wtorek, 14 sierpnia 2018

~17~

  Harry, Ron i Hermiona uciekli kilka godzin wcześniej od przybycia Śmierciożerców. Nikt nie spostrzegł tej niewinnej zmiany, dopóki Snape nie wysłał zwiadowców, by przebadali cały zamek w poszukiwaniu trójki przyjaciół. Ginny patrząc tylko posępnym wzrokiem na dociekliwych uczniów, nie odpowiadała na żadne pytania. Tylko czekała, kiedy Śmierciożercy dobiorą się do niej, szukając dowodów pomocy. Perfekcyjnie ukrywała każdą oznakę przejęcia, ale nie w obecności swoich przyjaciół. Luna właśnie wyczytała z jej twarzy pewien niepokój, kiedy siedziały na szkolnej ławce na jednym z korytarzy. Mijający je Ślizgoni obdarzyli dziewczyny jedynie zgorzkniałym spojrzeniem.
- Chciałabym być taka jak ty, Luna.. – powiedziała nagle ruda, nie podnosząc głowy znad sterty pergaminów, jakby bała się, że ktokolwiek zaraz oskarży je o jawną konspirację.
- Nigdy nie sądziłam, że zastanę taki dzień, w którym ktoś to powie..
- Nie przejmujesz się, kiedy cię poniżają..
  Nie przejmujesz się.. A słowa Malfoy’a wcale na nią nie podziałały.. Nie.. wcale..
- Wydaje się tylko, że niczym się nie przejmuję.. O, gdybym mogła wrócić do domu.. – powiedziała Gryfonka i po chwili, kiedy chwilę zamyśliła się z głową opartą o mur, wszystkie kartki i książki zsunęły się jej na ziemię.
- Ty! – wrzasnął nagle jeden z nowych strażników, którego głos przestraszył dziewczyny. Już w ich głowach zaczęły powstawać najczarniejsze myśli.- Co wyprawiasz? Sprzątaj to w tej chwili!
- Już, spokojnie.. – mruknęła Ginny pod nosem, mając nadzieję, że mężczyzna jej nie usłyszy, ale stało się inaczej i po chwili Gryfonka oberwała kopniakiem w brzuch. Luna stała sparaliżowana, patrząc na duszącą się koleżankę i już chciała jej pomóc, kiedy czubek obcej różdżki pojawił się przed jej oczami.
- Ani kroku dalej, dziewucho.. – to blondyn o zielonych oczach stał przed nią, który dołączył do swojego kolegi chwilę wcześniej.
- Sprzątaj to! Słyszałaś??!! – wrzasnął ten pierwszy i już mierzył w Ginny po raz drugi, gdy jego towarzysz potraktował ją bez cienia wzruszenia Cruciatusem. Rudowłosa pisnęła, czując jak jej mięśnie spinają się z bólu. Luna przypomniała sobie, kiedy jeszcze niedawno leżała na dywanie w gabinecie profesor, czekając na swoją karę. Mimo tego wszystkiego, zdołała wstać, jakby nic się nie stało..
- Jesteś beznadziejny.. – powiedział nagle blondyn do partnera, który dopiero teraz zdjął kaptur z głowy, ukazując posiniaczoną twarz oraz nienawistne spojrzenie.
- Słuchaj, durniu… Ostatnio Rookwood udzielił ci reprymendy co do twoich sposobów..
  Luna oparła się o ścianę, czując, że zaczyna dusić się z niewiadomych względów. Przez moment myślała, że to jakiś robak musiał ją ukąsić albo po prostu zapomniała o oddychaniu i dlatego była bliska omdlenia. Wtedy dwójka Śmierciożerców zwróciła na nią uwagę i jeden przywalił jej mocno z liścia, by spróbować ocucić.
- Wiesz co.. Zakazywali nam zabijania, więc lepiej zwiewajmy zanim ktoś posądzi nas o czyjąś śmierć – bąknął jeden z nich, a po chwili zobaczyła, że zostały same.
- Ginny? – Krukonka obróciła głowę w jej stronę, próbując nawiązać z nią kontakt, ale zobaczyła, jak ruda opiera się kolanami o podłogę, by na nią nie runąć. Rude włosy przykrywały jej całą twarz, którą skierowała ku ziemi, a dłonie zawinięte w pięści drżały, z ledwością utrzymując jej ciężar.
- Jednak.. Ja tego nie wytrzymuję.. Luna..
- Musimy iść..
  Rookwood.. Dlaczego? Nie spodziewała się, że na nazwisko, które wyjątkowo pamiętała z niewyjaśnionych względów, mogła zareagować w taki sposób.
- Luna, mam już dość..
- Idź do dormitorium, Ginny – powiedziała Luna, próbując pomóc jej wstać, ale nie mogła dać rady. - Idź na zajęcia.. – Ginny spojrzała w oczy koleżanki bez cienia wątpliwości.- Ja sobie poradzę. Idź!
  Luna nie miała innego wyboru jak ją zostawić, choć czuła ogromne wahanie. Mimo, że to co się właśnie wydarzyło było chorobliwą i nieludzką sytuacją, Luna święcie wierzyła, że Ginny musi to przezwyciężyć na swój sposób, a Luna, jak zawsze z boku, nie będzie przejmowała się niczym. Teraz głowę zaprzątało jej jedno nazwisko, o którym dawno temu nie wspominała. Nie było nawet ku temu powodów.
 Rookwood.
  Czy on też pojawił się w zamku? Związana z nim przeszłość była jak zamazany obraz, którego fragmenty przypominała sobie w niespodziewanych chwilach..
- ..uderzył wtedy Mechelbota z całej siły.. Widziałem na własne oczy!
  Luna słysząc nazwisko Ślizgona, z którym wiązało ją ostatnio wiele nieprzyjemnych rzeczy, przystanęła jak najbliżej osób, które o nim rozmawiały. 

- Ale dlaczego? Czy ktokolwiek zna powód ich bójki? – odezwała się zachrypniętym głosem jakaś młoda dziewczyna. Po jej tonie można było poznać, że jest jednocześnie zainteresowana tymi wieściami, ale i zdegustowana opisaną sytuacją.
- Bójka? Nie nazwałbym tego bójką.. – odpowiedział jej chłopak, którego Luna usłyszała pierwsza.- Malfoy podszedł go od tyłu, a potem nie pozwolił, by Mechelbot cokolwiek mu zrobił! Gdybyście widzieli, jak Dracon go okłada! Fascynujące!
  Luna nigdy w życiu nie nazwałaby bójki czymś fascynującym, ale bardziej dumała nad odkryciem sprawcy siniaków, które widziała na twarzy Davida. Nie spodziewałaby się, że tym kimś był sam Malfoy, gdyż jaki miałby powód, by atakować towarzysza swojego domu?
- Hej! Idziesz na zajęcia? – z prawego skrzydła korytarza wyszła nagle Klara w obecności Vandy. Patrzyła na Lunę zaniepokojona, ale wynikało to tylko z tego, że Krukonka błąkała się po zamku samotnie.- Wszystko w porządku?
- Ja? Co? T-tak.. – wydukała białowłosa i dołączyła do koleżanek z dormitorium, by w ciszy i zadumaniu dojść do klasy Slughorna.
- O! Czyżby to spóźnienie? – powitał ich sam nauczyciel, który raczej nie wyglądał na złego z tego powodu. Na jego twarzy odmalowała się ulga, jakby cieszył się, że dziewczyny dotarły całe na zajęcia.
  Wystrój klasy nieznacznie się zmienił, co zauważyły od razu po wstąpieniu do sali. Z boku ustawione zostały masy kociołków wypełnionych po brzegi eliksirami. W niektórych z nich warzyły się inne, nieznane im płyny, wyglądające podejrzanie. Slughorn omijał zręcznie ten temat i po prostu udawał, że nie słyszy, gdy ktoś pytał go o cel tak dużej ilości eliksirów.
- Dzisiaj popracujecie nad Veritaserum – powiedział im profesor.- Choć znacie przepisy dotyczące tego eliksiru i praca nad nim zajmuje wam kilka minut, uwarzycie dla mnie jeszcze jeden. Eliksir Costrina. Jest on co prawda dla was nieznany ani nie znajdziecie go w swoich podręcznikach, postanowię opowiedzieć o nim parę istotnych rzeczy.
  Luna zauważyła nerwowe gesty profesora i zamiast słuchać ciekawej historii pochodzenia nowego eliksiru, przyglądała się ruchom swojego nauczyciela. Wydawał się nadzwyczaj podenerwowany oraz zaniepokojony. Wzrokiem uciekał w stronę drzwi, jakby bał się, że zaraz ktoś niespodziewanie wkroczy do jego klasy. Wyglądał również na osobę zmęczoną po ciężkiej pracy, którą mogło być nawet warzenie czarnych eliksirów, które stały po ciemnej stronie klasopracowni.
- .. Służy on do wymuszania na kimś pewnej czynności, czy wypowiedzenia słów, które w danej chwili kryją się w umyśle winowajcy.. – profesor chrząknął kilka razy na znak zadumania, spojrzał jeszcze raz gdzieś w dal i wykonał gwałtowny ruch ręką, przewracając prawie wszystko to, co miał na biurku.- Zabieramy się do roboty! Czas ucieka!
  Luna zapomniała o wszystkim, co stało się jeszcze godzinę temu. O Ginny, o Śmierciożercach, którzy je zaskoczyli, o Rookwoodzie, który wdarł się do jej życia nie wiadomo skąd ponownie oraz o Malfoy’u.
- Czy wszyscy mają na stolikach ogony lucertoli? Albo komuś brakuje liści betulli?
  Powstał nieznaczny gwar, który przekonał dostatecznie Slughorna, że w tej chwili nie odzyska prawa głosu w swojej klasie. Podszedł za to do stojących z boku eliksirów, by dojrzeć, czy wszystko z nimi w porządku. Luna nie przejmowała się tym, czy ma wszystkie potrzebne składniki. Kompletnie nawet o tym zapomniała. Widząc zadumanego nauczyciela, podeszła do niego, by otrzymać choć cząstkę odpowiedzi na zadane w jej myślach pytania.
- Panie pro..
- A! – Slughorn odskoczył na kilka cali, patrząc przerażonymi oczami na Krukonkę, jakby przed nim stanął niebezpieczny przeciwnik a nie niewinna dziewczyna.- Panno Lovegood, wystraszyła mnie pani..
- Prze..
- Profesorze?
  Ten głos rozpoznałaby nawet we śnie. Wparowywał do jej głowy gwałtownie, jak wrzask torturowanego człowieka, jak ryk groźnego potwora.. jak.. głos znienawidzonego Ślizgona, dla którego była beznadziejna i bezbronna.
- O, pan Malfoy.. W samą porę – dodał nieznacznie profesor, ukradkiem zerkając na dziewczynę, która nadal stała obok niego.- Możemy porozmawiać w schowku..
  Slughorn skierował się tam wraz z Draconem, całkowicie ignorując Krukonkę, która tak naprawdę mogła potrzebować pomocy. Luna była nadal zaskoczona jego zachowaniem. Wyglądało to tak, jakby profesor spodziewał się, że zamierza go spytać o nieznaczną zmianę w jego klasie.
- Luna? Zrobiłaś już coś? – podeszła do niej Klara, która palcami próbowała obrać wyrywającą się skorupkę tartarugi.- Jeśli nie.. Mam już kilka przygotowanych składników.
- Jak myślisz, po co to wszystko się tu znajduje? – Luna wskazała podbródkiem warzące się eliksiry, przed którymi nadal tkwiła.
- To Veritaserum, nie poznajesz? – powiedziała Klara, która sama z ciekawości przybliżyła się do kociołków.- A przecież Slughorn kazał nam je przyrządzać.. Po co ich tyle?
- Nie wiem.. Dziewczyny wróciły do swoich stanowisk, by nie zostać przyłapanym na lenistwie.
  Slughorn wyszedł po kilku chwilach z schowka w towarzystwie milczącego Dracona.
- Zacznijcie robić Veritaserum – oznajmił, myślami błądząc gdzieś indziej.
  Chyba tylko Luna to zauważyła. Po klasie przeszedł szum niezadowolenia, gdyż każdy z uczniów miał przygotowaną przynajmniej połowę (nie licząc Luny) składników potrzebnych do pierwszego, nowego eliksiru. Nikt nie znał przyczyny tak szybkiej zmiany decyzji profesora. Malfoy usiadł na tyłach klasy przy jakiejś samotnej ławce. Położył swoje nogi, na których lśniły wypolerowane buty prosto na stole, nie przejmując się, że ktokolwiek mógłby zwrócić mu uwagę. Luna starała się z całych sił nie przyglądać chłopakowi, ale było to trudne, gdyż sama miała wrażenie, że on ją obserwuje. Nagle przypomniała sobie o Davidzie, którego właśnie Malfoy z niewiadomych przyczyn pobił. O nim rozmawiali razem z Rodley! Teraz zastanawiała się, dlaczego Malfoy przesiaduje na jej zajęciach i co więcej, rozprasza jej uwagę!
- Panno Lovegood – podszedł do niej Slughorn, by zbadać i nadzorować jej pracę nad eliksirem.- Zaczynamy Veritaserum. Otwórz książkę i przyrządzaj wszystko według instrukcji..
- Och.. chyba zapomniałam podręcznika.. – skłamała natychmiast, kiedy do głowy przyszedł jej dość przyzwoity plan.- Mogę pożyczyć jeden z pańskiego regału?
- Och.. – Slughorn ponownie wydawał się wytrącony z równowagi, ale ostatecznie zgodził się, nie zamierzając dalej przeszkadzać.
  Dziewczyna zostawiła narzędzia na stole i podeszła do regału, który stał tuż obok Malfoy’a. Zauważył ją jak podchodzi, ale nie powiedział słowa.
- Nie masz swoich zajęć? – zadała mu pytanie, odczuwając jednocześnie strach przed nim, ale i oburzenie.
- A co cię to obchodzi, Lovegood? – warknął, tym razem nawet na nią nie patrząc.
- Obchodzi, bo jesteś na moich zajęciach, prawda? – powiedziała najdelikatniej jak potrafiła.- Och i rozpraszasz Slughorna.. Jest bardzo zdezorientowany..
- Nieważne jest dla mnie, jak zachowuje się ten palant.. Nie siedzę sobie, bo czekam na korki.. Ani nie po to, by obserwować głupią smarkulę jak ty! Czekam na coś ważnego..
- Dzięki – przerwała mu w momencie, gdy znalazła książkę.- Tylko tyle chciałam wiedzieć..
  Luna odeszła spokojnie, by nie wzbudzać podejrzeń pozostałych uczniów czy profesora, choć ten i tak już był niebywale roztargniony. Wyczuła gotującą się złość Malfoy’a, który nieświadomie uchylił jej rąbka tajemnicy swojego pobytu w klasie Slughorna. A gdyby mógł, rzucałby piorunami i rozwaliłby całą klasę. Klara bacznie przypatrywała się Lunie, która przyrządzała do końca lekcji eliksir z wymalowanym na twarzy głupkowatym uśmiechem. Annette podchodziła do koleżanek co rusz po nowe składniki i z ledwością by skończyła, gdyby nie pomoc Klary i Vandy.
- Oddajcie przyrządzone Veritaserum w fiolkach na biurku. Oceny wypiszę kolejnym razem – Slughorn krzątał się przy swoich eliksirach w obecności Ślizgona, który w ciszy z nim rozmawiał.
  Luna błyskawicznie spakowała swoje rzeczy i pomyślała o Ginny, którą musiała znaleźć po ciężkiej sytuacji, jaka ich spotkała. Nie mogła jednak rozdzielać się z dziewczynami, które od razu pomyślałyby, że Krukonka coś ukrywa, jeśli włóczy się sama po zamku. Nie miała innego wyjścia, jak pójść z nimi do Wielkiej Sali. Widząc, że spakowała się pierwsza, ostatni raz spojrzała na tył klasy, ale nie zauważyła tam nikogo. Malfoy zniknął jakby wcale go nie było. Obok miejsca, w którym siedział stało mnóstwo innych fiolek oraz otwartych, zionących egzotycznymi zapachami, butelek. Podniosła jedną, która iskrzyła się różowo-bladym odcieniem, a jej zapach przypominał miętę i imbir, których smak nigdy nie przypadał jej do gustu.
- O, Amortencja – podeszła do Luny Annette, zachodząc ją od tyłu.
- O, nie wiedziałam.. – wymamrotała Krukonka i odłożyła butelkę na miejsce prawie ją przewracając.- To dlatego miała taki specyficzny zapach..
- Jaki? – zainteresowała się jej koleżanka i nastawiła ucha, by usłyszeć ciekawą tajemnicę.- Amortencja przybiera zapach konkretnej osoby wtedy, kiedy jest się kimś zauroczonym..
- Idziesz na obiad? – Luna zręcznie spróbowała ominąć temat, chociaż doskonale wiedziała, że jej twarz nabrała czerwonych odcieni i nie będzie dla niej łatwym zadaniem odwrócić uwagę koleżanki. Jedynym wyjściem była szybka ucieczka. Luna zmierzyła w inną stronę i po kilku krokach zorientowała się, że musiała przejść już kilka korytarzy.
  Mięta.. Imbir.. Pierwszy raz poczuła zapach Amortencji! Oczywiście! Szukała od dawna odpowiedzi na to nurtujące ją pytanie, ale w końcu je znalazła! Choć była pewna, że myśli inaczej, to jednak jej umysł zadecydował za nią. Kochała się w Nevillu.. Nie na darmo pisała z nim tyle listów, nie na próżno chłopak próbował z nią tyle razy rozmawiać. Jakże prosto było znaleźć drogę do tej odpowiedzi..
- Tu jesteś.. Zanim zobaczyła na własne oczy twarz sprawcy, poczuła najpierw na swoich ustach czyjąś dłoń. W jednej chwili znalazła się w ciemnym zaułku, otoczona silnymi, męskimi ramionami, które uniemożliwiały jej ucieczkę. Mogła jedynie kopać nogami, ale nawet to nie działało na porywacza. Próbowała wykrzyczeć jakieś słowa, ale nadal na jej ustach tkwiła ciepła, szorstka dłoń.
- Bądźże cicho, wariatko! – wykrzyknął szeptem Malfoy.- Puszczę cię, ale jeśli mi obiecasz, że nie zrobisz nic głupiego. Ani nie będziesz usiłowała uciekać.
  Dziewczyna wykonała delikatne skinienie głową i natychmiast poczuła ulgę, kiedy puścił jej ciało. Oparła się o ścianę naprzeciw Dracona i spojrzała z wyrzutem w jego szare, nieczułe oczy.
- Masz za swoje, Pomyluna – warknął.- Myślisz, że możesz się ze mnie nabijać?!
- Hm.. W sumie to zadałam najpierw grzecznie pytanie, na które nie chciałeś mi odpowiedzieć.. Jedynym wyjściem jest cię wkurzyć, to wtedy można wyciągnąć z ciebie więcej..
- Głupia – Malfoy zacisnął pięści i jeszcze raz obdarzył Krukonkę nienawistnym spojrzeniem.- Po co ci to? Co chcesz wiedzieć?
- Czy to ty naprawdę pobiłeś Davida Mechelbota? – Luna przybrała bardzo poważną minę, wyobrażając siebie samą jako oskarżyciela w sądzie, który musi zadać winowajcy zasadnicze pytanie, by rozwiązać zagadkę. Na ustach chłopaka zadrgał finezyjny uśmiech, ale trwał tylko ćwierć sekundy. Rozluźnione dłonie wsadził do kieszeni spodni i ze wzrokiem badawczo utkwionym w Lunie przyglądał się jej z konsternacją. Myślał nad odpowiedzią, choć była ona dla Krukonki jasna jak słońce. Potrzebowała tylko potwierdzenia, ale Malfoy nie był chętny, by jej go udzielić.
- Widziałam go, podsłuchałam także rozmowę samych Ślizgonów, więc..
- To po co się mnie pytasz? – przerwał jej taktownie.
- Dlaczego?
- Myślisz, że to ma związek z tobą, idiotko?
- Myślę, że tak, jeśli mnie tu sprowadziłeś.. Samo naigrawanie się z ciebie na mojej lekcji eliksirów nie jest wystarczającym powodem na to, by mnie tu zaciągać i straszyć.. Chcesz mi o czymś więcej powiedzieć..
  Malfoy prychnął pod nosem, dając jej do zrozumienia, że grubo się myli. Jednak Luna wiedziała swoje i nic innego nie mogło jej przekonać.
- Tak, to ja pobiłem Mechelbota, ale ten przypadek nie był związany z tobą.. Wkurzał mnie, jak i wszystkich.. To zbieg okoliczności..
- Dzięki.
- To nie było dla ciebie!
  Draco westchnął przeciągle, udając, że wznosi modły o pokój nad swoją duszą. Zachował tym razem samokontrolę i nic więcej nie powiedział Lunie.
- Nie jestem taka bezużyteczna jak uważasz.. – powiedziała, nie wiedząc dlaczego, ale słowa same wyszły z jej gardła, jakby to nie ona nimi kontrolowała.- Może wydaję ci się słaba i wątła, ale głupia nie jestem..
- Zobaczymy – powiedział zamyślony, wpatrując się w coś za oknem, ale nadal uśmiechając się podle.- Odprowadzę cię pod dormitorium.. Ale jeśli spotkamy jakiegoś Śmierciożercę w niczym ci nie pomogę. Chcę zobaczyć to śmieszne widowisko.
  Luna w jednej chwili przypomniała sobie dzisiejsze wydarzenie, w którym uczestniczyła z Ginny. Jakże mogła zapomnieć.. Musiała odwiedzić przyjaciółkę po tym jak okropnie ją potraktowali. W tejże również chwili na jej twarzy malowało się tysiąc uczuć, których Malfoy nie potrafił zrozumieć. - Tak.. Proszę.. Odprowadź mnie – powiedziała prawie szeptem, co wstrząsnęło Malfoy’em, gdyż spodziewał się po Pomylunie raczej idiotycznej odpowiedzi. Niebywałe, ale zaskakiwała go na każdym kroku. Tego nie mógł zaprzeczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz