wtorek, 24 grudnia 2019

~49~

  Myślała, że świąteczny poranek okaże się o wiele przyjemniejszy niż naprawdę.
  Jeszcze rok temu budziły ją śmiechy i radosne nawoływania. Teraz, gdy tylko otworzyła oczy, poczuła chłód i wrogą ciszę. Nawet Marietta nie chciała wyjść z łóżka. Klara siedziała na swoim i czytała, Vanda zajadała się czekoladowymi cukierkami, Annette była nieobecna.
   Klara, gdy tylko zauważyła, że Luna otworzyła oczy, zamknęła książkę do Numerologii i usiadła na łóżku przyjaciółki.
- Wesołych Świąt, Luna – powiedziała ciepłym głosem i wyjęła z kieszeni koszuli mały pakunek.
- Masz dla mnie prezent?
- Tak, ale nie chcę nic w zamian – odpowiedziała z uśmiechem.- Potraktuj to jako podziękowanie za cierpliwość.
   Gdy Luna odpakowała drobny podarek, odkryła w środku bransoletkę. Nie była to zwykła ozdoba z koralików czy innych świecidełek, lecz własnoręcznie zrobiona bransoletka, wyszyta z różnych części. Wśród nich był wizerunek orła, zwykły guzik, błyszczący księżyc, wysuszony owoc, kawałek jakiejś rośliny, sznureczek zaplątany w supeł oraz malutka klepsydra, w środku której coś się znajdowało.
- To mój włos – wtrąciła Klara, widząc, jak Luna przygląda się klepsydrze. 
- To naprawdę jest ładne – powiedziała w końcu dziewczyna, będąc pod wrażeniem kreatywności swojej przyjaciółki.
- Masz wolny wieczór? – Klara szybko próbowała ukryć swój rumieniec, jaki wyskoczył na jej twarz po usłyszeniu tak miłego komplementu.
- Niestety – Luna pokręciła głową i nie dodała nic więcej, wiedząc, że nie może powiedzieć na głos przy pozostałych dziewczynach, gdzie będzie przebywać.
- Rozumiem. Chyba nawet wiem, gdzie go spędzisz – wyszeptała Klara.- Masz dla.. yhmm.. prezent?
   Luna wtedy uświadomiła sobie, że znowu zapomniała o prezentach. Jak mogła nie wziąć pod uwagę, by podarować coś Viktorii?
- Zapomniałaś – odpowiedziała za nią białowłosa.- Pomyśl prędko, w czym jesteś dobra. Stwórz coś własnego.
- Tak, tak – Lunę zdążyły pochłonąć już myśli.- Potrzebuję czegoś do szycia.
- Podoba mi się twój pomysł.
   Mając jeszcze trochę czasu do śniadania, Klara pomogła Lunie znaleźć potrzebne materiały, wyczarować przyrządy i zabrać się do pracy. Choć Vanda i Marietta w ciszy się im przyglądały, nie pytały, dla kogo się tak starają.
- Muszę wydziergać jeszcze jedną rzecz – odezwała się po długiej ciszy Luna.- Coś drobniejszego, ale równie użytecznego. Klara nie pytała, choć wiedziała dużo. Dzięki temu poranek świąteczny okazał się jednak o wiele cieplejszy.
 *
   Za pomocą transportacji Draco znalazł się w Hogsmeade już o dziewiątej rano. Nie zapominając o swoim celu, mijał bezinteresownie kafejki i sklepy przystrojone świątecznymi ozdobami. Gdyby przejmował się prezentami, pewnie kupiłby jakiś Astorii, lecz nie miał ochoty ani czasu na takie ceregiele. Klimatu sprzyjał padający śnieg, który Draco co chwilę strzepywał z płaszcza. To nie była jego bajka. Nienawidził świąt i wszystkiego, co się z nimi wiązało. Chciał mieć to za sobą i ponownie zająć się ważnymi sprawami.
   Pub pod Trzema Miotłami gościł w sobie najwięcej klientów, więc Draco jak najprędzej go minął. Przykre wspomnienia z tamtego roku spotęgowały jego niechęć do tego miejsca. Poza tym, wielu czarodziejów kojarzyło jego rodzinę, więc nie chciał się narażać. Minął również Miodowe Królestwo, które jak na jego gust było zbyt jasne i przesłodzone. Dopiero przy sklepie Scrivenshafta zatrzymał się, by obejrzeć wystawione pióra.
- Eh, nie mam czasu – odparł do siebie i ruszył dalej.
   W oddali zauważył szyld Gospody Pod Świńskim Łbem i tam się udał. Choć było to obskurne i nieprzyjemne miejsce, mógł rozgościć się tam w ciszy i mroku. Zauważył postać siedzącą w kapturze, tyłem do całego pomieszczenia.
- Witaj, matko – rzekł, stając nad kobietą.
- Synu – odparła znacznie cieplej niż się spodziewał.- Siadaj, zamówiłam ci ciepły trunek.
- Lepiej bym tu niczego nie pił.
- Lepiej byś posiedział ze mną dłużej.
   Draco nie zamierzał przekomarzać się z własną matką. W końcu i tak rzadko się z nią widział, nie denerwowała go, więc nie miał oporów zostać z nią tu dłużej.
- Ojciec chce bym wrócił.
- Ja także – odpowiedziała mu żarliwie, rada, że sam zaczął ten temat.
- Wiesz, że nie mogę.
- Nie myśl, że Lucjusz wzywa cię z tego powodu, bo za tobą tęskni – powiedziała o wiele chłodniej.- Przynajmniej tego nie okazuje.
- Dziękuję – odparł pogardliwie, zerkając na boki. Byli sami.
- On chce cię przygotować.
- Ojciec?
- Tak. Gdyż dobrze wie, co planują w szeregach Czarnego Pana. A ty musisz w końcu pokazać, że jesteś z.. nami.
- Czarny Pan jest zazdrosny o Rodley?
   Na twarzy kobiety pojawił się przykry grymas na dźwięk nazwiska profesor.
- Nie może jej nic zrobić. Co do ciebie ma obawy, że zapomniałeś o swojej pracy. Musisz wykonać pewne zadanie.
- Jakie?
- Dowiesz się w odpowiednim czasie. Pokaż dla mnie, że nie zmieniłeś stron.
- Matko – zaczął, ale szybko przystawiła mu palec do ust. Po chwili na stole wylądował kufel z napojem, który wyglądał dość niepokojąco. Na pewno nie zachęcał do picia, mimo to, Narcyza dorzuciła barmanowi kilka monet. Draco zapomniał jednak o przyziemnych sprawach, przypominając sobie szybko słowa Viktorii. Czyż sama nie mówiła mu, że Śmierciożercy zaczną go testować?
- Zrobię to dla ciebie, matko. Dla twojego dobra.
   Narcyza poczuła, jak nieznana siła ogarnia jej zmarznięte, osłabione ciało. Odsunęła na bok stres i niepotrzebne troski, w duchu ciesząc się szalenie, że Draco jej usłuchał.
 **
   Nie wszystkim sprzyjał świąteczny nastrój. Przede wszystkim, Ślizgonom i Śmierciożercom, którym najmniej podobał się pomysł z balem i cały ten świąteczny rozgardiasz. Skutecznie niszczyli choć namiastki miłego, świątecznego poczucia.
   Rosalie właśnie mijała grupkę Ślizgonów, którzy szydzili z jakiś młodych Krukonów. Dalej kilku Śmierciożerców paliło sobie fajki na środku korytarza, lecz żaden z nich nawet nie drgnął, kiedy dziewczyna przeszła obok. Nikt nie zwracał na nią uwagi. W ten sposób doszła do lochów i pracowni Slughorna. Odkąd zaczęła tam pracować z eliksirem miłości, ani razu nie została przez swojego opiekuna przyłapana. Znała na pamięć jego grafik, którego mężczyzna trzymał się bez zmian. Wiedziała, kiedy mogła wślizgnąć się do komnaty i zająć się swoimi sprawami, wcale nie obawiając się, że Slughorn mógłby sprawdzić pracownię.
- Takiego koloru oczekiwałam – powiedziała zadowolona, widząc bijącą perłową barwę z wnętrza kociołka. Tytoń wbił się gwałtownie w jej nozdrza, aż na moment ją zamroczyło. Nazbyt dobrze znała ten zapach.
   W komiku buchnęło zielonym światłem, które na chwilę rozjaśniło ponurą klasę, a młodą Ślizgonkę zaniepokoiło. Jednak od razu uspokoiła się, gdy zobaczyła przed sobą stojącego Rookwooda. Ten niewzruszenie otrzepał swój płaszcz, wcale nie przejmując się, że teleportacja w zamku mogła być niebezpieczna. Snape natychmiast karał każdego za taką niesubordynację.
- Spokojnie – odparł drwiąco, widząc minę dziewczyny.- Snape jest zajęty swoimi sprawami. Jak tam robota?
- Prawie gotowe – odparła, zadowolona z siebie, że mogła pochwalić się swoim osobistym sukcesem.- Kolor i zapach pasują.
- Dobrze. Kiedy mu to podasz?
- Malfoy mi nie ufa, więc raczej nie zrobię tego bezpośrednio. Mam za to inny pomysł.
- No? – ponaglił ją mężczyzna, gdyż sam był ciekawy.
- Podam to z winem, które podeślę mu po balu jako prezent od rodziny. Podrobię pismo, a rybka połknie haczyk.
- Zobaczymy. Jeśli się nie uda..
- Uda, Ro..
   Zmierzył ją morderczym spojrzeniem, więc nie dokończyła.
- Jak mam cię nazywać?
- Gdy jesteśmy sami, używaj mojego imienia, ale przy obcych, życzę sobie oficjalnego pozdrowienia.
- Oczywiście – westchnęła niemal natychmiast, zanim dokończył.
   Była uradowana, że mogła z nim w końcu porozmawiać.
- Życzysz sobie jeszcze czegoś?
- Myślę nad inną opcją, jeśli ta się nie uda – odparł zamyślony.- Muszę dorwać Lovegood, gdy Rodley i Malfoy będą uśpieni.
- Mogę podać jej truciznę.
- Rodley jest za to za sprytna. Bardziej niż ty.
   Choć ta uwaga się jej nie spodobała, wolała jednak sama pomyśleć nad czymś, co mogło Śmierciożercę usatysfakcjonować.
- To mierzmy w Malfoy’a.
   Spojrzał na nią spod brązowych kosmyków włosów, które bezwładnie opadały mu na zmarszczone czoło.
- Co masz na myśli?
- Przeszukam jego pokój, gdy ten będzie poza zamkiem. Bywa, że nie ma go dość długo.
- Szlag! Pewnie jeździ z Viktorią..
- Dokąd?
- Skąd mam wiedzieć? – odparł pogardliwie.- Dobra, pokaż tę miksturę. Jeśli się nie uda, zrobisz to, co sama zaproponowałaś.
   Rosalie porwała jedną fiolkę prosto z prywatnej szafki Slughorna. Reszty eliksiru szybko się pozbyła, jak i kociołka, który nie mógł pozostać dłużej w komnacie profesora.
- Bezpiecznie ją trzymaj. Za kilka dni spotkamy się w jednej z klas i razem dokończymy to, co trzeba.
   Klatka piersiowa Rosalie unosiła się coraz szybciej. Serce biło jej szalenie i nie wiedziała, jak to powstrzymać. Był tak blisko, wręcz ocierał się płaszczem o jej szatę.
- Augustusie – wypowiedziała jego imię niemal z nabożną czcią.
- Co?
- Tęskniłam – powiedziała szeptem, czując, jak jej głos zaczyna drżeć.
    Rookwood chwilę patrzył na dziewczynę, milczący i zamyślony.
- Wiesz, co masz robić – odparł niewzruszony.
   Bez pożegnania zniknął w kominku. Rosalie była wniebowzięta. Chciała poczuć więcej jego bliskości i już zaczynała knuć kolejny niecny plan na ich następne spotkanie.
 ***
   Wieczorem, gdy skrzaty domowe w dworze Viktorii uwijały się przy kolacji i ogólnych porządkach, Luna siedziała przy stole i czytała książkę o teleportacji, którą tuż po wyprawie pożyczył jej Draco. Choć wiele rzeczy nie potrafiła zrozumieć z powodu poważnej terminologii, zaciekle walczyła z każdym rozdziałem. Nawet nie zauważyła Viktorii, która po niedługiej nieobecności wróciła przebrana elegancko. Długa, czarna suknia iskrzyła się pod mdłym światłem. Dostojności dodawały koronkowe rękawy, oplatające jej szczupłe, lecz silne ramiona. Do kompletu nałożyła rubinowy wisiorek, który idealnie układał się pomiędzy jej piersiami i kusił swoim wyglądem.
- Wyglądasz pięknie – powiedziała Luna, na chwilę odrywając oczy od książki.- Ja.. nie wyglądam tak wytwornie.
- Nie szkodzi. Wyglądasz jak Luna – Viktoria obdarzyła ją uśmiechem, wcale nie przejmując się, że dziewczyna przyszła w zwykłym wełnianym swetrze, tęczowej spódniczce, która zwracała na siebie uwagę na tle czarnych, grubych rajstop. Wyglądu dopełniała popularna biżuteria dziewczyny – własnoręcznie zrobione kolczyki w kształcie bałwanków, różdżka włożona za ucho oraz bransoletka, która prezentowała interesujące rzeczy złączone w całość.
- Ubieram szykowne sukienki, kiedy mam okazję, gdyż w szkolę nie mogę pokazywać się tak uczniom, sama rozumiesz. Lubię to robić prywatnie, więc nie czuj się przy mnie skrępowana.
   Profesor dobrze zauważyła jej onieśmielony wzrok. Jednak zaraz rozweselił się, gdy na stół przyniesiono ciepłe smakołyki.
- Dracona jeszcze nie ma – mruknęła Viktoria i stanęła przy oknie, jakby miała wyglądać nieznajomego gościa.
   Luna na myśl o Draconie powstrzymała całą siłą woli silne drżenie. Ostatnie ich spotkanie potoczyło się tak jak wszystkie poprzednie, było między nimi chłodno, więc nie miała się czego teraz obawiać, prawda?
- Jak ci idzie teleportacja? Wspomagasz się teorią?
- Nie miałam jeszcze praktyki.
- Smok umywa się od swojego zadania? – pytanie Viktorii zabrzmiało dość srogo. Luna nie chcąc robić mu kłopotu, nie odpowiedziała. Szybko wepchnęła do buzi wielki, mięciutki placek, oblany białym cukrem.
- Co to jest?
- Pączek.
   Viktoria ukryła swoje rozbawienie, widząc, jak Luna zachwyca się zwykłym łakociem.
- Dzisiaj podam inne potrawy od tych, które znacie. Na prośbę mojej matki, w domu gotowano wiele przeróżnych dań.
   Poruszanie tematu rodziny było dla Luny onieśmielające i nie miała zamiaru dopytywać się o matkę profesor. Wolała skupić się na jedzeniu.
- Chyba jestem głodna.
- Chyba? – Viktoria zaśmiała się ciepło, co spotęgowało przyjemny nastrój, jaki powstawał między nimi w ciągu tych kilku minut.
   Szybko zanurzyły się w rozmowie o świątecznych posiłkach, o feriach spędzanych poza zamkiem oraz o niezapowiedzianych odwiedzinach rodziny. Luna żywo opowiadała o swojej cioci, kuzynie, tacie, wspominając nawet mamę.
- Nie pamiętam zbyt wiele, oprócz tego, że razem projektowałyśmy ozdoby. Wiele z nich zostało w naszym domu…
   Viktoria widząc, że ten temat może okazać się zbyt sentymentalny, zaprosiła Lunę do kuchni, gdzie dziewczyna mogła bliżej przyjrzeć się świątecznym przygotowaniom.
- A jak nastrój przed balem?
- Nie wiem – odparła Luna, która jeszcze kilka dni wcześniej odpowiedziałaby z większym entuzjazmem, ale planowanie z Draconem obdarło ją z resztek pozytywnych emocji.
- Wiem, że nie jest to dobra pora na takie pytanie, ale czy Draco sprawił ci jakąkolwiek przykrość?
   Lunę nie dziwiło to, że profesor prawdopodobnie czytała w myślach albo tak dobrze odczytywała emocje.
- Nie, skądże, jest tak normalny jak ja – odparła dość niechętnie.
- Hm.. Przy kuchence, która na prośbę kucharza sama zapalała ogień, smażyły się ryby oraz inne smaczne potrawy.
- Luna, o tę drugą sprawę również muszę zapytać – powiedziała dość ostro Viktoria, próbując karmelizowanego orzeszka w słonej posypce. Luna spojrzała na profesor, z trudem odrywając wzrok od pysznie wyglądających dań.
- Czy Rookwood sprawił ci jakąś przykrość? – w głosie kobiety zabrzmiała stal, która Lunie wydała się nie do przebicia. Musiała odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
- Zaczepił mnie po meczu, ale chciał tylko porozmawiać. Draco go w porę uprzedził i przegonił. Co prawda, chciał mnie wpierw z nim zostawić, ale Rookwood zaczął mówić same przykre rzeczy, o których nie miałam żadnego bladego pojęcia.. Chciał, bym sobie coś przypomniała..
- W porządku – Viktoria pogładziła zestresowaną dziewczynę po policzku, widząc, że ten temat sprawiał jej najwięcej przykrości. Aż w duchu przeklęła się za swój brak taktu.
- Pani – w progu kuchni pojawił się Kajetan.
- Tak?
- Przybył panicz Malfoy.
   Z twarzy skrzata nie dało się wyczytać żadnych emocji. Luna nie mogła uwierzyć, że nazwisko Dracona mogło zostać potraktowane tak obojętnie przez służącego. Viktoria wyszła pierwsza, by przywitać swojego gościa. Luna wolała zostać w kuchni i jeszcze poprzyglądać się pracy kucharzy. Na sam widok wystawnych potraw zaczęło jej burczeć w żołądku.
- To moja książka! – usłyszała z jadalni. No tak, Draco dał jej tydzień na przeczytanie tej kobyły i sam widocznie o tym zapomniał.- Lovegood!
   Miłe rozpoczęcie wieczoru…
- Ktoś dał ci w kość?
- Nie – odparł zimno, co zaprzeczyło natychmiast jego słowom. Przez uporczywie wbijający się w niego wzrok profesor postanowił jednak odpowiedzieć.- No dobra, miałaś rację. Śmierciożercy będą chcieli mnie przetestować.
   Luna nadstawiła ucha, choć wiedziała, że z żadnym wypadku nie była to jej sprawa. Odkąd Ginny wyrzuciła ją z Gwardii (co nadal ją bolało), nie zwracała już uwagi na podejrzane sprawy. Zwłaszcza na te dotyczące Śmierciożerców.
- Kiedy?
- Jeszcze nie wiem. Nie dostałem żadnych dokładnych wytycznych.
   Między nimi zapadła chwilowa cisza, którą Luna wykorzystała na to, by wyjść się przywitać. Siedzeniem w kuchni wcale by sobie nie pomogła i wiedziała, że musi w końcu się pokazać. Tak, jak się spodziewała, na jej widok Malfoy prychnął, udając ogromne rozbawienie. Jeżdżąc po niej wzrokiem i „podziwiając” jej strój, podśmiewał się pod nosem.
- Draco – odezwała się Viktoria ku uciesze Luny, która nie wiedziała, jak uciec z centrum zainteresowania.
- Tak? Powiesz mi, że mam ją przytulić na powitanie?
- Nalej wina.
   Chłopak zaskoczony tak miłą propozycją, szybko podszedł do barku z alkoholem. Luna wtedy schowała książkę do torby.
- Dzisiaj mi ją oddasz, Lovegood – powiedział, widząc, co robi dziewczyna.
- N-nie przeczytałam jej jeszcze – odpowiedziała mu pospiesznie.
- Nic mnie to nie obchodzi. Miałaś na to czas.
- Jest za gruba, by przeczytać ją..
- To znajdź sobie inną w bibliotece, choć wątpię, że będzie tak dobra ja ta..
- Luna – wtrąciła profesor, niezadowolona z tak przykrych przytyków chłopaka.- Skorzystaj z mojej biblioteki, pożyczaj tyle książek ile chcesz i trzymaj je tak długo dopóki ich nie przeczytasz.
   Malfoy z trudem ukrył złość, gdyż miał ogromną ochotę, by dokuczyć dziewczynie. Wiedział jednak, że nie może przesadzać, gdy Viktoria była w pobliżu. Luna zniosła to wszystko w milczeniu i usiadła przy stole. Draco z niechęcią usiadł naprzeciw niej, ale szybko skupił swoją uwagę na nakryciu, które wydało mu się bardziej interesujące od dziewczyny.
- Chciałam wam podziękować, że pojawiliście się dzisiaj w moim domu i że możemy razem spędzić ten wieczór. Życzę wam wesołych świąt, wytrwałości w nauce i więcej pokory – tu spojrzała karcąco na chłopaka, który wcale nie wydawał się tym przejmować – Możemy zacząć jeść.
   Do stołu w końcu podano potrawy. Luna poczuła, jak ślinka cieknie jej na sam widok obfitych dań. Wśród nich było kilka rodzajów mięs, równo pokrojonych kawałków, zmieszanych z ugotowanymi owocami i polanych ciemnym sosem. Zauważyła również świeże warzywa, które przyjemnie parowały i ogrzewały ich twarze. Na szklanej misce podana została świeżo upieczona ryba, którą jeszcze niedawno Luna oglądała na kuchence. Daniom nie była końca. Viktoria wydawała się zadowolona, że mogła zaproponować im szeroki wybór potraw. Nawet Draco patrzył jak urzeczony.
- Smacznego – Viktoria kiwnęła im głową i pierwsza nałożyła sobie warzyw. Luna nie wiedziała od czego zacząć, ale postanowiła, że musi spróbować wszystkiego, choćby po trochu.
 *
- Jestem.. pełny – odparł Draco, ciężko opierając się o drewniane oparcie krzesła. Zmęczony jak po wyczerpującej walce, patrzył nieprzytomnie w sufit, trzymając się za brzuch. Luna nadal zagryzała przysmaki podawane ciągle do stołu.- Gdzie ty chowasz drugi żołądek?
   Luna jednak nie odpowiedziała, zaintrygowana ciekawie wyglądającymi smakołykami.
- Bym zapomniała! – wykrzyknęła Viktoria, krzątając się pomiędzy jadalnią, a kuchnią. Po tak obfitym posiłku nie potrafiła usiedzieć w miejscu.- Mam dla was prezenty.
- Myślałem, że obejdziemy się bez tego.
- To dla ciebie, Draco – Viktoria podała mu ciasno owinięty pakunek, o dość podłużnej formie. Malfoy z ciekawością odpakował prezent. Ucieszył się jak dziecko, gdy zobaczył ozdobne pawie pióro z umieszczoną na końcu srebrną stalówką.
- Wiesz, czego chcę – odparł zadowolony.- Dzisiaj oglądałem pióra i gdybym miał więcej czasu, pewnie bym jakieś kupił..
- Uprzedziłam cię – zaśmiała się profesor, a następnie spojrzała na Lunę. Ociężała dziewczyna patrzyła rozmarzona na pióro, które Draco obracał w palcach. Nie spodziewała się, że i ona coś dostanie.
- Twój prezent znajduje się w mojej sypialni. Niestety, musisz go najpierw przymierzyć.
   Luna uniosła zaskoczona brwi i podążyła za Viktorią. Draco został w jadalni, nie mając sił, by ruszyć się z miejsca. W prywatnej komnacie profesor, na łóżku leżał wielki pakunek, który Luna powoli i ostrożnie otwarła.
- Suknia?
   Krukonka rozłożyła materiał na pościeli, nie mogąc uwierzyć, że prezent był dla niej. Długa, kremowa, falista sukienka wyglądała zbyt szykownie na zwykłe spotkanie.
- Będzie pasować na bal?
- Na bal? – Luna całkowicie zapomniała, że przecież nie miała nic odpowiedniego na to wydarzenie.- Dziękuję!
- Najpierw przymierz w razie ewentualnych poprawek.
    Za pomocą magii Luna pozbyła się swoich ubrań, zapominając, że rozebrała się do bielizny przy swojej profesor. Suknia ułożyła się na niej prawie idealnie. Viktoria przewiązała ją w pasie srebrną kokardą, a prześwitujące, satynowe rękawki dopasowała tak, by nie opadały z jej ramion. Luna lśniła. I ponownie nie mogła doczekać się balu, na którym na pewno zwróci na siebie uwagę.
- Jeśli tak lubisz sukienki, przebierz się na dzisiaj w jedną z moich.
   Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Viktoria natychmiast popędziła do garderoby, by stamtąd wyciągnąć niedługą, delikatną sukienkę w kolorze ciemnego różu. Luna od razu wydała się szczuplejsza, gdyż materiał delikatnie przylegał do niej w pasie.
- Też coś przyniosłam – Luna szybko przypomniała sobie o swoich prezentach. Choć nie spodziewała się, że Draco mógłby być zachwycony jej twórczością i już wyobrażała sobie jego złośliwe komentarze, to jednak, gdy zeszła na parter, jego grymas na twarzy okazał się bezcenny i sprawił, że negatywne emocje odeszły w cień. Jeszcze chwila, a zakrztusiłby się kandyzowanym owocem.
- Prawda, że Luna wygląda wspaniale?
- To twój prezent dla niej??
- Nie – odparła tajemniczo Viktoria.- Prezent pokaże dopiero na balu.
- To dzisiaj jakiś bal przebierańców? Zaraz mi przyniesiesz frak?
- Nie, dobrze Ci w tej koszuli – odpowiedziała mu twardo, usadawiając Lunę z powrotem przy stole.
- To dla was – dziewczyna bez chwili wahania wyciągnęła wełniane materiały z torby.
- Co to.. jest? – w pierwszej chwili Draco obawiał się wziąć do ręki to, co podawała mu dziewczyna.
- Ja mam sweter – powiedziała naprawdę rozbawiona profesor.- Luna.. masz świetne umiejętności krawieckie.. z pewnością oryginalne.
   Luna nie przejmowała się, że sweter podarowany od niej dla profesor był całkowicie niesymetryczny. Jeden rękaw był krótszy, a drugi był całkowicie wykrzywiony. Ale Viktorii jak najbardziej się podobał.
- Czy to.. szalik?
- Tak! – Luna nie kryła entuzjazmu.
   Draco rozwinął wełniany materiał, który był dłuższy niż stolik, przy którym siedzieli. Chwilę próbował z tym walczyć.
- Myślisz, że to w jakiś sposób jest zdatne do użycia? Przecież w tym można się zatopić, Lovegood.
- Wypada podziękować, smoku – warknęła profesor.- Luna przynajmniej coś dla ciebie przyniosła.
- No cóż.. nie mam nic dla niej – Draco zignorował fakt, że Luna wszystko słyszała, a wypowiadał się o niej, jakby jej z nimi nie było.
- Nic nie szkodzi – odparła, wcale się tym nie przejmując. Gdyby dostała coś od Malfoy’a z pewnością nie otrząsnęłaby się z tego do następnego roku.
- To dla ciebie, Viktoria – powiedział za to, wyjmując z kieszeni koszuli malutką kulkę, którą odczarował i doprowadził do normalnych rozmiarów. Była to malutka szkatułka, w której znajdowały się delikatne, brylantowe kolczyki.
- Dziękuję, Draco – odparła wzruszona.- Nie musiałeś.
- Wręcz przeciwnie.
   Draco ukradkiem zbadał wzrokiem milczącą Lovegood. Sama patrzyła z zachwytem na biżuterię, którą podarował profesor. Przez jedną sekundę poczuł się odrobinę głupio, że nic w zamian od niego nie dostała, ale po chwili przyszły trzeźwe myśli. On, który tak na nią narzekał, miałby kupować coś Lovegood, ale nic Astorii? To byłoby wtedy bardzo niesprawiedliwe. Później spojrzał na jej odkryte ramiona i uwydatnioną szyję. Jej skóra w tych miejscach była napięta i cienka, przez którą przebijały się drobne kości. Gdzie ona zmieściła to jedzenie? W sumie, w tej sukience wyglądała o wiele lepiej. Gdyby Lovegood częściej ubierała się przyzwoicie i normalnie, z pewnością uznałby ją za ładniejszą. Nigdy nie pobije Astorii, ale miała w sobie coś tajemniczego. Coś, co zauważył wtedy na zdjęciu w jej pokoju. Czyżby teraz bardziej przypominała swoją matkę?
- Draco, na czym się tak skupiłeś? – z myśli wytrąciła go Viktoria, która zdążyła ubrać kolczyki i kilka razy obejrzeć się w malutkim lusterku, które sobie przy okazji wyczarowała. Niech to szlag. Musiała właśnie w tym momencie zadać to pytanie.
- Myślałem nad tym, że czuję się nawet dobrze.
   Luna również zbadała go wzrokiem, co mu się raczej nie podobało. Jeszcze brakowało, by to ona zadała mu kolejne nie z tej ziemi pytanie.
 *
   Tuż przed północą siedli wygodnie przy kominku, z kieliszkami wina i butelką brandy dla Dracona. Nawet Luna czuła się o wiele lepiej, słuchając ciekawych anegdot Viktorii i ironicznych żartów Draco. Z ciekawością przysłuchiwała się opowieściom o ich wspólnych wyprawach, zanim Luna poznała profesor.
- A pamiętasz noc w jaskini wilkołaków?
- Nie przypominaj – Viktoria parsknęła śmiechem – Wtedy naprawdę myślałam, że nie ujdziemy z życiem.
- A ta historia z głębin jeziora? Pamiętam dokładnie, jak próbowałaś dogadać się z syreną.
- Mają tak cholernie ciężki język, że trudno było mi cokolwiek później powiedzieć w naszym języku. 
  Luna nigdy wcześniej nie słyszała, by profesor używała przekleństw tak swobodnie. Widziała, jak razem z Draconem wpadli w sidła wspomnień. Choć nie wiedziała, do czego się odnoszą w swoich opowieściach, wcale się przy nich nie nudziła.
- Ale teraz najwidoczniej moje wyprawy zostaną zastąpione czymś innym – powiedział chłopak, zmieniając ton swojego głosu na bardziej poważny. Luna nie wiedziała, o co mu chodziło.
- Sama matka przekazała mi o tym informację. Będę testowany jak roślina w szklarni. Nigdy nie będę przy nich wolny. Dopóki wszyscy nie zginą.
- Nie mów tak o Narcyzie.
- Nie chodzi mi o moich rodziców.
- Pamiętaj, z kim grasz w tym świecie. Po której jesteś stronie…
- Naprawdę jesteś po naszej stronie? – wtrąciła nagle Luna, która swoim pytaniem zaskoczyła Viktorię, a Draconowi przypomniała o swoim istnieniu.
- Lovegood, jeszcze jedno tak głupie pytanie..
- Nie jest głupie – przerwała mu dość gwałtownie.- Dzisiaj każdy zadaje sobie to pytanie. Twój przyjaciel okazuje się potężnym wrogiem, a wróg odwrotnie.
- Sugerujesz, że jestem twoim wrogiem?
- Kiedyś ci już powiedziałam, jesteś moim przyjacielem – powiedziała to spokojnie, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo wstrząsnęło to Draconem.
- Szkoda, Lovegood, ale ja nie czuję nic wobec ciebie – odparł zimno.- Nie obchodzi mnie, czy jesteś po tej samej stronie, co ja, czy nie.
- Obchodzi cię. Viktoria przyznała w jaskini, że jesteś moim obrońcą.
   Draco powstrzymał grymas wściekłości. Czasami miał ochotę wprowadzić specjalne prawo o ucinaniu języków za zbyt wielkie gadulstwo. Z pewnością by z niego skorzystał.
- Chciałem zabić Dumbledora..
- Nie wchodź w ten temat, Draco – uprzedziła go profesor, ale ten jej nie słuchał.
- To było zanim poznałeś Viktorię.
- A co ty możesz wiedzieć?
- Wiem to, że każdy ma prawo się zmienić.
   Dracona denerwował stonowany głos dziewczyny, gdy ten unosił się gniewem.
- Nic o mnie nie wiesz, Lovegood, a zgrywasz taką, która zjadła wszystkie rozumy.
- Znam się na emocjach i zdążyłam cię już poznać. Nie myśl, że nie obserwowałam cię, kiedy razem spędzaliśmy czas w gabinecie profesor.
   Draco głośno prychnął. Nie miał ochoty nawet tego komentować. Viktoria siedziała cicho.
- I co takiego zauważyłaś, Lovegood?
- Żal za to, co kiedyś uczyniłeś.
   Takiej odpowiedzi nawet profesor się nie spodziewała. Widząc, że Luna denerwuje się coraz bardziej, postanowiła wtrącić kilka słów, ale jednak to Draco przejął pałeczkę.
- Okłamywałem nauczycieli, szpiegowałem uczniów, szantażowałem słabych, a nawet miałem ochotę zabić samego Pottera. To twój przyjaciel, Lovegood, prawda? Jego i resztę nazywaj swoimi przyjaciółmi! Moje żale zostaw mi i się nie wtrącaj. Zrozumiałaś?
   Zegar wybił pierwszą, niezagłuszony przez śmiechy, czy głośne rozmowy. W salonie panowała niezmącona cisza. Viktoria postanowiła nie doprowadzić do kolejnej kłótni, więc zaproponowała Lunie nocleg. Dziewczyna z chęcią zgodziła się, gdyż poczuła się zmęczona i ociężała po długim, pełnym wrażeń dniu. Draco odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna znikła z jego pola widzenia.
- Nie przesadziłeś, smoku? – Viktoria stała pośrodku schodów i patrzyła na niego z ciemności.
- Dałem jej tylko reprymendę. Niech ją dobrze zapamięta, bo następnym razem nie będę taki łagodny.
- Luna wierzy w ciebie.
- Jakie ma do tego podstawy? Przecież ledwo mnie zna, przyjaźni się z moimi wrogami..
- Wrogami? Jeśli stoisz po tej samej stronie, co pan Potter, nie są to z pewnością twoi wrogowie, prawda?
- Vi..
- A to, że ktoś w ciebie wierzy jest złe? Luna ma dobre serce. Polubiła cię, choć mogła uznać cię za zwykłego dupka.
   Draco nie krył zaskoczenia.
- Ledwo ją znasz, nie chcesz jej poznać, a może się nią brzydzisz – odparła z pogardą, o którą by Viktorii w ogóle nie podejrzewał.- Ale ona poznała ciebie, oferowała swoją pomoc, a ty nadal patrzysz egoistycznie na wszystko wokół siebie. Zamknij tamten świat, skup się na bliskich ci ludziach, bo mogą okazać się przydatni, Draconie.
- Ale to Lovegood.
- Panna Greengrass nie dorasta jej do pięt, Malfoy. Dobranoc.
   Ostatnia riposta profesor tak nim wstrząsnęła, że szklanka brandy zastygła mu w dłoni, a usta zamarły półotwarte. Samo porównanie jego dziewczyny do Krukonki było wielkim zaskoczeniem. Co więcej, zwróciła się do niego po nazwisku, co go mniej więcej dziwnie zabolało. A na koniec, urwanie ich rozmowy tak zwykłym „dobranoc” było nie do pomyślenia. Draco jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się tak rozczarowany i rozgoryczony. Czyżby doprowadził Viktorię do ostatniego stadium gniewu? Wolał o tym nie myśleć. Zostało mu tylko iść i przespać się z tą myślą. I zapomnieć o Lovegood, Greengrass i Rodley razem wziętych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz