wtorek, 27 sierpnia 2019

~43~

   We własnej domowej kuchni czuła się najlepiej, otoczona kolorowymi ściennymi malunkami, przedmiotami taty oraz ze stojącym na blacie budyniem waniliowym. Zajadała się już drugą porcją, kiedy ze schodów zszedł papa wraz ze znanym jej mężczyzną, którego inni nazywali tak śmiesznie.. Argie? Czy jakoś tak. Kończyli poważną dyskusję, zdążyła zauważyć, a co więcej rozpoznać po zwężonych oczach taty i zmieszanej minie mężczyzny. Czy i tym razem będą torturować tatę?
- W takim razie przyjedziemy dopiero za jakiś czas – powiedział gość.
- N-nie ma tu nic podejrzanego.. N-nie ma sen..su..
- To się okaże – odwarknął.
- Tatko?
   Było jej smutno, gdy papa wyglądał na rozżalonego. Odwrócił się do niej i posłał w jej stronę słaby uśmiech, który jej nie wystarczył. Zamiast taty, podszedł do niej drugi mężczyzna.
- Jak się czujesz, łasiczko?
   Nie lubiła tych zwierząt i nie lubiła, gdy tak do niej mówił. Jednak coś w jego oczach podpowiadało jej, że lepiej dla niej nie sprzeciwiać się jego słowom.
- Widzę, że malujesz.
   To były rysunki, które zawsze pozostawiała na stole, a tata nigdy tego nie sprzątał, dlatego wiele zamazanych kartek służyło jako podkładki pod talerze. Świadczyły o tym ogromne plamy, zaschnięte pozostałości po jedzeniu, a nawet budyniowe ciapy. Jednak rysunki to była malutka część tego, co znajdowało się jeszcze na blacie. Kredki, koraliki, stare gazety, wysuszone liście i rośliny oraz robaczki w malutkich słoiczkach dopełniały całości. Rookwood jednak nie zwrócił na to uwagi. Podniósł dziewczynkę i posadził na swoich kolanach.
- Namaluj coś dla mnie – powiedział czułym szeptem, który wcale nie wydał się jej groźny, lecz zachęcający do tego, by rzeczywiście spełnić jego prośbę. Pokazała mu, jak potrafi zaczarować kredki, które unosiły się same i malowały to, o co prosiła. Mogła utrzymać w powietrzu jednocześnie pięć z nich i używać wszystkich naraz. Rookwood był pod wrażeniem jej umiejętności.
- Ksenofiliusie, czuję, że łasiczka trafi do Ravenclaw! Jest niebywale mądra!
   Papa nie odezwał się. Stał z boku jak strażnik małej królewny i bacznie obserwował całe zajście. Luna namalowała potok, za którym znajdowała się jej krzywa wieża i ogromne łodygi roślin, które tatko hodował w ogrodzie. Nad potokiem stały dwie osoby, trzymające się za ręce.
- Sądząc po kokardzie, którą ma ta postać, mogę uznać, że to ja?
- Yhm – odparła, skupiając się mocno na dokończeniu rysunku.- To dla ciebie.
- Czuję się zaszczycony. Jednak obowiązki wzywają – dodał, kiedy jego lewa ręka dość gwałtownie zadrgała.
- Kiedy znowu przyjdziesz? – zapytała, choć zauważyła jak tatko wzdycha głęboko.
- Dla ciebie, łasiczko, mogę być zawsze – odrzekł i opuścił jej dom, wypowiadając pod nosem słowa, których już nie dosłyszała.
 **
   Ginny patrzyła zaniepokojona na członków Gwardii zebranych w Pokoju Życzeń. Neville siedział obok niej niedostępny i zamyślony, bliźniaczki obgadywały osoby, o których Ginny nie miała bladego pojęcia, Colin stał oparty o ścianę milczący jak nigdy, a Seamus i Dean rozglądali się po komnacie, dotykając gratów, które ostatnim razem Ginny zastała tu jeszcze z Harrym. Czekali jeszcze na Nigela, Zachariasza oraz Hannę, którzy mieli przekazać interesujące oraz przydatne informacje. Dla dobra wszystkich członków, tym razem ona musiała poprowadzić kolejne spotkanie. I już zaczęła bać się tego, co musiała ogłosić.
- Słuchajcie, jeśli mamy czekać na resztę, opowiecie nam w końcu, jak było z tym smokiem? – zapytał Seamus, odkładając na bok starą, przerdzewiałą klatkę. Naraz wszyscy spojrzeli na Ginny i Neville’a zaciekawieni. Chłopak uniósł głowę, zaskoczony faktem, że wszyscy zwrócili na nich uwagę, znowu Ginny od razu zamierzała ich zbyć, chcąc skupić się na czymś ważniejszym. Jednak podniecenie, jakie ogarnęło jej przyjaciół było wręcz namacalne, więc nie mogła im odmówić.
- Co nam szkodzi – odparła ruda, wzdychając na samo wspomnienie tamtego chłodnego, strasznego wieczoru. Niech im będzie, ku przestrodze.
 *
  Klara czuła, że palący ból głowy atakuje ponownie, o czym świadczyły powracające zwidy. Wychodząc chwiejnym krokiem z komnaty do zajęć z Numerologii, czuła, że nie potrafi ustać już na nogach. Ciężko oddychając, oparła się plecami o ścianę, przepuszczając wychodzących z klasy uczniów. Miała wrażenie, że wszyscy patrzą na nią z litością lub pogardą, ale szybko to uczucie mijało, kiedy odwracali wzrok. Rozluźniła niebieski krawat, który zbyt ciasno oplatał jej kołnierz. Tak było o wiele lepiej, kiedy z większą łatwością mogła nabrać świeżego powietrza. Lekki powiew, który otulił jej twarz był dziwnie nieznany, aczkolwiek wydawał się nader przyjemny. Jednak gdy otworzyła oczy, ujrzała pusty korytarz, choć miała wrażenie, jakby przed chwilą ktoś przechodził tuż obok niej. Wszyscy uczęszczający na zajęcia dawno stamtąd odeszli, więc pozostała przy wersji, że jej umysł wytworzył pewne wyobrażenie. Musi coś zjeść. Była diabelnie głodna i to przywróciło ją na ziemię. Nie bacząc na zimno oraz drżące nogi, pocieszała się myślą o smacznym posiłku.
 *
- Nie wierzę, że Śmierciożercy są zdolni do takiego stopnia zrobić coś takiego – pierwszy odezwał się Dean po wysłuchaniu całej historii o walce ze smokiem.
- Lunie udało się tak po prostu go osłabić? – zapytała, nie dowierzając jedna z bliźniaczek. Obie siostry spojrzały na siebie skonfundowane.
- A, właśnie – wtrącił Colin, który nadal stał z boku.- Gdzie Po.. Luna?
   Neville spojrzał na niego piorunującym wzrokiem. Coraz bardziej bolała go nieobecność Luny.
- Tym razem się nie zjawi – odparła zimno Ginny.- Możemy przejść do rzeczy?
   Nikt tego nie skomentował, choć zauważyła, jak patrzą z niedowierzaniem i podejrzliwością. Od zniknięcia Harry’ego, to ich wszyscy traktowali jako zastępczą trójcę, więc nieobecność któregokolwiek z nich była nie do przyjęcia. Odkąd Zachariasz i Hanna przybyli dwadzieścia minut temu jako ostatni, uznano, że nie warto już czekać. Przed nimi wkroczył Nigel, który jako jedyny pałał tu lekkim optymizmem.
- Co udało się nam osiągnąć? – zapytał Neville, kiedy zauważył, że Ginny nie zamierza sama kontynuować.
- Śledzimy Ślizgonki, ostatnio zaproponowała to Lavender – zaczęła jedna z bliźniaczek.- Podsłuchujemy je i czekamy, dopóki ktoś nie puści pary z ust.
- I jak?
- Na razie tępią młodszych, ale nic nie mówią o planach Śmierciożerców.. Same głupoty – westchnęły na koniec obie.
- Colin? Nigel?
- Obraliśmy sobie Amycusa za cel.. – odpowiedział pierwszy.- Ale skubany często chodzi z obstawą.
- Nie jest ciekawie. Śmierciożercy zbijają się w grupy.. A co będzie, jak dojdzie ich więcej? – Nigel uśmiechnął się pogardliwie, opierając się o krzywy stolik, podobnie jak jego towarzysz.
- Do zamku ma zawitać jeden z najlepszych szpiegów Sami-Wiecie-Kogo – powiedział Seamus.- Rookwood.
- Wszyscy już o tym czytali w Proroku – warknęła Ginny.- Nie możemy dać się im osłabić.
- Mam kilka zebranych o nim informacji– dodał Zachariasz, który wyjął z kieszeni szaty jakiś cienki notatnik, z którego zaczął podawać informacje na temat Śmierciożercy.
- Zachariasz, zbieraj jak najwięcej takich rzeczy – Neville podszedł do chłopaka, by zajrzeć do jego bogatego w ciekawostki notatnika – Dzięki temu może znajdziemy ich słabe punkty.
- Hanna, wiecie już dlaczego nauczyciele chorują? – Gryfonka zwróciła się do cicho siedzącej dziewczyny.
- Z N-Nevillem przetestowaliśmy kilka próbek na szczurach. Objawy jednej z nich pasują idealnie.
   Chłopak kiwnął głową na znak potwierdzenia tej informacji.
- Jednak nadal nie wiemy, kto ich truje – odparł Seamus.
- Dojdziemy do tego, prędzej, czy później – odpowiedziała mu Ginny, a ton jej głosu zmroził na chwilę wszystkich obecnych. Jednak gdyby wiedzieli, o czym tylko myśli, wcale by tak nie zareagowali. Dumała nad „zdradą” Luny. Nad tym, że powinna tu z nimi być. Nad tym, że jej znajomość z Rodley mogła nieźle im pomóc. Czy było jednak za późno?
*
   Rozciągające się przed nią ściany zaczęły pląsać przed jej oczami i choć do Wielkiej Sali miała niewiele drogi, musiała przystanąć. Wspomnienia z Zakazanego Lasu wbiły się do jej głowy z niewyobrażalną siłą. Bała się, że tu zostanie. Bała się, że zaraz coś ją zaatakuje, przed czym będzie musiała uciekać. Veritaserum stojące przed nią na stoliku oraz Snape uśmiechający się z pogardą, wręcz zachęcający ją do wypicia eliksiru były pierwszymi obrazami, jakie ukazał jej umysł.
- Nie.. – jęknęła.- Nie chcę tego.
- Dobrze się czujesz?
   Klara otworzyła z trudem oczy, czując na czole zimny pot. Przed nią stały Annette i dwie nieznane jej dziewczyny. Co się okazało, były Ślizgonkami. Od razu przypomniała sobie wydarzenie z opustoszałej klasy, gdzie Annette była przesłuchiwana przez czarnowłosą, młodą Ślizgonkę, a Amycus Carrow prawie odkrył jej kryjówkę. Zrobiło jej się na nowo niedobrze.
- N-nie.. To znaczy.. Zrobiło mi się trochę słabo.
   Niech to.. A jeśli Annette wykorzysta te dwie Ślizgonki, by zrobić jej krzywdę? Takie rzeczy były na porządku dziennym i nie było dnia, kiedy ktoś nie poszedł spać poobijany.
- Zostawcie nas – odparła Annette władczym głosem w stronę dziewczyn, które nie miały nic przeciwko temu rozkazowi. Wtedy Klara poczuła, jak jej koleżanka z tego samego dormitorium mierzy ją wrogim spojrzeniem.
 *
   W Pokoju Życzeń trwała w najlepsze ostra dyskusja. Kłócono się właśnie nad sprawą przybycia nowych Śmierciożerców. Seamus i Dean ochoczo próbowali zgłosić się do szpiegowania Rookwooda, Zachariasz znowu odradzał im tego, podając coraz to straszniejsze informacje o szpiegu Voldemorta. Colin i Nigel byli za Gryfonami, wierząc, że to jeden z najlepszych pomysłów na odnalezienie ich słabych punktów. Ginny próbowała to zażegnać, Hanna siedziała skulona, Neville od czasu do czasu się wtrącał, znowu bliźniaczki wyglądały jednakowo, śledząc z otwartymi buziami zagorzałą kłótnię. W końcu ruda nie wytrzymała i użyła jednego, potężnego zaklęcia, by uciszyć spierających się chłopaków.
- Uważam osobiście – powiedziała stanowczo, mierząc swojego byłego chłopaka nienawistnym spojrzeniem, a w jego pobratymców rzucając płomieniami.- Śledzenie to dobry pomysł, ale z umiarem.. Zmieniajcie się co jakiś czas. Zachariasz, notuj za każdym razem dziwne zachowania. W końcu musimy znaleźć tego, który jest odpowiedzialny za trucie nauczycieli.
   Chłopaki na dźwięk jej głosu jednakowo zamknęli swoje usta.
- Jutro z Hanną wypróbujemy tą truciznę na kilku z nich. W chwili ich nieobecności zakradniemy się do ich pokoju i wlejemy każdemu po kropli – odparł pierwszy Neville.
- To powinno ich zniechęcić na jakiś czas, a polepszy dzień wielu uczniom – odparł entuzjastycznie Nigel.
- Ginny.. – odezwał się Dean.- A ty kim się zajmiesz?
- Myślałam nad tym dużo – odpowiedziała mu tajemniczo, skupiając na sobie oczy wszystkich zebranych.- Myślę, że skupię się na profesor Rodley.
   Widziała doskonale jak wstrząsnęła nimi ta informacja. Dziewczyny zbladły, Neville odwrócił wzrok, nawet Nigel przestał się uśmiechać.
- Jesteś pewna? – zapytał Zachariasz.- To jedyna osoba w moim notatniku, o której nie mam żadnych informacji. Nikt nie wie, skąd przybyła, skąd Snape ją zna ani dlaczego spędza tyle czasu z Malfoy’em.
  Zapytajcie się Luny. Ona powinna dobrze wiedzieć.
- Dlatego wolę sprawdzić, czy jest naszym wrogiem, czy…
- Sojusznikiem? – zadrwił Colin.- Osoba, która zadaje się z tymi zdrajcami – naszym dyrektorem oraz Ślizgonami, a ponad to, robi niezłe przedstawienie w Wielkiej Sali i wypędza stamtąd Bellatrix, którą musiała od dawna znać.. Ginny, proszę cię.
   Colin jako jej dobry przyjaciel z tego samego domu i tej samej klasy potrafił być wybuchowy, nabuzowany i natrętny, ale zawsze w takich sprawach kierował się rozsądkiem. Widziała, że nie podobała mu się jej opinia.
- Rodley to wielka tajemnica – odparł Seamus, kiwając młodszemu koledze, że w zupełności się z nim zgadza.- Jeśli do tej pory nikt nie wie, kim ona jest, czy komukolwiek z nas się uda?
- Nie proszę was, byście mi w tym pomogli – odpowiedziała ruda.- Zostawcie to mnie. Dam sobie radę.
 *
   Annette zbliżyła się do Klary na odległość wyprostowanej ręki. Bardzo krótkiej ręki. Klara poczuła, jak ściska ją w gardle.
- Powiedz mi, Klara, dlaczego jesteś taka wystraszona? – zapytała dziewczyna, obgryzając spierzchnięte wargi, z których Klara nie umiała odwrócić wzroku. Albo bała się spojrzeć prosto w oczy koleżanki?
- S-słabo mi tyl..ko – odparła drżącym głosem.
- Słabo na mój widok?
- D-dlaczego?
- Bo widzę jak zbladłaś, odkąd mnie zobaczyłaś – ten dziki uśmiech nie schodził z ust Annette, chyba, że był to tylko wytwór jej wyobraźni – Słuchaj, Klara.. Mam do ciebie pytanie..
    Klara przełknęła ślinę, choć spodziewała się, o co zostanie zapytana.
- Masz coś do mnie?
   Szybko pokręciła głową, nie mogąc odwrócić wzroku od jej pogardliwego uśmiechu. Słyszała z oddali, jak wilk zaczyna upiornie wyć, a tuż obok niej koszmarne stwory czatują na jej ruch.
- Nie.
- To dlaczego zadałaś mi na urodzinach to dziwne pytanie? Zniszczyłaś mój dzień, kretynko!
   Klara była zaskoczona. Jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała, by Annette zwracała się w ten sposób do kogokolwiek. To przywróciło ją na ziemię.
- Annette, widzę, że dzieje się coś złego – powiedziała Klara swoim naturalnie delikatnym głosem.- Jeśli ktoś cię szantażuje lub ci grozi, powiedz o tym.. Masz wokół siebie przyjaciół.
   To na chwilę rozkojarzyło dziewczynę, która nie spodziewała się, że przed chwilą wystraszona Klara przyjmie nagle pozycję obronną. Grymas wściekłości wyskoczył na jej twarz i na raz wymierzyła dłoń w twarz bladej dziewczyny.
- Skończ bredzić! Mam się dobrze!
   Klara jeszcze nigdy wcześniej nie oberwała w ten sposób, dlatego na krótką chwilę straciła oddech, a co więcej, świadomość.
- Lepiej dla ciebie, jeśli odczepisz się ode mnie – warknęła Annette.- Albo jeszcze inaczej się policzymy.
- Idziesz już?! – z drugiego końca korytarza odezwała się jedna ze Ślizgonek.
- Tak! – Krukonka odpowiedziała im natychmiast.
   Klara nie patrzyła w jej stronę. Bała się zobaczyć na jej twarzy czystą i chorą nienawiść.
 *
   Po raz pierwszy Ginny przeżyła tak głęboką dyskusję z członkami Gwardii. Z jednej strony spodziewała się, że kiedyś musi dojść do podziału zdania, lecz nie sądziła, że okaże się to takie problematyczne dla niej i Neville’a jako przywódców spotkania.
- Damy radę – oznajmił na koniec Nigel, do końca pałając pozytywną energią, a nawet klepiąc przyjaciół po ramieniu. Potem wszyscy na raz wyszli z Pokoju Życzeń, pozostawiając Gryfonów pilnujących korytarza.
- Dlaczego nie powiedziałaś całej prawdy o Lunie? – zapytał na koniec Neville.
- Nie wiem.. Jestem na nią zła, ale jednocześnie mówiąc im o jej zdradzie, czuję, że byłabym wobec niej nie w porządku.. po prostu nie mogę jej tego zrobić – odparła ruda, czując ponownie zakłopotanie na myśl o znajomości jej przyjaciółki z profesor.
- Zawsze możemy z nią jeszcze porozmawiać – rzekł chłopak z wyczuwalną w głosie dla dziewczyny nadzieją.
- Neville, nie mówię, że to koniec naszej przyjaźni, tylko musimy.. eh.. zwolnić – westchnęła ruda – Nie podoba mi się to, w co wciągnęła się Luna, ale.. czy mam prawo jej czegokolwiek zabraniać?
   Na tej kwestii zakończyli spotkanie. Neville szybko pożegnał się z dziewczyną, by pognać na zarobiony jeden ze szlabanów, znowu Ginny skierowała się ku Wielkiej Sali. Starając się dużo nie myśleć o sprawach Gwardii, rozmyślała o niedokończonych pracach domowych i esejach. Wtem ujrzała znajomą osobę. Wiedziała, że skądś ją pamiętała. Białowłosą, bladą dziewczynę siedzącą na pierwszym stopniu głównych schodów. Nad jej głową rozciągały się znienawidzone przez prawie wszystkich nowe zasady Hogwartu. Ta jednak wydawała się zamyślona, wręcz wyglądała jak odbicie lustrzane Luny, która tak samo potrafiła błądzić myślami daleko i wcale nie przejmować się otoczeniem. Jednak ta wyczuła intensywne spojrzenie, jakim darzyła ją ruda. Rozpoznała ją natychmiast i choć najwidoczniej chciała podejść, uciekła zanim Ginny zareagowała. Ginny była ciekawa, co takiego spowodowało jej reakcję, ale myśl o ciepłym posiłku sprowadziła ją prędko na ziemię i wnet zapomniała o innych problemach.
**
   Może świadomość podpowiedziała jej, że nie ma czasu na podejmowanie innej decyzji lub tajemnicza magia prowadziła jej nogi w stronę lochów. Nie wiedziała, dumając nad tym, że nie ma innego wyjścia jak porozmawiać z tą, która wzbudzała taki sam strach jak profesor Snape. Czy jednak nie była to tylko bujda wymyślona przez bogobojne uczennice? Być może dała się ponownie nabrać na plotki rzucane przez środowisko? Myślała tak, by tylko móc się pocieszyć. By nie zatrzymywać się po drodze.
   Sala do Obrony Przed Czarną Magią mieściła się w lochach, odkąd zarządziła o tym profesor Rodley. Nikt nie zmierzał tam w innym celu niż odbyć z nią zajęcia. Jednak Klara wiedziała, że nie na zajęcia do niej idzie. Zdała się na ostatnie strzępki swojego rozsądku i trzymała się tego, dopóki nie doszła do klasowych drzwi. Obok znajdował się gabinet, ale czy naprawdę chciała do niego pukać?
- Proszę – usłyszała za drzwiami ten znajomy z zajęć melodyjny głos, który potrafił brzmieć nadzwyczaj mroczno.
  Co było dziwne już na samym początku? Klara nie zdążyła wcześniej zapukać. Profesor siedziała w pustej klasie, przy biurku nad stertą porozrzucanych pergaminów i cierpliwie sprawdzała je po kolei.
- Muszę się wyrobić z tym wszystkim przed świętami. Nie posiadam super mocy, by sprawdzić eseje w ekspresowym tempie.
   Klara poczuła w sobie pewną zmianę. Czy to strach uleciał z niej jak powietrze, czy ciekawość zastąpiła całą resztę nieprzyjemnych uczuć?
- Nie bój się, panno Ainsworth. Zapraszam.
 *
   Luna czuła wewnętrznie, że w ten chłodny wieczór, który spędzała sama, musi porozmawiać z osobą, która wyleczy jej duszę z wszelkich negatywnych uczuć. Gazeta ojca nie wystarczała. Niedbale rzuciła ją na łóżko, co rzadko robiła, gdyż wszystkie rzeczy podarowane jej przez papę traktowała z należytym szacunkiem. Tym razem kipiała z emocji. A oglądanie twarzy jej przyjaciela, która wylądowała na okładce „Żonglera” wcale nie pomagało jej tych uczuć ostudzić.
   Księżyc odsłaniał w pełni swoje wdzięki, nie przyćmiewany przez niepożądane chmury na gwieździstym, czystym niebie. To był widok, który co najmniej, mógł jej pomóc zapomnieć, co to są męczące nargle. Siedząc tak sama w sypialni Ravenclaw i oczekując natchnienia, przez jedną z szyb przeleciał patronus, którego wcześniej nigdy nie widziała. Patronus, uformowany w kształcie kruka wręcz wleciał do komnaty, akrobatycznie zrobił w powietrzu kilka kółek, a na koniec zatargał zasłonami, by usiąść na łóżku. Potem przemówił kobiecym głosem:
- Luna, przyjdź do mnie.
  Nie pomyliłaby tego głosu z żadnym innym. Poczuła, jak jej nogi same pod nią pląsają i wręcz wyrzucają ją z pokoju. To radosne uniesienie, podobne w chwilach, gdy wyruszała na spacer do lasu, towarzyszyło jej aż pod gabinet samej profesor Rodley.
 *
- Naprawdę proszę się nie bać – powtórzyła profesor, czyniąc przyjazny gest ręką wskazujący dziewczynie miejsce w wygodnym fotelu.
- N-nie chcę przeszkadzać w p-pracy.. – jęknęła Klara, bacznie obserwując twarz kobiety, obawiając się przy tym, czy nie zobaczy jakiegoś krzywego grymasu. Jednak od początku twarz profesor była łagodna i obojętna.
- Rzadko miewam gości innych niż pan Malfoy i panna Lovegood.
- Luna często panią odwiedza?
- Można powiedzieć, że się przyjaźnimy.
   Klara nie spodziewała się, że usłyszy takie słowa z ust tej, która w szkole wzbudzała większy strach niż Śmierciożercy.
- Co cię tu sprowadza, panno Ainsworth?
   Przez chwilę zawahała się. Czy powinna jej jednak powiedzieć? W rzeczywistości, nie było już odwrotu.
- Nie wiedziałam, do kogo zwrócić się z pewną sprawą.. – mruknęła Krukonka, wpatrując się tępo w podłogę. Nagle kątem oka dostrzegła, jak profesor gwałtownie wstaje od biurka.
- Proszę wybaczyć mój brak gościnności. Napijesz się herbaty, czekolady, soku?
   Klara, gdyby mogła, spuściłaby szczękę do ziemi. Czy to była ta sama kobieta, która podczas wszystkich zajęć wydawała się absolutnie niedostępna i wrogo nastawiona? Czy to była ta sama osoba, do której wszyscy uczniowie byli sceptycznie nastawieni, a nawet stawiali ją na równi z najmroczniejszymi czarnoksiężnikami?
- Myślę, że polubisz moją czekoladę. Dodaję do niej odrobinę ostrości, przyprawiam moimi ziołami i wychodzi z tego prawdziwy rarytas.
   Profesor Rodley zamachała różdżką, by po chwili postawić na stole wyśmienicie ozdobiony dzbanek i pasujące do kompletu trzy filiżanki. Zdążyła zauważyć konsternację na twarzy dziewczyny i zaśmiała się ciepło.
- Zawsze jestem przygotowana na niespodziewanego gościa.
   Klara próbując zatuszować swoją nieśmiałość, sięgnęła po czekoladę, od której nie umiała odkleić ust, po tym gdy pierwszy łyk upiła z pewną dozą niepewności.
- Wyśmienite.
   Rodley patrzyła na nią w ciszy, również rozkoszując się późnym deserem.
- Mówiłaś o pewnej sprawie..
- Ach, tak - chrząknęła szybko, czując jak ta lekka ostrość drapie ją w gardle – Ja.. nie mieszam się w pewne sprawy.. To znaczy, nie biorę udziału w żadnych szkolnych intrygach..
- Skąd to zaufanie wobec mnie, panno Ainsworth?
   Spodziewała się tego pytania.
- N-nie mogłam iść do profesora Filtwicka, odkąd leży prawie nieprzytomny i niezdolny do rozmowy - odparła niemal od razu.
- Czy to cię usprawiedliwia?
   Klara westchnęła dość głęboko, myśląc nad jeszcze jednym argumentem.
- Luna pani ufa..
   Rodley uniosła jedną brew, odkładając na bok filiżankę z czekoladą.
- Kontynuuj.
   Klara nie zaczęła od razu. Cały czas oczy profesor obserwowały ją z taką intensywnością, jakby doszukiwały się oznak nieszczerości. To ją w pewnym sensie onieśmielało, ale również sprowadzało na ziemię, by pamiętała, do czyjego gabinetu odważyła się zapukać.
- Przez przypadek podsłuchałam pewną rozmowę... Chyba wiem, kto stoi za otruciami. Wiem też, że niektórzy uczniowie spoza Slytherinu są szantażowani.
   Tu na moment zamarła, gdyż nie była pewna, czy sama profesor nie stoi za całym domem Ślizgonów, w końcu zadawała się z Malfoy’em. Ta jednak nie zareagowała natychmiast. Tylko jej wzrok dalej bacznie śledził dziewczynę.
- Czy mogę wejść do twojego umysłu, panno Ainsworth?
   Klara rozszerzyła oczy w zdziwieniu. Jeszcze nigdy nie słyszała tak poważnej prośby skierowanej do niej i wypowiedzianej tak naturalnie miękkim głosem. Śmierciożercy w czasie swoich poobiednich rozrywek uwielbiali siłą wkradać się do obcych myśli i szperać w nich, dopóki ich ofiary nie padały na ziemię nieprzytomne.
- Nie obawiaj się. Zrobię to delikatnie, a ty mi pomożesz, pokazując to, co najważniejsze.
   Nie sprzeciwiała się temu. Wolała zgodzić się na propozycję profesor niż opowiadać to swoimi słowami. Po raz pierwszy ktoś obcy wkradał się do jej głowy. Kobieta wyszeptała kilka słów pod nosem, z zamkniętymi oczami i machając przy tym różdżką jak wczuwający się w pracę kompozytor. Wtedy Klara poczuła, że coś w stylu niewidzialnej mazi wpływa przez jej oczy, uszy i usta i dostaje się do mózgu. Wtenczas zobaczyła siebie, z innej perspektywy jak ucieka korytarzem przed goniącym ją wilkiem. Wilka oczywiście nie było, ale Klara dobrze pamiętała, że wtedy wcale nie było jej zabawnie, kiedy umysł płatał jej figle. By się przed nim ukryć, schowała się w jednej z klas, co okazało się niebywale niebezpieczne, kiedy kilka chwil później weszły do niej Ślizgonki, a wśród nich Annette. Na koniec zobaczyła Amycusa Carrowa. Klara nie widziała twarzy profesor, nie była też pewna, czy widzi dokładnie to, co ona.
- Słyszę twoje myśli, panno Ainsworth. Pozostań jeszcze w tym wspomnieniu i na nim skup całą swoją uwagę.
   Młoda, czarnowłosa czarownica, która prowadziła zażartą rozmowę z Annette, od czasu do czasu zwracając się do Śmierciożercy, przykuwała uwagę jej umysłu. Kiedy obrazy przelatywały w szybszym tempie niż działo się to naprawdę, Klara zdążyła przypomnieć sobie inne sceny. Urodziny Annette, ucieczkę przed Luną, przesłuchanie przez dyrektora, Zakazany Las. Poczuła znajomy chłód, usłyszała z daleka wycie wilka.
- Proszę.. – jęknęła, choć profesor dawno uciekła z jej głowy.
- Dziękuję, panno Ainsworth.
   Rodley machnęła ponownie różdżką, ale w stronę malutkiego okna, przez które po chwili wyleciał jej błękitny patronus w kształcie kruka.
- Napij się czekolady.
   Klara nie sprzeciwiła się jej nakazowi, gdyż od stóp drżała na całym ciele, targana świeżymi i bolesnymi wspomnieniami. Wciąż nie była pewna, czy zrobiła tak, jak powinna.
- Wiem, że jeszcze jedna sprawa nie daje ci spokoju..
- J-ja.. nie wiedziałam, że to pojawi się w mojej głowie.
- Takie rzeczy nie ulatują z dnia na dzień. Jest wiele spraw w twoim umyśle, które nie dają ci spokoju. Myślę, że wiem, jak temu zaradzić.
   Klara po raz pierwszy poczuła lekki strach, podsycany widokiem stanowczej, groźnej profesor i jej utkwionego w martwym punkcie wzroku.
- Pij – powiedziała, kierując się ku książkom w gablocie.- Ja w tym czasie poszukam jednej rzeczy.
   Czy mogła już iść? Czy to był już koniec? Jak mogła ją zapytać o to, czy te informacje mogą jakoś pomóc? I o czym mówiła, proponując jej pomoc?
   Wtedy drzwi do gabinetu otwarły się na oścież i wpadła przez nie delikatnie stąpająca Luna, obwieszona starymi kapslami, z rozwichrzonymi włosami, całkowicie nieświadoma obecności swojej przyjaciółki. Czy to możliwe, by Luna czuła się tak swobodnie w tym oddalonym od całego świata gabinecie? Na dodatek, w obecności profesor Rodley? Tak. To była ta sama Luna, z którą dzieliła sypialnię w dormitorium Ravenclaw. Roztrzepana, zamyślona, marzycielsko uśmiechnięta.
- Sądzę, że powinniście porozmawiać – rzekła profesor, by w końcu zwrócić uwagę Luny na siedzącą w kącie Klarę. Luna na widok przyjaciółki niezmiernie się ucieszyła. Od razu usiadła na kanapie i pierwsze, co zrobiła, to przytuliła Krukonkę.
- W końcu nie latają wokół ciebie gnębiwtryski – mruknęła, mierząc spokojnym wzrokiem otoczenie wokół głowy Klary, roztrzęsionej i zaskoczonej. Na ten widok strach przestał pompować jej serce, lecz na jego miejscu pojawiły się czułość i tęsknota.
 *
   Profesor nie zamierzała im przeszkadzać. Szukała w przeróżnych tomach zaklęcia lub eliksiru na zmyślone wizje i męczące wspomnienia. Rzadko używane czary, które mogły okazać się niebywale niebezpieczne, ale w przypadku Klary były one wręcz potrzebne. Dziewczyna straciła poczucie rzeczywistości, co od razu wyczuła profesor po spenetrowaniu jej umysłu. Dawno nie była świadkiem takiego chaosu, mieszanki urojeń i śladów przeszłości. Nierealne obrazy mieszały się ze strasznymi retrospekcjami, pozostałościami po wizycie w Zakazanym Lesie. Takie dziecko nie powinno przeżywać czegoś tak potwornego. Nieludzka żądza Alecto Carrow doprowadziła młodą dziewczynę prawie do skrajnej rozpaczy. Złapałaby ją w swoje ręce, pokazałaby prawdziwe okrucieństwo i odpłaciłaby dawne urazy.
- Och, jest – triumfalny uśmiech wpełzł na jej usta, gdy natrafiła na dokładną recepturę potrzebnego eliksiru. Dwie dziewczyny były tak zajęte rozmową, że nawet nie zwracały uwagi na to, co robi profesor. Niech rozmawiają. Niech Luna jeszcze raz wyleje swoje sekrety. Czyż to nie Draco przyszedł ostatnio i marudził, że Lovegood zwierza mu się jak bliska przyjaciółka i to doprowadza go do ostatecznej furii? Pomijając swoje zaskoczenie i jednocześnie zadowolenie z tego rozwoju wydarzeń, nie rozumiała go, dlaczego nie cierpi bliskości Luny. Oczywiście, Viktoria święcie wierzyła, że Dracon potrzebował za przyjaciółkę kogoś takiego jak Luna. Nie mógł tkwić tylko w mrocznym, niejasnym świecie swojej opiekun. Dlatego wpadła na genialny pomysł, który pozwoliłby Draconowi i Lunie spędzać ze sobą znacznie więcej czasu. Ślizgonowi pozwoliłby zrozumieć młodą Krukonkę, a Krukonce zbliżyć się do zamkniętego w sobie Ślizgona. I wszystko wróci do porządku. Luna nie tylko będzie ponownie pogodzona z panną Ainsworth, lecz znajdzie na dłużej nowego przyjaciela.
  Ach, była z siebie dumna. Jeszcze trochę czasu, a Draco osiągnie to, czego nieświadomie pragnął. Przy okazji, ona również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz