sobota, 28 lipca 2018

~7~

  Ognisko z przyjaciółmi było czymś znakomitym oraz niewyobrażalnym jak na ten rok szkolny, czego Luna nieświadomie potrzebowała najbardziej. Ostatnio wielu uczniów wychodziło swobodnie o późnej porze na błonia, by spędzić wieczory z dala od Śmierciożerców lub po prostu by spotkać się z osobami, z którymi konspirowało za przykrywką przyjemnego ogniska.
   Nie było jeszcze ciemno, kiedy chłopcy rozkładali drewno na opał. Dziewczyny zebrały kilka kłód, przywołując je z lasu za pomocą zaklęcia, a potem rozsiadły się na kurtkach dookoła, jak najbliżej siebie. Hermiona, która nie obawiała się zajrzeć do kuchni, przyniosła kilka smakołyków i małe kiełbaski. Luna rzadko widziała ich na kolacji w Wielkiej Sali i właśnie zastanawiała się, co mogło być tego przyczyną. Najprawdopodobniej, za pomocą Hermiony, odżywiali się w swoim dormitorium, kiedy nie mieli już ochoty schodzić do jadalni i słuchać kolejnych szyderstw.
   Wszystkim było bardzo ciepło przy ogniu, a jeszcze milej, kiedy oznajmiono, że kiełbaski się upiekły. Luna machnęła różdżką, by przywołać na talerz wszystkie unoszące się nad ogniem, a Ginny zajęła się napojami. W międzyczasie poruszali błahe tematy, nie zagrażające zepsuciem tej miłej, choć dziwnej atmosfery. Luna potrafiła zauważyć wiele szczegółów, które uwadze innych mogły łatwo umknąć. Na przykład, ukradkowe spojrzenia czy chwilowe zamilknięcia. Domyśliła się łatwo, że trójka Gryfonów ukrywa coś ważnego i nadal zastanawia się, czy powiedzieć całą prawdę.
- Dobre to było - powiedział zadowolony Ron, który pierwszy przerwał niepokojącą ciszę.- Dość smaczne.
- Och, Ron.. Myślisz tylko o jedzeniu? - zapytała z wyrzutem Hermiona, wyciągając jakiś zeszyt owinięty w płótno.- Może porozmawiamy o czymś ciekawszym? Na przykład o nowej nauczycielce?
- Myślę, że o niej nie trzeba dużo mówić, by domyślić się, że to służka Voldemorta - Ron chętnie podchwycił propozycję Hermiony.- Aż widać po jej zachowaniu.. A kto normalny kolegowałby się ze Snape'em? Lub, co gorsza, opiekował Malfoy'em?
- Mnie ona intryguje.. - powiedziała cicho Luna, ale nikt wprawdzie nie zwrócił na jej słowa uwagi.
- Wydaje mi się, że sprowadzili ją tylko ze względu na Ślizgona.. - powiedziała Ginny.- Jest wystraszony po tym, co stało się w tamtym roku.. Wybacz, Harry.. Wiem, że to ciężkie.. - obdarzyła go czułym, romantycznym spojrzeniem.- Malfoy potrzebuje niańki..
  Luna od razu przypomniała sobie spotkanie z tym, o którym teraz rozmawiali jej przyjaciele. Co prawda, wiedziała, że zazwyczaj dostrzegała w człowieku więcej dobrych cech aniżeli gorszych, więc i tym razem nie widziała w Ślizgonie niczego gorszącego. Nie odzywała się jednak, nie dlatego, że nikt by jej nie odpowiedział, ale dlatego, że była osobą, która znała go w tym gronie najmniej i po prostu pozwoliła wypowiedzieć się starszym. W tym czasie ich temat rozmów diametralnie się zmienił i Luna przez moment nie wiedziała, o czym dyskutują. Ginny była wyraźnie podenerwowana.
- Prosiłam was, byście porządnie zastanowili się nas swoją decyzją..
- Chciałabym aby Luna i Neville znali sprawę do końca - Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie w stronę pary.- W końcu wszyscy jesteśmy w to zamieszani..
- Nie.. - sprzeciwił się Harry.- To tylko moja sprawa.. - zwrócił się do Luny, popatrzył na Ginny oraz na Longbottoma.- Przepraszam..
- Hm? - Luna prawie oblała się sokiem dyniowym.- Harry?
  Zdążyli wymienić się tylko spojrzeniami, kiedy Neville wszedł jej w słowo.
- Powiedz, Hermiono - powiedział pewny siebie.- Zapomnieliście, jak bardzo wam pomagaliśmy? Przecież nadal jesteśmy przyjaciółmi..
- Neville.. Nie chcemy prosić was o poświęcenie życia.. - zaczęła najstarsza Gryfonka, ale po chwili Harry ponownie jej przerwał.
- Och, nie - mruknęła Luna, ale nikt nie słuchał.- Mam nadzieję, że nie skończy się to źle..
- Ej, przestańcie.. - Ginny szarpnęła Harry'ego za rękaw ale na darmo.
- Cokolwiek by się z nami stało - zaczął Ron poważnie, nie zwracając uwagi na podszepty Harry'ego.- Macie nie wtrącać się w to, co robimy..
- Tylko o tyle chcieliśmy was prosić.. - dokończyła Hermiona, ściskając dłoń rudzielca za jego plecami, co nie umknęło uwadze Krukonki.
- Teraz to nie są żarty - rzekł Harry.- Więc zdecydowaliśmy..
  Zapadła ponownie zdumiewająca cisza, która przyprowadziła ze sobą pewne zakłopotanie oraz niepewność. Powiedzieć o tym? Przyznać się?
- Chcecie uciec - ostatecznie to Ginny wypowiedziała te ciężkie słowa, których waga okazała się zbyt brutalna dla pozostałych przyjaciół. Zdołali jedynie potrząsnąć głowami, wpatrując się w płomienie ocieplające ich ciała i rzucające tajemnicze oraz mroczne cienie na ich pobladłe twarze.
- Luna? - powiedział Neville, wstając z koca.- Mógłbym z tobą pogadać?
- E.. Tak? - odpowiedziała jeszcze nie całkiem pewna.
  Razem ruszyli w stronę lasu. Oznajmili o tym pozostałym, ale Luna zauważyła, że nikt nawet uwagi na to nie zwrócił. Może było lepiej zostawić ich w takiej sytuacji.
- Myślisz, że ujrzymy ich jeszcze jutro?- zapytał bez skrupułów.
- Neville - zaczęła spokojnym tonem Luna.- Wiemy, że nasi przyjaciele są silni, więc tym razem sobie poradzą..
- Mam nadzieję - odpowiedział, wkładając ręce do kieszeni i przybierając ponury wyraz twarzy.
  Luna wiedziała, że się o nich bał. Bał się nawet o nią.. Chyba.. Ale jak prawdziwy Gryfon, perfekcyjnie ukrył swój stres.
- A jak tam u babci? - dziewczyna próbowała zmienić temat, co pozwoliło im na chwilę zapomnieć o przyjaciołach.
- Nie jest źle. Jest pełna sił i często odwiedza rodziców. Szkoda, że ja nie mogę.
- Nie martw się.. - zdołała tylko to wykrztusić z siebie, ale ponownie pomyślała, że nie był to dobry pomysł, by o tym rozmawiać. Z trudem im szło znalezienie odpowiedniego tematu. Najwidoczniej, Neville chciał mieć ją, choć na chwilę, przy sobie samą, bez żadnego towarzystwa.
- Mam nadzieję - zaczął - Zostaniecie mi tylko ty i Ginny.. A wiesz, jak bardzo mi na was zależy.. Na tobie.. zależy.. na was.. No, na Harry'm też i Ronie, i Hermionie.. O, Merlinie, mówię o nich, jakby już ich nie było…
  Choć Gryfon zaplątał się w swojej wypowiedzi i Luna mało co z tego zrozumiała, nie naciskała na niego. Doskonale go rozumiała i to wystarczyło.
- Jak u twojego ojca? - zapytał nagle o wiele trzeźwiej.
- Szuka nowych wiadomości do „Żonglera”. Może znowu przeprowadzi jakiś ciekawy wywiad, który zwróci uwagę. Sprzedaż szła dobrze, kiedy było coś o Harrym. Właściwie ojciec zawsze coś o nim pisze.
- Zamów dla mnie jeden - poprosił Neville.- Przynajmniej tam jest coś pozytywnego o całej tej sprawie.. Nie tak jak w "Proroku"..
- To trzeba poczekać do października..
  Oboje zamilkli, bo nie było już o czym rozmawiać. Na szczęście, doszli już do skraju lasu i musieli zawrócić. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak sprawy w międzyczasie pokomplikowały się przy ognisku. Z dala dostrzegli, że zebrała się tam znaczna ilość osób, ale musieli przyspieszyć, by rozpoznać twarze.
- Co, Potter, może dokończymy? - warknął Zabini z szerokim uśmiechem na swojej pogardliwej, czarnoskórej twarzy.
- Wolałbym nie.. - powiedział Harry, podchodząc bliżej. Za Ślizgonem stała pozostała, znajoma część grupy - Pansy Parkinson oraz Goyle i Crabbe. Wszyscy byli spięci i podenerwowani. Kiedy Pansy zauważyła Lunę, podeszła do niej blisko i powiedziała:
- Czekałam na ciebie - potem odsunęła się i wyciągnęła różdżkę.- Nie masz ochoty na utratę kolejnych punktów?
  Luna zareagowałaby, gdyby nie stała zaintrygowana, przyglądając się tej śmiesznej, acz niebezpiecznej scenie.
- No, mała.. - zaczęła Pansy.- Pomyluna Lovegood chyba zapomniała języka w gębie, choć o bzdurach potrafi nawijać...
- Everte Statum! - nie dała jej dokończyć Luna i rzuciła w nią zaklęciem.
  Nie zważała na Neville'a, który próbował ją odciągnąć. Parkinson odrzuciło mocno w tył, która w dodatku przeleciała nad głowami zdumionych Ślizgonów. Ktoś niedaleko zaczął im grozić, że zwoła Śmierciożerców, ale nikt na to nie zareagował, kiedy rozpętała się jedna, wielka i zażarta walka. Ślizgonka wyglądała na wściekłą, kiedy zdołała powstać z ziemi. Ciskała z ust klątwami szybciej, niż zaklęciami, przy okazji próbując znaleźć swoją zagubioną po drodze różdżkę. Luna za to, czekała cierpliwie, by ponownie stanąć z nią do walki, mimo, że wcale sobie tego nie życzyła. Robiła to dla przyjaciół.
- Rictusempra! - wrzasnęła Pansy, atakując zamyśloną Krukonkę.
  Luna zdmuchnięta w powietrze, opadła ciężko na ziemię. Poczuła tępy ból, gdyż przy upadku nieźle oberwała po plecach. Gdy z trudem wstała, ujrzała, jak Neville rzucił Petryfikus Totalus na jednego z goryli, a Harry i Ron walczyli z Zabinim, który okazał się dobrym zawodnikiem. Natomiast Pansy zwróciła na siebie uwagę dziewczyn. Odpychała zaciekle ataki Hermiony i Ginny, choć wiadome było, kto w tym pojedynku miał zamiar wygrać.
- Nie, przestańcie! - krzyknęła do nich Luna i podbiegła, by przejąć ataki Ślizgonki na siebie, pozwalając tym samym Gryfonkom zająć się drugim masywnym Ślizgonem.- Avis! - machnęła różdżką Luna i po chwili z ciemnej chmury wyleciało kilkanaście groźnych ptaków.- Oppungo!
  Zwierzęta pod wpływem zaklęcia pofrunęły bardzo szybko w stronę Pansy, by zaatakować ją za pomocą ostrych pazurów oraz dziobów. Dziewczyna próbowała im uciec, ale bez skutku. Luna dobrze wiedziała z doświadczenia, że nikt nie był w stanie oprzeć się temu zaklęciu.
- Expelliarmus! - krzyknął nagle Draco w stronę Krukonki, której z dłoni wypadła różdżka. Gdy Draco ponownie zareagował, w powietrzu zrobiło się pusto. Nie było ani jednego ptaka. Ślizgon, który niespodziewanie pojawił się nie wiadomo skąd, stał na skarpie z różdżką Luny w ręku. Krukonka patrzyła nie dowierzając, że od razu oddał jej broń i bez żadnych uprzedzeń dołączył do walki.
- Malfoy!! - wycisnęła przez zęby Hermiona, która dopiero po czasie zauważyła kolejnego wroga.- Relashio!
- Impedimento!
  Wszystkie zaklęcia zostały spowolnione, kiedy Luna zadziałała, pozwalając swoim przyjaciołom na chwilowe wytchnienie lub ucieczkę. Ale za kilka sekund wszystko ponownie ruszyło do ataku.
- Incancerus! - wrzasnął Harry, z różdżki którego wyleciały sznury i oplotły mocno Zabiniego, próbującego zaatakować bezbronnego Rona.
  Draco w tym czasie rzucił czymś w Harry' ego, a następnie zaatakował Hermionę i Ginny.
- Drętwota! - krzyknęła Pansy, ale Luna była bardzo szybka.
- Protego!
  Zaklęcie odbiło się od wyczarowanej tarczy i poleciało w stronę Parkinson. Ta jednak schyliła się błyskawicznie i zaklęcie trafiło w Hermionę.
- Levicorpus - wypowiedziała cicho Luna, kierując różdżką w leżącą na trawie Pansy. Dziewczyna zawisła nad ziemią, krzycząc i przeklinając przy tym głośno. Została jednak szybko odczarowana przez stojącego niedaleko Dracona, który zdołał na moment rozbroić Ginny.
- Furnuculus!
- Protego! - Luna ponownie się obroniła, nie wierząc przy, jak to się stało, że w takim tempie Malfoy nie doznał jeszcze żadnych obrażeń, a co więcej, atakował i bronił jednocześnie kilku swoich pobratymców naraz.
  Ogień ominął Parkinson, która schowała się za plecami Draco i to w niego trafiło zaklęcie. Chłopak upadł na ziemię i oplótł swój tors rękami, krzycząc przy tym z bólu. Luna podbiegła do niego przestraszona. Nie mogła cofnąć zaklęcia, a nawet zareagować czy pomóc, bo Pansy znowu wstała i miotła zaklęciem.
- Senpensortia! - ryknęła.
   W kierunku Luny pofrunął masywny i agresywny wąż. Nie poruszyła się z przerażenia, ale poczuła na ramieniu dotyk zimnej dłoni. Był to Neville, który popchnął ją na bok, a sam wpadł w pułapkę Pansy. Wąż rzucił się na niego.
- Vipera Ivanesca - odezwał się głos za nimi.
  Wszyscy umilkli. Nie wiele dalej od nich stał profesor Snape, obok niego nowa nauczycielka, a dalej dwóch Śmierciożerców.
- Co ja tu widzę - powiedział dyrektor.- Prawie jak na meczu Quidditcha, choć z odrobinie większą ilością emocji.. - dwóch czarnych strażników zarechotało na widok ubrudzonych dzieciaków.- Wszyscy szlaban. Myślę, że klątwa Cruciatus wypali wam walki z głowy - mruknął Snape, nie ukrywając jadowitego uśmiechu na twarzy.- Najpierw idzie Lovegood i Parkinson.. A tych panów do szpitala.. - wskazał na pokąsanego i jęczącego z bólu Neville'a oraz na Dracona, który nieprzytomny leżał z wypaloną koszulą oraz unoszącym się nad nim swądem spalonej skóry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz