poniedziałek, 26 listopada 2018

~25~

- Zazdroszczę ptakom – wyznała Luna, wpatrując się w błękitny widnokrąg roztaczający się przed jej oczami.- Wystarczy, że rozłożą skrzydła i lecą..
- Ale muszą walczyć, by dotrzeć do celu – odpowiedziała jej mama, leżąc na rozwiniętym na trawie kocyku.- Ty jesteś moim pisklęciem.. I zrobię cokolwiek, byś mogła przygotować się do lotu bez żadnych obaw.
- Ja chyba już szybuję, mamo.. Ale nie wiem dokąd..
 **
 Wstała nadzwyczaj wcześnie w ponury sobotni poranek. Najpierw rozejrzała się po sypialni jakby przez chwilę wydawała się jej obca, ale to tylko zakryte zasłonami łóżka, na których spały dziewczyny wyglądały osobliwie. Rzadko ktokolwiek to robił, ale od pewnego czasu koleżanki chroniły swojej prywatności, odrywając się w ten sposób od toczącego się życia na zewnątrz. Dziwny był to pomysł, ale Luna szanowała ich decyzję.
  Gdy już miała głęboko ziewnąć, za drzwiami rozległ się nieprzyjemny odgłos dzwonka, który służył tylko po to, by budzić bezczelnie ludzi, gdy mieli okazję jeszcze odpocząć.
- Wstawać! Poranne zebranie! Apel!! Wstawać, glizdy!
- Co jest? – to Annette rozwarła swoją zasłonę, przykryta do połowy twarzy ciepłą kołdrą.
- Nie.. – jęknęła Vanda, a nagły szelest świadczył o tym, że właśnie przewróciła się na drugi bok. Luna nie zwlekała ze swoją decyzją. By jak najszybciej przestać myśleć o mamie, przygotowała się do wyjścia, w międzyczasie budząc dziewczyny. Nie podobało jej się, że widziała matkę w swoich snach zbyt często, lecz nie mogła na to poradzić żadnym sposobem. Jedynie wizyta u profesor.. Właśnie.
- Luna? Co tam się dzieje?
  Z powodu rozmyślań, jakie zaprzątały obecnie umysł Krukonki, nie zauważyła, że dzwonek wcale nie ucichł, lecz dołączyły do niego histeryczne nawoływania.
- Coś ważnego – skomentowała tak, na ile się dało. Ich drzwi gwałtownie rozwarły się pod wpływem zaklęcia, ukazując w progu stojącego Śmierciożercę. Jednym machnięciem różdżki zerwał kołdry z łóżek i zrzucił leżące jeszcze na nich dziewczyny. Żadna jednak nie odważyła się pisnąć, trzeba było wykonać polecenie.
- Jeszcze śpicie, gamonie? Ale już! Wstawać! I do Wielkiej Sali marszem!
  Na szczęście nie przyszło mu do głowy, by torturować dziewczyny, które i tak szybko zabrały się do porannej toalety. Gotowa do wyjścia Luna myślała tylko o słowach swojej mamy, w nozdrzach czując jeszcze zapach świeżo skoszonej trawy, która wystawiona na ciepłe promienie słońca, uśmiechała się radośnie spod szaro-białych loków.
 **
  Krocząc równym krokiem wraz z pozostałymi Krukonami, Luna nie widziała przed sobą drogi jaką zmierzali do Wielkiej Sali. Mogła również wpatrywać się w sufit, lecz i to było niebezpieczne, gdyż jeden zły krok, a potknięcie mogło kosztować ją upadkiem wielu innych uczniów. Widząc przed sobą jedynie tył głowy jakiejś młodszej i niestety wysokiej Krukonki, skupiła swoją uwagę na jej smukłych ramionach i nierównym chodzie.
- Co się tak guzdrzesz?! – jeden z „tamtych” dobiegł do młodego chłopca, który zajął się rozmową ze swoim towarzyszem, wierząc naiwnie w to, że nie zostanie zauważony. Jednak każdy szept, dziwne poruszenie, czy nawet podejrzane spojrzenie mogło doprowadzić do nieprzyjemnego zaklęcia Crucio, które z dziwnych powodów stało się wśród uczniów już nie tak zaskakującą karą. To było wręcz przerażające.
  Chłopca przestawiono rychło do innego szeregu, by nie przerwać marszu i nie stracić kontroli nad pozostałymi. Obyło się bez niebezpiecznych zaklęć, które i tak okazały się zbędne, gdyż żaden z Krukonów nie odważył się wykonać żadnych podejrzanych ruchów. W Wielkiej Sali poprzestawiano stoły pod ścianę, by w ten sposób zaoszczędzić więcej miejsca dla uczniów. Snape aktualnie stał na podwyższeniu, czekając aż zbiorą się wszyscy, by wygłosić swoje konkretne, bezczelne kazanie. Choć doskonale wiedział, że o takiej porze mało kto będzie go słuchał, tym razem przygotował inne informacje.
- Nie będę parał się zbędnymi powitaniami na naszym kolejnym apelu – zaczął zimno, patrząc takim samym lodowatym wzrokiem na kilka twarzy spuszczonych ze wstydu.. lub ze strachu.- Zaniepokoiło mnie ostatnio kilka rzeczy..
  Ślizgoni bacznie obserwowali dyrektora, stojąc, ewentualnie siedząc na stołach i nie brali czynnego udziału w tej kontroli. Widział po ich twarzach, jak szydzili w duchu z rówieśników, którzy czekali na kolejne słowa przemówienia.
- Nie dziwię się, muszę wam przyznać, że upadliście do takiego stopnia, by przejąć władzę nad zamkiem, lecz.. – tu uniósł brwi wysoko, spoglądając przeważnie na Gryfonów, czekając na ich reakcje, ale nie zauważył nawet cienia zmiany – Nie uważacie, że to nierozsądne?
  Chwycił za swoją szatę, by zejść z podwyższenia i podejść do niektórych starszych uczniów. Patrzył na nich ukradkiem, spoglądał tylko spod przymrużonych oczu, by dać dzięki temu satysfakcję Śmierciożercom, a z drugiej strony, ostrzec uczniów przed nierozważnymi wybrykami.
- Nie myślcie, moi drodzy, że wolno wam urządzać jakiekolwiek podejrzane akcje, spotkania, rozmowy.. Nie będę za to odpowiedzialny, ale ostrzegam, że Czarni Słudzy stoją na straży..
  Luna nie spuszczała głowy przez całe przemówienie, była nawet gotowa przyjąć ciężki wzrok dyrektora, choć ten „zaszczyt” jej nie spotkał. Była wręcz zaskoczona, że apel okazał się taki krótki, gdyż Snape wrócił na swoje miejsce, a do uczniów podeszła Alecto.
- Zwiększymy ilość przesłuchać!! Ani ważcie się zrobić cokolwiek! – krzyknęła nieskładnie, próbując przeistoczyć swoje ostrzeżenie w coś istotnego, lecz nie potrafiła połączyć zwykłych zdań.- Albo spotka was gorsza kara.
  Gdy wyciągnęła różdżkę, kilka Ślizgonów zagwizdało jakby był to pokaz zadziwiających zaklęć. W tej chwili Snape rozporządził przerwę i kazał rozejść się tym, którzy mu zawadzali. W Wielkiej Sali pozostał Slytherin oraz Śmierciożercy, a reszta z ulgą ruszyła ku wyjściu.
- Panno Lovegood – z boku wyłoniła się profesor Rodley, która złapała Lunę za przegub i pociągnęła do siebie. Zrobiła to zwinnie, że nikt nie zauważył, że z szeregu zniknęła jedna osoba.
- Och, profesor! – Luna poczuła entuzjazm na widok znajomej twarzy, która dla innych mogłaby okazać się nieprzyjaznym widokiem (z powodu stanowczego wzroku kobiety), ale dla Luny, która znała profesor trochę więcej niż pozostali, jej obecność była przyjemną niespodzianką.
- Witaj, Luna – wyszeptała na powitanie i rozejrzała się po korytarzu, lecz wszyscy obecni na apelu zniknęli w dość zwinnym tempie.- Chciałam zapytać się.. bo wiesz.. nie było okazji, wybacz.. Ale jak po wyprawie? Czy wszystko w porządku?
- Jak najbardziej – odrzekła jej dziewczyna, zadowolona ze spotkania, lecz na kilka sekund zauważyła ten ponury błysk w oczach nauczycielki.- Byłam bardzo zmęczona, ale szybko się pozbierałam..
- To dobrze.. – skomentowała profesor i uśmiechnęła się słabo.- Zaniosłam magiczną kulę światłości w bezpieczne miejsce..
- Kula światłości? – zadziwiła się dziewczyna. Właśnie przypomniała sobie, jak Rodley trzymała ją w swoich dłoniach wtedy w podziemnej komnacie.
- Wytwarza ciekawe źródło energii, ale najpierw trzeba je zbadać, czy czasem nie okaże się szkodliwe dla otoczenia, więc wysłałam kulę w odpowiednie miejsce.. O to się nie martw.
- Kiedy znów pojedziemy?
  Kobieta powstrzymała filuterny uśmiech całą siłą woli i spojrzała na dziewczynę z odrobiną współczucia.
- Pamiętaj, że tamta wyprawa była twoim szlabanem..
- Więc jaki problem, by sprawić sobie kolejną karę?
- Nie próbuj, panno Lovegood – tym razem ton profesor przybrał poważny i zimny wydźwięk.- Wiedz, że nie zawsze będę obok.. Następnym razem może to być Carrow. Niewykluczone, że nowe zaklęcie przydałoby ci się na wypadek takiego spotkania.. Może.. Soffrire? Niezwykle dobre na atak..
  Luna wyczuła jeszcze czyjąś obecność i kiedy spojrzała w bok, ujrzała Dracona, który czekał najprawdopodobniej na swoją nauczycielkę. Wydawał się raczej cierpliwy i opanowany i nie zwracał szczególnej uwagi na rozmowę pomiędzy nimi dwoma.
- Przyjdź do mnie niedługo, Luna – powiedziała profesor i już miała pogładzić ją po policzku, gdy wtedy po raz pierwszy Draco dał znać o sobie poprzez chrząknięcie.
- Do widzenia – mruknęła Krukonka i nie patrząc na chłopaka uciekła głównym wyjściem z zamku.
- To podejrzane, jak rozmawiasz z Pomyluną w takim miejscu.. I to jeszcze tak poufale..- zaczął Draco, kiedy podszedł do Victorii.- Rozumiem, ze mną, ale..
- Nie nazywaj jej tak – skarciła go niespodziewanie, co wybiło chłopaka z rytmu, a całe jego wrogie nastawienie ustąpiło zaskoczeniu.
- Cenisz ją? J-jak to możliwe?
- Nieważne, Draco.. – odparła chłodno.- Co chciałeś mi powiedzieć?
  Ślizgon zbadał ponury wyraz twarzy swojej nauczycielki i wiedział, że nie ma czasu owijać w bawełnę, więc przeszedł od razu do sprawy.
- Twoja cenna uczennica – musiał jednak pozwolić sobie na odrobinę sarkazmu – jest zamieszana w niezłe bagno związane z Potterem.. Longbottom pomógł mu uciec z zamku, ostatnio podsłuchałem ich rozmowę i zastanawiałem się, czy iść z tym do Snape’a.. Wolałem powiadomić najpierw ciebie.. Weasley rozmawiała z nimi o późnej porze przy wejściu do dormitorium Ravenclaw i była zdumiona faktem, dlaczego Veritaserum, które zostało im podane w gabinecie wuja po prostu nie zadziałało?
  Rodley milczała, najwidoczniej rozmyślając nad tą sprawą, co do tego Malfoy żywił w duchu nadzieję. W nieoczekiwanym momencie położyła mu na ramieniu swoją dłoń, jakby tym gestem pragnęła go przed czymś uspokoić.
- To moja sprawka, Draco.
- Co?
  Ślizgon cofnął się o parę kroków, by ręka Victorii opadła bezwładnie z jego ramienia.
- Domyślałam się, że jako najbliżsi przyjaciele panicza Pottera, z pewnością któryś z nich będzie znał część prawdy, dlatego podałam im fałszywy eliksir, by w ten sposób ochronić.. Lunę..
- Ale dlaczego? Co jest w niej takiego, że za nią przepadasz?
- Nie bądź zazdrosny..
- Nie! Victoria, to niedorzeczne! – odparł niskim, głębokim głosem. Na jego twarzy odmalowała się czysta odraza, której Victoria tak mocno nienawidziła.- Dlaczego jej pomogłaś?
- Jestem jej coś winna..
- Co cię z nią łączy?! – warknął, zbliżając się do kobiety, skrycie obserwującej zachowanie rozjuszonego chłopaka.- Z tą śmieszną dziewczyną?
- Nie mogę ci powiedzieć – odpowiedziała cicho.- Także Luna z pewnością nie piśnie słowa, gdyż nawet nie jest niczego świadoma..
- Wiesz co… - zwrócił się do niej ponownie.- Mimo, że pomogłaś jej, to zaszkodziłaś całej szkole.. Teraz przesłuchiwać będą o wiele częściej niż dotychczas.. Powodzenia.
  Wybiegł ze szkoły, czując, jak pot spływa mu po plecach. Potrzebował natychmiastowej ochłody. Wystarczyło kilka głębokich wdechów, by jego serce skutecznie zwolniło i dzięki temu pozwoliło normalnie myśleć. Złość została zmyta wraz z tlenem, który gwałtownie wdarł się do jego płuc w pierwszej chwili kontaktu z zimnym powietrzem. Niestety, na miejscu gniewu pojawił się gorzki posmak przegranej bitwy. Po raz kolejny nie mógł dowiedzieć się prawdy, choć był tak blisko odkrycia sekretu, który krążył wokół niego niewidoczny, zamazany, nie do osiągnięcia. Gdzie ona była? Widział, jak wychodziła z zamku i jedynym miejscem, do którego mogła się udać był.. Zakazany Las. Z pewnością to nie rozsądek kierował jego kroki w stronę głównego zejścia z błoni. Nie zważał na nikogo, szukając jedynie białej czupryny.
  Blade słońce ukrywało się za porannymi, szarymi chmurami nad głową Ślizgona i niechże spróbuje oświetlić mu twarz, to specjalnie zatrzęsie niebem i ziemią, by rozpętać burzę. „Także Luna z pewnością nie piśnie słowa, gdyż nawet nie jest niczego świadoma..”. Chciał to sprawdzić i dowiedzieć się sam.
- Ej, Draco!
  Malfoy myślał, że zaraz odfuknie z furią temu, kto przeszkodził mu w osiągnięciu celu, ale był to jedynie głupi Śmierciożerca, który wraz ze swoimi kompanami zetknęli się z Draconem na ścieżce.
- Co jest? – zapytał ich chłodno, nie mając wcale ochoty na rozmowę, ale nie mógł wzbudzać w ich oczach żadnych podejrzeń z powodu swojego zachowania.
- Ty również idziesz na zwiady do Zakazanego Lasu? – zagadał go blondyn, którego niedawno poznał, ale nie potrafił zapamiętać jego imienia.
- W sumie, chciałem coś sprawdzić.. Kto wydał rozkaz, by przeszukiwać las?
- Snape, oczywiście – odpowiedział mu ten sam mężczyzna, z którym Draco ruszył na przedzie grupy.- Ciekawe zadanie, nie powiem..
- Jeszcze zrzędzisz? – warknął w jego stronę Malfoy, który jak najprędzej chciał wyrwać się z ich niechcianego towarzystwa. Jedyny fakt, który go ratował był respekt jaki czuli wobec niego. Choć jego ojciec już dawno nisko upadł, dawne mienie rodziny Malfoy działało na Śmierciożerców skutecznie, a jeszcze bardziej odblask złotych galeonów, które wsypywano do ich własnych kieszeń. W ten sposób Draco mógł pozwolić sobie na zwracanie się do nich w ten sposób.- Jeśli kogoś przyłapiecie, to co zamierzacie zrobić?
- Zabrać ich do Snape’a, ale z pewnością najpierw pokazać, co robi się ze zdrajcami – zarechotał Śmierciożerca i obrócił się w stronę swoich towarzyszy, by znaleźć ich uznanie.- Z chłopakami nie mamy problemów, ale dziewczyny…
- Jak będzie jakaś śliczna, to ja się nią zajmę – za plecami Darcona odezwał się drugi typ, blady jak płótno z ogromną ilością szram na swojej twarzy, które wcale nie dodawały mu uroku.
  Luna.. Ślizgon nie wiedział, dlaczego jej imię przeszło mu przez myśl, w chwili, gdy spojrzał na mężczyznę, lecz nagle uświadomił sobie, że należało szybko działać. Choć czuł niepohamowany gniew wobec dziewczyny, to jednak nie zasłużyła na krzywdę, jaka mogłaby ją spotkać z rąk tych obleśnych i bezwstydnych typów. Jedyna rzecz jaka go w tej chwili ratowała była wskazówka, że Krukonka mogła udać się do legowiska, gdzie podobno często przesiadywała.
- Ja skieruję się w stronę jeziora, panowie – zaproponował nienaturalnie szybko, ale Śmierciożercom spodobała się ta zwinna organizacja.
- Potrzebujesz towarzystwa? – zapytał blondyn.
- Nie.. Poradzę sobie. W sumie, udajcie się dwójkami i rozdzielcie. Tak będzie szybciej, a ja poszukam sam. Żegnam.
  Nie dając dojść im do słowa, opuścił ich dość szybko, ale zachował wpierw odpowiednie tempo. Gdyby ruszył biegiem na początku trasy, uznaliby jego działanie za kompletnie podejrzane, więc przespacerował pierwszy kawałek. Gdy zniknął im z oczu, zaczął biec, kierując się tam, gdzie powinno znajdować się jezioro, a niedaleko również legowisko.
- Lovegood? – zadał to pytanie żarliwie, obawiając się, że jednak się pomylił.- Niech cię licho, dziewczyno.. Pożałujesz tego, że musiałem za tobą biec..
  Klnąc pod nosem, nie zauważył, jak kilka zaciekawionych testrali podeszło w jego kierunku, by zbadać nowego gościa w swoim zamkniętym otoczeniu.
- Auć!
  Poznał ten głos od razu, ale nie mógł znaleźć jego źródła.
- Lovegood?
- Ach, Draco – dziewczyna wyszła za obszernego drzewa, ukazując się chłopakowi w całkiem nowym i niespodziewanym wyglądzie.
- Głupia! Nawet nie wiesz, kiedy masz wyjść! Wracaj w tej chwili do zamku!
  Luna miała pełno liści we włosach, ziemię na swoim ubraniu, szramy z ostrych gałęzi na jaskrawym policzku, co czyniło ją podobną do leśnej.. nie.. błotnej nimfy. Nieważne było to wszystko, na co Malfoy z pewnością zwróciłby większą uwagę, lecz liczył się w tej chwili pośpiech. Czuł wzmożony gniew na widok jej rozmarzonych, beztroskich oczu, których charakter był kompletnie odwrotny do jego uczuć i myśli.
- Nie musisz nazywać mnie na powitanie głupią – mruknęła i schyliła się, by zebrać coś z ziemi.- Myślałam, że prefekci mają lepsze rzeczy do roboty..
- Czy ty w ogóle wiesz, ilu Śmierciożerców ruszyło na zwiady do lasu? Gdybym nie spotkał ich po drodze..
- Chcesz mnie uratować? – zapytała rozbawiona, gwałtownie prostując się i wlepiając w niego te wielgachne, jasne oczy. Draco westchnął, czując, że nie będzie to proste zadanie, ale z drugiej strony spodziewał się, że Luna nie potrafiła zareagować z paniką czy z lękiem. Jej beztroska była ostrą szpilką, która wbijała się w jego ego.
- Nie, Lovegood. Przyszedłem cię ostrzec.. Spieprzaj stąd, zanim..
- Draco?!!! To ty?!!
  Ślizgon poznał swoich byłych kompanów i w tej właśnie chwili zimny pot oblał jego ciało. Czuł się, jakby to on uciekał przed chorym psychicznie mordercą, a nie Pomyluna, która stała ubrudzona od stóp do głowy, na dodatek bez butów.
- Uciekamy, Lovegood.
- Nie.
- Co?? Chcesz spotkać się twarzą w twarz z nimi??
  Dziewczyna była nieugięta. W sumie, mógłby wyjść z tego obronną ręką i zostać z nią, by potem usprawiedliwić się, że znalazł ofiarę. Jednak nie chciał wyobrażać sobie, co mogło się z nią stać, gdyby reszta Śmierciożerców przyszła, by przyłączyć się do wspólnej zabawy, a on bez wymówki musiałby to oglądać.
- Kolejny raz mi pomagasz, a potem masz o to pretensje, dlatego nie zgadzam się.
- Skończ te brednie, Lovegood. Nie będę cię miał na sumieniu. Co prawda, pomogłem ci, gdy uciekałyście z chatki gajowego albo kilka razy przed Śmierciożercami, co więcej zaniosłem cię z Hogsmead do zamku i drugi raz do gabinetu Victorii, gdy zemdlałaś, ale co mam powiedzieć, gdy to ty tak naprawdę nachodziłaś mi drogę?
- Nieważne, czy nachodziłam lub nie.. Pomogłeś mi jako człowiek – powiedziała cicho i z dziwną mieszanką smutku i rozżalenia.- A mimo to, jesteś zły, że musiałeś coś takiego zrobić. Żadne słowa wdzięczności dla ciebie nie wystarczą.. i nie wymagam od ciebie, byś bronił mnie w każdej chwili, więc czego chcesz? Jestem dobra w zaklęciach.. Obronię się.
- Nie, Lovegood. Nawet nie wiesz, ilu ich tam jest.. – odpowiedział szybko, by zataić poczucie zaskoczenia, które okryło jego twarz w chwili, gdy do niego mówiła.- Mam to w dupie, ile razy ci pomogłem. Niech już tak będzie, ale pomyśl najpierw, idiotko, co cię czeka, jeśli oni tutaj..
- Draco!!
  Głos Śmierciożercy słyszeli już na tyle blisko, że wystarczyło kilka cennych sekund, a spotkaliby się z nim twarzą w twarz.
- Koniec żartów, Lovegood – warknął i nie hamując swoich poczynań, wsadził dziewczynę siłą na kościsty grzbiet testrala, usadowił się za nią i nawet nie zauważył, że gdy tylko oderwał nogi od ziemi, zwierzę szykowało się do lotu. Musiał przeżyć nieprzyjemne uczucie ciężkości i kilka obrotów wnętrzności w swoim ciele, ale pokonał siłą woli to uczucie i skupił się na szybowaniu. Luna rozmawiała ze stworzeniem, jakby było ono najzwyklejszym człowiekiem, ale nie potrafił rozróżnić słów przez siłę wiatru, która rwała jego uszy. Na jego szczęście, wylądowali po drugiej stronie jeziora, gdzie jeszcze nigdy wcześniej Draco nie przebywał.
- Nie zmuszaj mnie więcej do takich czynów.. Gdybyś nie była taka uparta..
  Uczucie śliskiego i wilgotnego języka na jego twarzy zrzuciło chłopaka z nóg i wylądował w błocie, które ubrudziło cały jego płaszcz.
- Nie! Nie wierzę! A ty z czego się chichoczesz?
- Mój pomocnik otrzymał nagrodę!
- Jeszcze raz mnie tak nazwij, a obiecuję ci..
  Nie wiedział, jak skończyć. Ze złości zagryzł do krwi swoje wargi i odgonił ręką testrala wiszącego nad jego głową. Luna stała przed nim całkowicie spokojna, wydając się nieświadoma sytuacji, jaka mogła ją czekać, gdyby Śmierciożercy przybyli na czas do legowiska.
- Słuchaj, Lovegood. Jeszcze jedna sprawa – powiedział, udając obrażonego, a cały jego gniew uleciał nieświadomie wraz ze słowami Victorii, które paliły jego myśli jeszcze niecałą godzinę temu.- Potajemne rozmowy zachowaj sobie na kiedy indziej.. Przekaż to Longbottomowi.. Mam takie nieszczęście, że za każdym razem spotykam was na swojej drodze..
  Luna zmieniła wyraz swojej twarzy diametralnie i nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Podeszła do chłopaka stanowczo i odrzekła chłodno:
- Jeśli masz na czyimś punkcie obsesję, lepiej skończ z tym.. Neville to mój przyjaciel i mogę rozmawiać z nim..
- Nie mam obsesji, Lovegood! – warknął gniewnie.- Nie obchodzi mnie ten idiota! Ale chcę cię tylko ostrzec, byś uważała, o czym rozmawiasz..
- Nie powinno cię to interesować.. Nie jesteś moim przyjacielem..
- Głupia! Ale obrońcą to już tak, hm? – fuknął.- Szczęście, że nie jestem twoim przyjacielem! Nawet o tym nie myślę! Jedynym powodem, dlaczego z tobą rozmawiam jest Victoria, choć nie wiem, co cię z nią łączy.. Nawet nie chcesz mi powiedzieć..
- Bo nie wiem… - odpowiedziała mu niepewnie, skulona z boku i zanurzona w myślach. Pewnie w tej chwili przypomniała sobie nie jedno spotkanie z nauczycielką. Wiedziała, że działała na nią w nietypowy sposób, co doprowadzało do tego, że chciała z nią rozmawiać, przebywać, uczyć się od niej.. - Profesor jest jedną z najbardziej intrygujących osób, jakie spotkałam w swoim życiu, dlatego chcę mieć z nią kontakt.. Jeśli komuś to nie pasuje, niestety, nic się nie da zrobić.. – powiedziała twardo, a potem spojrzała na chłopaka. - Yyy.. twoje włosy..
- Co z nimi?
  Malfoy nie wiedział, że pod wpływem wilgoci i silnego wiatru każdy włos na jego głowie stał w innym kierunku. Zdenerwowany do reszty, nie odezwał się do dziewczyny i stał z boku milczący. Dopiero po jakimś czasie zdecydował, że warto już wracać. Rozmyślania na temat tajemniczej więzi pomiędzy Luną i Victorią nie dały mu żadnego wytchnienia, Draco nie zamierzał już nigdy więcej wracać do tego tematu. Luna natomiast spoglądała na niego z boku, ciekawa każdej jego reakcji. Domyśliła się, że był zazdrosny o swoją nauczycielkę i nie obwiniała go za to. W końcu, znał się z nią dłużej niż ona, która w ogóle nie mogła nawet myśleć o bliższych z nią relacjach.
- Żegnaj, Lovegood – powiedział, gdy wrócili do zamku.
- Żegnaj, mój pomocniku – prawie niedosłyszalny szept wyrwał się z ust dziewczyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz