niedziela, 29 lipca 2018

~8~

- Panno Parkinson - powiedziała profesor Rodley.- Pójdziesz do gabinetu Slughorna. Panna Lovegood ze mną.
  Ślizgonka wcale nie uradowała się tą informacją, wręcz przeciwnie, gdyż teraz nie wiedziała, czy nie spotka ją coś o wiele gorszego. Dziewczyna ze łzami w oczach, choć wściekła posłusznie zmierzyła w stronę drugiej części lochów.  Profesor i Luna zeszły mniejszymi schodami prowadzącymi do głębszych piwnic zamku i podążyły upiornie ciemnym korytarzem. Nauczycielka nawet nie potrzebowała różdżki, by otworzyć zamknięte drzwi. Machnięciem dłoni sprawiła, że otworzyły się na oścież. Gdy wkroczyły do osobistego gabinetu profesor, na Lunie wywołał on pewne wrażenie, gdyż była tu po raz pierwszy. Wystrój jak i kolory od razu przyciągały uwagę.
- Oto jesteśmy - powiedziała profesor Rodley.- Poprosiłam dyrektora aby dał mi najciemniejszy pokój z dala od pozostałych. Zazwyczaj zamykam go tak, by nikt się tu nie dostał, ale wasze wrzaski wytrąciły mnie z łóżka i nie miałam czasu na zamykanie do porządku moich drzwi. Wiesz, która jest godzina?
  Luna przecząco pokręciła głową. Nie zdawała sobie sprawy, że może być..
- Godzina po północy. Jestem niemile zaskoczona tym faktem, ale zawsze trzeba wymierzyć karę w takich sytuacjach.
  Chłodny ton profesor Rodley zadziwił Lunę niezmiernie, zamiast ją przestraszyć. Domyśliła się, że musi odłożyć swoją różdżkę i to najlepiej na biurko, więc tak zrobiła.
- Czy kiedyś ktoś rzucał na ciebie Klątwę Cruciatus? - zapytała, podchodząc bliżej. Jej oczy hipnotyzowały, nie wiadomo dlaczego i.. jako jedna z nielicznych osób spotkanych do tej pory wydawała się nie być uradowana z faktu wymierzania tej kary.
- N-nie, jeszcze nie - odpowiedziała. Nogi bardzo jej dygotały i było jej zimno.
- No cóż. Zawsze musi być ten pierwszy raz - zapadła chwilowa cisza, po której kobieta wyprężyła mocno ciało i różdżką wymierzyła w dziewczynę.- Crucio!
  Luna poczuła niesamowity ból we wszystkich kościach, mięśniach, członkach, aż upadła na podłogę, z trudem powstrzymując krzyk cisnący się na jej usta. Spojrzała z bólem na twarz profesor, która wydawała się całkowicie niewzruszona tą sytuacją. Potworny ból powrócił powodując silne skurcze. Opierała się dłońmi o podłogę, na którą zaczęły kapać łzy. Nie mogła się powstrzymać, tak bardzo chciała krzyczeć. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżywała.
- Ból jest silniejszy, jeśli nie znasz jego smaku. Lepiej byś go poznała, dopóki nie stanie ci się coś gorszego - profesor obeszła dookoła Lunę.- Parkinson mogła cię zabić. Jest teraz kimś gorszym niż zwykłą Ślizgonką, którą znałaś do tej pory..
  Profesor przymknęła oczy, dając Lunie odetchnąć. Odrzuciła na bok swoją różdżkę, jakby był to zwykły i niepotrzebny przedmiot.
- Wiesz co zrobiłaś Draconowi?
- To był przypadek - odpowiedziała Luna rozpłakana na dobre.- Wyczarowałam obronną tarczę, o którą odbiło się zaklęcie i w niego trafiło.
  Luna z trudem pomyślała o chłopakach, którzy musieli leżeć przez nią w szpitalu. Tak, przez nią. Neville ją obronił, przez co został ukąszony, a rana Dracona okazała się skutkiem niefortunnego przypadku.
- Odwiedź go. Nie obrazi się, jeśli mu powiesz, że nie chciałaś, a być może to doceni.
- Nie znam go.. - Luna próbowała wstać, ale z powrotem upadła na podłogę.- Jest złym człowiekiem. Zaatakował nas ze swoimi znajomymi.. A to, co chciał zrobić w tamtym roku..
  Zazwyczaj nie była taka rozmowna.. I to jeszcze przy profesor, która budziła w niej pewien lęk.. ale i zaciekawienie... Profesor spojrzała na nią z lekkim zakłopotaniem, a po chwili na jej twarzy wystąpił mały uśmieszek. Oczy z powrotem przeszywały Lunę na wskroś.
- A dlaczego miałby się nie zmienić? - zapytała.
- Z tego, co opowiadali mi przyjaciele..
- No tak.. - przerwała jej władczo.- Opowiadali..
- Wierzę moim przyjaciołom. Za to Malfoy jest dla mnie obcy.. - Luna nie dawała za wygraną.
  Profesor Rodley wyszła nagle z gabinetu, pozostawiając dziewczynę bez odpowiedzi. Ból minął, bardzo szybko, pozostawiając po sobie tępe pulsowanie z tyłu głowy. Dopiero teraz Luna mogła przyjrzeć się pokojowi. Leżała na czerwonym, szerokim dywanie, sięgającym każdego rogu. Po prawej stronie przez małe okienko przedzierało się słabe światło księżyca, a na środku stały wielkie kolumny, utrzymujące sufit. Na biurku, na którym Luna zostawiła różdżkę leżały stosy książek i pergaminów, za którymi zauważyła półki z książkami i eliksirami. Między nimi były czarne drzwi, prowadzące za pewne do sypialni. Dominował tu kolor czarny i czerwony, który podkreślał nieruchome obrazy wiszące na ścianach. Z bliska były to układanki z malutkich części tworzące piękne krajobrazy lub mroczne malowidła. Drzwi ponownie trzasnęły i weszła profesor.
- Nadal leżysz? - zapytała, widząc Lunę, która usadowiła się pod jedną kolumną.- Już po wszystkim.. Wiedz, że gdyby nie ja.. otrzymałabyś większą liczbę Cruciatusów..
   Kim jesteś, że okazujesz litość? I dlaczego tak bardzo zależy ci na Draconie? Luna zamyśliła się głęboko, że nawet nie zauważyła, jak profesor wskazuje na książkę, którą przyniosła ze sobą. Sama otworzyła na jakiejś stronie, pokazując zapisane w rogu zaklęcie, którego Luna nie znała.
- Jeśli nie chcesz, by doszło do jakiegoś gorszego przypadku, jest to zaklęcie Esfera, silniejsze od Protego - uśmiechnęła się słabo i położyła książkę na biurku.- Odpłacę się tym za tą karę. A teraz idź już, bo jakiś nauczyciel może dać ci szlaban. Mam nadzieję, że jutro odwiedzisz Dracona?
- Tak - mruknęła niepewna, nie rozumiejąc zachowania nauczycielki.
- Będę i tak wiedzieć. Pani Pomfrey mi powie.
- Do widzenia – mruknęła Krukonka.
- Musiałam to zrobić, Luna - dodała jeszcze cicho.- A Draco zmienił się.. Tylko trzeba dać mu szansę.
  Dziewczyna szybko wyszła z gabinetu profesor i popędziła na górę, jak najszybciej mogła. Myślała już tylko o tym, by wrócić do ciepłego dormitorium. Przebrała się szybko w pidżamy, nie próbując obudzić dziewczyn, ale niestety nie zauważyła, jak Annette kucająca obok na podłodze, oczekuje nieobecnej koleżanki.
- Kobieto, gdzie ty byłaś? - próbowała mówić szeptem.
- Mieliśmy ognisko i zasiedzieliśmy się – starała się, by ton jej głosu był jak najbardziej naturalny.
- Nie sądzę - odpowiedziała Annette, nie dając Lunie dojść do łóżka.
- Annette - mruknęła.- Nie chcesz chyba obudzić dziewczyn?
  Marietta poruszyła się nerwowo.
- Ja wiem, że coś się stało. Słyszałam krzyki, jak szłam z łazienki.
- Dobranoc.
  Luna nie miała zamiaru mówić wszystkim o walce z Pansy Parkinson, tym bardziej po tak gorzkiej i bolesnej karze. Jednak pomimo tego wszystkiego, pomimo Crucio i tego, co stało się chłopakom, nie mogła przepędzić z myśli głosu pani Rodley. A przed oczami widziała jej poważną twarz, z dziwnym uśmiechem na ustach.
- Dobranoc - powiedziała oburzona Annette.
  A Draco zmienił się.. Tylko trzeba dać mu szansę.
  Dlaczego mówiła o nim Lunie, która ledwo go znała? Być może to, że pieczę nad nim sprawowała owa tajemnicza nauczycielka, która w Lunie nie wzbudzała nienawiści, lecz zdumienie...
Chciała, a nawet pragnęła dowiedzieć się jak najwięcej o niej mogła..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz