poniedziałek, 30 lipca 2018

~9~

  Następnego dnia w niedzielę Luna, tak jak obiecała profesor, poszła odwiedzić Skrzydło Szpitalne. Wcześniej nie miała nawet ochoty, by iść do Wielkiej Sali na śniadanie, gdzie być może czekała reszta jej zbulwersowanych przyjaciół. Nikt nie musiał się pytać, by domyślić się, że to koniec z ich nocnymi, wspólnymi wypadami po wczorajszym ognisku. Luna bardzo pragnęła spotkać się z nimi choćby po drodze, ale korytarze świeciły pustkami. Modliła się za to, by nie zobaczyć nikogo ze Ślizgonów ani profesor Rodley, której ciemnobrązowe oczy śniły się jej w nocy.
  Szpital, w którym urzędowała pani Pomfrey znajdował się niedaleko sali Zaklęć. Luna weszła do niego po cichu jak myszka, nie wydając żadnego dźwięku. Na pierwszym łóżku, gdzie od razu podążył jej wzrok, leżał Neville, z półprzymkniętymi powiekami, nieobecny, cichy.
- Hej - mruknęła, witając się z nim jak najweselej mogła.- Jak się czujesz?
  Chłopak odwrócił głowę w jej stronę i delikatnie się uśmiechnął. Zanim zdążył odpowiedzieć, Luna kontynuowała:
- Chciałam ci podziękować za twoje okazane wczoraj bohaterstwo. Jestem ci dozgonnie wdzięczna, Neville.. ale przecież mogłeś zginąć..W powietrzu unosiły się cząstki srebrzystego cyklamenu, prosto z samego księżyca.. A one, gdy dostaną się do rany..
- O czym ty mówisz? - w końcu wykrztusił, choć z ogromnym trudem.- Nie bolało.. Przejmowałem się tylko tym, czy tobie nic nie jest. Potem straciłem przytomność. Co było potem? Czy tobie coś zrobili?
- Oh.. n-nie..Neville..dostaliśmy tylko szlaban..
 Unikała jego oczu, które wpatrywały się w nią nieustępliwie.. Odleciała myślami daleko do wczorajszego dnia, kiedy leżała na tamtym dywanie, a nad nią unosiła różdżkę..
- Przyjdzie ktoś jeszcze? - zapytał nagle.
- Sama przyszłam.. - mruknęła, przecierając ze zmęczenia oczy.
- Pytałem, Luna, czy przyjdą.. jeszcze.. Boję się, że to, co mówili wczoraj okaże się prawdą..
- Nie, Neville - powiedziała Luna, myśląc, co by tu wymyślić.- Wszyscy są bardzo zmęczeni po wczorajszym wieczorze.. Pozwól im zdecydować, co dla nich najlepsze..
 Chłopak westchnął przeciągle, co dla Luny okazało się niebywale i niestosownie śmieszne. Nawet nie zwrócił uwagi na nagłą zmianę jej zachowania i po chwili zasnął na dobre. Luna za to doskonale wiedziała, co musi jeszcze zrobić. Podeszła do ostatniego łóżka, przy którym leżał Draco Malfoy. Ten również miał zamknięte oczy i wyglądał raczej na śpiącego.
- Hej - jej głos wydawał się zbyt zachrypnięty albo najwyraźniej tak bardzo zaschło jej w gardle.- Ty też pewnie nie jesteś w lepszym stanie. Chciałam.. ch-chciałam.. - nie wiedziała, dlaczego nie może wypowiedzieć słowa w obecności wroga, który był zawsze okrutny dla ich przyjaciół, był mordercą, cynicznym palantem.. A ona nie mogła nawet zbudować prostego zdania. Na dodatek przyszła z rozkazu pani Rodley, więc ta wizyta powinna być szybka, nienaturalna
- Spróbuję inaczej.. - chrząknęła jakby zaraz miała przemawiać przed tłumem - przepraszam, że to zaklęcie trafiło w ciebie. Gdybym nie wyczarowała tarczy, ja leżałabym na twoim miejscu.
  Chwila milczenia okazała się dla Luny niezręczna, pomimo tego, że nigdy nie zwracała uwagi na takie sytuacje. Wcześniej nie miała nigdy możliwości, by przepraszać kogoś, kogo na dodatek nie znała. Pani Pomfrey, której Luna nie zauważyła, skończyła użalać się nad ranami Neville' a, a potem podeszła do Draco. Rozpięła białą koszulę pidżamy, ukazując nagi, poparzony tors. Zwykłego pacjenta natychmiast by to obudziło, a ten jednak leżał jak nieżywy.
- Jego rany stopniowo będą się zmniejszać - powiedziała szeptem pielęgniarka.- Choć poparzenia wcale nie są takie proste w leczeniu..
  Luna kiwnęła głową i pomogła pani Pomfrey założyć nowy bandaż, cały czas uważając, by nie dotknąć choć czubkiem palca jego rany. Poparzony tors nie był przyjemnym widokiem. Skóra na klatce piersiowej przybrała ciemny, brązowy kolor usmażonego mięsa, a wokół całego poparzenia pojawiły się czerwone plamy. Po kilku minutach Pomfrey wyszła z sali, zostawiając Lunę samą z Draconem. Ten jednak leżał na łóżku i spał, nie zdając sobie sprawy z tego, kto go odwiedził. Nawet gdyby cokolwiek by go zbudziło, mógł mieć majaki z powodu silnych, przeciwbólowych środków, a dziewczyna, która przed nim stoi byłaby dla niego samą Parkinson.
- Nie wiem, Draco, dlaczego taki jesteś - powiedziała smutno.- Co zrobił ci Harry, Ron?.. Mam tylko jedno marzenie dotyczące moich przyjaciół.. Abyś zostawił ich w spokoju..
  Przez moment wydawało się jej, że chłopak poruszył powiekami, ale nie zdążyła nic innego więcej dostrzec, bo w porę przerwała jej pani Pomfrey.
- Dość już odwiedzin. Pacjent musi odpoczywać - zebrała ze stoliczka puste szklanki po płynach i odegnała Lunę gniewnym wzrokiem.
  Krukonka zmierzyła ku drzwiom, patrząc jeszcze na śpiącego Neville' a. Wyglądał zabawnie z rozłożonymi na wszystkie strony rękami. Zamykając drzwi, usłyszała jeszcze głos pani Pomfrey:
- Zadziwiające, jak zmieniły się czasy.. Ślizgonów zaczynając odwiedzać Krukoni.. Cóż ta przypadek!
***

  Kiedy Draco Malfoy wyszedł cały i zdrowy ze Skrzydła Szpitalnego, profesor Rodley była o wiele bardziej entuzjastycznie nastawiona do życia, co zauważyła tylko Luna. Ona jedyna wiedziała, o co chodzi. Neville także wyszedł bez swoich ciężkich obrażeń. Wrócił do życia i nawet zbyt często zaczepiał innych Śmierciożerców. Hermiona, Ron i Harry udawali, że nic się nie stało i od momentu pojawienia się Malfoy' a w klasie, powróciły zgryźliwe uwagi, przezwiska i kłótnie. Pansy Parkinson próbowała nie raz podstawić im nogę, ale kiedy Ginny miotła w nią w końcu zaklęciem, zaczęła uciekać, gdy tylko widziała swoich wrogów w pobliżu.
  W czwartek Luna miała najwięcej lekcji, gdzie mogła spotkać się z Ginny. O jedenastej na Transmutacji dziewczyny obgadywały wszystko, co było związane z sobotą. Gdyby nie Annette, która zwróciła im w porę uwagę, dostałyby szlaban od profesor McGonnagall.
  Na lekcji Zaklęć podczas rzucania czaru Kameleona, Luna nie miała okazji, jak opowiedzieć Ginny o torturach w gabinecie profesor Rodley, bo Filtwick sterczał nad nimi przez całą lekcję. Porozumiewały się tylko wzrokowo, a kiedy profesor obwieścił koniec zajęć, wyleciały z klasy pierwsze, zmierzając na Wielką Salę. Ginny zasłoniła usta, gdy dowiedziała się, co mówiła profesor Rodley, podczas rzucania w nią Crucio.
- Ja wytrzymałam po jednym - powiedziała Ginny, nakładając sobie smażonych ziemniaków na talerz.- Obawiam się też, że od tej pory Ślizgoni będą szukać więcej okazji, by się zemścić.
- Ciekawe - mruknęła Luna, popijając obiad sokiem dyniowym.
  Ginny przez chwilę siedziała nieruchomo z uniesionym widelcem.
- Nie chcę, by jakakolwiek akcja była pretekstem do otrzymania szlabanu.. Boję się o Harry'ego..
- To niech stąd uciekają jak najszybciej.. - mruknęła Krukonka, która nawet nie zauważyła, jak wielu Gryfonów spogląda w stronę drzwi nazbyt podejrzliwie.
- To wcale nie jest proste - powiedziała cicho rudowłosa.- Po tym, co stało się wczoraj, mają nas na oku..
  Luna wzięła się za kotleciki w sosie miodowym i powoli z miną zadowolenia, zaczęła je jeść. Ginny dokończyła swój posiłek, a potem popiła za szybko herbatą, którą prawie się zakrztusiła. W tej chwili wpatrywała się w coś, co znajdowało się za plecami Luny, która nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje.
  Za nią stał Draco Malfoy ubrany w idealnie śnieżnobiałą koszulę z uprasowanym krawatem Slytherinu.
- Mogę z tobą porozmawiać, Lovegood? - jego głos nie przypominał raczej pogardy zmieszanej z obrzydzeniem. Był po prostu zimny.
- Zostaw ją w spokoju - Ginny ścisnęła różdżkę pod stołem, wypatrując gwałtownego ruchu z jego strony.
- Nie wtrącaj się, wiewiórko - warknął.- I schowaj różdżkę, bo chyba zapomniałaś, kto tu jest prefektem. Chciałem porozmawiać z Pomyluną, nie z tobą - na koniec uśmiechnął się z triumfem.
  To wszystko było dla Luny bardzo dziwne, gdyż nigdy wcześniej nie miała do czynienia z takimi sytuacjami. Rzadko ktokolwiek lubił z nią rozmawiać, nawet Ravenclaw, a co dopiero mówiąc o Slytherinie. Cóż takiego chciał jej przekazać Malfoy, jej własny jak i przyjaciół teoretycznie wieczny wróg?
  Ginny czekała niecierpliwie na jakiekolwiek oburzenie czy odmowę ze strony Luny, ale ta kiwnęła tylko głową, by się z nią pożegnać. Oboje w ogóle nie zwracali uwagi na to, że większość osób znajdujących się w Wielkiej Sali przygląda się im znad posiłków. Niektórzy z otwartymi szeroko ustami, inni z utkwionymi sztućcami w powietrzu, a nawet kilka Ślizgonów, którzy szukali kontaktu z Draconem, by swoim wyrazem twarzy przekazać mu swoje zdumienie.
   Draco szedł z przodu szybkim krokiem, prowadząc ją w pusty korytarz. Kiedy wrzawa dobiegająca z Wielkiej Sali ucichła, chłopak stanął i obrócił się w stronę Luny.
- Słuchaj, Pomyluna.. - zaczął cicho, niepewny jeszcze, czy to, co robi zalicza się do rzeczy akceptowanych w jego życiu albo po prostu nie chciał, by ktokolwiek usłyszał to, o czym miał zamiar jej powiedzieć.
- To niegrzeczne - ucięła mu, mówiąc spokojnym, opanowanym głosem.- Nie wykorzystasz mnie przeciwko Harry'emu.
  Draco spojrzał się na nią z mieszaniną zaskoczenia i pogardy, ale nie poddał się. To była tylko głupia przyjaciółka Pottera.
- Nie chcę rozmawiać o Bliznowatym - żachnął się.- Ani o tym, co było podczas tamtego wieczoru.. Nie moja sprawa, że głupie bachory oberwały trochę od starszych.
  Luna powstrzymała gwałtowny wybuch śmiechu, widząc, że on wcale nie żartuje. Ginny miała rację, kiedy o nim opowiadała.
- Chodzi mi o to, co stało się później..
- Oberwałeś i zaniesiono cię do szpitala - powiedziała szeptem, jakby była to tajemnica, którą należy ukrywać nawet przed samym Voldemortem.
- Nie, idiotko - warknął, naprawdę już wściekły. Jak taka osoba mogła dostać się do Ravenclaw? Co było w niej takiego ciekawego, że postanowił spotkać się z nią sam na sam? Czyż ostatni pobyt w szpitalu pozbawił go racjonalnego myślenia? Albo jej skromna, acz odważna wizyta? O tak, wiedział więcej niż ta idiotka.
- Chodzi mi o ciebie, wariatko - powiedział tym razem spokojniej, widząc, że nie jest zadowolona.
  Jeszcze by tego brakowało, że obraziłaby się na niego i już w ogóle nic nie powiedziała, a przecież musiał dowiedzieć się więcej o jej spotkaniu z Rodley.
- Wiem, że zostałaś ukarana Cruciatusem.. Nie mówię, że ci się nie należało.. Zamiast mnie, to ty byś leżała w tym zasranym szpitalu.. Ale do rzeczy - chrząknął i obejrzał się jeszcze dookoła, by sprawdzić teren.
- Co cię z nią łączy? - zadała to pytanie za szybko, zanim ugryzła się w język, ale było już za późno, bo Draco zmarszczył brwi, ścisnął pięści i huknął:
- BĄDŹ PRZEZ CHWILĘ CICHO!
- To nie ja teraz jestem głośno - zachichotała, ale nie zdążyła już nic dodać, kiedy poczuła silny ucisk na swoim ramieniu.
- Jeszcze chwila, a stracę nad sobą panowanie - jego głowa znalazła się o cal od jej czoła i przez chwilę Krukonka nie mogła spuścić wzroku z zimnych, szarych oczu Ślizgona. Jeszcze nigdy żaden chłopak nie był jej tak blisko. Ale trwało to tylko chwilę, kiedy zauważył dziwne zdumienie na twarzy Krukonki.- To, co mnie łączy z Rodley jest wyłącznie moją sprawą.. Wiem, że przekazałabyś wszystko swoim durnym przyjaciołom.. Nie jestem głupi.. Ale tu chodzi o to, byś odczepiła się ode mnie i skupiła się na tym, co chcę powiedzieć!
  Luna uniosła jedną brew i spojrzała na jego zielony, czysty krawat. Dzisiaj wyglądał zbyt schludnie jak na Ślizgona, który nie dość, że jest prefektem, to jeszcze buntuje się przed całą szkołą. Coś jej nie pasowało.
- To dlaczego tak ładnie się ubrałeś? Nikt nie ubiera się elegancko na rozmowę z nieprzyjacielem..
  Draco odsunął się od niej na krok, by spojrzeć na nią od góry do dołu z politowaniem. Nie spodziewał się czegoś takiego z jej strony. Na chwilę przez myśl przeszło mu pewne wyobrażenie, że Luna mogłaby wyglądać bardzo ładnie, gdyby nie te śmieszne barwy i biżuteria, ale szybko to porzucił. Czym tak naprawdę był ten Ravenclaw? Klanem głupich i godnych pożałowania cwaniaków?
- Co w ciebie wstąpiło? - odpowiedział jej gniewnie, nie mając już pomysłu, jak wyciągnąć z niej informacje.- Rodley nie jest taka, jaka wydaje się na pierwszy rzut oka.. Jest..
- Magiczna.. - dokończyła za niego dziewczyna. Za szybko podążała jego tokiem myślenia.- Skrywa w sobie ból..
  Draco wykrzywił usta w sztucznym uśmiechu, nie mogąc nadziwić się jej postawą. Dlaczego się go nie bała? Dlaczego nie bała się Victorii?!!
- Dobra.. Nie zgrywaj z siebie znawcy, Pomyluno - warknął.
  Luna natomiast przypomniała sobie spotkanie na początku roku z tym, który obecnie tracił już cierpliwość. Wtedy jeszcze "uratował" ją od Davida, a teraz zgrywał cynicznego prefekta.
- Co robiłaś w ogóle w niedzielę w szpitalu? Za co mnie tak na prawdę przepraszałaś?
- Nie spałeś - mruknęła cicho, prawie niewinnie, co poprawiło mu humor.
- Udawałem, ale pamiętam, co mówiłaś..
  Luna stała nieruchomo, szukając w głowie jakiś argumentów, które mogłyby przekonać Draco, ale miała zbyt duży mętlik w głowie. On ciągnął dalej…
- "Przepraszam, że to zaklęcie trafiło w ciebie. Gdybym nie wyczarowała tarczy, ja leżałabym na twoim miejscu". Niezłe, Pomyluno..
- To śmiej się teraz, ale kazała mi to zrobić twoja ulubiona nauczycielka - powiedziała oburzona, widząc, że jej słowa wzbudziły w nim radość.- Gdyby Harry czy Ginny dowiedzieli się, że musiałam to zrobić, przestali by ze mną rozmawiać..
  Malfoy nie drgnął ani nie odpowiedział. Zmrużył oczy i odwrócił wzrok w drugą stronę.
- Nie obchodzi mnie Bliznowaty ani jego wiewiórka, już to mówiłem.. O! Czekaj.. Jak to było? - oparł się dumnie o ścianę jedną ręką i spojrzał na nią z góry.- "Nie wiem, Draco, dlaczego taki jesteś. Co zrobił ci Harry, Ron?.. Mam tylko jedno marzenie dotyczące moich przyjaciół.. Abyś zostawił ich w spokoju.." Słodkie aż do obrzydzenia!
- Najwidoczniej, pomyliłam się co do ciebie - powiedziała i obróciła się gwałtownie z założonymi rękami, by nie oglądać jego roześmianej twarzy.- Jesteś słabeuszem, tak, jak powiedziała Ginny.. tak, jak mówiła Hermiona..
- Naprawdę? - zachichotał niepewny, gdyż imiona jej przyjaciół doprowadzały go do nieograniczonej złości.- A może dasz mi udowodnić, że jest inaczej?
  Dziewczyna odwróciła się na pięcie.
- Do zobaczenia o jedenastej w nocy. Przyjdź sam, w to miejsce...
  Odeszła chwiejnym krokiem, wyglądając na kompletnie nietrzeżwą, co trzymało jeszcze Dracona w dobrym humorze. Ale po jakimś czasie uświadomił sobie, że ponownie miał się z nią spotkać, pomimo, że to nie ona była jego celem. Zaklął pod nosem z własnej, niekontrolowanej głupoty, żegnając się z przyjemnym snem, który dzisiaj na niego czekał.. Na chwilę pomyślał, że mógłby się nie zjawić. Co ona go obchodziła? Ale z drugiej strony miał szansę dowiedzieć się w końcu, co Pomyluna wie o Rodley.. Nie mógł stracić takiej okazji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz