wtorek, 7 sierpnia 2018

~14~

  Wypad do Hogsmeade zaplanowany był na ostatnią sobotę września. Pomimo intensywnego wiatru niosącego ze sobą lodowate powietrze, spora liczba osób zebrała się na dziedzińcu przed zamkiem. Co prawda, była to jedna z niewielu okazji, kiedy można było podyskutować o czymś ważnym ze znajomymi lub po prostu się odprężyć, dlatego pogoda nie sprawiała nikomu problemów. Niektórzy z niepokojem wpatrywali się we wrota zamku, jakby przeczuwali, że za chwilę wyjdzie stamtąd jakiś Śmierciożerca i do nich dołączy. Nikt jednak nie poinformował wcześniej uczniów, że ktokolwiek z Czarnych Sług będzie im towarzyszył. Luna wraz z Ginny czekały na zewnątrz wśród grupek najmłodszych uczniów, dla których ta wycieczka była okazją do zwiedzenia po raz pierwszy miasteczka. Dziewczyny wiedziały, że być może idą tam już setny raz, lecz nie chciały marnować okazji do konspiracji. Weasley pragnęła dowiedzieć się, czy Malfoy nie zorganizuje w tym roku czegoś nowego. On także wybierał się do Hogsmeade i dzięki temu mogły go śledzić. Lub co najmniej obserwować.
- A co z dementorami?? – zapytała Annette, którą usłyszały niedaleko, idącą wraz z pozostałymi dziewczynami z dormitorium Luny.
- Słyszałam, że patrolują ulice jak normalni strażnicy - odpowiedziała Klara, która szła obok Vandy i trzymała ją za ramię.
- Chce ktoś dropsa? - zapytała Vanda, która jako jedyna wydawała się niewzruszona tymi wieściami. Obdarzyła Lunę ciepłym, choć nieśmiałym uśmiechem i nachyliła paczkę czekoladek w jej stronę. Luna z ochotą poczęstowała się kilkoma kuleczkami, które pod wpływem śliny skakały w buzi lub czasem delikatnie wybuchały.
- Hej, jak się czujesz? – obok białowłosej znalazła się nagle Annette, która bez wahania oplotła rękę Luny i przylgnęła do niej ciasno.
- Yyy.. dobrze – mruknęła.
- Zakochałaś się, że nawet nie jesteś pewna, jak się czujesz? – zaśmiała się Annette i podbiegła do pozostałych, jakby w jednej chwili przypomniało jej się o jakiejś ważnej sprawie.
  W powietrzu poczuły zapach sadzy oraz stęchlizny. Po raz kolejny niedaleko palono wszelakie pozostałości po niechcianych szpiegach czy gościach, którzy mogli pojawić się w tych rejonach. Ginny przyśpieszyła kroku, widząc na horyzoncie wypalone ogniska oraz postacie zawieszone w powietrzu, strzegące wejść do miasteczka.Wiedziały, że najlepszą metodą na ominięcie dementorów jest odwiedzenie Miodowego Królestwa.
  Gdy zamówiły kremowe piwa, usadowiły się w głębokim kącie, który z resztą od dawna nie był czyszczony. Szybki ruch różdżką pozwolił jednak dostatecznie posprzątać choć pajęczyny i grube pokłady kurzu osiadłe na drewnianych ławach. Stolik znajdował się pod schodami, co również pozwoliło dziewczynom ukryć się przed wścibskimi oczami i uszami.
- Harry powiedział, że nie będzie go tu za kilka dni. Rona i Hermiony także – powiedziała Ginny, której w głosie Luna wyczuła pretensję.- Dlaczego nie chce zabrać mnie ze sobą..
- Dba o twoje bezpieczeństwo – mruknęła Luna.- Chyba.. Myślisz, że poza zamkiem nie znajdziesz więcej zagrożeń? Ostatnio mój tata napisał o pewnym zjawisku..
- Jasne, a myślisz, że ja się o niego nie martwię? – przerwała jej Ginny, która przeczuwała, co może za chwilę nastąpić. Nie miała wystarczająco siły, by przekonywać swoją przyjaciółkę, że stwory, które wymyślił jej tata naprawdę nie istnieją..
- To duży chłopak..
- Hmm..
  Madame Rosmerta podała im dwa kufle kremowego piwa i od razu pobiegła z powrotem do baru, by obsłużyć pozostałych klientów. Dziewczyny wychyliły kufle, upajając się każdym słodkim, lepkim oraz rozgrzewającym łykiem. Luna poczuła się lepiej.
- A ty uważaj na Malfoy’a – powiedziała Ginny.- Właśnie idzie.
  Luna prawie udławiłaby się napojem, gdyby nie to, że wcześniej go przełknęła. Leciutko odwróciła głowę i rzeczywiście Draco właśnie wchodził do baru przy boku swojej opiekunki i chwilę stał jeszcze w drzwiach, by strzepnąć błoto ze swoich butów. Przeszli niedaleko nich, ale żaden z obojga nie zauważył dziewczyn siedzących zaszytych pod schodami i bacznie obserwujących nowych gości. Nauczycielka szła w czarnym, jesiennym płaszczu do kolan, z obwiązaną wokół szyi chustą oraz ogromnym kapeluszem na głowie z dość szerokim rondem. Wyglądała niebywale dostojnie i elegancko w takim przebraniu. Luna dotknęła koniuszkiem palca dłoni Ginny, by odwrócić jej uwagę.
- Widziałaś go? Ma jeszcze czelność wchodzić do baru Rosmerty po tym, co wykombinował w tamtym roku. Na pewno coś jeszcze knuje – to Ginny pierwsza odezwała się, ze złości zaciskając pięść.
- Nie wiem.. Jest z profesor..
- A ją też znasz? Wydaje mi się ogromnie podejrzana, Luna – powiedziała szeptem ruda i oblizała pianę z wargi, która zdążyła już zaschnąć.- Opiekunka Malfoy’a, nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią, znajoma Snape’a..
- No i co z tego? – Luna spojrzała na nią srogo.- Nie chcę jej bronić, bo jej nie znam, ale wydaje mi się o wiele milsza..
- Dla ciebie wszyscy są aniołami, kochanie – mruknęła Ginny smutno i zapatrzyła się w swoje opuchnięte z zimna palce.- Ale ja przekonałam się, że nie ma aniołów.
  Luna nic nie odpowiedziała. Zamyśliła i powstrzymała się, by nie powiedzieć czasem Ginny czegoś więcej, co dotyczyło profesor Rodley. Co prawda, nie uważała nauczycielki za anioła, ale na pewno wydawała jej się bardziej ekscentryczna od pozostałych.. Zaraz, zaraz.. Czyż tego słowa profesor sama nie użyła, mówiąc o niej Draconowi?
- Idę do łazienki. Czekaj tu na mnie – powiedziała Krukonka i ruszyła schodami na górę, gdzie znajdowały się toalety. Gdy znalazła się w ciemnym hollu, dopiero teraz odkryła, że znajduje się tu więcej stolików oraz wiele zamkniętych pokoi, które można było wynająć. Nigdy wcześniej nie tu nie przebywała.
- Podła.. podła – powiedział czyjś głos i wydał się on zanadto znajomy.
- Uspokój się – warknęła profesor. Ich głosy dochodziły zza drzwi jednego z pokoi, obok których Luna stała najbliżej. Wnet zapomniała, po co tutaj przyszła i przylgnęła do ściany. To już drugi raz zdarzyło jej się podsłuchiwać profesor i Malfoy’a. Ale nie trwało to długo, gdyż ktoś szarpnął za drzwi, otwierając je z niewysłowionym gniewem i wściekłością. Draco spojrzał na Lunę, jakby znalazł szpiega, którego od dawna szukał. Krukonka nie czekając na jego słowa, popędziła z powrotem na dół, wprost do swojego stolika, przy którym Ginny rozmawiała z jakąś znajomą Gryfonką.
- Tak.. pewnie karze nam napisać jeszcze nie jeden referat… - rzekła lokata blondynka, która ochoczo rozmawiała z Ginny.
- Pewnie uda nam się..
- Ginny.. – Luna podeszła do niej jak najspokojniej mogła, choć serce waliło jej jak dzwon kościelny. Ten wzrok Malfoy’a.. Przeraził ją o wiele więcej niż mogła sobie wyobrazić. A rzadko się bała.
- Tak? – ruda odwróciła twarz, na której widniał opanowany uśmiech, a policzki lekko iskrzyły się rumieńcami. Jednak szybko spoważniała, widząc niespokojną przyjaciółkę.
- Wychodzimy, Ginny – powiedziała Krukonka opanowana i ignorując koleżankę Weasley, ruszyła pierwsza do drzwi. Nad sobą, na schodach zauważyła Malfoy’a, który rozglądał się po barze, jakby kogoś szukał. Luna przyłożyła palec do ust, by ostrzec Ginny aby nie odezwała się słowem. Potem przeszły obok tylnych stolików i przemknęły tuż przy barze do wyjścia.
- Co jest? Przed kim uciekamy? – zapytała Ginny, nie wiedząc, co się dzieje.
- Znowu usłyszałam Malfoy’a jak rozmawiał z profesor.. – powiedziała szeptem i nałożyła ciepłą czapkę na głowę.
  Nagle poczuła kamienny ucisk na lewym przedramieniu i ujrzała przed sobą twarz Dracona. Musiał je dość szybko zauważyć i podążyć za nimi. Ginny zirytowała się jako pierwsza i rzuciłaby się na Ślizgona, gdyby nie czubek jego różdżki wystawionej przed jej nosem.
- Z dala, smarkulo.. – żachnął się, a potem odwrócił do siebie Lunę.- A ty co tam robiłaś?
  Nie odezwała się słowem i wiedziała, że to nie z powodu obietnicy, jaką sobie złożyła, lecz po prostu z braku słów, które uwięzły jej w gardle.
- Wkurzasz mnie tym milczeniem, Lovegood – warknął.- Pytam się, co tam robiłaś? Co usłyszałaś?
- Boli – mruknęła cicho, czując nadal rękę Dracona oplecioną wokół jej przedramienia.
- Malfoy, chyba zwariowałeś… - Ginny unosiła się coraz mocniej, przeklinając samą siebie, że ma związane ręce i nie ma nawet czasu sięgnąć po różdżkę.
- Zostaw mnie.. – Krukonka zapiszczała, a potem wyobraziła sobie po raz kolejny, jak mówi do niej, że jest bezużyteczna i beznadziejna. Znajdując w sobie dostatecznie dużą ilość siły, wyrwała się z jego uścisku i popchnęła, gdyż jego bliskość peszyła ją niezmiernie. Na twarzy Malfoy’a wymalowała się wściekłość. Ginny mogła w tym czasie sięgnąć po swoją różdżkę i przy boku Luny stanąć z nim do walki. Luna jednak nie chciała już czarować. To ruda rzuciła paroma czarami w Ślizgona, zajmując całą jego uwagę. Gdy ten skupił się na niebezpiecznych zaklęciach, których Gryfonka w ogóle nie znała, Luna zamachnęła się i krzyknęła:
- Esfera!
  Przed dziewczętami wyskoczyła ogromna przeźroczysta zjawa, podobna do Patronusa. Nie miała konkretnych kształtów ani właściwości. Służyła im tylko jako tarcza.
- Skąd znasz takie zaklęcie? – Ginny poprawiła spoconą bluzę, którą miała na sobie i przyglądała się, jak zaklęcia Dracona odbijają się jak piłeczki od ściany, którą wyczarowała jej przyjaciółka.- Merlinie, Luna! Uciekaj!
  Luna jednak czuła, że osuwa się na ziemię jak lalka i nie ma możliwości, jak się poruszyć. Poczuła nieziemski chłód na swoim ciele pomimo ciepłego płaszczyka, jaki miała na sobie. Zsunęła się na ziemię, słysząc jeszcze z oddali zagłuszone krzyki innych osób. W dłoni trzymała mocno swoją różdżkę i tylko tego była całkowicie świadoma, gdyż wszystko zostało zagłuszone przez srogi świst czyjegoś potwornego oddechu. Biało, bardzo biało. Niebiańskie światło, a potem zapadła ciemność.
*
  Mówią, że po śmierci przychodzą po odważnych i mężnych Anioły. Zadają tylko jedno pytanie, a potem zabierają wybranych do krainy zwanej Paradisem, jeśli ludzie odpowiedzą poprawnie. Tego przynajmniej dowiedziała się od mamy, której ramiona oplatały jej wąskie, kruche ramiona.
- Czy ty właśnie jesteś jednym z Aniołów? – zapytała Luna i położyła swoją głowę na piersi matki.
- Nie, kochanie.. Ale przychodzę ci powiedzieć, że nie wszystko wydaje się aż nadto białe lub czarne. Musisz zauważyć wiele różnic w czyimś skaleczonym sercu i nie wystawiać opinii zbyt pochopnie – jej głos brzmiał jak najdelikatniejszy letni podmuch wiatru, który swych ciepłym oddechem otula zziębnięte dusze.
- Luna..
 *
- Luna…
  Nie chciała, by ktoś przerywał jej ten cudowny, a zarazem bolesny sen, ale obraz zniknął. Za to poczuła, że obok niej znajduje się więcej osób, a jej ramiona otula ciepła kołdra.
- Daj jej spać, Ginny – poznała po głosie Neville’a, który z trudem siedział opanowany.- Dopiero, co przyszłaś i już ją budzisz.
- Cii – jeszcze ktoś tu był.
- I tak..n-nie … śpię – szepnęła Luna i otworzyła ociężałe powieki.
- No i widzisz – powiedział Neville.- Nie dasz jej wypocząć.
- Jak na razie, to ty, Neville, non stop gadasz – odpowiedziała mu gniewnie ruda.
- Och.. Ile was tu jest? – zapytała Krukonka, której w głowie jeszcze szumiało i nie potrafiła rozpoznać twarzy przyjaciół, ale za to doskonale ich słyszała.
- W trójkę jesteśmy – powiedziała Hermiona, która siedziała tuż przy nogach Luny.- Wybacz, że chłopcy nie przyszli, ale ostatnio są bardzo zajęci..
- Eh.. Powiedz im, by spróbowali momilli do herbaty.. – powiedziała Luna.- To im pozwoli wypocząć. Ma właściwości uspokajające i niwelujące stres.
- Eh.. – Hermiona nie była pewna rady przyjaciółki – T-Tak.. Sprawdzę jeszcze przy okazji w zielniku.
  Neville również zapadł w zadumę, zastanawiając się, o jaką roślinę chodziło, tym bardziej, że znał ich już kilkanaście tysięcy. Być może jakaś mu umknęła.
- Co się stało, Ginny? – Luna przypomniała sobie, że ostatnim wspomnieniem, które pamiętała była walka z Malfoy’em w miasteczku.
- Napadł cię dementor – odpowiedziała ruda.- Masz szczęście, że nie byłaś sama. Próbowałam ci pomóc, ale też czułam się podle. Uwierz.
- Tak myślałam.. Malfoy nie mógł nas zaatakować, gdyż chroniła nas tarcza, więc dementor musiał zajść mnie od tyłu.. Właśnie.. – szepnęła do siebie, jakby zapominając, że nie jest sama.
  Zapadła chwilowa cisza, ale Luna pomyślała, że pewnie z powodu jej głośnych myśli. Nie zauważyła, jak jej przyjaciele spoglądają na siebie speszeni.
- Dziękuję, Neville – Luna podała mu nagle rękę, a chłopak niepewnie ją przytulił.
- Za co?
- Za odpędzenie dementora.. Jestem pewna, że to ty..
  Neville zawahał się i wymamrotał coś pod nosem, ale było to niezrozumiałe dla nikogo. W końcu puścił jej rękę i odwrócił się.
- To nie ja…
- Jak to? – zapytała zdziwiona Luna.- To ty Ginny?
- Przecież nie dałabym rady. Był za blisko – dziewczyna błądziła wzrokiem dookoła.- Hermiona, ty jej powiedz.
- Przecież mnie tam nie było.. Wiem tylko to, co ty mi opowiedziałaś..
- Eh.. – mruknęła młodsza Gryfonka i udała, że chwilę poprawia swoje włosy.- Kiedy dementor się zjawił, wybuchła panika. Czułam tak przeszywające zimno, że nie potrafiłam się poruszyć. Za to najbezpieczniejszy był Malfoy, który stał za twoją wyczarowaną tarczą. Ona nadal trwała pomimo tylu zaklęć, jakie się od niej odbiły – Ginny nadal nie potrafiła uwierzyć w to, co zaprezentowała jej przyjaciółka podczas chwilowej walki.- Malfoy miotnął w nim zaklęciem..a potem.. przybiegła profesor Rodley, która kłóciła się z nim i kazała mu wziąć cię na ręce i zanieść do Hogwartu. Był bardzo wściekły. Był niewyobrażalnie wściekły, ale zrobił to..
- Gdzie on jest? – Luna zdawała się nie przejmować swoim stanem, ale, gdy usłyszała, że oboje jej pomogli, zalała ją fala nieopisanej wdzięczności i zaciekawienia.
- Nie wiemy.. Zniknął, kiedy tylko położył cię na łóżku – odpowiedziała jej dalej Hermiona.- Za to Rodley przyniosła ci różę.. Była tu, spytała się o ciebie i odeszła..
- Naprawdę? – Luna obejrzała się gwałtownie po bokach i zobaczyła w wazonie piękny pąk białego kwiatu. Przymknęła na chwilę oczy i krótko się zamyśliła. Musiał być nieobliczalnie wściekły, chwilę wcześniej kłócąc się ze swoją opiekunką, a następnie będąc zmuszonym do pomocy swojemu wrogowi. Dlaczego Rodley kazała mu to zrobić? Przecież mogła poprosić kogoś innego..
- Musicie przyprowadzić profesor Rodley. Chcę z nią porozmawiać.
  Przyjaciele spojrzeli po sobie, ale nic nie powiedzieli. I dobrze, gdyż nie było czasu, by im tłumaczyć tą skomplikowaną sytuację.
- Dobrze – powiedział Neville i pospiesznie wyszedł razem z Hermioną z sali.
- Pamiętasz cokolwiek? – zapytała Ginny, która została sama z Luną.
- Śniła mi się mama.. Znowu..
- Luna.. – Ginny była lekko wstrząśnięta. Nie tego się spodziewała..
- Nie martw się – Luna szepnęła i przymknęła powieki, mając przed swoimi oczami twarz zezłoszczonego Ślizgona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz