niedziela, 22 lipca 2018

~1~


Już któryś raz z kolei obudziła się nad ranem roztrzęsiona i zgrzana. Ponownie. Tak działo się od kilku ledwo przespanych nocy, bo gdy tylko zamykała oczy, widziała otaczające ją cienie. Tłumaczyła ten nieznany stan atakiem gnębiwtrysków, które mogły kontrolować jej sny. Ale nawet tata nie wiedział, co na to poradzić. 
  Najpierw patrzyły na nią, jak kremowe piwo, oczy, potem szare i zimne, a na koniec czarne jak noc, przenikliwe.
- Luna, wokół ciebie jest za dużo nargli – odparł raz papa, zmęczony jej zrozpaczonymi opowieściami.- Może spróbuj ugotować wywar z trębaka. 
Na nic to dało. Rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami. Neville pisał listy. Czas biegł do przodu. A sny nadal nie dawały spokoju. 


**
- Luna, pospiesz się! - krzyknął pan Lovegood, stojąc przed pociągiem na peronie 9 i 3/4 z bagażami pod ręką.- Chyba nie chcesz się spóźnić?
- Nie, tato… - mruknęła jego córka.- Idę już do Ginny.
- W porządku. Zajmę się .. ah, tym ciężarem.

- Nie, nie. Daj mi go. Zaniosę ze sobą.

Luna wzięła kufer i weszła do pociągu, szukając przyjaciół. Minęła kilka zapełnionych przedziałów, pełnych uczniów w różnym wieku. Parę Ślizgonów zaśmiało się na jej widok. 
  W końcu trafiła na wszystkich z ekipy: Harry’ego, trzymającego po kryjomu rękę Ginny, Hermionę głaskającą Krzywołapa, Rona czytającego „Proroka Codziennego” oraz Neville’a, który jako jedyny na widok Luny zerwał się z miejsca i palnął głośno „Cześć”. Wszyscy przerwali na raz swoje zajęcia. Neville podbiegł, przytulił dziewczynę i zabrał jej bagaż, nie zważając na jej protesty. Wyczuwała w powietrzu złą i napiętą atmosferę, ale tęsknota za jej przyjaciółmi była zbyt głęboka, by nie chciała z nimi usiąść. Znów zapadła cisza.

-Idę pożegnać się jeszcze z ojcem. Przyniosłam tylko kufer - powiedziała.- Zaraz wrócę.

  Wyszła na świeże powietrze i od razu zauważyła ojca. Gdy uściskała go i pożegnała, zniknął po chwili w białym dymie. Na peronie zebrało się wielu rodziców, między którymi trudniej było się przepchać. Wtedy zauważyła na peronie Dracona Malfoy’a, który jedyny wyróżniał się z tłumu, gdyż stał w bezruchu i nie zwracał uwagi na mijających go w pośpiechu ludzi. Kojarzyła go jako jednego z wrogów Harry'ego. Blond włosy miał zaczesane do tyłu, a i cały jego ubiór wydawał się nienaganny. Lekko rozpięta biała koszula opinała delikatnie jego ramiona, znowu czarne spodnie z ledwością trzymały się na jego biodrach. Przez minione wakacje musiał dużo ćwiczyć. 
Skąd ta zmiana? 
  Nagle obok niego stanęła jakaś wysoka kobieta w długiej, czarnej pelerynie, z kapturem na głowie, który przysłaniał połowę jej twarzy. Być może była to jego matka. Mówiła mu coś na ucho. Gdy Draco odwrócił głowę, by na coś spojrzeć, kobieta zerknęła na Lunę. Patrzyła na nią z ciekawością, choć Krukonka wcale jej nie rozpoznała. Szybko przerwała kontakt wzrokowy i wróciła do pociągu. Kiedy weszła do przedziału, gorąca dyskusja między jej przyjaciółmi trwała już w najlepsze.
- Jakie głupoty piszą tu o tobie, Harry! - krzyknął Ron, który nadal czytał Proroka.- Chcesz usłyszeć?
- Nie, dzięki - odpowiedział jego przyjaciel i zwrócił swoją uwagę na Ginny.
- Może „Żongler”? - zapytała Luna.- Tam przynajmniej nie mają złego zdania o tobie.
- Ok, lepsze to niż tamte głupoty.- Ron chwycił gazetę, którą pomachała w powietrzu Krukonka.
- Mogę wam coś opowiedzieć? - Luna spojrzała badawczo na wszystkich.
- Jeśli to ważne - rzekła Hermiona, nie wyglądając wcale na taką, która mogłaby zainteresować się tym, co ma do powiedzenia właśnie Lovegood.
- Widziałam przed chwilą Malfoy’a z pewną nieznajomą kobietą.. 
  Luna opowiedziała szczegółowo o tym dziwnym spotkaniu. Wszystkich zadziwiła również wiadomość o zmianie wyglądu Ślizgona, ale najbardziej o owej tajemniczej kobiecie.
- Pewnie należy do Śmierciożerców, jeśli zadaje się z Malfoy’em - rzekł Neville z pogardą. 
- No chyba wiadomo, że Malfoy nie zadawałby się ze sługami Dumbledor’a – wtrąciła pogardliwie Ginny.- Jest już na tyle duży, że sam zjawiłby się na peronie.. Być może, ta kobieta zamieszka w szkole..
- By pilnować małego smoczka, bo po ataku na Dumbledora boi się pewnie z kimkolwiek rozmawiać – prychnął Ron, zerkając znad gazety.
- Myślicie, co mogło się stać jego rodzicom? - zapytała Luna.
- Ojciec siedzi w Azkabanie, a matka pewnie załamana, więc nie miała ochoty odprowadzać swojego synka na peron - zaśmiał się Ron.
- Może to jakaś przybrana ciotka - wtrącił Harry.- Najwidoczniej go lubią, bo mamy okazję poznać kolejną. 
- Powiem wam - zaczęła cichym głosem Luna, że siedzący koło niej Neville musiał z trudem nachylić się w jej stronę.- Ten Draco wyglądał jakby zaatakowała go skrzydlata mączka. 
  Ciche prychnięcie wydobyło się z ust Hermiony.
- Luna, chyba coś ci się pomyliło - powiedziała stanowczo.- Zaczynasz? Lepiej sobie daruj te swoje dziecinne opowiastki.. 
  Wszyscy podnieśli głowy. Zerkali to na Lunę, to na Hermionę.
- To było niegrzeczne - rzekła Luna.- A po za tym, nie miałam tego na myśli.
- Przepraszam - wymuszenie odezwała się Hermiona, która nadal nie była przekonana co do zdania Luny.  Każdy powrócił do swoich czynności. Po kilku minutach Ginny podniosła głowę i uśmiechnęła się do Luny. Dziewczyna nie pozostała jej dłużna i zamrugała. Co ciekawego mogło spotkać ich podczas kolejnego roku szkolnego? Nowy nauczyciel? A gdyby ta kobieta miałaby właśnie objąć jakieś poważne stanowisko w Hogwarcie? Myśli i wyobrażenia na ten temat sprowadziły na Lunę sen, którym jeszcze tego ranka nie mogła się nacieszyć.
  Kiedy powoli otworzyła oczy, ujrzała nad sobą głowę Neville’a.
- Jak tak będziesz spać, to nie wyjdziesz z pociągu.
- Zasnęłam? - mruknęła Luna.- Myślałam, że czytałam „Żonglera”.
- Dałaś go Ronowi. Zaczytał się - powiedział czule chłopak, chwytając za dłoń dziewczynę, by pomóc jej wstać .
  Luna musiała rozprostować nogi, ale najpierw rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu osoby, która miała jej gazetę, a pierwszy na kogo spojrzała był Ron. Wolała dbać o swoje rzeczy. 
- Ja go mam - rzekła Ginny, machając w dłoni „Żonglerem”.- A, dobrze – westchnęła uspokojona Luna.- Jak się czujesz?
- W porządku, choć odczuwam stres.. Nie wiadomo, co nas czeka w szkole, w szczególności Harry’ego.. – rudowłosa przybliżyła się do Krukonki, by ją przytulić, ale tak naprawdę nachyliła się wprost do jej ucha.- Chciałam, by uciekli.. 
- Co? - Luna nie za bardzo wiedziała o co rudowłosej chodzi, ale ta szybko cofnęła się i spojrzała na nią z uśmiechem. 
- Tak słodko razem wyglądacie - mruknęła.
- Ginny! - krzyknęła Luna, na co Ron oburzony wyskoczył z fotela i przez przypadek kopnął w nogę Harry’ego, który wystraszył swoim bolesnym i głośnym jęknięciem Hermionę, która poleciała z Krzywołapem na podłogę. W przedziale zapanował ogromny tłok. Wszystko uspokoiło się, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem.
- No, no - zaskrzeczała żałośnie Pansy Parkinson.
- To tylko głupi Gryfoni - wycedził przez zęby Zabini Blaise. Wyglądał raczej na takiego, który pragnął stąd jak najszybciej zniknąć.- Chodź, Pansy..
- Czego chcecie? - Harry wstał oburzony, odczuwając złość, że już na samym wstępie czekały ich nieprzyjemne przygody.
- Co się tak stawiasz, Potter? - prychnęła Pansy.- Mamusia nie nauczyła cię grzeczności?
- Zapomniałaś, że ona nie żyje? - powiedział do niej Blaise, uśmiechając się pogardliwie. Oparł się o framugę, zapominając, że jeszcze chwilę temu temu nie miał ochoty na żadne rozmowy. 
- Ach, no tak. Biedny, musiał się uczyć od samych zdrajców krwi.
- Zamknijcie się w końcu! - Hermiona wstała, a za nią Ron i razem stanęli obok Harry’ego.
- A co? Bliznowatemu odebrało głos? - prychnęła dziewczyna.
- Zaraz tobie odbierzemy! - Ron wyciągnął ku niej różdżkę. Oboje odsunęli się na jej widok, ale po chwili wyciągnęli swoje.
- Lepiej nie używajmy czarów, Ron… - warknęła Hermiona.
- Co jest? - usłyszeli za sobą męski głos. To był o dziwo Malfoy.
- Chcieli nas zaatakować - bąknęła Pansy.
- Zjeżdżajcie - warknęła ponownie Hermiona.
- Szlama, niech się do nas nie odzywa - powiedział Zabini, robiąc przy tym złośliwy uśmieszek.
- Chodźcie - rozkazał Draco.- Niepotrzebnie tutaj przyszliście.
   Harry, Ron, Hermiona, Ginny i Neville spojrzeli na Malfoy’a niebywale zaskoczeni. Po chwili wszyscy spięci usiedli na swoich miejscach. Nikt nie odezwał się do końca podróży. Nie chcieli mówić o kolejnym zamieszaniu, jakie powstało po zjawieniu się Parkinson z Blaisem ani nikt nie raczył powiedzieć jednego zdania o Malfoy’u. Tylko Luna przyglądała się przyjaciołom, widząc, że wcale nie myliła się w swoich przesądach. Wiedziała, że jej intuicja nigdy ją nie zawodziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz