sobota, 24 listopada 2018

~23~

  W sobotę rano bębniące o parapet krople deszczu obudziły Lunę z dość płytkiego snu.W pokoju panował półmrok i zdołała tylko ujrzeć śpiącą na sąsiednim łóżku Klarę. Jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała prawie niedostrzegalnie, aż na moment Luna przeraziła się, czy wszystko z nią w porządku, lecz delikatny świst przy każdym oddechu dziewczyny upewnił Lunę, że Klara tylko śpi. Luna rozbudziła się już na dobre, by móc samotnie przyszykować się do wyjścia. Dzisiaj nastał dzień jej rzekomego „szlabanu”.
*
 Na dziedzińcu stała przyszykowana od stóp do głowy, ubrana w ciepłe, czarne oficerki, skórzane spodnie, dwa swetry, kurtkę koloru zgniłozielonego oraz chustkę pod szyją, która falowała na wietrze wraz z jasnymi, rozpuszczonymi włosami dziewczyny. Za ucho wetknęła różdżkę, gdyż było to dobrą metodą na ogrzanie sobie w tym czasie dłoni w kieszeniach kurtki. Pogoda była nieprzyjemna, choć deszcz przestał padać zanim wyszła z zamku.
- Lovegood – powiedział Draco, wyłaniając się z zewnętrznego korytarza. Zeskoczył z kamiennego wzniesienia i stanął wyprostowany przed dziewczyną. Luna uśmiechnęła się skromnie na powitanie, gdyż nie wiedziała, co mu odpowiedź. Choć w ogromnej mierze pragnęła skupić się na zadaniu, które mieli wykonać, to jednak w głowie szalało jej tysiące pytań, które mogła zadać Ślizgonowi.
- Pożegnałaś się z przyjaciółmi? – ostatnie słowo wręcz wysyczał, za to w jego oczach dostrzegła cień rozbawienia. Musiał być w dość dobrym humorze.
- Nie powiedziałam im.. – odpowiedziała, tym razem do tego zmuszona. Gdyby milczała dłużej, chłopak pewnie zaatakowałby ją ponownie.
- Hm –spojrzał w stronę zamku z nadzieją, że profesor wybawi go z tego towarzystwa. Nie rozumiał sam siebie, dlaczego z nią rozmawia - Nie wiadomo czy ujrzysz swoje koleżanki.. Jeśli Pomyluna Lovegood jakiekolwiek ma..
  To ostatnie zdanie musiał wręcz dodać, by nadało całej jego wypowiedzi odpowiedni sarkastyczny ton. Dziewczyna nie była zadowolona z tego, co usłyszała, ale udawała, że nie może się tym przejmować.
- Nie myślę o śmierci, gdyż nie mam powodu. Mimo, że wyprawa przypuszczalnie będzie niebezpieczna, to jednak będzie nam towarzyszyć profesor, która z pewnością swoimi zdolnościami pokona każdego wroga.
  Malfoy zrozumiał ukryty sens jej słów i aż rozeźlił się, kiedy dotarło to do niego.
 Jesteś taka pewna, że sam nie potrafię się obronić? A co było wtedy w Hogsmead? Leżałaś sobie w najlepsze na ziemi, kiedy dementor dobierał się do twojej duszy i tylko ja odegnałem go za pomocą skutecznego i prostego zaklęcia…
 To oczywiście przypomniało Draconowi o jeszcze jednej sprawie. Lepiej wyszłoby mu to całe przedstawienie w magicznym miasteczku, gdyby potrafił wyczarować zwykłego Patronusa. Te myśli uciszyły go na chwilę, piorunując jego umysł tak, że nie był w stanie już nic dodać. Luna za to była przekonana, że jej słowa w jakiś dziwny sposób zgasiły chłopaka na jakiś czas.
- Witajcie, moi drodzy.. – przywitała ich Victoria, niespodziewanie zjawiając się obok zamyślonej dwójki, która nawet nie zauważyła swojej profesor. Luna dopiero teraz dostrzegła, że i nauczycielka, jak i Draco mieli na sobie czarne, wełniane płaszcze z kapturami, za to z ramienia kobiety zwisała mała skórzana torebka, którą Luna wyobrażała sobie jako przechowalnię najważniejszych magicznych przedmiotów. - Snape pozwolił ruszyć mi z terytorium zamku. Zbierajcie się, bo niewiele mamy czasu, by stąd umknąć. Śmierciożercy śpią sobie w najlepsze, ale nie oznacza to, że któryś z nich nie czatuje w pobliżu.
  Krukonka nie potrafiła sobie wyobrazić, że profesor mogłaby obawiać się kogokolwiek z Hogwartu, ale być może była to tylko przykrywka, by mogli jak najszybciej stąd ruszać.
  W chwili, gdy oboje dotknęli rękawów nauczycielki, wokół nich zawirowało, spod stóp rozpłynęła się kamienna posadzka dziedzińca, za to wyrosła pod nimi mokra od rosy trawa. W uszach zadźwięczało od ogromnego huku i wycia tajemniczych, nieznanych dla nich maszyn. Ze wzgórza, na którym stali ujrzeli niedaleko rozciągające się masywne, brudne i pozbawione jakiegokolwiek uroku przemysłowe miasto. Z wnętrza lasu ciągnęła się żwirowa ścieżka, przemoknięta od nadmiaru nieustającego deszczu. Choć widoczność była kiepska, Luna zdołała dostrzec na tle zamglonego nieba unoszące się z wysokich kominów chmary dymu, które mieszały się z burzowymi chmurami.
- Przecudowny krajobraz – odezwał się Draco, który po tonie głosu tak naprawdę nie był zadowolony z miejsca, w którym się znajdowali.- Nie do porównania z Godrevy lub z Kanadą…
- Ech.. Furness też ma swój urok.. Gdybyśmy przenieśli się do Allerdale z pewnością widok by was bardziej zachwycił, ale mamy tu misję, więc nie będziemy nic zwiedzać.
  Rodley okazała swoją stanowczość, by uciszyć niezadowolenie Dracona, który w ciszy pomrukiwał pod nosem. Luna za to mogła podziwiać krajobraz rozłożony przed jej oczami. Choć z pewnością miasto nie było tak piękne, jak większość ludzi mogła przyznać, to jednak dla niej kryło w sobie coś niezwykłego. Kierując się w stronę miasta wyznaczoną i jedyną ścieżką, wszyscy szli w milczeniu, ale za to przepełnieni najróżniejszymi myślami. Luna przyglądała się drobnym szczegółom, które mogły jej wcześniej umknąć, natomiast Draco klął na deszcz, pogodę i brzydkie otoczenie, które kompletnie go nie satysfakcjonowało. Victoria myślała o swoim celu i tylko to prowadziło ją do tego niezbyt przyjemnego miasta.
- Musimy trafić do pewnego baru, ale najpierw należy się dowiedzieć, gdzie on jest i co więcej potrzebuję nazwisko właściciela.. Rzekomo pod nim znajduje się całe gniazdo, na które czyham.. Oszczędzimy dzięki temu czas, zamiast szukać po omacku..
  Malfoy w końcu ożywił się, słysząc ciekawą wiadomość. Luna zastanawiała się nad znaczeniem słowa „gniazdo”, które dla niej kojarzyło się bardziej ze zwierzętami niż z ludźmi. Obracając się dookoła widziała tylko stare, zszarzałe od dymu i kurzu budynki, które otaczały wysokie, metalowe lampy, zgaszone z powodu dość wczesnej pory. Nigdzie za to nie widziała zieleni, roślinności, mogącej ożywić okolicę, która dla Luny wielce się liczyła ze względu na swoje lecznicze właściwości. Mieszkańcy również nie prezentowali się nadzwyczajnie. Ktokolwiek, kto ich mijał miał na sobie okrycie głowy, które zasłaniało ludzkie twarze. Co więcej, nie widziała uczuć, które ludzie mogli demonstrować za pomocą swojej mimiki. Tak jak diametralnie spodobał jej się widok z wzniesienia, tak żałosny poczuła zawód na wizerunek serca zadymionego i ciasnego miasta, które próbowało udusić oparami każdego w swoim śmiercionośnym wnętrzu.
- Pewnie kupcy będą znali prawidłową nazwę knajpy, której szukamy.. – powiedział Draco, wpatrując się w rozciągnięte na ulicy rzędy targowisk i bazarów. - Choć pewnie takich miejsc jest mnóstwo.. Znasz jakieś cechy charakterystyczne tego lokalu?
  Luna patrzyła w tą samą stronę, co chłopak i ponownie nie umiała się nadziwić, jak takie miejsce, jak targowisko, gdzie życie powinno kwitnąć i ożywiać otoczenie może być tak przytłoczone, puste oraz żałobne.. Co najwyżej, pięciu ludzi maszerowało wśród stanowisk, by coś utargować, a pozostała część oczekiwała w milczeniu na swoich klientów. Lunie przypomniały się wakacje z jej ukochaną ciotką, podczas których codziennie obowiązkowo musiały znaleźć się na targu, choćby po to, by podziwiać żywe kolory tkanin, wdychać zapach świeżych wędlin i pieczywa, kosztować ofiarowane im za darmo kwiatowe koktajle i przymierzać mnóstwo sukien, które prezentowały się na ruchomych manekinach.
- ..Luna! – twarz Rodley wyskoczyła przed oczami zamyślonej dziewczyny.- Przejdźcie się z Draconem na targ – wskazała dyskretnie palcem jakieś stoisko, przy którym jego właściciel rozkładał swoje narzędzia do pracy.- Musicie spytać się o Zielonego Hipogryfa. Ja pójdę w tym czasie coś załatwić.
- Jesteś pewna, że to ta knajpa? – Draco próbował ukryć swoje niezadowolenie z tego powodu, że musiał to zadanie wykonać z Lovegood, więc szybko próbował zmienić temat, by nie wszcząć niepotrzebnej nikomu kłótni.
- Tak – powiedziała dosadnie profesor, po czym ponownie wbiła swój wzrok w Lunę i dodała w sekrecie – Nie wracajcie bez niczego.. Powodzenia..
  Dla Luny to polecenie brzmiało jak rozkaz, który bez względu na okoliczności należało wykonać. Choć spodziewała się, że to Malfoy przejmie inicjatywę, postanowiła nie wtrącać się na początek w jego metody, by nie zepsuć zadania. Za to pozwoliła sobie odezwać się do niego.
- Na ostatniej wyprawie też mieliście takie przygody jak rozmowy z tubylcami? – zapytała na początek, by choć rozluźnić atmosferę. Chodziło jej przede wszystkim o to, by dla innych ludzi jako nietutejsi wyglądali dość naturalnie. Jednak Malfoy tego nie podchwycił.
- Ostatnio mieliśmy do roboty wiele ciekawszych rzeczy – warknął, zły na siebie już wystarczająco. Nie rozumiał, dlaczego zaczął z nią wcześniej rozmawiać, więc nie widział sensu, by wgłębiać się z Pomyluną w dyskusję. Dość szybko zagłębili się w zaułki targowiska, by na początku trochę po nim pospacerować. Luna przykuwała swoją uwagę do wielu dziwnych dla niej przedmiotów, znowu Draco nie zważał na nic, co utrudniało dziewczynie sprawę. Wyglądało to raczej na scenę, w której to ona zmuszała swojego towarzysza do spaceru po targu.
- Nie rozumiem, co może cię w tym interesować – palnął po cichu, kiedy po raz piąty zatrzymali się przy jakimś kiermaszu.
- Mogę zobaczyć, co mugole sprzedają w swoim świecie..
- Nie interesują nas mugole, ale nasze zadanie.. – nachylił się nad nią, by warknąć do jej ucha te dosadne słowa. Dziewczyna jednak wydawała się tym nie przejmować.
- Popatrz.. – wskazała palcem na dziwnie wyglądające narzędzie, które składało się z dwóch noży, przyczepionych do siebie jakimś metalowym guzikiem.
- Witam – od razu do Luny podbiegł sprzedawca, jak to bywa z właścicielami gdy od razu zauważą zainteresowanych klientów.- Sprzedajemy najlepsze na rynku materiały dla fryzjerów. Proszę popatrzeć na te wspaniałe i ostre nożyczki, które zaprojektowane pod specjalnym kątem potrafią podciąć włosy w prosty i właściwy sposób. Pokazać?
  Gdy Luna zafascynowana demonstracją narzędzia, nożyczkami? było dla dziewczyny czymś niezwykłym i otwierała już usta, Malfoy oderwał ją brutalnie sprzed oblicza sprzedawcy, mrucząc pod nosem jakieś bezczelne „nie”.
- Skup się, Lovegood, bo jeszcze wydamy się dla innych podejrzani..
- Jak na razie ja zachowuję się normalnie – powiedziała, próbując wyrwać się z jego mocnego uścisku, gdyż cały czas trzymał ją za ramię. Draco puścił dziewczynę w chwili, gdy skierował się ku mężczyźnie, który stał się dla niego celem. Zapomniał całkowicie o Lunie, która została z tyłu i przyglądała się tej scenie. Według niej, Draco kompletnie nie miał taktu i za szybko zaczął rozmowę. Szacując, że mogło to długo potrwać, wróciła pospiesznie do miejsca, gdzie podziwiała śmiesznie wyglądające przedmioty.
- O, panienka wróciła – ucieszył się mężczyzna i pokazał jej od razu kolejną parę narzędzi. Luna patrzyła z zachwytem. Sprzedawca zaprezentował jej do czego mogą służyć nożyczki, podcinając pukle włosów manekinowi, który i tak miał ich na sobie mało.
- Wezmę te – wskazała palcem nożyczki, które wpadły w jej oko już na początku.- Ech.. Człowiek jest już zmęczony po całym dniu podróżowania..
- A panienka nie jest stąd? – zapytał sympatycznie mężczyzna, by zagaić rozmowę z udanym klientem.
- Nie, nie.. Razem..z.. chłopakiem – powiedziała szybko, co nagle przyszło jej do głowy, by wytłumaczyć swoje powiązanie z Draco - Musimy gdzieś się zatrzymać.. Słyszeliśmy o ciekawym miejscu.. Hm.. Czerwony.. nie, nie.. Żółty?
- Zielony Hipogryf? – dokończył za nią sprzedawca, co ucieszyło Lunę, gdyż doskonale pamiętała nazwę, ale musiała zagrać tą scenę.
- Tak! – uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- To niedaleko stąd – powiedział i chwilę się zastanowił, by wskazać odpowiednią drogę.- Pójdzie pani tamtędy i potem skręci dwa razy w prawo i na Marley Street trafi w odpowiednie miejsce.. Choć proszę uważać, bo to niebezpieczny zaułek..
- Dziękuję serdecznie – Luna po raz ostatni obdarzyła mężczyznę ciepłym spojrzeniem i ruszyła w stronę, gdzie ostatnio zostawiła Dracona. Nie minęła nawet minuta, kiedy chłopak wpadł na nią z miną wściekłego tygrysa.
- Gdzieś ty była?! – krzyknął szeptem i pociągnął ją za sobą w cień.- Nie odchodź nigdy za daleko, bo nie mam zamiaru szukać potem zagubionej dziewczynki..
- Prosto, dwa razy w prawo, Marley Street..
  Malfoy wpatrywał się w nią zmieszany, gdyż spodziewał się raczej pod dziewczynie innej reakcji. Ale ostatnio wszystko, co robiła było dla niego dziwne.
- Słucham? Ja próbowałem wyciągnąć jakieś informacje, a ty..
- Zdobyłam adres.. Możemy wrócić do profesor..
  Zostawiając chłopaka za sobą, wróciła na dziedziniec, gdzie jeszcze godzinę temu rozstali się z nauczycielką. Ona również szła w ich stronę i zanim stanęła obok dwójki, już wiedziała, że udało im się to wykonać. A przynajmniej Lunie, gdyż Draco był rozdrażniony.
- Idziemy.. Luna, prowadź.. – powiedziała cicho kobieta i ruszyli wszyscy w milczeniu. Z każdym zakrętem ulice stawały się coraz węższe, gdzie przy swej szerokości mogły przepuścić najwyżej dwie wymijające się osoby. Wokoło panowała pustka, okna były zatrzaśnięte i pozamykane, a co więcej nigdzie nie pojawiła się żadna żywa dusza ani nawet zwierzę, kot, czy pies, cokolwiek, co mogło poruszyć tą zastygłą atmosferę. Gdyby to, że Victoria od czasu do czasu nie podnosiła głowy, drzwi do knajpy zostawiliby daleko w tyle. Szyld był tak zamazany i litery niewidoczne, że tylko obrazek zielonego hipogryfa utwierdził ich w przekonaniu, że dotarli na miejsce.
- Luna, nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli na moment zamienię twoją ciekawą kurtkę w podobny do mojego płaszcz? – Rodley nie czekając na odpowiedź, machnęła różdżką i po chwili Krukonka wpasowała się strojem do swojej grupy. Wyglądała mroczniej i poważniej w tym przebraniu, ale Victoria zdawała sobie sprawę z tego, że nie mogli rzucać się w oczy w takim miejscu jak to.- Teraz możemy wejść, ale..
  Draco już chciał otworzyć drzwi, gdy palce nauczycielki wskazały i chłopaka, i dziewczynę.
- Będziecie udawać parę. Bez dyskusji. To ułatwi sprawę – mruknęła poważnie.- Macie się mnie słuchać i dołączycie do mnie wtedy, gdy wam na to pozwolę.
- Co znaczy „dołączycie”?
  Ale Malfoy nie uzyskał odpowiedzi, gdyż czarnowłosa kobieta wkroczyła do baru pierwsza. Za nią Luna i na końcu Draco, który zamknął za sobą mosiężne drzwi, tym samym zrywając kontakt z prawdziwym światłem słonecznym. W środku było ciemno jak w piwnicy oraz duszno. Ostry zapach alkoholu rozdrażnił jego nozdrza. Bez rozglądania się naokoło usiedli wszyscy przy wolnym stoliku w kącie, będąc jeszcze chwilowo obiektem zainteresowania tubylców. Lecz po kilku chwilach przy barze i pozostałych stolikach ludzie wrócili do swoich spraw i tematów.
- Wypijcie ze mną coś ciepłego i marsz na górę, jeśli są wolne pokoje – powiedziała Victoria, która dzisiaj przyjęła tak bezdyskusyjny ton, że nikt nie mógł się sprzeciwić jakiemukolwiek rozkazowi. Zamówiła dość szybko trzy aromaty z krwistej lampony, która wydała się jej jedynym rozsądnym wyborem z całego menu. Co prawda, smakowała ohydnie, kiedy kelner przyniósł zamówione trunki po niedługim okresie wyczekiwania, ale w jakiś sposób zdołali przełknąć jej gorzko-słodki smak w ciszy. Oczywiście, Rodley nie siedziała bezczynnie, delektując się naparem. Z każdym łykiem z drewnianego kubka łypała spod przymrużonych czarnych oczu na ludzi zebranych w knajpie, a dokładnie na grupę siedzącą naprzeciwko po drugiej stronie sali. Tamci również obserwowali kobietę, ale z powodu innego zainteresowania. Właśnie oceniali jej dumną, śliczną twarzyczkę, nie domyślając się w ogóle, że kobieta czatowała właśnie na nich i ukryte pod ich pazuchami różdżki. „Podłe animagi ukrywające się z dala od sądu, który powinien skazać ich na wieczną tułaczkę w Azkabanie, by tym samym zniechęcić ich do zabijania niewinnych dzieci”. Victoria doskonale wiedziała, kim oni byli i tylko czekała na okazję, aż z baru wyjdą niepotrzebni świadkowie, a Draco i Luna wypiją swój napój i udadzą się na górę pod pretekstem wypoczynku po długiej podróży. Draco przejął inicjatywę i nie sprzeczając się ze swoją nauczycielką, choć ogromną miał na to ochotę, pociągnął Lunę za sobą i udał się schodami na górę, przy okazji wpychając właścicielowi kilka galeonów do ręki. Choć mugol nie znał waluty czarodziei, w jego oczach magiczne pieniądze wydały się po prostu złotem. W jaśniejszym i niewiele bardziej czystym pokoju Luna rozsiadła się na ciasnym łóżku i rozejrzała dookoła. Chłopak zatrzasnął za sobą drzwi i chwilę nasłuchiwał, czy nie usłyszy czegoś z korytarza.
- Powinienem z nią tam zostać.. – bąknął pod nosem, nadzwyczajnie zły na swoją opiekun.- Pewnie chwilę to potrwa.. Najwyżej wrócę..
- Lepiej nie – wtrąciła Luna, pewna, że Draco prowadzi z nią rozmowę, choć tak naprawdę mówił sam do siebie.- Jeśli chciała, byśmy bezpiecznie przeczekali ten czas, to wolę siedzieć tu posłusznie..
  Malfoy odwrócił się w stronę dziewczyny i zmierzył ją groźnym spojrzeniem. To przechyliło czarę jego gniewu i bez zastanowienia wypalił:
- Posłusznie! – zagrzmiał na początek.- Ja tu przyjechałem walczyć.. Może w przeciwieństwie do ciebie, nie kryję się po kątach..
- Przecież oboje jesteśmy ukryci.. – westchnęła Luna, przeczuwając, że pobyt w tym pokoju może okazać się niebywale ciekawy. Draco zadrżał na dźwięk tych słów, które z prostego punktu widzenia były szczerą prawdą. Nie lubił, gdy ktoś łapał go za słówka, a Lovegood, najwidoczniej, uwielbiała tą zabawę.
- W sumie, jest w tym pewne ziarno prawdy – rzekł już trochę bardziej opanowany, lecz jego głos drżał, kiedy zwracał się do niej.- Z głupim Longbottomem uwielbiasz ukrywać się w zamku z dala od wszystkich.. Na dodatek, prowadząc dość niebezpieczną rozmowę.
- Neville to mój przyjaciel i mogę powiedzieć mu wszystko – bąknęła obrażona i niezadowolona z tego powodu, że Malfoy skupił się na Gryfonie.- Nie twoja sprawa, o czym dyskutujemy..
- Aaaa – zamruczał drwiąco, widząc jej zachmurzoną minę, która dla Ślizgona wydała się nawet zabawna. Z jej twarzy nie emanowała żadna duma czy odraza, ale czyste rozczarowanie, co dodało jej uroku. Draco próbował gwałtownie otrząsnąć się z tych dziwnych przemyśleń.. A jeśli podobał się Lovegood? Może to chciała mu okazać przez ostatni czas.. Te przeprosiny, ta scena na oczach jej przyjaciela?
- Para zakochanych – wymruczał, ale w taki sposób, by jak najsoczyściej nadać swojemu głosowi nutę frustracji.
- To..mój..przyjaciel – powtórzyła, dobitnie akcentując każde słowo.- Nie masz przyjaciół, to nie możesz tego zrozumieć.
  Przesadziła, choć i ta wiadomość okazała się niezwykłą prawdą, jaką Lovegood w nim odkryła.
- Gdybym miał wybór, czy chcę wybrać życie bez przyjaciela, czy przyjaźń z Potterem, długo bym się nie zastanawiał.
- Oczywiście, że wybrałbyś Harry’ego – odezwała się już żywiej, a wyraz niezadowolenia zniknął z jej twarzy jakby imię Bliznowatego działało na nią jak eliksir szczęścia.- Na pewno, gdybyś stanął przed takim wyborem..
- Oczywiście, że nie! – wyjęczał przestraszony.- To dupek i wszyscy mówią o jego sławie, jakby był gwiazdą sportową albo znanym artystą.. Ja mam oczy otwarte i nie pozwalam na to, by te myśli przytłoczyły mój rozum.
- Bo nie rozumiesz istoty przyjaźni – dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do okna, by wyjrzeć na puste i brudne ulice, tym samym ignorując drwiący chichot, który wyrwał się z ust chłopaka – Masz rację, że wielu go adoruje, traktuje nadzwyczajnie, ale jest on po prostu Harrym i tylko jego najbliżsi przyjaciele wiedzą, że tego nie cierpi, on po prostu marzy, by być normalny.. To nie jego wina, że stało się to, co zrobił Voldemort..
  Draco zasyczał jak z bólu, więc Luna odwróciła się naprędce, by zobaczyć, czy wszystko w porządku. Chłopak stał zgięty w pół przy ramie łóżka, którą trzymał kurczowo obiema dłońmi. Był wściekły, choć Luna nie mogła dokładnie ujrzeć jego twarzy.
- Jeśli tak chciał Czarny Pan, to Potter powinien się cieszyć, że został oszczędzony..
- Wierzysz w to, co mówisz?! – podeszła do niego szybko, głośno wykrzykując przy nim te słowa.- Voldemort chciał zabić Harry’ego..
- Zamknij się – Ślizgon w okamgnieniu wyprostował się, by chwycić dziewczynę za gardło i tym samym uciszyć ją siłą. Ale jej oczy wyrażały tak czystą szczerość i nieznaną mu dobroć, że powstrzymał swoją rękę w połowie drogi. – Nie wymawiaj.. tego.. imienia..
- Przepraszam – bąknęła zbyt szybko, ale chciała naprawić sytuację jak najprędzej.
- Co ty możesz wiedzieć o Czarnym Panu.. Nawet nie wyobrażasz sobie, co można czuć przy takiej osobistości.. Strach, gniew, smutek, rozgoryczenie, winę, ból.. wszystko. Nie wiesz, jak się odezwać, by nie podniósł nagle na ciebie różdżki i nie wymierzył kary.. – Draco obrócił się w stronę Luny, która stała teraz w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą chłopak. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, zaskoczona, milcząca, zamyślona – Ostatnio mówiłem ci jak to jest martwić się o swoich bliskich.. W takim momencie mogłabyś przestać nawet oddychać ze strachu jaki cię ogarnia.
- Przestań – jęknęła smutno i zatkała sobie uszy, jak małe dziecko, które słucha rozwścieczonego rodzica.- Czy człowiek ma jakiś wybór w życiu? Czy ty go miałeś?
  Draco myślał chwilę nad tym, choć znał odpowiedź. Być może nie chciał tego głośno mówić, gdyż tłumiona w jego wnętrzu prawda nie wydawała się już tak wyraźna i oczywista.
- Dobre pytanie..
- Być może profesor..
- Co „profesor”? – przerwał jej wściekły.- Co ona może zrobić? Nie było jej, kiedy zmuszono mnie, bym przyjął mroczny znak.. Nie było jej na wieży, kiedy Bellatrix namawiała mnie, bym w końcu zabił byłego dyrektora.. Nie było jej, kiedy ścigano moją całą rodzinę, by wtrącić ich do Azkabanu. Spójrz, zobacz.. Malfoy nadszarpnął rękaw płaszcza, pod którym miał jeszcze koszulę, ale rozpiął ją przy nadgarstku i zawijając ją do góry, pokazał czarną czaszkę z wijącym się wokół niej wężem. - Arcydzieło, nieprawdaż? Na całe życie.. Ono odebrało mi jakikolwiek wybór!
  Luna jeszcze nigdy dotąd nie czuła się tak przygnębiona życiem kogoś, kogo wcześniej niewiele znała.
- Wstydzę się tego, ale muszę to przyjąć.
- Jesteś odważny..
  Malfoy ucichł gwałtownie, kiedy usłyszał te ciche, smutne słowa, które wypłynęły z ust dziewczyny szczerze i bez wymuszenia. Pierwszy raz usłyszał o sobie coś takiego i po raz pierwszy nie wiedział, jak ma na to odpowiedzieć. Lovegood zakochała się w nim, czy co?
- Wszystko z tobą w porządku?
- Ze mną jest tak samo w porządku jak z tobą..
  Wtedy dziewczyna usiadła do niego tyłem i w takiej pozycji pozostała przez następne dziesięć minut. Victoria nie pojawiła się do tej pory, ale Draco pomyślał o niej dopiero teraz, gdyż rozmowa z Lovegood pochłonęła go bez reszty. Nie rozumiał sensu jej ostatniej wypowiedzi, choć wydała mu się równie niedorzeczna jak cała dziewczyna. Z nią w porządku? Chyba śnił.
- Myślałem, że nienawidzisz ludzi mojego pokroju – wycedził, kiedy opanował się na tyle, by wrócić do rozmowy, która była w tej chwili jedynym zżerającym czas zajęciem. Wydała się troszkę zaskoczona tymi słowami i już chciała spytać się, skąd zbiera takie informacje, gdy Malfoy ciągnął dalej: - Twój kochaś.. rozmawiał ze mną o tym..
- Hmm? – wstała z łóżka, zmęczona siedzeniem w jednej pozycji – Neville? Kiedy z tobą rozmawiał..
- Wziął moje słowa na poważnie, kiedy ostatni raz widzieliśmy się w zamku.. Z resztą, nie tylko on.. – zbadał jej twarz uważnie, ale nie dostrzegł żadnych zmian – Dostał za swoje i na długo nie będzie zawracał mi głowy..
- Co mu zrobiłeś?! – Luna zmieniała się w groźnego drapieżnika, kiedy poruszano temat jej przyjaciół, co więcej wtedy, gdy drwiło się z nich na jej oczach.
- Poturbowałem go trochę, ale nic poważnego nie zrobiłem.. Zaatakował mnie, idiota.. Mógł tego nie robić, ale zapamięta na przyszłość.. – Draco zaśmiał się na moment, choć czuł jeszcze w sobie gorzki posmak ostatniego wyznania. Najchętniej, wyszedłby z tego pokoju i zostawił dziewuchę za sobą. Ale obiecał Rodley, że krzywdy jej nie zrobi, a co więcej, będzie jej chronił, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Nie spodziewał się, że dziewczyna rzuci się na niego, nie był na to przygotowany. Chciała dobrać się do jego różdżki, a nawet go ugryźć, więc Draco musiał ujarzmić jej emocje jak najszybciej. Kiedy zaczęła tupać jak oszalała, uwięziona w jego ciasnych ramionach, Draco przestraszył się, że ktoś niepowołany mógł ich z dołu usłyszeć. Ciężka nie była, więc podniósł dziewczynę i rzucił na łóżko, na którym, trochę już słabiej, ale nadal, szarpała go i atakowała.
- Obiecałeś! Obiecałeś!
- Nic nie obiecywałem, kretynko! Zamknij się!! – bał się o swoje palce, więc nie przystawiał jej dłoni do twarzy na wypadek, gdyby go ugryzła. Nie mógł uwierzyć, że z takiej spokojnej dziewczyny w jednym momencie zamieniła się w rozwścieczonego gryzonia.- Powiedziałem, że wezmę pod uwagę to, co mi proponowałaś, ale nic nie obiecywałem! – po chwili jednak dodał - Dobra, dobra!
  Luna przestała się szamotać na łóżku i wbiła swoje błękitne oczy w jego bladą twarz.
- Nie tknę go już, ale tylko wtedy, gdy nie wejdzie mi w drogę..
  Nagle do ich drzwi zapukano, co uciszyło i chłopaka, i dziewczynę. Draco zbadał wzrokiem okno, które było jedynym punktem ucieczki z pokoju, ale odpadało ze względu na jego wysokość nad ziemią oraz brak mioteł, którymi mogli stąd odlecieć.
- Szafa – wyszeptała mu Luna koło ucha, mocno uczepiona jego płaszcza.
  Wrzucił ją do garderoby wbudowanej w ścianę i ustawił się obok niej z przygotowaną różdżką. W środku było zbyt ciasno, by mogli stać swobodnie w określonej od siebie odległości, więc Draco objął ramieniem Lunę, jakby bronił jej ucieczki, a dłonią zakrywał jej usta. Pachniała wanilią, co jeszcze bardziej rozdrażniło jego nozdrza, ale zmusił się do trzeźwego myślenia siłą i obserwował spod malutkich szpar drewnianych drzwi ruchy człowieka, który właśnie wkroczył do ich pokoju. „Ona nienawidzi ludzi twojego pokroju..” ..”Jesteś odważny”..
- Tu was mam! – krzyknęła Victoria, która otworzyła szafę za pomocą zaklęcia. Draco zamarł z wypowiadanym zaklęciem, którego ostatecznie nie rzucił.- Niezłe gniazdko sobie znaleźliście..
- Co tak długo? – zasyczał chłopak na powitanie, prędko wychodząc z garderoby, w której pozostała Luna.
- Musimy zejść do piwnicy – profesor zignorowała pytanie chłopaka, skupiając się całkowicie na zadaniu - Luna, wszystko w porządku?
- T-tak – odpowiedziała jej dziewczyna, czując jeszcze na swojej głowie ciepły oddech chłopaka. Myślała, że tym samym udusi się w tym ciasnym zakątku.
- Teraz się zacznie – powiedział Malfoy i wyszedł na korytarz, by samemu sprawdzić, co działo się w barze jeszcze kilka minut wcześniej.
- Dobrze się czujesz? – profesor troskliwie oparła rękę na ramieniu Luny, zanim wypuściła ją za chłopakiem.- Możesz tu poczekać bez żadnych obaw o własne bezpieczeństwo..
- Victoria – wrócił szybko Draco i spojrzał na swoje towarzyszki.- Idziesz? Nauczycielka wyszła, by zobaczyć jeszcze raz, czy droga do piwnicy jest pusta. Malfoy w tym czasie odwrócił się w stronę czkającej i bladej dziewczyny.
- Ty tu zostaniesz – powiedział dosadnie i władczo.- Będziesz tylko przeszkadzać.
  Zanim Luna zdążyła zareagować, Ślizgon zatrzasnął przed nią drzwi i dodatkowo je zaczarował, by w żaden sposób nikt tu nie wszedł, ani stąd nie wyszedł.
- Draco! – krzyknęła, ale nie usłyszała nikogo za drzwiami. Profesor nie wróciła po nią, zajęta pewnie kolejnymi problemami. „Co za kretyn!” Kopanie w drzwi również nic nie dało, więc Luna musiała usiąść na łóżku i pomyśleć nad innymi ewentualnymi możliwościami. Tak samo jak Draconowi przez jej myśli przeszła opcja dotycząca okna, lecz odrzuciła ją natychmiast, pamiętając o wysokości nad ziemią. Drzwi odrzucały każde zaklęcie, którymi chciała wyrwać je z zawiasów, odbijały czary jak ściana gumowe piłeczki. Przechodząc kilka razy wzdłuż pokoju, usłyszała ciche tykanie zegara, który wskazywał za dwie dwunasta. Wskazówka kierowała się ku najwyższej pozycji i po chwili w pokoju zadźwięczało od głośnego dzwonienia.
- Ściana.. – Luna spoglądała na zegar, który wisiał na obdartej z farby ścianie i jedyny pomysł przyszedł jej do głowy.- Bombarda Maxima.. Esfera!
  W chwili gdy zaklęcie trafiło w mur, ogromny huk wdarł się do jej uszu, ale wszystkie odłamki, cegły i niebezpieczne drobiazgi ze ściany odbiły się od magicznej tarczy, którą Luna wyczarowała w ostatnim momencie. Zakaszlała kilka razy, by wypluć z gardła kurz, który otoczył ją z wszystkich stron. Łóżko było zawalone kamieniami i połamane, ale za to Luna zdołała znaleźć wyjście z własnego niesłusznego więzienia. Choć nie znała drogi do piwnicy, wiedziała, że musi przede wszystkim zejść ze schodów i trafić na najniższą kondygnację. Gdy wróciła do baru, ujrzała kilkanaście ciał mężczyzn leżących bez ruchu na podłodze, na stołach, a nawet na ladzie, gdzie wcześniej barman wydawał napoje. W półmroku, który panował w knajpie widok ten wydawał się upiorny.
- Stare fermo!! – usłyszała głos swojej profesor, który docierał zza półprzymkniętych drzwi znajdujących się za jedną z kotar. Luna pobiegła w tamtą stronę. Gdy wpadła do obszernej, audiencyjnej sali, która wystrojem przypominała raczej świątynię, fioletowy płomień ognia trafił w ścianę tuż obok Krukonki. Przykucnęła szybko z obawy przed kolejnymi atakami. Ale następnych już nie było, gdyż właśnie profesor i Draco dobrali się do ostatniego długowłosego mężczyzny, który stał uwiązany przy jednej z kolumn. Prowadzili z nim ożywioną rozmowę, gdy po chwili Malfoy uderzył czarodzieja pięścią w twarz i wtedy wszyscy ucichli.
- Gdzieś ty była? – zapytała profesor, gdy zobaczyła Lunę pokrytą grubą warstwą kurzu. Draco również zmierzył dziewczynę wzrokiem, ale nic nie powiedział.- Choć nawet dobrze.. Było ciężej niż poprzednio..
  Kobieta nie wyglądała na osobę, która właśnie dobiła kilkunastu czarodziei. Jej włosy układały się tak jak wcześniej, szata wyglądała na czystą, a i twarz nie nosiła żadnych znamion minionej walki. Luna nie miała czasu wcześniej tego zauważyć i dopiero teraz przyglądała się swojej nauczycielce.
- Jest pani wampirem?! – wypaliła bez uprzedzenia w jej stronę, gdy nauczycielka ruszyła do tajemniczej skrzyni, by otworzyć ją skutecznymi zaklęciami. Przerwała swoje starania, by zrozumieć, co właśnie usłyszała. Malfoy wyglądał tak jakby zaraz miał wybuchnąć gromkim, porywczym śmiechem.
- Nie, Luna – wypowiedziała jej imię dość łagodnie.- Mogę się do ciebie tak zwracać, prawda? Nie jestem wampirem, tylko zwykłą czarownicą, która pilnie uczyła się zaklęć.
- Jak się stamtąd wydostałaś, głupia? – podszedł do niej Draco, dostrzegając szare drobinki pyłu w jej jasnych włosach.- Tam byłaś bezpieczna..
  Malfoy ostatecznie odegrał się za swoją poprzednią nieudaną próbę, kiedy to Luna bez żadnych problemów zdobyła potrzebne informacje. Nie musiała tego wiedzieć, wystarczył mu satysfakcjonujący rezultat jego zemsty stojący przed nim.
- Nie przyjechałam razem z wami, by siedzieć bezczynnie – odpowiedziała, udając obrażoną. Miała ogromną ochotę nadepnąć go na stopę lub chociażby odwrócić się na pięcie i odejść, ale stała niewzruszona i wpatrzona w jego oczy.- Jestem tak samo odważna jak ty..
  Znowu.. Chłopak nie mógł tego słuchać, choć były to dobre słowa. Nie był przyzwyczajony do takich pochwał. Co więcej, brzydził się nimi, kiedy wypowiadała je Lovegood.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo.. – przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Longbottomem.- Jeśli ci się podobam, powiedz mi to..
  Krukonka zmrużyła oczy, a potem wybuchła jeszcze większym śmiechem niż jej profesor i złapała się z brzuch, który rozbolał ją z powodu gwałtownego wstrząsu.
- Sto razy bardziej wolę tego „głupiego” Longbottoma niż ciebie.. Choć być może próbujesz się zmienić, a ja uczę się tobie ufać, mimo, że nie mam powodów, to jednak w życiu nie przyznałabym się do tego.. O, profesor nas wzywa.
- Tyle razy ci pomogłem, wiele razy chciałaś mi dziękować, więc mam powód tak uważać!
  Draco pragnął zapaść się pod ziemię, ale z drugiej strony przynajmniej upewnił się w tym, co ostatnio zaprzątało mu umysł. Chłopak się już nie odezwał, gdyż musieli pomóc Victorii, która chowała w swojej małej torebce ogromną kulę światła. Emanowała z niej niebiańska energia, ujarzmiona w zwykłym szklanym globie. Nie mieli czasu by ją podziwiać. Wydostali się szybko z piwnicy, zostawiając za sobą wielu nieprzytomnych lub pozbawionych pamięci mężczyzn. Na zewnątrz padało, przez co z trudem dostrzegali innych ludzi oraz pobliskie budynki zatopione we mgle. Wrócili prędko na miejsce, skąd przybyli i bez słowa dotykając rękawa profesor, stanęli na błoniach Hogwartu, z dala od zamku.
- Muszę już wracać.. Śmierciożercy mogą mnie szukać, ciebie też, Draconie – zwróciła się do zamyślonego chłopaka, który zerkał na Lunę. Krukonka macała swój płaszcz, jakby czegoś szukała, choć tego nie było.- Ach, twoja kurtka..
  Jednym machnięciem różdżki profesor przywróciła zgniłozieloną kurtkę, w której Luna pojawiła się rano. Wyglądała na ucieszoną i podziękowała nauczycielce. Ta jednak szybko ruszyła w stronę bramy.
- Następnym razem nawet nie waż się mnie o nic prosić! – warknął Draco, gdy zostali sami.
- Ale obietnicy dotrzymasz! – skierowała na niego palec jak mała dziewczynka, która obrażona chce wydrzeć z dorosłego wyznanie.
- Nie tknę Longbottoma ani Weasley.. – powiedział wymuszenie, ale tym razem postanowił dotrzymać słowa, choć tylko po to, by Lovegood dała mu święty spokój i co więcej, nie próbowała następnym razem atakować go jak zwierzę.- Dzika i głupia.
- Zrozumiesz to, gdy znajdziesz przyjaciół.. – powiedziała na pożegnanie i ruszyła samotnie w stronę lasu, gdzie Draco nie miał ochoty wcale iść. Choć paliła go żądza dopieczenia idiotce jakimiś dosadnymi słowami, zrezygnował z tego szybko, przypominając sobie ich niedawną rozmowę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz