poniedziałek, 30 lipca 2018

~9~

  Następnego dnia w niedzielę Luna, tak jak obiecała profesor, poszła odwiedzić Skrzydło Szpitalne. Wcześniej nie miała nawet ochoty, by iść do Wielkiej Sali na śniadanie, gdzie być może czekała reszta jej zbulwersowanych przyjaciół. Nikt nie musiał się pytać, by domyślić się, że to koniec z ich nocnymi, wspólnymi wypadami po wczorajszym ognisku. Luna bardzo pragnęła spotkać się z nimi choćby po drodze, ale korytarze świeciły pustkami. Modliła się za to, by nie zobaczyć nikogo ze Ślizgonów ani profesor Rodley, której ciemnobrązowe oczy śniły się jej w nocy.
  Szpital, w którym urzędowała pani Pomfrey znajdował się niedaleko sali Zaklęć. Luna weszła do niego po cichu jak myszka, nie wydając żadnego dźwięku. Na pierwszym łóżku, gdzie od razu podążył jej wzrok, leżał Neville, z półprzymkniętymi powiekami, nieobecny, cichy.
- Hej - mruknęła, witając się z nim jak najweselej mogła.- Jak się czujesz?
  Chłopak odwrócił głowę w jej stronę i delikatnie się uśmiechnął. Zanim zdążył odpowiedzieć, Luna kontynuowała:
- Chciałam ci podziękować za twoje okazane wczoraj bohaterstwo. Jestem ci dozgonnie wdzięczna, Neville.. ale przecież mogłeś zginąć..W powietrzu unosiły się cząstki srebrzystego cyklamenu, prosto z samego księżyca.. A one, gdy dostaną się do rany..
- O czym ty mówisz? - w końcu wykrztusił, choć z ogromnym trudem.- Nie bolało.. Przejmowałem się tylko tym, czy tobie nic nie jest. Potem straciłem przytomność. Co było potem? Czy tobie coś zrobili?
- Oh.. n-nie..Neville..dostaliśmy tylko szlaban..
 Unikała jego oczu, które wpatrywały się w nią nieustępliwie.. Odleciała myślami daleko do wczorajszego dnia, kiedy leżała na tamtym dywanie, a nad nią unosiła różdżkę..
- Przyjdzie ktoś jeszcze? - zapytał nagle.
- Sama przyszłam.. - mruknęła, przecierając ze zmęczenia oczy.
- Pytałem, Luna, czy przyjdą.. jeszcze.. Boję się, że to, co mówili wczoraj okaże się prawdą..
- Nie, Neville - powiedziała Luna, myśląc, co by tu wymyślić.- Wszyscy są bardzo zmęczeni po wczorajszym wieczorze.. Pozwól im zdecydować, co dla nich najlepsze..
 Chłopak westchnął przeciągle, co dla Luny okazało się niebywale i niestosownie śmieszne. Nawet nie zwrócił uwagi na nagłą zmianę jej zachowania i po chwili zasnął na dobre. Luna za to doskonale wiedziała, co musi jeszcze zrobić. Podeszła do ostatniego łóżka, przy którym leżał Draco Malfoy. Ten również miał zamknięte oczy i wyglądał raczej na śpiącego.
- Hej - jej głos wydawał się zbyt zachrypnięty albo najwyraźniej tak bardzo zaschło jej w gardle.- Ty też pewnie nie jesteś w lepszym stanie. Chciałam.. ch-chciałam.. - nie wiedziała, dlaczego nie może wypowiedzieć słowa w obecności wroga, który był zawsze okrutny dla ich przyjaciół, był mordercą, cynicznym palantem.. A ona nie mogła nawet zbudować prostego zdania. Na dodatek przyszła z rozkazu pani Rodley, więc ta wizyta powinna być szybka, nienaturalna
- Spróbuję inaczej.. - chrząknęła jakby zaraz miała przemawiać przed tłumem - przepraszam, że to zaklęcie trafiło w ciebie. Gdybym nie wyczarowała tarczy, ja leżałabym na twoim miejscu.
  Chwila milczenia okazała się dla Luny niezręczna, pomimo tego, że nigdy nie zwracała uwagi na takie sytuacje. Wcześniej nie miała nigdy możliwości, by przepraszać kogoś, kogo na dodatek nie znała. Pani Pomfrey, której Luna nie zauważyła, skończyła użalać się nad ranami Neville' a, a potem podeszła do Draco. Rozpięła białą koszulę pidżamy, ukazując nagi, poparzony tors. Zwykłego pacjenta natychmiast by to obudziło, a ten jednak leżał jak nieżywy.
- Jego rany stopniowo będą się zmniejszać - powiedziała szeptem pielęgniarka.- Choć poparzenia wcale nie są takie proste w leczeniu..
  Luna kiwnęła głową i pomogła pani Pomfrey założyć nowy bandaż, cały czas uważając, by nie dotknąć choć czubkiem palca jego rany. Poparzony tors nie był przyjemnym widokiem. Skóra na klatce piersiowej przybrała ciemny, brązowy kolor usmażonego mięsa, a wokół całego poparzenia pojawiły się czerwone plamy. Po kilku minutach Pomfrey wyszła z sali, zostawiając Lunę samą z Draconem. Ten jednak leżał na łóżku i spał, nie zdając sobie sprawy z tego, kto go odwiedził. Nawet gdyby cokolwiek by go zbudziło, mógł mieć majaki z powodu silnych, przeciwbólowych środków, a dziewczyna, która przed nim stoi byłaby dla niego samą Parkinson.
- Nie wiem, Draco, dlaczego taki jesteś - powiedziała smutno.- Co zrobił ci Harry, Ron?.. Mam tylko jedno marzenie dotyczące moich przyjaciół.. Abyś zostawił ich w spokoju..
  Przez moment wydawało się jej, że chłopak poruszył powiekami, ale nie zdążyła nic innego więcej dostrzec, bo w porę przerwała jej pani Pomfrey.
- Dość już odwiedzin. Pacjent musi odpoczywać - zebrała ze stoliczka puste szklanki po płynach i odegnała Lunę gniewnym wzrokiem.
  Krukonka zmierzyła ku drzwiom, patrząc jeszcze na śpiącego Neville' a. Wyglądał zabawnie z rozłożonymi na wszystkie strony rękami. Zamykając drzwi, usłyszała jeszcze głos pani Pomfrey:
- Zadziwiające, jak zmieniły się czasy.. Ślizgonów zaczynając odwiedzać Krukoni.. Cóż ta przypadek!
***

  Kiedy Draco Malfoy wyszedł cały i zdrowy ze Skrzydła Szpitalnego, profesor Rodley była o wiele bardziej entuzjastycznie nastawiona do życia, co zauważyła tylko Luna. Ona jedyna wiedziała, o co chodzi. Neville także wyszedł bez swoich ciężkich obrażeń. Wrócił do życia i nawet zbyt często zaczepiał innych Śmierciożerców. Hermiona, Ron i Harry udawali, że nic się nie stało i od momentu pojawienia się Malfoy' a w klasie, powróciły zgryźliwe uwagi, przezwiska i kłótnie. Pansy Parkinson próbowała nie raz podstawić im nogę, ale kiedy Ginny miotła w nią w końcu zaklęciem, zaczęła uciekać, gdy tylko widziała swoich wrogów w pobliżu.
  W czwartek Luna miała najwięcej lekcji, gdzie mogła spotkać się z Ginny. O jedenastej na Transmutacji dziewczyny obgadywały wszystko, co było związane z sobotą. Gdyby nie Annette, która zwróciła im w porę uwagę, dostałyby szlaban od profesor McGonnagall.
  Na lekcji Zaklęć podczas rzucania czaru Kameleona, Luna nie miała okazji, jak opowiedzieć Ginny o torturach w gabinecie profesor Rodley, bo Filtwick sterczał nad nimi przez całą lekcję. Porozumiewały się tylko wzrokowo, a kiedy profesor obwieścił koniec zajęć, wyleciały z klasy pierwsze, zmierzając na Wielką Salę. Ginny zasłoniła usta, gdy dowiedziała się, co mówiła profesor Rodley, podczas rzucania w nią Crucio.
- Ja wytrzymałam po jednym - powiedziała Ginny, nakładając sobie smażonych ziemniaków na talerz.- Obawiam się też, że od tej pory Ślizgoni będą szukać więcej okazji, by się zemścić.
- Ciekawe - mruknęła Luna, popijając obiad sokiem dyniowym.
  Ginny przez chwilę siedziała nieruchomo z uniesionym widelcem.
- Nie chcę, by jakakolwiek akcja była pretekstem do otrzymania szlabanu.. Boję się o Harry'ego..
- To niech stąd uciekają jak najszybciej.. - mruknęła Krukonka, która nawet nie zauważyła, jak wielu Gryfonów spogląda w stronę drzwi nazbyt podejrzliwie.
- To wcale nie jest proste - powiedziała cicho rudowłosa.- Po tym, co stało się wczoraj, mają nas na oku..
  Luna wzięła się za kotleciki w sosie miodowym i powoli z miną zadowolenia, zaczęła je jeść. Ginny dokończyła swój posiłek, a potem popiła za szybko herbatą, którą prawie się zakrztusiła. W tej chwili wpatrywała się w coś, co znajdowało się za plecami Luny, która nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje.
  Za nią stał Draco Malfoy ubrany w idealnie śnieżnobiałą koszulę z uprasowanym krawatem Slytherinu.
- Mogę z tobą porozmawiać, Lovegood? - jego głos nie przypominał raczej pogardy zmieszanej z obrzydzeniem. Był po prostu zimny.
- Zostaw ją w spokoju - Ginny ścisnęła różdżkę pod stołem, wypatrując gwałtownego ruchu z jego strony.
- Nie wtrącaj się, wiewiórko - warknął.- I schowaj różdżkę, bo chyba zapomniałaś, kto tu jest prefektem. Chciałem porozmawiać z Pomyluną, nie z tobą - na koniec uśmiechnął się z triumfem.
  To wszystko było dla Luny bardzo dziwne, gdyż nigdy wcześniej nie miała do czynienia z takimi sytuacjami. Rzadko ktokolwiek lubił z nią rozmawiać, nawet Ravenclaw, a co dopiero mówiąc o Slytherinie. Cóż takiego chciał jej przekazać Malfoy, jej własny jak i przyjaciół teoretycznie wieczny wróg?
  Ginny czekała niecierpliwie na jakiekolwiek oburzenie czy odmowę ze strony Luny, ale ta kiwnęła tylko głową, by się z nią pożegnać. Oboje w ogóle nie zwracali uwagi na to, że większość osób znajdujących się w Wielkiej Sali przygląda się im znad posiłków. Niektórzy z otwartymi szeroko ustami, inni z utkwionymi sztućcami w powietrzu, a nawet kilka Ślizgonów, którzy szukali kontaktu z Draconem, by swoim wyrazem twarzy przekazać mu swoje zdumienie.
   Draco szedł z przodu szybkim krokiem, prowadząc ją w pusty korytarz. Kiedy wrzawa dobiegająca z Wielkiej Sali ucichła, chłopak stanął i obrócił się w stronę Luny.
- Słuchaj, Pomyluna.. - zaczął cicho, niepewny jeszcze, czy to, co robi zalicza się do rzeczy akceptowanych w jego życiu albo po prostu nie chciał, by ktokolwiek usłyszał to, o czym miał zamiar jej powiedzieć.
- To niegrzeczne - ucięła mu, mówiąc spokojnym, opanowanym głosem.- Nie wykorzystasz mnie przeciwko Harry'emu.
  Draco spojrzał się na nią z mieszaniną zaskoczenia i pogardy, ale nie poddał się. To była tylko głupia przyjaciółka Pottera.
- Nie chcę rozmawiać o Bliznowatym - żachnął się.- Ani o tym, co było podczas tamtego wieczoru.. Nie moja sprawa, że głupie bachory oberwały trochę od starszych.
  Luna powstrzymała gwałtowny wybuch śmiechu, widząc, że on wcale nie żartuje. Ginny miała rację, kiedy o nim opowiadała.
- Chodzi mi o to, co stało się później..
- Oberwałeś i zaniesiono cię do szpitala - powiedziała szeptem, jakby była to tajemnica, którą należy ukrywać nawet przed samym Voldemortem.
- Nie, idiotko - warknął, naprawdę już wściekły. Jak taka osoba mogła dostać się do Ravenclaw? Co było w niej takiego ciekawego, że postanowił spotkać się z nią sam na sam? Czyż ostatni pobyt w szpitalu pozbawił go racjonalnego myślenia? Albo jej skromna, acz odważna wizyta? O tak, wiedział więcej niż ta idiotka.
- Chodzi mi o ciebie, wariatko - powiedział tym razem spokojniej, widząc, że nie jest zadowolona.
  Jeszcze by tego brakowało, że obraziłaby się na niego i już w ogóle nic nie powiedziała, a przecież musiał dowiedzieć się więcej o jej spotkaniu z Rodley.
- Wiem, że zostałaś ukarana Cruciatusem.. Nie mówię, że ci się nie należało.. Zamiast mnie, to ty byś leżała w tym zasranym szpitalu.. Ale do rzeczy - chrząknął i obejrzał się jeszcze dookoła, by sprawdzić teren.
- Co cię z nią łączy? - zadała to pytanie za szybko, zanim ugryzła się w język, ale było już za późno, bo Draco zmarszczył brwi, ścisnął pięści i huknął:
- BĄDŹ PRZEZ CHWILĘ CICHO!
- To nie ja teraz jestem głośno - zachichotała, ale nie zdążyła już nic dodać, kiedy poczuła silny ucisk na swoim ramieniu.
- Jeszcze chwila, a stracę nad sobą panowanie - jego głowa znalazła się o cal od jej czoła i przez chwilę Krukonka nie mogła spuścić wzroku z zimnych, szarych oczu Ślizgona. Jeszcze nigdy żaden chłopak nie był jej tak blisko. Ale trwało to tylko chwilę, kiedy zauważył dziwne zdumienie na twarzy Krukonki.- To, co mnie łączy z Rodley jest wyłącznie moją sprawą.. Wiem, że przekazałabyś wszystko swoim durnym przyjaciołom.. Nie jestem głupi.. Ale tu chodzi o to, byś odczepiła się ode mnie i skupiła się na tym, co chcę powiedzieć!
  Luna uniosła jedną brew i spojrzała na jego zielony, czysty krawat. Dzisiaj wyglądał zbyt schludnie jak na Ślizgona, który nie dość, że jest prefektem, to jeszcze buntuje się przed całą szkołą. Coś jej nie pasowało.
- To dlaczego tak ładnie się ubrałeś? Nikt nie ubiera się elegancko na rozmowę z nieprzyjacielem..
  Draco odsunął się od niej na krok, by spojrzeć na nią od góry do dołu z politowaniem. Nie spodziewał się czegoś takiego z jej strony. Na chwilę przez myśl przeszło mu pewne wyobrażenie, że Luna mogłaby wyglądać bardzo ładnie, gdyby nie te śmieszne barwy i biżuteria, ale szybko to porzucił. Czym tak naprawdę był ten Ravenclaw? Klanem głupich i godnych pożałowania cwaniaków?
- Co w ciebie wstąpiło? - odpowiedział jej gniewnie, nie mając już pomysłu, jak wyciągnąć z niej informacje.- Rodley nie jest taka, jaka wydaje się na pierwszy rzut oka.. Jest..
- Magiczna.. - dokończyła za niego dziewczyna. Za szybko podążała jego tokiem myślenia.- Skrywa w sobie ból..
  Draco wykrzywił usta w sztucznym uśmiechu, nie mogąc nadziwić się jej postawą. Dlaczego się go nie bała? Dlaczego nie bała się Victorii?!!
- Dobra.. Nie zgrywaj z siebie znawcy, Pomyluno - warknął.
  Luna natomiast przypomniała sobie spotkanie na początku roku z tym, który obecnie tracił już cierpliwość. Wtedy jeszcze "uratował" ją od Davida, a teraz zgrywał cynicznego prefekta.
- Co robiłaś w ogóle w niedzielę w szpitalu? Za co mnie tak na prawdę przepraszałaś?
- Nie spałeś - mruknęła cicho, prawie niewinnie, co poprawiło mu humor.
- Udawałem, ale pamiętam, co mówiłaś..
  Luna stała nieruchomo, szukając w głowie jakiś argumentów, które mogłyby przekonać Draco, ale miała zbyt duży mętlik w głowie. On ciągnął dalej…
- "Przepraszam, że to zaklęcie trafiło w ciebie. Gdybym nie wyczarowała tarczy, ja leżałabym na twoim miejscu". Niezłe, Pomyluno..
- To śmiej się teraz, ale kazała mi to zrobić twoja ulubiona nauczycielka - powiedziała oburzona, widząc, że jej słowa wzbudziły w nim radość.- Gdyby Harry czy Ginny dowiedzieli się, że musiałam to zrobić, przestali by ze mną rozmawiać..
  Malfoy nie drgnął ani nie odpowiedział. Zmrużył oczy i odwrócił wzrok w drugą stronę.
- Nie obchodzi mnie Bliznowaty ani jego wiewiórka, już to mówiłem.. O! Czekaj.. Jak to było? - oparł się dumnie o ścianę jedną ręką i spojrzał na nią z góry.- "Nie wiem, Draco, dlaczego taki jesteś. Co zrobił ci Harry, Ron?.. Mam tylko jedno marzenie dotyczące moich przyjaciół.. Abyś zostawił ich w spokoju.." Słodkie aż do obrzydzenia!
- Najwidoczniej, pomyliłam się co do ciebie - powiedziała i obróciła się gwałtownie z założonymi rękami, by nie oglądać jego roześmianej twarzy.- Jesteś słabeuszem, tak, jak powiedziała Ginny.. tak, jak mówiła Hermiona..
- Naprawdę? - zachichotał niepewny, gdyż imiona jej przyjaciół doprowadzały go do nieograniczonej złości.- A może dasz mi udowodnić, że jest inaczej?
  Dziewczyna odwróciła się na pięcie.
- Do zobaczenia o jedenastej w nocy. Przyjdź sam, w to miejsce...
  Odeszła chwiejnym krokiem, wyglądając na kompletnie nietrzeżwą, co trzymało jeszcze Dracona w dobrym humorze. Ale po jakimś czasie uświadomił sobie, że ponownie miał się z nią spotkać, pomimo, że to nie ona była jego celem. Zaklął pod nosem z własnej, niekontrolowanej głupoty, żegnając się z przyjemnym snem, który dzisiaj na niego czekał.. Na chwilę pomyślał, że mógłby się nie zjawić. Co ona go obchodziła? Ale z drugiej strony miał szansę dowiedzieć się w końcu, co Pomyluna wie o Rodley.. Nie mógł stracić takiej okazji. 

niedziela, 29 lipca 2018

~8~

- Panno Parkinson - powiedziała profesor Rodley.- Pójdziesz do gabinetu Slughorna. Panna Lovegood ze mną.
  Ślizgonka wcale nie uradowała się tą informacją, wręcz przeciwnie, gdyż teraz nie wiedziała, czy nie spotka ją coś o wiele gorszego. Dziewczyna ze łzami w oczach, choć wściekła posłusznie zmierzyła w stronę drugiej części lochów.  Profesor i Luna zeszły mniejszymi schodami prowadzącymi do głębszych piwnic zamku i podążyły upiornie ciemnym korytarzem. Nauczycielka nawet nie potrzebowała różdżki, by otworzyć zamknięte drzwi. Machnięciem dłoni sprawiła, że otworzyły się na oścież. Gdy wkroczyły do osobistego gabinetu profesor, na Lunie wywołał on pewne wrażenie, gdyż była tu po raz pierwszy. Wystrój jak i kolory od razu przyciągały uwagę.
- Oto jesteśmy - powiedziała profesor Rodley.- Poprosiłam dyrektora aby dał mi najciemniejszy pokój z dala od pozostałych. Zazwyczaj zamykam go tak, by nikt się tu nie dostał, ale wasze wrzaski wytrąciły mnie z łóżka i nie miałam czasu na zamykanie do porządku moich drzwi. Wiesz, która jest godzina?
  Luna przecząco pokręciła głową. Nie zdawała sobie sprawy, że może być..
- Godzina po północy. Jestem niemile zaskoczona tym faktem, ale zawsze trzeba wymierzyć karę w takich sytuacjach.
  Chłodny ton profesor Rodley zadziwił Lunę niezmiernie, zamiast ją przestraszyć. Domyśliła się, że musi odłożyć swoją różdżkę i to najlepiej na biurko, więc tak zrobiła.
- Czy kiedyś ktoś rzucał na ciebie Klątwę Cruciatus? - zapytała, podchodząc bliżej. Jej oczy hipnotyzowały, nie wiadomo dlaczego i.. jako jedna z nielicznych osób spotkanych do tej pory wydawała się nie być uradowana z faktu wymierzania tej kary.
- N-nie, jeszcze nie - odpowiedziała. Nogi bardzo jej dygotały i było jej zimno.
- No cóż. Zawsze musi być ten pierwszy raz - zapadła chwilowa cisza, po której kobieta wyprężyła mocno ciało i różdżką wymierzyła w dziewczynę.- Crucio!
  Luna poczuła niesamowity ból we wszystkich kościach, mięśniach, członkach, aż upadła na podłogę, z trudem powstrzymując krzyk cisnący się na jej usta. Spojrzała z bólem na twarz profesor, która wydawała się całkowicie niewzruszona tą sytuacją. Potworny ból powrócił powodując silne skurcze. Opierała się dłońmi o podłogę, na którą zaczęły kapać łzy. Nie mogła się powstrzymać, tak bardzo chciała krzyczeć. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżywała.
- Ból jest silniejszy, jeśli nie znasz jego smaku. Lepiej byś go poznała, dopóki nie stanie ci się coś gorszego - profesor obeszła dookoła Lunę.- Parkinson mogła cię zabić. Jest teraz kimś gorszym niż zwykłą Ślizgonką, którą znałaś do tej pory..
  Profesor przymknęła oczy, dając Lunie odetchnąć. Odrzuciła na bok swoją różdżkę, jakby był to zwykły i niepotrzebny przedmiot.
- Wiesz co zrobiłaś Draconowi?
- To był przypadek - odpowiedziała Luna rozpłakana na dobre.- Wyczarowałam obronną tarczę, o którą odbiło się zaklęcie i w niego trafiło.
  Luna z trudem pomyślała o chłopakach, którzy musieli leżeć przez nią w szpitalu. Tak, przez nią. Neville ją obronił, przez co został ukąszony, a rana Dracona okazała się skutkiem niefortunnego przypadku.
- Odwiedź go. Nie obrazi się, jeśli mu powiesz, że nie chciałaś, a być może to doceni.
- Nie znam go.. - Luna próbowała wstać, ale z powrotem upadła na podłogę.- Jest złym człowiekiem. Zaatakował nas ze swoimi znajomymi.. A to, co chciał zrobić w tamtym roku..
  Zazwyczaj nie była taka rozmowna.. I to jeszcze przy profesor, która budziła w niej pewien lęk.. ale i zaciekawienie... Profesor spojrzała na nią z lekkim zakłopotaniem, a po chwili na jej twarzy wystąpił mały uśmieszek. Oczy z powrotem przeszywały Lunę na wskroś.
- A dlaczego miałby się nie zmienić? - zapytała.
- Z tego, co opowiadali mi przyjaciele..
- No tak.. - przerwała jej władczo.- Opowiadali..
- Wierzę moim przyjaciołom. Za to Malfoy jest dla mnie obcy.. - Luna nie dawała za wygraną.
  Profesor Rodley wyszła nagle z gabinetu, pozostawiając dziewczynę bez odpowiedzi. Ból minął, bardzo szybko, pozostawiając po sobie tępe pulsowanie z tyłu głowy. Dopiero teraz Luna mogła przyjrzeć się pokojowi. Leżała na czerwonym, szerokim dywanie, sięgającym każdego rogu. Po prawej stronie przez małe okienko przedzierało się słabe światło księżyca, a na środku stały wielkie kolumny, utrzymujące sufit. Na biurku, na którym Luna zostawiła różdżkę leżały stosy książek i pergaminów, za którymi zauważyła półki z książkami i eliksirami. Między nimi były czarne drzwi, prowadzące za pewne do sypialni. Dominował tu kolor czarny i czerwony, który podkreślał nieruchome obrazy wiszące na ścianach. Z bliska były to układanki z malutkich części tworzące piękne krajobrazy lub mroczne malowidła. Drzwi ponownie trzasnęły i weszła profesor.
- Nadal leżysz? - zapytała, widząc Lunę, która usadowiła się pod jedną kolumną.- Już po wszystkim.. Wiedz, że gdyby nie ja.. otrzymałabyś większą liczbę Cruciatusów..
   Kim jesteś, że okazujesz litość? I dlaczego tak bardzo zależy ci na Draconie? Luna zamyśliła się głęboko, że nawet nie zauważyła, jak profesor wskazuje na książkę, którą przyniosła ze sobą. Sama otworzyła na jakiejś stronie, pokazując zapisane w rogu zaklęcie, którego Luna nie znała.
- Jeśli nie chcesz, by doszło do jakiegoś gorszego przypadku, jest to zaklęcie Esfera, silniejsze od Protego - uśmiechnęła się słabo i położyła książkę na biurku.- Odpłacę się tym za tą karę. A teraz idź już, bo jakiś nauczyciel może dać ci szlaban. Mam nadzieję, że jutro odwiedzisz Dracona?
- Tak - mruknęła niepewna, nie rozumiejąc zachowania nauczycielki.
- Będę i tak wiedzieć. Pani Pomfrey mi powie.
- Do widzenia – mruknęła Krukonka.
- Musiałam to zrobić, Luna - dodała jeszcze cicho.- A Draco zmienił się.. Tylko trzeba dać mu szansę.
  Dziewczyna szybko wyszła z gabinetu profesor i popędziła na górę, jak najszybciej mogła. Myślała już tylko o tym, by wrócić do ciepłego dormitorium. Przebrała się szybko w pidżamy, nie próbując obudzić dziewczyn, ale niestety nie zauważyła, jak Annette kucająca obok na podłodze, oczekuje nieobecnej koleżanki.
- Kobieto, gdzie ty byłaś? - próbowała mówić szeptem.
- Mieliśmy ognisko i zasiedzieliśmy się – starała się, by ton jej głosu był jak najbardziej naturalny.
- Nie sądzę - odpowiedziała Annette, nie dając Lunie dojść do łóżka.
- Annette - mruknęła.- Nie chcesz chyba obudzić dziewczyn?
  Marietta poruszyła się nerwowo.
- Ja wiem, że coś się stało. Słyszałam krzyki, jak szłam z łazienki.
- Dobranoc.
  Luna nie miała zamiaru mówić wszystkim o walce z Pansy Parkinson, tym bardziej po tak gorzkiej i bolesnej karze. Jednak pomimo tego wszystkiego, pomimo Crucio i tego, co stało się chłopakom, nie mogła przepędzić z myśli głosu pani Rodley. A przed oczami widziała jej poważną twarz, z dziwnym uśmiechem na ustach.
- Dobranoc - powiedziała oburzona Annette.
  A Draco zmienił się.. Tylko trzeba dać mu szansę.
  Dlaczego mówiła o nim Lunie, która ledwo go znała? Być może to, że pieczę nad nim sprawowała owa tajemnicza nauczycielka, która w Lunie nie wzbudzała nienawiści, lecz zdumienie...
Chciała, a nawet pragnęła dowiedzieć się jak najwięcej o niej mogła..

sobota, 28 lipca 2018

~7~

  Ognisko z przyjaciółmi było czymś znakomitym oraz niewyobrażalnym jak na ten rok szkolny, czego Luna nieświadomie potrzebowała najbardziej. Ostatnio wielu uczniów wychodziło swobodnie o późnej porze na błonia, by spędzić wieczory z dala od Śmierciożerców lub po prostu by spotkać się z osobami, z którymi konspirowało za przykrywką przyjemnego ogniska.
   Nie było jeszcze ciemno, kiedy chłopcy rozkładali drewno na opał. Dziewczyny zebrały kilka kłód, przywołując je z lasu za pomocą zaklęcia, a potem rozsiadły się na kurtkach dookoła, jak najbliżej siebie. Hermiona, która nie obawiała się zajrzeć do kuchni, przyniosła kilka smakołyków i małe kiełbaski. Luna rzadko widziała ich na kolacji w Wielkiej Sali i właśnie zastanawiała się, co mogło być tego przyczyną. Najprawdopodobniej, za pomocą Hermiony, odżywiali się w swoim dormitorium, kiedy nie mieli już ochoty schodzić do jadalni i słuchać kolejnych szyderstw.
   Wszystkim było bardzo ciepło przy ogniu, a jeszcze milej, kiedy oznajmiono, że kiełbaski się upiekły. Luna machnęła różdżką, by przywołać na talerz wszystkie unoszące się nad ogniem, a Ginny zajęła się napojami. W międzyczasie poruszali błahe tematy, nie zagrażające zepsuciem tej miłej, choć dziwnej atmosfery. Luna potrafiła zauważyć wiele szczegółów, które uwadze innych mogły łatwo umknąć. Na przykład, ukradkowe spojrzenia czy chwilowe zamilknięcia. Domyśliła się łatwo, że trójka Gryfonów ukrywa coś ważnego i nadal zastanawia się, czy powiedzieć całą prawdę.
- Dobre to było - powiedział zadowolony Ron, który pierwszy przerwał niepokojącą ciszę.- Dość smaczne.
- Och, Ron.. Myślisz tylko o jedzeniu? - zapytała z wyrzutem Hermiona, wyciągając jakiś zeszyt owinięty w płótno.- Może porozmawiamy o czymś ciekawszym? Na przykład o nowej nauczycielce?
- Myślę, że o niej nie trzeba dużo mówić, by domyślić się, że to służka Voldemorta - Ron chętnie podchwycił propozycję Hermiony.- Aż widać po jej zachowaniu.. A kto normalny kolegowałby się ze Snape'em? Lub, co gorsza, opiekował Malfoy'em?
- Mnie ona intryguje.. - powiedziała cicho Luna, ale nikt wprawdzie nie zwrócił na jej słowa uwagi.
- Wydaje mi się, że sprowadzili ją tylko ze względu na Ślizgona.. - powiedziała Ginny.- Jest wystraszony po tym, co stało się w tamtym roku.. Wybacz, Harry.. Wiem, że to ciężkie.. - obdarzyła go czułym, romantycznym spojrzeniem.- Malfoy potrzebuje niańki..
  Luna od razu przypomniała sobie spotkanie z tym, o którym teraz rozmawiali jej przyjaciele. Co prawda, wiedziała, że zazwyczaj dostrzegała w człowieku więcej dobrych cech aniżeli gorszych, więc i tym razem nie widziała w Ślizgonie niczego gorszącego. Nie odzywała się jednak, nie dlatego, że nikt by jej nie odpowiedział, ale dlatego, że była osobą, która znała go w tym gronie najmniej i po prostu pozwoliła wypowiedzieć się starszym. W tym czasie ich temat rozmów diametralnie się zmienił i Luna przez moment nie wiedziała, o czym dyskutują. Ginny była wyraźnie podenerwowana.
- Prosiłam was, byście porządnie zastanowili się nas swoją decyzją..
- Chciałabym aby Luna i Neville znali sprawę do końca - Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie w stronę pary.- W końcu wszyscy jesteśmy w to zamieszani..
- Nie.. - sprzeciwił się Harry.- To tylko moja sprawa.. - zwrócił się do Luny, popatrzył na Ginny oraz na Longbottoma.- Przepraszam..
- Hm? - Luna prawie oblała się sokiem dyniowym.- Harry?
  Zdążyli wymienić się tylko spojrzeniami, kiedy Neville wszedł jej w słowo.
- Powiedz, Hermiono - powiedział pewny siebie.- Zapomnieliście, jak bardzo wam pomagaliśmy? Przecież nadal jesteśmy przyjaciółmi..
- Neville.. Nie chcemy prosić was o poświęcenie życia.. - zaczęła najstarsza Gryfonka, ale po chwili Harry ponownie jej przerwał.
- Och, nie - mruknęła Luna, ale nikt nie słuchał.- Mam nadzieję, że nie skończy się to źle..
- Ej, przestańcie.. - Ginny szarpnęła Harry'ego za rękaw ale na darmo.
- Cokolwiek by się z nami stało - zaczął Ron poważnie, nie zwracając uwagi na podszepty Harry'ego.- Macie nie wtrącać się w to, co robimy..
- Tylko o tyle chcieliśmy was prosić.. - dokończyła Hermiona, ściskając dłoń rudzielca za jego plecami, co nie umknęło uwadze Krukonki.
- Teraz to nie są żarty - rzekł Harry.- Więc zdecydowaliśmy..
  Zapadła ponownie zdumiewająca cisza, która przyprowadziła ze sobą pewne zakłopotanie oraz niepewność. Powiedzieć o tym? Przyznać się?
- Chcecie uciec - ostatecznie to Ginny wypowiedziała te ciężkie słowa, których waga okazała się zbyt brutalna dla pozostałych przyjaciół. Zdołali jedynie potrząsnąć głowami, wpatrując się w płomienie ocieplające ich ciała i rzucające tajemnicze oraz mroczne cienie na ich pobladłe twarze.
- Luna? - powiedział Neville, wstając z koca.- Mógłbym z tobą pogadać?
- E.. Tak? - odpowiedziała jeszcze nie całkiem pewna.
  Razem ruszyli w stronę lasu. Oznajmili o tym pozostałym, ale Luna zauważyła, że nikt nawet uwagi na to nie zwrócił. Może było lepiej zostawić ich w takiej sytuacji.
- Myślisz, że ujrzymy ich jeszcze jutro?- zapytał bez skrupułów.
- Neville - zaczęła spokojnym tonem Luna.- Wiemy, że nasi przyjaciele są silni, więc tym razem sobie poradzą..
- Mam nadzieję - odpowiedział, wkładając ręce do kieszeni i przybierając ponury wyraz twarzy.
  Luna wiedziała, że się o nich bał. Bał się nawet o nią.. Chyba.. Ale jak prawdziwy Gryfon, perfekcyjnie ukrył swój stres.
- A jak tam u babci? - dziewczyna próbowała zmienić temat, co pozwoliło im na chwilę zapomnieć o przyjaciołach.
- Nie jest źle. Jest pełna sił i często odwiedza rodziców. Szkoda, że ja nie mogę.
- Nie martw się.. - zdołała tylko to wykrztusić z siebie, ale ponownie pomyślała, że nie był to dobry pomysł, by o tym rozmawiać. Z trudem im szło znalezienie odpowiedniego tematu. Najwidoczniej, Neville chciał mieć ją, choć na chwilę, przy sobie samą, bez żadnego towarzystwa.
- Mam nadzieję - zaczął - Zostaniecie mi tylko ty i Ginny.. A wiesz, jak bardzo mi na was zależy.. Na tobie.. zależy.. na was.. No, na Harry'm też i Ronie, i Hermionie.. O, Merlinie, mówię o nich, jakby już ich nie było…
  Choć Gryfon zaplątał się w swojej wypowiedzi i Luna mało co z tego zrozumiała, nie naciskała na niego. Doskonale go rozumiała i to wystarczyło.
- Jak u twojego ojca? - zapytał nagle o wiele trzeźwiej.
- Szuka nowych wiadomości do „Żonglera”. Może znowu przeprowadzi jakiś ciekawy wywiad, który zwróci uwagę. Sprzedaż szła dobrze, kiedy było coś o Harrym. Właściwie ojciec zawsze coś o nim pisze.
- Zamów dla mnie jeden - poprosił Neville.- Przynajmniej tam jest coś pozytywnego o całej tej sprawie.. Nie tak jak w "Proroku"..
- To trzeba poczekać do października..
  Oboje zamilkli, bo nie było już o czym rozmawiać. Na szczęście, doszli już do skraju lasu i musieli zawrócić. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak sprawy w międzyczasie pokomplikowały się przy ognisku. Z dala dostrzegli, że zebrała się tam znaczna ilość osób, ale musieli przyspieszyć, by rozpoznać twarze.
- Co, Potter, może dokończymy? - warknął Zabini z szerokim uśmiechem na swojej pogardliwej, czarnoskórej twarzy.
- Wolałbym nie.. - powiedział Harry, podchodząc bliżej. Za Ślizgonem stała pozostała, znajoma część grupy - Pansy Parkinson oraz Goyle i Crabbe. Wszyscy byli spięci i podenerwowani. Kiedy Pansy zauważyła Lunę, podeszła do niej blisko i powiedziała:
- Czekałam na ciebie - potem odsunęła się i wyciągnęła różdżkę.- Nie masz ochoty na utratę kolejnych punktów?
  Luna zareagowałaby, gdyby nie stała zaintrygowana, przyglądając się tej śmiesznej, acz niebezpiecznej scenie.
- No, mała.. - zaczęła Pansy.- Pomyluna Lovegood chyba zapomniała języka w gębie, choć o bzdurach potrafi nawijać...
- Everte Statum! - nie dała jej dokończyć Luna i rzuciła w nią zaklęciem.
  Nie zważała na Neville'a, który próbował ją odciągnąć. Parkinson odrzuciło mocno w tył, która w dodatku przeleciała nad głowami zdumionych Ślizgonów. Ktoś niedaleko zaczął im grozić, że zwoła Śmierciożerców, ale nikt na to nie zareagował, kiedy rozpętała się jedna, wielka i zażarta walka. Ślizgonka wyglądała na wściekłą, kiedy zdołała powstać z ziemi. Ciskała z ust klątwami szybciej, niż zaklęciami, przy okazji próbując znaleźć swoją zagubioną po drodze różdżkę. Luna za to, czekała cierpliwie, by ponownie stanąć z nią do walki, mimo, że wcale sobie tego nie życzyła. Robiła to dla przyjaciół.
- Rictusempra! - wrzasnęła Pansy, atakując zamyśloną Krukonkę.
  Luna zdmuchnięta w powietrze, opadła ciężko na ziemię. Poczuła tępy ból, gdyż przy upadku nieźle oberwała po plecach. Gdy z trudem wstała, ujrzała, jak Neville rzucił Petryfikus Totalus na jednego z goryli, a Harry i Ron walczyli z Zabinim, który okazał się dobrym zawodnikiem. Natomiast Pansy zwróciła na siebie uwagę dziewczyn. Odpychała zaciekle ataki Hermiony i Ginny, choć wiadome było, kto w tym pojedynku miał zamiar wygrać.
- Nie, przestańcie! - krzyknęła do nich Luna i podbiegła, by przejąć ataki Ślizgonki na siebie, pozwalając tym samym Gryfonkom zająć się drugim masywnym Ślizgonem.- Avis! - machnęła różdżką Luna i po chwili z ciemnej chmury wyleciało kilkanaście groźnych ptaków.- Oppungo!
  Zwierzęta pod wpływem zaklęcia pofrunęły bardzo szybko w stronę Pansy, by zaatakować ją za pomocą ostrych pazurów oraz dziobów. Dziewczyna próbowała im uciec, ale bez skutku. Luna dobrze wiedziała z doświadczenia, że nikt nie był w stanie oprzeć się temu zaklęciu.
- Expelliarmus! - krzyknął nagle Draco w stronę Krukonki, której z dłoni wypadła różdżka. Gdy Draco ponownie zareagował, w powietrzu zrobiło się pusto. Nie było ani jednego ptaka. Ślizgon, który niespodziewanie pojawił się nie wiadomo skąd, stał na skarpie z różdżką Luny w ręku. Krukonka patrzyła nie dowierzając, że od razu oddał jej broń i bez żadnych uprzedzeń dołączył do walki.
- Malfoy!! - wycisnęła przez zęby Hermiona, która dopiero po czasie zauważyła kolejnego wroga.- Relashio!
- Impedimento!
  Wszystkie zaklęcia zostały spowolnione, kiedy Luna zadziałała, pozwalając swoim przyjaciołom na chwilowe wytchnienie lub ucieczkę. Ale za kilka sekund wszystko ponownie ruszyło do ataku.
- Incancerus! - wrzasnął Harry, z różdżki którego wyleciały sznury i oplotły mocno Zabiniego, próbującego zaatakować bezbronnego Rona.
  Draco w tym czasie rzucił czymś w Harry' ego, a następnie zaatakował Hermionę i Ginny.
- Drętwota! - krzyknęła Pansy, ale Luna była bardzo szybka.
- Protego!
  Zaklęcie odbiło się od wyczarowanej tarczy i poleciało w stronę Parkinson. Ta jednak schyliła się błyskawicznie i zaklęcie trafiło w Hermionę.
- Levicorpus - wypowiedziała cicho Luna, kierując różdżką w leżącą na trawie Pansy. Dziewczyna zawisła nad ziemią, krzycząc i przeklinając przy tym głośno. Została jednak szybko odczarowana przez stojącego niedaleko Dracona, który zdołał na moment rozbroić Ginny.
- Furnuculus!
- Protego! - Luna ponownie się obroniła, nie wierząc przy, jak to się stało, że w takim tempie Malfoy nie doznał jeszcze żadnych obrażeń, a co więcej, atakował i bronił jednocześnie kilku swoich pobratymców naraz.
  Ogień ominął Parkinson, która schowała się za plecami Draco i to w niego trafiło zaklęcie. Chłopak upadł na ziemię i oplótł swój tors rękami, krzycząc przy tym z bólu. Luna podbiegła do niego przestraszona. Nie mogła cofnąć zaklęcia, a nawet zareagować czy pomóc, bo Pansy znowu wstała i miotła zaklęciem.
- Senpensortia! - ryknęła.
   W kierunku Luny pofrunął masywny i agresywny wąż. Nie poruszyła się z przerażenia, ale poczuła na ramieniu dotyk zimnej dłoni. Był to Neville, który popchnął ją na bok, a sam wpadł w pułapkę Pansy. Wąż rzucił się na niego.
- Vipera Ivanesca - odezwał się głos za nimi.
  Wszyscy umilkli. Nie wiele dalej od nich stał profesor Snape, obok niego nowa nauczycielka, a dalej dwóch Śmierciożerców.
- Co ja tu widzę - powiedział dyrektor.- Prawie jak na meczu Quidditcha, choć z odrobinie większą ilością emocji.. - dwóch czarnych strażników zarechotało na widok ubrudzonych dzieciaków.- Wszyscy szlaban. Myślę, że klątwa Cruciatus wypali wam walki z głowy - mruknął Snape, nie ukrywając jadowitego uśmiechu na twarzy.- Najpierw idzie Lovegood i Parkinson.. A tych panów do szpitala.. - wskazał na pokąsanego i jęczącego z bólu Neville'a oraz na Dracona, który nieprzytomny leżał z wypaloną koszulą oraz unoszącym się nad nim swądem spalonej skóry.

czwartek, 26 lipca 2018

~6~

  Do klasy Obrony Przed Czarną Magią przyszedł każdy uczeń szóstej klasy Ravenclaw i Slytherinu. Była to pierwsza lekcja z profesor Rodley. Zdążyła ona wzbudzić już w uczniach niewysłowiony lęk, dziwną mieszaninę zainteresowania i strachu, nawet w tych, którzy nie odbyli z nią zajęć. Nie wyglądała jednak na potwora, jak opisywali ją najmłodsi. Przeciwnie. Miała długie, czarne i lekko faliste włosy, brązowe oczy, kształtne usta i wysoką, naturalną sylwetkę. Za to w jej twarzy kryła się pewna mroczność, którą podkreślały przenikliwe oczy. Mówiono, że udało się jej przyłapać parę osób nawet na delikatnych kłamstwach. Z tego wszystkiego jednak nikt nie potrafił dokładnie określić jej charakteru. O tym słyszano już tylko dziwne pogłoski albo nieśmiałe szepty.
  Kiedy uczniowie znaleźli się w klasie, profesor Rodley weszła do niej szybkim, zgrabnym krokiem i stanęła po chwili na środku. Omiotła spojrzeniem wyczekujących niecierpliwie zgromadzonych, którzy czekali na jej pierwsze słowa. Kąciki jej ust podniosły się, ale tylko ci, którzy siedzieli bliżej, mogli zauważyć tą zmianę. Luna nie przestawała na nią patrzeć, przypominając sobie pierwsze spotkanie z nową profesor.
- Jak już wiecie - zaczęła dziwnie pogodnym ale stonowanym głosem.- Nazywam się Victoria Rodley i będę was uczyć Obrony Przed Czarną Magią. Może wytrwam tu więcej niż rok. Słyszałam, że żaden nauczyciel nie zagrzał tego miejsca więcej niż przez dziesięć miesięcy.
  Każdy był skupiony i wpatrzony w profesor, jakby ta rzuciła na nich jakiś urok. Nikt wcześniej nie zdołał sobie przypomnieć, by kiedykolwiek działo się tak na pierwszej lekcji, nawet w najmłodszych latach swojej edukacji.
- Co najważniejsze, macie książki i różdżki. Nie będzie nam nic więcej potrzebne. Prace domowe bardzo rzadko zadaję, może raz na miesiąc..
  W klasie rozległ się szum radości i ulgi. Na wszystkich twarzach pojawił się malutki uśmieszek. Luna także odczuła ulgę, a siedząca obok niej Annette poruszyła się nerwowo. Czy ona również wyczuła tą dziwną atmosferę? Białowłosa wcale nie czuła się zahipnotyzowana, jak określili w ten sposób zajęcia z nową nauczycielką pozostali z domu Krukonów.
- Nie byłabym taka szczęśliwa na waszym miejscu - mruknęła zadowolona.- Prace domowe to tylko drobnostka, ale Obrona Przed Czarną Magią to nie to samo. Proszę bardzo, panie Finns, jakie znasz zaklęcia najbardziej korzystne podczas ataku na nieprzyjaciela?
  Chłopak wskazany przez kobietę, siedzący w trzeciej ławce, poruszył się nerwowo zaskoczony, że wywołano jego nazwisko i wstał. - Eee.. na przykład Expelliarmus?
- Jest bardzo banalnym zaklęciem, którego uczą w pierwszej, czy w drugiej klasie. Może bardziej wysil mózgownicę. Jesteś ze Slytherinu, prawda?
  Ralph kiwnął głową, niepewny, czy rzeczywiście się do tego przyznawać. Powinien czuć się pewniej, wskazany przez kobietę, o której sądzono, że na pewno musiała w przeszłości uczęszczać do ich domu.
-..jeszcze.. - chłopak przymknął oczy, ale już zamilkł na dobre.
- Potrzeba ci dodatkowych lekcji, panie Finns - mruknęła, patrząc na niego spokojnie, nie zdradzając w ogóle niezadowolenia z tej sytuacji. Musiała spotkać się nie pierwszy raz z tym, że tak mało w tej szkole zostało przekazane w dziedzinie jej wykładanego przedmiotu - Myślę, że wie o tym panna Lovegood, czyż nie?
 Luna słysząc swoje nazwisko, zadrgała i powoli wstała. Profesor bacznie ją obserwowała. Przez pewien czas jej oczy wydawały się czarne, ale kiedy mrugnęła z powrotem stały się brązowe. Musiało to być tylko złudzenie..
- Czy coś się stało, Luna? - zapytała, nie spuszczając z niej wzroku.- Pomimo, że dzisiaj widzimy się po raz pierwszy, nie oznacza wcale, że nie zdobyłam pewnych o was informacji. Wiem, kogo pytam..   
  Wszyscy patrzyli to nią, to na profesor.
- Nie..ale jeśli chodzi o mocne zaklęcia to znam kilka - mruknęła cicho.
- Na przykład?
- Zaklęcia Niewybaczalne, Zaklęcia Podpalające, Zaklęcia Rozbrajające.. - odpowiedziała już pewniej.
- Dobrze, widzę, że uważałaś bardziej na lekcji, niż pan Finns.
  Annette uśmiechnęła się do Luny i po chwili znowu odwróciła głowę w stronę profesor. Luna uczyniła to samo i odetchnęła, że pani Rodley nie uczepiła się jej wypowiedzi.
- Dobrze, Zaklęcia Niewybaczalne..no cóż..jedne z najbardziej okrutnych zaklęć. Może ktoś chciałby je nam przypomnieć?
  Parę osób w klasie, przede wszystkim Krukoni podnieśli ręce, a Ślizgoni siedzieli skuleni w swoich ławkach, by nie wzięto ich czasem do odpowiedzi.
- Zawsze uda mi się każdego spytać - powiedziała ze złośliwym uśmiechem, patrząc na uczniów Slytherinu.
  Nagle do klasy wpadł profesor Snape, a za nim jeden, niski Śmierciożerca, który za pewnie przyjechał na rewizję. Połowa klasy skuliła się w ławkach, widząc go w towarzystwie dyrektora, znowu druga część wypięła się dumnie, widząc swojego pobratymca i byłego opiekuna domu. Snape podszedł do nauczycielki i szepnął jej coś na ucho. Kąciki jej ust zadrgały delikatnie, ale nie straciła swojej surowej miny. Chwyciła jeszcze dyrektora za rękaw i wolno powiedziała:
- Zrób, jak myślisz. Osobiście jestem przeciwna..
  Jej oczy zaiskrzyły się tajemniczo, ale szybko puściła rękaw dyrektora. Ten zaś dał znak Śmierciożercy i wyszli obaj z klasy. Profesor patrzyła za nimi dopóki nie znikli, a potem zajęła się lekcją. Ściskała mocno książkę, którą trzymała w dłoniach, by pokazać wszystkim, na jakiej stronie powinni otworzyć. Wydawała się, jakby to chwilowe najście nic nie znaczyło, było całkowicie normalne. Dla Luny stała się ona intrygującą postacią. Powiązania z Malfoy'em? Znajomość z dyrektorem?
- Zaklęcie Imperio stosuje się wtedy, gdy chcemy zapanować nad jakąś wybraną osobą lub zwierzęciem. Możemy dzięki niej zrobić wszystko. Kazać jej wyskoczyć przez okno, mówić kłamstwa lub zmanipulować, by zabiła.
  Milczenie w klasie, jakie zostało wywołane przez obecność profesora Snape'a było na prawdę zadziwiające. Nikt się nie ruszył, nie drgnął, nie szeptał. Tylko szeleszczenie szaty profesor było słychać w całej sali. Chodziła powoli, a suknia, jaką nosiła była długa i lekko ocierała się o podłogę. Co powiedział jej Snape? - zamyśliła się Luna, nadal dumając nad poprzednią sytuacją.
- Cruciatus. Niewybaczalne, na miejscu drugim. Używane przez najpodlejszych czarodziejów. Jak wiecie, za pewne z klasy czwartej, że osoba, która jest ofiarą tego zaklęcia, odczuwa niesamowity ból.. - zamilkła na moment, wpatrując się w Lunę.- Jakiego sobie nie wyobrażacie.. no..i ostatnie - Avada Kedavra, Wiadomo, zaklęcie śmierci. Czy widzieliście czyjąś śmierć?
  Kilka osób w kącie, w tym Luna podniosło ręce, a gdy je opuszczono w górze została ręka Amandy. - Tak? - spytała delikatnie, obserwując dziewczynę.
- Jeśli mogę spytać, czy pani też widziała czyjąś śmierć?
- Ucząc tego przedmiotu, trzeba doświadczyć wszystkiego - mruknęła.- Kiedyś może się dowiecie, ale na to jest jeszcze pora.
  Gdy nikt więcej nie miał ochoty zadawać pytań, profesor Rodley kazała wszystkim powstać, ustawić stoły i przygotować się do przypomnienia podstawowych zaklęć obronnych. Zapowiadało się ciekawie.

wtorek, 24 lipca 2018

~5~

  Pierwsze zajęcia z profesor McGonagall przebiegły zwinnie, podczas których nikt nie poruszał zbędnych tematów. O dziwo, Gryfoni przesiedzieli całą lekcję w milczeniu. Nauczycielka omówiła to, co było niezbędne, czasem z niepokojem wpatrując się w drzwi do klasy. Kiedy oznajmiła koniec lekcji, z ulgą wypuściła swoich podopiecznych, by przygotować się na kolejną godzinę prowadzenia wykładu. Luna żegnając Ginny, zdążyła się jeszcze umówić z nią na błoniach, by skorzystać z nieco chłodnej pogody. Potem uciekły w swoją stronę.
  W szklarni, gdzie Krukoni mieli odbyć zajęcia ze Ślizgonami, Luna oczekiwała z niecierpliwością na ich koniec. Wcale nie interesowały ją rośliny, które w jednej chwili mogły odgryźć człowiekowi nawet palec. Neville nie zdołał jej przekonać do tej magicznej dziedziny nauki, pomimo wielu ciekawostek, które zawierał w swoich listach przesyłanych jej przez całe wakacje.
   Wtem spostrzegła stojącego przed nią Davida, który mierzył ją nieprzyjemnym spojrzeniem, a nawet tupał niecierpliwie nogą, próbując zwrócić na siebie większą uwagę.
- Pomyluna.. Luna.. - prychnął ironicznie i po chwili dołączył do swoich kompanów. Było to całkowicie niepotrzebne i bezsensowne, ale do tego przyzwyczaiła się już dawno. Co prawda, od pierwszej klasy nie traktowali jej ulgowo, ale śmiechy oraz obelżywe komentarze nasiliły się po przygodzie z przyjaciółmi Harry'ego w Ministerstwie Magii.
- Dziwne - powiedziała Luna sama do siebie.
- Co ty mówisz? - zdziwiła się Annette.
- Hm?? - Luna z przestrachem odwróciła się w stronę koleżanki, jeszcze nieświadoma, że została wyrwana z własnych przemyśleń, a w szklarni wszyscy uczniowie dawno założyli swoje chroniące szaty.
  Annette spoglądała na nią podejrzliwie. Była przyzwyczajona do różnych stanów Luny, ale rzadko widywała ją tak zamyśloną. Trapiła ją myśl, że być może zmieniło się coś w życiu Luny, o czym Krukonka nie chciała nawet wspomnieć.
  Sprout zakazywała rozmów, nawet kichania czy kaszlenia, by nie rozpraszać roślin. Ślizgoni ze strachu przed kolcami i uzębieniem nowego drzewka w donicy przestrzegali tych zasad nad wyraz troskliwie. Katorga polegająca na przesadzeniu drzewa oraz podcięciu jego gałązek zakończyła się dla Luny sukcesem, w przeciwieństwie do reszty osób, z których połowa siedziała z boku z zabandażowanymi palcami, a pozostałymi, którzy nie mogli dać rady w zwalczeniu tej straszliwej rośliny. Tylko Klara dołączyła do Luny ucieszona, że zdołały zdobyć dodatkowe punkty. Luna tym bardziej była uradowana, kiedy przypomniała sobie, ile wczoraj wieczorem utraciły z Annette.
  Na obiedzie w Wielkiej Sali dosiadł się do nich Solomon, który sprawował funkcję prefekta siódmej klasy, a także był spokrewniony z Klarą jako kuzyn. Zazwyczaj wszędzie było go pełno, a w przyszłości miał startować na redaktora swojej nowej gazety. Tym samym, musiał podzielić się świeżymi wieściami zdobytymi tego samego ranka.
- Dziewczyny.. - zawołał cicho.- Jak tam pierwsze zajęcia? Nie uwierzycie - nie dał im nawet odpowiedzieć.- Miałem lekcję z nową profesor..
- Co? - Klara zwróciła się w stronę kuzyna.- I jak?
- Muszę przyznać, że atmosfera była ciężka, ale kobietka jest nieźle spostrzegawcza.. - wychrypiał zadowolony, że zdobył zaciekawienie.- Ale.. Luna? Znasz ją ?
 Wszyscy siedzący wokół Solomona i nasłuchujący jego ciekawych wiadomości spojrzeli na dziewczynę. Kto mógłby się spodziewać, że Pomyluna Lovegood mogła mieć jakikolwiek kontakt z tajemniczą profesor?
- Nie wiem, o czym mówisz - spuściła wzrok na swój prawie pusty talerz.
- Jak to nie wiesz? Ta Rodley rozmawiając z dyrektorem podczas naszych zajęć.. Tak, Snape przyszedł znienacka, przy okazji by nas opieprzyć za nieporządki w klasie.. Wyszeptała twoje nazwisko.. Może staniesz się tak sławna, jak pan Harry Potter? - dodał z uśmiechem na twarzy, który Luna tak dobrze znała od kilku lat.
- Harry wcale nie chciał być sławny i ja również - Luna wypiła do dna sok dyniowy i zerwała się z miejsca, nie patrząc już na nikogo. Usłyszała za sobą tylko Klarę, która zganiła swojego kuzyna za nietaktowność.
  Zmierzyła w dół do lochów na dwie lekcje Eliksirów, zapominając już o uwadze Malfoy'a na temat samotnego chadzania po szkole. Przed klasą i tak nie było nikogo, nawet jednego Śmierciożercy. Krążyły plotki, że nie zdążyli się jeszcze w zamku rozgościć. W tej ciszy Luna stała w miejscu, czytając, co nowego mieli omawiać w tym roku szkolnym na zajęciach z Slughornem. Nagle zza drzwi sali do Eliksirów wyszła profesor Rodley. Stanęła, gdy zauważyła Lunę samotnie wyczekującą pod klasą. Dziewczyna nawet jej nie zauważyła zaczytana w przepisie warzenia Eliksiru Wytrawności.
- To ty jesteś Luna Lovegood? - pytanie zadane przez nauczycielkę wywołało ciche westchnienie ze strony Krukonki, która upuściła nagle książkę. Skąd ją znała? Czyżby Solomon mówił prawdę? Nie, żeby w to nie wierzyła, ale dla niej wszystko wydawało się w życiu dziwne.
- Tak.. T-tak - nie poznała swojego głosu. Nikt nie był nigdy w stanie wywołać u niej takiej reakcji czy uczucia niepewności. Co dziwne, oczy profesor wydawały się czarne, przenikające ją na wskroś, czytające w jej myślach. Strach minął, oddając miejsce zdumieniu. Nad czym myślała? O co jej chodziło..
- Czy coś się stało? - zapytała już swoim naturalnie znużonym głosem.
- Chciałam się tylko upewnić - uśmiechnęła się słabo.- Słyszałam, że jesteś świetną czarownicą.. Nic więcej…
  Odeszła, cichutko szeleszcząc swoją szatą. Ten słaby odgłos umilkł, gdy znikła za kręconymi schodami. Po chwili zeszli po nich Ślizgoni i Krukoni. Profesor Slughorn wyszedł na przedsionek i zawołał wszystkich donośnym głosem. Po chwili każdy siedział w swojej ławce w byłej klasopracowni profesora Snape'a.
- Serdecznie was witam - obecny nauczyciel Eliksirów nie miał już takiego powabu jak jego poprzednik, ale przynajmniej zajęcia nie były takie stresujące.- Daję wam dwie godziny na zrobienie Eliksiru Wyczucia - wskazał palcem na tablicę.- Przepis jest w książce, ale rozpisałem dodatkowe informacje w razie pytań czy niedomówień. Powodzenia!
  Wszyscy wzięli się do pracy, a po godzinie, gdy na stolikach stały kociołki wypełnione jasnym, fioletowym płynem, profesor Slughorn odezwał się:
- Mamy dziesięć minut zanim eliksir się uwarzy i będziecie mogli dalej go przyrządzać - podszedł do jednego kociołka.- Może dowiemy się coś o tym eliksirze? Kto wie do czego on służy?
  Jedna Krukonka i kilka innych Ślizgonów wyciągnęło ręce do góry. Profesor wskazał na jedną z uczennic, której Luna nie znała, a nawet nie pamiętała. Nigdy nie miała dobrej pamięci do twarzy.
- Eliksir Wyczucia stosuje się, gdy potrzebujemy jakiejś rady. Gdy nie wiemy, co w danej chwili zrobić. Dzięki eliksirowi możemy wybrać właściwie.
- Brawo. Pięć punktów dla Ravenclaw. Kate, oby tak dalej, a być może kiedyś dościgniesz Hermionę Granger...
  Dziewczyna zarumieniła się lekko, a uszom Luny nie uszły ciche podszepty i pomrukiwania ze strony Slytherinu. Wszyscy ponownie wrócili do pracy, przykładając się do niej różnie. Slughorn siedząc przy swoim biurku, nie zajmował się zaganianiem do roboty leniwców. Kiedy odstawione zostały probówki z eliksirem na biurko profesora, uczniowie wyszli z klasy, oprócz Klary i Luny, która powoli pakowała swojego rzeczy.
- Słuchaj, to, co powiedział Solomon to tylko popisywanie się przed swoimi kolegami.. On źle o Harry'm nie myśli.. - podeszła do niej, kiedy miały wychodzić z sali.
- Czy czegoś potrzebujecie, moje panny? - zapytał profesor.
- Nie.. - mruknęła Luna.- Dziękuję. Do widzenia.
  Na korytarzu Luna głęboko spojrzała w oczy swojej koleżance z dormitorium. Dopiero teraz zauważyła, że były tego samego odcienia, co jej własne. Ale mimo tego podobieństwa, Klara wyglądała inaczej. Jej twarz wyszczuplała, włosy wyjaśniały, a ubrania wręcz z niej wisiały.
- Nie..nie.. to nie było nic takiego.. Jestem przyzwyczajona.. - powiedziała, bawiąc się swoją bransoletką na ręce. - On w rzeczywistości jest poważniejszy..
**
  Dziewczyna podczas popołudniowej przerwy spotkała się z Ginny na błoniach, by na osobności porozmawiać o ostatnich wydarzeniach. Luna plotła przy okazji swoje koraliki, które zebrała podczas wakacji. Tym samym tworzyła złudzenie, że to zwykle przyjacielskie spotkanie, a nie spiskowanie. Ginny czekała jeszcze na jedną lekcję, ale wiedziała, że wieczorem nie spotka się z Luną, kiedy zamek patrolowali Śmierciożercy. Opowiedziała o planach Harry'ego teraz, ile mogła. Znowu Luna o zdarzeniu z Malfoy'em i o spotkaniu z profesor Rodley.
- Dziwne, że do ciebie w ogóle podszedł - rzekła stanowczo Ginny.
- Też jestem zdumiona - odpowiedziała Luna.
- Może coś kombinuje.. Nie wierzę mu - rzekła groźnie ruda.
- Nie wiem.. - mruknęła cicho.- Dziwi mnie jeszcze ta kobieta, która zagadała do mnie dzisiaj, jakby znała mnie od jakiegoś czasu..
- Poczekaj. Zaraz wrócę - powiedziała szybko Ginny i zerwała się z miejsca, kiedy zauważyła kogoś znajomego na dziedzińcu. Już po kilku sekundach zniknęła za pagórkiem.
- Może nie powinnaś wtykać nos w cudze sprawy? - powiedział to głos za plecami dziewczyny.
  Luna odwróciła się powolnie i spojrzała wprost na Dracona Malfoy' a. Chłopak stał oparty o drzewo, z pergaminem w dłoniach. Wyglądał na niezadowolonego, ale skąd Luna mogła wiedzieć, że jego humor został już dawno popsuty tego dnia przez rzecz, którą czytał. 
- Ja....- zacięła się Luna.- Ja wcale...nie.. Nie o to mi chodziło, po prostu rozmawiałam..
- To o mnie nie rozmawiaj - warknął.- Szczególnie w towarzystwie rudej wiewióry Pottera. I wcale ci nie pomogłem..
- Podsłuchiwałeś - poczuła nagle złość, a nawet lęk, że mógł usłyszeć coś, co dotyczyło jej przyjaciół. - To dlaczego ze mną rozmawiasz?
  To zbiło go z tropu. Zgniótł papier w dłoni i spalił, nie używając przy tym wcale różdżki. Luna była pod wrażeniem tego pokazu. Skąd to potrafił?
- Teraz to lepiej, by nikt ze mną nie zadzierał - stanął bliżej, robiąc przy tym tajemniczą, groźną minę.- A tak poza tym, mogę sobie spacerować po całej szkole.. Jestem prefektem - dodał jadowicie. 
  Luna nigdy wcześniej nie prowadziła takiej rozmowy. Tym bardziej, z Draconem Malfoy'em, który zawsze spierał się tylko z trójką jej starszych przyjaciół.
- Kim jest profesor Rodley? - przerwała mu Luna, mając ochotę jak najszybciej skończyć tę konwersację, ale jeśli miała możliwość dowiedzenia się czegoś...
- Nie twoja sprawa, Lovegood - warknął.- Wystarczy, abyś nie wspominała o mnie nikomu. Co ja cię mogę interesować?
  I tak po prostu odszedł, a w tej samej chwili zjawiła się Ginny. Była cała zarumieniona z wysiłku,  ale w ogóle nie zauważyła odchodzącego Malfoy'a. Spojrzała na bladą twarz Luny i chwyciła ją za ramię.
- Niedługo dowiesz się więcej.. Coś się stało? - spytała z niepokojem.
- Nie, nic - mruknęła, próbując udać, że naprawdę nic się nie stało.
- Ok - kiwnęła głową.- Jeszcze coś chciałaś mi powiedzieć?
- Nie..skończyłam - skłamała i cofnęła się o krok.- Muszę już iść. Spóźnię się na lekcje.
  Luna jednak nie miała żadnych lekcji. Chciała być sama i bez słowa zostawiła Ginny.

poniedziałek, 23 lipca 2018

~4~

  Poranek kolejnego dnia okazał się chłodniejszy niż zazwyczaj. Luna pomimo tego była zmuszona by wstać, czując się nie tylko niewyspana, ale także zaniepokojona wczorajszymi wydarzeniami. Utrata punktów, tym bardziej w niesprawiedliwy sposób, wprawiła ją w pochmurny nastrój, idealnie pasujący do obecnej pogody na dworze. Jedynym jej planem było nie wpaść na Pansy Parkinson, która z pewnością zdążyła się pochwalić swoim osobistym sukcesem prefekta. Gorzej ze wstaniem miała Annette, którą Marietta próbowała obudzić, ale bezskutecznie.
 - Nic z tego - powiedziała zniechęcona.
 - Może mam na to sposób - mruknęła Luna, nie chcąc, by Annette miała do nich pretensje za spóźnienie na śniadanie.- Avis.
  Z wyczarowanej białej chmurki wyleciała chmara przeraźliwie piszczących ptaków. Zaczęły latać nad głową Annette, od czasu do czasu dziobiąc ją w nos lub ciągnąc za pojedyncze włosy. Dziewczyna od razu poruszyła się gwałtownie, ale wciąż nie otwierała oczu. Ta komiczna scena przypominała bezsensowną walkę przez sen. Kiedy uświadomiła sobie, co dzieje się naprawdę, zerwała się z łóżka, nadal odpędzając ptaki. Latały nad nią, nie dając jej spokoju i nie mając zamiaru odlecieć. Kiedy widowisko okazało się już nadzwyczaj zabawne, Luna z powrotem machnęła swoją różdżką i ptaszki wyleciały przez okno.
- Kto to zrobił? - zapytała nerwowo Annette. - To wcale nie było śmieszne!
- Cóż, przynajmniej zaczęłyśmy ten dzień pozytywnie - mrugnęła do niej Marietta.- Wyglądałaś niesamowicie!
- Szkoda, że tylko wy tak uważacie..
 Wszystkie dziewczyny zeszły ubrane na dół do Wielkiej Sali na śniadanie, gdzie usiadły koło siebie przy stole.  Luna pomachała jeszcze ręką w stronę Ginny, Hermiony, Harry'ego, Rona i Neville'a. Każdy odwzajemnił jej uśmiech, choć ich przypominali niewyspane hipogryfy. 
  Do sali weszła grupa najstarszych Ślizgonów, za którą kroczył Draco Malfoy, wcale nie wyglądając na takiego, który chętnie uczestniczyłby w rozmowie ze swoimi kompanami. Jednak oglądał się na boki z wyraźną wyższością, a nawet chamsko zwrócił się do młodszych Puchonów, by nie wchodzili mu w drogę. Na chwilę nawet przystanął obok stołu Gryfonów, gdzie siedział Harry, ale zmierzył go tylko nieprzyjemnym spojrzeniem. Hermiona świadoma, że to niepodobne do niego, nie zaczepiła Ślizgona, zaś Ginny schowała różdżkę za pazuchę. Ślizgoni doszli do swojego stołu w fantastycznych humorach. Luna zmuszona była skończyć obserwować tę zdumiewającą scenę, bo oto do sali wkroczył Snape, a obok niego profesor Rodley. Usiedli oboje przy stole, dyrektor na wielkim tronie, na którym kiedyś zasiadał Dumbledore, a kobieta obok. Wszyscy patrzyli na nich pytająco, gdyż do tej pory Snape ani razu nie zadawał się z innymi nauczycielami, tym bardziej zagłębiając się z nimi w rozmowie. Nachylili się ku sobie i zaczęli prowadzić tajemniczą konwersację.
- Kiedy mamy Obronę Przed Czarną Magią? - zapytała Vanda, przerywając ciszę przy stole Krukonów.
- Nie wiem, jeszcze nie dostaliśmy planu lekcji - odpowiedziała jej Marietta.- Zawsze stresowały mnie zajęcia z nowymi prowadzącymi.
  Po chwili ujrzały niedaleko profesora Filtwicka, lubianego przez cały Ravenclaw, który w zadziwiająco szybkim tempie rozdawał po sztuce harmonogramu. Stojąc przy dziewczynach, zdążył jeszcze przypomnieć o próbach chóru, a potem uciekł, zanim ktokolwiek odpowiedział.
- Hm..Zaraz Transmutacja z Gryfonami - rzekła Annette, uważnie czytając plan zajęć.
- Mamy coś ze Ślizgonami? - zapytała Vanda, która nadal zajadała się piątym talerzem grzanek i nie raczyła spojrzeć na harmonogram.
- Hm.. Zielarstwo i Eliksiry, a Astronomię w piątek. - odpowiedziała Klara.- Chyba zaczną się nam również lekcje teleportacji..Tylko nigdzie o tym nie informują.
- A właśnie... - zaczęła Annette, sprawdzając w podręcznej torbie, czy zabrała potrzebne zeszyty i magiczne pióro.- Gdzie byłyście wczoraj?
- W łazience.. - odpowiedziała niepewnie Klara, która spojrzała podejrzliwie na koleżankę z dormitorium.- Śledziłaś nas?
- Byłam z Luną.. Chciałyśmy was dogonić, gdyż wieczorem może być niebezpiecznie z takimi gośćmi w zamku..
 Luna już miała wtrącić, że wcale nie miały takiego zamysłu, ale między dziewczynami zawiązała się już ostra wymiana zdań. Spoglądała to na jedną, to na drugą i nie potrafiła sobie przypomnieć, by w podobny sposób zachowywały się tak przed wakacjami. Annette zbyt mocno naciskała na Klarę, która za to pozostawała niedostępna i zdystansowana.
- Nie o to nam chodziło, by was śledzić - usprawiedliwiła się Annette.- Przecież jesteśmy z jednego domu, nieprawdaż? Nie kłóćmy się..
- No to, o co ci chodzi? - wtrąciła Vanda, odsuwając od siebie pusty talerz.
- Tak się tylko zapytałam - mruknęła cicho Annette i wstała od stołu, by ruszyć pierwsza na zajęcia, a za nią podążyła Marietta. Milczenie zapadło tak nagle, że Luna nawet nie zauważyła, kiedy obok niej usiadła Ginny.
- Hej! - krzyknęła uśmiechnięta albo tak udawała, gdyż Luna od razu poznała po jej oczach, że poprzedniej nocy nic ciekawego nie przydarzyło się w ich dormitorium.- Też macie zaraz Transmutację?
- Yhm.. - zgodziła się Luna.- Z kim siadasz?
- Oczywiście, że z tobą - spojrzała na nią z niepokojem.- Zapomniałaś?
- Chciałam się tylko upewnić - usprawiedliwiła się szybko, by Ginny przestała tak na nią patrzeć.
- No, to do zobaczenia - pożegnała się z Luną i pomachała dziewczynom.
  Luna w końcu zjadła wielką kromkę z dżemem, którą posmarowała zanim dziewczyny zaczęły się kłócić i o której w zupełności zapomniała. Bez słowa opuściła Klarę i Vandę podenerwowane poranną rozmową. Wychodząc z jadalni usłyszała za sobą wścibskie pytania, głupie śmiechy i jadowite komentarze ze strony stołu Ślizgonów, którzy nie omieszkali uniknąć możliwości dokuczenia naiwnej Krukonce.
- Ej, Pomyluna!! - wrzasnął jeden z nich, a dokładnie David, który wyszedł za nią wraz ze swoją bandą.- Jak wakacje? Mam nadzieję, że w końcu zamknęli twojego ojca za te steki bzdur, które wypisuje w tej beznadziejnej gazecie!
  Próbowała ich zignorować, mając nadzieję, że odpuszczą, ale w porę przypomniała sobie, że dzisiaj miała mieć z nimi zajęcia. Westchnęła głośno, próbując zagłuszyć ich chichoty i pogardliwe śmiechy.
- Dzisiaj mamy Zielarstwo, więc jeszcze się spotkamy.. Ej, właśnie! - jeden z nich stanął przed nią, zagradzając jej drogę.- Jako zdrajczyni jesteś nam coś winna..
  Lunie mocno zabiło serce, czując obawy, że jako jedna na pięciu mogła nawet nie zdążyć wyjąć różdżki, by obronić się przed bandą Davida, z którą już całe pięć lat chodziła do jednej klasy.
- Za nudno wam? - za nimi pojawił się Draco Malfoy, z podręcznikami pod pachą, również zmierzający najwidoczniej na zajęcia. Luna obróciła swoją głowę, by upewnić się, że to rzeczywiście prefekt Slytherinu. Czyżby próbował ją obronić, mimo, że uznawana była publicznie za zdrajczynię krwi? To było niemożliwe, by nie była na tyle sławna, by nawet taka cyniczna osoba jak Malfoy jej nie rozpoznał. Od wyprawy do Ministerstwa była znana na całą szkołę, ludzie nią pogardzali, ale znaleźli się i tacy, co podziwiali za odwagę i wsparcie okazane Harry'emu. Zdecydowanie Malfoy powinien zaliczać się do tej pierwszej grupy, więc czemu nie zignorował tej sytuacji? David stał, jak wmurowany w ziemię, a po chwili bez słowa odszedł, by nie wdawać się w dyskusję ze swoim przewodniczącym i ostatni raz zerknął na Lunę wnerwiony.
- Nie musiałeś - mruknęła dziewczyna i odwróciła się, by zmierzyć na lekcję. Chłopak chrząknął znacząco, wcale na nią nie patrząc.
- Lepiej, byś nie łaziła sama po tych korytarzach, Lovegood.
  Przez chwilę patrzyła na niego pytająco, nie rozumiejąc sensu tej wymiany zdań. I to jeszcze z Malfoy'em! Odszedł, nawet się nie żegnając, mijając Lunę, która stała nieruchomo w jednym miejscu. Trwałoby to dłużej, gdyby nie tykający zegarek na jej ręce, który przypomniał dziewczynie, że musi iść na lekcję.

niedziela, 22 lipca 2018

~3~

  Ich oczom ukazali się Pansy Parkinson i Draco Malfoy, którzy wyszli z bocznego korytarza. Pansy wyglądała na kogoś, kto cieszy się z nocnego patrolu po to, by napotkaną osobę na drodze, ukarać utratą punktów, znowu Draco miał minę, jakby zaraz miał zasnąć. Widać było, że mało się wysypiał, a świadczyły o tym podkrążone oczy. Lekko się chwiał, gdy szedł, choć próbował nadążyć za Ślizgonką. Luna i Annette próbowały dać nogę, ale zauważyli je. Dały się złapać. 
 – Ej, ej, ej – powiedziała szyderczo Parkinson.- Komu to zachciało się chodzić w nocy po korytarzach?
  Dziewczyna podeszła do nich władczym krokiem i wyciągnęła je z cienia, w którym ukryły się bez skutku.
– Ravenclaw! Ciebie nie znam – wskazała na Annette.- A ty? – spojrzała na Lunę.- Pomyluna Lovegood? Przyjaciółka Harry’ego Pottera. Widziałam cię w przedziale – wycedziła przez zęby, uśmiechając się przy tym złowieszczo.
  Krukonka przyzwyczaiła się już do swojego przezwiska odkąd zaczęła przyjaźnić się z Chłopcem-Który-Przeżył i przez co stała się w jakiś upokarzający sposób sławna. Draco nawet nie podniósł głowy, pozostając obojętny i wpatrując się tylko w krajobraz za stłuczonym witrażem.
 – Za szlajanie się późno po korytarzach minus dziesięć punktów dla Ravenclaw. Jeszcze za to, że was nie lubię kolejne minus pięć i może… za kolegowanie się z Potterem. O, tak..
– To niesprawiedliwe! – krzyknęła Annette, zanim Ślizgonka skończyła swoją wyliczankę. Dla Parkinson ta beznadziejna prowokacja była tylko zachętą do dalszej zabawy.
 – Za wrzeszczenie w nocy oraz sprzeciwianie się woli prefektów minus piętnaście. Ha! Pierwszy dzień szkoły, a tu taka przyjemna niespodzianka.
 – Przestań, bo to nie jest śmieszne ani w ogóle słuszne – podeszła do niej rozwścieczona Annette.
 – Chcesz dodatkowo oberwać? – zapytała zgryźliwie Pansy.- Jeśli tak.. za kłócenie się z prefektem….
– Pansy, skończ – po raz pierwszy Draco odezwał się, przerywając te dziecinne spory. Wszystkie dziewczyny spojrzały na niego zdziwione. Pansy nie mogła uwierzyć, że starał się skrócić jej przyjemność z tego spotkania. Przecież on też był Ślizgonem, który miał za zadanie patrolować zamek! Ta zaś dygocąc ze złości, że przez niego straciła swój cały wigor, spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
 – Sprzeciwiasz się? Nie podoba ci się to?
 – Nic nie rozumiesz – przez chwilę Draco przyglądał się pochmurnie Lunie i milczał krótko.- Za dużo punktów jak na pierwszy raz – uniósł jedną brew.- Jeszcze jest cały rok szkolny, kiedy spotkasz innego durnego ucznia albo naiwne Krukonki..
– Profesor Snape stoi przecież po naszej stronie i chyba nie zakaże nam robienia czegoś takiego…
– Ale jest teraz dyrektorem, więc  nie zawracaj mu głowy tymi dziecinnymi zabawami. Wiem o nim więcej niż ty.
- Ach! – Parkinson wyglądała na naprawdę rozwścieczoną.- Gdyby tobie też kazali już w pierwszy dzień sprawować patrol, szukałbyś rozrywki! Co się z tobą dzieje?!
- Milcz. Potem o tym porozmawiamy.
 Na tym skończyła się ich rozmowa. Wtedy Pansy zwróciła się do Luny.
– Jeszcze nie koniec. Na pewno się spotkamy. Cieszcie się, że Malfoy był dzisiaj nad wyraz pobłażliwy..
  Odwróciła się od nich, bo z korytarza obok usłyszeli dziwne dźwięki. Pansy skupiła uwagę na hałasie, a w tym czasie Draco odwrócił się do dziewczyn. Luna spojrzała na niego śmiało, spodziewając się, że zaraz coś powie. Nie zrobił tego jednak. Uwagę Luny odwróciła Annette, przerywając ich chwilowe milczenie. Dziewczyna przestraszyła się, że zaraz prefekt Slytherinu zmieni swoje zdanie i zrobi im gorszą niespodziankę.
– Chodź, bo na prawdę jest już późno. Jeśli nie chcesz szlabanu, to lepiej wróćmy do dormitorium.     
   Szły w milczeniu, aż do sypialni. Kiedy Luna usiadła na łóżku, dopiero wtedy uzmysłowiła sobie, co się właśnie stało.
– Jak już późno. Prawie dwunasta – ziewnęła szeroko Annette, układając się pod kołdrą.- Mam jeszcze jedno pytanie.
– Tak? – Luna rozłożyła się wygodnie w łóżku.
– Znasz skądś Dracona Malfoy’a? To syn Lucjusza Malfoy’a, prawda? Niedoszły zabójca Dumbledora..
– Z kilku opowiadań – mruknęła, kładąc na siebie kołdrę.- Czasem widziałam jak kłóci się z Harry’m..
 Przypomniała sobie, że jego wzrok był przeszywający i zimny. Być może zawsze taki był, gdyż nigdy nie miała możliwości sprawdzić tego wcześniej. Jej informacje o Malfoy’u ograniczały się tylko do tego, co opowiadali jej starsi znajomi, przez co stworzyła własną wizję tego chłopaka. Była ona bynajmniej pozytywna. Ale dzisiaj wszystkie jej wyobrażenia o nim wydawały się odległe i nieadekwatne.
– Dobranoc – Annette również ułożyła się spać, jeszcze niepewnie spoglądając na Lunę.

~2~



  Pociąg zatrzymał się po kilku godzinach, zgrzytając przeraźliwie po szynach i oblewając szkolny peron parą.
  Uczniowie wysiedli ubrani w czarne, szkolne szaty, by od razu skierować się ku karetom i jak najszybciej dostać się do zamku. Ron i Hermiona musieli stawić się wcześniej jako prefekci, dlatego pożegnali się szybko z pozostałymi przyjaciółmi.
  W drodze zaczęło mocno padać. Luna pozostała przy reszcie przyjaciół, którzy zdążyli ugościć się we wnętrzu karety. Luna obok Neville’a, który objął dziewczynę ramieniem, a Harry przy Ginny. Po chwili zrobiło się nawet przytulnie, mimo ciszy jaka nastała pomiędzy przyjaciółmi. Wtedy Luna postanowiła zająć czymś swoje myśli, a te zeszły na temat jej najbliżej siedzącego przyjaciela. Powstrzymywała przez całe wakacje jakiekolwiek myśli, że Gryfon mógłby być jej chłopakiem. Nie wiedziała nawet, czy tego chciała pomimo korespondencji, jaką oboje utrzymywali od dłuższego czasu. Siedząc obok niego, czuła, że nie jest pewna, czy chciałaby związku z Neville’em, który podświadomie się w niej kochał. To było coś innego, niż pisanie listów.
  Kiedy dojechali pod zamek, z ulgą wysiedli z powozu. Wkroczyli do Wielkiej Sali w ciszy i zajęli swoje miejsca przy stołach. Luna usadowiła się przy swoim, odłączając się tym samym od Gryfonów. Nawet nie zwróciła uwagi, jak Tiara Przydziału śpiewała ballady dla garstki pierwszoklasistów, gdyż po raz kolejny odpłynęła w dal.
– Hej! – krzyknęła głośno Annette, siadając koło Luny. – Kiedy cię zobaczyłam, nie mogłam się doczekać, jak opowiem ci pewną historię!
W tym momencie Luna dopiero zauważyła, że Tiara Przydziału skończyła i wszyscy zaczęli zajadać się pysznymi potrawami. Wzięła się więc za budyń.– …i mówię ci, te wakacje były wspaniałe… hej… słuchasz mnie? – koleżanka z dormitorium spojrzała na nią badawczym wzrokiem. 
– T-tak – Luna oblizała palce ze słodkiej maliny. Przez przypadek upaprała się sokiem. – Mówiłaś coś o wakacjach.
– Już skończyłam – Annette patrzyła na nią spode łba. – O, popatrz, idzie Marietta – dziewczyna wyskoczyła z ławki jak tygrys i poszła przywitać się z rudowłosą dziewczyną.
Annette i Marietta były kuzynkami, które dzieliły z Luną dormitorium, przy okazji zawracając białowłosej głowę na każdym kroku. Dziewczyna nie zwracała na to większej uwagi, ale czasami potrafiło ją to denerwować.
Zbyt bardzo smakował jej budyń, że zjadła dodatkowo dwie porcje.
– Yhmm – chrząknął dyrektor, uciszając wszystkich jednym zaklęciem.
Wszyscy zwrócili uwagę na profesora Snape’a. A Ślizgoni dumnie patrząc na swojego sławnego profesora, aż nie mogli powstrzymać się od złośliwych uwag.
– Chciałbym ogłosić jedną informację zanim pójdziecie spać – wysyczał zaczarowanym głosem, który miał za zadanie boleśnie trafić w uszy każdego ucznia, nawet do tych, co nie mieli zamiaru go słuchać – Mamy nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Przedstawiam wam profesor Viktorię Rodley.
  Snape nawet nie wskazał na nią ręką, tylko spojrzał krótko, kiedy kobieta wstała na moment aby się wszystkim pokazać. Luna natychmiast rozpoznała w niej kobietę, którą widziała na peronie przy boku Dracona Malfoy’a. 
– Ze spraw mniej ważnych, ale znaczących, bo inaczej bym o nich nie mówił, nie zmienia się warta naszych miłych, tymczasowych gości – Snape wskazał na paru Śmierciożerców. – Za złamanie zasad grozi wam, oczywiście, kara, więc lepiej dla was trzymać się od nich z daleka – spojrzał najpierw na pierwszoroczniaków, a potem na pozostałych. – To już na tyle.
  Tak kończyła się owo powitalna uczta i wszyscy nie podnosząc głosu, zmierzyli do swoich dormitoriów. Prefekci na czele odprowadzili pierwszoroczniaków. Bez trudu Luna weszła do dormitorium Ravenclawu i odnalazła pokój, który dzieliła 
z Annette i Mariettą. Były tam jeszcze dwie dziewczyny, których Luna nie zauważyła podczas kolacji –  Vanda i Klara. Szczęście, że przynajmniej obu dziewczynom nie wpadło do głowy by wypytywać Lunę o ostatnie wakacje. Nie miała nic do opowiedzenia, oprócz tego, że miała mnóstwo nieprzespanych nocy i że często pisała z Neville’em. Usiadła na łóżku przy oknie, patrząc przez nie na tylne błonia zamku. Kiedy spoglądała przez okno, przypominała jej się mama. Razem, gdy padał deszcz, wyglądały przez okno i wyobrażały sobie, że to niebo płacze. A kiedy słońce wzeszło, wychodziły na dwór i bawiły się na skraju jeziora…
– Ciekawe, co będziemy mieli jutro za lekcje..- zamyśliła się Klara.
– Oby nie Eliksiry. – powiedziała cichutko Marietta.
– Tak bardzo nie lubisz lekcji z profesorem Slughornem? – zapytała się jej Annette. – Ja tam lubię. Gorzej z Transmutacją.
– Dlaczego? – Vanda i Klara podniosły razem głowy.
– No, bo MgGonnagall jest bardzo surowa i wymagająca.– A, tam. Ja wolę jeść dropsy, niż gadać o zajęciach. – żachnęła się Vanda.- Dopiero co były wakacje..
– Ej, miałyśmy iść do łazienki. Zapomniałaś? – Klara rzuciła w przyjaciółkę poduszką, pozbawiając ją tym samym czekoladek.
– Klara! – jeszcze chwila, a rozpoczęłaby się między nimi walka, ale Vanda wolała zebrać smakołyki z powrotem do torebki za pomocą zaklęcia.- Chodźmy.
  Obie wybiegły z sypialni, zostawiając pozostałe dziewczyny bez słowa.
– No cóż. Zawsze takie były. Pewnie po prostu chciały coś obgadać. – powiedziała Marietta. Rozpuściła swoje kasztanowe włosy i ułożyła się do spania.
– A rzeczy nie rozpakujesz? – Annette spojrzała na nią pytająco.
– Jutro rano – Marietta już zasypiała. – Dobranoc.
– Ja też jutro rano to zrobię – zamyśliła się Annette. – A ty, Luna?
  Luna, jak zwykle rozmarzonym głosem, odpowiedziała:
– Nie zostało mi tu nic ważnego. Chyba też zaraz pójdę spać.
– A wiesz co? – Annette wstała z łóżka i podeszła bliżej Luny. – Chodź, pójdziemy do łazienki. Muszę z niej skorzystać, a przy okazji zobaczymy, co kombinują Vanda i Klara. Luna przez chwilę zastanawiała się, czy porzucić ciepłą kołdrę dla chwilowej zabawy. Jednak fizyczne potrzeby same za nią zdecydowały. 
– Dobrze – mruknęła.
  Wyszły razem i podążyły długim korytarzem, nie przejmując się, że mogły spotkać kogoś niechcianego. Jeszcze nie były świadome, jakie niebezpieczeństwa mogły na nie czyhać o tak późnej porze. W końcu trafiły do łazienki dla dziewczyn, lecz niestety, nie było tam ani Vandy, ani Klary.
– Hej, hej! – zawołała na cały głos Annette, na co Luna podbiegła do niej i próbowała ją uciszyć, ale bez żadnego skutku. – Muszą tu być.
– Annette! Cicho bądź!  Może poszły do innej łazienki albo wracają już. Zależy ci na ich rozmowie?
– Przecież to było wiadome, że coś knują.. Wiesz, że interesuje mnie to.. 
– Ach, Annette. Poczekaj, bo muszę skorzystać – Luna zmarszczyła brwi, a kiedy wyszła z powrotem, zobaczyła, jak Annette zagląda przez okno. – Chodź, wracajmy.
Kiedy dziewczyny zrezygnowały ze śledzenia koleżanek, zatrzymały się, gdy z pobliskiego korytarza doszły ich czyjeść szepty. Było już za późno by uciec…

~1~


Już któryś raz z kolei obudziła się nad ranem roztrzęsiona i zgrzana. Ponownie. Tak działo się od kilku ledwo przespanych nocy, bo gdy tylko zamykała oczy, widziała otaczające ją cienie. Tłumaczyła ten nieznany stan atakiem gnębiwtrysków, które mogły kontrolować jej sny. Ale nawet tata nie wiedział, co na to poradzić. 
  Najpierw patrzyły na nią, jak kremowe piwo, oczy, potem szare i zimne, a na koniec czarne jak noc, przenikliwe.
- Luna, wokół ciebie jest za dużo nargli – odparł raz papa, zmęczony jej zrozpaczonymi opowieściami.- Może spróbuj ugotować wywar z trębaka. 
Na nic to dało. Rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami. Neville pisał listy. Czas biegł do przodu. A sny nadal nie dawały spokoju. 


**
- Luna, pospiesz się! - krzyknął pan Lovegood, stojąc przed pociągiem na peronie 9 i 3/4 z bagażami pod ręką.- Chyba nie chcesz się spóźnić?
- Nie, tato… - mruknęła jego córka.- Idę już do Ginny.
- W porządku. Zajmę się .. ah, tym ciężarem.

- Nie, nie. Daj mi go. Zaniosę ze sobą.

Luna wzięła kufer i weszła do pociągu, szukając przyjaciół. Minęła kilka zapełnionych przedziałów, pełnych uczniów w różnym wieku. Parę Ślizgonów zaśmiało się na jej widok. 
  W końcu trafiła na wszystkich z ekipy: Harry’ego, trzymającego po kryjomu rękę Ginny, Hermionę głaskającą Krzywołapa, Rona czytającego „Proroka Codziennego” oraz Neville’a, który jako jedyny na widok Luny zerwał się z miejsca i palnął głośno „Cześć”. Wszyscy przerwali na raz swoje zajęcia. Neville podbiegł, przytulił dziewczynę i zabrał jej bagaż, nie zważając na jej protesty. Wyczuwała w powietrzu złą i napiętą atmosferę, ale tęsknota za jej przyjaciółmi była zbyt głęboka, by nie chciała z nimi usiąść. Znów zapadła cisza.

-Idę pożegnać się jeszcze z ojcem. Przyniosłam tylko kufer - powiedziała.- Zaraz wrócę.

  Wyszła na świeże powietrze i od razu zauważyła ojca. Gdy uściskała go i pożegnała, zniknął po chwili w białym dymie. Na peronie zebrało się wielu rodziców, między którymi trudniej było się przepchać. Wtedy zauważyła na peronie Dracona Malfoy’a, który jedyny wyróżniał się z tłumu, gdyż stał w bezruchu i nie zwracał uwagi na mijających go w pośpiechu ludzi. Kojarzyła go jako jednego z wrogów Harry'ego. Blond włosy miał zaczesane do tyłu, a i cały jego ubiór wydawał się nienaganny. Lekko rozpięta biała koszula opinała delikatnie jego ramiona, znowu czarne spodnie z ledwością trzymały się na jego biodrach. Przez minione wakacje musiał dużo ćwiczyć. 
Skąd ta zmiana? 
  Nagle obok niego stanęła jakaś wysoka kobieta w długiej, czarnej pelerynie, z kapturem na głowie, który przysłaniał połowę jej twarzy. Być może była to jego matka. Mówiła mu coś na ucho. Gdy Draco odwrócił głowę, by na coś spojrzeć, kobieta zerknęła na Lunę. Patrzyła na nią z ciekawością, choć Krukonka wcale jej nie rozpoznała. Szybko przerwała kontakt wzrokowy i wróciła do pociągu. Kiedy weszła do przedziału, gorąca dyskusja między jej przyjaciółmi trwała już w najlepsze.
- Jakie głupoty piszą tu o tobie, Harry! - krzyknął Ron, który nadal czytał Proroka.- Chcesz usłyszeć?
- Nie, dzięki - odpowiedział jego przyjaciel i zwrócił swoją uwagę na Ginny.
- Może „Żongler”? - zapytała Luna.- Tam przynajmniej nie mają złego zdania o tobie.
- Ok, lepsze to niż tamte głupoty.- Ron chwycił gazetę, którą pomachała w powietrzu Krukonka.
- Mogę wam coś opowiedzieć? - Luna spojrzała badawczo na wszystkich.
- Jeśli to ważne - rzekła Hermiona, nie wyglądając wcale na taką, która mogłaby zainteresować się tym, co ma do powiedzenia właśnie Lovegood.
- Widziałam przed chwilą Malfoy’a z pewną nieznajomą kobietą.. 
  Luna opowiedziała szczegółowo o tym dziwnym spotkaniu. Wszystkich zadziwiła również wiadomość o zmianie wyglądu Ślizgona, ale najbardziej o owej tajemniczej kobiecie.
- Pewnie należy do Śmierciożerców, jeśli zadaje się z Malfoy’em - rzekł Neville z pogardą. 
- No chyba wiadomo, że Malfoy nie zadawałby się ze sługami Dumbledor’a – wtrąciła pogardliwie Ginny.- Jest już na tyle duży, że sam zjawiłby się na peronie.. Być może, ta kobieta zamieszka w szkole..
- By pilnować małego smoczka, bo po ataku na Dumbledora boi się pewnie z kimkolwiek rozmawiać – prychnął Ron, zerkając znad gazety.
- Myślicie, co mogło się stać jego rodzicom? - zapytała Luna.
- Ojciec siedzi w Azkabanie, a matka pewnie załamana, więc nie miała ochoty odprowadzać swojego synka na peron - zaśmiał się Ron.
- Może to jakaś przybrana ciotka - wtrącił Harry.- Najwidoczniej go lubią, bo mamy okazję poznać kolejną. 
- Powiem wam - zaczęła cichym głosem Luna, że siedzący koło niej Neville musiał z trudem nachylić się w jej stronę.- Ten Draco wyglądał jakby zaatakowała go skrzydlata mączka. 
  Ciche prychnięcie wydobyło się z ust Hermiony.
- Luna, chyba coś ci się pomyliło - powiedziała stanowczo.- Zaczynasz? Lepiej sobie daruj te swoje dziecinne opowiastki.. 
  Wszyscy podnieśli głowy. Zerkali to na Lunę, to na Hermionę.
- To było niegrzeczne - rzekła Luna.- A po za tym, nie miałam tego na myśli.
- Przepraszam - wymuszenie odezwała się Hermiona, która nadal nie była przekonana co do zdania Luny.  Każdy powrócił do swoich czynności. Po kilku minutach Ginny podniosła głowę i uśmiechnęła się do Luny. Dziewczyna nie pozostała jej dłużna i zamrugała. Co ciekawego mogło spotkać ich podczas kolejnego roku szkolnego? Nowy nauczyciel? A gdyby ta kobieta miałaby właśnie objąć jakieś poważne stanowisko w Hogwarcie? Myśli i wyobrażenia na ten temat sprowadziły na Lunę sen, którym jeszcze tego ranka nie mogła się nacieszyć.
  Kiedy powoli otworzyła oczy, ujrzała nad sobą głowę Neville’a.
- Jak tak będziesz spać, to nie wyjdziesz z pociągu.
- Zasnęłam? - mruknęła Luna.- Myślałam, że czytałam „Żonglera”.
- Dałaś go Ronowi. Zaczytał się - powiedział czule chłopak, chwytając za dłoń dziewczynę, by pomóc jej wstać .
  Luna musiała rozprostować nogi, ale najpierw rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu osoby, która miała jej gazetę, a pierwszy na kogo spojrzała był Ron. Wolała dbać o swoje rzeczy. 
- Ja go mam - rzekła Ginny, machając w dłoni „Żonglerem”.- A, dobrze – westchnęła uspokojona Luna.- Jak się czujesz?
- W porządku, choć odczuwam stres.. Nie wiadomo, co nas czeka w szkole, w szczególności Harry’ego.. – rudowłosa przybliżyła się do Krukonki, by ją przytulić, ale tak naprawdę nachyliła się wprost do jej ucha.- Chciałam, by uciekli.. 
- Co? - Luna nie za bardzo wiedziała o co rudowłosej chodzi, ale ta szybko cofnęła się i spojrzała na nią z uśmiechem. 
- Tak słodko razem wyglądacie - mruknęła.
- Ginny! - krzyknęła Luna, na co Ron oburzony wyskoczył z fotela i przez przypadek kopnął w nogę Harry’ego, który wystraszył swoim bolesnym i głośnym jęknięciem Hermionę, która poleciała z Krzywołapem na podłogę. W przedziale zapanował ogromny tłok. Wszystko uspokoiło się, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem.
- No, no - zaskrzeczała żałośnie Pansy Parkinson.
- To tylko głupi Gryfoni - wycedził przez zęby Zabini Blaise. Wyglądał raczej na takiego, który pragnął stąd jak najszybciej zniknąć.- Chodź, Pansy..
- Czego chcecie? - Harry wstał oburzony, odczuwając złość, że już na samym wstępie czekały ich nieprzyjemne przygody.
- Co się tak stawiasz, Potter? - prychnęła Pansy.- Mamusia nie nauczyła cię grzeczności?
- Zapomniałaś, że ona nie żyje? - powiedział do niej Blaise, uśmiechając się pogardliwie. Oparł się o framugę, zapominając, że jeszcze chwilę temu temu nie miał ochoty na żadne rozmowy. 
- Ach, no tak. Biedny, musiał się uczyć od samych zdrajców krwi.
- Zamknijcie się w końcu! - Hermiona wstała, a za nią Ron i razem stanęli obok Harry’ego.
- A co? Bliznowatemu odebrało głos? - prychnęła dziewczyna.
- Zaraz tobie odbierzemy! - Ron wyciągnął ku niej różdżkę. Oboje odsunęli się na jej widok, ale po chwili wyciągnęli swoje.
- Lepiej nie używajmy czarów, Ron… - warknęła Hermiona.
- Co jest? - usłyszeli za sobą męski głos. To był o dziwo Malfoy.
- Chcieli nas zaatakować - bąknęła Pansy.
- Zjeżdżajcie - warknęła ponownie Hermiona.
- Szlama, niech się do nas nie odzywa - powiedział Zabini, robiąc przy tym złośliwy uśmieszek.
- Chodźcie - rozkazał Draco.- Niepotrzebnie tutaj przyszliście.
   Harry, Ron, Hermiona, Ginny i Neville spojrzeli na Malfoy’a niebywale zaskoczeni. Po chwili wszyscy spięci usiedli na swoich miejscach. Nikt nie odezwał się do końca podróży. Nie chcieli mówić o kolejnym zamieszaniu, jakie powstało po zjawieniu się Parkinson z Blaisem ani nikt nie raczył powiedzieć jednego zdania o Malfoy’u. Tylko Luna przyglądała się przyjaciołom, widząc, że wcale nie myliła się w swoich przesądach. Wiedziała, że jej intuicja nigdy ją nie zawodziła.