piątek, 5 kwietnia 2019

~34~

  Zazwyczaj podczas pory obiadowej pokoje wspólne bywały puste. Szczególnie w dormitorium Ravenclaw, gdzie ruch zastygał, a Krukoni rozmieszczali się po wszystkich krańcach zamku. Taka urzędowała nieoficjalna zasada, która w niczym nie ingerowała w obecny system szkolny. Spokój trwał do czasu, ale kiedy można było się nim nacieszyć, uczniowie domu Kruka korzystali z tego jak się dało najmocniej. Klara, która od dzieciństwa była przeświadczona, że trafi do danej grupy, jak rodzina z pokolenia na pokolenie i dumnie uczestniczyła w życiu szkoły, po raz pierwszy odczuła kryzys. Siedziała na swoim łóżku, odcięta od świata błękitnymi kotarami i wcale nie chciała zaglądać zza nich. Nie interesowała się zajęciami, nie czuła apetytu, by zjeść jakikolwiek posiłek, a nawet nie wzięła się za żadną filozoficzną książkę, jak na Krukona przystało. Czuła się nikim. Wykorzystana i wyczerpana.
  Nie spojrzę jej w oczy, nawet obok niej nie przejdę. Ucieknę jak tchórz, bo na więcej mnie nie stać. Zdradziłam wszystkich, zostałam zmuszona, by to zrobić, a ona mnie pewnie znienawidzi. 

  Klara szarpała za swoje włosy, tłumiła krzyk w głębi siebie, by tylko z bólem wyłowić z własnego wnętrza zdradliwe wspomnienia, wizerunek uśmiechniętego Snape’a, wrogie spojrzenie Annette. A umysł zdradziecko ukazywał jej kolejne obrazy. Lunę, oddaloną, niedostępną, bezstronną, która nawet nie raczy spojrzeć na dawną przyjaciółkę za to, co zrobiła. 
 Zdradziłaś. Powiedziałaś wszystko. Chciałaś to zrobić, prawda? To przecież było dla ciebie zbyt proste. Wkopałaś.
  Tym razem Klara nie żałowała swojego gardła i wydarła z piersi krzyk, by wyrzucić wraz z nim swoje upokorzenie. 
 **
- Dumbledore podpowiedział mi, że ma to ogromne powiązanie z cennymi, szkolnymi przedmiotami, które liczyć mogą sobie ponad kilkaset lat..
- Niby tego ma szukać pan Potter? – głos Victorii przybrał znany Lunie chłodny ton.
- Tylko w moim gabinecie znajdują się najcenniejsze przedmioty Hogwartu, a tam bez mojej wiedzy nikt nie ma prawa wstępu..
- O tym porozmawiamy jeszcze, kiedy wrócisz ze spotkania, Severusie..
- A wtedy przesłuchamy pannę Weasley i pana Longbottoma.
   Z gabinetu dał się słyszeć stłumiony szmer, a potem nastała cisza. Luna nie zamierzała się ruszyć z miejsca, była nawet gotowa przywitać grzecznie dyrektora, ale nie było jej to dane. Silne ręce o stalowym uścisku oplotły talię Luny, by wciągnąć dziewczynę we wnękę obok w chwili, gdy drzwi do gabinetu otwarły się z hukiem. Gdyby Krukonka czekała pod nimi cierpliwie, zmiotłyby ją z miejsca i roztrzaskały na ścianie, tak gwałtownie drzwi rozwarły się na oścież. Snape nie żałował sił i nie raczył spojrzeć się do tyłu. Zniknął w ciemności korytarza, a wtedy z komnaty wyłoniła się profesor, by skierować swój wzrok dokładnie w miejsce, gdzie Luna stała ukryta i zakneblowana.
- Ciesz się, panno Lovegood, że Severus cię nie zauważył.. Dużo o tobie rozmawialiśmy..
  Osobą, która unieruchomiła Lunę okazał się Draco, który nawet nie raczył przywitać się jak cywilizowany człowiek, ale ominął Krukonkę i zniknął za drzwiami.
- Zapraszam – rzekła profesor, a iskrzącymi się ciemnymi oczyma badała dziewczynę.
   Luna zapomniała, jak to było siedzieć swobodnie w gabinecie profesor Rodley. Nie wiedziała, czy czuć radość, czy ulgę. Radość z powodu ponownego spotkania w osobistej komnacie nauczycielki, a ulgę dlatego, że łagodny i cichy głos kobiety uciszył dręczące ją myśli, które nie ustępowały od momentu wyjścia ze szpitala. Luna usiadła tam, gdzie zawsze, na kanapie, naprzeciw ulubionego fotela profesor. Nie musiała prosić, czy długo czekać, by dostać coś ciepłego do picia. Victoria w ciszy krzątała się po swoim gabinecie i w milczeniu dołączyła do czekającej na nią dwójki.
- Ja.. ja.. – zaczęła Luna roztargnionym głosem, co było u niej rzadkim zjawiskiem, gdyż przyzwyczajona była do pewności siebie.- Muszę podziękować.
- Nie mogę przyznać, że radują mnie te podziękowania. Nie mogę być za nie wdzięczna. Nie w tych okolicznościach..
- Już dostała reprymendę – wtrącił Draco, który siedział z założonymi nogami na tej samej kanapie, co Luna, ale na drugim końcu.
  Victoria przyglądała się Krukonce z nieukrywaną ciekawością, a ten znany wzrok nauczycielki Luna doskonale pamiętała jeszcze z początku roku szkolnego, kiedy spotkały się po raz pierwszy. Tak długo tęskniła, by zobaczyć się z profesor jeszcze raz, a teraz nie wiedziała, co ma jej powiedzieć. Być może siedzący obok Draco odciągał jej uwagę. Nie wiedziała. W tej chwili wystarczyła jej tylko obecność kobiety w komnacie.
- Wiesz dobrze, za kogo cię mam, Luna.. Ostatnim razem o tym rozmawiałyśmy.. Ale nigdy nie powiedziałabym, że jesteś taka nieposłuszna..
- Niech mi profesor wybaczy – powiedziała szybko, rzeczywiście przypominając sobie, jak po raz ostatni rozmawiały w jej gabinecie w cztery oczy.- Nie proszę się o kłopoty..
- One same przychodzą.. – dopowiedział Draco szyderczo, ale ostry wzrok Victorii uciszył go natychmiast.
- Tłumaczyłam ci, że lepiej dla ciebie, by nikt nie dowiedział się o naszych spotkaniach.. A ja tu zostałam poinformowana, że panna Ainsworth wyjawiła pewne ciekawe rzeczy Severusowi podczas przesłuchania.
- Tak, Klara wiedziała o tym.. – powiedziała Luna stanowczo, skupiając swoją uwagę na zaciętym obliczu profesor.
- W dzisiejszych czasach niebezpiecznie rozgłaszać informacje o mnie.. Luna, nie mogę ci wiele powiedzieć, wiesz o tym.. Ale dla własnego spokoju, nie ingeruj we wszystkie problemy, jakie pojawiają się w zamku, dobrze?
- Kiedy przestaną się pojawiać, tak uczynię..
   Profesor uśmiechnęła się jedynie na dźwięk pewnego głosu dziewczyny, który krył w sobie poetycki, marzycielski ton. Draco siedział bez ruchu, nawet nie patrząc na dwie siedzące obok niego osoby jakby przeniósł się myślami do innego świata.
- Ale ja również muszę się do czegoś przyznać, Luna – z tymi słowami profesor wstała i skierowała się do swojego biurka. Draco podniósł zaciekawiony głowę, Luna patrzyła w dal, z łagodnym uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam, że tak po prostu cię wyrzuciłam po tym, co powiedziałam, jaką to jesteś intrygującą osobą i jakie posiadasz umiejętności, o których nie masz pojęcia.. Nie chroniłam cię dostatecznie, dlatego cię przepraszam.
- Skończmy z tym – odparł zirytowany Ślizgon, który zdecydował się ostatecznie odezwać, widząc, w jakim kierunku idzie ta rozmowa.
- Nie, Draco – ucięła mu Victoria, ale chłopak nie dawał za wygraną.
- W takim razie, zamiast ją przepraszać, co właściwie uwłacza twojej osobie – odrzekł nie ustępując nauczycielce.- Pokaż jej, jak ma się bronić.. Ale tak, by nikt nie musiał przypuszczać, że ma powiązania z tobą. Teraz, tutaj..
   Profesor wydawała się dumać nad tą nową ideą, zerkając ukradkiem na dziewczynę i myśląc, czy ma to jakiś sens.
- Zbadaj ją – powiedział szeptem, tak blisko twarzy swojej opiekun.- A ja chcę to zobaczyć. Ujrzeć, jaka Lovegood mniemanie jest intrygująca…
- Dobrze, ale ty będziesz jej królikiem doświadczalnym.. – zdecydowała ostatecznie.
- Nie jestem słabeuszem, za jakiego mnie uważasz – z boku Luna stała przy jednej z kolumn, tak blisko dwójki dyskutującej po cichu. Victoria rozszerzyła oczy ze zdumienia, Draco zaintrygowany ucichł.
- Słyszałaś to? – Victoria zaszeleściła szatą, kiedy odwróciła się w kierunku uczennicy.
- Mam dobry słuch – odpowiedziała Luna bez drgnięcia powieką.
- W takim razie zmieńmy trochę naszą komnatę – Victoria machnęła w powietrzu różdżką, by zaczarować salę i pousuwać z niej zbędne przedmioty.
   Przede wszystkim, pomieszczenie rozszerzyło się do rozmiarów standardowej sali do zaklęć. Ściany przybrały kolor bieli, żyrandole rozmnożyły się, by oświetlić lepiej komnatę, a z podłogi zniknęły dywany. Zamiast tego kafelki zamieniły się w matowe szkło, które głuszyło dźwięki kroków, a co więcej, pobierało światło i tłumiło je w sobie, dzięki czemu miało się wrażenie, że pod podłogą znajduje się inna sala. Okna ukazywały fałszywe widoki, zza których wyzierało zachodzące słońce na tle piętrzących się w oddali gór. Był to kojący krajobraz, który nie rozpraszał uwagi tak jak robiły to dudniące krople czy świszczący wiatr. W komnacie pozostały tylko regały z książkami oraz biurko na niewielkim wzniesieniu, na drugim końcu pomieszczenia. Luna na moment przypomniała sobie o Pokoju Życzeń, w którym Harry dwa lata temu organizował spotkania Gwardii.
- Stoczycie ze sobą krótką walkę – oznajmiła Victoria po krótkim czasie, kiedy dwójka skończyła podziwiać jej pokaz talentów.- Dzięki temu poznacie swój sposób obrony i ataku, radzenia sobie w trudnych momentach.. Będę czuwać cały czas, Draco.. Specjalnie dla ciebie to mówię, bo wiem, że możesz nad sobą nie zapanować.
- Lepiej ostrzeż Lovegood, jaki potrafię być nieprzewidywalny..
- Nie mów już nic – profesor obróciła głowę z wyrazem zniecierpliwienia lub zażenowania na twarzy, nad którymi nie potrafiła zapanować.- Wierzę w was oboje. Zaczynajcie..
   Po tych słowach Draco pierwszy wywinął różdżką przed oczami dziewczyny, rozpoczynając niezwłocznie walkę.
- Volare! – krzyknął jeszcze zanim skierował w dziewczynę różdżką, ale i Luna nie czekała długo, by zostać zmieciona ze szklanej podłogi i tym samym mocno oberwać. Podstawowym zaklęciem tarczy chroniła siebie przed piorunującymi atakami chłopaka, ostatecznie wywołując niedawno nauczony czar przekazany jej przez Victorię. Esfera zadziałała nadzwyczajnie, odpychając wszystkie posyłane przez Ślizgona czary, a co więcej, odrzuciła chłopaka, kiedy ten zbombardował ją dużą ilością zaklęć.
- Cholera! – warknął, gdy wylądował na posadzce.- Correre! Bagnato!   Mimo że Luna nie wiedziała, co znaczą te zaklęcia, broniła się ile mogła, czekając na moment aż Draco opuści różdżkę ze zmęczenia choć na kilka cennych sekund.
- Orbis Maxima! – wykrzyknęła, ujmując różdżką promienie świetlne dolatujące z żyrandoli, a które skierowane w stronę Ślizgona próbowały go oślepić i spętać.
   Profesor z założonymi rękoma na dumnej piersi obserwowała przenikliwie ich starania, nie dając im żadnego znaku, czy zamierza przerwać to widowisko. Czy była dumna? Albo chociaż dostatecznie zadowolona? Draco nie mógł wyczytać żadnych emocji z jej twarzy, Luna była skupiona na atakach.
- Obscuro! - dziewczyna spróbowała ponownie zareagować w chwili, gdy Draco zmieniał pozycję.
- Immobilus!
 Tym razem Draco nie zdążył wywołać zaklęcia tarczy ani uciec przed czarem Luny. Naraz poczuł, jak jego ruchy stają się ciężkie, różdżka wypada z dłoni, a świat przed oczami spowalnia. Nawet przekleństwo, które chciał z siebie wyrzucić wydawało się niemrawe i opieszałe.
- Wystarczy, moi drodzy! – w chwili klaśnięcia dłońmi Victoria przywróciła porządek i sala, w której chwilę temu ćwiczyli przybrała dawny wygląd.- Świetnie, Luna! Draco, mam parę uwag..
  Profesor zlitowała się nad Ślizgonem, który rzucał w stronę Krukonki wrogie spojrzenia i odczarowała go bez zastanowienia. Wyobrażał sobie, co by jej zrobił, gdyby zostali sami. Choć na chwilę. By się zrewanżować.
- Nic z tego, smoku – odparła, widząc jego zaciętą, zajadłą minę.- Przegrałeś..
- Nie odzywaj się nawet! – wykrzyknął w przypływie furii i obrócił się natychmiast plecami do kobiet, by nie oglądać przez kolejne kilka minut ich wyrazów twarzy.
  Luna wydawała się być zainteresowana kompletnie innymi rzeczami niż ich ostatnią walką, znowu Victoria z założonymi na biodrach rękoma, czekała aż chłopak ochłonie.
- Po raz pierwszy zauważyłam, że walczyłeś tak zaciekle.. Czyżby dlatego, że ona stała naprzeciw ciebie?
- A co ona ma do tego?!
- Ty mi powiedz..
- Muszę załatwić kilka spraw u Severusa – odparł chłodniej i stanowczo, godząc się z własną porażką i urażoną męską dumą.- Nie mam czasu na słuchanie reprymend.
- Nie wejdziesz, gdyż jest nowe hasło.. – rzekła Victoria i położyła mu dłoń na ramieniu.- Libera. Zapamiętasz?
- Spokojnie. Przyjdę do ciebie jutro, żegnaj.
   Pocałunkiem w policzek Draco ostatecznie pożegnał się z profesor, a zanim zniknął, kiwnął głową w stronę Krukonki i dopiero wtedy wyszedł.
- To już krok w dobrą stronę – Victoria odwróciła się do Luny z uśmiechem, wątłym, ale jednak – Dracon właśnie okazał ci szacunek..
**
  Ginny nie wyszła z ukrycia, kiedy w jej własnym pokoju wspólnym pastwiono się nad młodym uczniem, ale patrzyła pobladła na tą scenę, gdzie Ślizgoni wyzywali oraz straszyli pierwszoklasistę. Do Gryffindoru łatwo można było się dostać, znając hasło, dlatego od pewnego czasu pokój wspólny nawiedzali przeróżni goście, nie szanujący wcale zasad prywatności, czy dawnego systemu szkolnego. Slytherin, bywało, że odwiedzał częściej Gryfonów niż sami Śmierciożercy, ale nie różnili się niczym w sposobie obycia i pastwienia się nad ludźmi od sług Czarnego Pana. Znudzeni płaczem dziecka, postanowili zostawić go nareszcie w spokoju i odejść, by zająć się innymi sprawami. Ginny ponaglała ich w myślach, śledząc Ślizgonów, dopóki ostatni nie zniknął za obrazem.
- Zranili cię mocno? – zapytała ruda młodego ucznia, który pochlipując, zakrywał załzawioną i zarumienioną buzię w swoich dłoniach.
- N-nie.. – wyjęczał i wybuchnął donośnym płaczem.
- Zaprowadzę cię do sypialni, chodź.. – Ginny podała mu dłoń, a kiedy stanęła z nim za schodach, jak spod ziemi wyrósł przed jej oczami Neville.
- Niańczysz małe dzieci? – zapytał najwidoczniej rozdrażniony, ale Ginny nie wiedziała czym dokładnie.
- Przed chwilą byli tu Ślizgoni..
- To trzeba było im wkopać, a nie chować się po kątach – odparł zagniewany, co było do Neville’a całkowicie niepodobne.
  Ginny posłała chłopca na górę, by tam w spokoju odpoczął, a na swojego przyjaciela rzuciła się jak lwica na zdobycz.
- Co ty, Neville? Jesteś jakiś dziwny..
- Nie, no co ty – odparł tym samym zirytowanym głosem.- Wcale nie. Więzili mnie ostatnio w jakiejś piwnicy, karmili ochłapami przed trzy dni, pastwili się nade mną Cruciatusami i innymi świństwami.. Nawet nie wysłali do szpitala, bym mógł zbadać swoje rany.. A Luny nie widziałem, odkąd walczyliśmy pod Sowiarnią z jej znajomym z klasy.. Nie, Ginny, wcale nie mam prawa być „dziwny”..
- Przepraszam, Neville – powiedziała cicho i rozłożyła się obok chłopaka przed kominkiem. Siedząc na podłodze pomiędzy pustymi kanapami byli nie do zauważenia.- Myślę non stop o Harrym i reszcie, a zapomniałam o tych, którzy są przy mnie obecni..
- Nie winię cię za to, Ginny – powiedział o wiele łagodniej jakby wyrzucenie z siebie tej historii odciążyło mu umysł o kilka kilogramów złych wspomnień.- Masz prawo, to twój ukochany..
- Neville! – żachnęła się ruda i posłała mu kuksańca w bok.- Jeszcze nic nie jest wiadome.
- Gdyby Luna mogła się tu pojawić…
- Przecież jestem..
  Gryfoni podskoczyli jak oparzeni na dźwięk znajomego głosu przyjaciółki, bo nie mogli uwierzyć, jak to się stało, że Luna bezdźwięcznie wślizgnęła się do ich pokoju wspólnego i siadła bezszelestnie na kanapie za ich głowami.
- Gdyby to był ktoś inny – westchnęła ruda, łapiąc się za klatkę piersiową, pod którą szalało zwariowane serce.
- Ale chyba nikt inny tak nie potrafi.. Dobrym byłabyś szpiegiem – powiedział Neville i przytulił się do dziewczyny na powitanie, tak bardziej niż przyjacielsko, oddając w tym uścisku całego siebie i wszystkie swoje emocje.- Luna..
- Co oni ci zrobili? – Krukonka całą swoją uwagę skupiła na ranach chłopaka, który niestety, nie mógł zakryć ich żadnym opatrunkiem, a na które eliksiry działały zbyt wolno. Prawe ucho Neville próbował przykryć włosami, ale widoczne były na nim ślady po mocnym poparzeniu.
- Mieli wreszcie okazję, by wyżyć się na Gryfonie.. Gdyby wiedzieli, że to ja pomogłem Harry’emu.. Byłoby jeszcze gorzej. Snape wie. Draco również. Teraz i profesor Rodley.
  Luna uśmiechnęła się mimo woli i pogładziła Neville’a po policzku, próbując wyrzucić z umysłu wyobrażenia, jakie naszły ją, kiedy przypomniała sobie, kto już wiedział o ich sekrecie. Bała się im to powiedzieć.
- Przesłuchiwali Klarę – wyrzuciła z siebie, kiedy tylko umieściła się między nimi przed kominkiem.
- Kogo? – spytał Neville, który nie znał przyjaciółki Luny z dormitorium.
- To ta dziewczyna, która była ostatnio z tobą.. – Ginny próbowała dokładniej przypomnieć sobie jej twarz.
- I pod Sowiarnią, prawda? – wzmianka o tamtym incydencie była bolesna dla Neville’a, gdyż pamiętał wszystko, co się działo. A zwłaszcza moment, zanim zemdlał.
- Powiedziała Snape’owi więcej niż można się było spodziewać, ale to moja wina.. – mruknęła Luna, wpatrując się w skaczące płomienie, wcale nie mając zamiaru odwracać od nich wzroku i zobaczyć, co przyjaciele mogą sobie w tej chwili wyobrażać.
- Jeszcze żyjemy, czyli jest dobrze – odparła oschle Ginny.- O Gwardii wiedzą?
- Prawdopodobnie.. Przecież Snape stoi po naszej stronie.. – Luna chciała zmienić tor ich myślenia, ale została ostro potraktowana komentarzem Neville'a.
- Nawet tak nie myśl! Jak..jak?! Przecież zabił Dumbledora i zwiał po całym incydencie, a teraz zwie się dyrektorem.. To gnój, dupek, morderca..
- To dlaczego jeszcze nie zaingerował? Słyszałam rozmowę pomiędzy nim a profesor Rodley.. Mówili o was.. Zamierzają was przesłuchać i przepytać, kiedy tylko dyrektor wróci ze spotkania.. Dlaczego się więc nie spieszy, jeśli tak mu zależy na zabijaniu?
- Nie usprawiedliwiaj go, Luna – odparła Ginny nadal czując gniew, choć głos drżał jej z powodu tego, co usłyszała.- Ani nie mów nic o tej Śmierciożerczyni..
- Ona nie jest..
- Skąd wiesz? – żachnął się Neville.
- Mam to przeczucie – Krukonka wiedziała, że nie może za dużo mówić o Victorii, nie tylko by uniknąć kary za samą rozmowę o niej, ale również z powodu tego, że profesor nie życzyła sobie, by rozpowszechniano o niej jakiekolwiek domysły.
- Przeczucie, Luna.. – westchnęła ruda i spuściła głowę.- Przesłuchania się nie boję, ważne, że Harry jest daleko stąd, co prawda, nie wiadomo gdzie, ale nic mu nie zrobią.. A to, że pomogliśmy mu uciec to sprawa zakończona.. Stało się, mogą nas nawet zabić Cruciatusami. Nie przywrócimy im Harry’ego.
- To moja była sprawka, Ginny i ja za nią biorę odpowiedzialność..
   Najwidoczniej, do tej pory Gryfoni nie mogli pogodzić się ze sobą w sprawie pomocy przy ucieczce przyjaciół. Ginny była nie do przekonania, sądząc, że i tak ją za to obwinią, bo przecież to dziewczyna Pottera, siostra Weasleya oraz przyjaciółka szlamy Granger. Neville próbował dyskutować, przekonując rudą, że ich zeznania mogą okazać się ze sobą sprzeczne, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Luna musiała wycofać się z tej dyskusji, gdyż wiedziała, że nie jest jej rzeczą rozsądzać ich kłótnię. Cieszyła się skrycie, że ominęli temat profesor Rodley.
- Zostawmy to – oznajmiła w końcu Gryfonka, zakrywając usta chłopaka dłonią.- Bo inaczej spróbuję zaklęciem, Neville.
- Przyciągniemy niepotrzebną publiczność – powiedział chłopak, by tylko uspokoić zszargane nerwy i uciszyć tą awanturę.
- Co z Gwardią? – wtrąciła Luna.
- Nie możemy tego zatrzymać.. – odpowiedziała jej cichutko Ginny, rozglądając się na boki.- Cii.. Nawet tutaj można znaleźć szpiegów dyrektora..
- Jeśli przestaniemy się spotykać, będzie to oczywista oznaka tego, że się boimy – powiedział Neville, opierając obolałą głowę o miękką poduszkę. Czuł zmęczenie, rozgoryczenie oraz złość na samego siebie. Ale nie strach.
- I tak widzimy się w małych grupach.. Hagrid udostępni nam swoją chatkę na jedno spotkanie.. – wyszeptała Ginny i na tym zakończyła, gdyż niedaleko trójki rozsiedli się inni uczniowie.- Neville, zrobię ci szybki napar.. Czekajcie chwilę.
  Chłopak miał świetną okazję, by zagadać Lunę, ale słowa nie chciały przecisnąć się przez jego gardło. Luna za to obawiała się wspominać ich ostatnie spotkanie na błoniach, które zakończyło się dla wszystkich nie zbyt dobrze. Rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, czekając, aż ten drugi się odezwie, ale nic takiego się nie stało. Dziewczyna czekała, czy poczuje ten moment, zatęskni za jakimś miłym słowem, ale nie zdarzyło się nic z tych rzeczy. Neville obawiał się ją spłoszyć.
- No, wróciłam.. Napar będzie dobry na twoje bóle, Neville.. Musisz poczekać aż wystygnie – Ginny rozsiadła się ponownie na swoim miejscu i udawała, że wcale nie czeka, aż któryś z nich się odezwie.   
  Luna opowiedziała im jeszcze o jednej sprawie, którą usłyszała za drzwiami gabinetu Victorii, oczywiście tłumacząc, po co tam poszła. Ginny udzieliła reprymendy Lunie, kiedy dowiedziała się, co spotkało jej przyjaciółkę z rąk Alecto. Neville nie potrafił uwierzyć, ile rzeczy go ominęło. Zwłaszcza, kiedy usłyszał, kto uratował Lunę.
- Więc po to tam poszłam.. By jej podziękować.. I usłyszałam to, co wam powiedziałam.
- Snape trzyma skarby w swoim gabinecie.. I ma to niby pomóc Harry’emu – wyliczał Neville, dalej roztrzęsiony historią przyjaciółki.- Ale pewnie nie chce, by wyszło to na jaw.. Bo jest naszym wrogiem..
- Neville, a gdyby.. – zaczęła Ginny i od razu ściszyła głos, uważnie bacząc na ludzi, którzy kręcili się niedaleko.- Odebrać to, co należy do Gryffindoru?
- Co masz na myśli? – Neville od razu nachylił ucho w stronę dziewczyny, przeczuwając jakiś niecny, ciekawy plan.
- Zakradniemy się do gabinetu Snape’a i wtedy odbierzemy naszą własność.. Coś, co mogłoby pomóc Harry’emu.. Luna powiedziała, że nawet sam Dumbledore przyznał, że takie przedmioty mogą mu pomóc..
  Wokół kominka zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi.
- Za niedługo spotkanie Śmierciożerców – wtrąciła Luna pogodnym, delikatnym głosem.- Nie będzie dyrektora..ani zbyt wielu strażników..
- Omówimy to jeszcze jutro.. Neville – Ginny wzięła do ręki kubek, w którym samoczynnie gotował się napar – Wypijesz?
- Uuu.. Co to jest?
- No wyciąg z erby o smaku mięty..
- Nie lubię tego smaku..
  Luna spojrzała na chłopaka zaskoczona, o czymś sobie przypominając. Neville poczuł się osaczony przez groźne spojrzenia dziewczyn i uznał to po prostu za znak, że należy się im nie sprzeciwiać.
- Jeśli to ma mi pomóc, to jak najchętniej..
  Luna już dawno krążyła myślami gdzie indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz