środa, 21 listopada 2018

~22~

  Regały z książkami tworzyły wspólnie olbrzymi cień, który padał na zmizerniałe twarze uczniów czytających opasłe tomy pomiędzy ich ciasnymi rzędami. Wielu musiało używać różdżek, by móc choć trochę zauważyć coś w tej wszechogarniającej ciemności. Biblioteka w porze popołudniowej wydawała się nieprzyjemnym miejscem do spędzania czasu, ale jak do tej pory okazywała się bezpieczniejsza niż inne pozostałe pomieszczenia. Ginny wiedziała o tym i już od dwóch godzin nie wychodziła na korytarz. Siedziała nad jedną z książek dotyczącej Zielarstwa i modliła się w duchu, by w każdej chwili mógł pojawić się tu Neville, który z pewnością wytłumaczyłby jej wiele aspektów wydających się dla niej kosmosem. Pod notatkami trzymała jeszcze jeden wolumin, który odkrywała w każdej wolnej chwili, kiedy nikt nie przechodził obok niej.
- Bezbarwny.. Bezwonny.. To wiem – mruczała pod nosem, czytając ukradkiem pergamin. Z każdą minutą wzrastała w niej złość, a kolejne wspomnienie pojawiało się w jej głowie. Widok Harry’ego w swoim domu przed ślubem Billa, Harry jako przywódca Gwardii Dumbledora, Harry i Syriusz, którzy stoją wzruszeni kolejnym pożegnaniem.
 Czy to całe zło musiało doprowadzić do takiej sytuacji, jaka panowała obecnie? Do obecności Śmierciożerców w zamku, który powinien być najbezpieczniejszym miejscem dla wszystkich młodych czarodziei?
 Kto wpadł kolejny raz na ten pomysł, by przesłuchiwać ludzi siłą?
 A jeśli ktoś coś wiedział?
 A jeśli ktoś zna choć cząstkę prawdy, której Ginny nie było dane poznać?
- Tylko najpotężniejsi czarodzieje są w stanie przemóc się i nie poddać działaniu eliksiru.. Hm.. to ciekawe..
 Dziewczyna przeczuwała, że nie będzie to proste zadanie, by znaleźć jakiekolwiek potrzebne informacje na temat Veritaserum. Żadnych objawów, skutków ubocznych.. Nic. Pierwszy raz w życiu Ginny była zmuszona do przetestowania tego eliksiru i dziwiła się, że nie poczuła żadnej zmiany. Musiała sprawdzić, czy to prawda, ale jakkolwiek próbowała coś na ten temat przeczytać, musiała ukrywać swoje zamiary. Nawet w tak spokojnej i wyciszonej bibliotece mogli ukrywać się szpiedzy.
- Co czytasz?
  Ginny podniosła gwałtownie głowę, słysząc znajomy głos swojej przyjaciółki i aż westchnęłaby głęboko, gdyby w porę nie przypomniała sobie, że przecież musi zachować spokój w takim miejscu jak biblioteka.
 **
  Luna wychodziła jako ostatnia z klasy profesor Rodley, gdyż miała przeogromną ochotę zapytać się o sprawę ich wspólnej wyprawy. Do tej pory dziewczyna nie znała jej konkretnej daty, choć czuła, że przyjemnie byłoby jej jechać na nią spontanicznie. Byłoby to z pewnością ciekawe doświadczenie, więc tak naprawdę nie chęć zdobycia informacji pozostawiła ją dłużej w klasie, ale samo pragnienie rozmowy ze swoją nauczycielką. Victoria opanowana i spokojna stała przy biurku zaczytana w pracę, którą doniosła jej jakaś uczennica jeszcze kilka minut wcześniej.
- Panno Lovegood?
  Nauczycielka nawet nie oderwała wzroku od kartki, jakby przeczuwała, że jedyną osobą, która mogła być jeszcze obecna w klasie jest Luna Lovegood.
- Pani profesor..
- Za dwa tygodnie w sobotę – uprzedziła ją kobieta i dopiero wtedy z tajemniczym uśmiechem spojrzała na twarz uczennicy.- Ubierz się ciepło i nie zapomnij różdżki..
- A co z jakimiś dodatkowymi pomocami?
- Tym zajmę się ja.. Nie zawracaj sobie tym głowy. – i profesor ponownie zagłębiła się w pracę.- Twoja koleżanka na ciebie czeka..
 Luna nie była zadowolona z tego, że nie za bardzo mogła porozmawiać z nauczycielką, ale z drugiej strony ucieszyła się na widok Klary, która wślizgnęła się do klasy, by sprawdzić, czy Luna w niej jeszcze jest.
- A poza tym, lepiej się już czujesz? – zapytała na odchodnym profesor, gdyż tak samo jak dziewczyny zebrała się do wyjścia.
- T-tak – mruknęła Krukonka, przypominając sobie swój poprzedni sen. Nawet nie zauważyła, że od ostatniego czasu nic ją nie nękało.
- Także.. do widzenia – rzekła dostojnie kobieta i zniknęła za wejściem do innego korytarza.
- Byłam zdziwiona, że nie zeszłaś z wszystkimi dziewczynami i domyśliłam się szybko, że pewnie zostałaś w klasie – powiedziała cicho Klara, jakby bała się, że ktokolwiek może je usłyszeć.- Na dole torturują jakiegoś chłopaka, bo się im sprzeciwił.
  Od jakiegoś czasu mało kto używał pełnej nazwy na obecnych w szkole posłanników Czarnego Pana. Często mówiono na nich po prostu „oni” i nic więcej, by nie wzbudzać jakiś bezpodstawnych podejrzeń lub, co więcej, nie być oskarżonym o skryte szpiegowanie.
- Idźmy zatem do biblioteki, a nie będziemy świadkami kolejnych bezlitosnych ataków – powiedziała Luna i pierwsza skręciła w jakiś boczny korytarz.
- To nie był atak… - zaczęła Klara, ale zrozumiała, że Luna o tym wcale nie myślała i pewnie nie chciała rozmawiać, więc ucięła temat. Co więcej, lepiej się czuła, kiedy mniej mówiła o tak nieprzyjemnych sprawach jak Śmierciożercy.
  Do biblioteki doszły w kilka minut, po drodze nie spotykając nikogo niebezpiecznego lub podejrzanego. Gdy tylko Luna zabłądziła wśród jeszcze niepoznanych przez nią regałów z książkami, szukając po omacku jakiegoś specjalnego tomu, który zwróciłby jej uwagę, uznała, że nie ma nic lepszego niż gazeta jej ojca i już miała usiąść przy jednym ze stolików, gdy ujrzała znajomą twarz.
- Co czytasz?
  Luna zauważyła, jak Ginny próbuje po kryjomu przeczytać coś, co chowała pod stertą swoich prac, pergaminów i wypożyczonych książek. Ruda aż podskoczyła, nie spodziewając się, kto mógł się na nią natknąć akurat w tak ciemnym kącie, ale zrozumiała natychmiast, że mogła to być tylko Luna.
- Hm – Gryfonka zaprosiła przyjaciółkę gestem do siebie, by usiadła obok niej i w ten sposób mogła łatwiej pokazać jej elaborat o niebezpiecznych eliksirach. Wtedy spojrzała na czekającą przy nich Klarę.
- Och – zwróciła na nią uwagę Luna i uśmiechnęła się do Ginny.- Można jej ufać.. To Klara.
  Ruda nie była przekonana co do słów Luny, która jej zdaniem zbyt pochopnie i nierozważnie osądzała innych. Ginny z reguły nie ufała ludziom, których dopiero co poznała, ale zdała się jednak na zdanie Luny, która nie wydawała się niczym zrażona. Mimo że, Luna uważała każdego za dobrego człowieka, to jednak potrafiła wyczuć ich charakter i cechy, których normalnie nikt by nie zauważył.
- Muszę ci Ginny to powiedzieć, bo nie wiem, czy rozmawiałaś od tamtej pory z Nevillem.
- Niestety nie – odpowiedziała jej przyjaciółka, będąc na samą myśl o tym przygnębiona.
- Bo widzisz.. Neville, przyznał mi się ostatnio, że wiedział co nieco o ucieczce H..
- Ciii… – Ginny natychmiast przyłożyła jej palec do ust, by nie pozwolić na to, by kontynuowała. Nie wiedziała, czy zrobiła to z rozpędu, by nie pozwolić nikomu ich podsłuchać lub nie dopuścić tej Klary do ich prywatnej rozmowy, czy co więcej, nie móc słuchać o tym, co dotyczyło Harry’ego.- Porozmawiajmy gdzie indziej.. Może się wydawać, że jest tu bezpiecznie, ale nie byłabym tego taka pewna.
  Nikt nie zauważył, jak bibliotekę opuściły jednocześnie trzy uczennice. Niedaleko był jeden mały zaułek, gdzie schowały się przed oczami innych.
- Ja pójdę sprawdzić, czy nikogo nie ma, a wy porozmawiajcie sobie w spokoju – zaproponowała Klara, która nadal czuła się niezręcznie w obecności Ginny. Wzrok Gryfonki był zbyt chłodny, a zachowanie zbyt uprzedzone, by mogła wpychać się do ich prywatnej sfery. Pilnując korytarza, pozwoli dziewczynom porozmawiać.
- Dzięki – rzekła szybko ruda i odprowadziła Krukonkę wzrokiem. Nie chciała się jednak roztrwaniać nad jej tematem.- Luna.. Co ty powiedziałaś w bibliotece?
- Że Neville pomógł naszym przyjaciołom uciec.. Ale nie w tym rzecz.. Stało się – powiedziała szybko Luna, przeczuwając jaka może być reakcja jej przyjaciółki. W końcu to nie rudej Neville wyznał swój sekret, który w większej mierze powinna pierwsza usłyszeć Gryfonka.- Dlaczego Veritaserum tego nie odkryło?
  Dopiero wtedy Ginny zmierzyła wzrokiem Lunę, domyślając się do czego zmierza Krukonka. Jeśli Neville znał odpowiedź na pytanie Snape’a, dlaczego nie powiedział tego od razu?
- Tylko najpotężniejsi czarodzieje mogą przeciwstawić się działaniu tego eliksiru.. – dodała Luna, próbując sobie przypomnieć, czego się o tym uczyła.- Neville jest tylko zwykłym uczniem, więc ta opcja odpada.. Prawda może być również względna i to, co nam się nią wydaje, dla osoby przesłuchującej jest nieistotne i nieprawdziwe.
- To również nie może być – powiedziała Ginny, śledząc tok myślenia przyjaciółki.- Pytanie było zbyt proste, a odpowiedź zbyt jasna.. Jedynie..
- Veritaserum musiało być nieprawdziwe..
- Warzy się go ponad miesiąc! – przejęła się ruda.- Czyżby Slughorn lub Snape popełnili jakąś pomyłkę?
- Uczniowie też są zmuszani do przygotowywania eliksiru.- Luna przypomniała sobie zajęcia, gdy kazano im warzyć ten potężny płyn.- Jeśli podawali coś, co było zrobione przez zwykłego ucznia..
- Niemożliwe, Luna – zaprzeczyła gwałtownie Ginny, niespokojnie poruszając się w miejscu.- Oni zawsze znajdą sposób, by sprawdzić fiolkę przed jej podaniem. Więc..
- Było nieprawdziwe – Luna powtórzyła to, co powiedziała jeszcze chwilę temu. Wpatrywały się w siebie, jakby próbowały oswoić się z nowym odkryciem. W umyśle Ginny powstawało mnóstwo pytań, znowu Luna wyobrażała już sobie odpowiedź tylko na jedno nurtujące zagadnienie. Czyja to była sprawka?
- Luna! – Klara podbiegła do dziewczyn zdyszana, patrząc za siebie zmartwiona.- Tam obok torturują jakąś parę.. Merlinie, jak ta dziewczyna płacze..
  Nie chowały się dłużej w zaułku, tylko pobiegły, by sprawdzić miejsce okrutnego wypadku, który wskazała im Krukonka. Kilka Śmierciożerców szamotało się z jednym młodym chłopakiem, który błagał ich o litość, znowu dwóch pozostałych pastwiło się nad rozbeczaną i rozhisteryzowaną dziewczyną.
- Zachciało się romansów? – parsknął nad nią jeden ze strażników i chwycił za jej długie włosy, by móc nią poszarpać. Chłopak wcale nie miał lepiej. Po chwilowych, bezwzględnych obelgach zaczęli go okładać pięściami, śmiejąc się przy tym bezdusznie. Dziewczyny ukryte za ścianą, wzdrygnęły się na widok tak okrutnego przedstawienia.
- Musimy im pomóc – stwierdziła Ginny, gotowa do wszelkiego ataku, ale została zatrzymana przez Lunę.
- Dość tego – powiedziała stanowczo, co wybiło rudą z rytmu, gdyż nie tego się po przyjaciółce spodziewała.- Chcesz kolejnych kłopotów?
  Klara zmieszana wpatrywała się to w jedną, to w drugą i nie mogła nadziwić się postawami dziewczyn. Luna wydawała się taka poważna i niezachwiana, która była świetnym przeciwieństwem zdeterminowanej Gryfonki.
- Zrobimy to inaczej – oznajmiła po chwilowym zastanowieniu Luna.- Z boku..
  Wszystkie naraz wyczarowały swoje patronusy i posłały każdego w inną stronę. To mogło chwilowo odwrócić uwagę Śmierciożerców, lecz nie na długo.
- Cholera – wymsknęło się z ust Ginny, która obserwowała dokładnie przebieg zdarzeń.- Nic z tego..
- Zostawcie nas!!!
- Może to my się z tobą zabawimy, złotko? – jeden z Śmierciożerców miał tak zachrypnięty głos, że aż dziewczyny zadrżały.
- Nie!! – krzyknął młody chłopak, chlipiąc na podłodze, któremu pozostali Strażnicy nie szczędzili kopniaków.
- Zamknij się, bo nie ciebie się pytam! Zakneblujcie go – rozkazał ten sam, który zwracał się do niewinnej dziewczyny.
- Nie mam innego wyjścia – powiedziała nagle Ginny i zmierzyła różdżką w jednego z Śmierciożerców.- Imperio..
  Nie spodziewała się, jak człowiek może zareagować w takim momencie naprawdę, jeśli znała działanie zaklęcia tylko z teorii. Nic się wielkiego nie stało, oprócz tego, że mężczyzna, którego zaczarowała, przestał bić zmęczonego i zranionego chłopaka. Stanął wyprostowany, wyprężony i patrzył posępnie w stronę swoich pobratymców.
- Ginny.. – jęknęła Luna z boku, próbując dopuścić do siebie tylko pozytywne myśli.
- Rzuć się na przywódcę – wyszeptała ruda i zobaczyła, jak mężczyzna zanim skończyła mówić, nagle doskakuje do wyznaczonego Śmierciożercy i uderza go pięścią w twarz, co wywołało ogromny harmider i krzyki wśród wszystkich czarnych posłanników.
- Świetnie.. Uciekajcie! – Luna próbowała krzyczeć za dziewczyną, ale ta podczołgała się do pobitego chłopaka.
- Kto tam jest? – zapytał jeden z Śmierciożerców. Kiedy usłyszał w jednej chwili dziewczęcy głosik dochodzący z bocznego korytarza, tam zwrócił swój wzrok.
- Wiejemy – oznajmiła Ginny i pociągnęła dziewczyny za sobą, by jak najdalej znaleźć się od całego wydarzenia. Biegły, nie oglądając się za siebie, gdyż każda z nich obawiała się, że mogło to spowolnić ich ucieczkę lub co najmniej rozproszyć.
- Do Hagrida! – Ginny objęła dowództwo i poprowadziła w wartkim tempie wszystkie do chatki gajowego, który na szczęście znajdował się u siebie.
- Co do jasnej, cholibka?! – powitał ich grzmiącym głosem, widząc trzy zdyszane, rozwichrzone dziewczyny, które wyglądały jakby właśnie wzięły udział w jakiś zawodach.
- Dziękujemy, Hagrid – powiedziała Ginny i usiadła za stolikiem, by złapać oddech.- Chciałyśmy pomóc pewnemu chłopakowi i jego koleżance, których torturowali Śmierciożercy, ale mogli nas zauważyć, więc jak najszybciej uciekłyśmy.
- Narażacie się na niebezpieczeństwo, drogie panie! – huknął olbrzym po raz kolejny, widocznie zły na niesforne i beztroskie dziewczyny, których zachowanie i postawa doszczętnie nim wzburzyły, ale poczuł także przypływ pewnej głębokiej troski, zdając sobie sprawę z tego, że chciały dobrze. Co więcej walczyły, by kogoś uratować. W nagrodę za odwagę Hagrid poczęstował uczennice herbatą i przy okazji zapoznał się z Klarą, którą kojarzył z dawnych zajęć jako cichą i nieśmiałą dziewczynę. Choć emocje burzyły się jeszcze w dziewczynach, to jednak spokojna i nawet zabawna rozmowa z gajowym przywróciła w mniejszym stopniu ich dobre humory.
- Mogę zobaczyć te pióra? – zapytała Luna, dostrzegając ciekawe rzeczy wiszące na ścianie, które już wcześniej przykuły jej uwagę i nie mogła skupić się na rozmowie, którą z resztą, prowadziła Ginny i pan gajowy.
- Ależ oczywiście! – powiedział uradowany mężczyzna, zadowolony z tego, że ktoś miał ochotę się tym zainteresować.
- To irlandzkie penna – stwierdziła, dotykając lekko zakurzonego obiektu. Hagrid nie był zbyt przekonany co do tej nowej informacji, lecz nie zdążył odpowiedzieć Lunie, gdy ta nagle osunęła się na podłogę.
 *
- Czy warto pomagać, panno Lovegood? – zapytała profesor Rodley, stojąc przy biurku w gabinecie dyrektora.
- Oczywiście.. – odpowiedziała jej Luna, siedząc na tym samym krześle, gdzie kilka dni temu była przesłuchiwana.- Pomagają ci, co posiadają dobre serce..
- Dobre serce – prychnęła kobieta i odwróciła się w stronę okna.- A i bez tego da się?
- Trzeba to czuć, pani profesor – rzekła Krukonka, nie rozumiejąc sensu tej rozmowy.
- Ja nie mam dobrego serca, a mimo to, pomogłam ci..
  Luna już miała pytać o sedno tego wyznania, gdy profesor zamieniła się na jej oczach w dorodnego czarnego ptaka i rozpłynęła się na tle ciemnego gabinetu..
 *
- Cholibka! Co w takich momentach trza robić? Może do pani Pomfrey ją zaniesiemy?
- Nie! – Ginny sprzeciwiła się zbyt ostro.- Ktoś nas może zauważyć.. O, ocuciła się!
  Gajowy westchnął z ulgą i szybko poszedł po coś do picia, by dziewczyna mogła osuszyć swoje sine wargi.
- Już dobrze – jęknęła Krukonka i dopiero wtedy zobaczyła nad sobą spanikowane twarze dziewczyn.
- Ktoś tu idzie – oznajmiła Klara, która stała przy oknie i badała okolicę.- Kilka postaci..
- Myślicie, że to ci sami Śmierciożercy? – zapytała stanowczo ruda.
- Spróbujcie wymknąć się od tyłu. Ja ich przyjmę do środka, bo co oni mogą mi zrobić.. – zaproponował Hagrid i obdarzył ciepłym uśmiechem uczennice.
- Dziękujemy, Hagrid – powiedziała Ginny, która musiała postawić jeszcze Lunę na nogi, ale nie była pewna, czy zdążą na czas. Krukonka jednak odzyskała na tyle zmysły, by mogło jej to umożliwić poruszanie się bez niczyjej pomocy. Choć była jeszcze otumaniona nagłym atakiem, razem uciekły do drugiej części chatki i tam przez tylne drzwi przedostały się do ogródka.
- Malfoy – warknęła Ginny, kiedy stanęły twarzą w twarz ze Ślizgonem. Luna zauważyła, że jest sam, gdyż reszta zajęła się głównym wejściem. Nie powiedział na ich widok żadnego słowa, spojrzał tylko na chatę, w której z pewnością Hagrid był zmuszony przyjąć swoich kolejnych „gości”.
- Nie ma was tu. Już! – krzyknął i dał im przejść obok siebie. Luna w ostatniej chwili powstrzymała się, by mu nie podziękować, gdyż w porę przypomniała sobie o swojej dawnej obietnicy. Nawet nie spojrzała w te szare oczy, które śledziły ją aż do zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz