wtorek, 27 listopada 2018

~26~

 Dla Luny kamienny gobelin prowadzący do gabinetu dyrektora wydawał się żywy i według niej, co kilka sekund próbował poruszać żelaznymi skrzydłami. Krukonka nie zwracała uwagi na nic innego poza tym posągiem, który w każdej chwili mógł oderwać się od podłoża i wzbić w górę. Czekała uporczywie na jakiś znak, ale nie otrzymała odpowiedzi, choć uparcie wierzyła, że gobelin jednak żyje i za chwilę poruszy skrzydłami.
- Wszystko przez ciebie – odezwał się Malfoy, który nadszedł z prawej strony widocznie niezadowolony z kolejnego spotkania z Krukonką, z którą obiecał zerwać kontakty już dawno. Nic jednak nie mogło mu pozwolić na spełnienie tego marzenia. Wszystko wydawało się pogrywać na jego nerwach.- Gdyby nie ta wczorajsza sytuacja, nie byłoby nas tutaj.
- Witaj – odpowiedziała mu niewzruszona.
- Może w innych okolicznościach byłbym milszy, lecz wybij to sobie z twojej pustej głowy..
- Kto nas zauważył? – Luna ponownie spojrzała na posąg, choć straciła już nadzieję, że ożywi się po tym, gdy przerwała z nim kontakt wzrokowy. Może kilka sekund dłużej, a pod wpływem jej zaciętego wzroku masywny, kamienny ptak poruszyłby swym ciałem.
- Po co wpatrujesz się w ten gobelin? – Draco zignorował jej pytanie, gdyż sam nie znał na nie odpowiedzi, więc próbował zmienić tor tej dziwnej rozmowy.
- Wierzysz w żywe posągi?
- No przecież jest ich mnóstwo w tym zamku! – zdziwił się, gdy wyszeptała mu pytanie, które zabrzmiało w jej ustach jak bezcenna prawda.
- No właśnie.. Ale ten jest martwy.. Może tkwi w nim coś niepojętego?
- Wiesz co, Lovegood.. – westchnął zażenowany chłopak – Mam ważniejsze sprawy na głowie.. Na przykład, czekającą rozmowę z Severusem.. Immortalitatem..
  Na dźwięk ostatniego słowa gobelin zwinął skrzydła, skrzypiąc przy tym jak stare, nienaoliwione wrota i ukazał tym samym schody prowadzące do gabinetu. Luna widziała wcześniej taki pokaz, kiedy musiała stawić się u Snape’a razem z przyjaciółmi na przesłuchanie.
- To są czary, dziewczyno.. W jakim ty świecie żyjesz?
  Draco nie czekał na odpowiedź, nie miał najmniejszej ochoty słuchać porąbanej gadaniny, więc jak najszybciej stawił się przed drzwiami. Dyrektor wiedział już, kto stoi po drugiej stronie, więc pozwolił im wejść bez ociągania.
  W gabinecie znajdował się tylko Snape. Stał przy otwartym oknie, które wpuszczało masy świeżego acz zimnego powietrza, pozwalając na wstępie ochłonąć nowym gościom przed rozmową z dyrektorem. Dopiero, kiedy Draco trzasnął za sobą drzwiami, przerywając gwałtowne podmuchy wiatru spowodowane przeciągiem, czarnowłosy mężczyzna zwrócił na nich swoją uwagę. Najpierw zacmokał niezadowolony, ukazując tym samym swoją dezaprobatę lub jak wydawało się Draconowi, jego wuj był po prostu nierad z obecności Krukonki.
- Akurat mieliście czas, by przyjść teraz? – powiedział na początek, co nie zabrzmiało jak pytanie, lecz jak przygana.
- No cóż.. – to chłopak postanowił odpowiadać, obawiając się, że Luna mogła poprowadzić dziwną rozmowę, a zależało mu, by wyrwać się z gabinetu jak najszybciej.- Gdyby nie te trwające choroby i dziwne zjawiska z nauczycielami, mielibyśmy zajęcia i wtedy by nas nie było.. Wuju, zrobiłeś coś z tym?
- Nie zadawaj mi durnych pytań, bo nie jestem niańką – żachnął się dyrektor i spojrzał badawczo na Lunę, która nie oddychając, nie zostałaby przez niego nawet zauważona. Dziewczyna odebrała to jako niepokój ze strony dyrektora, który wolałby nie rozmawiać w ten sposób ze swoim chrześniakiem w obecności obcej osoby.
- Przecież musisz coś wiedzieć o tych dziwnych zjawiskach! Dlaczego żaden Śmierciożerca nie jest chory? – Draco nie dawał za wygraną i przycisnął Snape’a mocniej, co wstrząsnęło Luną, gdyż nigdy nie odważyłaby się w taki sposób odezwać do kogokolwiek z rodziny.
- Skończ z tym, Draco! – warknął mężczyzna.- Niektórzy też poddali się dziwnym rzeczom. Wysoka temperatura ciała, duszący kaszel.. Nie są w stanie nic powiedzieć.. Na pewno jeszcze przez jakiś czas zajęcia odbędą się w Wielkiej Sali pod nadzorem..
- A jakiś eliksir? Na pewno masz jakiś?
- A co ty się tak troszczysz o nauczycieli, Draco? – Severus podszedł do chłopaka dość energicznie i zbadał go uważnie.
- Mam gdzieś większość tych dupków – odpowiedział młody.- Ale mam również dość zajęć z nic nieumiejącymi idiotami.. To mnie wkurza najbardziej, bo tracę wtedy czas. Mógłbym jeździć z Victorią w różne miejsca lub uczęszczać na spotkania, a w taki sposób tkwię bezradnie w zamku!
- Uważaj, przy kim to mówisz!
  Dyrektorowi oczywiście chodziło o Lunę, która nadal milcząc nie zwracała nikomu uwagi. Słyszała tylko pojedyncze zdania z tej rozmowy, gdyż swoją ciekawość zwróciła w stronę półek z ogromną ilością Veritaserum. Do głowy przyszły jej dziwne oraz niedorzeczne pomysły, jak na przykład ten, czy gdyby wypiła jeszcze raz ten eliksir, powiedziałaby wszystko, o co mogliby ją zapytać?
- Ona i tak wie dużo, nie mogę narażać niczego, więc nie spuszczam jej z oka – odrzekł Draco po chwilowej przerwie, szukając w głowie na szybko jakiegoś sensownego wyjaśnienia, gdy patrzyli obaj na Krukonkę.
- Właśnie zauważyłem, mój drogi – powiedział przyciszonym głosem dyrektor i usiadł za biurkiem. Na nim leżał niedawno przeczytany dokument, przytwierdzony do blatu buteleczką atramentu, by w ten sposób nie spadł on na ziemię przy zbyt mocnym podmuchu wiatru. Snape delikatnie odsunął flakonik wypełniony płynem, by chronić w ten sposób pergamin i pokazał go Ślizgonowi. Zamachnął nim również przed oczami Luny, by w końcu mógł uzyskać jej uwagę.
- Dostałem anonimowe pismo, Draconie, że wraz z panną Lovegood szybowaliście na bestii ponad jeziorem wczoraj o dość wczesnej sobotniej porze.. Czy to prawda? – ostatnie pytanie zadał szyderczym tonem.- Razem z oto tutaj obecną.. panną.. Lovegood? – na dodatek wypowiedział jej imię jak nazwę najobrzydliwszego robaka.
- To dość skomplikowane.. – rzekł zażenowany Ślizgon, próbując swoim morderczym wzorkiem powstrzymać Krukonkę, by przypadkiem nie odważyła się zeznawać.- Widziałem ją, jak zmierza do lasu w tym czasie, kiedy rozkazałeś patrolować dookoła zamku. Samotne spacery w tamtą stronę nie są dozwolone, więc musiałem ją dogonić.. Tam sprawy się pogmatwały.. Mogli zauważyć ją inni, a nie chciałem wzbudzać podejrzeń Śmierciożerców.. Ci kretyni byliby zdolni pomyśleć, że kombinuję coś z Lovegood, więc jedynym wyjściem była ucieczka na testralu..
  Gdy Draco odsapnął po męczącej, acz „wzruszającej” dla Snape’a historii, dyrektor wpatrywał się jeszcze chwilę w swojego chrześniaka, a potem zwrócił się do dziewczyny.
- Masz zakaz wybierania się do lasu, panno Lovegood.. Minus dziesięć punktów dla Ravenclaw.. A niech się dowiem, że coś kombinujesz, dziewczyno..
  Krukonka znając prawdziwą historię z wczorajszego dnia, nie spuściła wzroku, gdy została przyciśnięta ciężarem ciemnych, badawczych oczu dyrektora. Mogłaby mu powiedzieć, by lepiej użył eliksiru z nieskończonego pokładu Veritaserum, które trzymał na półkach na swoim chrześniaku, ale nie mogła być złośliwa, gdy tak naprawdę lekko została ukarana. Dyrektor przejmował się inną sprawą, niż zakazany lot dwójki szaleńców na testralu nad jeziorem. Kręcił nerwowo nosem i tupał częściej nogą, a co więcej, nie usiedział w jednym miejscu dłużej niż dwie minuty.
- Panie dyrektorze – zaczęła miękko, próbując złagodzić sytuację delikatnym, rozmarzonym głosem, na dźwięk którego Dracon od razu zwymiotowałby przez okno.- Czy wszystko w porządku? Drży pan..
  Malfoy z wrażenia musiał spojrzeć się na Lunę pierwszy raz odkąd tu wkroczyli i utkwił w niej wzrok, za którym kryło się tysiące szalejących uczuć. Nie wiedział, czy ma roześmiać się z tej sytuacji, czy czekać, aż Snape zamorduje idiotkę. Z drugiej strony, musiał przyznać, że dziewczyna była nadzwyczaj odważna.
- Pamiętaj, Lovegood, że przydzielono cię do Ravenclaw, a nie do prawie niedorozwiniętych Gryfonów, więc utrzymaj renomę swego domu za pomocą zwykłego milczenia. Jest ono bardziej pomocne i szlachetne w wielu sytuacjach, a w szczególności wtedy, gdy ma się do czynienia z własnym dyrektorem.. Zrozumiałaś?
- Przepraszam, dyrektorze, lecz nie wiedziałam, że zwykłe pytanie o pański stan zdrowia może tak pana zaskoczyć.. Proszę mi wybaczyć..
  Jeszcze nigdy wcześniej Draco nie widział tak poważnej i formalnej Luny. Dlaczego nie zignorowała słów Snape’a, lecz wdała się z nim w żenującą rozmowę?
  Luna tak naprawdę nie mogła znieść tej sytuacji. Nie mogła uwierzyć, że Malfoy w obecności swojego wuja kłamał mu w żywe oczy, przez co coraz bardziej przekonywała się o prawdziwej, dwulicowej naturze Ślizgona. Nie panowała nad własnymi słowami, choć mimo to starała się być nadzwyczaj uprzejma. Aż do ostateczności, by nie dopuścić Ślizgona do głosu. Przy okazji, naprawdę czuła, że dyrektora czekało dzisiaj więcej niespodzianek. Nie myliła się.
- Severusie!
  Do gabinetu wbiegła profesor Rodley, która na widok dwóch znajomych twarzy stanęła przed nimi i zapomniała o tym, z czym przybyła. Jej uwaga skupiła się na beztroskiej twarzy Luny, która wyrażała tylko zdziwienie.
- Tak, Rodley? – Snape przerwał to chwilowe przedstawienie jednym warknięciem.
- Już tu przybyli!
- Kto? – wtrącił Draco, któremu wcale nie pasował dziwny kontakt jego profesor z Lovegood. Obdarzył dziewczynę wrogim spojrzeniem, lecz ta patrzyła jak zaczarowana na kobietę.
- Nasi nowi, chwilowi goście.. Mówiłeś, Severusie, że nie przybędą dzisiaj!
- Bo tak myślałem! – odrzekł jej zdenerwowany dyrektor i spojrzał znacząco na drzwi.- Są niedaleko.. Weź Lovegood w głąb gabinetu.. Nie mogą jej zobaczyć..
- Denerwujecie mnie! – huknął Draco i złapał profesor za ramię, by uzyskać jakąś podpowiedź.
- Bellatrix przybyła z mężem na polecenie Czarnego Lorda, by osobiście zdać mu relację z kontroli.. Przybył jeszcze z nimi Rookwood.
  Na podłogę upadła sterta książek, które Luna zrzuciła, próbując kilka ominąć, kiedy wspinała się po schodkach. Ponownie odczuła to dziwne uczucie, które niedawno zrodziło się w jej umyśle na dźwięk tego znajomego, lecz okrutnego nazwiska.
- Uważaj jak idziesz, Lovegood! Nie rób niepotrzebnego hałasu! – Snape zwrócił jej żywo uwagę, ale po chwili o tym zapomniał, za to profesor szybko pomogła posprzątać niepotrzebny bajzel.
- Do góry, szybko! – ponagliła ją kobieta i już schowały się w miejscu za skrzynią, obładowaną pergaminami i woluminami, piętrzącymi się w każdym miejscu przed nimi jak papierowe góry.
  Rookwood.. Lunie serce podeszło do gardła z powodu niezrozumiałego strachu. Z ledwością mogła przypomnieć sobie jakiekolwiek przyczyny takiego stanu. Czy wiązało się to z nagłymi odwiedzinami bestialskiej Lestrange, którą Luna dobrze znała ze zdjęć z Proroka Codziennego, oskarżoną przede wszystkim o znęcanie się nad rodzicami Neville’a, czy bała się, że zobaczy tego, który wzbudzał w niej niezrozumiałe uczucia, jakby jeszcze niedawno wiązało ją z nim kilka wydarzeń, o których być może już zapomniała? Od razu przed jej oczami ukazał się Departament Tajemnic, gdzie w jednym z wąskich korytarzy stał on. Śmierciożerca, który zaatakował Lunę i więził ją w swoim ramionach – Augustus Rookwood. Pędząc zagmatwanymi torami swojego umysłu dostrzegła jeszcze jedno wspomnienie. Tak.. To on groził ojcu, by produkowany regularnie „Żongler” został natychmiast usunięty, bo inaczej dobiorą się do niej.. To było tak dawno.. Miała zacząć Hogwart, czy nawet miała rok za sobą.. Wszystko jeszcze było zbyt pogmatwane. To dlatego na jego nazwisko reagowała lękiem..
- Nie ukazuj się pod żadnym pozorem – powiedziała szeptem profesor, obejmując Krukonkę za ramię, by w ten sposób dodać jej otuchy.
  W jej oczach Luna dostrzegła zrozumienie, przez co zaczęła zastanawiać się teraz nad tym, czy nauczycielka znała jej prawdę.. Było to niedorzeczne, ale miała też ogromną ochotę opowiedzieć jej o swoich obawach.
- Spokojnie.. Ja tu jestem..
  Wiedziała, że mogła na niej polegać.. Delikatnie wychyliła się, by móc obserwować sprawy z ukrycia bez bojaźni, że zostanie odkryta. Pergaminy i książki tworzyły świetny mur, zza którego z pewnością ukrywający się świadkowie mogli czuć się bezpiecznie.
  Drzwi rozwarły się na oścież, w których ukazała się w całym swoim majestacie Bellatrix Lestrange. Ubrana w czarną, koronkową suknię, z rozwichrzonymi, błyszczącymi włosami, w których tkwiły nierozczesane krucze loki prezentowała swoją wielmożność i bogactwo. Gdyby nie szpecący ją uśmiech, z pewnością wyglądały lepiej, ale brudne, krzywe i ostre zęby zbyt często wystawały przy tak fałszywym grymasie, który z trudem ktokolwiek mógłby nazwać uśmiechem. Jej mąż nie powodował takiego hałasu, lecz również wyglądał jak znakomitość prosto z obrazów wielmożnego rodu. Jego wyraz twarzy, kryjący się pod czarnym kapeluszem z pawim piórem, świadczył przede wszystkim o znudzeniu. Lekkim skinięciem głowy powitał dyrektora oraz Dracona, który w przeciwieństwie do Luny w ogóle nie obawiał się tak przeraźliwego towarzystwa.
- Czyżby nie brakło was? Słyszeliśmy, że nie przybędziecie sami..
- Tak, tak, Sev – odparła bezczelnie Bella.- Ten skubaniec idzie za nami jak pies, więc niedługo tu..
- Oczekiwaliście mnie, Severusie?
  Ręka Victorii zadrżała szybciej niż Luna mogła zareagować. Zaciśnięte prawie do białości usta nauczycielki przeraziły Krukonkę, lecz nie mogła pozwolić sobie na żadne słowa w takiej chwili. Rookwood wyglądał dramatycznie inaczej od dwójki, która odwiedziła gabinet pierwsza. Gdyby ktokolwiek spytał się o tego człowieka, na pewno uzyskana odpowiedź brzmiałaby, że Śmierciożerca wrócił z odrabiania brudnej roboty i szykował się na kolejną, bez potrzeby ochłonięcia lub co najmniej, przebrania się. Skórzana kurtka była ubrudzona, postrzępiona w niektórych miejscach, a spodnie w kratę leżały na jego biodrach niechlujnie i nierówno. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost, a pod oczami sińce z powodu wyczerpania niekończącą się brutalną pracą. Gdy odwracał się dookoła, by zbadać kilkoma spojrzeniami gabinet, Luna zauważyła, jak jego skołtunione włosy spięte fioletową wstążką odstają w różne strony.
- Nie podchodź do mnie na krok, kretynie – warknęła w jego stronę Bellatrix, stojąc najbliżej uchylonego jeszcze okna.- Śmierdzi od ciebie na kilometr.
- To zapach moich ofiar, czyż nie przyjemny? – zarechotał Rookwood, a potem podszedł do Mafloy’a, by podać mu upierścienioną dłoń na powitanie.
- Widać, że dorobiłeś się, Augustusie – odparł młody, zerkając na rękę, którą właśnie uściskał.
- Wybrałem najlepszą robotę..
  Bella zacmokała z dezaprobatą, a potem zmierzyła swojego męża wzrokiem, w którym kryła się najzwyklejsza nienawiść.
- Podaj mu go.. Na co czekasz?
  Pan Lestrange ospale i beznamiętnie raczył wyjąć kopertę, której domagała się jego żona. Śmierciożerczyni wyrwała mu ją z dłoni, gdy tylko wyciągnął pergamin na światło dzienne. Zachowywała się jak rozwydrzona nastolatka, ale tak naprawdę wypełniała ją wściekłość, którą musiała w jak najszybszym czasie wyrzucić z siebie, a okazję po temu oczekiwała w liście, za którego czytanie wziął się Snape.
- Czarny Pan życzy sobie, byście spatrolowali zamek.. Wiem, że nie był ostatnio zadowolony z przebiegu przesłuchań…
- Jak to możliwe, że jeszcze niczego się nie dowiedziałeś, Severusie?! – jęknęła Bella, chodząc po gabinecie jak rozzłoszczona kura, która zaraz zniesie jajko. Na dodatek nie zważała na przedmioty należące do dyrektora i brała je do ręki, by po chwili albo nimi rzucić, albo je zniszczyć.
- Pomyśl przez chwilę, Bella, ile mamy uczniów w szkole..
- Co za problem?!! – przerwała mu bezczelnie.- W dwa tygodnie zdołałabym przesłuchać wszystkich..
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że proponujesz tutaj dwutygodniowy postój… - Snape zasępił się, kiedy wypowiedział te słowa.
- No.. Sev.. Hm – cmoknęła delikatnie, próbując udobruchać swojego kolegę – Co to za problem dla ciebie przyjąć kilku z nas.. więcej?
- Mnie nie licz – odparł obrażony Lestrange i odwrócił się od całego przedstawienia, w którym główną rolę odgrywała jego tępa żona. Luna spojrzała jeszcze raz zaciekawiona na twarz swojej profesor, ale była ona spowita jak z marmuru i żelaza, tak jak gobelin, przed którym Luna czekała na Dracona. Być może ostatecznie on odżył i wstąpił w ciało nauczycielki, gdyż żadną miarą nic nie było w stanie poruszyć kobiety.
- Pozwól, Severusie wypełnić wolę Lorda – wtrącił Rookwood, któremu znudziło się zwiedzanie dolnej części gabinetu i chciwie spoglądał w jego głąb. Oczywiście, musiał o tym zapomnieć, gdyż nigdy nie pozwolono by mu szperać poza kontrolą dyrektora.
- Nie zamierzam się sprzeciwiać, ale wolę negocjować w sprawie, która nie jest zawarta w liście.. Nie mam ochoty na spełnianie waszych życzeń.. – warknął na koniec i rzucił list na biurko.
  Poza okiem swoich gości przekazał Draconowi anonimowy list o tajemniczym locie dwójki wariatów. Nie chciał, by ktokolwiek nieproszony to zobaczył i zrzucił jakąkolwiek winę na jego chrześniaka.
- Jak inaczej możemy sprawdzić zachowanie i tajemnice uczniów w tej plugawej szkole jeśli nie zostaniemy na dłużej? – mruknęła Bellatrix, siadając w końcu na biurku Snape’a i zabierając się do przeglądania jego notatek.
  Severus odsapnął w duchu, widząc, że kobieta nie będzie miała okazji przeczytać zarzutu na Dracona.
- Mam absolutną pewność, że spełniam należycie swój obowiązek..
- W to nie wątpimy – ciągnęła Śmierciożerczyni swoim czułym, jadowitym głosem.- Ale sam jeden nie dasz rady, a Czarny Pan potrzebuje już teraz jakiś ciekawych i interesujących informacji.. Co prawda, ma ważniejsze sprawy na głowie, dlatego pragnęliśmy z całego serca pomóc jemu i naszym beznadziejnym pobratymcom i odciążyć go w tak ciężkim okresie..
  Draco wyglądał na jeszcze bardziej bladego. Z trudem nie opuszczał głowy pod ciężkim wzrokiem znajomych Śmierciożerców i dlatego musiał odważnie znosić te kpiny i żałosne żarty. Trzymał w duchu stronę swojego wuja i pragnął, by wygrał tą sprawę, gdyż nie życzył sobie w zamku dodatkowej liczby osób. Jeśli zostaliby na dłużej, wszyscy powariowaliby ostatecznie.
- Ja znów nie jestem pewny tego, co robisz, Severusie – przerwał im na chwilę Rookwood, by zbadać reakcję pozostałych i po chwili uniósł jeszcze wyżej swoją głowę i kontynuował - Zbyt gładko traktujesz mugoli, którzy jeszcze, o dziwo, chodzą do tej szkoły. A nasi koledzy, stanowiący mniemaną wartę, nie dają rady. Ta większość to głupcy, którzy najchętniej zajrzeliby pod spódniczkę ładniutkiej panienki, a nie wymierzali odpowiednie kary..
- Pilnuj języka, Augustusie! – Snape zareagował złością, co wywołało cyniczny uśmiech na twarzy Śmierciożercy, choć na trochę go uciszyło.
- Przejdź do puenty, Snape – powiedział rozkazującym tonem Lestrange.- Nie mamy czasu..
- Nie mogę, gdyż więcej ludzi zbuntuje się przeciwko takiemu traktowaniu..
- Czarny Pan jest na tyle potężny, że nikt nawet nie piśnie słowem! - wrzasnęła Bella, która wyczuła obrazę w odpowiedzi Snape’a.- Wątpisz w Lorda, Severusie?
  Draco utkwił zakłopotane spojrzenie w twarzy swojego wuja, obawiając się, że zbyt długa przerwa może zadziałać na jego niekorzyść. Jednak dyrektor znał lepiej niż wszyscy zasady ludzkich zachowań i bez chwili wahania odpowiedział głośno i wyraźnie:
- Oczywiście, że nie.
- Mam nadzieję, że pan Longbottom na mnie czeka.. – mruknęła Bella, a Luna słysząc te słowa westchnęła zbyt głośno.
  Draco usłyszał to, ale może jako jedyny, gdyż stał dalej od całego głównego zgromadzenia, a co więcej był świadomy obecności Victorii oraz Lovegood za sobą i dlatego był bardziej przewrażliwiony.
- .. w końcu mamy dwa tygodnie! – dokończyła swój wywód Bella i zeskoczyła z biurka z odczuciem triumfu.
  Snape stał nieruchomo jak kamienny posąg, któremu można byłoby i napluć w twarz, a nie poruszyłby nawet palcem.
- Idziesz z nami, Rookwood? – zapytała Śmierciożercę kobieta i łypnęła na niego groźnie.- Czy wracasz do domu, by zając się swoją robotą?
- Dałem sobie spokój z tym wydawnictwem, więc jestem wolny..
- Jakim wydawnictwem? – zainteresował się Draco, którego tak naprawdę ta sprawa mało obchodziła, ale chciał dać wujowi jeszcze choć trochę czasu na powstrzymanie decyzji, jaką powzięto przed chwilą.
- Ksenofilius Lovegood działa nam znowu na nerwy, ale niedługo będzie usunięty ze swojej posady raz na zawsze..
  Luna zakryła usta dłonią, wydając z siebie rozpaczliwy jęk. Victoria chwyciła ją za rękę i chwilę ściskała, by dziewczyna nie wpadła na szalony pomysł odkrycia ich kryjówki. Rookwood, który jako jeden z gości pozostał jeszcze w gabinecie, odwrócił głowę w kierunku, gdzie za kufrem siedziały kobiety.
- To pewnie jedno ze stworzeń, które Severus trzyma w głębi pokoju – odparł Draco, również patrząc w tą samą stronę, co Augustus.- Nie czeka na ciebie Bella?
  Rookwood bez słowa wyszedł z pomieszczenia, zostawiając za sobą głuchą ciszę, która trwała jeszcze przez jakiś czas, dopóki Victoria nie zdecydowała się wyjść i stanąć wstrząśnięta przed obliczem dyrektora.
- Nie wierzę.. Jak prosto poddałeś się urokowi Belli.. – tylko na imię Śmierciożerczyni padł ostry, mocny akcent, co ukazywało czystą nienawiść nauczycielki do tej kobiety.
- Nie miałem wyjścia.. Ale postanowię wykonać kilka sztuczek..
- Uśpisz ich, wsadzisz na dwa tygodnie do izolatki, będziesz powiadamiać Lorda o ich mniemanych postępach, wsadzisz im do głowy cudze wspomnienia i puścisz jak niewinne ptaszki z klatki? Taki masz plan?
- Inaczej niż spokojnie i cicho nie da się tego zrobić..
- Severusie, tu trzeba działać szybko – wtrącił Draco i wtedy ujrzał Lunę, która wyszła z ukrycia.
  Teraz do niego doszło, że ostatnie ze słów Rookwooda dotyczyły jej ojca, a co więcej Bellatrix wspominała co nieco o Neville’u. To wszystko zadziałało na Krukonkę jak sól na ranę, a uczucia jakie malowały się na jej twarzy były zbyt widoczne. Drżała, gdy schodziła z podwyższenia, chowała oczy, w których kryły się łzy, ale Malfoy doskonale to widział. Nawet nie zwrócił już uwagi na kłótnię Snape'a i Viktorii.
- Nie mam wyboru.. I ja to wykorzystam – dokończyła tą rozmowę profesor i nie dając dyrektorowi dojść do słowa, zwróciła się w stronę dwójki czekającej z boku. Od razu dostrzegła zmiany na twarzy dziewczyny i zareagowała błyskawicznie.- Idziemy do mojego pokoju.. Ona nie może wrócić w takim stanie do dormitorium..
  W oczach nauczycielki kryło się przerażenie, którego Draco kompletnie nie rozumiał. Czyżby zwykły brak rumieńców, drżenie kończyn i rozbiegane oczy uczennicy mogły aż tak zwrócić uwagę profesor?
- Nie rób głupstw, Victorio – powiedział Snape i nie zwracając większej uwagi na stan Krukonki, wrócił do swoich zajęć roztrzęsiony dzisiejszymi wydarzeniami.
  Gdy byli już z dala od gabinetu, profesor kazała Draconowi sprawdzić najbliższe korytarze, gdyż za nic w świecie nie życzyła sobie spotkania z nowymi gośćmi. Całą swoją uwagę poświęciła Lunie, która nie zważała na drogę po jakiej szła. Gdyby nie pomoc, mogłaby dawno sama się zgubić, więc nauczycielka musiała zaopiekować się nią sama i odstawić w bezpieczne miejsce.
- Nie chcę za żaden skarb Merlina, by Bellatrix urzędowała w zamku! – przemówił Draco jako pierwszy, gdy weszli do gabinetu profesor.
  Kobieta usadziła Krukonkę na kanapie, by następnie zająć się warzeniem czegoś ciepłego do skosztowania.
- Nikt nie chce, mój drogi – odparła po jakimś czasie, skupiając się bardziej na stanie dziewczyny, niż nad problemem Śmierciożerców.- Ale ja to załatwię..
- Będziesz się w to wtrącać? Lepiej byś została w ukryciu…
- To do mnie niepodobne – wypiła szybko szklankę wody, by ocucić siebie samą. Po kłótni ze Snapem w gardle paliło ją jak po ostrej przyprawie.- Gdy zostaną tu na dwa tygodnie, jakie dajesz mi prawdopodobieństwo, że mnie nie zauważą?
- Co za bezczelność z ich strony, że nawet nie zapytali o ciebie!
- Wystarczy – ucięła mu w dość krótki i stanowczy sposób profesor i zerknęła na Lunę, ale ta nadal siedziała bez słowa, nieobecna duchem.- Jeszcze nie teraz..
  Draco domyślił się, o co rozchodziło się nauczycielce, a nawet poczuł dziwne zadowolenie z tego powodu. W końcu, Lovegood nie była dopuszczona do skrytych informacji o jego opiekunce, co nawet wywołało drwiący uśmiech na jego twarzy. - Rzucę na nią zaklęcie, gdy wyjdzie stąd.. Ale musisz iść obok niej, gdyż nadal obawiam się, czy wie, co się wokół niej dzieje..
- O co się w ogóle rozchodzi? Dlaczego Lovegood wygląda jak żywy, niemyślący trup?
- Jej ojciec..
  Na dźwięk tych słów, Luna podniosła ogromne, niebieskie oczy i spojrzała błagalnie na profesor. W jej umyśle szalało mnóstwo wspomnień, które zbudziły się w jednym czasie zbyt brutalnie, by Krukonka mogła myśleć racjonalnie.
- On nie może tu zostać, gdyż będzie chciał znaleźć okazję ku temu, by wykorzystać Lunę do swoich celów..
  Malfoy ponownie zasępił się i odwrócił od kobiet, by ukryć grymas wściekłości na swojej twarzy. Z radości przeszedł gwałtownie w gniew, gdy usłyszał, że Victoria przejmuje się za bardzo młodą Lovegood.
- Luna – rzekła do niej profesor.- Wrócisz bezpiecznie do dormitorium, ale obiecuję ci, że zajmę się tym, co trzeba..
  Chłopak nie pojmował sensu tych słów, był zbyt zażenowany i zajęty swoimi uczuciami, by nad tym dumać.
- Ora non visibile – Victoria wymierzyła różdżką w dziewczynę, ale nic się nie stało. Draco stał zdumiony, gdyż po raz pierwszy w życiu był świadkiem niepowodzenia swojej nauczycielki w czarowaniu cudzymi zaklęciami.
- Teraz możesz ją zaprowadzić – powiedziała zdecydowanie i pomogła Lunie wstać.
- Ale.. czekaj.. Przecież ona.. – Draco zaplątał się w swojej wypowiedzi i umilkł, zdumiony wpatrując się w Krukonkę.
- Ty i ja ją widzimy, bo tylko świadkowie tego zaklęcia są w stanie ją ujrzeć.. Ale reszta osób nie. Udawaj, że spacerujesz lub lepiej sprawuj funkcję prefekta jak potrafisz najlepiej..
- Nie potrzeba mi powtarzać – powiedział zadowolony, ale zbadał zimnym wzrokiem dziewczynę, której od kilku chwil zbierało się na płacz.
- Jest zbyt wstrząśnięta.. Rookwood.. jest związany z jej życiem bardziej niż się wydaje.. A ja znam tego skurwysyna.. – twarz Victorii ponownie przyjęła kamienny wyraz – No, idźcie już.. No.. A! Pamiętaj, by ją odczarować, zanim wejdzie do dormitorium.
  Draco nie miał zamiaru pytać się o tą sprawę czy drążyć temat, gdyż sprawa Lovegood obchodziła go teraz najmniej. Dopiero, gdy przejdzie mu złość, zdecyduje się dopytać o te tajemnice, ale teraz zajmowała go bardziej rzecz związana z odprowadzeniem idiotki. Gdyby i ona mogła stać się dla niego niewidoczna, nie poniósłby winy za jej zgubienie.. Choć.. Ciekawa myśl przeszła mu przez głowę. Dziewczyna była w takim stanie, drżała jeszcze, gdy podszedł do niej bliżej.
- Dziękuję, Draco – uśmiechnęła się do niego słabo i co więcej, chwyciła.. nie.. uczepiła się jego ramienia! Chłopak zaniemówił, a wszystkie myśli wyparowały z jego rozumem.
- Do zobaczenia – Victoria odprowadziła ich pod drzwi, a potem zamknęła za nimi, by nie kusić siebie samej wyjściem poza gabinet.
  Malfoy pamiętał, że musiał wyglądać naturalnie, więc wypiął pierś do przodu, opuścił jedną rękę, a drugą podtrzymywał rozpiętą szatę, by jednocześnie wyglądać zwyczajnie, a także dać możliwość Lovegood, by mogła się go trzymać.
- Gdybym mógł rozmawiać z tobą bez obaw, powiedziałbym ci kilka słów, co o tym wszystkim myślę, ale nie chcę po raz setny zwracać uwagę na twoją bezceremonialną przyjaźń z Rodley..
- Chcę tylko dojść do sypialni.. – powiedziała osłabiona, wdychając ciężko powietrze, jakby kilka kroków potwornie ja zmęczyło. Draco nie wiedział, że dziewczyna chciała jak najszybciej położyć się i usnąć.
- Być może jesteś niewidzialna, ale pamiętaj, że nie wszyscy przyzwyczajeni są do dziwnych głosów w pustce.
- Jak nie wszyscy do rozmowy z samym z sobą..
  Malfoy poczuł, jak się gotuje, ale nie mógł zareagować złością, gdyż każdy osobliwy ruch mógł przywołać niepożądanych świadków. W ciszy i spokoju, mijając tylko kilka młodych i starszych uczniów Draco przeszedł bez słowa. Po raz pierwszy w życiu stanął przed kołatką Ravenclaw, która zadawała pytania tym, którzy chcieli wejść do środka, testując ich mądrość i rozsądek.
- Witajcie – powiedziała, dostrzegając przed sobą parę, co zdziwiło Dracona, gdyż miał nadzieję, że  rzeczy martwe nie dostrzegą Krukonki.- Pięć królików bawiło się na łące. Nadszedł myśliwy i zabił jednego z nich. Ile królików pozostało na łące?
  Draco prychnął pod nosem i już chciał odpowiedzieć „cztery”, ale Luna go wyprzedziła.
- Jeden, pozostałe uciekły..
- Doskonała odpowiedź. Witam w pokoju wspólnym.
  Ślizgon patrzył w zdumieniu na kołatkę, która otwarła drzwi w chwili, gdy Luna udzieliła poprawnej odpowiedzi. Odczarował prędko dziewczynę, zanim ktokolwiek ich zobaczył i zbiegł ze schodów, by w końcu, oderwać się od towarzystwa Lovegood. Stał w tym samym miejscu, gdzie jeszcze niedawno tańczyła z Longbottem, a ruda Weasley przerwała im świetną zabawę.
  Dziwna dziewczyna..
  Luna w tym czasie wróciła do swojej sypialni, by tam zaszyć się za błękitnymi zasłonami i leżeć na łóżku w spokoju. Choć nie potrafiła zasnąć, czas biegł jednym ciągiem, opieszale, a zegarek, który go wskazywał stojąc na komodzie Klary, wypełniał swoim tykaniem pusty pokój. Luna słyszała jeszcze bicie własnego serca i miała jedną, przeogromną nadzieję, że w końcu i ono zamilknie.
  Klara weszła do sypialni, gdy za oknem całkowicie pociemniało. Luna dopiero wtedy była w stanie zdrzemnąć się na chwilę, gdy słońce schowało się ostatecznie za horyzontem. Jej sen trwał niedługo, bo gdy Klara wkroczyła do pomieszczenia, dołączyła do niej po chwili reszta dziewczyn. Wszystkie były zaniepokojone, nie stanem Luny, ponieważ jej drzemka nie dziwiła nikogo, lecz tym, co działo się w zamku.
- Myślicie, że przyjdą i do nas? – zapytała Vanda, szukając w kufrze jakiegoś opakowania czekoladek, by móc choć na chwilę się uspokoić.
- Powiedziano, że mamy zejść wszyscy na kolację.. Pewnie tam zbierze się część Śmierciożerców – odparła Annette również podekscytowana obecnymi wydarzeniami.
- Zbierzmy się i nie traćmy czasu – ponagliła wszystkich Klara.- Miałyśmy przyjść tylko odnieść książki.
- Racja – przyznała jej słuszność Vanda, choć spakowała do kieszeni dropsy, które zdołała odkryć pod poduszką.- A Luna?
  Dziewczyny odwróciły wzrok w stronę zasłoniętego do połowy łóżka, gdzie mogły ujrzeć śpiącą Krukonkę.
- Ja się tym zajmę, a wy idźcie.. – powiedziała Klara, która nagle poczuła wewnętrzny obowiązek, by zająć się przyjaciółką. Oczywiście, nikt nie domyślił się, że za tym kryje się coś więcej niż zwykłe zadanie obudzenia koleżanki. Klara odczuła gwałtowną troskę i zmieszanie, gdy zobaczyła dziewczynę, która z wymalowanym niepokojem i zmęczeniem na twarzy spała niespokojnie. Gdy zostały same, Luna otworzyła oczy, bo od kilku minut była świadoma tego, co się działo. Słyszała rozmowę pozostałych koleżanek i domyśliła się, że musi się pozbierać, by ruszyć do Wielkiej Sali. Klara nie pytając o nic, pomogła Lunie rozczesać włosy, które skołtuniły się od długiego leżenia na poduszce. Potem wystarczyło im tylko dziesięć minut, by bocznymi skrótami doszły do jadalni, gdzie nie tylko posiłek miał się odbyć, ale ważne, jak nigdy dotąd spotkanie. Uczniowie porozsiadali się przy swoim stołach, Luna mogła dostrzec w tłumie rudą czuprynę swojej przyjaciółki i siedzącego obok niej wzburzonego Neville’a, który patrzył tylko w jedną stronę. Na podwyższeniu stała gromada Śmierciożerców na czele z dyrektorem, który tak samo jak pozostali wyrazem swojej twarzy ukazywał czystą nienawiść wobec każdego niższego mu rangą.
- Jeśli chcecie w spokoju wrócić do swoich dormitoriów, zachowajcie lepiej ciszę, która przysłuży się i mnie, i wam.
  Tak naprawdę w Wielkiej Sali panował spokój, nikt nie miał ochoty na żarty i dlatego słowa Snape’a zabrzmiały dziwnie i nie komponowały się z całą obecną sytuacją. Niektórzy zdołali jego słowa usprawiedliwić tym, że musiał COŚ powiedzieć i tylko to przychodziło mu do głowy w tej chwili. Bellatrix dumna jak wcześniej, ukazując swoją szpetną twarz jak dzieło sztuki, odstąpiła od reszty Śmierciożerców, czując pozwolenie na działanie po wstępnym przemówieniu Snape’a. Spojrzała na kilku Gryfonów, Krukonów, Puchonów, a uśmiechem obdarzyła dom Slytherinu, który najmniej z wszystkich przejmował się zebraniem. Nie dostrzegła Neville’a, choć miała na to przeogromną ochotę, by puścić do niego oko, a nawet pozdrowić na oczach zgromadzonych. Była ciekawa jego reakcji, sensacji, jaką by wywołała, ale nie mogła przedłużać tej znakomitej ciszy, kiedy tyle par oczu wpatrywało się w nią z przestrachem tlącym się w nich jak nierozpalony jeszcze ogień.
- Czarny Pan, który nadał wybranym z nas cenną misję do wykonania, pragnął wam przekazać, drodzy uczniowie, że jest dumny z waszej pracy.. Chce z całego serca, byście współpracowali z nim i oddawali się z pokorą i posłuszeństwem jego zachciankom, które możemy w spokoju usprawiedliwić prostym pragnieniem zwycięstwa nad mugolami. Wykonujemy tą pracę z niewymownym szacunkiem, pilnujemy zasad i nakłaniamy do posłuszeństwa, by nikt więcej nie musiał wykonywać ciężkich prac..
  Kilka uczniów było na tyle odważnych, by spojrzeć z powątpiewaniem na swoich kolegów i koleżanki. Ginny gotowała się w środku, a pod stołem ściskała dłoń przyjaciela, by nie próbował zrobić niczego głupiego.
- Pozwólcie nam na to.. Wasz dyrektor udzielił nam zgody na przebywanie w tym zamku z ogromną radością.. Także i wy zgódźcie się na takie postanowienie.
  Uśmiech Bellatrix był tak samo nieszczery jak jej słowa. Snape jednak nie odkrywał żadnych uczuć, choć mógłby splunąć pod stopy swojej „towarzyszce”. Zastanawiał się tylko nad jednym. Gdzie była Rodley?
- Od dzisiaj.. – kontynuowała dalej, już poważna, bez wymalowanego uśmiechu na twarzy, ale z wyrazem obrzydzenia i znużenia, które tak idealnie pasowało do jej męża.-.. jesteśmy połączeni współpracą, ciężką współpracą.
- Chyba zapomniałaś o jednym, moja droga Bellatrix Lestrange – rzekła Victoria, stojąc oparta o drzwi Wielkiej Sali, twarzą w twarz naprzeciw Śmierciożerczyni, tylko kilkadziesiąt cali dalej.- Jeszcze ja nie wyraziłam swojego zdania..
- Ty!!! – wrzasnęła przeraźliwie Bella i wyciągnęła różdżkę, ale momentalnie opanowała się, kiedy za dłoń złapał ją Snape.- Jak śmiesz?!
- Śmiem, moja droga.. – powiedziała zimno nauczycielka, otoczona z każdej strony zdumionymi spojrzeniami. Luna zamarła w zachwycie, zapominając nagle o poprzednich troskach.- Coś mi się wydaje, że pomysł z tak długim pobytem w tym zamku jest tylko waszym wymysłem.. Zobacz, spójrz za siebie, ilu mamy chętnych gości do pracy, o której wspomniałaś wcześniej..
  Profesor powoli ruszyła do przodu, upajając się każdym swoim słowem, śledzona przed wzrok uczniów, którzy jak dzikie drapieżniki przyglądali się z ukrycia odważnej zdobyczy.
- Kim jesteś, że wtrącasz się w sprawy Czarnego Pana? – zapytała drwiąco Bellatrix, próbując odzyskać swój spokój i opanowanie.- Niech cię diabli.. – syknęła.
- Wyjedziesz z tego zamku jeszcze dziś wieczorem, razem ze swoim mężem oraz Rookwoodem, którzy tak samo jak ty, nie mają prawa przebywać w szkole.. Chyba, że sam Czarny Lord prześle mi osobiście list, by to udowodnić..
  Rookwood, który dręczył wspomnienia Krukonki wyszedł ku jej obawom na środek sali. Zanim podszedł do Belli, rozejrzał się jeszcze raz wokół siebie, a Luna szybko schyliła głowę, udając, że nie chce już patrzeć na to przedstawienie.
- Nie rozkazuj nam, gdyż sama nic nie zdziałasz.. – powiedział zachrypnięty, uśmiechając się kpiąco pod nosem.
  Victoria wyjęła różdżkę i odwróciła się do uczniów.
- Jeśli ktokolwiek z was jest zainteresowany zajęciami, które prowadzę, może z pewnością oczekiwać w tej chwili, że wszystko, co zrobię, wliczać się będzie w test z mojego przedmiotu na ocenę najwyższą.
  Bez słowa Victoria rzuciła jednym zaklęciem w stronę wszystkich Śmierciożerców, zdmuchując większość z podwyższenia jak świeczki. Bella zdążyła obronić się w ostatniej chwili, znowu Rookwood ukrył się za tronem dyrektora. W Wielkiej Sali zapanował harmider, krzyki, a ogromna ilość Ślizgonów zaczęła wycofywać się z pomieszczenia. Tylko wszyscy Gryfoni pozostała w środku, by podziwiać niewielki triumf profesor nad niechcianymi gośćmi. Choć większość z nich zastanawiała się nad zaskakującymi i ponadnaturalnymi zdolnościami nauczycielki, to jednak mało kto był zaskoczony jej znajomością z Bellatrix. Luna patrzyła na znajomych, obcych i nie dostrzegała na ich twarzach szoku wywołanego rozmową profesor ze Śmierciożerczynią.
- To jasne, że ona musi ich skądś znać – skomentowała Vanda, patrząc jak Annette oraz Marietta uciekają razem ze Ślizgonami z sali.
- Myślisz, że była kiedyś Śmierciożercą? – zdumiała się Klara, tuląc się prawie do siedzącej obok niej, zapatrzonej w stół Luny.
- To jasne jak słońce.. Dlatego boję się jej bardziej niż wcześniej.
  Dyrektor przerwał tą walkę jednym stanowczym ruchem i kazał kobietom oddać swoje różdżki, ale profesor odmówiła, godząc się na to, że dalszej bitwy nie będzie.
- Pożałujesz tego – syknęła Bella, kiedy Victoria podeszła do niej, by mogła bez problemu usłyszeć jej groźby.
- Nie więcej niż ty, jeśli zostaniecie w tym zamku..
  Lestrange podniosła się, by móc zmierzyć wrogim spojrzeniem swoją rywalkę. Rozmowa między nimi była nieosiągalna nawet dla tych, co siedzieli na przedzie stołów. Rookwood podszedł do Victorii, ale ta obdarowała go lekceważącym spojrzeniem i zwróciła się do reszty gości.
- Macie jedną godzinę, by stąd zniknąć..
- Poniesiesz konsekwencje, diablico! – krzyknął jeden ze Śmierciożerców.
- Czekam na to – odparła z zachwytem i odwróciła się do nich plecami, by nadal na oczach chciwych sensacji uczniów wyjść z Wielkiej Sali. Snape odczuł, że zrobiła to, co zamierzała i nie było żadnego sposobu, by ją powstrzymać. Kazał rozejść się uczniom, gdy tylko zjedzą posiłek, a swoim gościom zaproponował pomoc, ale Bella natychmiast mu odmówiła, z wściekłością komentując całe wydarzenie. Razem z mężem zniknęli z zamku, nie racząc się przygotowaną kolacją. Rookwood patrzył jeszcze za Victorią, choć i on nie mógł znieść tego zażenowania i po prostu wyszedł.
  Luna zaniepokojona całą sytuacją, wiedziała, że nie uśnie w nocy i tylko w duchu modliła się za ojca, by przynajmniej on zmrużył dzisiaj spokojnie oko.

poniedziałek, 26 listopada 2018

~25~

- Zazdroszczę ptakom – wyznała Luna, wpatrując się w błękitny widnokrąg roztaczający się przed jej oczami.- Wystarczy, że rozłożą skrzydła i lecą..
- Ale muszą walczyć, by dotrzeć do celu – odpowiedziała jej mama, leżąc na rozwiniętym na trawie kocyku.- Ty jesteś moim pisklęciem.. I zrobię cokolwiek, byś mogła przygotować się do lotu bez żadnych obaw.
- Ja chyba już szybuję, mamo.. Ale nie wiem dokąd..
 **
 Wstała nadzwyczaj wcześnie w ponury sobotni poranek. Najpierw rozejrzała się po sypialni jakby przez chwilę wydawała się jej obca, ale to tylko zakryte zasłonami łóżka, na których spały dziewczyny wyglądały osobliwie. Rzadko ktokolwiek to robił, ale od pewnego czasu koleżanki chroniły swojej prywatności, odrywając się w ten sposób od toczącego się życia na zewnątrz. Dziwny był to pomysł, ale Luna szanowała ich decyzję.
  Gdy już miała głęboko ziewnąć, za drzwiami rozległ się nieprzyjemny odgłos dzwonka, który służył tylko po to, by budzić bezczelnie ludzi, gdy mieli okazję jeszcze odpocząć.
- Wstawać! Poranne zebranie! Apel!! Wstawać, glizdy!
- Co jest? – to Annette rozwarła swoją zasłonę, przykryta do połowy twarzy ciepłą kołdrą.
- Nie.. – jęknęła Vanda, a nagły szelest świadczył o tym, że właśnie przewróciła się na drugi bok. Luna nie zwlekała ze swoją decyzją. By jak najszybciej przestać myśleć o mamie, przygotowała się do wyjścia, w międzyczasie budząc dziewczyny. Nie podobało jej się, że widziała matkę w swoich snach zbyt często, lecz nie mogła na to poradzić żadnym sposobem. Jedynie wizyta u profesor.. Właśnie.
- Luna? Co tam się dzieje?
  Z powodu rozmyślań, jakie zaprzątały obecnie umysł Krukonki, nie zauważyła, że dzwonek wcale nie ucichł, lecz dołączyły do niego histeryczne nawoływania.
- Coś ważnego – skomentowała tak, na ile się dało. Ich drzwi gwałtownie rozwarły się pod wpływem zaklęcia, ukazując w progu stojącego Śmierciożercę. Jednym machnięciem różdżki zerwał kołdry z łóżek i zrzucił leżące jeszcze na nich dziewczyny. Żadna jednak nie odważyła się pisnąć, trzeba było wykonać polecenie.
- Jeszcze śpicie, gamonie? Ale już! Wstawać! I do Wielkiej Sali marszem!
  Na szczęście nie przyszło mu do głowy, by torturować dziewczyny, które i tak szybko zabrały się do porannej toalety. Gotowa do wyjścia Luna myślała tylko o słowach swojej mamy, w nozdrzach czując jeszcze zapach świeżo skoszonej trawy, która wystawiona na ciepłe promienie słońca, uśmiechała się radośnie spod szaro-białych loków.
 **
  Krocząc równym krokiem wraz z pozostałymi Krukonami, Luna nie widziała przed sobą drogi jaką zmierzali do Wielkiej Sali. Mogła również wpatrywać się w sufit, lecz i to było niebezpieczne, gdyż jeden zły krok, a potknięcie mogło kosztować ją upadkiem wielu innych uczniów. Widząc przed sobą jedynie tył głowy jakiejś młodszej i niestety wysokiej Krukonki, skupiła swoją uwagę na jej smukłych ramionach i nierównym chodzie.
- Co się tak guzdrzesz?! – jeden z „tamtych” dobiegł do młodego chłopca, który zajął się rozmową ze swoim towarzyszem, wierząc naiwnie w to, że nie zostanie zauważony. Jednak każdy szept, dziwne poruszenie, czy nawet podejrzane spojrzenie mogło doprowadzić do nieprzyjemnego zaklęcia Crucio, które z dziwnych powodów stało się wśród uczniów już nie tak zaskakującą karą. To było wręcz przerażające.
  Chłopca przestawiono rychło do innego szeregu, by nie przerwać marszu i nie stracić kontroli nad pozostałymi. Obyło się bez niebezpiecznych zaklęć, które i tak okazały się zbędne, gdyż żaden z Krukonów nie odważył się wykonać żadnych podejrzanych ruchów. W Wielkiej Sali poprzestawiano stoły pod ścianę, by w ten sposób zaoszczędzić więcej miejsca dla uczniów. Snape aktualnie stał na podwyższeniu, czekając aż zbiorą się wszyscy, by wygłosić swoje konkretne, bezczelne kazanie. Choć doskonale wiedział, że o takiej porze mało kto będzie go słuchał, tym razem przygotował inne informacje.
- Nie będę parał się zbędnymi powitaniami na naszym kolejnym apelu – zaczął zimno, patrząc takim samym lodowatym wzrokiem na kilka twarzy spuszczonych ze wstydu.. lub ze strachu.- Zaniepokoiło mnie ostatnio kilka rzeczy..
  Ślizgoni bacznie obserwowali dyrektora, stojąc, ewentualnie siedząc na stołach i nie brali czynnego udziału w tej kontroli. Widział po ich twarzach, jak szydzili w duchu z rówieśników, którzy czekali na kolejne słowa przemówienia.
- Nie dziwię się, muszę wam przyznać, że upadliście do takiego stopnia, by przejąć władzę nad zamkiem, lecz.. – tu uniósł brwi wysoko, spoglądając przeważnie na Gryfonów, czekając na ich reakcje, ale nie zauważył nawet cienia zmiany – Nie uważacie, że to nierozsądne?
  Chwycił za swoją szatę, by zejść z podwyższenia i podejść do niektórych starszych uczniów. Patrzył na nich ukradkiem, spoglądał tylko spod przymrużonych oczu, by dać dzięki temu satysfakcję Śmierciożercom, a z drugiej strony, ostrzec uczniów przed nierozważnymi wybrykami.
- Nie myślcie, moi drodzy, że wolno wam urządzać jakiekolwiek podejrzane akcje, spotkania, rozmowy.. Nie będę za to odpowiedzialny, ale ostrzegam, że Czarni Słudzy stoją na straży..
  Luna nie spuszczała głowy przez całe przemówienie, była nawet gotowa przyjąć ciężki wzrok dyrektora, choć ten „zaszczyt” jej nie spotkał. Była wręcz zaskoczona, że apel okazał się taki krótki, gdyż Snape wrócił na swoje miejsce, a do uczniów podeszła Alecto.
- Zwiększymy ilość przesłuchać!! Ani ważcie się zrobić cokolwiek! – krzyknęła nieskładnie, próbując przeistoczyć swoje ostrzeżenie w coś istotnego, lecz nie potrafiła połączyć zwykłych zdań.- Albo spotka was gorsza kara.
  Gdy wyciągnęła różdżkę, kilka Ślizgonów zagwizdało jakby był to pokaz zadziwiających zaklęć. W tej chwili Snape rozporządził przerwę i kazał rozejść się tym, którzy mu zawadzali. W Wielkiej Sali pozostał Slytherin oraz Śmierciożercy, a reszta z ulgą ruszyła ku wyjściu.
- Panno Lovegood – z boku wyłoniła się profesor Rodley, która złapała Lunę za przegub i pociągnęła do siebie. Zrobiła to zwinnie, że nikt nie zauważył, że z szeregu zniknęła jedna osoba.
- Och, profesor! – Luna poczuła entuzjazm na widok znajomej twarzy, która dla innych mogłaby okazać się nieprzyjaznym widokiem (z powodu stanowczego wzroku kobiety), ale dla Luny, która znała profesor trochę więcej niż pozostali, jej obecność była przyjemną niespodzianką.
- Witaj, Luna – wyszeptała na powitanie i rozejrzała się po korytarzu, lecz wszyscy obecni na apelu zniknęli w dość zwinnym tempie.- Chciałam zapytać się.. bo wiesz.. nie było okazji, wybacz.. Ale jak po wyprawie? Czy wszystko w porządku?
- Jak najbardziej – odrzekła jej dziewczyna, zadowolona ze spotkania, lecz na kilka sekund zauważyła ten ponury błysk w oczach nauczycielki.- Byłam bardzo zmęczona, ale szybko się pozbierałam..
- To dobrze.. – skomentowała profesor i uśmiechnęła się słabo.- Zaniosłam magiczną kulę światłości w bezpieczne miejsce..
- Kula światłości? – zadziwiła się dziewczyna. Właśnie przypomniała sobie, jak Rodley trzymała ją w swoich dłoniach wtedy w podziemnej komnacie.
- Wytwarza ciekawe źródło energii, ale najpierw trzeba je zbadać, czy czasem nie okaże się szkodliwe dla otoczenia, więc wysłałam kulę w odpowiednie miejsce.. O to się nie martw.
- Kiedy znów pojedziemy?
  Kobieta powstrzymała filuterny uśmiech całą siłą woli i spojrzała na dziewczynę z odrobiną współczucia.
- Pamiętaj, że tamta wyprawa była twoim szlabanem..
- Więc jaki problem, by sprawić sobie kolejną karę?
- Nie próbuj, panno Lovegood – tym razem ton profesor przybrał poważny i zimny wydźwięk.- Wiedz, że nie zawsze będę obok.. Następnym razem może to być Carrow. Niewykluczone, że nowe zaklęcie przydałoby ci się na wypadek takiego spotkania.. Może.. Soffrire? Niezwykle dobre na atak..
  Luna wyczuła jeszcze czyjąś obecność i kiedy spojrzała w bok, ujrzała Dracona, który czekał najprawdopodobniej na swoją nauczycielkę. Wydawał się raczej cierpliwy i opanowany i nie zwracał szczególnej uwagi na rozmowę pomiędzy nimi dwoma.
- Przyjdź do mnie niedługo, Luna – powiedziała profesor i już miała pogładzić ją po policzku, gdy wtedy po raz pierwszy Draco dał znać o sobie poprzez chrząknięcie.
- Do widzenia – mruknęła Krukonka i nie patrząc na chłopaka uciekła głównym wyjściem z zamku.
- To podejrzane, jak rozmawiasz z Pomyluną w takim miejscu.. I to jeszcze tak poufale..- zaczął Draco, kiedy podszedł do Victorii.- Rozumiem, ze mną, ale..
- Nie nazywaj jej tak – skarciła go niespodziewanie, co wybiło chłopaka z rytmu, a całe jego wrogie nastawienie ustąpiło zaskoczeniu.
- Cenisz ją? J-jak to możliwe?
- Nieważne, Draco.. – odparła chłodno.- Co chciałeś mi powiedzieć?
  Ślizgon zbadał ponury wyraz twarzy swojej nauczycielki i wiedział, że nie ma czasu owijać w bawełnę, więc przeszedł od razu do sprawy.
- Twoja cenna uczennica – musiał jednak pozwolić sobie na odrobinę sarkazmu – jest zamieszana w niezłe bagno związane z Potterem.. Longbottom pomógł mu uciec z zamku, ostatnio podsłuchałem ich rozmowę i zastanawiałem się, czy iść z tym do Snape’a.. Wolałem powiadomić najpierw ciebie.. Weasley rozmawiała z nimi o późnej porze przy wejściu do dormitorium Ravenclaw i była zdumiona faktem, dlaczego Veritaserum, które zostało im podane w gabinecie wuja po prostu nie zadziałało?
  Rodley milczała, najwidoczniej rozmyślając nad tą sprawą, co do tego Malfoy żywił w duchu nadzieję. W nieoczekiwanym momencie położyła mu na ramieniu swoją dłoń, jakby tym gestem pragnęła go przed czymś uspokoić.
- To moja sprawka, Draco.
- Co?
  Ślizgon cofnął się o parę kroków, by ręka Victorii opadła bezwładnie z jego ramienia.
- Domyślałam się, że jako najbliżsi przyjaciele panicza Pottera, z pewnością któryś z nich będzie znał część prawdy, dlatego podałam im fałszywy eliksir, by w ten sposób ochronić.. Lunę..
- Ale dlaczego? Co jest w niej takiego, że za nią przepadasz?
- Nie bądź zazdrosny..
- Nie! Victoria, to niedorzeczne! – odparł niskim, głębokim głosem. Na jego twarzy odmalowała się czysta odraza, której Victoria tak mocno nienawidziła.- Dlaczego jej pomogłaś?
- Jestem jej coś winna..
- Co cię z nią łączy?! – warknął, zbliżając się do kobiety, skrycie obserwującej zachowanie rozjuszonego chłopaka.- Z tą śmieszną dziewczyną?
- Nie mogę ci powiedzieć – odpowiedziała cicho.- Także Luna z pewnością nie piśnie słowa, gdyż nawet nie jest niczego świadoma..
- Wiesz co… - zwrócił się do niej ponownie.- Mimo, że pomogłaś jej, to zaszkodziłaś całej szkole.. Teraz przesłuchiwać będą o wiele częściej niż dotychczas.. Powodzenia.
  Wybiegł ze szkoły, czując, jak pot spływa mu po plecach. Potrzebował natychmiastowej ochłody. Wystarczyło kilka głębokich wdechów, by jego serce skutecznie zwolniło i dzięki temu pozwoliło normalnie myśleć. Złość została zmyta wraz z tlenem, który gwałtownie wdarł się do jego płuc w pierwszej chwili kontaktu z zimnym powietrzem. Niestety, na miejscu gniewu pojawił się gorzki posmak przegranej bitwy. Po raz kolejny nie mógł dowiedzieć się prawdy, choć był tak blisko odkrycia sekretu, który krążył wokół niego niewidoczny, zamazany, nie do osiągnięcia. Gdzie ona była? Widział, jak wychodziła z zamku i jedynym miejscem, do którego mogła się udać był.. Zakazany Las. Z pewnością to nie rozsądek kierował jego kroki w stronę głównego zejścia z błoni. Nie zważał na nikogo, szukając jedynie białej czupryny.
  Blade słońce ukrywało się za porannymi, szarymi chmurami nad głową Ślizgona i niechże spróbuje oświetlić mu twarz, to specjalnie zatrzęsie niebem i ziemią, by rozpętać burzę. „Także Luna z pewnością nie piśnie słowa, gdyż nawet nie jest niczego świadoma..”. Chciał to sprawdzić i dowiedzieć się sam.
- Ej, Draco!
  Malfoy myślał, że zaraz odfuknie z furią temu, kto przeszkodził mu w osiągnięciu celu, ale był to jedynie głupi Śmierciożerca, który wraz ze swoimi kompanami zetknęli się z Draconem na ścieżce.
- Co jest? – zapytał ich chłodno, nie mając wcale ochoty na rozmowę, ale nie mógł wzbudzać w ich oczach żadnych podejrzeń z powodu swojego zachowania.
- Ty również idziesz na zwiady do Zakazanego Lasu? – zagadał go blondyn, którego niedawno poznał, ale nie potrafił zapamiętać jego imienia.
- W sumie, chciałem coś sprawdzić.. Kto wydał rozkaz, by przeszukiwać las?
- Snape, oczywiście – odpowiedział mu ten sam mężczyzna, z którym Draco ruszył na przedzie grupy.- Ciekawe zadanie, nie powiem..
- Jeszcze zrzędzisz? – warknął w jego stronę Malfoy, który jak najprędzej chciał wyrwać się z ich niechcianego towarzystwa. Jedyny fakt, który go ratował był respekt jaki czuli wobec niego. Choć jego ojciec już dawno nisko upadł, dawne mienie rodziny Malfoy działało na Śmierciożerców skutecznie, a jeszcze bardziej odblask złotych galeonów, które wsypywano do ich własnych kieszeń. W ten sposób Draco mógł pozwolić sobie na zwracanie się do nich w ten sposób.- Jeśli kogoś przyłapiecie, to co zamierzacie zrobić?
- Zabrać ich do Snape’a, ale z pewnością najpierw pokazać, co robi się ze zdrajcami – zarechotał Śmierciożerca i obrócił się w stronę swoich towarzyszy, by znaleźć ich uznanie.- Z chłopakami nie mamy problemów, ale dziewczyny…
- Jak będzie jakaś śliczna, to ja się nią zajmę – za plecami Darcona odezwał się drugi typ, blady jak płótno z ogromną ilością szram na swojej twarzy, które wcale nie dodawały mu uroku.
  Luna.. Ślizgon nie wiedział, dlaczego jej imię przeszło mu przez myśl, w chwili, gdy spojrzał na mężczyznę, lecz nagle uświadomił sobie, że należało szybko działać. Choć czuł niepohamowany gniew wobec dziewczyny, to jednak nie zasłużyła na krzywdę, jaka mogłaby ją spotkać z rąk tych obleśnych i bezwstydnych typów. Jedyna rzecz jaka go w tej chwili ratowała była wskazówka, że Krukonka mogła udać się do legowiska, gdzie podobno często przesiadywała.
- Ja skieruję się w stronę jeziora, panowie – zaproponował nienaturalnie szybko, ale Śmierciożercom spodobała się ta zwinna organizacja.
- Potrzebujesz towarzystwa? – zapytał blondyn.
- Nie.. Poradzę sobie. W sumie, udajcie się dwójkami i rozdzielcie. Tak będzie szybciej, a ja poszukam sam. Żegnam.
  Nie dając dojść im do słowa, opuścił ich dość szybko, ale zachował wpierw odpowiednie tempo. Gdyby ruszył biegiem na początku trasy, uznaliby jego działanie za kompletnie podejrzane, więc przespacerował pierwszy kawałek. Gdy zniknął im z oczu, zaczął biec, kierując się tam, gdzie powinno znajdować się jezioro, a niedaleko również legowisko.
- Lovegood? – zadał to pytanie żarliwie, obawiając się, że jednak się pomylił.- Niech cię licho, dziewczyno.. Pożałujesz tego, że musiałem za tobą biec..
  Klnąc pod nosem, nie zauważył, jak kilka zaciekawionych testrali podeszło w jego kierunku, by zbadać nowego gościa w swoim zamkniętym otoczeniu.
- Auć!
  Poznał ten głos od razu, ale nie mógł znaleźć jego źródła.
- Lovegood?
- Ach, Draco – dziewczyna wyszła za obszernego drzewa, ukazując się chłopakowi w całkiem nowym i niespodziewanym wyglądzie.
- Głupia! Nawet nie wiesz, kiedy masz wyjść! Wracaj w tej chwili do zamku!
  Luna miała pełno liści we włosach, ziemię na swoim ubraniu, szramy z ostrych gałęzi na jaskrawym policzku, co czyniło ją podobną do leśnej.. nie.. błotnej nimfy. Nieważne było to wszystko, na co Malfoy z pewnością zwróciłby większą uwagę, lecz liczył się w tej chwili pośpiech. Czuł wzmożony gniew na widok jej rozmarzonych, beztroskich oczu, których charakter był kompletnie odwrotny do jego uczuć i myśli.
- Nie musisz nazywać mnie na powitanie głupią – mruknęła i schyliła się, by zebrać coś z ziemi.- Myślałam, że prefekci mają lepsze rzeczy do roboty..
- Czy ty w ogóle wiesz, ilu Śmierciożerców ruszyło na zwiady do lasu? Gdybym nie spotkał ich po drodze..
- Chcesz mnie uratować? – zapytała rozbawiona, gwałtownie prostując się i wlepiając w niego te wielgachne, jasne oczy. Draco westchnął, czując, że nie będzie to proste zadanie, ale z drugiej strony spodziewał się, że Luna nie potrafiła zareagować z paniką czy z lękiem. Jej beztroska była ostrą szpilką, która wbijała się w jego ego.
- Nie, Lovegood. Przyszedłem cię ostrzec.. Spieprzaj stąd, zanim..
- Draco?!!! To ty?!!
  Ślizgon poznał swoich byłych kompanów i w tej właśnie chwili zimny pot oblał jego ciało. Czuł się, jakby to on uciekał przed chorym psychicznie mordercą, a nie Pomyluna, która stała ubrudzona od stóp do głowy, na dodatek bez butów.
- Uciekamy, Lovegood.
- Nie.
- Co?? Chcesz spotkać się twarzą w twarz z nimi??
  Dziewczyna była nieugięta. W sumie, mógłby wyjść z tego obronną ręką i zostać z nią, by potem usprawiedliwić się, że znalazł ofiarę. Jednak nie chciał wyobrażać sobie, co mogło się z nią stać, gdyby reszta Śmierciożerców przyszła, by przyłączyć się do wspólnej zabawy, a on bez wymówki musiałby to oglądać.
- Kolejny raz mi pomagasz, a potem masz o to pretensje, dlatego nie zgadzam się.
- Skończ te brednie, Lovegood. Nie będę cię miał na sumieniu. Co prawda, pomogłem ci, gdy uciekałyście z chatki gajowego albo kilka razy przed Śmierciożercami, co więcej zaniosłem cię z Hogsmead do zamku i drugi raz do gabinetu Victorii, gdy zemdlałaś, ale co mam powiedzieć, gdy to ty tak naprawdę nachodziłaś mi drogę?
- Nieważne, czy nachodziłam lub nie.. Pomogłeś mi jako człowiek – powiedziała cicho i z dziwną mieszanką smutku i rozżalenia.- A mimo to, jesteś zły, że musiałeś coś takiego zrobić. Żadne słowa wdzięczności dla ciebie nie wystarczą.. i nie wymagam od ciebie, byś bronił mnie w każdej chwili, więc czego chcesz? Jestem dobra w zaklęciach.. Obronię się.
- Nie, Lovegood. Nawet nie wiesz, ilu ich tam jest.. – odpowiedział szybko, by zataić poczucie zaskoczenia, które okryło jego twarz w chwili, gdy do niego mówiła.- Mam to w dupie, ile razy ci pomogłem. Niech już tak będzie, ale pomyśl najpierw, idiotko, co cię czeka, jeśli oni tutaj..
- Draco!!
  Głos Śmierciożercy słyszeli już na tyle blisko, że wystarczyło kilka cennych sekund, a spotkaliby się z nim twarzą w twarz.
- Koniec żartów, Lovegood – warknął i nie hamując swoich poczynań, wsadził dziewczynę siłą na kościsty grzbiet testrala, usadowił się za nią i nawet nie zauważył, że gdy tylko oderwał nogi od ziemi, zwierzę szykowało się do lotu. Musiał przeżyć nieprzyjemne uczucie ciężkości i kilka obrotów wnętrzności w swoim ciele, ale pokonał siłą woli to uczucie i skupił się na szybowaniu. Luna rozmawiała ze stworzeniem, jakby było ono najzwyklejszym człowiekiem, ale nie potrafił rozróżnić słów przez siłę wiatru, która rwała jego uszy. Na jego szczęście, wylądowali po drugiej stronie jeziora, gdzie jeszcze nigdy wcześniej Draco nie przebywał.
- Nie zmuszaj mnie więcej do takich czynów.. Gdybyś nie była taka uparta..
  Uczucie śliskiego i wilgotnego języka na jego twarzy zrzuciło chłopaka z nóg i wylądował w błocie, które ubrudziło cały jego płaszcz.
- Nie! Nie wierzę! A ty z czego się chichoczesz?
- Mój pomocnik otrzymał nagrodę!
- Jeszcze raz mnie tak nazwij, a obiecuję ci..
  Nie wiedział, jak skończyć. Ze złości zagryzł do krwi swoje wargi i odgonił ręką testrala wiszącego nad jego głową. Luna stała przed nim całkowicie spokojna, wydając się nieświadoma sytuacji, jaka mogła ją czekać, gdyby Śmierciożercy przybyli na czas do legowiska.
- Słuchaj, Lovegood. Jeszcze jedna sprawa – powiedział, udając obrażonego, a cały jego gniew uleciał nieświadomie wraz ze słowami Victorii, które paliły jego myśli jeszcze niecałą godzinę temu.- Potajemne rozmowy zachowaj sobie na kiedy indziej.. Przekaż to Longbottomowi.. Mam takie nieszczęście, że za każdym razem spotykam was na swojej drodze..
  Luna zmieniła wyraz swojej twarzy diametralnie i nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Podeszła do chłopaka stanowczo i odrzekła chłodno:
- Jeśli masz na czyimś punkcie obsesję, lepiej skończ z tym.. Neville to mój przyjaciel i mogę rozmawiać z nim..
- Nie mam obsesji, Lovegood! – warknął gniewnie.- Nie obchodzi mnie ten idiota! Ale chcę cię tylko ostrzec, byś uważała, o czym rozmawiasz..
- Nie powinno cię to interesować.. Nie jesteś moim przyjacielem..
- Głupia! Ale obrońcą to już tak, hm? – fuknął.- Szczęście, że nie jestem twoim przyjacielem! Nawet o tym nie myślę! Jedynym powodem, dlaczego z tobą rozmawiam jest Victoria, choć nie wiem, co cię z nią łączy.. Nawet nie chcesz mi powiedzieć..
- Bo nie wiem… - odpowiedziała mu niepewnie, skulona z boku i zanurzona w myślach. Pewnie w tej chwili przypomniała sobie nie jedno spotkanie z nauczycielką. Wiedziała, że działała na nią w nietypowy sposób, co doprowadzało do tego, że chciała z nią rozmawiać, przebywać, uczyć się od niej.. - Profesor jest jedną z najbardziej intrygujących osób, jakie spotkałam w swoim życiu, dlatego chcę mieć z nią kontakt.. Jeśli komuś to nie pasuje, niestety, nic się nie da zrobić.. – powiedziała twardo, a potem spojrzała na chłopaka. - Yyy.. twoje włosy..
- Co z nimi?
  Malfoy nie wiedział, że pod wpływem wilgoci i silnego wiatru każdy włos na jego głowie stał w innym kierunku. Zdenerwowany do reszty, nie odezwał się do dziewczyny i stał z boku milczący. Dopiero po jakimś czasie zdecydował, że warto już wracać. Rozmyślania na temat tajemniczej więzi pomiędzy Luną i Victorią nie dały mu żadnego wytchnienia, Draco nie zamierzał już nigdy więcej wracać do tego tematu. Luna natomiast spoglądała na niego z boku, ciekawa każdej jego reakcji. Domyśliła się, że był zazdrosny o swoją nauczycielkę i nie obwiniała go za to. W końcu, znał się z nią dłużej niż ona, która w ogóle nie mogła nawet myśleć o bliższych z nią relacjach.
- Żegnaj, Lovegood – powiedział, gdy wrócili do zamku.
- Żegnaj, mój pomocniku – prawie niedosłyszalny szept wyrwał się z ust dziewczyny.

niedziela, 25 listopada 2018

~24~

 Luna przyglądała się czerwonym zasłonom łóżek w sypialni chłopaków, siedząc w dormitorium Gryffindoru. Przedstawiały swoje ogniste barwy, sprawiając, że pokój wydawał się cieplejszy i przytulniejszy.Cierpliwie czekała na posłaniu Neville’a, który zorganizował we własnej sypialni, należącej również do Seamus’a i Dean’a oraz dawniej do Harry’ego i Rona, nieliczne spotkanie byłych członków Gwardii. Krukonka mogła się przyjrzeć im w czasie, gdy wchodzili do pokoju. Ginny także była obecna, sprawdzała korytarz oraz wraz z Nevillem zadawała niektórym pytania, by sprawdzić, czy rzeczywiście byli tymi, za których się podawali. Co prawda, nie przyszło więcej niż dziesięciu, ale w sypialni i tak zapanował chwilowy rozgardiasz. Ciężko było zachować ciszę, gdyż każdy kto wchodził, witał się z pozostałymi obecnymi. Dla Luny zasłony od łóżek zajęły dużą część umysłu, ale nie mogła dłużej siedzieć w milczeniu, kiedy obok niej zbierali się dawni przyjaciele z Gwardii, z którymi obowiązkowo musiała zamienić choć jedno słowo. Nie była tym tak zainteresowana, gdyż sam widok ich twarzy był dla niej wystarczającą rozrywką. Padma i Patil wyglądały identycznie jak dawniej. Z Huffelpuffu przyszli Zachariasz Smith oraz Hanna Abbott, którzy wydawali się trochę zmieszani z powodu miejsca, w jakim się znaleźli. Najmłodszy Nigel oraz jego starszy kolega z Gryffindoru Colin Creevey, również się zjawili i zajęli miejsca na łóżku Dean’a, a Lavender usiadła na wolnym krześle pod ścianą. Luna poznała jeszcze jednego chłopaka z jej domu – Michaela Cornera, który zjawił się ostatni bez towarzystwa Goldsteina czy Boot’a. To byli wszyscy, lecz nadal w sypialni nie mógł zapanować spokój, więc Neville musiał podnieść nieco głos, by zwrócić na siebie uwagę.
- Chyba wszyscy wolą, by to spotkanie nie skończyło się porażką..
- Cisza!!! – wtrąciła Ginny, która stanęła przy starszym przyjacielu dumnie wyprostowana, gotowa na każdy kontratak, byleby tylko zapanował spokój. Chłopcy w jednej chwili uciszyli się, słysząc jej groźne warknięcie, a dziewczyny przestały szeptać o ostatnich wydarzeniach. Temat kar tak zawrócił wszystkim w głowach, że skupiali się jedynie na tym, co czynili Śmierciożercy.
- Teraz lepiej – skomentowała sytuację Ginny i powitała grupę ciepłym uśmiechem, choć był on sztuczny w oczach Luny, która to wszystko obserwowała z boku, jak zawsze milcząca.- Chcieliśmy się z wami spotkać.. gdyż.. wiadomo, nie możemy organizować spotkań, w ten sposób ryzykujemy zbyt wiele, ale woleliśmy upewnić się, czy wszystko jest w porządku w każdym domu i.. czy.. nikomu nie grozi niebezpieczeństwo.
- Wszystkim grozi – odrzekł Zachariasz, który nie był przekonany co do czułego tonu koleżanki.- Musieliśmy opuścić swoje dormitorium, by tu przyjść..
- Wybacz, być może następnym razem zorganizujemy coś u was – odpowiedział mu Neville, który nie chciał, by ktokolwiek zaczął się kłócić już na początku spotkania.
- Następnym razem? – zapytał Dean.- Czyli jednak macie zamiar coś rozkręcić..
- Nie do końca – Ginny ukradkiem patrzyła na przyjaciela, którego dawniej mogła nazwać jeszcze swoim chłopakiem i to on przypominał jej najbardziej o Harrym, który był nieobecny – Nie będą to regularne spotkania, inaczej mogą nas wychwycić... Chodzi mi o to, by czasem zebrać się choć w jeszcze mniejszej, niepodejrzanej dla nikogo grupie i omówić kilka kwestii. Tu chodzi mi o Carrow’ów przede wszystkim.
   Fala westchnień i pojękiwań przedstawiła sprawę jasno, że nikomu wcale nie jest wygodnie o tym mówić. Nawet Lunie, która na dźwięk tego nazwiska poczuła ciarki i wspomnienie dotyku samej Alecto na swojej skórze.
- Musimy wymyślić coś, by ich stąd wykopano – powiedział Neville pośpiesznie, by nie doprowadzić do kolejnych rozmów szykujących się pomiędzy grupkami.
- Jak zamierzasz to zrobić? – zapytał Colin, który nie wyglądał na całkowicie przekonanego, jak z resztą pozostali.- Przecież Snape traktuje ich jak specjalnych gości..
- Nie zgodzę się – odezwała się Luna, która nadal siedziała skulona na łóżku Neville’a, z dala od zasięgu wzroku swoich znajomych. Oczy wszystkich skierowały się ku niej.- Kiedy byłam w gabinecie dyrektora, nie zwracał się do nich z szacunkiem, ale przeciwnie..
- Po co byłaś w gabinecie Snape’a? – zdumiała się Parvati.
- Nie słyszeliście, że przesłuchują uczniów? – dorzucił jakiś chłopak z boku, którego Luna nie zauważyła.
- Przed tym także musimy was ostrzec – powiedziała Ginny, która stała się o wiele chłodniejsza, kiedy o tym mówiła. Luna dobrze wiedziała, że myślała o Neville’u, który sam nie powiedział jej prawdy o ucieczce Harry’ego.
- Nie, nie.. – pisnęła Lavender.- To straszne.
- Nie pora nad tym się rozczulać, bo nie zostało nam wiele czasu.. – Ginny przerwała gotujące się westchnienia i szepty.- Carrow’ów należy zniechęcić, a to, co powiedziała Luna, mogę potwierdzić. Nikomu nie będzie zależało na rodzeństwie..
- Jeśli oni znikną, Snape ich z pewnością zastąpi – powiedział Dean, który bacznie wszystko rozpatrywał i był pochłonięty tym dylematem.
- Ale my moglibyśmy odnieść sukces – odpowiedział mu Neville.- Pokonując ich lub co najmniej spowalniając w pracy, a i nawet przeszkadzając w wykonywaniu brutalnych kar, poczujemy, że robimy coś dla dobra, dla Harry’ego..
  Dziewczyny ukryły łzy wzruszenia, znowu Ginny stała bacznie i powstrzymywała się od uczuć. Sprawa Harry’ego była dla wszystkich ciężkim tematem, a zwłaszcza dla jego dziewczyny.
- Można im podkradać rzeczy – zaproponował najmłodszy Gryfon – Nigel, który uśmiechnął się jak przystało na małego łobuza. To on pierwszy przerwał żałobną atmosferę.
- Tylko trzeba wiedzieć, że nie można podejmować żadnych kroków w obecności Ślizgonów lub nawet innych uczniów, którzy nie są z Gwardii – odrzekł Seamus.
- Spróbuję wymyślić coś z eliksirem i otruć ich podczas posiłku – powiedziała Hanna, która jak Neville dobrze znała się na roślinach.
- Na pustym korytarzu czemu nie mieliby się od czasu do czasu potknąć? – zapytała z półuśmiechem Padma, a Patil dołączyła do niej.
- Można nasłać do ich sypialni stado szkodników – wtrącił w końcu Michael.
  Neville i Ginny wyglądali na zadowolonych z przebiegu wydarzeń i tych pomysłów, być może naiwnych i prymitywnych, ale za to pełnych chęci walki. Przyjaciele byli gotowi, by radzić sobie z przeszkodami, dzieląc przy tym wspólny entuzjazm.
- Zatem bierzmy się każdy do pracy, a następnym razem omówimy rezultaty – podsumowała Ginny i dodała jeszcze – nie wiem, gdzie możemy się spotkać, ale pilnujcie się i czatujcie na wiadomości..
  Wtedy wyszła z sypialni, by sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje ich za drzwiami, znowu Neville podszedł do chłopaków i zaczął rozmawiać o tym, co myślą na temat tego krótkiego spotkania. Obok Luny stanął Michael.
- Wracasz do dormitorium? – zapytał całkowicie obojętnie, jakby mu na tym tak naprawdę nie zależało. W rzeczywistości, nigdy nie miał okazji do dłuższej rozmowy z Luną.
- Eh.. – westchnęła tak jak gdyby odpowiedź na to pytanie była trudna. Patrzyła ukradkiem na Neville’a, bo to z nim chciała wrócić tego wieczoru do swojego pokoju wspólnego.
- Jeśli nie, nie ma sprawy – Michael zawahał się jednak, widząc jak Luna krąży wzrokiem gdzieś obok jego sylwetki, a nie patrzy wprost na niego.
  W tej właśnie chwili zjawiła się Ginny, by oznajmić, że wraca do własnej sypialni i radzi pozostałym, by uczynili niechybnie to samo.
- Luna, odprowadzę cię – powiedział Neville w chwili, gdy Michael chciał ponowić swoją prośbę.
  Krukonka była mu niezmiernie wdzięczna, gdyż nie lubiła obcego towarzystwa, tym bardziej ludzi, którzy długie lata chodzili z nią do tego samego domu, lecz nigdy wcześniej nie zwracali na nią uwagi.
  Choć korytarze były przyciemnione z powodu braku naturalnego światła księżyca i niezapalonych pochodni, to jednak promienie bijące z różdżki Neville’a pozwoliły dotrzeć dwójce na siódme piętro. Nad ich głowami urosły wysokie, spiralne schody prowadzące do pokoju wspólnego Krukonów.
- Słyszysz? – zapytała nagle dziewczyna, rozrywając niewidzialny mur milczenia, który dzielił ich od początku drogi. Gryfon przysłuchał się dokładniej, by odkryć to, co niby było uchwytne dla Luny.
 To była muzyka, która stawała się głośniejsza, wypełniając otaczające ich ściany smutnymi, regularnymi dźwiękami. Nie były to marsze żałobne, lecz raczej melancholijne, nastrojowe brzmienia słodkiej muzyki. Dla dwójki przyjaciół okazało się to niesamowitym doświadczeniem, którego mogli zaznać przypadkiem, nielegalnie i po cichu. Nagle Neville uchwycił dziewczynę w pasie i naszkicował kilka okręgów na podłodze, ruszając się w rytmie niewyraźnej, lecz nostalgicznej muzyki. Dla Luny było niebywale zabawne, więc nie odzywała się, tylko próbowała zatonąć w tańcu, do którego porwał ją przyjaciel. I gdyby Neville miał więcej odwagi, pocałowałby ją w chwili, gdy obracał ją wokół siebie po raz ósmy, czy dziewiąty, nie mógł zliczyć tych piruetów. Krukonka uśmiechała się, co dostrzegł w mizernym półmroku i chciał ukraść ten uśmiech własnymi wargami.
- Muszę z tobą porozmawiać.
  Cichy sen skończył się tak szybko, jak się zaczął, odrywając dwójkę przyjaciół od siebie i zrywając to chwilowe natchnienie między nimi jak nożyczki odcinające nitkę.
 **
  Nie miał najmniejszej ochoty brać udziału w głupich, bezsensownych zabawach i zakrapianych alkoholem potańcówkach ze Śmierciożercami. Choć kilkakrotnie był proszony i to nawet z Victorią, nie życzył sobie, by pojawiać się w tak beznadziejnej sytuacji tylko po to, by bardziej uświadomić sobie marność swoich pobratymców. Draco wracał z gabinetu Rodley z nowo zalaną zieloną herbatą, do której nauczycielka wsypała mu ciekawe, smaczne zioła, by złagodzić bóle głowy i żołądka po niestrawności, jakiej nabawił się po ostatniej wyprawie. Tłumaczył sam przed sobą, że ta słaba choroba jest powodem, dlaczego nie chce wracać myślami do tamtej nic nieznaczącej i nic niewnoszącej do jego życia podróży. Miał dość wszystkiego. Spotkań z tamtymi kretynami, rozmów z Severusem, który przekazywał mu informacje od ojca oraz jakichkolwiek wydarzeń związanych z Lovegood. Od tamtej pory, kiedy ujrzał ją kierującą się w stronę lasu po męczącej wyprawie (nie rozumiał, czemu nie poszła wypocząć), nie widział się z nią, co wpływało na niego nader dobrze. Na szczęście ten męczący głos, który non stop powtarzał tamte słowa dziewczyny, ucichł mu w głowie, pozwalając na chwilę wytchnienia.
 Miał dziwne szczęście spotykania się z Lovegood w różnych okolicznościach, co rozstrajało jego już i tak osłabione nerwy po ostatniej niestrawności. Dlaczego zatem o tym myślał?
  Sądzi Lovegood, że może mną dyrygować....Niech ta dziwna istota przestanie mamić mój rozsądek. Niech wróci dawny Dracon. Ten, dla którego poniżanie innych było najnormalniejszą sprawą..Tak tylko na pięć minut wyrwać się z przyrzeczeń Victorii, zapomnieć o nich na chwilę, wyżyć się, a potem wrócić…
  Z niedalekiej odległości usłyszał nieznaczny szelest i już skierował się w tamtym kierunku, by choć na moment zająć swój umysł czymś innym. Poza tym, przypomniało mu się w ostatniej sekundzie, że obiecał Astorii spotkać się z nią, by pomóc dziewczynie w niektórych lekcjach. Przez tą smarkulę z Ravenclaw mógł zaprzepaścić niebywałą okazję zbliżenia się do uroczej Ślizgonki. A niech to.. Może uda mu się wyżyć na jakimś nieposłusznym uczniu, który zapomniał, że po wieczorynce ustanowiono nienaruszalną ciszę, za której złamanie groziły przeróżne kary. A potem mógłby wrócić do Astorii.
- Niech to szlag – warknął do siebie, kiedy ujrzał, jak przy zaczarowanym, mdłym świetle różdżki idiota Longbottom oraz ta dziewucha tańczyli sobie w najlepsze, jakby mieli gdzieś zakazy obowiązujące o tej porze i to o północy! Ta muzyka.. Tak, Malfoy wiedział, że słyszałby ją lepiej, gdyby właśnie przebywał wraz ze Śmierciożercami w Wielkiej Sali i bawił się w najlepsze. Ale tak czy inaczej, nie lubił takich rzeczy, więc tańce oraz gry wcale go nie interesowały. Przed nim roztaczał się widok wart śmiechu. Lovegood wydawała się odpływać, znowu Longbottom wpatrywał się w nią, jakby całego pozostałego świata poza dziewczyną nie widział. Czyli jednak to było coś więcej.. Tak go broniła, kretynka!
  Draco zacisnął dłoń na uchwycie kubka, z którego popijał smaczną herbatę. Zapach pozwolił mu się uspokoić i szybko wychylił jeszcze jeden łyk.
  A ja myślałem, że ona startuje do mnie..
  Ale z drugiej strony, poczuł ulgę, myśląc rozsądnie o tej sprawie i jednocześnie złość, że tak naprawdę jego przypuszczenia nie okazały się prawdą. Tego wręcz nie rozumiał. Dlaczego zatem Lovegood traktowała go w ten specyficzny sposób? Nazywała odważnym, próbowała pocieszyć, pouczyć, zaskoczyć, przekornie robić wszystko na odwrót..
- Muszę z tobą porozmawiać..
  Malfoy odwrócił się gwałtownie w stronę, skąd dochodził dziewczęcy głos i ujrzał po chwili młodą Weasley, która ukazała się w świetle płynącym z różdżki. Dwójka przestała tańczyć i przyjrzała się trwożnie swojej przyjaciółce.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że pomogłeś Harry’emu uciec?
  Draco poczuł osobliwy dreszcz, który przebiegł po jego plecach w chwili, gdy usłyszał o Potterze i zakazanym temacie.
- Ginny – zaczął chłopak poważnie, nie spodziewając się tak zaskakującego ponownego spotkania - ..Miałaś iść do sypialni.. - ale ruda przerwała mu z płaczem.
- Miałam nadzieję, że usłyszę to jako pierwsza od ciebie, ale postanowiłeś to przede mną ukrywać!
- Nie miałem wyboru, Ginny.. Czekaj – Neville pragnął zbliżyć się do przyjaciółki, ale ta trzymała między nimi pewny dystans.
- .. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak martwię się o nich.. Cały czas!.. Być może wiedza o tym, jak poradzili sobie, by stąd zwiać rozwiałaby moje pewne obawy.. A ty tak po prostu o tym wiedziałeś! Ba! Nawet im pomogłeś i milczałeś!
- Harry bardzo chciał, bym nic ci nie mówił.. Może to był mój błąd.. – Neville nie był dopuszczony do głosu przez rozstrojoną emocjonalnie przyjaciółkę, ale z drugiej strony nie miał wrodzonej siły przebicia i chciał jak najprędzej załagodzić nerwową sytuację, nie biorąc czynnego udziału w tej „kłótni”. Spojrzał na Lunę, która stojąc w cieniu, nie angażowała się w rozmowę.
  Malfoy z ledwością widział jej długie, rozpuszczone loki, lecz twarzy ani trochę. W tej pozycji wyglądała jak duch niemowa, który czerpie przyjemność z podsłuchiwania cudzych dyskusji. W sumie, to Malfoy tak naprawdę odgrywał tą rolę, ale ukrywał się w cieniu, z dala od nieświadomej niczego reszty.
- A ja żyłam w strachu! Moje obawy byłyby mniejsze, gdybyś ulitował się, Neville i mi o tym powiedział. Dlaczego Harry prosił cię o to?
- Przepraszam – pisnął chłopak i ukrył twarz w dłoniach.- Harry po prostu nie chciał, byś się o tym dowiedziała. Przyznał, że jesteś na tyle silna, by stoczyć tą walkę sama ze sobą i nie mieć do nikogo żalu, że pomógł mu inny człowiek.
- Ale to ty mu pomogłeś, Neville! Oczywiście, że nie o to mam żal do ciebie, lecz zawiodłam się z tego powodu, że nic mi nie powiedziałeś..
- Proszę, uspokójcie się – wtrąciła Luna, której nie podobał się hałas, jaki powodowali.
  Draco również obserwował bacznie korytarz, czekając na to, aż ktoś niepożądany zjawi się przed nimi.
- Harry i Hermiona to moi przyjaciele, Ron jest moim bratem.. Nie.. To niemożliwe, byśmy nie widzieli się już nigdy więcej.. A miałam taką okazję, by się z nim pożegnać.. Przecież pierwsza wiedziałam, że chcą uciec.. A ostatnia dowiaduję się, jak to się stało..
  Ślizgon przewrócił oczami, widząc taki przejaw skrajnych emocji, ale czuł satysfakcję, że mógł zobaczyć, jak niepokonana Ginny Weasley łamie się po wpływem głupiego afektu.
- Postaw się w mojej sytuacji – dodał Neville, gdy ruda przestała tak głośno szlochać.- Wcale nie czułem się z tym dobrze, że muszę im pomagać w czymś, co tak naprawdę stanęło na przekór mojemu rozsądkowi.. Ale wiem, że to dla ich dobra, że musieli stąd uciec, by pokonać zło. Ginny..
- Nic już nie mów.. – Gryfonka wzięła głęboki wdech i podeszła do przyjaciół, jakby nagle wystraszyła się, że rzeczywiście ktoś mógł ich usłyszeć. Neville jak najbardziej chciał ją przytulić, lecz zawahał się, gdy zobaczył kamienny wyraz twarzy przyjaciółki - Dokończymy tą rozmowę, Neville. Ważne jest teraz to, w jaki sposób Snape nie dowiedział się o tym.
  O czym ona mówi? Draco był zaskoczony tymi słowami oraz nagłą zmianą emocji, jaka nastąpiła w dziewczynie. Opanowała się niebywale szybko, by zmienić temat na jeszcze ciekawszy. Czuł jakby wbił swoje ciało w ścianę i nie zamierzał puścić się jej dopóki nie dowie się czegoś więcej. Luna uniosła różdżkę, by zaczarować teren wokół nich, lecz wcale nie domyśliła się, że w zasięgu ręki znajdował się Ślizgon i mógł usłyszeć nawet ich najczarniejsze sekrety.
- Veritaserum, które podali nam w jego gabinecie – powiedziała smętnie Ginny.- Dlaczego zatem nie zadziałało, jeśli odpowiedź była tak oczywista?
  Rzeczywiście.. Draco miał ochotę pacnąć się w czoło z powodu tego, że nie domyślił się odpowiedzi od razu. Ta zagadka odwróciła jego uwagę od pozostałych zmartwieć, od Lovegood, Astorii, późnej pory i obowiązków prefekta.
- Nie teraz, Ginny – powiedziała Luna ku rozczarowaniu Dracona.- To jest zbyt poważna sprawa, by omawiać ją teraz.
- Właśnie – przyznał jej rację Neville.- My wrócimy do dormitorium zanim ci kretyni przestaną hulać w najlepsze.. Ta muzyka w każdej chwili może się skończyć..
- Dobranoc, Luna.. – pomachała jej Ginny.- A ty wracasz ze mną, panie pomocniku..
  Neville nie był do końca przekonany, kto kogo miał chronić w sytuacji powrotu do dormitorium, lecz i tak obecność przyjaciółki była bardziej pokrzepiająca. Marzenia o pocałunku odłożył na później i wystarczyło mu jedno spojrzenie w kierunku białowłosej, by tej obietnicy dotrzymać. Luna skoczyła na schody i podążyła na górę, za to Malfoy wyszedł w końcu z cienia i spojrzał na spiralę unoszącą się nad jego głową, lecz nie dojrzał już dziewczyny. Nie mógł kompletnie uwierzyć w to, że zdołał dowiedzieć się samych ciekawych rzeczy i co więcej zajęło to jego umysł na tyle, by zapomniał o pozostałych denerwujących go sprawach. Na chwilkę obudził się w nim dawny Dracon, który cichutko podpowiadał sam sobie, że mógłby wykorzystać te informacje przeciw durnej Lovegood. Jednak musiał to wpierw zaplanować. Ale! Lepiej nie będzie tego rozpowszechniał od razu. Musiał wpierw wyleczyć się ze swojej niestrawności. I w tej chwili poczuł wokół siebie zapach przyjemnej mięty i dziękował w duchu Victorii, że uraczyła go jego ulubioną i niezwykle dobrą herbatą o tak dobrym smaku, która potrafiła poprawić humor nawet zgryźliwemu Ślizgonowi.

sobota, 24 listopada 2018

~23~

  W sobotę rano bębniące o parapet krople deszczu obudziły Lunę z dość płytkiego snu.W pokoju panował półmrok i zdołała tylko ujrzeć śpiącą na sąsiednim łóżku Klarę. Jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała prawie niedostrzegalnie, aż na moment Luna przeraziła się, czy wszystko z nią w porządku, lecz delikatny świst przy każdym oddechu dziewczyny upewnił Lunę, że Klara tylko śpi. Luna rozbudziła się już na dobre, by móc samotnie przyszykować się do wyjścia. Dzisiaj nastał dzień jej rzekomego „szlabanu”.
*
 Na dziedzińcu stała przyszykowana od stóp do głowy, ubrana w ciepłe, czarne oficerki, skórzane spodnie, dwa swetry, kurtkę koloru zgniłozielonego oraz chustkę pod szyją, która falowała na wietrze wraz z jasnymi, rozpuszczonymi włosami dziewczyny. Za ucho wetknęła różdżkę, gdyż było to dobrą metodą na ogrzanie sobie w tym czasie dłoni w kieszeniach kurtki. Pogoda była nieprzyjemna, choć deszcz przestał padać zanim wyszła z zamku.
- Lovegood – powiedział Draco, wyłaniając się z zewnętrznego korytarza. Zeskoczył z kamiennego wzniesienia i stanął wyprostowany przed dziewczyną. Luna uśmiechnęła się skromnie na powitanie, gdyż nie wiedziała, co mu odpowiedź. Choć w ogromnej mierze pragnęła skupić się na zadaniu, które mieli wykonać, to jednak w głowie szalało jej tysiące pytań, które mogła zadać Ślizgonowi.
- Pożegnałaś się z przyjaciółmi? – ostatnie słowo wręcz wysyczał, za to w jego oczach dostrzegła cień rozbawienia. Musiał być w dość dobrym humorze.
- Nie powiedziałam im.. – odpowiedziała, tym razem do tego zmuszona. Gdyby milczała dłużej, chłopak pewnie zaatakowałby ją ponownie.
- Hm –spojrzał w stronę zamku z nadzieją, że profesor wybawi go z tego towarzystwa. Nie rozumiał sam siebie, dlaczego z nią rozmawia - Nie wiadomo czy ujrzysz swoje koleżanki.. Jeśli Pomyluna Lovegood jakiekolwiek ma..
  To ostatnie zdanie musiał wręcz dodać, by nadało całej jego wypowiedzi odpowiedni sarkastyczny ton. Dziewczyna nie była zadowolona z tego, co usłyszała, ale udawała, że nie może się tym przejmować.
- Nie myślę o śmierci, gdyż nie mam powodu. Mimo, że wyprawa przypuszczalnie będzie niebezpieczna, to jednak będzie nam towarzyszyć profesor, która z pewnością swoimi zdolnościami pokona każdego wroga.
  Malfoy zrozumiał ukryty sens jej słów i aż rozeźlił się, kiedy dotarło to do niego.
 Jesteś taka pewna, że sam nie potrafię się obronić? A co było wtedy w Hogsmead? Leżałaś sobie w najlepsze na ziemi, kiedy dementor dobierał się do twojej duszy i tylko ja odegnałem go za pomocą skutecznego i prostego zaklęcia…
 To oczywiście przypomniało Draconowi o jeszcze jednej sprawie. Lepiej wyszłoby mu to całe przedstawienie w magicznym miasteczku, gdyby potrafił wyczarować zwykłego Patronusa. Te myśli uciszyły go na chwilę, piorunując jego umysł tak, że nie był w stanie już nic dodać. Luna za to była przekonana, że jej słowa w jakiś dziwny sposób zgasiły chłopaka na jakiś czas.
- Witajcie, moi drodzy.. – przywitała ich Victoria, niespodziewanie zjawiając się obok zamyślonej dwójki, która nawet nie zauważyła swojej profesor. Luna dopiero teraz dostrzegła, że i nauczycielka, jak i Draco mieli na sobie czarne, wełniane płaszcze z kapturami, za to z ramienia kobiety zwisała mała skórzana torebka, którą Luna wyobrażała sobie jako przechowalnię najważniejszych magicznych przedmiotów. - Snape pozwolił ruszyć mi z terytorium zamku. Zbierajcie się, bo niewiele mamy czasu, by stąd umknąć. Śmierciożercy śpią sobie w najlepsze, ale nie oznacza to, że któryś z nich nie czatuje w pobliżu.
  Krukonka nie potrafiła sobie wyobrazić, że profesor mogłaby obawiać się kogokolwiek z Hogwartu, ale być może była to tylko przykrywka, by mogli jak najszybciej stąd ruszać.
  W chwili, gdy oboje dotknęli rękawów nauczycielki, wokół nich zawirowało, spod stóp rozpłynęła się kamienna posadzka dziedzińca, za to wyrosła pod nimi mokra od rosy trawa. W uszach zadźwięczało od ogromnego huku i wycia tajemniczych, nieznanych dla nich maszyn. Ze wzgórza, na którym stali ujrzeli niedaleko rozciągające się masywne, brudne i pozbawione jakiegokolwiek uroku przemysłowe miasto. Z wnętrza lasu ciągnęła się żwirowa ścieżka, przemoknięta od nadmiaru nieustającego deszczu. Choć widoczność była kiepska, Luna zdołała dostrzec na tle zamglonego nieba unoszące się z wysokich kominów chmary dymu, które mieszały się z burzowymi chmurami.
- Przecudowny krajobraz – odezwał się Draco, który po tonie głosu tak naprawdę nie był zadowolony z miejsca, w którym się znajdowali.- Nie do porównania z Godrevy lub z Kanadą…
- Ech.. Furness też ma swój urok.. Gdybyśmy przenieśli się do Allerdale z pewnością widok by was bardziej zachwycił, ale mamy tu misję, więc nie będziemy nic zwiedzać.
  Rodley okazała swoją stanowczość, by uciszyć niezadowolenie Dracona, który w ciszy pomrukiwał pod nosem. Luna za to mogła podziwiać krajobraz rozłożony przed jej oczami. Choć z pewnością miasto nie było tak piękne, jak większość ludzi mogła przyznać, to jednak dla niej kryło w sobie coś niezwykłego. Kierując się w stronę miasta wyznaczoną i jedyną ścieżką, wszyscy szli w milczeniu, ale za to przepełnieni najróżniejszymi myślami. Luna przyglądała się drobnym szczegółom, które mogły jej wcześniej umknąć, natomiast Draco klął na deszcz, pogodę i brzydkie otoczenie, które kompletnie go nie satysfakcjonowało. Victoria myślała o swoim celu i tylko to prowadziło ją do tego niezbyt przyjemnego miasta.
- Musimy trafić do pewnego baru, ale najpierw należy się dowiedzieć, gdzie on jest i co więcej potrzebuję nazwisko właściciela.. Rzekomo pod nim znajduje się całe gniazdo, na które czyham.. Oszczędzimy dzięki temu czas, zamiast szukać po omacku..
  Malfoy w końcu ożywił się, słysząc ciekawą wiadomość. Luna zastanawiała się nad znaczeniem słowa „gniazdo”, które dla niej kojarzyło się bardziej ze zwierzętami niż z ludźmi. Obracając się dookoła widziała tylko stare, zszarzałe od dymu i kurzu budynki, które otaczały wysokie, metalowe lampy, zgaszone z powodu dość wczesnej pory. Nigdzie za to nie widziała zieleni, roślinności, mogącej ożywić okolicę, która dla Luny wielce się liczyła ze względu na swoje lecznicze właściwości. Mieszkańcy również nie prezentowali się nadzwyczajnie. Ktokolwiek, kto ich mijał miał na sobie okrycie głowy, które zasłaniało ludzkie twarze. Co więcej, nie widziała uczuć, które ludzie mogli demonstrować za pomocą swojej mimiki. Tak jak diametralnie spodobał jej się widok z wzniesienia, tak żałosny poczuła zawód na wizerunek serca zadymionego i ciasnego miasta, które próbowało udusić oparami każdego w swoim śmiercionośnym wnętrzu.
- Pewnie kupcy będą znali prawidłową nazwę knajpy, której szukamy.. – powiedział Draco, wpatrując się w rozciągnięte na ulicy rzędy targowisk i bazarów. - Choć pewnie takich miejsc jest mnóstwo.. Znasz jakieś cechy charakterystyczne tego lokalu?
  Luna patrzyła w tą samą stronę, co chłopak i ponownie nie umiała się nadziwić, jak takie miejsce, jak targowisko, gdzie życie powinno kwitnąć i ożywiać otoczenie może być tak przytłoczone, puste oraz żałobne.. Co najwyżej, pięciu ludzi maszerowało wśród stanowisk, by coś utargować, a pozostała część oczekiwała w milczeniu na swoich klientów. Lunie przypomniały się wakacje z jej ukochaną ciotką, podczas których codziennie obowiązkowo musiały znaleźć się na targu, choćby po to, by podziwiać żywe kolory tkanin, wdychać zapach świeżych wędlin i pieczywa, kosztować ofiarowane im za darmo kwiatowe koktajle i przymierzać mnóstwo sukien, które prezentowały się na ruchomych manekinach.
- ..Luna! – twarz Rodley wyskoczyła przed oczami zamyślonej dziewczyny.- Przejdźcie się z Draconem na targ – wskazała dyskretnie palcem jakieś stoisko, przy którym jego właściciel rozkładał swoje narzędzia do pracy.- Musicie spytać się o Zielonego Hipogryfa. Ja pójdę w tym czasie coś załatwić.
- Jesteś pewna, że to ta knajpa? – Draco próbował ukryć swoje niezadowolenie z tego powodu, że musiał to zadanie wykonać z Lovegood, więc szybko próbował zmienić temat, by nie wszcząć niepotrzebnej nikomu kłótni.
- Tak – powiedziała dosadnie profesor, po czym ponownie wbiła swój wzrok w Lunę i dodała w sekrecie – Nie wracajcie bez niczego.. Powodzenia..
  Dla Luny to polecenie brzmiało jak rozkaz, który bez względu na okoliczności należało wykonać. Choć spodziewała się, że to Malfoy przejmie inicjatywę, postanowiła nie wtrącać się na początek w jego metody, by nie zepsuć zadania. Za to pozwoliła sobie odezwać się do niego.
- Na ostatniej wyprawie też mieliście takie przygody jak rozmowy z tubylcami? – zapytała na początek, by choć rozluźnić atmosferę. Chodziło jej przede wszystkim o to, by dla innych ludzi jako nietutejsi wyglądali dość naturalnie. Jednak Malfoy tego nie podchwycił.
- Ostatnio mieliśmy do roboty wiele ciekawszych rzeczy – warknął, zły na siebie już wystarczająco. Nie rozumiał, dlaczego zaczął z nią wcześniej rozmawiać, więc nie widział sensu, by wgłębiać się z Pomyluną w dyskusję. Dość szybko zagłębili się w zaułki targowiska, by na początku trochę po nim pospacerować. Luna przykuwała swoją uwagę do wielu dziwnych dla niej przedmiotów, znowu Draco nie zważał na nic, co utrudniało dziewczynie sprawę. Wyglądało to raczej na scenę, w której to ona zmuszała swojego towarzysza do spaceru po targu.
- Nie rozumiem, co może cię w tym interesować – palnął po cichu, kiedy po raz piąty zatrzymali się przy jakimś kiermaszu.
- Mogę zobaczyć, co mugole sprzedają w swoim świecie..
- Nie interesują nas mugole, ale nasze zadanie.. – nachylił się nad nią, by warknąć do jej ucha te dosadne słowa. Dziewczyna jednak wydawała się tym nie przejmować.
- Popatrz.. – wskazała palcem na dziwnie wyglądające narzędzie, które składało się z dwóch noży, przyczepionych do siebie jakimś metalowym guzikiem.
- Witam – od razu do Luny podbiegł sprzedawca, jak to bywa z właścicielami gdy od razu zauważą zainteresowanych klientów.- Sprzedajemy najlepsze na rynku materiały dla fryzjerów. Proszę popatrzeć na te wspaniałe i ostre nożyczki, które zaprojektowane pod specjalnym kątem potrafią podciąć włosy w prosty i właściwy sposób. Pokazać?
  Gdy Luna zafascynowana demonstracją narzędzia, nożyczkami? było dla dziewczyny czymś niezwykłym i otwierała już usta, Malfoy oderwał ją brutalnie sprzed oblicza sprzedawcy, mrucząc pod nosem jakieś bezczelne „nie”.
- Skup się, Lovegood, bo jeszcze wydamy się dla innych podejrzani..
- Jak na razie ja zachowuję się normalnie – powiedziała, próbując wyrwać się z jego mocnego uścisku, gdyż cały czas trzymał ją za ramię. Draco puścił dziewczynę w chwili, gdy skierował się ku mężczyźnie, który stał się dla niego celem. Zapomniał całkowicie o Lunie, która została z tyłu i przyglądała się tej scenie. Według niej, Draco kompletnie nie miał taktu i za szybko zaczął rozmowę. Szacując, że mogło to długo potrwać, wróciła pospiesznie do miejsca, gdzie podziwiała śmiesznie wyglądające przedmioty.
- O, panienka wróciła – ucieszył się mężczyzna i pokazał jej od razu kolejną parę narzędzi. Luna patrzyła z zachwytem. Sprzedawca zaprezentował jej do czego mogą służyć nożyczki, podcinając pukle włosów manekinowi, który i tak miał ich na sobie mało.
- Wezmę te – wskazała palcem nożyczki, które wpadły w jej oko już na początku.- Ech.. Człowiek jest już zmęczony po całym dniu podróżowania..
- A panienka nie jest stąd? – zapytał sympatycznie mężczyzna, by zagaić rozmowę z udanym klientem.
- Nie, nie.. Razem..z.. chłopakiem – powiedziała szybko, co nagle przyszło jej do głowy, by wytłumaczyć swoje powiązanie z Draco - Musimy gdzieś się zatrzymać.. Słyszeliśmy o ciekawym miejscu.. Hm.. Czerwony.. nie, nie.. Żółty?
- Zielony Hipogryf? – dokończył za nią sprzedawca, co ucieszyło Lunę, gdyż doskonale pamiętała nazwę, ale musiała zagrać tą scenę.
- Tak! – uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- To niedaleko stąd – powiedział i chwilę się zastanowił, by wskazać odpowiednią drogę.- Pójdzie pani tamtędy i potem skręci dwa razy w prawo i na Marley Street trafi w odpowiednie miejsce.. Choć proszę uważać, bo to niebezpieczny zaułek..
- Dziękuję serdecznie – Luna po raz ostatni obdarzyła mężczyznę ciepłym spojrzeniem i ruszyła w stronę, gdzie ostatnio zostawiła Dracona. Nie minęła nawet minuta, kiedy chłopak wpadł na nią z miną wściekłego tygrysa.
- Gdzieś ty była?! – krzyknął szeptem i pociągnął ją za sobą w cień.- Nie odchodź nigdy za daleko, bo nie mam zamiaru szukać potem zagubionej dziewczynki..
- Prosto, dwa razy w prawo, Marley Street..
  Malfoy wpatrywał się w nią zmieszany, gdyż spodziewał się raczej pod dziewczynie innej reakcji. Ale ostatnio wszystko, co robiła było dla niego dziwne.
- Słucham? Ja próbowałem wyciągnąć jakieś informacje, a ty..
- Zdobyłam adres.. Możemy wrócić do profesor..
  Zostawiając chłopaka za sobą, wróciła na dziedziniec, gdzie jeszcze godzinę temu rozstali się z nauczycielką. Ona również szła w ich stronę i zanim stanęła obok dwójki, już wiedziała, że udało im się to wykonać. A przynajmniej Lunie, gdyż Draco był rozdrażniony.
- Idziemy.. Luna, prowadź.. – powiedziała cicho kobieta i ruszyli wszyscy w milczeniu. Z każdym zakrętem ulice stawały się coraz węższe, gdzie przy swej szerokości mogły przepuścić najwyżej dwie wymijające się osoby. Wokoło panowała pustka, okna były zatrzaśnięte i pozamykane, a co więcej nigdzie nie pojawiła się żadna żywa dusza ani nawet zwierzę, kot, czy pies, cokolwiek, co mogło poruszyć tą zastygłą atmosferę. Gdyby to, że Victoria od czasu do czasu nie podnosiła głowy, drzwi do knajpy zostawiliby daleko w tyle. Szyld był tak zamazany i litery niewidoczne, że tylko obrazek zielonego hipogryfa utwierdził ich w przekonaniu, że dotarli na miejsce.
- Luna, nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli na moment zamienię twoją ciekawą kurtkę w podobny do mojego płaszcz? – Rodley nie czekając na odpowiedź, machnęła różdżką i po chwili Krukonka wpasowała się strojem do swojej grupy. Wyglądała mroczniej i poważniej w tym przebraniu, ale Victoria zdawała sobie sprawę z tego, że nie mogli rzucać się w oczy w takim miejscu jak to.- Teraz możemy wejść, ale..
  Draco już chciał otworzyć drzwi, gdy palce nauczycielki wskazały i chłopaka, i dziewczynę.
- Będziecie udawać parę. Bez dyskusji. To ułatwi sprawę – mruknęła poważnie.- Macie się mnie słuchać i dołączycie do mnie wtedy, gdy wam na to pozwolę.
- Co znaczy „dołączycie”?
  Ale Malfoy nie uzyskał odpowiedzi, gdyż czarnowłosa kobieta wkroczyła do baru pierwsza. Za nią Luna i na końcu Draco, który zamknął za sobą mosiężne drzwi, tym samym zrywając kontakt z prawdziwym światłem słonecznym. W środku było ciemno jak w piwnicy oraz duszno. Ostry zapach alkoholu rozdrażnił jego nozdrza. Bez rozglądania się naokoło usiedli wszyscy przy wolnym stoliku w kącie, będąc jeszcze chwilowo obiektem zainteresowania tubylców. Lecz po kilku chwilach przy barze i pozostałych stolikach ludzie wrócili do swoich spraw i tematów.
- Wypijcie ze mną coś ciepłego i marsz na górę, jeśli są wolne pokoje – powiedziała Victoria, która dzisiaj przyjęła tak bezdyskusyjny ton, że nikt nie mógł się sprzeciwić jakiemukolwiek rozkazowi. Zamówiła dość szybko trzy aromaty z krwistej lampony, która wydała się jej jedynym rozsądnym wyborem z całego menu. Co prawda, smakowała ohydnie, kiedy kelner przyniósł zamówione trunki po niedługim okresie wyczekiwania, ale w jakiś sposób zdołali przełknąć jej gorzko-słodki smak w ciszy. Oczywiście, Rodley nie siedziała bezczynnie, delektując się naparem. Z każdym łykiem z drewnianego kubka łypała spod przymrużonych czarnych oczu na ludzi zebranych w knajpie, a dokładnie na grupę siedzącą naprzeciwko po drugiej stronie sali. Tamci również obserwowali kobietę, ale z powodu innego zainteresowania. Właśnie oceniali jej dumną, śliczną twarzyczkę, nie domyślając się w ogóle, że kobieta czatowała właśnie na nich i ukryte pod ich pazuchami różdżki. „Podłe animagi ukrywające się z dala od sądu, który powinien skazać ich na wieczną tułaczkę w Azkabanie, by tym samym zniechęcić ich do zabijania niewinnych dzieci”. Victoria doskonale wiedziała, kim oni byli i tylko czekała na okazję, aż z baru wyjdą niepotrzebni świadkowie, a Draco i Luna wypiją swój napój i udadzą się na górę pod pretekstem wypoczynku po długiej podróży. Draco przejął inicjatywę i nie sprzeczając się ze swoją nauczycielką, choć ogromną miał na to ochotę, pociągnął Lunę za sobą i udał się schodami na górę, przy okazji wpychając właścicielowi kilka galeonów do ręki. Choć mugol nie znał waluty czarodziei, w jego oczach magiczne pieniądze wydały się po prostu złotem. W jaśniejszym i niewiele bardziej czystym pokoju Luna rozsiadła się na ciasnym łóżku i rozejrzała dookoła. Chłopak zatrzasnął za sobą drzwi i chwilę nasłuchiwał, czy nie usłyszy czegoś z korytarza.
- Powinienem z nią tam zostać.. – bąknął pod nosem, nadzwyczajnie zły na swoją opiekun.- Pewnie chwilę to potrwa.. Najwyżej wrócę..
- Lepiej nie – wtrąciła Luna, pewna, że Draco prowadzi z nią rozmowę, choć tak naprawdę mówił sam do siebie.- Jeśli chciała, byśmy bezpiecznie przeczekali ten czas, to wolę siedzieć tu posłusznie..
  Malfoy odwrócił się w stronę dziewczyny i zmierzył ją groźnym spojrzeniem. To przechyliło czarę jego gniewu i bez zastanowienia wypalił:
- Posłusznie! – zagrzmiał na początek.- Ja tu przyjechałem walczyć.. Może w przeciwieństwie do ciebie, nie kryję się po kątach..
- Przecież oboje jesteśmy ukryci.. – westchnęła Luna, przeczuwając, że pobyt w tym pokoju może okazać się niebywale ciekawy. Draco zadrżał na dźwięk tych słów, które z prostego punktu widzenia były szczerą prawdą. Nie lubił, gdy ktoś łapał go za słówka, a Lovegood, najwidoczniej, uwielbiała tą zabawę.
- W sumie, jest w tym pewne ziarno prawdy – rzekł już trochę bardziej opanowany, lecz jego głos drżał, kiedy zwracał się do niej.- Z głupim Longbottomem uwielbiasz ukrywać się w zamku z dala od wszystkich.. Na dodatek, prowadząc dość niebezpieczną rozmowę.
- Neville to mój przyjaciel i mogę powiedzieć mu wszystko – bąknęła obrażona i niezadowolona z tego powodu, że Malfoy skupił się na Gryfonie.- Nie twoja sprawa, o czym dyskutujemy..
- Aaaa – zamruczał drwiąco, widząc jej zachmurzoną minę, która dla Ślizgona wydała się nawet zabawna. Z jej twarzy nie emanowała żadna duma czy odraza, ale czyste rozczarowanie, co dodało jej uroku. Draco próbował gwałtownie otrząsnąć się z tych dziwnych przemyśleń.. A jeśli podobał się Lovegood? Może to chciała mu okazać przez ostatni czas.. Te przeprosiny, ta scena na oczach jej przyjaciela?
- Para zakochanych – wymruczał, ale w taki sposób, by jak najsoczyściej nadać swojemu głosowi nutę frustracji.
- To..mój..przyjaciel – powtórzyła, dobitnie akcentując każde słowo.- Nie masz przyjaciół, to nie możesz tego zrozumieć.
  Przesadziła, choć i ta wiadomość okazała się niezwykłą prawdą, jaką Lovegood w nim odkryła.
- Gdybym miał wybór, czy chcę wybrać życie bez przyjaciela, czy przyjaźń z Potterem, długo bym się nie zastanawiał.
- Oczywiście, że wybrałbyś Harry’ego – odezwała się już żywiej, a wyraz niezadowolenia zniknął z jej twarzy jakby imię Bliznowatego działało na nią jak eliksir szczęścia.- Na pewno, gdybyś stanął przed takim wyborem..
- Oczywiście, że nie! – wyjęczał przestraszony.- To dupek i wszyscy mówią o jego sławie, jakby był gwiazdą sportową albo znanym artystą.. Ja mam oczy otwarte i nie pozwalam na to, by te myśli przytłoczyły mój rozum.
- Bo nie rozumiesz istoty przyjaźni – dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do okna, by wyjrzeć na puste i brudne ulice, tym samym ignorując drwiący chichot, który wyrwał się z ust chłopaka – Masz rację, że wielu go adoruje, traktuje nadzwyczajnie, ale jest on po prostu Harrym i tylko jego najbliżsi przyjaciele wiedzą, że tego nie cierpi, on po prostu marzy, by być normalny.. To nie jego wina, że stało się to, co zrobił Voldemort..
  Draco zasyczał jak z bólu, więc Luna odwróciła się naprędce, by zobaczyć, czy wszystko w porządku. Chłopak stał zgięty w pół przy ramie łóżka, którą trzymał kurczowo obiema dłońmi. Był wściekły, choć Luna nie mogła dokładnie ujrzeć jego twarzy.
- Jeśli tak chciał Czarny Pan, to Potter powinien się cieszyć, że został oszczędzony..
- Wierzysz w to, co mówisz?! – podeszła do niego szybko, głośno wykrzykując przy nim te słowa.- Voldemort chciał zabić Harry’ego..
- Zamknij się – Ślizgon w okamgnieniu wyprostował się, by chwycić dziewczynę za gardło i tym samym uciszyć ją siłą. Ale jej oczy wyrażały tak czystą szczerość i nieznaną mu dobroć, że powstrzymał swoją rękę w połowie drogi. – Nie wymawiaj.. tego.. imienia..
- Przepraszam – bąknęła zbyt szybko, ale chciała naprawić sytuację jak najprędzej.
- Co ty możesz wiedzieć o Czarnym Panu.. Nawet nie wyobrażasz sobie, co można czuć przy takiej osobistości.. Strach, gniew, smutek, rozgoryczenie, winę, ból.. wszystko. Nie wiesz, jak się odezwać, by nie podniósł nagle na ciebie różdżki i nie wymierzył kary.. – Draco obrócił się w stronę Luny, która stała teraz w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą chłopak. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, zaskoczona, milcząca, zamyślona – Ostatnio mówiłem ci jak to jest martwić się o swoich bliskich.. W takim momencie mogłabyś przestać nawet oddychać ze strachu jaki cię ogarnia.
- Przestań – jęknęła smutno i zatkała sobie uszy, jak małe dziecko, które słucha rozwścieczonego rodzica.- Czy człowiek ma jakiś wybór w życiu? Czy ty go miałeś?
  Draco myślał chwilę nad tym, choć znał odpowiedź. Być może nie chciał tego głośno mówić, gdyż tłumiona w jego wnętrzu prawda nie wydawała się już tak wyraźna i oczywista.
- Dobre pytanie..
- Być może profesor..
- Co „profesor”? – przerwał jej wściekły.- Co ona może zrobić? Nie było jej, kiedy zmuszono mnie, bym przyjął mroczny znak.. Nie było jej na wieży, kiedy Bellatrix namawiała mnie, bym w końcu zabił byłego dyrektora.. Nie było jej, kiedy ścigano moją całą rodzinę, by wtrącić ich do Azkabanu. Spójrz, zobacz.. Malfoy nadszarpnął rękaw płaszcza, pod którym miał jeszcze koszulę, ale rozpiął ją przy nadgarstku i zawijając ją do góry, pokazał czarną czaszkę z wijącym się wokół niej wężem. - Arcydzieło, nieprawdaż? Na całe życie.. Ono odebrało mi jakikolwiek wybór!
  Luna jeszcze nigdy dotąd nie czuła się tak przygnębiona życiem kogoś, kogo wcześniej niewiele znała.
- Wstydzę się tego, ale muszę to przyjąć.
- Jesteś odważny..
  Malfoy ucichł gwałtownie, kiedy usłyszał te ciche, smutne słowa, które wypłynęły z ust dziewczyny szczerze i bez wymuszenia. Pierwszy raz usłyszał o sobie coś takiego i po raz pierwszy nie wiedział, jak ma na to odpowiedzieć. Lovegood zakochała się w nim, czy co?
- Wszystko z tobą w porządku?
- Ze mną jest tak samo w porządku jak z tobą..
  Wtedy dziewczyna usiadła do niego tyłem i w takiej pozycji pozostała przez następne dziesięć minut. Victoria nie pojawiła się do tej pory, ale Draco pomyślał o niej dopiero teraz, gdyż rozmowa z Lovegood pochłonęła go bez reszty. Nie rozumiał sensu jej ostatniej wypowiedzi, choć wydała mu się równie niedorzeczna jak cała dziewczyna. Z nią w porządku? Chyba śnił.
- Myślałem, że nienawidzisz ludzi mojego pokroju – wycedził, kiedy opanował się na tyle, by wrócić do rozmowy, która była w tej chwili jedynym zżerającym czas zajęciem. Wydała się troszkę zaskoczona tymi słowami i już chciała spytać się, skąd zbiera takie informacje, gdy Malfoy ciągnął dalej: - Twój kochaś.. rozmawiał ze mną o tym..
- Hmm? – wstała z łóżka, zmęczona siedzeniem w jednej pozycji – Neville? Kiedy z tobą rozmawiał..
- Wziął moje słowa na poważnie, kiedy ostatni raz widzieliśmy się w zamku.. Z resztą, nie tylko on.. – zbadał jej twarz uważnie, ale nie dostrzegł żadnych zmian – Dostał za swoje i na długo nie będzie zawracał mi głowy..
- Co mu zrobiłeś?! – Luna zmieniała się w groźnego drapieżnika, kiedy poruszano temat jej przyjaciół, co więcej wtedy, gdy drwiło się z nich na jej oczach.
- Poturbowałem go trochę, ale nic poważnego nie zrobiłem.. Zaatakował mnie, idiota.. Mógł tego nie robić, ale zapamięta na przyszłość.. – Draco zaśmiał się na moment, choć czuł jeszcze w sobie gorzki posmak ostatniego wyznania. Najchętniej, wyszedłby z tego pokoju i zostawił dziewuchę za sobą. Ale obiecał Rodley, że krzywdy jej nie zrobi, a co więcej, będzie jej chronił, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Nie spodziewał się, że dziewczyna rzuci się na niego, nie był na to przygotowany. Chciała dobrać się do jego różdżki, a nawet go ugryźć, więc Draco musiał ujarzmić jej emocje jak najszybciej. Kiedy zaczęła tupać jak oszalała, uwięziona w jego ciasnych ramionach, Draco przestraszył się, że ktoś niepowołany mógł ich z dołu usłyszeć. Ciężka nie była, więc podniósł dziewczynę i rzucił na łóżko, na którym, trochę już słabiej, ale nadal, szarpała go i atakowała.
- Obiecałeś! Obiecałeś!
- Nic nie obiecywałem, kretynko! Zamknij się!! – bał się o swoje palce, więc nie przystawiał jej dłoni do twarzy na wypadek, gdyby go ugryzła. Nie mógł uwierzyć, że z takiej spokojnej dziewczyny w jednym momencie zamieniła się w rozwścieczonego gryzonia.- Powiedziałem, że wezmę pod uwagę to, co mi proponowałaś, ale nic nie obiecywałem! – po chwili jednak dodał - Dobra, dobra!
  Luna przestała się szamotać na łóżku i wbiła swoje błękitne oczy w jego bladą twarz.
- Nie tknę go już, ale tylko wtedy, gdy nie wejdzie mi w drogę..
  Nagle do ich drzwi zapukano, co uciszyło i chłopaka, i dziewczynę. Draco zbadał wzrokiem okno, które było jedynym punktem ucieczki z pokoju, ale odpadało ze względu na jego wysokość nad ziemią oraz brak mioteł, którymi mogli stąd odlecieć.
- Szafa – wyszeptała mu Luna koło ucha, mocno uczepiona jego płaszcza.
  Wrzucił ją do garderoby wbudowanej w ścianę i ustawił się obok niej z przygotowaną różdżką. W środku było zbyt ciasno, by mogli stać swobodnie w określonej od siebie odległości, więc Draco objął ramieniem Lunę, jakby bronił jej ucieczki, a dłonią zakrywał jej usta. Pachniała wanilią, co jeszcze bardziej rozdrażniło jego nozdrza, ale zmusił się do trzeźwego myślenia siłą i obserwował spod malutkich szpar drewnianych drzwi ruchy człowieka, który właśnie wkroczył do ich pokoju. „Ona nienawidzi ludzi twojego pokroju..” ..”Jesteś odważny”..
- Tu was mam! – krzyknęła Victoria, która otworzyła szafę za pomocą zaklęcia. Draco zamarł z wypowiadanym zaklęciem, którego ostatecznie nie rzucił.- Niezłe gniazdko sobie znaleźliście..
- Co tak długo? – zasyczał chłopak na powitanie, prędko wychodząc z garderoby, w której pozostała Luna.
- Musimy zejść do piwnicy – profesor zignorowała pytanie chłopaka, skupiając się całkowicie na zadaniu - Luna, wszystko w porządku?
- T-tak – odpowiedziała jej dziewczyna, czując jeszcze na swojej głowie ciepły oddech chłopaka. Myślała, że tym samym udusi się w tym ciasnym zakątku.
- Teraz się zacznie – powiedział Malfoy i wyszedł na korytarz, by samemu sprawdzić, co działo się w barze jeszcze kilka minut wcześniej.
- Dobrze się czujesz? – profesor troskliwie oparła rękę na ramieniu Luny, zanim wypuściła ją za chłopakiem.- Możesz tu poczekać bez żadnych obaw o własne bezpieczeństwo..
- Victoria – wrócił szybko Draco i spojrzał na swoje towarzyszki.- Idziesz? Nauczycielka wyszła, by zobaczyć jeszcze raz, czy droga do piwnicy jest pusta. Malfoy w tym czasie odwrócił się w stronę czkającej i bladej dziewczyny.
- Ty tu zostaniesz – powiedział dosadnie i władczo.- Będziesz tylko przeszkadzać.
  Zanim Luna zdążyła zareagować, Ślizgon zatrzasnął przed nią drzwi i dodatkowo je zaczarował, by w żaden sposób nikt tu nie wszedł, ani stąd nie wyszedł.
- Draco! – krzyknęła, ale nie usłyszała nikogo za drzwiami. Profesor nie wróciła po nią, zajęta pewnie kolejnymi problemami. „Co za kretyn!” Kopanie w drzwi również nic nie dało, więc Luna musiała usiąść na łóżku i pomyśleć nad innymi ewentualnymi możliwościami. Tak samo jak Draconowi przez jej myśli przeszła opcja dotycząca okna, lecz odrzuciła ją natychmiast, pamiętając o wysokości nad ziemią. Drzwi odrzucały każde zaklęcie, którymi chciała wyrwać je z zawiasów, odbijały czary jak ściana gumowe piłeczki. Przechodząc kilka razy wzdłuż pokoju, usłyszała ciche tykanie zegara, który wskazywał za dwie dwunasta. Wskazówka kierowała się ku najwyższej pozycji i po chwili w pokoju zadźwięczało od głośnego dzwonienia.
- Ściana.. – Luna spoglądała na zegar, który wisiał na obdartej z farby ścianie i jedyny pomysł przyszedł jej do głowy.- Bombarda Maxima.. Esfera!
  W chwili gdy zaklęcie trafiło w mur, ogromny huk wdarł się do jej uszu, ale wszystkie odłamki, cegły i niebezpieczne drobiazgi ze ściany odbiły się od magicznej tarczy, którą Luna wyczarowała w ostatnim momencie. Zakaszlała kilka razy, by wypluć z gardła kurz, który otoczył ją z wszystkich stron. Łóżko było zawalone kamieniami i połamane, ale za to Luna zdołała znaleźć wyjście z własnego niesłusznego więzienia. Choć nie znała drogi do piwnicy, wiedziała, że musi przede wszystkim zejść ze schodów i trafić na najniższą kondygnację. Gdy wróciła do baru, ujrzała kilkanaście ciał mężczyzn leżących bez ruchu na podłodze, na stołach, a nawet na ladzie, gdzie wcześniej barman wydawał napoje. W półmroku, który panował w knajpie widok ten wydawał się upiorny.
- Stare fermo!! – usłyszała głos swojej profesor, który docierał zza półprzymkniętych drzwi znajdujących się za jedną z kotar. Luna pobiegła w tamtą stronę. Gdy wpadła do obszernej, audiencyjnej sali, która wystrojem przypominała raczej świątynię, fioletowy płomień ognia trafił w ścianę tuż obok Krukonki. Przykucnęła szybko z obawy przed kolejnymi atakami. Ale następnych już nie było, gdyż właśnie profesor i Draco dobrali się do ostatniego długowłosego mężczyzny, który stał uwiązany przy jednej z kolumn. Prowadzili z nim ożywioną rozmowę, gdy po chwili Malfoy uderzył czarodzieja pięścią w twarz i wtedy wszyscy ucichli.
- Gdzieś ty była? – zapytała profesor, gdy zobaczyła Lunę pokrytą grubą warstwą kurzu. Draco również zmierzył dziewczynę wzrokiem, ale nic nie powiedział.- Choć nawet dobrze.. Było ciężej niż poprzednio..
  Kobieta nie wyglądała na osobę, która właśnie dobiła kilkunastu czarodziei. Jej włosy układały się tak jak wcześniej, szata wyglądała na czystą, a i twarz nie nosiła żadnych znamion minionej walki. Luna nie miała czasu wcześniej tego zauważyć i dopiero teraz przyglądała się swojej nauczycielce.
- Jest pani wampirem?! – wypaliła bez uprzedzenia w jej stronę, gdy nauczycielka ruszyła do tajemniczej skrzyni, by otworzyć ją skutecznymi zaklęciami. Przerwała swoje starania, by zrozumieć, co właśnie usłyszała. Malfoy wyglądał tak jakby zaraz miał wybuchnąć gromkim, porywczym śmiechem.
- Nie, Luna – wypowiedziała jej imię dość łagodnie.- Mogę się do ciebie tak zwracać, prawda? Nie jestem wampirem, tylko zwykłą czarownicą, która pilnie uczyła się zaklęć.
- Jak się stamtąd wydostałaś, głupia? – podszedł do niej Draco, dostrzegając szare drobinki pyłu w jej jasnych włosach.- Tam byłaś bezpieczna..
  Malfoy ostatecznie odegrał się za swoją poprzednią nieudaną próbę, kiedy to Luna bez żadnych problemów zdobyła potrzebne informacje. Nie musiała tego wiedzieć, wystarczył mu satysfakcjonujący rezultat jego zemsty stojący przed nim.
- Nie przyjechałam razem z wami, by siedzieć bezczynnie – odpowiedziała, udając obrażoną. Miała ogromną ochotę nadepnąć go na stopę lub chociażby odwrócić się na pięcie i odejść, ale stała niewzruszona i wpatrzona w jego oczy.- Jestem tak samo odważna jak ty..
  Znowu.. Chłopak nie mógł tego słuchać, choć były to dobre słowa. Nie był przyzwyczajony do takich pochwał. Co więcej, brzydził się nimi, kiedy wypowiadała je Lovegood.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo.. – przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Longbottomem.- Jeśli ci się podobam, powiedz mi to..
  Krukonka zmrużyła oczy, a potem wybuchła jeszcze większym śmiechem niż jej profesor i złapała się z brzuch, który rozbolał ją z powodu gwałtownego wstrząsu.
- Sto razy bardziej wolę tego „głupiego” Longbottoma niż ciebie.. Choć być może próbujesz się zmienić, a ja uczę się tobie ufać, mimo, że nie mam powodów, to jednak w życiu nie przyznałabym się do tego.. O, profesor nas wzywa.
- Tyle razy ci pomogłem, wiele razy chciałaś mi dziękować, więc mam powód tak uważać!
  Draco pragnął zapaść się pod ziemię, ale z drugiej strony przynajmniej upewnił się w tym, co ostatnio zaprzątało mu umysł. Chłopak się już nie odezwał, gdyż musieli pomóc Victorii, która chowała w swojej małej torebce ogromną kulę światła. Emanowała z niej niebiańska energia, ujarzmiona w zwykłym szklanym globie. Nie mieli czasu by ją podziwiać. Wydostali się szybko z piwnicy, zostawiając za sobą wielu nieprzytomnych lub pozbawionych pamięci mężczyzn. Na zewnątrz padało, przez co z trudem dostrzegali innych ludzi oraz pobliskie budynki zatopione we mgle. Wrócili prędko na miejsce, skąd przybyli i bez słowa dotykając rękawa profesor, stanęli na błoniach Hogwartu, z dala od zamku.
- Muszę już wracać.. Śmierciożercy mogą mnie szukać, ciebie też, Draconie – zwróciła się do zamyślonego chłopaka, który zerkał na Lunę. Krukonka macała swój płaszcz, jakby czegoś szukała, choć tego nie było.- Ach, twoja kurtka..
  Jednym machnięciem różdżki profesor przywróciła zgniłozieloną kurtkę, w której Luna pojawiła się rano. Wyglądała na ucieszoną i podziękowała nauczycielce. Ta jednak szybko ruszyła w stronę bramy.
- Następnym razem nawet nie waż się mnie o nic prosić! – warknął Draco, gdy zostali sami.
- Ale obietnicy dotrzymasz! – skierowała na niego palec jak mała dziewczynka, która obrażona chce wydrzeć z dorosłego wyznanie.
- Nie tknę Longbottoma ani Weasley.. – powiedział wymuszenie, ale tym razem postanowił dotrzymać słowa, choć tylko po to, by Lovegood dała mu święty spokój i co więcej, nie próbowała następnym razem atakować go jak zwierzę.- Dzika i głupia.
- Zrozumiesz to, gdy znajdziesz przyjaciół.. – powiedziała na pożegnanie i ruszyła samotnie w stronę lasu, gdzie Draco nie miał ochoty wcale iść. Choć paliła go żądza dopieczenia idiotce jakimiś dosadnymi słowami, zrezygnował z tego szybko, przypominając sobie ich niedawną rozmowę.