wtorek, 27 listopada 2018

~26~

 Dla Luny kamienny gobelin prowadzący do gabinetu dyrektora wydawał się żywy i według niej, co kilka sekund próbował poruszać żelaznymi skrzydłami. Krukonka nie zwracała uwagi na nic innego poza tym posągiem, który w każdej chwili mógł oderwać się od podłoża i wzbić w górę. Czekała uporczywie na jakiś znak, ale nie otrzymała odpowiedzi, choć uparcie wierzyła, że gobelin jednak żyje i za chwilę poruszy skrzydłami.
- Wszystko przez ciebie – odezwał się Malfoy, który nadszedł z prawej strony widocznie niezadowolony z kolejnego spotkania z Krukonką, z którą obiecał zerwać kontakty już dawno. Nic jednak nie mogło mu pozwolić na spełnienie tego marzenia. Wszystko wydawało się pogrywać na jego nerwach.- Gdyby nie ta wczorajsza sytuacja, nie byłoby nas tutaj.
- Witaj – odpowiedziała mu niewzruszona.
- Może w innych okolicznościach byłbym milszy, lecz wybij to sobie z twojej pustej głowy..
- Kto nas zauważył? – Luna ponownie spojrzała na posąg, choć straciła już nadzieję, że ożywi się po tym, gdy przerwała z nim kontakt wzrokowy. Może kilka sekund dłużej, a pod wpływem jej zaciętego wzroku masywny, kamienny ptak poruszyłby swym ciałem.
- Po co wpatrujesz się w ten gobelin? – Draco zignorował jej pytanie, gdyż sam nie znał na nie odpowiedzi, więc próbował zmienić tor tej dziwnej rozmowy.
- Wierzysz w żywe posągi?
- No przecież jest ich mnóstwo w tym zamku! – zdziwił się, gdy wyszeptała mu pytanie, które zabrzmiało w jej ustach jak bezcenna prawda.
- No właśnie.. Ale ten jest martwy.. Może tkwi w nim coś niepojętego?
- Wiesz co, Lovegood.. – westchnął zażenowany chłopak – Mam ważniejsze sprawy na głowie.. Na przykład, czekającą rozmowę z Severusem.. Immortalitatem..
  Na dźwięk ostatniego słowa gobelin zwinął skrzydła, skrzypiąc przy tym jak stare, nienaoliwione wrota i ukazał tym samym schody prowadzące do gabinetu. Luna widziała wcześniej taki pokaz, kiedy musiała stawić się u Snape’a razem z przyjaciółmi na przesłuchanie.
- To są czary, dziewczyno.. W jakim ty świecie żyjesz?
  Draco nie czekał na odpowiedź, nie miał najmniejszej ochoty słuchać porąbanej gadaniny, więc jak najszybciej stawił się przed drzwiami. Dyrektor wiedział już, kto stoi po drugiej stronie, więc pozwolił im wejść bez ociągania.
  W gabinecie znajdował się tylko Snape. Stał przy otwartym oknie, które wpuszczało masy świeżego acz zimnego powietrza, pozwalając na wstępie ochłonąć nowym gościom przed rozmową z dyrektorem. Dopiero, kiedy Draco trzasnął za sobą drzwiami, przerywając gwałtowne podmuchy wiatru spowodowane przeciągiem, czarnowłosy mężczyzna zwrócił na nich swoją uwagę. Najpierw zacmokał niezadowolony, ukazując tym samym swoją dezaprobatę lub jak wydawało się Draconowi, jego wuj był po prostu nierad z obecności Krukonki.
- Akurat mieliście czas, by przyjść teraz? – powiedział na początek, co nie zabrzmiało jak pytanie, lecz jak przygana.
- No cóż.. – to chłopak postanowił odpowiadać, obawiając się, że Luna mogła poprowadzić dziwną rozmowę, a zależało mu, by wyrwać się z gabinetu jak najszybciej.- Gdyby nie te trwające choroby i dziwne zjawiska z nauczycielami, mielibyśmy zajęcia i wtedy by nas nie było.. Wuju, zrobiłeś coś z tym?
- Nie zadawaj mi durnych pytań, bo nie jestem niańką – żachnął się dyrektor i spojrzał badawczo na Lunę, która nie oddychając, nie zostałaby przez niego nawet zauważona. Dziewczyna odebrała to jako niepokój ze strony dyrektora, który wolałby nie rozmawiać w ten sposób ze swoim chrześniakiem w obecności obcej osoby.
- Przecież musisz coś wiedzieć o tych dziwnych zjawiskach! Dlaczego żaden Śmierciożerca nie jest chory? – Draco nie dawał za wygraną i przycisnął Snape’a mocniej, co wstrząsnęło Luną, gdyż nigdy nie odważyłaby się w taki sposób odezwać do kogokolwiek z rodziny.
- Skończ z tym, Draco! – warknął mężczyzna.- Niektórzy też poddali się dziwnym rzeczom. Wysoka temperatura ciała, duszący kaszel.. Nie są w stanie nic powiedzieć.. Na pewno jeszcze przez jakiś czas zajęcia odbędą się w Wielkiej Sali pod nadzorem..
- A jakiś eliksir? Na pewno masz jakiś?
- A co ty się tak troszczysz o nauczycieli, Draco? – Severus podszedł do chłopaka dość energicznie i zbadał go uważnie.
- Mam gdzieś większość tych dupków – odpowiedział młody.- Ale mam również dość zajęć z nic nieumiejącymi idiotami.. To mnie wkurza najbardziej, bo tracę wtedy czas. Mógłbym jeździć z Victorią w różne miejsca lub uczęszczać na spotkania, a w taki sposób tkwię bezradnie w zamku!
- Uważaj, przy kim to mówisz!
  Dyrektorowi oczywiście chodziło o Lunę, która nadal milcząc nie zwracała nikomu uwagi. Słyszała tylko pojedyncze zdania z tej rozmowy, gdyż swoją ciekawość zwróciła w stronę półek z ogromną ilością Veritaserum. Do głowy przyszły jej dziwne oraz niedorzeczne pomysły, jak na przykład ten, czy gdyby wypiła jeszcze raz ten eliksir, powiedziałaby wszystko, o co mogliby ją zapytać?
- Ona i tak wie dużo, nie mogę narażać niczego, więc nie spuszczam jej z oka – odrzekł Draco po chwilowej przerwie, szukając w głowie na szybko jakiegoś sensownego wyjaśnienia, gdy patrzyli obaj na Krukonkę.
- Właśnie zauważyłem, mój drogi – powiedział przyciszonym głosem dyrektor i usiadł za biurkiem. Na nim leżał niedawno przeczytany dokument, przytwierdzony do blatu buteleczką atramentu, by w ten sposób nie spadł on na ziemię przy zbyt mocnym podmuchu wiatru. Snape delikatnie odsunął flakonik wypełniony płynem, by chronić w ten sposób pergamin i pokazał go Ślizgonowi. Zamachnął nim również przed oczami Luny, by w końcu mógł uzyskać jej uwagę.
- Dostałem anonimowe pismo, Draconie, że wraz z panną Lovegood szybowaliście na bestii ponad jeziorem wczoraj o dość wczesnej sobotniej porze.. Czy to prawda? – ostatnie pytanie zadał szyderczym tonem.- Razem z oto tutaj obecną.. panną.. Lovegood? – na dodatek wypowiedział jej imię jak nazwę najobrzydliwszego robaka.
- To dość skomplikowane.. – rzekł zażenowany Ślizgon, próbując swoim morderczym wzorkiem powstrzymać Krukonkę, by przypadkiem nie odważyła się zeznawać.- Widziałem ją, jak zmierza do lasu w tym czasie, kiedy rozkazałeś patrolować dookoła zamku. Samotne spacery w tamtą stronę nie są dozwolone, więc musiałem ją dogonić.. Tam sprawy się pogmatwały.. Mogli zauważyć ją inni, a nie chciałem wzbudzać podejrzeń Śmierciożerców.. Ci kretyni byliby zdolni pomyśleć, że kombinuję coś z Lovegood, więc jedynym wyjściem była ucieczka na testralu..
  Gdy Draco odsapnął po męczącej, acz „wzruszającej” dla Snape’a historii, dyrektor wpatrywał się jeszcze chwilę w swojego chrześniaka, a potem zwrócił się do dziewczyny.
- Masz zakaz wybierania się do lasu, panno Lovegood.. Minus dziesięć punktów dla Ravenclaw.. A niech się dowiem, że coś kombinujesz, dziewczyno..
  Krukonka znając prawdziwą historię z wczorajszego dnia, nie spuściła wzroku, gdy została przyciśnięta ciężarem ciemnych, badawczych oczu dyrektora. Mogłaby mu powiedzieć, by lepiej użył eliksiru z nieskończonego pokładu Veritaserum, które trzymał na półkach na swoim chrześniaku, ale nie mogła być złośliwa, gdy tak naprawdę lekko została ukarana. Dyrektor przejmował się inną sprawą, niż zakazany lot dwójki szaleńców na testralu nad jeziorem. Kręcił nerwowo nosem i tupał częściej nogą, a co więcej, nie usiedział w jednym miejscu dłużej niż dwie minuty.
- Panie dyrektorze – zaczęła miękko, próbując złagodzić sytuację delikatnym, rozmarzonym głosem, na dźwięk którego Dracon od razu zwymiotowałby przez okno.- Czy wszystko w porządku? Drży pan..
  Malfoy z wrażenia musiał spojrzeć się na Lunę pierwszy raz odkąd tu wkroczyli i utkwił w niej wzrok, za którym kryło się tysiące szalejących uczuć. Nie wiedział, czy ma roześmiać się z tej sytuacji, czy czekać, aż Snape zamorduje idiotkę. Z drugiej strony, musiał przyznać, że dziewczyna była nadzwyczaj odważna.
- Pamiętaj, Lovegood, że przydzielono cię do Ravenclaw, a nie do prawie niedorozwiniętych Gryfonów, więc utrzymaj renomę swego domu za pomocą zwykłego milczenia. Jest ono bardziej pomocne i szlachetne w wielu sytuacjach, a w szczególności wtedy, gdy ma się do czynienia z własnym dyrektorem.. Zrozumiałaś?
- Przepraszam, dyrektorze, lecz nie wiedziałam, że zwykłe pytanie o pański stan zdrowia może tak pana zaskoczyć.. Proszę mi wybaczyć..
  Jeszcze nigdy wcześniej Draco nie widział tak poważnej i formalnej Luny. Dlaczego nie zignorowała słów Snape’a, lecz wdała się z nim w żenującą rozmowę?
  Luna tak naprawdę nie mogła znieść tej sytuacji. Nie mogła uwierzyć, że Malfoy w obecności swojego wuja kłamał mu w żywe oczy, przez co coraz bardziej przekonywała się o prawdziwej, dwulicowej naturze Ślizgona. Nie panowała nad własnymi słowami, choć mimo to starała się być nadzwyczaj uprzejma. Aż do ostateczności, by nie dopuścić Ślizgona do głosu. Przy okazji, naprawdę czuła, że dyrektora czekało dzisiaj więcej niespodzianek. Nie myliła się.
- Severusie!
  Do gabinetu wbiegła profesor Rodley, która na widok dwóch znajomych twarzy stanęła przed nimi i zapomniała o tym, z czym przybyła. Jej uwaga skupiła się na beztroskiej twarzy Luny, która wyrażała tylko zdziwienie.
- Tak, Rodley? – Snape przerwał to chwilowe przedstawienie jednym warknięciem.
- Już tu przybyli!
- Kto? – wtrącił Draco, któremu wcale nie pasował dziwny kontakt jego profesor z Lovegood. Obdarzył dziewczynę wrogim spojrzeniem, lecz ta patrzyła jak zaczarowana na kobietę.
- Nasi nowi, chwilowi goście.. Mówiłeś, Severusie, że nie przybędą dzisiaj!
- Bo tak myślałem! – odrzekł jej zdenerwowany dyrektor i spojrzał znacząco na drzwi.- Są niedaleko.. Weź Lovegood w głąb gabinetu.. Nie mogą jej zobaczyć..
- Denerwujecie mnie! – huknął Draco i złapał profesor za ramię, by uzyskać jakąś podpowiedź.
- Bellatrix przybyła z mężem na polecenie Czarnego Lorda, by osobiście zdać mu relację z kontroli.. Przybył jeszcze z nimi Rookwood.
  Na podłogę upadła sterta książek, które Luna zrzuciła, próbując kilka ominąć, kiedy wspinała się po schodkach. Ponownie odczuła to dziwne uczucie, które niedawno zrodziło się w jej umyśle na dźwięk tego znajomego, lecz okrutnego nazwiska.
- Uważaj jak idziesz, Lovegood! Nie rób niepotrzebnego hałasu! – Snape zwrócił jej żywo uwagę, ale po chwili o tym zapomniał, za to profesor szybko pomogła posprzątać niepotrzebny bajzel.
- Do góry, szybko! – ponagliła ją kobieta i już schowały się w miejscu za skrzynią, obładowaną pergaminami i woluminami, piętrzącymi się w każdym miejscu przed nimi jak papierowe góry.
  Rookwood.. Lunie serce podeszło do gardła z powodu niezrozumiałego strachu. Z ledwością mogła przypomnieć sobie jakiekolwiek przyczyny takiego stanu. Czy wiązało się to z nagłymi odwiedzinami bestialskiej Lestrange, którą Luna dobrze znała ze zdjęć z Proroka Codziennego, oskarżoną przede wszystkim o znęcanie się nad rodzicami Neville’a, czy bała się, że zobaczy tego, który wzbudzał w niej niezrozumiałe uczucia, jakby jeszcze niedawno wiązało ją z nim kilka wydarzeń, o których być może już zapomniała? Od razu przed jej oczami ukazał się Departament Tajemnic, gdzie w jednym z wąskich korytarzy stał on. Śmierciożerca, który zaatakował Lunę i więził ją w swoim ramionach – Augustus Rookwood. Pędząc zagmatwanymi torami swojego umysłu dostrzegła jeszcze jedno wspomnienie. Tak.. To on groził ojcu, by produkowany regularnie „Żongler” został natychmiast usunięty, bo inaczej dobiorą się do niej.. To było tak dawno.. Miała zacząć Hogwart, czy nawet miała rok za sobą.. Wszystko jeszcze było zbyt pogmatwane. To dlatego na jego nazwisko reagowała lękiem..
- Nie ukazuj się pod żadnym pozorem – powiedziała szeptem profesor, obejmując Krukonkę za ramię, by w ten sposób dodać jej otuchy.
  W jej oczach Luna dostrzegła zrozumienie, przez co zaczęła zastanawiać się teraz nad tym, czy nauczycielka znała jej prawdę.. Było to niedorzeczne, ale miała też ogromną ochotę opowiedzieć jej o swoich obawach.
- Spokojnie.. Ja tu jestem..
  Wiedziała, że mogła na niej polegać.. Delikatnie wychyliła się, by móc obserwować sprawy z ukrycia bez bojaźni, że zostanie odkryta. Pergaminy i książki tworzyły świetny mur, zza którego z pewnością ukrywający się świadkowie mogli czuć się bezpiecznie.
  Drzwi rozwarły się na oścież, w których ukazała się w całym swoim majestacie Bellatrix Lestrange. Ubrana w czarną, koronkową suknię, z rozwichrzonymi, błyszczącymi włosami, w których tkwiły nierozczesane krucze loki prezentowała swoją wielmożność i bogactwo. Gdyby nie szpecący ją uśmiech, z pewnością wyglądały lepiej, ale brudne, krzywe i ostre zęby zbyt często wystawały przy tak fałszywym grymasie, który z trudem ktokolwiek mógłby nazwać uśmiechem. Jej mąż nie powodował takiego hałasu, lecz również wyglądał jak znakomitość prosto z obrazów wielmożnego rodu. Jego wyraz twarzy, kryjący się pod czarnym kapeluszem z pawim piórem, świadczył przede wszystkim o znudzeniu. Lekkim skinięciem głowy powitał dyrektora oraz Dracona, który w przeciwieństwie do Luny w ogóle nie obawiał się tak przeraźliwego towarzystwa.
- Czyżby nie brakło was? Słyszeliśmy, że nie przybędziecie sami..
- Tak, tak, Sev – odparła bezczelnie Bella.- Ten skubaniec idzie za nami jak pies, więc niedługo tu..
- Oczekiwaliście mnie, Severusie?
  Ręka Victorii zadrżała szybciej niż Luna mogła zareagować. Zaciśnięte prawie do białości usta nauczycielki przeraziły Krukonkę, lecz nie mogła pozwolić sobie na żadne słowa w takiej chwili. Rookwood wyglądał dramatycznie inaczej od dwójki, która odwiedziła gabinet pierwsza. Gdyby ktokolwiek spytał się o tego człowieka, na pewno uzyskana odpowiedź brzmiałaby, że Śmierciożerca wrócił z odrabiania brudnej roboty i szykował się na kolejną, bez potrzeby ochłonięcia lub co najmniej, przebrania się. Skórzana kurtka była ubrudzona, postrzępiona w niektórych miejscach, a spodnie w kratę leżały na jego biodrach niechlujnie i nierówno. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost, a pod oczami sińce z powodu wyczerpania niekończącą się brutalną pracą. Gdy odwracał się dookoła, by zbadać kilkoma spojrzeniami gabinet, Luna zauważyła, jak jego skołtunione włosy spięte fioletową wstążką odstają w różne strony.
- Nie podchodź do mnie na krok, kretynie – warknęła w jego stronę Bellatrix, stojąc najbliżej uchylonego jeszcze okna.- Śmierdzi od ciebie na kilometr.
- To zapach moich ofiar, czyż nie przyjemny? – zarechotał Rookwood, a potem podszedł do Mafloy’a, by podać mu upierścienioną dłoń na powitanie.
- Widać, że dorobiłeś się, Augustusie – odparł młody, zerkając na rękę, którą właśnie uściskał.
- Wybrałem najlepszą robotę..
  Bella zacmokała z dezaprobatą, a potem zmierzyła swojego męża wzrokiem, w którym kryła się najzwyklejsza nienawiść.
- Podaj mu go.. Na co czekasz?
  Pan Lestrange ospale i beznamiętnie raczył wyjąć kopertę, której domagała się jego żona. Śmierciożerczyni wyrwała mu ją z dłoni, gdy tylko wyciągnął pergamin na światło dzienne. Zachowywała się jak rozwydrzona nastolatka, ale tak naprawdę wypełniała ją wściekłość, którą musiała w jak najszybszym czasie wyrzucić z siebie, a okazję po temu oczekiwała w liście, za którego czytanie wziął się Snape.
- Czarny Pan życzy sobie, byście spatrolowali zamek.. Wiem, że nie był ostatnio zadowolony z przebiegu przesłuchań…
- Jak to możliwe, że jeszcze niczego się nie dowiedziałeś, Severusie?! – jęknęła Bella, chodząc po gabinecie jak rozzłoszczona kura, która zaraz zniesie jajko. Na dodatek nie zważała na przedmioty należące do dyrektora i brała je do ręki, by po chwili albo nimi rzucić, albo je zniszczyć.
- Pomyśl przez chwilę, Bella, ile mamy uczniów w szkole..
- Co za problem?!! – przerwała mu bezczelnie.- W dwa tygodnie zdołałabym przesłuchać wszystkich..
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że proponujesz tutaj dwutygodniowy postój… - Snape zasępił się, kiedy wypowiedział te słowa.
- No.. Sev.. Hm – cmoknęła delikatnie, próbując udobruchać swojego kolegę – Co to za problem dla ciebie przyjąć kilku z nas.. więcej?
- Mnie nie licz – odparł obrażony Lestrange i odwrócił się od całego przedstawienia, w którym główną rolę odgrywała jego tępa żona. Luna spojrzała jeszcze raz zaciekawiona na twarz swojej profesor, ale była ona spowita jak z marmuru i żelaza, tak jak gobelin, przed którym Luna czekała na Dracona. Być może ostatecznie on odżył i wstąpił w ciało nauczycielki, gdyż żadną miarą nic nie było w stanie poruszyć kobiety.
- Pozwól, Severusie wypełnić wolę Lorda – wtrącił Rookwood, któremu znudziło się zwiedzanie dolnej części gabinetu i chciwie spoglądał w jego głąb. Oczywiście, musiał o tym zapomnieć, gdyż nigdy nie pozwolono by mu szperać poza kontrolą dyrektora.
- Nie zamierzam się sprzeciwiać, ale wolę negocjować w sprawie, która nie jest zawarta w liście.. Nie mam ochoty na spełnianie waszych życzeń.. – warknął na koniec i rzucił list na biurko.
  Poza okiem swoich gości przekazał Draconowi anonimowy list o tajemniczym locie dwójki wariatów. Nie chciał, by ktokolwiek nieproszony to zobaczył i zrzucił jakąkolwiek winę na jego chrześniaka.
- Jak inaczej możemy sprawdzić zachowanie i tajemnice uczniów w tej plugawej szkole jeśli nie zostaniemy na dłużej? – mruknęła Bellatrix, siadając w końcu na biurku Snape’a i zabierając się do przeglądania jego notatek.
  Severus odsapnął w duchu, widząc, że kobieta nie będzie miała okazji przeczytać zarzutu na Dracona.
- Mam absolutną pewność, że spełniam należycie swój obowiązek..
- W to nie wątpimy – ciągnęła Śmierciożerczyni swoim czułym, jadowitym głosem.- Ale sam jeden nie dasz rady, a Czarny Pan potrzebuje już teraz jakiś ciekawych i interesujących informacji.. Co prawda, ma ważniejsze sprawy na głowie, dlatego pragnęliśmy z całego serca pomóc jemu i naszym beznadziejnym pobratymcom i odciążyć go w tak ciężkim okresie..
  Draco wyglądał na jeszcze bardziej bladego. Z trudem nie opuszczał głowy pod ciężkim wzrokiem znajomych Śmierciożerców i dlatego musiał odważnie znosić te kpiny i żałosne żarty. Trzymał w duchu stronę swojego wuja i pragnął, by wygrał tą sprawę, gdyż nie życzył sobie w zamku dodatkowej liczby osób. Jeśli zostaliby na dłużej, wszyscy powariowaliby ostatecznie.
- Ja znów nie jestem pewny tego, co robisz, Severusie – przerwał im na chwilę Rookwood, by zbadać reakcję pozostałych i po chwili uniósł jeszcze wyżej swoją głowę i kontynuował - Zbyt gładko traktujesz mugoli, którzy jeszcze, o dziwo, chodzą do tej szkoły. A nasi koledzy, stanowiący mniemaną wartę, nie dają rady. Ta większość to głupcy, którzy najchętniej zajrzeliby pod spódniczkę ładniutkiej panienki, a nie wymierzali odpowiednie kary..
- Pilnuj języka, Augustusie! – Snape zareagował złością, co wywołało cyniczny uśmiech na twarzy Śmierciożercy, choć na trochę go uciszyło.
- Przejdź do puenty, Snape – powiedział rozkazującym tonem Lestrange.- Nie mamy czasu..
- Nie mogę, gdyż więcej ludzi zbuntuje się przeciwko takiemu traktowaniu..
- Czarny Pan jest na tyle potężny, że nikt nawet nie piśnie słowem! - wrzasnęła Bella, która wyczuła obrazę w odpowiedzi Snape’a.- Wątpisz w Lorda, Severusie?
  Draco utkwił zakłopotane spojrzenie w twarzy swojego wuja, obawiając się, że zbyt długa przerwa może zadziałać na jego niekorzyść. Jednak dyrektor znał lepiej niż wszyscy zasady ludzkich zachowań i bez chwili wahania odpowiedział głośno i wyraźnie:
- Oczywiście, że nie.
- Mam nadzieję, że pan Longbottom na mnie czeka.. – mruknęła Bella, a Luna słysząc te słowa westchnęła zbyt głośno.
  Draco usłyszał to, ale może jako jedyny, gdyż stał dalej od całego głównego zgromadzenia, a co więcej był świadomy obecności Victorii oraz Lovegood za sobą i dlatego był bardziej przewrażliwiony.
- .. w końcu mamy dwa tygodnie! – dokończyła swój wywód Bella i zeskoczyła z biurka z odczuciem triumfu.
  Snape stał nieruchomo jak kamienny posąg, któremu można byłoby i napluć w twarz, a nie poruszyłby nawet palcem.
- Idziesz z nami, Rookwood? – zapytała Śmierciożercę kobieta i łypnęła na niego groźnie.- Czy wracasz do domu, by zając się swoją robotą?
- Dałem sobie spokój z tym wydawnictwem, więc jestem wolny..
- Jakim wydawnictwem? – zainteresował się Draco, którego tak naprawdę ta sprawa mało obchodziła, ale chciał dać wujowi jeszcze choć trochę czasu na powstrzymanie decyzji, jaką powzięto przed chwilą.
- Ksenofilius Lovegood działa nam znowu na nerwy, ale niedługo będzie usunięty ze swojej posady raz na zawsze..
  Luna zakryła usta dłonią, wydając z siebie rozpaczliwy jęk. Victoria chwyciła ją za rękę i chwilę ściskała, by dziewczyna nie wpadła na szalony pomysł odkrycia ich kryjówki. Rookwood, który jako jeden z gości pozostał jeszcze w gabinecie, odwrócił głowę w kierunku, gdzie za kufrem siedziały kobiety.
- To pewnie jedno ze stworzeń, które Severus trzyma w głębi pokoju – odparł Draco, również patrząc w tą samą stronę, co Augustus.- Nie czeka na ciebie Bella?
  Rookwood bez słowa wyszedł z pomieszczenia, zostawiając za sobą głuchą ciszę, która trwała jeszcze przez jakiś czas, dopóki Victoria nie zdecydowała się wyjść i stanąć wstrząśnięta przed obliczem dyrektora.
- Nie wierzę.. Jak prosto poddałeś się urokowi Belli.. – tylko na imię Śmierciożerczyni padł ostry, mocny akcent, co ukazywało czystą nienawiść nauczycielki do tej kobiety.
- Nie miałem wyjścia.. Ale postanowię wykonać kilka sztuczek..
- Uśpisz ich, wsadzisz na dwa tygodnie do izolatki, będziesz powiadamiać Lorda o ich mniemanych postępach, wsadzisz im do głowy cudze wspomnienia i puścisz jak niewinne ptaszki z klatki? Taki masz plan?
- Inaczej niż spokojnie i cicho nie da się tego zrobić..
- Severusie, tu trzeba działać szybko – wtrącił Draco i wtedy ujrzał Lunę, która wyszła z ukrycia.
  Teraz do niego doszło, że ostatnie ze słów Rookwooda dotyczyły jej ojca, a co więcej Bellatrix wspominała co nieco o Neville’u. To wszystko zadziałało na Krukonkę jak sól na ranę, a uczucia jakie malowały się na jej twarzy były zbyt widoczne. Drżała, gdy schodziła z podwyższenia, chowała oczy, w których kryły się łzy, ale Malfoy doskonale to widział. Nawet nie zwrócił już uwagi na kłótnię Snape'a i Viktorii.
- Nie mam wyboru.. I ja to wykorzystam – dokończyła tą rozmowę profesor i nie dając dyrektorowi dojść do słowa, zwróciła się w stronę dwójki czekającej z boku. Od razu dostrzegła zmiany na twarzy dziewczyny i zareagowała błyskawicznie.- Idziemy do mojego pokoju.. Ona nie może wrócić w takim stanie do dormitorium..
  W oczach nauczycielki kryło się przerażenie, którego Draco kompletnie nie rozumiał. Czyżby zwykły brak rumieńców, drżenie kończyn i rozbiegane oczy uczennicy mogły aż tak zwrócić uwagę profesor?
- Nie rób głupstw, Victorio – powiedział Snape i nie zwracając większej uwagi na stan Krukonki, wrócił do swoich zajęć roztrzęsiony dzisiejszymi wydarzeniami.
  Gdy byli już z dala od gabinetu, profesor kazała Draconowi sprawdzić najbliższe korytarze, gdyż za nic w świecie nie życzyła sobie spotkania z nowymi gośćmi. Całą swoją uwagę poświęciła Lunie, która nie zważała na drogę po jakiej szła. Gdyby nie pomoc, mogłaby dawno sama się zgubić, więc nauczycielka musiała zaopiekować się nią sama i odstawić w bezpieczne miejsce.
- Nie chcę za żaden skarb Merlina, by Bellatrix urzędowała w zamku! – przemówił Draco jako pierwszy, gdy weszli do gabinetu profesor.
  Kobieta usadziła Krukonkę na kanapie, by następnie zająć się warzeniem czegoś ciepłego do skosztowania.
- Nikt nie chce, mój drogi – odparła po jakimś czasie, skupiając się bardziej na stanie dziewczyny, niż nad problemem Śmierciożerców.- Ale ja to załatwię..
- Będziesz się w to wtrącać? Lepiej byś została w ukryciu…
- To do mnie niepodobne – wypiła szybko szklankę wody, by ocucić siebie samą. Po kłótni ze Snapem w gardle paliło ją jak po ostrej przyprawie.- Gdy zostaną tu na dwa tygodnie, jakie dajesz mi prawdopodobieństwo, że mnie nie zauważą?
- Co za bezczelność z ich strony, że nawet nie zapytali o ciebie!
- Wystarczy – ucięła mu w dość krótki i stanowczy sposób profesor i zerknęła na Lunę, ale ta nadal siedziała bez słowa, nieobecna duchem.- Jeszcze nie teraz..
  Draco domyślił się, o co rozchodziło się nauczycielce, a nawet poczuł dziwne zadowolenie z tego powodu. W końcu, Lovegood nie była dopuszczona do skrytych informacji o jego opiekunce, co nawet wywołało drwiący uśmiech na jego twarzy. - Rzucę na nią zaklęcie, gdy wyjdzie stąd.. Ale musisz iść obok niej, gdyż nadal obawiam się, czy wie, co się wokół niej dzieje..
- O co się w ogóle rozchodzi? Dlaczego Lovegood wygląda jak żywy, niemyślący trup?
- Jej ojciec..
  Na dźwięk tych słów, Luna podniosła ogromne, niebieskie oczy i spojrzała błagalnie na profesor. W jej umyśle szalało mnóstwo wspomnień, które zbudziły się w jednym czasie zbyt brutalnie, by Krukonka mogła myśleć racjonalnie.
- On nie może tu zostać, gdyż będzie chciał znaleźć okazję ku temu, by wykorzystać Lunę do swoich celów..
  Malfoy ponownie zasępił się i odwrócił od kobiet, by ukryć grymas wściekłości na swojej twarzy. Z radości przeszedł gwałtownie w gniew, gdy usłyszał, że Victoria przejmuje się za bardzo młodą Lovegood.
- Luna – rzekła do niej profesor.- Wrócisz bezpiecznie do dormitorium, ale obiecuję ci, że zajmę się tym, co trzeba..
  Chłopak nie pojmował sensu tych słów, był zbyt zażenowany i zajęty swoimi uczuciami, by nad tym dumać.
- Ora non visibile – Victoria wymierzyła różdżką w dziewczynę, ale nic się nie stało. Draco stał zdumiony, gdyż po raz pierwszy w życiu był świadkiem niepowodzenia swojej nauczycielki w czarowaniu cudzymi zaklęciami.
- Teraz możesz ją zaprowadzić – powiedziała zdecydowanie i pomogła Lunie wstać.
- Ale.. czekaj.. Przecież ona.. – Draco zaplątał się w swojej wypowiedzi i umilkł, zdumiony wpatrując się w Krukonkę.
- Ty i ja ją widzimy, bo tylko świadkowie tego zaklęcia są w stanie ją ujrzeć.. Ale reszta osób nie. Udawaj, że spacerujesz lub lepiej sprawuj funkcję prefekta jak potrafisz najlepiej..
- Nie potrzeba mi powtarzać – powiedział zadowolony, ale zbadał zimnym wzrokiem dziewczynę, której od kilku chwil zbierało się na płacz.
- Jest zbyt wstrząśnięta.. Rookwood.. jest związany z jej życiem bardziej niż się wydaje.. A ja znam tego skurwysyna.. – twarz Victorii ponownie przyjęła kamienny wyraz – No, idźcie już.. No.. A! Pamiętaj, by ją odczarować, zanim wejdzie do dormitorium.
  Draco nie miał zamiaru pytać się o tą sprawę czy drążyć temat, gdyż sprawa Lovegood obchodziła go teraz najmniej. Dopiero, gdy przejdzie mu złość, zdecyduje się dopytać o te tajemnice, ale teraz zajmowała go bardziej rzecz związana z odprowadzeniem idiotki. Gdyby i ona mogła stać się dla niego niewidoczna, nie poniósłby winy za jej zgubienie.. Choć.. Ciekawa myśl przeszła mu przez głowę. Dziewczyna była w takim stanie, drżała jeszcze, gdy podszedł do niej bliżej.
- Dziękuję, Draco – uśmiechnęła się do niego słabo i co więcej, chwyciła.. nie.. uczepiła się jego ramienia! Chłopak zaniemówił, a wszystkie myśli wyparowały z jego rozumem.
- Do zobaczenia – Victoria odprowadziła ich pod drzwi, a potem zamknęła za nimi, by nie kusić siebie samej wyjściem poza gabinet.
  Malfoy pamiętał, że musiał wyglądać naturalnie, więc wypiął pierś do przodu, opuścił jedną rękę, a drugą podtrzymywał rozpiętą szatę, by jednocześnie wyglądać zwyczajnie, a także dać możliwość Lovegood, by mogła się go trzymać.
- Gdybym mógł rozmawiać z tobą bez obaw, powiedziałbym ci kilka słów, co o tym wszystkim myślę, ale nie chcę po raz setny zwracać uwagę na twoją bezceremonialną przyjaźń z Rodley..
- Chcę tylko dojść do sypialni.. – powiedziała osłabiona, wdychając ciężko powietrze, jakby kilka kroków potwornie ja zmęczyło. Draco nie wiedział, że dziewczyna chciała jak najszybciej położyć się i usnąć.
- Być może jesteś niewidzialna, ale pamiętaj, że nie wszyscy przyzwyczajeni są do dziwnych głosów w pustce.
- Jak nie wszyscy do rozmowy z samym z sobą..
  Malfoy poczuł, jak się gotuje, ale nie mógł zareagować złością, gdyż każdy osobliwy ruch mógł przywołać niepożądanych świadków. W ciszy i spokoju, mijając tylko kilka młodych i starszych uczniów Draco przeszedł bez słowa. Po raz pierwszy w życiu stanął przed kołatką Ravenclaw, która zadawała pytania tym, którzy chcieli wejść do środka, testując ich mądrość i rozsądek.
- Witajcie – powiedziała, dostrzegając przed sobą parę, co zdziwiło Dracona, gdyż miał nadzieję, że  rzeczy martwe nie dostrzegą Krukonki.- Pięć królików bawiło się na łące. Nadszedł myśliwy i zabił jednego z nich. Ile królików pozostało na łące?
  Draco prychnął pod nosem i już chciał odpowiedzieć „cztery”, ale Luna go wyprzedziła.
- Jeden, pozostałe uciekły..
- Doskonała odpowiedź. Witam w pokoju wspólnym.
  Ślizgon patrzył w zdumieniu na kołatkę, która otwarła drzwi w chwili, gdy Luna udzieliła poprawnej odpowiedzi. Odczarował prędko dziewczynę, zanim ktokolwiek ich zobaczył i zbiegł ze schodów, by w końcu, oderwać się od towarzystwa Lovegood. Stał w tym samym miejscu, gdzie jeszcze niedawno tańczyła z Longbottem, a ruda Weasley przerwała im świetną zabawę.
  Dziwna dziewczyna..
  Luna w tym czasie wróciła do swojej sypialni, by tam zaszyć się za błękitnymi zasłonami i leżeć na łóżku w spokoju. Choć nie potrafiła zasnąć, czas biegł jednym ciągiem, opieszale, a zegarek, który go wskazywał stojąc na komodzie Klary, wypełniał swoim tykaniem pusty pokój. Luna słyszała jeszcze bicie własnego serca i miała jedną, przeogromną nadzieję, że w końcu i ono zamilknie.
  Klara weszła do sypialni, gdy za oknem całkowicie pociemniało. Luna dopiero wtedy była w stanie zdrzemnąć się na chwilę, gdy słońce schowało się ostatecznie za horyzontem. Jej sen trwał niedługo, bo gdy Klara wkroczyła do pomieszczenia, dołączyła do niej po chwili reszta dziewczyn. Wszystkie były zaniepokojone, nie stanem Luny, ponieważ jej drzemka nie dziwiła nikogo, lecz tym, co działo się w zamku.
- Myślicie, że przyjdą i do nas? – zapytała Vanda, szukając w kufrze jakiegoś opakowania czekoladek, by móc choć na chwilę się uspokoić.
- Powiedziano, że mamy zejść wszyscy na kolację.. Pewnie tam zbierze się część Śmierciożerców – odparła Annette również podekscytowana obecnymi wydarzeniami.
- Zbierzmy się i nie traćmy czasu – ponagliła wszystkich Klara.- Miałyśmy przyjść tylko odnieść książki.
- Racja – przyznała jej słuszność Vanda, choć spakowała do kieszeni dropsy, które zdołała odkryć pod poduszką.- A Luna?
  Dziewczyny odwróciły wzrok w stronę zasłoniętego do połowy łóżka, gdzie mogły ujrzeć śpiącą Krukonkę.
- Ja się tym zajmę, a wy idźcie.. – powiedziała Klara, która nagle poczuła wewnętrzny obowiązek, by zająć się przyjaciółką. Oczywiście, nikt nie domyślił się, że za tym kryje się coś więcej niż zwykłe zadanie obudzenia koleżanki. Klara odczuła gwałtowną troskę i zmieszanie, gdy zobaczyła dziewczynę, która z wymalowanym niepokojem i zmęczeniem na twarzy spała niespokojnie. Gdy zostały same, Luna otworzyła oczy, bo od kilku minut była świadoma tego, co się działo. Słyszała rozmowę pozostałych koleżanek i domyśliła się, że musi się pozbierać, by ruszyć do Wielkiej Sali. Klara nie pytając o nic, pomogła Lunie rozczesać włosy, które skołtuniły się od długiego leżenia na poduszce. Potem wystarczyło im tylko dziesięć minut, by bocznymi skrótami doszły do jadalni, gdzie nie tylko posiłek miał się odbyć, ale ważne, jak nigdy dotąd spotkanie. Uczniowie porozsiadali się przy swoim stołach, Luna mogła dostrzec w tłumie rudą czuprynę swojej przyjaciółki i siedzącego obok niej wzburzonego Neville’a, który patrzył tylko w jedną stronę. Na podwyższeniu stała gromada Śmierciożerców na czele z dyrektorem, który tak samo jak pozostali wyrazem swojej twarzy ukazywał czystą nienawiść wobec każdego niższego mu rangą.
- Jeśli chcecie w spokoju wrócić do swoich dormitoriów, zachowajcie lepiej ciszę, która przysłuży się i mnie, i wam.
  Tak naprawdę w Wielkiej Sali panował spokój, nikt nie miał ochoty na żarty i dlatego słowa Snape’a zabrzmiały dziwnie i nie komponowały się z całą obecną sytuacją. Niektórzy zdołali jego słowa usprawiedliwić tym, że musiał COŚ powiedzieć i tylko to przychodziło mu do głowy w tej chwili. Bellatrix dumna jak wcześniej, ukazując swoją szpetną twarz jak dzieło sztuki, odstąpiła od reszty Śmierciożerców, czując pozwolenie na działanie po wstępnym przemówieniu Snape’a. Spojrzała na kilku Gryfonów, Krukonów, Puchonów, a uśmiechem obdarzyła dom Slytherinu, który najmniej z wszystkich przejmował się zebraniem. Nie dostrzegła Neville’a, choć miała na to przeogromną ochotę, by puścić do niego oko, a nawet pozdrowić na oczach zgromadzonych. Była ciekawa jego reakcji, sensacji, jaką by wywołała, ale nie mogła przedłużać tej znakomitej ciszy, kiedy tyle par oczu wpatrywało się w nią z przestrachem tlącym się w nich jak nierozpalony jeszcze ogień.
- Czarny Pan, który nadał wybranym z nas cenną misję do wykonania, pragnął wam przekazać, drodzy uczniowie, że jest dumny z waszej pracy.. Chce z całego serca, byście współpracowali z nim i oddawali się z pokorą i posłuszeństwem jego zachciankom, które możemy w spokoju usprawiedliwić prostym pragnieniem zwycięstwa nad mugolami. Wykonujemy tą pracę z niewymownym szacunkiem, pilnujemy zasad i nakłaniamy do posłuszeństwa, by nikt więcej nie musiał wykonywać ciężkich prac..
  Kilka uczniów było na tyle odważnych, by spojrzeć z powątpiewaniem na swoich kolegów i koleżanki. Ginny gotowała się w środku, a pod stołem ściskała dłoń przyjaciela, by nie próbował zrobić niczego głupiego.
- Pozwólcie nam na to.. Wasz dyrektor udzielił nam zgody na przebywanie w tym zamku z ogromną radością.. Także i wy zgódźcie się na takie postanowienie.
  Uśmiech Bellatrix był tak samo nieszczery jak jej słowa. Snape jednak nie odkrywał żadnych uczuć, choć mógłby splunąć pod stopy swojej „towarzyszce”. Zastanawiał się tylko nad jednym. Gdzie była Rodley?
- Od dzisiaj.. – kontynuowała dalej, już poważna, bez wymalowanego uśmiechu na twarzy, ale z wyrazem obrzydzenia i znużenia, które tak idealnie pasowało do jej męża.-.. jesteśmy połączeni współpracą, ciężką współpracą.
- Chyba zapomniałaś o jednym, moja droga Bellatrix Lestrange – rzekła Victoria, stojąc oparta o drzwi Wielkiej Sali, twarzą w twarz naprzeciw Śmierciożerczyni, tylko kilkadziesiąt cali dalej.- Jeszcze ja nie wyraziłam swojego zdania..
- Ty!!! – wrzasnęła przeraźliwie Bella i wyciągnęła różdżkę, ale momentalnie opanowała się, kiedy za dłoń złapał ją Snape.- Jak śmiesz?!
- Śmiem, moja droga.. – powiedziała zimno nauczycielka, otoczona z każdej strony zdumionymi spojrzeniami. Luna zamarła w zachwycie, zapominając nagle o poprzednich troskach.- Coś mi się wydaje, że pomysł z tak długim pobytem w tym zamku jest tylko waszym wymysłem.. Zobacz, spójrz za siebie, ilu mamy chętnych gości do pracy, o której wspomniałaś wcześniej..
  Profesor powoli ruszyła do przodu, upajając się każdym swoim słowem, śledzona przed wzrok uczniów, którzy jak dzikie drapieżniki przyglądali się z ukrycia odważnej zdobyczy.
- Kim jesteś, że wtrącasz się w sprawy Czarnego Pana? – zapytała drwiąco Bellatrix, próbując odzyskać swój spokój i opanowanie.- Niech cię diabli.. – syknęła.
- Wyjedziesz z tego zamku jeszcze dziś wieczorem, razem ze swoim mężem oraz Rookwoodem, którzy tak samo jak ty, nie mają prawa przebywać w szkole.. Chyba, że sam Czarny Lord prześle mi osobiście list, by to udowodnić..
  Rookwood, który dręczył wspomnienia Krukonki wyszedł ku jej obawom na środek sali. Zanim podszedł do Belli, rozejrzał się jeszcze raz wokół siebie, a Luna szybko schyliła głowę, udając, że nie chce już patrzeć na to przedstawienie.
- Nie rozkazuj nam, gdyż sama nic nie zdziałasz.. – powiedział zachrypnięty, uśmiechając się kpiąco pod nosem.
  Victoria wyjęła różdżkę i odwróciła się do uczniów.
- Jeśli ktokolwiek z was jest zainteresowany zajęciami, które prowadzę, może z pewnością oczekiwać w tej chwili, że wszystko, co zrobię, wliczać się będzie w test z mojego przedmiotu na ocenę najwyższą.
  Bez słowa Victoria rzuciła jednym zaklęciem w stronę wszystkich Śmierciożerców, zdmuchując większość z podwyższenia jak świeczki. Bella zdążyła obronić się w ostatniej chwili, znowu Rookwood ukrył się za tronem dyrektora. W Wielkiej Sali zapanował harmider, krzyki, a ogromna ilość Ślizgonów zaczęła wycofywać się z pomieszczenia. Tylko wszyscy Gryfoni pozostała w środku, by podziwiać niewielki triumf profesor nad niechcianymi gośćmi. Choć większość z nich zastanawiała się nad zaskakującymi i ponadnaturalnymi zdolnościami nauczycielki, to jednak mało kto był zaskoczony jej znajomością z Bellatrix. Luna patrzyła na znajomych, obcych i nie dostrzegała na ich twarzach szoku wywołanego rozmową profesor ze Śmierciożerczynią.
- To jasne, że ona musi ich skądś znać – skomentowała Vanda, patrząc jak Annette oraz Marietta uciekają razem ze Ślizgonami z sali.
- Myślisz, że była kiedyś Śmierciożercą? – zdumiała się Klara, tuląc się prawie do siedzącej obok niej, zapatrzonej w stół Luny.
- To jasne jak słońce.. Dlatego boję się jej bardziej niż wcześniej.
  Dyrektor przerwał tą walkę jednym stanowczym ruchem i kazał kobietom oddać swoje różdżki, ale profesor odmówiła, godząc się na to, że dalszej bitwy nie będzie.
- Pożałujesz tego – syknęła Bella, kiedy Victoria podeszła do niej, by mogła bez problemu usłyszeć jej groźby.
- Nie więcej niż ty, jeśli zostaniecie w tym zamku..
  Lestrange podniosła się, by móc zmierzyć wrogim spojrzeniem swoją rywalkę. Rozmowa między nimi była nieosiągalna nawet dla tych, co siedzieli na przedzie stołów. Rookwood podszedł do Victorii, ale ta obdarowała go lekceważącym spojrzeniem i zwróciła się do reszty gości.
- Macie jedną godzinę, by stąd zniknąć..
- Poniesiesz konsekwencje, diablico! – krzyknął jeden ze Śmierciożerców.
- Czekam na to – odparła z zachwytem i odwróciła się do nich plecami, by nadal na oczach chciwych sensacji uczniów wyjść z Wielkiej Sali. Snape odczuł, że zrobiła to, co zamierzała i nie było żadnego sposobu, by ją powstrzymać. Kazał rozejść się uczniom, gdy tylko zjedzą posiłek, a swoim gościom zaproponował pomoc, ale Bella natychmiast mu odmówiła, z wściekłością komentując całe wydarzenie. Razem z mężem zniknęli z zamku, nie racząc się przygotowaną kolacją. Rookwood patrzył jeszcze za Victorią, choć i on nie mógł znieść tego zażenowania i po prostu wyszedł.
  Luna zaniepokojona całą sytuacją, wiedziała, że nie uśnie w nocy i tylko w duchu modliła się za ojca, by przynajmniej on zmrużył dzisiaj spokojnie oko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz