Choć czekała przez dwa dni na profesor Rodley, ta nie pojawiła się i do końca swojego pobytu przy jej łóżku na zmianę przesiadywali Ginny z Neville’em, a czasem dziewczyny z dormitorium. Nikt nie poruszał tematu, jakim był atak dementora i pomoc Malfoy’a i Rodley przy wynoszeniu jej z miasteczka. Nikt nie chciał pytać, dlaczego tak się stało. Widziała, że wiele rzeczy nurtuje ich przyjaciół, znowu Ginny przejmowała się dodatkowo Harry’m, który rzadko zamieniał z nią choć słowo.
  Luna wyszła ze szpitala, kiedy poczuła się o wiele lepiej. Postanowiła, że w niedzielę popołudniu przejdzie się po dziedzińcu, by odetchnąć świeżym powietrzem i przemyśleć sobie ostatnie wydarzenia. Miała też nadzieję spotkać brukoliki, o których jej ojciec pisał w ostatnim miesięczniku i pragnęła je dla niego wysłać. Na samotność jednak nie była skazana. Niedługo po podwieczorku dołączyła do niej Klara, która zauważyła koleżankę podczas powrotu z Sowiarni. Niepewnie podeszła, przyglądając się, jak Luna przekopuje niektóre kamienie w poszukiwaniu czegoś, o czym tylko Luna wiedziała.
- Luna? – zapytała delikatnie zachrypniętym głosem, gdyż ostatnio zimne powietrze działało na nią szkodliwie, a na nieprzyjemne warunki atmosferyczne była bardzo wrażliwa. Krukonka podniosła głowę, by sprawdzić, kto jej przeszkodził, ale szybko uśmiechnęła się w nieznanym kierunku i powróciła do swoich zajęć.
- Witaj – odpowiedziała w stronę trawy, którą zaczęła wyrywać spomiędzy wąskiej szpary, jaką tworzyły dwa gładkie kamienie wielkości ludzkiej dłoni. Klara nie była pewna, czy zwracała się do niej, czy do jakiegoś stworzonka, które zauważyła w ziemi. Już chciała zawrócić, by podążyć do zamku, ale Luna chwyciła za jej dłoń, nadal kucając pod nogami Klary. Patrzyła na nią bladoniebieskimi oczami i szarpnięciem ręki kazała zniżyć się koleżance do swojego poziomu.
- Jeśli znajdę brukoliki, zaniosę je pani Sprout by mogła je zachować dla zainteresowanych. Poza tym, mój tata pisze o tym obecnie referaty.
- Jak się czujesz? – dla Klary to pytanie wydało się przez moment groteskowe, gdyż z jednej strony dotyczyło ono wydarzeń z Hogsmead, ale z drugiej strony to pytanie było nieadekwatne samo w sobie w stosunku do Lovegood.
- Wydzielają one słodkawy zapach, a potem puszczają soki, jeśli weźmiesz je do ręki.
- Luna.. – zaczęła ponownie Klara, wzdychając ze zrezygnowania, że być może nie uda jej się dotrzeć do koleżanki.- Nikt się o to wcześniej nie pytał, ale co cię łączy z profesor Rodley?
  Luna popatrzyła na jej lekko zarumienioną twarz i rozpuszczone pukle, które w nieładzie oplatały jej szczupłe ramiona. Potem dotknęła opuszkami zabrudzonych z ziemi palców jej policzka i chwilę uśmiechała się, jakby patrzyła na coś innego.
- Czujesz potworne zimno, kiedy atakuje cię dementor – mruknęła Luna.- Próbuje wyssać z ciebie dobre wspomnienia. A potem leżysz w szpitalu kilka nocy i śnisz o tym, czego nie chciałabyś widzieć na oczy.. Martwi wracają z zaświatów, by cię ostrzegać.. A ty nie wiesz, o co im chodzi..
- Znowu miałaś koszmary? – Klara przełknęła ślinę zaniepokojona, gdyż od dawna Luna nie miała takich momentów, podczas których opowiadała o nieprzyjemnych rzeczach. Przez chwilę poczuła się winna, że obudziła w niej te wspomnienia, ale przecież tylko się martwiła.– A...Ginny Weasley dała ci książkę.
- Dała mi ją profesor Rodley.. – powiedziała Luna o wiele promienniej i uśmiechnęła się, puszczając twarz koleżanki i wracając do swoich zajęć poszukiwania tego, czego nie istniało.- Miałam nadzieję, że koszmary nie wrócą i z tego względu muszę od czegoś zacząć.. Może jakieś zaklęcie? – zadała pytanie, kierując je raczej do siebie.
- Myślisz, że Rodley nie zrobi ci krzywdy? - Klara spojrzała niepewnie na swoją koleżankę.- Jest dziwna..
  No tak, Luna również była dziwna, ale przynajmniej wydawała się w swoich poczynaniach bezpieczna. I jej relacje z ludźmi nie były podejrzane.
- Znalazłam!! – wykrzyknęła Luna, stając na zdrętwiałych nogach i trzymając w dłoni jakiegoś wijącego się, obrzydłego robaka.
- To tylko dżdżownica – rzekła Klara, dusząc w sobie chichot, który pchał się na jej usta.
- Nie, to brukolik – powiedziała oburzona i kucnęła z powrotem obok dziewczyny.- Profesor jest bardzo intrygująca, ale wydaje mi się niegroźna..
- Annette opowiadała, że kilka razy u niej byłaś.. – powiedziała nieśmiało.- Ach, nie będę się wtrącać.. Nie chcę być wścibska.
- Nie – odpowiedziała Luna, zakręcając słoiczek, w którym trzymała dżdżownicę.- Czuję, że mogę ci zaufać, Klara.. Ale jeszcze jest czas, zanim dowiesz się czegoś więcej..
  Na tym skończyła się ich rozmowa. Obok dziewczyn pojawiła się nowa osoba. Neville. W dłoni trzymał książkę do Zielarstwa, która iskrzyła się jeszcze nowością, a jej okładka przyjemnie lśniła. Wpatrywał się w Lunę, która zauważyła go dopiero, kiedy wstała i zakopała dziurę.
- O, Neville – uśmiechnęła się nadzwyczaj śmiało.- Co tam trzymasz?
- Szukałem roślin, o których ostatnio mówiłaś.. Mo-mo.. mi..
- Momilla – poprawiła go, wyraźnie akcentując słowo.- Bardzo przydatne, ale trzeba uważać z proporcjami..
- Nie znalazłem..
- Ach.. pewnie masz jakieś złe wydanie – powiedziała spokojnie.- To nadzwyczaj rzadka roślina.. Rośnie tylko w północnej Szkocji..
- To ja was zostawię. Do zobaczenia, Luna – powiedziała Klara i nie czekając na odpowiedź z ich strony popędziła do zamku.
  Luna patrzyła za nią, w głowie układając sobie ponownie jej słowa. Czyżby się martwiła? Znowu Annette zaczynała ją powoli irytować.
- Nie masz nic przeciwko, jeśli jeszcze chwilę zostaniemy na dworze?
- Yy.. – Luna spojrzała na niebo, by sprawdzić, czy warto rzeczywiście pozostać na zewnątrz, jakby to od wysokości słońca zależał ten czynnik, ale ostatecznie kiwnęła mu głową na znak aprobaty.
- Wiesz, Luna.. – jęknął cicho Neville, prowadząc ją w stronę pustej ławki.- Tak myślałem nad .. eh.. naszą znajomością.
- Tak? – Luna usiadła obok chłopaka, trzymając szczelnie słoik pod kawałkiem płaszcza.
- Pamiętasz naszą wakacyjną korespondencję? – Neville wydawał się coraz bardziej spięty, ale kilka wdechów pozwoliło mu uspokoić swoje szalejące serce.
- Tak – mruknęła cicho, odwracając wzrok w kierunku swoich butów.- Jakie brudne..
- Co jest nudne? – zapytał przestraszony, przeczuwając, że ta rozmowa nie skończy się za dobrze. Z trudem przyszło mu szukać swojej przyjaciółki na terenie Hogwartu.
- Brudne – poprawiła go, nadal gapiąc się na obuwie. Przeczuwała, dokąd Neville mógł zmierzać, ale jednak nie chciała usłyszeć tego na głos.
- Czy..teraz.. mogę cię o coś zapytać?
- Nie, Neville. Chłopak zamilkł na jakiś czas, nie rozumiejąc, dlaczego Luna zachowuje się w jeszcze dziwniejszy sposób niż zazwyczaj. Chciał wyrwać z własnej piersi ten krzyk. Powiedzieć jej, co czuje wobec niej, ale jednak żadne słowo nie przychodziło mu do głowy.
- Mam tylko nadzieję, że Malfoy nie zrobi ci krzywdy.. Dlaczego niósł cię na rękach z Miodowego Królestwa?
- Sama nie wiem, Neville. On jest strasznie zamknięty w sobie i nie potrafię go rozgryźć.
- Jest tylko cynicznym głupkiem.. Na dodatek potrzebuje niańki, by go strzegła..
  Luna spojrzała na niego w taki sposób, jakby chciała go zaraz ostrzec przed niebezpieczeństwem. Jednak pragnęła tylko powiedzieć mu, że profesor to nie żadna niańka. Za jej obecnością w zamku stało coś więcej niż tylko opieka nad Ślizgonem. Uczyła przecież Obrony Przed Czarną Magią.
- No co? – chłopak rozłożył ręce, a potem w ostatniej chwili uratował Zielnik, który już chylił się ku upadkowi na mokrą ziemię.- Tylko chciałem wiedzieć.
  Luna nie odzywała się za wiele, kiedy siedzieli przez długi czas na ławce. Słońce chyliło się ku zachodowi, ostatkiem swoich słabych promieni okalało ich twarze ciepłem.
- Chciałem tylko powiedzieć, że mi się podobasz, Luna – powiedział Neville i nie zdążył dodać nic więcej, kiedy dziewczyna zerwała się nagle z ławki i pobiegła do zamku.
  Skierowała się ku bocznemu wejściu, na wypadek, gdyby Gryfon chciał za nią pobiec. Jako, że dużo nigdy nie ćwiczyła, dostała za niedługo zadyszki i musiała się zatrzymać. Oszalała. Chyba. Wiedziała, że utrzymywanie wakacyjnej korespondencji z jej przyjacielem mogło poskutkować czymś więcej i powinna spodziewać się takiej inicjatywy z jego strony. Jednak.. bała się tego.. Nie wiedziała, czy byłaby gotowa na coś tak nieznanego. Lubiła Neville’a, być może darzyła go uczuciem, ale nie miała porównania, kiedy nigdy wcześniej nie odczuwała takich rzeczy. To tylko przyjaciel..tylko przyjaciel.. tylko.. Nawet takie myślenie wcale nie pomagało.
- Panno Lovegood? – zza rogu wychyliła się profesor Rodley, która właśnie sama musiała wrócić ze spaceru, gdyż ubrana była w czarną, lekką pelerynę, a w ręce niosła parasol.
- Oh, dzień dobry.. – odpowiedziała grzecznie, próbując wyrównać swój oddech.
- Spieszysz się gdzieś? – zapytała bardzo cicho, rozglądając się na kilka stron, ale boczny korytarz, na którym stały był całkowicie pusty.- Chyba, że skądś uciekasz? To przez Śmierciożerców?
- Mojego przyjaciela – rzekła, nie chcąc kłamać przed swoją nauczycielką. Miała niezbite wrażenie, że kobieta, gdyby było to możliwe, czytałaby w myślach, ale i tak wolała nie ryzykować.
- O.. Pierwsze słyszę, by ktokolwiek uciekał przed przyjacielem, bo chyba nie bawicie się w berka czy chowanego.. – kącik ust profesor Rodley uniósł się lekko i trwał w tej pozycji, dopóki kobieta nie odezwała się ponownie, nie otrzymując odpowiedzi.- Jeśli chcesz, zapraszam cię do siebie na coś ciepłego..
- Mogłabym? – Luna była mile zdumiona tą propozycją i pokiwała głową na znak zgody, ruszając w ciszy za nauczycielką.
  Po chwili dotarły do podziemnego i chłodnego gabinetu. Choć Krukonkę przeszył dziwny dreszcz, a zimne powietrze owionęło jej ciało, ucieszyła się na widok palącego się w kominku ognia. Za chwilę usłyszała ciche bębnienie deszczu, którego krople z łoskotem spadały na ceglany parapet.
- Widziałam cię z paniczem Longbottomem – powiedziała profesor i machnęła różdżką w stronę tacy, na której błyskawicznie pojawiły się dwie filiżanki z gorącym napojem w środku.- Poczęstuj się.
  Luna ugościła się na jednym z foteli i obserwowała, jak profesor zwinnie zdejmuje z siebie ubranie, składa płaszcz i starannie układa swoje rzeczy na miejscu.
- Nie jesteś zbyt rozmowna, Luna – powiedziała, w końcu sadowiąc się naprzeciw dziewczyny.
- Chodzi profesor o moją rozmowę z Neville’em czy z panią? – zrozumiała, że kobieta musiała przez jakiś czas obserwować ją na zewnątrz.
- Nie myśl, że cię śledziłam, czy podsłuchiwałam, oczywiście – nauczycielka założyła nogę na nogę i uważnie spoglądała na dziewczynę.- O, co tam masz?
  Luna całkowicie zapomniała przez całe to spotkanie z Neville’em o swoim nowym nabytku. Brukolik zwijał się w słoiku, próbując na daremno odszukać wyjścia z własnej, ciężkiej sytuacji.
- To brukolik – mruknęła Luna i po chwili opowiedziała profesor o całej historii tego stworzenia, której dowiedziała się z gazety ojca.
- Interesujące – szepnęła i usiadła w fotelu po turecku. Luna jeszcze nigdy nie widziała, by któryś z profesorów tak siedział przy uczniu. Trzymała w ręku filiżankę czekolady i co chwilę z niego popijała, oczami świdrując Lunę. Ta znowu zmniejszyła słoiczek do rozmiarów portfelika i schowała do kieszonki swojej koszuli na piersi.
- Wybacz, że nie odwiedziłam cię na twoją prośbę w szpitalu, ale byłam nieobecna w te dni. Musiałam powrócić na chwilę do swojego domu..
- Rozumiem.. – mruknęła Krukonka i nagle w głowie zaświtała jej pewna myśl.- Dlaczego jest pani opiekunką Malfoy’a?
- W twoich ustach zabrzmiało to, jakbym była jego niańką – zachichotała pod nosem, nie dowierzając temu zabawnemu pytaniu.- Pamiętasz, do czego Dracon był zmuszony jeszcze rok temu? Kogo miał nakaz otruć i zabić?
- Ja..ja..tak. Pamiętam – Luna przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniego roku i aż zadrgała, kiedy po raz kolejny zobaczyła przed oczami ciało spadającego byłego dyrektora Hogwartu. I Harry’ego, który z rozpaczy z ledwością został oderwany od martwego Dumbledora. Profesor uśmiechnęła się, widząc konsternację na twarzy Luny.
- Chcę go ochronić, gdyż jest zbytnio narażony na perswazje innych Śmierciożerców. Przy okazji okazałam się świetną kandydatką na nauczycielkę. Ale wiem, że potrafię być dziwna i nieprzyjemna – dokończyła profesor, ku zdumieniu Luny.
 Między nimi zapadła na chwilę cisza, kiedy obie upiły łyk napoju z własnych filiżanek. Pozwoliło im to na chwilowe skupienie, a Lunie na zebranie myśli.
- Dziękuję za różę..
- Och, bym zapomniała – profesor zbyt szybko postawiła filiżankę, z której niestety wylała się część czekolady i oblała kawałek stołu.- Potrzebujesz zaklęcia, które pomoże ci utrzymać kwiat w idealnym stanie. Hoduję je własnoręcznie, w prywatnej szklarni. Hm.. Jak brzmiał ten czar?
  Nauczycielka skakała wokół regałów z książkami, między którymi szukała jednego odpowiedniego dzieła, ale dość czasu trwał jej taniec, dopóki go nie znalazła.
- Niedługo przybędą tu Śmierciożercy..na stałe – profesor przybrała poważną minę i na chwilę spojrzała na Lunę.- Nie wiem jeszcze, kto dokładnie, ale niech pan Potter o tym wie.
- Dziękuję – Lunie przypomniały się słowa Ginny, gdy opowiadała, że Harry niedługo zniknie z zamku.- Czyż nie ma ich tu już wystarczająco?
- To wysłannicy Czarnego Pana, szpiedzy, którzy przybędą po pana Pottera i zabiorą go ze sobą, jeśli.. Jeśli Chłopiec-Który-Przeżył nie zniknie na czas..
- To kim są ci, którzy obecnie przesiadują w zamku?
- To tylko chwilowi posłannicy. Nic nie warci, dla których jedynym zadaniem jest wyżywanie się na uczniach, karanie ich i wtrącanie się w życie szkoły. To jeszcze nie jest piekło, na które czeka Hogwart.
  Luna pogrążyła się w myślach. Nie były to przyjemne słowa, ale spodziewała się, że sprawy wcale się nie polepszą. Doskonale wiedziała, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji dla jej przyjaciół, jest po prostu ucieczka ze szkoły.
- Mam! – nauczycielka trzymała w dłoniach opasłe tomisko, jak masywne dziecko, którym się opiekowała. Luna zauważyła, że kobieta miała ogromny szacunek wobec książek.– Regerre. Na pewno będzie działać długi czas, jeśli go użyjesz.. Dostrzegłam, że polubiłaś moje zaklęcia. W Hogsmead tarcza broniła was zaciekle przed Draconem.
- Niech pani profesor wybaczy ten incydent.. Ale ja wcale nie podsłuchiwałam wtedy w Miodowym Królestwie. Spotkałam się z Malfoy’em, kiedy ledwo co weszłam na piętro.
- To prawda, jest jeszcze bardzo poirytowany wieloma rzeczami i reaguje zbyt pochopnie, ale nie możesz się tym przejmować. Można porozmawiać z nim na wiele ciekawych tematów, usłyszeć interesujące opinie oraz spojrzenia na przedziwne kwestie.
- Ale ma wiele jeszcze uprzedzeń..
- Ślizgona nie jest łatwo w nim wypalić – powiedziała, opierając się leniwie o oparcie fotela.- Ale łatwo można odkryć w nim intrygującego chłopca.
  Na twarzy Luny pojawił się rumieniec. Ona także była uważana za niesamowitą ekscentryczkę, więc jednak miała choć jeden argument na to, że byli do siebie podobni. No, oprócz tego, że oboje byli obdarzeni uwagą nowej nauczycielki. Luna bez zastanowienia zaczęła rozmawiać z Rodley o Hogsmead, o swoim śnie i kilku innych, drobnych rzeczach, na które uwagę zwróciła profesor. Luna nigdy wcześniej nie prowadziła tak interesującej dyskusji, która mogła wchłonąć ją bez reszty. Zdążyły powrócić nawet do kwestii Neville’a i Dracona, ale Luna nie rozgadywała się za wiele jeśli chodziło o tego drugiego. Nauczycielka opowiedziała jej tylko o wydarzeniach z tamtego roku, informując, że Malfoy miał się już tutaj nie pojawić po nieudanej próbie zamordowania Dumbledora. Były to, co prawda, straszne relacje, ale Luna zachowała zimną krew, nie chcąc ominąć przez własny strach tak ciekawych rzeczy.
- Ale się zasiedziałam – pospiesznie wstała, gdy jej zegarek wskazał siódmą.
- Kolacja i tak minęła, ale myślę, że Severus nie będzie miał mi za złe, że cię wzięłam do swojego gabinetu – profesor również podniosła się z fotela, odkładając pustą filiżankę.
- Proszę pani – Luna odwróciła się jeszcze w jej stronę.- Ta książka o snach..
- Weź ją sobie. Przyda ci się bardziej.
- Tak.. – Luna zadumała się na moment, zapominając, jak właściwie ma o to zapytać.- Interesują panią wampiry?
- Hm – o dziwo, profesor zaśmiała się.- Bardzo je uwielbiam. Ale uznajmy, że jest to pretekst, by zaprosić cię na kolejną filiżankę czekolady do mnie. Zgadzasz się?
   Ona wcale nie jest chłodna. Jest po prostu otwarta. Luna stała zapatrzona w jej twarz, dopóki kobieta ostatecznie nie otwarła jej drzwi. Ale dlaczego to robiła? Dlaczego poświęcała jej swój czas? I, co było bardzo ważne, nie zwróciła większej uwagi na to, że Luna zdążyła podsłuchać ją i Malfoy’a już dwukrotnie. Nie martwiła się, że Krukonka mogła dowiedzieć się wielu interesujących i zakazanych informacji? Zabije ją? Porwie? Zamknie w lochu, jeśli się dowie? Albo z drugiej strony, wcale nie miała nic do ukrycia, bo była nadzwyczaj normalna. Chciała pokazać Lunie, że nie należy do złych Czarodziei i jest po prostu zwykłą Nauczycielką. To tylko szkoła nadała jej plakietkę podejrzanej opiekunki Malfoy’a, z którym za pewne coś knuje.
- Jesteś bardzo interesująca.. wręcz ekscentryczna – powiedziała na koniec nauczycielka, a Lunie wydało się przez moment, że przenikliwymi oczami wchłonęła w głąb jej samotnej i zagubionej duszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz