sobota, 27 października 2018

~21~

  Kiedy Luna wkroczyła do Wielkiej Sali w pierwszy dzień roku szkolnego, zaczarowany sufit ukazywał niebo jak z bajki. Od tamtej pory siedząc w Wielkiej Sali patrzyła zawsze w górę, gdzie iskrzyły się gwiazdy, tworzące magicznie poruszające się gwiazdozbiory. Rozświetlały one cały sufit, którego nie potrafiła dostrzec na tle lśniącego obrazu ciał niebieskich. Wtedy myślała tylko o jednym, że ten widok będzie przypominał jej mamę, która uwielbiała wpatrywać się w niebo razem z nią, a Wielka Sala będzie obiektem spełnienia jej marzeń. Ile by dała, by powrócić w tamte czasy, gdy jako mała dziewczynka nie zdawała sobie sprawy, że niebo może przybrać mroczne oraz smutne barwy. Teraz nad nią prezentowały się gołe drewniane belki wiekowego już sufitu.
- Bądźże cicho.. – w oddali usłyszała znajomy głos, który stawał się coraz donośniejszy w miarę jak się zbliżał. Obok Luny usiedli jej przyjaciele. Położyli na stole wszystkie zwoje pergaminów, jakie zdołali przynieść i zabrali się do ich segregowania. Luna wiedziała, że od kilku dni nie można było w spokoju odrobić prac domowych, które zwiększały się w raz z upływem tygodni.
- Zobacz, jak ci kretyni się śmieją.. Myślą, że to zabawne.. – wymruczał Neville, który patrzył spod byka w stronę stołu Ślizgonów.
- Nawet nie podnoś głowy.. Wystarczy, że nikt nas nie zaczepia.. – odpowiedziała mu Ginny i ponownie zanurzyła swój nos w opasłym tomie dotyczącym powstań wilkołaków.
  Chłopak za to próbował się uspokoić, więc jedynym wyjściem z tej sytuacji było zwrócenie swojej uwagi na Lunę, która siedziała naprzeciwko. Chciał ją złapać za rękę lub dotknąć w jakiś szczery, skromny sposób, ale dzieląca ich odległość mu na to nie pozwoliła. Musiał zadowolić się samą obserwacją, kiedy z lubością przyglądał się jej bladym policzkom, kredowej cerze, która wyróżniała Lunę od innych śniadych dziewczyn. Dzisiaj jej włosy układały się w artystycznym nieładzie, który pasował do jej niezwykłego stylu…
  Obok Luny usiadła jedna z koleżanek, która należała do dormitorium Ravenclaw. Neville nie znał ich wszystkich, tak samo Ginny, więc nie zwrócili uwagi na nowe towarzystwo, a po prostu szybko powrócili do pracy.
- Słuchaj, Luna – zaczęła Annette, która rozpakowała się prędko, by nikt nie zarzucił jej winy, że siedzi bezczynnie.- To jest chore, że nas tak traktują.. Słyszałaś kiedyś o tym, by zmuszali uczniów do nauki w ich czasie wolnym?
  Luna spojrzała na nią znad zeszytu, w którym zapisywała kluczowe notatki potrzebne na swoje zajęcia i odpowiedziała beznamiętnym głosem osoby, która jest tym wszystkim znużona:
- To nie jest nasz czas wolny..
- Odwołali nam zajęcia z niewiadomych przyczyń.. – odpowiedziała oburzona koleżanka, która miała choć cień nadziei, że Luna podzieli jej zdanie.- Co się stało ze Sprout? Albo Filltwickiem? Nie widziałam ich od kilku dni..
- Jako opiekunowie domów mają swoje dodatkowe obowiązki? – Luna próbowała wybrnąć z tej sytuacji, by bez żadnych przeszkód dokończyć swoją pracę.
- Luna.. opiekunami to oni są od dawien dawna.. Co mogłoby sprawić, że nagle mają coś innego do roboty? To jasne, że zostali otruci!
  Ginny również nie wydawała się zadowolona z narzuconego im towarzystwa, gdyż od paru minut czytała jedno i to samo zdanie z książki nie potrafiąc się skupić. Neville już chciał się odezwać, kiedy do ich części stołu podszedł nieznany nikomu Śmierciożerca.
- Zachciało się pogawędki? – zagrzmiał ostro nad ich głowami.- To może ktoś jest chętny, by porozmawiać ze mną na osobności? Albo wolicie solidniejszą opcję i zabierzecie się wreszcie, smarkacze, do roboty! – zahukał na koniec.
  Annette wydawała się niewzruszona i w chwilę po odejściu mężczyzny, kontynuowała:
- Wszyscy opiekunowie domów..
- A co ze Slughornem? – zapytał nagle Neville, który raczej nie wydawał się wcześniej zainteresowany w jakikolwiek sposób tą rozmową.
- Yyy.. – jęknęła Annette, która była zaskoczona tą interwencją, ale uznała to za przejaw zwykłego zainteresowania, gdyż w żaden sposób nie mogła domyślić się, że tak naprawdę Neville chciał pomóc Lunie i uwolnić ją od niechcianego towarzystwa.
- Jeśli sądzisz, że opiekunowie domów zostali otruci, to dlaczego te durnie mieliby robić to własnemu opiekunowi?
- Neville – syknęła z boku Ginny, która bacznie obserwowała czatującego Śmierciożercę.- Jeszcze cię usłyszą..
- Mam ich gdzieś.. – warknął, zwracając swój wzrok w stronę stołu największych wrogów Gryffindoru, gdzie siedziała znaczna ich część.- A być może to ich sprawka? Choć bardziej obciążałbym tych durniów, którzy nas pilnują..
  Ginny już chciała kopnąć go pod stołem, by umilkł na chwilę, gdy obok niego usiadł jeden z Czarnych Posłanników. Wyrwał mu z ręki pergamin, potargał go na kawałki i porozrzucał wokół Neville’a. Cały stół Ślizgonów zawył ze śmiechu, patrząc na zszokowanego chłopaka, który posłusznie wpatrywał się w to, co robił Śmierciożerca.
- Piszesz to jeszcze raz, idioto.. Ale tym razem w ciszy – warknął mu do ucha i pogroził różdżką przed oczami.- Następnym razem nie będę się z tobą patyczkował..
  Luna już chciała powiedzieć coś od siebie, by pocieszyć przyjaciela, gdy tylko Śmierciożerca oddalił się na bezpieczną odległość, ale ten tylko pokiwał palcem, by zamilkła. Annette posmutniała widząc, że chłopak musi zaczynać wypracowanie od nowa, więc nie wszczynała rozmowy dotyczącej dziwnej nieobecności nauczycieli. Zapadła między nimi cisza, świadcząca o pełnej świadomości, że nie należy pogardzać takimi groźbami, jak widok różdżki należącej do samego Śmierciożercy. Luna miała przeogromną ochotę pocieszyć chłopaka, ale ponownie zapatrzyła się w sufit, który ku jej niezadowoleniu nie ukazywał żadnego nieboskłonu.
- W końcu! – odetchnęła Ginny, kiedy obwieszczono koniec zajęć.- Choć wolę mieć z Filtwickiem, to jednak dobrze było posiedzieć w ciszy..
- Ja nie aprobuję tego pomysłu.. Pilnują cię i tylko czekają na moment, w którym mogą ci dokopać.. Ginny, wracasz do dormitorium? – zwrócił się do rudej przyjaciółki.
- Ja.. – zerknęła ukradkowo na pakującą się Lunę, która pobrzękiwała swoją torbą udekorowaną kapslami po kremowym piwie.- Pójdę jeszcze do biblioteki.. Może idźcie się przejść?
  Annette, która stała cały czas obok nich, już otwierała usta, ale definitywnie zamknęła je, kiedy Ginny pociągnęła dziewczynę za rękaw szaty i odciągnęła od dwójki przyjaciół.
- Jesteś głodna? – zapytał, kiedy tylko zaburczało mu w brzuchu.
- Nie za bardzo.. Ale mam w pokoju mnóstwo dropsów, które zżera moja koleżanka – odpowiedziała delikatnie i uśmiechnęła się w stronę chłopaka.
- Nie mów nic proszę na temat tego, co się właśnie stało.. – powiedział szybko, jakby chciał jej siłą przerwać zdanie, którego nie zdążyła wypowiedzieć.- Jeśli chcesz wiedzieć.. Nie obchodzi mnie już to wszystko.. Nie słyszę tych pogardliwych, drażniących śmiechów, które pochodzą od tych bydlaków.. Nie obchodzą mnie ci skurwiele, co myślą, że mają władzę – Neville przerwał nagle, jakby dostał czkawki, ale tak naprawdę poczuł, że zaszedł za daleko. Nie chciał kląć przy swojej przyjaciółce, więc w milczeniu odprowadził ją do drzwi. Chciał wrócić do swojego dormitorium, ale uznał, że jednak spędzenie czasu z Luną może wydać się nader dobrym pomysłem, co więcej mógł się przy niej poczuć lepiej, więc nie odszedł.
- Nie wiem dlaczego.. ale wtedy gdy Snape podał nam Veritaserum, pomimo tego, co wiedziałem, nie pisnąłem nawet słowa.. Czy to jest możliwe? – szepnął jej w ukryciu, kiedy oddalili się znacznie od Wielkiej Sali.- Bo.. wiesz.. nigdy nie byłem dobry z Eliksirów i chciałbym znać czyjeś zdanie – na sam koniec oblał się rumieńcem, wiedząc, że musiał przyznać się do tej wstydliwej prawdy. Nie chciał, by Luna pomyślała, że jest nieukiem czy ignorantem w sprawach szkolnych.
- Nigdy nie próbowałam tego napoju, więc nie wiem, jakie powinny zajść w nas zmiany, ale.. – spojrzała na niego spod wachlarza jasnych, białych rzęs – uczyłam się, że człowiek MUSI powiedzieć prawdę mimo swej woli..
- No właśnie, też mi się tak wydawało.. – przytaknął głową i uścisnął rękę Luny, by dodać sobie choć trochę otuchy, a przy okazji w końcu dotknąć dziewczyny.
- O czym wiedziałeś? – zapytała cichutko jak najbliżej chłopaka, więc musiała stanąć przy nim na palcach.
- Byłem świadomy, kiedy mieli uciec, gdyż im w tym pomogłem.. Powiedz mi, dlaczego Snape się o tym nie dowiedział? – Neville był roztrzęsiony i szukał ukojenia w czystym spojrzeniu Luny, która chwilę się zastanawiała.
- Byłeś prawie nieprzytomny.. Może dlatego.. Eliksir działa w stu procentach w przypadku, kiedy osoba jest w pełni świadoma tego, o co ją pytają.. Nie wiem, Neville.. Dowiem się na pewno.. I wszystko ci powiem..
  Neville miał przeogromną ochotę pocałować dziewczynę, która błądziła wzrokiem gdzieś w dali. Patrzył na te białe kosmyki włosów okalające jej twarz i zebrało go na czułość, by zgarnąć je palcem za ucho.
- Co wy robicie?
  Ten jeden głos zrujnował całkowicie jego plany i zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zobaczył sylwetkę osoby, której nienawidził tak samo mocno jak Harry przez wszystkie lata nauki w tej szkole. **
  Dzisiejsza lista obowiązków Dracona miała się już ku końcowi, kiedy w ostatniej chwili przypomniało mu się, że musi załatwić coś naprawdę ważnego. Choć gardził za wszelką cenę swoimi nowymi znajomościami, musiał jednak stawić się twarzą w twarz z tymi, z którymi ostatnio utrzymywał najwięcej stosunków – Śmierciożercami. Sam był jednym z nich, doskonale to wiedział, ale nie miał najmniejszej ochoty mieć do czynienia z tymi, którzy zostali sługami Czarnego Lorda najprawdopodobniej przez przypadek. Większość, która znajdowała się w szkole należała do kategorii głupców i niedorozwiniętych kretynów, co potrafili wzbudzić w samym Malfoy’u skrajne emocje. Zmierzając na jedno z organizowanych przez nich spotkań w pokoju nauczycielskim, który przejęli na własność, Draco wpadł po drodze na dziewczynę, którą jeszcze kilka miesięcy temu mógł bez wstydu i obaw nazwać najlepszą przyjaciółką, a może kimś więcej.
  Pansy Parkinson stała przy ścianie z kilkoma innymi Ślizgonami, na których Draco w szczególności nie zwracał uwagi przez wszystkie lata nauki w tej szkole. Przywołali go do siebie i wszczęli rozmowę, jakby czuli się jego dobrymi znajomymi, choć chłopak myślał zupełnie inaczej.
- Draco, mamy plan napaść dzisiaj na kilku Puchonów – odezwała się Pansy, demonstrując przy okazji swoje wdzięki spoza nieudolnie zawiązanej koszuli. Opierała dłoń na zgrabnej talii, wypychając biodro do przodu, a przy tym uśmiechała się kpiąco jakby to wszystko co prezentowała było zamierzone. Ślizgon spojrzał na nią z niechęcią, gdyż od dłuższego czasu nie miał jej nic istotnego do powiedzenia, a tym bardziej nie chciał się z nią zadawać.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie – odpowiedział, nawet na nią nie patrząc. Im bliżej niej stał, tym czuł się gorzej.
- Skarbie..
- Nie nazywaj mnie tak!
  Pozostali, którzy jeszcze chwilę temu stali jak ochroniarze wokół dziewczyny, rozpierzchli się na dźwięk ostrego głosu ich naczelnego prefekta.
- No już dobrze.. – mruknęła potulnie, widocznie zirytowana, gdyż jednym zdaniem Malfoy odgonił wszystkich zwolenników jej świeżego pomysłu.- Co się tak pieklisz?
- A tobie co ostatnio odbija?
- Mi? Gdzie ty przebywasz, że niczym się nawet nie interesujesz? Przecież w końcu mamy w tej pieprzonej szkole władzę, dzięki której odpłacę się pięknym za nadobne wszystkim wrogom..
- Pohamuj się trochę, mała – warknął i rozejrzał się dookoła, ale najwidoczniej byli sami.
- I mówisz mi to ty? Ten, który jeszcze niedawno sam chciał zaatakować dyrektora..
  Draco chwycił za gardło dziewczyny z dziką pasją zwierzęcia, które zamierza złapać swoją ofiarę i nie puścić dopóki nie wyzionie ducha. Pansy straciła na dobrą chwilę oddech, ale chłopak nie pozwolił na to, by udusiła się w jego obecności.
- Zamknij się, bo nic nie wiesz.. – syknął wprost w jej twarz.- Nie jestem twoim skarbem.. Wykop to sobie z głowy, a co więcej nie będę uczestniczył w twoich dziecinnych zabawach..
  Nie dając jej dojść do głosu, odszedł szybko, nie oglądając się za siebie. Czując napływającą falę gniewu, musiał przesiedzieć w jednym z bocznych korytarzy, by nie wejść na spotkanie w tak okropnym stanie. Musiał być perfekcyjnie opanowany i co najważniejsze, nie mógł pozwolić sobie, by ktokolwiek poznał, jak głupie uczucia mogą popsuć mu humor.
- ..uczyłam się, że człowiek MUSI powiedzieć prawdę mimo swej woli.. – z niewielkiej odległości usłyszał znajomy, rozmarzony głos, na dźwięk którego od razu nadstawił uszy.
- No właśnie, też mi się tak wydawało..
  Draco wychylił się zza ściany, by dojrzeć z kim rozmawiała Pomyluna Lovegood i ku swojemu niezadowoleniu ujrzał Longobottoma, który co więcej ściskał dziewczynę za rękę. Przysłuchiwał się ich rozmowie, dopóki Krukonka nie stanęła na palcach, by przekazać coś swojemu przyjacielowi na ucho i dopiero wtedy Draco wyszedł niezauważony przez parę szepczących ptaszków. Miał przeogromną nadzieję, ze to Luna go pierwsza zauważy, lecz żaden z nich nawet nie odwrócił wzroku.
- Co wy tu robicie?
  W oczach Gryfona kryła się czysta nienawiść i choć Draco mógłby przysiąc, że chłopak miał ochotę sprzątnąć go sprzed swoich oczu, to dostrzegł, że Gryfon niewiele się obawiał wszelakich konsekwencji tego czynu.
- Zostaw nas – Neville tylko tyle zdołał wyrzec, gdyż zbyt wiele chciał powiedzieć, by ubrać to w sensowne słowa.
  Malfoy zacmokał z ironią, a nawet chrząknął pogardliwie, gdy Luna zmierzyła go swoim badawczym wzrokiem, w którym w ogóle nie kryły się żadne emocje.
- Za spiskowanie można dostać szlaban – wypowiedział te słowa z nieukrywaną przyjemnością, za którą czaiło się coś więcej niż tylko wrogość. Wiedział, że w takich chwilach sprawia mu to dziką radość i nie bał się tego okazywać.- Co wybieracie? Dyrektor czy Śmierciożercy?
- Dość już mam tego wszystkiego – wycedził przez pół zaciśnięte usta Gryfon, który najchętniej dokopałby Ślizgonowi sam na sam.- Boisz się, że samotnie nie zdołasz sobie ze mną poradzić?
  Malfoy poczuł, jak nieznacznie zadrgały mu dłonie, co było oznaką wrodzonej niechęci do czegokolwiek, co pochodziło z Gryffindoru. Jego całe ciało drżało, gdy miał do czynienia z tymi śmieciami i tak było od zawsze, odkąd po raz pierwszy spotkał się z Potterem.
  Luna położyła swojemu przyjacielowi palec na usta i podeszła w ciszy do Ślizgona. Neville wybałuszył oczy ze zdziwienia, nie nadążając za reakcją dziewczyny, znowu Draco całkowicie skupił się na Krukonce. Ta poważna i nieugięta dziewczyna, jakby zaraz miała ogłosić przemówienie, w rzeczywistości pragnęła zwrócić uwagę na coś innego.
- Obiecałeś, że dasz mu spokój – wyszeptała tak cicho, że jedyną możliwością było, by to tylko Draco ją usłyszał.
- Powiedziałem, że wezmę to pod uwagę.. – odpowiedział opanowany, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę.
- Szkoda.. – skomentowała krótko i wróciła do swojego przyjaciela.- Najwidoczniej, musimy iść do dyrektora..
- Cooo? – odezwał się Neville, który nie mógł uwierzyć w to, co słyszał.
  Draco powiedziałby to samo, lecz jednak głos ugrzązł mu w gardle. Tak naprawdę chciał się nad nimi delikatnie poznęcać i puścić wolno, lecz najwidoczniej dziewczyna wzięła jego wcześniejsza słowa jak najbardziej na poważnie. Ruszył pierwszy, by ukryć swoje zniecierpliwienie. Sam sobie był winny, że bez powodu przyjął niepotrzebny i dodatkowy obowiązek, choć jego spotkanie miało odbyć się dokładnie za dwadzieścia minut. Wściekłość wzięła w nim górę, gdy po drodze spotkał Rowle’a, który dziwił się, że Malfoy w ogóle nie przygotowuje się na ważne zebranie.
- Muszę zaprowadzić tą dwójkę do Snape’a. Nie potrwa to długo..
- Zostaw tych smarkaczy.. Zbadamy ich później – Rowle nawet nie spojrzał na Lunę czy Neville’a. Ponaglił Ślizgona, by poszedł za nim i zostawił niepotrzebny ciężar za sobą.
- Do zobaczenia – oznajmił na koniec i rzeczywiście odszedł, nawet nie doprowadzając ich do połowy drogi.
- Załatwię tego durnia – powiedział Neville, który wcale nie był zadowolony z obrotu tej sprawy. Luna natomiast zastanawiała się, po co Draco w ogóle fatygował się tą sprawą, jeśli tego wcale nie chciał? Zauważyła to w chwili, kiedy Gryfon podjudził go do tego czynu. Tak naprawdę nawet nie myślał, by się nimi zajmować.
- Zostaw go w spokoju, a wyjdzie to nam wszystkim za dobre – skomentowała ostrożnie. Neville był jednak zbyt przejęty samym Śligonem niż jej występkiem.
- Wróć do dormitorium, zobaczymy się później – rzucił ukradkowo chłopak, myślami krążąc gdzieś indziej. Dziewczyna nie pytała o to. Pożegnali się i w niepewności Luna wróciła do sypialni. Zastała tam Klarę. Luna przypomniała sobie, jak ostatnio zwierzała się swojej koleżance z coraz to poważniejszych problemów, więc i tym razem chciała się jej poradzić. Złapała dziewczynę za ramię, by odwrócić jej uwagę od układania porządku w kufrze i usiadła na swoim łóżku.
- Zdarzyło ci się kiedyś złamać czyjąś obietnicę?
  Klara zbadała bacznie wzrokiem zasępioną i smutną Lunę, więc nie chcąc jej pogrążać głupimi pytaniami o wszelkie powody jej dziwnego zachowania, odpowiedziała po chwilowym zastanowieniu.
- Najpierw muszę ufać tej osobie, której składam jakąkolwiek przysięgę..
  Luna wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną, co nie spodobało się jej koleżance.
- Co się stało? Do kogo odnosisz to pytanie?
- Rozmawiałam z pewną osobą, która postarała się mi coś ważnego obiecać..
- A powiedziała ci, że NA PEWNO ci to obiecuje? – Klara zbliżyła się do kolan Luny i złapała ją za rękę, by przypadkowo nie zakończyć tej ciekawej rozmowy jakby sam dotyk mógł utrzymać między nimi kontakt.
- N-no.. w sumie.. nie wiem – odparła białowłosa i zapatrzyła się w krajobraz za oknem.- Myślałam po prostu, że warto tej osobie zaufać i dać jej szansę.. Ale jej nie znam..
- Jeśli chciałaś temu komuś dać ogromną możliwość uczynienia czegoś dobrego, to jest to wystarczający dowód na to, że pragniesz tej osobie zaufać – Klara za wszelką cenę chciała poprawić Lunie humor, gdyż widok przygnębionej dziewczyny działał na nią wręcz boleśnie.- Przez wszystkie szkolne lata pożądałam przyjaciółki.. Ale niestety, osoba, której zaufałam okazała się kompletnie mi obca.. Choć spróbowałam, to potrafię teraz naprawić ten błąd.. Na nich się uczymy, Luna, więc radziłabym ci spróbować..
- Zaufanie to taka krucha rzecz..
- Wiem o tym doskonale. Luna spojrzała w nieruchome oczy swojej koleżanki i przelała w nie ciepło jednym szczerym uśmiechem. Ginny nigdy nie była tak sentymentalna, chociaż Luna czuła często nieodpartą pokusę, by w jakiś sposób złamać swoją rudą przyjaciółkę. Teraz czuła, że warto porzucić ten pomysł i skupić się na kimś nowym, kto klęczał przed nią i swoim czułym uczuciem próbował wedrzeć się przyjaźnie do jej serca.
  Róża na szafce nocnej rozjaśniała pod wpływem bladego promienia słońca, które wdarło się do przyciemnionego pokoju uczennic Ravenclaw.
 *
  Neville powziął swój plan i postanowił z chęcią wprowadzić go w życie. Choć był on niebezpieczny, groził mu utratą sił, zdrowia i rozsądku, a ponadto igrał z siłami nieczystymi, nie ugiął się pod żadnym z tych zagrożeń. Potrafił sam wiernie przeczekać swój ból, ale jeśli była to sprawa związana z Luną, nie mógł dać za wygraną i ponad wszelkie siły pragnął wydrzeć z siebie prawdziwego Gryfona. Wystarczyło odczekać kilka minut, kiedy z pokoju nauczycielskiego wynurzyła się cała gromada czarnych kapturów, a wśród nich wróg numer jeden, który dla Neville’a był celową zdobyczą.
- Za kilka dni ogłosimy kolejne spotkanie – zawołał za nim jeden z Śmierciożerców, ale Ślizgon wydawał się go nie słuchać. Szedł własną drogą, nieświadomie prosto w ramiona Neville’a.
- Dupek – wycedził Gryfon, kiedy dostojny młodzieniec przeszedł obok niego niewzruszony. Stanął w tej samej chwili, kiedy chłopak wypowiedział to jedno słowo, odchylił lekko głowę w jego stronę, ale nie obrócił swojej sylwetki, by stanąć z nim twarzą w twarz.
- Spadaj, Longbottom – wysyczał Malfoy i już próbował ruszyć dalej, kiedy został niespodziewanie zaatakowany.
  Neville przewrócił Dracona na ziemię i przywalił mu z pięści, próbując jak najmocniej mu dokopać i jednocześnie nie pozwolić na to, by sięgnął po różdżkę. Lecz nie trwało to długo, kiedy Gryfon poczuł, jak jakaś niewidzialna, potężna siła odepchnęła go od Ślizgona na znaczną odległość. Zdumiony, początkowo nie potrafił złapać tchu, ale wspomnienie wściekłości jaka dzisiaj mu towarzyszyła, postawiła go od razu na nogi.
- Nie wiesz, z kim zadzierasz, głupcze – syknął młody arystokrata i próbował odejść, co jeszcze bardziej rozjuszyło Gryfona.
- Jeśli cokolwiek jej zrobiłeś..
  Draco znowu stanął jak skała w miejscu na dźwięk słowa „jej”. Nie rozumiał całego tego fenomenu troszczenia się jeden o drugiego, ale w tym wypadku wydało mu się to o wiele zabawniejsze. Pomyluna błagała go już dwa razy, by zostawił jej przyjaciół, a oto przed nim nawet ten pawian i niedorajda Longbottom prosił o to samo wobec dziewczyny. Gdyby miał w sobie mniej dumy, zaśmiałby mu się w twarz.
- Co sugerujesz, mówiąc „jej”?
- Rozmawiałeś z nią w tajemnicy.. – warknął Neville, który zbliżał się ponownie do Ślizgona, tym razem rozważnie i powolnie.
- Zazdrosny? – Draco miał ochotę zwymiotować, gdyż po raz pierwszy w życiu zamienił z tym głąbem więcej niż dwa zdania. Było mu też niedobrze na myśl o samej Pomylunie, która najwidoczniej myślała sobie za dużo i sprawiała mu kolejne problemy.
- Chyba sobie żartujesz – Neville zazgrzytał zębami z wściekłości – O ciebie? Ona nienawidzi ludzi twojego pokroju.. Chodzi mi tylko o to, byś się do niej nie zbliżał.. Jeśli stanie się jej jakakolwiek krzywda.. To wiem, komu przywalę..
  Draco poczuł kolejną napływającą falę gniewu i to nie ze względu na to, że gadali o tej durnej dziewczynie, ale przez sam fakt, że Longbottom ośmielił się go poniżyć twarzą w twarz.
- Zamknij się, sukinsynu – z tymi słowami Malfoy rzucił się na Gryfona, nie pozwalając mu na kolejne obelgi pod swoim adresem. Wiedział, że z nowymi siłami i umiejętnościami Neville nie miał szans, więc po kilku uderzeniach, zostawił go na wpół przytomnego na środku korytarza. Odchodząc poprawił elegancko granitowy garnitur, zapiął odpięty guzik i ulizał platynowe włosy, by swoim wyglądem nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
 „Ona nienawidzi ludzi twojego pokroju..”
.. Pomyluna Lovegood zsyłała na niego coraz cięższe zmartwienia, więc postanowił za wszelką cenę stłumić te niesnaski. Jedynym wyjściem było zwrócenie na nią uwagi i skuteczne zakończenie z nią jakichkolwiek zbędnych kontaktów.

2 komentarze:

  1. Witaj!
    To niesamowite, że postanowiłaś ponownie kontynuować bloga. Pamiętam, jak parę lat temu zaczęłam czytać Twoje wpisy, później coś się stało i miałaś przerwę, zmiana strony itd itd i dopiero niedawno na Facebooku zobaczyłam, że wkleiłaś kolejny rozdział. W skrócie jestem tak mile zaskoczona, że brak mi słów. Czuję się związana z Twoim opowiadaniem, patrząc na ilość czasu, który poświęciłam na czytanie rozdziałów i czas odkąd mam styczność z tymże blogiem. Wiążę z nim swoje wspomnienia, jak jeszcze parę dobrych lat temu rozpoczęłam swoją drogę z Harrym Potterem i zaczęłam czytać i poznawać Twoją osobistą historię Luny i Dracona. Czytanie Twoich wpisów, to jak cofnięcie się wstecz i możliwość odpoczęcia od coraz to większych obowiązków. Jestem Ci niezmiernie wdzięczna za to. Uwielbiam to, jak piszesz i doceniam to, jak bardzo się starasz, aby ten blog nie przepadł. Twoja wierna fanka
    ~Arbuzek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cierpliwość i za te miłe słowa! Muszę przyznać, że pisanie idzie mi czasem opornie, ale brnę do przodu i poprawiam coraz to więcej moich rozdziałów. Pozdrawiam ciepło i zachęcam do dalszego czytania!

      Usuń