poniedziałek, 23 lipca 2018

~4~

  Poranek kolejnego dnia okazał się chłodniejszy niż zazwyczaj. Luna pomimo tego była zmuszona by wstać, czując się nie tylko niewyspana, ale także zaniepokojona wczorajszymi wydarzeniami. Utrata punktów, tym bardziej w niesprawiedliwy sposób, wprawiła ją w pochmurny nastrój, idealnie pasujący do obecnej pogody na dworze. Jedynym jej planem było nie wpaść na Pansy Parkinson, która z pewnością zdążyła się pochwalić swoim osobistym sukcesem prefekta. Gorzej ze wstaniem miała Annette, którą Marietta próbowała obudzić, ale bezskutecznie.
 - Nic z tego - powiedziała zniechęcona.
 - Może mam na to sposób - mruknęła Luna, nie chcąc, by Annette miała do nich pretensje za spóźnienie na śniadanie.- Avis.
  Z wyczarowanej białej chmurki wyleciała chmara przeraźliwie piszczących ptaków. Zaczęły latać nad głową Annette, od czasu do czasu dziobiąc ją w nos lub ciągnąc za pojedyncze włosy. Dziewczyna od razu poruszyła się gwałtownie, ale wciąż nie otwierała oczu. Ta komiczna scena przypominała bezsensowną walkę przez sen. Kiedy uświadomiła sobie, co dzieje się naprawdę, zerwała się z łóżka, nadal odpędzając ptaki. Latały nad nią, nie dając jej spokoju i nie mając zamiaru odlecieć. Kiedy widowisko okazało się już nadzwyczaj zabawne, Luna z powrotem machnęła swoją różdżką i ptaszki wyleciały przez okno.
- Kto to zrobił? - zapytała nerwowo Annette. - To wcale nie było śmieszne!
- Cóż, przynajmniej zaczęłyśmy ten dzień pozytywnie - mrugnęła do niej Marietta.- Wyglądałaś niesamowicie!
- Szkoda, że tylko wy tak uważacie..
 Wszystkie dziewczyny zeszły ubrane na dół do Wielkiej Sali na śniadanie, gdzie usiadły koło siebie przy stole.  Luna pomachała jeszcze ręką w stronę Ginny, Hermiony, Harry'ego, Rona i Neville'a. Każdy odwzajemnił jej uśmiech, choć ich przypominali niewyspane hipogryfy. 
  Do sali weszła grupa najstarszych Ślizgonów, za którą kroczył Draco Malfoy, wcale nie wyglądając na takiego, który chętnie uczestniczyłby w rozmowie ze swoimi kompanami. Jednak oglądał się na boki z wyraźną wyższością, a nawet chamsko zwrócił się do młodszych Puchonów, by nie wchodzili mu w drogę. Na chwilę nawet przystanął obok stołu Gryfonów, gdzie siedział Harry, ale zmierzył go tylko nieprzyjemnym spojrzeniem. Hermiona świadoma, że to niepodobne do niego, nie zaczepiła Ślizgona, zaś Ginny schowała różdżkę za pazuchę. Ślizgoni doszli do swojego stołu w fantastycznych humorach. Luna zmuszona była skończyć obserwować tę zdumiewającą scenę, bo oto do sali wkroczył Snape, a obok niego profesor Rodley. Usiedli oboje przy stole, dyrektor na wielkim tronie, na którym kiedyś zasiadał Dumbledore, a kobieta obok. Wszyscy patrzyli na nich pytająco, gdyż do tej pory Snape ani razu nie zadawał się z innymi nauczycielami, tym bardziej zagłębiając się z nimi w rozmowie. Nachylili się ku sobie i zaczęli prowadzić tajemniczą konwersację.
- Kiedy mamy Obronę Przed Czarną Magią? - zapytała Vanda, przerywając ciszę przy stole Krukonów.
- Nie wiem, jeszcze nie dostaliśmy planu lekcji - odpowiedziała jej Marietta.- Zawsze stresowały mnie zajęcia z nowymi prowadzącymi.
  Po chwili ujrzały niedaleko profesora Filtwicka, lubianego przez cały Ravenclaw, który w zadziwiająco szybkim tempie rozdawał po sztuce harmonogramu. Stojąc przy dziewczynach, zdążył jeszcze przypomnieć o próbach chóru, a potem uciekł, zanim ktokolwiek odpowiedział.
- Hm..Zaraz Transmutacja z Gryfonami - rzekła Annette, uważnie czytając plan zajęć.
- Mamy coś ze Ślizgonami? - zapytała Vanda, która nadal zajadała się piątym talerzem grzanek i nie raczyła spojrzeć na harmonogram.
- Hm.. Zielarstwo i Eliksiry, a Astronomię w piątek. - odpowiedziała Klara.- Chyba zaczną się nam również lekcje teleportacji..Tylko nigdzie o tym nie informują.
- A właśnie... - zaczęła Annette, sprawdzając w podręcznej torbie, czy zabrała potrzebne zeszyty i magiczne pióro.- Gdzie byłyście wczoraj?
- W łazience.. - odpowiedziała niepewnie Klara, która spojrzała podejrzliwie na koleżankę z dormitorium.- Śledziłaś nas?
- Byłam z Luną.. Chciałyśmy was dogonić, gdyż wieczorem może być niebezpiecznie z takimi gośćmi w zamku..
 Luna już miała wtrącić, że wcale nie miały takiego zamysłu, ale między dziewczynami zawiązała się już ostra wymiana zdań. Spoglądała to na jedną, to na drugą i nie potrafiła sobie przypomnieć, by w podobny sposób zachowywały się tak przed wakacjami. Annette zbyt mocno naciskała na Klarę, która za to pozostawała niedostępna i zdystansowana.
- Nie o to nam chodziło, by was śledzić - usprawiedliwiła się Annette.- Przecież jesteśmy z jednego domu, nieprawdaż? Nie kłóćmy się..
- No to, o co ci chodzi? - wtrąciła Vanda, odsuwając od siebie pusty talerz.
- Tak się tylko zapytałam - mruknęła cicho Annette i wstała od stołu, by ruszyć pierwsza na zajęcia, a za nią podążyła Marietta. Milczenie zapadło tak nagle, że Luna nawet nie zauważyła, kiedy obok niej usiadła Ginny.
- Hej! - krzyknęła uśmiechnięta albo tak udawała, gdyż Luna od razu poznała po jej oczach, że poprzedniej nocy nic ciekawego nie przydarzyło się w ich dormitorium.- Też macie zaraz Transmutację?
- Yhm.. - zgodziła się Luna.- Z kim siadasz?
- Oczywiście, że z tobą - spojrzała na nią z niepokojem.- Zapomniałaś?
- Chciałam się tylko upewnić - usprawiedliwiła się szybko, by Ginny przestała tak na nią patrzeć.
- No, to do zobaczenia - pożegnała się z Luną i pomachała dziewczynom.
  Luna w końcu zjadła wielką kromkę z dżemem, którą posmarowała zanim dziewczyny zaczęły się kłócić i o której w zupełności zapomniała. Bez słowa opuściła Klarę i Vandę podenerwowane poranną rozmową. Wychodząc z jadalni usłyszała za sobą wścibskie pytania, głupie śmiechy i jadowite komentarze ze strony stołu Ślizgonów, którzy nie omieszkali uniknąć możliwości dokuczenia naiwnej Krukonce.
- Ej, Pomyluna!! - wrzasnął jeden z nich, a dokładnie David, który wyszedł za nią wraz ze swoją bandą.- Jak wakacje? Mam nadzieję, że w końcu zamknęli twojego ojca za te steki bzdur, które wypisuje w tej beznadziejnej gazecie!
  Próbowała ich zignorować, mając nadzieję, że odpuszczą, ale w porę przypomniała sobie, że dzisiaj miała mieć z nimi zajęcia. Westchnęła głośno, próbując zagłuszyć ich chichoty i pogardliwe śmiechy.
- Dzisiaj mamy Zielarstwo, więc jeszcze się spotkamy.. Ej, właśnie! - jeden z nich stanął przed nią, zagradzając jej drogę.- Jako zdrajczyni jesteś nam coś winna..
  Lunie mocno zabiło serce, czując obawy, że jako jedna na pięciu mogła nawet nie zdążyć wyjąć różdżki, by obronić się przed bandą Davida, z którą już całe pięć lat chodziła do jednej klasy.
- Za nudno wam? - za nimi pojawił się Draco Malfoy, z podręcznikami pod pachą, również zmierzający najwidoczniej na zajęcia. Luna obróciła swoją głowę, by upewnić się, że to rzeczywiście prefekt Slytherinu. Czyżby próbował ją obronić, mimo, że uznawana była publicznie za zdrajczynię krwi? To było niemożliwe, by nie była na tyle sławna, by nawet taka cyniczna osoba jak Malfoy jej nie rozpoznał. Od wyprawy do Ministerstwa była znana na całą szkołę, ludzie nią pogardzali, ale znaleźli się i tacy, co podziwiali za odwagę i wsparcie okazane Harry'emu. Zdecydowanie Malfoy powinien zaliczać się do tej pierwszej grupy, więc czemu nie zignorował tej sytuacji? David stał, jak wmurowany w ziemię, a po chwili bez słowa odszedł, by nie wdawać się w dyskusję ze swoim przewodniczącym i ostatni raz zerknął na Lunę wnerwiony.
- Nie musiałeś - mruknęła dziewczyna i odwróciła się, by zmierzyć na lekcję. Chłopak chrząknął znacząco, wcale na nią nie patrząc.
- Lepiej, byś nie łaziła sama po tych korytarzach, Lovegood.
  Przez chwilę patrzyła na niego pytająco, nie rozumiejąc sensu tej wymiany zdań. I to jeszcze z Malfoy'em! Odszedł, nawet się nie żegnając, mijając Lunę, która stała nieruchomo w jednym miejscu. Trwałoby to dłużej, gdyby nie tykający zegarek na jej ręce, który przypomniał dziewczynie, że musi iść na lekcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz