środa, 21 sierpnia 2019

~42~

   Około drugiej w nocy, z niedzieli na poniedziałek, w pokoju wspólnym Slytherinu tylko ogromny zegar ścienny tykał w swoim własnym rytmie. Cisza była całkowicie zrozumiała. Pierwsze poniedziałkowe zajęcia zaczynały się bardzo wcześnie rano. Zbyt wcześnie, a to dlatego, by uniemożliwić starszym uczniom zabawy do późna.
   Tylko jedna osoba pozostała, wyglądając, czy rzeczywiście nikomu nie przyjdzie na myśl wrócić do salonu z powodu bezsenności czy głodu lub kierując się innymi zamiarami. Rosalie dobrze znała ludzi, wręcz potrafiła przenikać ich dusze. Wystarczyło spojrzeć na twarz człowieka, by dowiedzieć się, jakie uczucia nim miotają, jakie ma pragnienia, kogo dosłownie nienawidzi i tak dalej… Musiała przyznać przed sobą, że była w tym dobra i nie raz kierowała się swoją intuicją. Na zaledwie piętnastoletnią dziewczynę budziła postrach wśród swoich rówieśniczek. Nikt nie dorównywał jej w szpiegostwie, rzucaniu okrutnych klątw oraz w walce, gdzie nie bała się używać zakazanych zaklęć. Jeśli ktoś mówił o niebezpiecznych ludziach z jej domu, to na ustach gościło jej nazwisko i czuła z tego powodu dumę. Zależało jej tylko, by przypodobać się JEMU. Marzyła o czarnym znaku na przedramieniu, marzyła, by ścigać, szpiegować i torturować. Marzyła, by dorównać Śmierciożercom. Właśnie teraz czekała, do równej drugiej, by użyć całej nowopoznanej i zakazanej wiedzy w celu zdjęcia klątwy z kominka i skontaktowania się z tym, który wyczekiwał na jej wieści.
   Nagle w oddali trzasnęły drzwi. Rosalie nadstawiła uszu, choć nie ruszyła się z miejsca w panice, jak to mieli niektórzy Ślizgoni tchórząc na odgłos cichego szmeru. O nie, nie była taka jak oni. Pozostała na miejscu, trzymając w rękach przypadkową księgę, nawet nie wiedziała jaką. Nikt się jednak nie zjawił. Pewnie niektóre młodociane Ślizgonki biegały z jednego do drugiego pokoju, co mogło być naprawdę irytujące. Rosalie uspokoiłaby je raz a porządnie.
- Czas na akcję – wymruczała i uklęknęła przed kamiennym kominkiem. Mamrotała pod nosem zaklęcia, podrygiwała różdżką, całkowicie skupiona na swoim zadaniu. Nie minęło pięć minut, jak przejście przez kominek było otwarte, choć nie zamierzała nigdzie wędrować. Kiedy wybiła godzina druga, a zegar ścienny poinformował ją o tym, przygrywając żałosną melodię, kominek rozświetlił się zielonym ogniem, który wcale nie ogrzewał, nie trzaskał, nawet nie parzył. Rosalie dotknęła go ręką i nic nie poczuła. Na miejscu jej palców pojawiła się twarz.
- Bardzo dobrze, płomyczku – odezwał się mężczyzna. Rosalie westchnęła.
- Starałam się..
- Czysto wszędzie?
- Tak, tak – odparła, rozglądając się jeszcze na boki.- Gdyby coś się działo, dam ci znać..
- Grzeczna dziewczynka. Augustus Rookwood nie krył ironii i grymasu pogardy. Choć poprzez płomienie jego twarz była zniekształcona i niewyraźna, to nawet taka spostrzegawcza osoba jak Rosalie nie mogła tego dostrzec.
- Nie mogę się doczekać, kiedy tu przybędziesz – powiedziała, próbując opanować swoje podekscytowanie, ale na darmo.
- Skup się na robocie, płomyczku – rzekł srogo.- Co masz mi do przekazania?
- Udało mi się przekonać kilku uczniów, by dla mnie szpiegowali.
- Yhm – odparł, a w jego głosie dziewczyna wyczuła zadowolenie.
- Będą obserwować Rodley.
- Rodley – powiedział z sarkazmem.- Bawi mnie ona.
- Powiedz mi o niej coś więcej.
- Nie – rzekł stanowczo.- To nie twoja sprawa. Ty masz tylko zdobywać o niej informacje. Resztę zostaw mnie.
- Zatem.. – kontynuowała zawiedziona.- Rodley trzyma się z Lovegood. Jedna z uczennic opowiedziała mi o tym same ciekawe rzeczy.
- Co znaczy „trzyma się”? Muszę to wiedzieć!
- Od reszty dowiedziałam się, jak widzieli, że odwiedza jej gabinet i wcale nie wygląda na niezadowoloną jak z niego wychodzi. Niektórzy sądzą, że nauczycielka trzyma nad Krukonką piecze. Augustusie, dlaczego? To mnie dziwi..
- Powiedziałem, kretynko, że zostaw to mnie – warknął.- Nie jest dobrze, ehh.. Ona dobrze wie, co robi. Co jeszcze o nich wiesz? Gadaj!
- Jeszcze jedno – odpowiedziała szybko dziewczyna.- Podsłuchałam jej rozmowę z jednym z jej przyjaciół. Opowiedziała mu o Rodley. Są naprawdę blisko siebie. Ale oni coś knują, ten chłopak, chciał wykorzystać koneksje Krukonki, by odkryć, kim jest profesor..
- Haha! – zaśmiał się wrednie, ale dla dziewczyny był to najpiękniejszy śmiech.- Nigdy im się nie uda. Och, nie.. Znam dobrze Viktorię i jeśli ona postanowiła chronić Krukonkę, zrobi to wszelkimi możliwymi sposobami.
- Uważasz, że naprawdę ją chroni?
- Powiedziałem, że ją znam! I dlatego wiem, że tak jest. Poza tym, wiem też, jak Rodley potrafi być przekonywująca, więc i Luna zapewne poddała się temu urokowi.
   Rosalie musiała szybko przetrawić te informacje.
- Widzą ją też w towarzystwie Dracona.. Ale to chyba normalne, jeśli to Rodley jest jego opiekunką.
- Przeklęty Ślizgon! Masz na niego haka?
- Zawsze takowy znajduję, mój drogi..
- Nie mów tak do mnie. Nie przypominam sobie, byśmy byli sobie bliscy.
   To Rosalie bardzo zabolało, ale mimo wszystko, chciała o to walczyć i nawet jeśli miała wlać truciznę do pucharu samego Severusa Snape’a, by tylko zadowolić Rookwooda, zrobiłaby to bez wahania.
- Malfoy nie zainteresuje się dziewczyną – powiedział Augustus.- Znam go. To pyszny idiota, patrzący tylko na siebie. Luna jest zbyt delikatna, by zwrócił na nią uwagę.
- Czekaj! – coś nagle jej się przypomniało – Zakradnę się do jego sypialni. Złamię zaklęcia i przeszukam jego pokój. Może coś znajdę.
- Dobrze. Nawet mam lepszy pomysł – powiedział Rookwood, usatysfakcjonowany pomysłem małej Ślizgonki.
- Tak? – zrobiłaby wszystko, o co tylko by poprosił.
- Użyj Amortencji. Spraw, by się w tobie zakochał.
   Rosalie pomyślała, że tylko raz użyłaby tego eliksiru, ale na mężczyźnie, z którym właśnie rozmawiała.
- A wtedy powie ci wszystko. Lunę zostaw i nic jej nie rób.
- Wiem, że to eliksir, który warzą szóstoklasiści..
- Wierzę w ciebie, płomyczku – odparł ciepłym głosem, a Rosalie nagle uwierzyła, że dałaby radę to zrobić nawet teraz.
- Coś jeszcze, mój… yy.. Augustusie?
- Na razie tyle.. Resztę załatwimy, jak przybędę do zamku. Jeśli będziesz sama warzyć eliksir, zajmie ci to mnóstwo czasu, dlatego nie kontaktujmy się już przez kominek.
   I będzie mogła go nareszcie zobaczyć.
- Do zobaczenia, płomyczku.
- Żegnaj, mój drogi…
  Rosalie wypowiedziała te słowa dopiero kiedy zniknął.
 **
   Nie minęła godzina od kolacji, kiedy pierścień podarowany jej przez Severusa rozżarzył się na jej palcu. Rzeczywiście, nie parzył jej skóry ani nie zostawiał śladu, kiedy sygnet z wizerunkiem węża w ten sposób dawał jej sygnał. Rzucając szkolnymi sprawami, Rodley popędziła do gabinetu dyrektora, gdzie powinien był przebywać Snape. Delektowała się każdą chwilą, przechodząc zimnymi korytarzami i czując bijący z zewnątrz chłód. Była przyzwyczajona do tak niskich temperatur odkąd pamiętała i gardziła ciepłem. Przy lekkim wietrze, dochodzącym z otwartych okien jej wierzchnia szata powiewała w rytmie stanowczych kroków. Nie zwracała uwagi na uczniów, krzątających się o zbyt późnej porze po korytarzach, nie w jej zwyczaju było karać kogoś szlabanami. Liczyło się obecnie spotkanie z Severusem.
- Zimna krew - wyszeptała w stronę gobelinu. Odkąd panna Weasley, pan Longbottom i Luna wkradli się do gabinetu, Severus zmieniał hasła prawie codziennie, co było kłopotliwe nie tylko dla niej. 
- Wejdź, Rodley - poznała ten głos zza drzwi, który irytująco akcentował jej nazwisko.
- Witaj, Severusie - odparła i bez zaproszenia usiadła na jego biurku.
- Są krzesła.
- Wolę być wyżej.
   Zmierzył ją surowym wzrokiem, mruknął pod nosem o jakiś rzeczach na temat poprawnego wychowania, ale Rodley pozostała na biurku, nie obawiając się, że zostanie zrzucona z tego wygodnego miejsca.
- Czytałaś zapewne Proroka Codziennego?
- Niestety...
- Zatem wiesz, kto zawita w naszej szkole? - Snape naprawdę był nie w sosie, poznała to od razu, kiedy błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu.
- Taak.. Rookwood. Stęskniłam się za nim.
- Nie rób sobie żartów, Rodley.
- Ależ nie robię - uśmiechnęła się skrycie, choć wiedziała, że ją przejrzał - No dobrze... - westchnęła - Mam z Augustusem na pieńku i jak chcesz to skomentować?
- Czuję się wręcz zaszczycony, że sławna profesor Rodley prosi mnie sama o zdanie.
   Mierzyli się oboje wzrokiem, sami dobrze wiedząc, co sobie przez te spojrzenia wypominali.
- Znam go bardzo dobrze, Severusie. Co chcesz więc przez to osiągnąć?
- Rookwooda też bardzo dobrze znam - rzekł oschle mężczyzna.- Jest o wiele razy sprytniejszy niż cała reszta Śmierciożerców. Czarny Pan zgodził się go wysłać do zamku, by coś dla niego konkretnego zdobył lub by wynagrodzić go za jego czyny. Augustus ostatnio wzrósł w oczach Pana.
   Viktoria znała również doskonale Severusa. Jego zmrużone oczy, zacięte wąsko usta i spięte mięśnie na twarzy sugerowały jej, że jest zły, zamyślony i próbuje odkryć prawdę. A ona dobrze ją znała.
- Sądzę, Severusie, że Augustus ma.. - nie wiedziała, dlaczego tak szybko chciała mu o tym powiedzieć. Powinna to zrobić? Było już za późno, gdyż zmierzył ją zachłannie wzrokiem - On czegoś pragnie. A raczej kogoś.
- Skąd to możesz wiedzieć?
   Choć było to niepotrzebne, zmierzyła wzrokiem cały gabinet. A nawet jeśli dyrektorowie podsłuchiwali, nie zrobiliby z tą wiedzą nic użytecznego.
- Tak, jak już powiedziałam, znam go bardzo dobrze.
- A zatem?
- Odkąd był młodzieńcem tuż przed zgładzeniem Czarnego Pana, Augustus wykonywał jedno wybrane dla niego zadanie. Wymagało ono trochę czasu, więc miał długi kontakt z pewną młodą dziewczyną, w której się zakochał. Ta dziewczyna dzisiaj ma szesnaście lat i uczy się w tej szkole.
   Resztę historii Viktoria opowiedziała mu jak bajkę dla dzieci. Severus wydawał się nad wyraz zaskoczony tym, co słyszał, ale nie przerywał. Rozumiał. Kiedy kobieta skończyła, stwierdzając powód jego przyjścia do szkoły, Severus nawet nie ironizował. Było to poważne.
- Ostatnio o tym mówiliśmy, jakie masz powiązania z panną Lovegood.
- I wiem, jaką masz opinię na ten temat, Severusie, ale nic już nie zmienię.
   Mężczyzna w końcu postanowił usiąść przy biurku, za co Viktoria chwalebnie dziękowała, gdyż miała dość śledzenia go wzrokiem z jednego kąta sali do drugiego.
- Ale nawet na dobre to wyjdzie - rzekł ku jej zdumieniu.- Będziesz jej pilnować, by nie wpadła w jego łapy. Już mam nawet do tego osobę.
- Cieszę się.
- Za wcześnie - odparł od razu.- Nie podzielam twojego zdania, choć dla ciebie to żadna nowość. Jesteś niezniszczalna, Rodley, ale ile to będzie trwało?
- Znasz mnie dobrze, Severusie - powiedziała miękkim i ciepłym głosem.- Znasz moją siłę.
  Nie mogła powstrzymać się, by nie musnąć palcami jego gładkie policzki.
- Aż za dobrze - złapał jej dłoń w silny uścisk, ale nie puścił od razu. Chłód jej dłoni był przyciągający i przyjemny. A pierścień z wizerunkiem węża ściskał boleśnie jej palce. Nie przeszkadzało to im, dopóki Severus pierwszy nie odrzucił jej gładkiej ręki.
- Pamiętaj, Rodley. Ty pilnujesz Rookwooda. Nie życzę sobie, by w tym zamku ktoś jeszcze załatwiał swoje sprawy. Wystarczająco Carrow narozrabiała.
- Uznam to za wyczekiwane spotkanie po latach, Severusie - uśmiechnęła się delikatnie, ale od razu przeszła do drugiej wspomnianej przez niego kwestii.- Carrow. Został jeszcze brat.
- Nic mu nie możemy zrobić. Czarnemu Panu się podoba, że ćwiczy na uczniach Zaklęcia Niewybaczalne i każe im testować je na innych.
- Wiesz, że ja..
- Nie wykorzystuj zbytnio swojej nietykalności, bo ktoś w końcu znajdzie na ciebie sposób.
- Gdybym zbytnio ją wykorzystywała, Severusie, nie byłoby tych Śmierciożerców, ja byłabym opiekunem Slytherinu i twoją prawą ręką. Ale jak widzisz, nie odkrywam się zbytnio, tylko popijam aromatyczne herbatki w lochach w towarzystwie Draco i przekazuję prostą wiedzę z Obrony Przed Czarną Magią.
- Czego tym razem będziesz go uczyć?
- Myślę, że lepiej dla niego, jeśli przećwiczy swoje zdolności z kimś innym, powtórzy zaległe lekcje, poczuje, jak to jest zapomnieć. Wiesz, że młoda Lovegood pokonała go w walce, zauważając jego wadę w szybkim czasie?
- Ćwicz go, by następnym razem to on pokonał pannę Lovegood - widziała, że ta informacja zdecydowanie nie spodobała się Severusowi - Czyli ostatecznie przyjmujesz i Krukonkę pod swoje skrzydła?
- Tak, Severusie - powiedziała stanowczo, a w jej głosie zabrzmiała stal. Mężczyzna uniósł jedną brew, nie spodziewając się po niej takiego tonu.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Czego teraz będziesz.. ich.. uczyć?
- Luna musi poznać sztukę teleportacji, kilka potrzebnych zaklęć, a wiem, że opanuje je szybko. Co więcej, chcę ich zabrać w podróż.
- Rodley, absolutnie - zawarczał, mierząc ją kolejnym ze swoich naturalnych spojrzeń.- Raz dałem ci fory! Nie wykorzystuj tego!
- Są ze mną, a sam przecież przyznałeś, że mam ogromną siłę. Draco potrafi już wiele, Luna nie jest głupia, lecz pojętna, więc damy sobie radę. Powinni się uczyć walczyć w praktyce.
- Zabijania też ich uczysz?
- Nie, Severusie.
   W jej głosie zabrzmiała pewna groźna nuta, którą Severus nie chciał po raz drugi usłyszeć. To była jedyna kobieta w jego życiu, przy której bywało, że czuł się niezręcznie. Ale była to też wina jego głupich decyzji sprzed lat i nieprzemyślanych kroków, które w pewnym sensie go zgubiły. To wszystko miało właśnie związek z siedzącą na jego biurku kobietą.
- To naucz ich kłamać, kombinować i kamuflować – powiedział władczo.- Kiedy tylko przybędą tu nowi Śmierciożercy, zaczną zabierać na przesłuchania tych, co rzucają się w oczy.. Rodziny mugolskie dawno przestały interesować Czarnego Pana, teraz chce zwrócić uwagę na podejrzanych.
- Dlatego przychodzą nowe zastępy jego ludzi.
- Rookwood jako szpieg nie będzie się w to mieszał, znam go, ale jeśli panna Lovegood, tak, jak mówisz, nie będzie miała z nim lekko, lepiej niech już teraz nauczy się przydatnych rzeczy, gdyż na nią zwróci pewnie uwagę. Zacznij od Oklumencji, Rodley.
- Niech tak będzie – rzekła z prawie niewidocznym uśmiechem.
- I nie szczerz się! Jeszcze mogę zmienić zdanie!
- Wcale się nie szczerzę – prychnęła oburzona i pokręciła gniewnie głową wraz z czarnymi falami włosów, które opadły na jej bladą twarz.
- To idź już… Mam coś innego do roboty.
- A kiedy znajdziesz dla mnie czas?
- A co według ciebie robiliśmy przed chwilą? – zapytał gniewnie.
- Omawialiśmy szkole sprawy. Ja chcę porozmawiać o czymś innym, Severusie.
- Nie mam czasu na pogawędki, bo tak zachciało się wybrednej kobiecie! Masz Dracona do rozmowy, a teraz Lovegood! Nie szukaj kolejnej ofiary!
   Viktoria musiała przyznać, że rzadko słuchała rozkazów innych, ale tym razem nie zaoponowała i w ciszy wyślizgnęła się z gabinetu. Snape zawarczał pod nosem, kiedy wyszła, choć nie omieszkał się przyznać przed sobą, że wyglądała ponętnie siedząc na jego biurku.
**
   Neville dobrze wiedział, że życie w zamku odkąd pojawili się w nim Śmierciożercy jest czystą udręką. Zwłaszcza dla Gryfonów, na których słudzy Czarnego Pana uwzięli się z przyjemnością. Neville zdążył się nawet do tego przyzwyczaić. Nie potrafił jedynie zrozumieć, dlaczego to obecne życie zmieniło tak wielu jego przyjaciół. Ginny zamykała się w sobie coraz częściej, znowu Luna znalazła wsparcie u ludzi, którymi Gryfon gardził w zupełności. Wracając z wieczornych zajęć i myślami błądząc po niewiadomych ścieżkach, chłopak usłyszał nagle spanikowane głosy, śmiech i ciche szemranie.
- Zostawcie ją! – głos dziewczyny zapiszczał z sąsiedniego korytarza. Neville nie mógł stchórzyć i szybko pobiegł to sprawdzić.
- Haha! Zjeżdżaj! – tym razem odezwał się jakiś chłopak. Donośny pisk młodej dziewczyny sprawił, że Neville przyśpieszył kroku.
- Rzuć na nią Crucio!
- Nie!! Proszę! – przejmujący szloch przeszedł w rozdzierający płacz.
   Neville wyjrzał zza rogu, by ocenić własne korzyści ze zbliżającej się walki. Nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek miał krzywdzić drugą osobę. Pod ścianą stały dwie młode dziewczyny, z jakiego domu Neville nie wiedział, ale próbowały się obronić przed trójką zgryźliwych Ślizgonów. Ci zaczepiali je, popychali, a co więcej, paskudnie sobie z nich żartowali.
- Expelliarmus!
   Gryfon wyskoczył w końcu, kiedy zauważył, jak jeden z trójki Ślizgonów próbuje dobrać się do szaty młodszej z dziewczyn. Wszyscy zdumieni odwrócili się w jego kierunku, zaskoczeni tym niespodziewanym atakiem. Neville wykorzystał i tą przewagę. Drugiego natychmiast spetryfikował, a z trzecim zaczął walkę. Niesiony złością i pogardą wobec takiej przemocy, Gryfon nie bronił się, lecz ciągle rzucał zaklęciami. W końcu i jedna z dziewczyn pomogła mu, pozbawiając trzeciego chłopaka różdżki. Dopiero, gdy nie mogli dalej walczyć, zaczęli błagać o litość. Dziewczyny, jak się okazało po symbolu na ich szatach, były z Hufflepuffu.
- To wy zdecydujcie, co chcecie im zrobić - Neville skierował się w stronę Puchonek. Starsza ostentacyjnie podeszła do spetryfikowanego chłopaka i jednym kopnięciem złamała mu nos. Drugiego uraczyła kopniakiem między nogi, a trzeciemu, który dobierał się do jej młodszej koleżanki, wypaliła na twarzy obelżywe znamię. Neville był pod wrażeniem, choć przez moment sam obawiał się, czy dziewczyna i jemu czegoś nie zrobi w przypływie szoku.
- Dziękujemy ci – odparła jednak, całując go krótko w policzek. Zanim zdążył im coś odpowiedzieć, uciekły z korytarza.
  Rzeczywiście, życie w zamku diametralnie zmieniło swój przebieg. Widział to nawet po twarzach wystraszonych Ślizgonów. Jednak chciał walczyć, pomagać i dążyć do zwycięstwa, nawet jeśli miało się to dziać drobnymi kroczkami. Nawet jeśli miał zacząć od walki ze zwykłymi Ślizgonami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz