piątek, 19 kwietnia 2019

~35~

  Stół w jadalni uginał się od ciężarów podanych na nim potraw. Zastawione pieczenie, jeszcze gorące i buchające parą, pachnące potrawy, chrupkie owoce, które prosiły kolorami, by wziąć je do ręki i ugryźć były tylko przystawką do tego, co miało jeszcze pojawić się na drewnianym, bogatym stole. Draco obserwował to z boku i mimo że sam miał ochotę, by spróbować czegoś, co podane było na wystawnych talerzach, to przekonał sam siebie, że lepiej mu będzie stać o pustym żołądku niż porównywać się do Śmierciożerców, których potrawy przyciągały głodnych i próżnych. Czuwał z boku, daleko od zbierającego się tłumu, niechętny do rozmów. Choć był w swoim własnym pałacu, miał wrażenie, że goście traktują go tu jak obcego. Nie widział, czy matka lub Lucjusz pojawili się w komnacie, gdyż zbierało się coraz to więcej zwolenników Czarnego Pana. Z każdą chwilą jego własny dom przestawał przypominać mu znajome miejsce, ale oziębłą strefę, gdzie Śmierciożercy mogli się ze sobą spotkać.
 Po której jestem stronie? Nie. Teraz nie było na to czasu. Nie mógł pozwolić swojemu umysłowi zabłądzić tak daleko, gdyż mogło okazać się to zbyt niebezpieczne. Należało przede wszystkim znaleźć odpowiedniego partnera do rozmowy, gdyż samotne przechadzanie się po własnym pałacu mogło dla innych wydawać się zbyt osobliwe. Draco wcale nie był chętny do rozmowy, ale wiedział, że nie może igrać z ogniem, jakim byli Śmierciożercy, nawet, jeśli czuł się od nich lepszy, a i od pewnego czasu o wiele bezpieczniejszy pod skrzydłem Victorii.
- Przekąska? – zapytał goblin, którego chłopak nie zauważył, przechodząc obok głównego wejścia do salonu.
- N.. W sumie, spróbuję.. – i od razu pożałował, gdyż specjał, który zaserwował mu służący miał piekielnie niedobry, ohydny smak, ale ukrywając obrzydzenie Draco przełknął potrawkę bez protestów.- Niechybnie, nasza kuchnia zmieniła swoje menu..
   Goblina nie obchodziło to wcale, miał tu tylko służyć, o czym Draco doskonale wiedział, więc szukanie innego partnera do chwilowej konwersacji musiał rozpocząć od nowa. Nie rozpoznawał twarzy. Wokoło niego zbierali się sami nowicjusze lub być może ukryci profesjonaliści, ale każdy z nich był częścią szeregu Czarnego Pana. Większość zajęta była rozmową w swoim towarzystwie, choć Draco wyczuwał ich spojrzenia, gdy przechodził obok, dostrzegał, jak łypali na niego z ciemnych zakamarków, znad ramion towarzyszy, przeszywali zimnym, często obojętnym wzrokiem. Ale wszyscy go znali.
- Wraz z rządami Severusa wcale nie tak trudno wyrwać się z ramion Hogwartu, prawda?
   Z wyciągniętą dłonią podszedł do niego Dołohow, który jako jedyny okazał Draconowi najmniejsze oznaki szacunku lub tak przynajmniej wydawało się Ślizgonowi. Na twarzy czarnowłosego Śmierciożercy dostrzegł cień szyderczego uśmiechu, ale nie zamierzał rezygnować z rozmowy przez tak trywialne zachowanie, kiedy tylko rozmówca sam nawinął się przed jego obliczem.
- Teraz dyrektor pozwala mi opuszczać zamek częściej, dzięki czemu czuję się o wiele swobodniej.. Tak, jak powinno być.
- Severus wykonuje swoje zadanie z ogromnym zaangażowaniem.. Ilość przesłuchań wzrasta wraz z upływem tygodni.. Patrole też sprawują się w miarę dobrze.. – Dołohow szykował się do wyliczania zasług, o których tak naprawdę nie miał pojęcia i Draco zdawał sobie z tego sprawę, ale pozwolił mu mówić – Mam jednak pewne wątpliwości, co do jakości tych przedsięwzięć.
- Co sprawia, że tak czujesz? – Draco patrzył na mężczyznę bez cienia uśmiechu, poważnie, by tylko dać pozostałym do zrozumienia, czyli tym, którzy nadal skrycie go obserwowali, że wczuł się w temat, jest starym Draconem, Śmierciożercą, sługą Lorda. I wcale nie czyni nic, co mogło wydawać się dla innych czymś podejrzanym.
- Nie ma efektów, Draconie – odpowiedział mu Śmierciożerca, wcale nie ukrywając pogardliwego grymasu na swojej twarzy.- Czy Snape dowiedział się czegokolwiek z przesłuchań uczniów? Bella pragnęła pomóc mu w tym zadaniu, lecz doszły nas słuchy, że została wyrzucona z zamku brutalnie jak.. powtórzę jej słowa.. jak szmata.. I co więcej, Severus nie kiwnął palcem, by jej bronić, kiedy wypraszaniem naszej ukochanej Bellatrix zajmował się kto inny..
   Ślizgon dawno nie czuł tak mocnych drgawek i jednocześnie gniewu, choć patrzył w oczy Dołohowa nieustannie i nieustraszenie. Oczywiście, wszyscy naokoło wiedzieli, co uczyniła Victoria względem Lestrange, ale mało kto podnosił głos, by zapytać o to wprost. Draco spodziewał się tego, ale i tak nie miał zamiaru rozgłaszać niepotrzebnych kłamstw na temat swojej profesor. Należało na spokojnie przeczekać nadciągającą burzę, pod postacią oskarżeń, przekleństw oraz wierutnych wymysłów zgromadzonych.
- Na efekty należy cierpliwie czekać – odpowiedział w końcu Ślizgon, zdobywając się ostatecznie na jakieś słowa.
- Cierpliwie.. – Dołohow powoli i ostrożnie powtórzył to słowo.- Ale nie wieczność..
- Widzę, że panowie ucięli sobie dość interesującą pogawędkę – obok pojawił się niespodziewanie Wilkes, który opierając się swobodnie na ramieniu niezadowolonego Dołohowa, zbadał ostentacyjnie Dracona od stóp do głowy, nie szczędząc przy tym złośliwych chichotów.- Proszę, proszę.. młody panicz Malfoy.. Czemuż to ojczulka twojego nie ma na zebraniu?
- Ostatnio nie czuje się najlepiej, ale zastępuje go matka.. Moja rodzina odzyska swój honor..
- Z pewnością.. a zwłaszcza zadając się z.. jak jej to było? – Wilkes zacisnął powieki, demonstrując głębokie zamyślenie – Rodley! Właśnie.. Oj, oj, Draconie.. W co znowu Lucjusz cię wkopał, chłopcze? Hm? Mając przy sobie tylu wyśmienitych nauczycieli, sięgnął po tą kobietę.. – ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem i choć było ono udawane, nadało jego wypowiedzi wiele emocji.- Odzyskasz swój honor, kiedy z nami zaczniesz wykonywać zadania Czarnego Pana.. Polowanie na mugoli, zdrajców, śledzenie podejrzanych, karanie ich, wtrącanie do więzienia.. Sama przyjemność.. W ten sposób zaskarbisz sobie przychylność naszego Lorda..
   By nie wybuchnąć, lecz poradzić sobie z wysłuchaniem tych istnych kłamstw i fałszywych rad, Draco próbował wyobrazić sobie, jak zareagowałaby Victoria, gdyby stała właśnie obok niego w niewidzialnej postaci. Ujrzał oczami wyobraźni jej zimną i stanowczą pozę, która drga pod wpływem nadciągającej, niepohamowanej fali drwiącego śmiechu.
- Spróbuję się nad tym zastanowić, Wilkes – rzekł tak dostojnie, że na chwilę przypominał prawdziwego arystokratę, a oczy dwóch Śmierciożerców rozszerzyły się w zdumieniu.- Spróbowałbym najpierw dowiedzieć się, co dzieje się z twoją córeczką, Wilkes.. Za cicho o niej ostatnio..
  Dostał to, czego chciał. Mężczyzna zmienił swój wyraz twarzy, stał się pochmurny i odszedł w zamyśleniu, by na dłuższą chwilę odpocząć gdzieś z boku.
- Mam nadzieję, że niedługo zobaczymy się w innych okolicznościach – dodał Dołohow, który od kilku minut przyglądał się tej wymianie zdań z pewnym uprzedzeniem i wyższością.
- Co masz na myśli? – ton Dracona stał się ironiczny, nad czym nie potrafił zapanować, ale Śmierciożerca na szczęście zignorował ten krótki przejaw braku szacunku.
- Do zamku przybędą nowe posiłki, Draconie.. Rookwood i ja palimy się, by dopomóc Severusowi. O, wybacz.. Muszę cię teraz opuścić, choć kontynuowałbym tą rozmowę.. Do zobaczenia w jadalni.
   To on, Draco powinien tak powiedzieć, gdyż znajdował się we własnym domu.. Ale nieważne! Co miał na myśli Dołohow, że przybędą nowe posiłki? Czyli jednak Snape przystał na propozycje pozostałych Śmierciożerców, by przyjąć kolejną garstkę do Hogwartu? W tym Rookwooda.. Nie dostrzegł go wśród tłumu nieznanych twarzy. Nie usłyszał jego chrapliwego śmiechu, nie ujrzał twarzy oszpeconej po ospie ani długich, brązowych włosów związanych kokardą. Czyli ten parszywy gnój zrobiłby wszystko, byle dostać się do zamku i do niej.. Nie. Koniec. Myśli o Lunie Lovegood mogły doprowadzić go do niepotrzebnych wyjaśnień, jeśli ktokolwiek miał zamiar czytać w jego myślach. A ją przyprawiłyby o kłopoty, którymi Draco z pewnością by się nie przejął, gdyby nie fakt, o co został poproszony przez Rodley.
 Odzyskasz swój honor, kiedy z nami zaczniesz wykonywać zadania Czarnego Pana..
   Przez jedno już utracił swoją dumę, kiedy Lord kazał zabić mu Dumbledora. Nie miał zamiaru obciążać swoich bark oraz matki kolejnymi porażkami. Trzymał się od tego z daleka, ale nie czuł obaw, że to on zostanie wybrany do kolejnych wyzwań. Siłą woli, nie jego była kolej, nawet jeśli nie on osobiście pozbawił życia byłego dyrektora.
- Prosiłbym wszystkich usilnie o zajęcie miejsc przy stole – odezwał się Yaxley, który wcielił się w rolę przewodniczącego. Jeszcze niedawno byłby nim Lucjusz, gdyby tylko powiodło mu się w ostatniej misji..
   Draco dyskretnie rozejrzał się dookoła, by sprawdzić, kto znajomy pojawił się w jego własnym dworze. Nie zdziwił się, widząc w końcu lekceważący uśmiech na twarzy Rookwooda, który, być może specjalnie, usiadł naprzeciw Dracona, pomiędzy Alecto Carrow, a jakimś innym nieznanym Śmierciożercą. Matka nie rozstawała się z własnym fotelem, który niegdyś służył za azyl Lucjuszowi. Najwidoczniej, nie chciała ingerować w sprawy, które Śmierciożercy mieli zamiar omawiać. Draco poczuł wobec niej troskę i szacunek. Ale trwało to chwilę, zanim nie usłyszał głosu Belli, rozsiadającej się na honorowym miejscu, tuż naprzeciw Yaxley’a, obok męża i szwagra, nienawistnie i z góry spoglądających na pozostałych. Śmiała się przy tym jak mała dziewczynka, która właśnie dostała to, czego żądała, wbijając przy tym czarne, diabelskie oczy wprost w ministra magii. Brakowało Snape’a, ale on zawsze przychodził spóźniony, by specjalnie nie stykać się z tymi, z którymi najmniej miał ochotę do rozmowy. Zaliczał spotkanie, a potem znikał, by ponownie wywinąć się ze szponów kłamliwych oskarżeń ze strony innych Śmierciożerców. Za to Draco naprawdę go podziwiał.
- Jeśli nikt nie ma przeciwko, by zacząć dyskusję.. – Yaxley powstał z honorowego miejsca, by tym samym otworzyć obrady, kiedy Bella chrząknęła kilkakrotnie w wymowny sposób.
- Gdzie jest nasz ukochany dyrektor? Chciałabym mu podziękować za to, w jak ciepły sposób przyjął mnie ostatnio w szkole..
- Lestrange, po kolei.. – uciął jej mężczyzna władczym, stanowczym głosem, który normalnie każdego wciąłby w krzesło, ale na pewno nie Bellatrix.
- Czyżby on nie należał do gwardii Lorda, że musimy otwierać spotkanie bez niego?
- Jest już wystarczająco późno..
- Nie trudźcie się dyskusją o mnie..
   Draco, jak i pozostali błyskawicznie zwrócili swoje głowy w stronę głównego wejścia, w którym stał Severus Snape. Na chwilę Ślizgon wyobraził sobie obok niego Victorię, ale było to tak absurdalne, że w przypływie emocji i jemu zachciało się śmiać. Tylko na moment czuł podniecenie, triumf oraz radość na widok swojego ojca chrzestnego, a potem zimny głos Yaxley’a przywrócił Dracona na ziemię.
- Witaj, Severusie.. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy twojego przyjścia..
   Dyrektor skwitował te słowa wystarczająco wymownym wyrazem twarzy i zasiadł obok Dracona, tuż na środku, obserwowany bacznie przez pozostałych. Nawet Narcyza z westchnieniem uniosła swoją pierś, przyglądając się mężczyźnie.
- Severusie, wasze ostatnie spotkanie z Bellą nie zakończyło się owocnie.. Czarny Pan nie był zadowolony z tego, że pozwoliłeś wyrzucić ją z zamku, kiedy to osobiście doręczyła ci jego rozkaz.
- Proszę mi wybaczyć, ale rzeczywiście, zadowolony nie byłem, mamy wystarczającą liczbę Śmierciożerców i naszych pomocników w zamku, a obecność Belli mogłaby wzbudzić panikę wśród uczniów..
- Ha! Czyli przyznajesz, że się mnie boją, prawda? – wykrzyknęła z wyższością.- Jeśli Pan tak rozkazuje, należy się go słuchać, Severusie! Ale ja wiem, kto ma wyższą dla ciebie władzę od niego! Ta, której nie możesz się przeciwstawić, lubieżny obłudniku!
   W mig przy jednym stole, wśród zgromadzonych Śmierciożerców narosła wrzawa, szepty nasiliły się, a wszystkie oczy skierowane były ku niewzruszonemu obliczu dyrektora. Ten patrzył tylko na złośliwą kobietę, która czuła, że jednym zdaniem rozwiała dzisiejsze powodzenie Snape’a. Draco milczał, czekając na atak.
- Dlatego nie zmieniłem zdania – stół ponownie zamilkł – że to ona jest większym postrachem w całej szkole niż zwiększająca się liczba tchórzliwych obłudników, których mi przysyłacie do zamku. Rodley całkowicie zastępuje owych gości, jak i ciebie, Bello..
   Kąciki ust dyrektora powędrowały nieznacznie w górę, ale opadły, kiedy tylko mężczyzna skierował swoje zimne, czarne oczy na Yaxley’a.
- Dopiekliście sobie wystarczająco?
   Mina Belli świadczyła sama za siebie. Przy wszystkich została wyśmiana i nie zamierzała jeszcze odpuścić.
- Jak możesz pozwolić na to, by Severus szydził ze mnie? Uważasz, że to ona jest potężniejsza? Ma władzę nad samym Lordem?
- Tego nawet ja nie wiem – odpowiedział spokojnie Snape.
- Wiesz, wiesz, Severusie – odezwała się nagle Alecto, która nadal nosiła w sobie uraz po ostatnim starciu z Victorią. Bella od niechcenia skierowała swój wzrok na nią.- Pozwalasz jej na wiele. Zbyt wiele. Ostatnio potraktowała mnie gorzej niż psa.. Patrolowałam zamek, karałam tych, co postanowili spacerować po zamku nocą, więc wykonywałam swoją pracę! A ta suka próbowała mnie okaleczyć! Bo wyżywałam się na jakiejś tam uczennicy..
   Draco patrzył nieprzerwanie na pulchną twarz Śmierciożerczyni, wykrzywionej złością, a oczy świdrowały to ministra, to Severusa, to Bellę. Nie wspomniała nic o Parkinson, choć to wcale nie obchodziłoby Dracona. Najważniejsze, że milczała na temat Luny.
- Z tego co wiem, masz do niektórych uczniów słabości, Alecto, wykorzystujesz swoje możliwości, zwodzisz ludzi, a następnie ich okaleczasz. Nie skupiasz się na woli Lorda, lecz prowadzą tobą osobiste pobudki. Nie potrafisz poradzić sobie z zadaniami..
   Głos Snape’a nie zmienił się o krztynę. Draco był pod wrażeniem, gdyż błyskawicznie udało mu się doprowadzić obie Śmierciożerczynie do najwyższego stanu gniewu.
- Dlatego dobrze by było, gdyby do zamku przybyli nowi goście – powiedział oschle Yaxley.- Severusie, musisz na to przystać, ale w tej chwili Carrow zostajesz odciągnięta od obowiązków szkolnych. Na twoim miejscu postawimy kogoś bardziej odpowiedniego.
   Alecto być może w tej chwili żałowała, że odezwała się w tej sprawie lub potajemnie cieszyła się, że zostanie odsunięta na bezpieczną odległość od Rodley. Draco nie wiedział, jak wyczytać to z jej twarzy. Skupił się na prowadzącym.
- Ale pozostaje sprawa związana z..
- Wymów jej imię, śmiało – zasyczała Bella, do reszty roztrzęsiona.- No!
- Victorią Rodley – Yaxley wypowiedział te dwa słowa jak zaklęcie śmierci. Draco dostrzegł wokół siebie objawy przeróżnych emocji, oprócz u Snape’a, który siedział niewzruszony.
- Sprawa, dlaczego przyjąłeś ją do szkoły powinna zostać już dawno wyjaśniona, Severusie.. – dodał minister i splótł swoje palce w kształcie koszyczka, jak robił to często, gdy nadawał tor dyskusji.
- Wiem, co robię, a z własnych poczynań będę zdawał relację samemu Czarnemu Panu osobiście..
- Przyznaj się od razu, że robisz to z własnych „osobistych pobudek”..
   Draco najmniej spodziewał się, że to Rookwood odezwie się w tym momencie. Snape nawet nie wyglądał na zaskoczonego, kiedy skierował swoje oczy na Śmierciożercę siedzącego naprzeciw.
- Żadne moje osobiste pobudki, Augustusie nie mają tu nic do rzeczy. Victoria jest idealna na to stanowisko, znam ją lepiej niż ktokolwiek z was.. I co najważniejsze, wiem, że nie będzie ingerowała w naszą działalność.
- To niedorzeczność..
- Skandal!
- Parszywa suka!
- Zdrajczyni!
   Po raz pierwszy rozmawiano o profesor w obecności Dracona, który był tak wielce zszokowany, że nie potrafił wypowiedzieć słowa. Tyle naraz odezwało się gróźb, przekleństw w imieniu jego profesor, że nie mógł początkowo odnaleźć się w tym zgiełku.
- Niech Draco wypowie się na ten temat.. On również poznał ją lepiej.. Od tej strony, z której nikt jej nie zna.. – Bella oblizała górne, spierzchnięte wargi, na których jeszcze widniała zaschnięta krew, a swoje czarne, mroczne oczy utkwiła w młodym Ślizgonie.
- Po mojej nieudanej misji została zaproszona przez Lucjusza, by nauczyła mnie zaklęć i podtrzymała wolę walki, bym mógł być lepiej przygotowany na kolejne misje..
- To wielce szlachetne ze strony Lucjusza, którego dzisiaj niestety tu brakuje – Yaxley spojrzał na samotnie siedzącą w kącie Narcyzę, na jej zimne usta, blade policzki i kamienny wyraz twarzy – Ale nie wiem, czy wiesz, Draco, że Rodley została uznana za zdrajczynię?
- Wystarczy. Omówiłem z nim ten problem – wtrącił Severus.- Po co wzniecać ogień? Lepiej powiedźcie mi, kogo zamierzacie wysłać do zamku?
   Draco siedział zamyślony, próbując przypomnieć sobie wszelkie spotkania z Victorią zanim rozpoczął się rok szkolny. Wiedział co nieco, ale teraz miał wrażenie, że tak naprawdę nie było mu dane dowiedzieć się wszystkiego o tej kobiecie. Była zagadką dla niego, jak i dla Luny, która nie kłamała, sądząc, że nic o niej nie wie. Stop. Wystarczy myśli o Lovegood. W zamku czekała na niego Astoria. Oraz jej ciepłe, wilgotne uda.
   Poczuł, jak ktoś uciążliwie wlepia w niego wzrok. Był to Rookwood, który na założonych wysoko dłoniach opierał swoją głowę i przyglądał się spod przymrużonych powiek chłopakowi. Czego chciał? O czym myślał? O Rodley? Dopiero niedawno Draco dowiedział się kolejnej części prawdy, co miało bezpośredni związek ze Śmierciożercą, Victorią oraz Luną. Teraz już wiedział, dlaczego Augustus ścigał ojca Lovegood, wiedział, co łączyło jego profesor z tym mężczyzną i co więcej, dlaczego nauczycielka tak bardzo martwiła się tą pomyloną uczennicą. Nie słuchał dalej. Nie słyszał, o czym mówił Snape, Yaxley, co wykrzykiwała Bella. Nie interesowało go to. Marzył o powrocie do zamku. Nie przejmując się, że obrady nie zostały jeszcze zakończone, wstał od stołu wzywany za potrzebą i wyszedł z jadalni, odcinając się od przekleństw, cichych pomruków oraz krzykliwej dyskusji.
   Na jednym z korytarzy, z dala od centrum, w którym prowadzono zebranie, Draco natknął się na dwóch młodych chłopaków, wyglądających na niewiele młodszych od Ślizgona. Jeden z nich o twarzy przenikliwej i szczupłej oraz oczach wyzierających spod wąsko zaciśniętych powiek stał wyprostowany jakby wyczekiwał rozkazu lub co najmniej, okazywał pewien szacunek w stosunku do Dracona. Patrzył na Ślizgona ciekawie, tak samo badając chłopaka. Draco przyjrzał się i drugiemu, który opierał się krzywo o ścianę. Był o wiele przystojniejszy, ale nie patrzył tak ufnie i odważnie jak pierwszy. Usta zaciskał, jakby obawiał się czegoś powiedzieć i co chwilę poprawiał czarne, kręcone włosy, próbując bezskutecznie doprowadzić je do ładu na swojej głowie. Obaj byli świeżo wygoleni, mieli tak samo krótko ścięte włosy, ten sam kolor oczu – szary, zimny jak u Dracona.
- Kim jesteście? Dlaczego nie jesteście obecni na sali? – zaczął Draco, postanawiając ostatecznie przełamać denerwującą ciszę.
- To, kim jesteśmy nie jest ważne, paniczu Malfoy – odpowiedział szczupły, wysoki gość, którego Ślizgon zauważył pierwszego.- Jesteśmy tu po to, by pilnować porządku..
- Po to, by nikt niechciany nie wślizgnął się do dworu..
- Czatując pod głównymi drzwiami, nie zdziałacie za wiele.. – prychnął Dracon, patrząc na nich pobłażliwie. Czy oni byli normalni?
- Mamy za to wiele innych umiejętności – odpowiedział mu ten pierwszy.- Za chwilę będzie tu pańska matka, a my ukryjemy się w cieniu..
- Tam, gdzie powinniśmy być.. – dokończył drugi.
   Gdy Ślizgon odwrócił się, by zbadać, czy mówią prawdę, nie zobaczył nikogo i zaśmiał się melodyjnie, próbując okpić ich dziwne „umiejętności”. Gdy ponownie chciał zadać im pytanie, nie zobaczył już nikogo. Za to na jego ramieniu poczuł czyjąś chłodną, kobiecą dłoń.
- Powinieneś wrócić do zamku, mój drogi – wyszeptała jego matka, gładząc syna po gołej szyi.
- Obstawiliście dwór jakimiś szpiegami?
- Jest ich tu mnóstwo, dla bezpieczeństwa, jak każą sobie mówić – odpowiedziała mu delikatnie, cicho, łamiącym się głosem.- Nie powinieneś z nią przebywać..
- Zostaw Victorię w spokoju..
- Draco..
- Tak, jak powiedziałaś, powinienem wrócić do zamku..
   Już chciał wywinąć się z matczynych ramion, ale Narcyza była zbyt stanowcza, by ot tak puścić syna. Musiała go przytulić, gdy nikt nie patrzył. Musiała ucałować w blady policzek. Oddawała mu czułość, przelewała na niego wszystkie uczucia.
- Pozwól mi chociaż na chwilę, Draco – wyszeptała ponownie, a chłopak wyczuł, jak jej ciało drga, ręce oplatają jego barki, a w głosie tkwi nieprzelana łza.- Tak mi przykro za to, z czym musiałeś zmierzyć się rok temu.. Wybacz nam.. Wróć na święta.. Lub na ferie.
   Kiedy Draco poczuł, że już wystarczająco odwzajemnił swojej matce synowskie uczucia, delikatnie ją od siebie odepchnął, pogładził po twarzy, pocałował w chłodny policzek i spojrzał wprost na Severusa.
- Zbieramy się, Draco – powiedział beznamiętnym głosem, wcale nie patrząc na kobietę, która kuliła się w ramionach syna. Od razu poprawiła dostojnie swoje włosy i ubranie, napięła mięśnie, by jej ciało bardziej przypominało posąg. Nie powiedziała słowa, tylko kiwnęła dyrektorowi na pożegnanie i zniknęła za drzwiami, które otwarte na oścież wpuściły zapachy ciepłych pieczeni i potraw. Draconowi zaburczało w brzuchu, ale nie miał czasu na degustacje.
- Severusie.. Co powinienem wiedzieć jeszcze o Victorii?
   Mężczyzna obdarował chłopaka lodowatym spojrzeniem.
- W swoim czasie.. Ona sama ci powie.. Wtedy, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał..
   Z tymi słowami obaj zniknęli w białym dymie.
 **
- Libera..
   Neville chrząknął strwożony, nasłuchując, czy nadal trwa cisza po majestatycznie wypowiedzianych słowach Luny. Lecz odbiły się one echem i powróciły, takie panowały pustki.
- Wszystkich wywiało – potwierdziła Ginny, kiedy ponownie zapadła cisza.
   Gargulec posłusznie zwinął skrzydła, obrócił się i ukazał schody prowadzące do gabinetu dyrektora. Świadomość, że od tego roku szkolnego panował w nim Severus Snape pomogła trójce przyjaciół łatwo złamać niedawno określony zakaz skradania.
- To, co należy do Gryffindoru – przypomniała ruda.- Powinno powrócić do nas..- i pierwsza postanowiła rozpocząć akcję. Za nią podążyła reszta.
- Chcesz powiedzieć, że Rodley tak po prostu zdradziła hasło w twojej obecności? – zapytał Neville, zanim stanęli przed drzwiami.- Byś nie myślała, że.. wybacz..
- Neville’owi chodzi o to, że Rodley traktuje cię nazbyt poufale.. – dokończyła Ginny i delikatnie sforsowała drzwi, by wejść do gabinetu.
   Od razu padli na ziemię, kiedy nieprzygotowani na jakiekolwiek ataki zostali osaczeni przez silne prądy powietrza. Wokół nich utworzyła się fala silnego eteru, przez który zostali zbici z nóg i obezwładnieni. Kiedy strumienie opadły, postanowili się dodatkowo upewnić, czy Snape nie przygotował jeszcze jakiś niespodzianek.
- Widzicie to? – zapytała Luna, wskazując palcem na tworzącą się przed nimi czarną smugę dymu, która kształtowała się zwinnie w ludzką, dorosłą postać. Wpatrywali się w zjawę nieustannie, dopóki nie przybrała dostatecznie ludzkich podobieństw, a kiedy uniosła puste oczodoły, Neville zadrgał za plecami dziewczyn. Jego najbardziej przerażał ten widok, Luna wyglądała na zamyśloną, Ginny próbowała opanować wstręt.
- Śmierciożercy? – zapytała zjawa i natarła na nich, zanim zdołali ruszyć się z miejsca. Przeszła przez nich i zniknęła, pozostawiając chłopaka leżącego na ziemi.
- Co to było?! – krzyknął zszokowany, oddychając ciężko.
- Czar ochronny.. Gabinet wybadał nas, czy nie jesteśmy intruzami.. – odpowiedziała Ginny, pomagając Gryfonowi stanąć z powrotem na nogi.- Z tego powodu, że nie jesteśmy wrogami nic nam się nie stało..
- Chcesz powiedzieć, że te zaklęcia zadziałałyby, gdybyśmy nie byli po tej samej stronie co Snape? – wtrącił chłopak, dostatecznie zdumiony tym, co się im przytrafiło.
- Nie wierzę, że on mógłby być nadal po naszej stronie.. Lecz.. – ruda spojrzała na pusty obraz Dumbledora – Wisiałaby tu jego podobizna? 
- Ja nadal wierzę, że Snape walczy po naszej stronie – odezwała się Luna, myszkując przy biurku dyrektora, nie dotykając niczego, co stało na jego blacie.
- Ehh.. – westchnęła Ginny i poszła w ślad za przyjaciółką, wierząc, że to zajęcie odsunie ich od myślenia o obecnym dyrektorze.
   Neville stał przy regałach, zaglądając w szpary pomiędzy książkami, czasem otwierając opasłe tomy, by sprawdzić, czy nic nie zostało ukryte pomiędzy kartkami. Zanim jednak wyjął któryś z tomów, sprawdzał dokładnie tytuły, gdyż z doświadczenia wiedział, że książki potrafiły robić kawały, ugryźć czasem, a nawet pożreć część siebie. Jeśli tytuł był w miarę pospolity, Neville zaglądał do środka, ale i tak było to żmudne zajęcie. Luna nie odstępowała biurka. Używała różdżki, by unikać dotykania przedmiotów dyrektora wystawionych na widoku. Z ciekawością oglądała buteleczki z atramentem, dostojne pióra, który każdy z nich zapewne służył do różnych podpisów, puste pergaminy, notatki, ale nic nie przykuwało uwagi dziewczyny. Ginny za to zmierzyła po schodkach na wyższe piętro, by zbadać tamtejsze porzucone przedmioty, nienadające się już wcale do jakiegokolwiek użytku. Wiele rzeczy przysłaniały prześcieradła, inne tarzały się porzucone po ziemi lub w jednym miejscu piętrzyły się stosy śmieci pomieszane z innymi rupieciami. Z boku błysnęło coś srebrnego i okazałego.
- Ej! Myślicie, że miecz jest przedmiotem, którego szukamy? – Gryfonka zacisnęła dłonie mocno na barierce, wpatrując się zachłannie w dwójkę przyjaciół. Luna dostrzegła, jak oczy rudej skrzą się radośnie, kiedy w jej głowie zapanowała nowa myśl, która pozornie mogła pomóc Harry’emu.
- Miecz to doskonały przedmiot – potwierdził Neville ku uciesze Ginny.- Pamiętasz, gdy Harry pokonał nim bazyliszka?
- Oczywiście.. Tego zapomnieć się nie da – powiedziała spokojniej, pamięcią cofając się w tamte stare lata, kiedy Voldemort pod postacią młodego Riddle’a omamił młodziutką Gryfonkę swoim pamiętnikiem.
- Zabierajmy go i chodźmy.. Nie wytrzymam dłużej w miejscu, w którym przebywa Snape..
   Luna pomogła Ginny wyjąć własność Gryffindoru z przymkniętej gabloty, która wcale nie była chroniona żadnym zaklęciem. Neville wyczarował pochwę, do której schował klingę i przez chwilę pozował na oczach dziewczyn jak rycerz.
- Nie zasługuję na niego, ale to zaszczyt, że mogę go trzymać przy sobie.. Chociaż kradziony, ale jednak.
   Odgłos ożywionego gargulca odwrócił uwagę dziewczyn od zachwycającego się mieczem Neville’a. Czujność nie pozwoliła im zostawić zamkniętych drzwi, przez które usłyszały zbliżającego się intruza, którym mógł być, co gorsza, sam dyrektor.
- To niemożliwe, by już wrócił. Niedawno opuścił zamek – wyszeptała skamieniała Ginny.
- Może spotkanie zostało odwołane.. Lub..
- Lepiej się schowajmy – zaproponowała Luna i pociągnęła za sobą przyjaciół w to samo miejsce za kufrem, gdzie jeszcze niedawno chowały się z Rodley, gdy do zamku zawitali Bella, jej mąż oraz Rookwood. Rookwood. Jak sumiennie Luna zapamiętała jego twarz po ostatnim śnie.
   Do gabinetu rzeczywiście zawitał jeden ze Śmierciożerców, ale tym razem, nie powitały go w progu szaleńcze wiatry, czy upiorna zjawa, jak jeszcze pół godziny temu trójkę przyjaciół. Luna nie rozpoznawała mężczyzny, miała problem z zapamiętywaniem twarzy, więc nie wiedziała, czy to stały bywalec zamku, czy kompletnie ktoś nowy. Nieważne kim był, ale wykorzystywał nieobecność Snape’a dokładnie tak samo jak oni. Zdziwiły go otwarte drzwi, ale gdy tylko ujrzał skarby mieniące się na biurku, które jeszcze chwilę temu badała Luna, podbiegł do blatu i zachłannie zaczął zbierać z niego cokolwiek się dało.
- Musimy coś zrobić – wyszeptała Ginny, która jako jedyna nie zaglądała zza kryjówki, siedząc pomiędzy Nevillem oraz Luną.
- Kradnie rzeczy dyrektora.. – powiedział chłopak, by zdać przyjaciółce relacje z tego, co się działo.- Mamy kłopot..
- Jeśli Snape odkryje całe to zamieszanie, z pewnością posądzą nas o ten napad..
- Lub jego – mruknął ciszej Neville, starając się nie wywołać zbyt wielkiego rozgardiaszu.- Musimy to rozegrać..
   Śmierciożerca nazbyt zajęty był przeszukiwaniem półek, ale już zaczynał spoglądać w głębszą część komnaty.
- Musimy coś zrobić.. – ponagliła Ginny, czując mrowienie na plecach.- To się dobrze nie skończy.. Luna..
- Cii..
   W tej samej chwili kufer, za którym ukrywała się cała trójka rozpadł się na kilka części, przez co cała jego zawartość rozsypała się dookoła. Rupiecie, śmieci i niepotrzebne drobne rzeczy poleciały wprost na uczniów, którzy zbyt gwałtownie spróbowali wydostać się z pułapki. Neville od razu potknął się o jakiś ciężki przedmiot i wylądował przy biurku, Ginny skaleczyła się w rękę, znowu Luna pozostała nieruchoma. Jako jedyna miała jeszcze możliwość wyjąć różdżkę w czasie, gdy Śmierciożerca zajął się obezwładnianiem Neville’a.
- Soffrire! – krzyknęła, ale mężczyzna obronił się natychmiast i jeszcze silniejszym zaklęciem wyrwał Krukonce broń z ręki.
- Doskonale – odezwał się chrapliwym głosem.- Mamy idealnych złodziei.. Snape dowie się, jak myszkowaliście w jego gabinecie i próbowaliście go okraść, a ja was śledziłem i zastałem na gorącym uczynku.. Ha! Ha! Wszystkie oskarżenia padną na was..
- Co z tego, jeśli będziesz musiał oddać wszystko to, co zabrałeś? – zapytał Neville z podłogi, przywiązany ciasno sznurami.
- Że jak? Będzie na was.. Dopóki nie oddacie tego, czego tak naprawdę nie macie, Snape wam nie odpuści.. Ha! To teraz czekamy na niego..
   Neville ze złości uderzył głową o podłogę, Ginny tamowała krew, znowu Luna próbowała nie ruszać się z miejsca, choć kusiło ją, by rzucić się po różdżkę. Zamiast myśleć o ich własnej porażce, o zadaniu zakończonym fiaskiem, wśród plątaniny skołtunionych myśli zobaczyła niezadowoloną twarz Victorii, która jeszcze tak kilka dni temu ostrzegała ją przed pakowaniem się w problemy. Oraz jego, prychającego z niezadowoleniem Dracona, który na pewno odnajdzie z tego powodu przeróżne okazje do wyśmiewania ich żałosnej trójcy.
 **
   Draco nie zamienił słowa z Severusem, odkąd obaj wyruszyli w drogę powrotną do zamku. Kierowali się przez błonia w stronę Hogwartu i żaden z nich nie zamierzał rozpoczynać rozmowy. O spotkaniu, o nowych planach Czarnego Pana, o wyszydzaniu Rodley, którą okrzyknięto zdrajczynią. W ciszy, która okazała się o wiele wymowniejsza dotarli do głównego wejścia. Od progu Draco wyczuł, że coś jest nie tak. Severus także.
- Panie dyrektorze! – powitał i zatrzymał ich jakiś młody Ślizgon, który zadyszany ani myślał odpocząć. Był ogromnie czymś przejęty.
- Co jest? – odparł srogo i zimno Snape, co przywołało ucznia do natychmiastowego porządku.
- W pańskim gabinecie doszło do grabieży przez trójkę uczniów.
   Draco rozszerzył oczy w zdumieniu. Nie takich wieści się spodziewał.
- Creswell przyłapał ich na gorącym uczynku.
- Odejdź, zaraz się tam pojawię.
    Ślizgon zerknął jeszcze na Dracona, ale pomknął szybko w swoją stronę. Malfoy zaparcie wierzył, że nawet to nie mogło doprowadzić jego ojca chrzestnego do wybuchu. Severus był przecież dla niego mistrzem nad innymi, potrafił utrzymywać emocje na wodzy.
- Idź po Rodley. Wiem, kto to może być, a zamierzaliśmy przesłuchać ich już dawno temu..
- Kto niby? – zapytał Draco, nie zamierzając odstępować jeszcze Severusa.
- Weasley, Longbottom oraz Lovegood, jakżeby inaczej..
   Snape odszedł pierwszy, zostawiając chłopaka bijącego się z natrętnymi myślami. No oczywiście, że musieli pakować się w kłopoty. Trzeba było zastąpić sławną trójcę.. A zwłaszcza Lovegood czuje się w nowej roli niezmiernie oddana. Głupia.. Draco jeszcze długo rozmyślał o pomylonej Krukonce w drodze do gabinetu Rodley.
 **
   Kiedy Malfoy przyszedł wraz z profesor do wieży dyrektora, zastał siedzącą trójkę włamywaczy na krzesłach przed biurkiem Snape’a. Bezszelestnie wkroczył do środka i ustawił się tuż przy drzwiach, by nie zakłócać szykującego się przesłuchania. Rodley uczyniła tak samo, pozwalając Severusowi na samotne poprowadzenie konfrontacji z młodymi. Przy biurku czatował jeszcze jeden szmalcownik, dumny i wyprostowany jak paw, pewny siebie i oczekujący pochwał z powodu tego, że to on osobiście przyłapał uczniów na gorącym uczynku.
- Creswell, poczekaj, zanim zadam parę pytań tym oto.. winowajcom – powiedział spokojnie Severus, siadając za biurkiem na wprost delikwentów.- Nie wiem, jakim cudem weszliście do tego gabinetu, znając hasło, ale nie dziwię się, że zaklęcia ochronne nawet was nie ruszyły..
   Ginny patrzyła posępnie na twarz dyrektora, wcale nie ukazując choć krzty zaciekawienia. Neville siedział z opuszczoną głową pomiędzy dziewczynami, trzymając obie za dłonie, znowu Luna wpatrywała się w jakiś punkt w oddali, błądząc w innej rzeczywistości.
- Zaklęcia ochronne mają za zadanie sprawdzić, czy nie jesteście Śmierciożercami, co przyszli tutaj w złych zamiarach, ale jak mogłem nie pomyśleć, że to zwykli uczniowie dostaną się do mojego gabinetu, by go okraść!!
   Snape uniósł się po raz pierwszy tego dnia w obecności Dracona. Jednak Ślizgon z ulgą przyznał, że lepiej dyrektorowi wyżyć się na nieposłusznych uczniach niż stracić kontrolę przy Śmierciożercach.
- Przyszliśmy po miecz Gryffindora – odparła Ginny, kiedy poczuła możliwość, by wtrącić się w gniew dyrektora.
- Po miecz, książkę, kartkę papieru, wszystko jedno, Weasley – mężczyzna nachylił się nad jej rudą czupryną, zniżając stopniowo swój głos, przypatrując się z ochotą jak Gryfonka mięknie w fotelu.
- Tylko po miecz – odparł Neville, by odwrócić uwagę Snape’a od wystraszonej Ginny.- Ten typ przyszedł za nami, ale nie dlatego, że nas śledził, ale dlatego, że sam chciał coś ukraść..
   Szmalcownik, którego nazywano Creswell nie był dłużny chłopakowi i odwinął się, by go uderzyć. Gryfon nawet nie jęknął. Wystarczyło piorunujące spojrzenie Snape’a, by zapadła cisza.
- Ja znam inną wersję, panie Longbottom..
- To proszę wyczytać to z moich myśli – powiedziała Ginny nadzwyczaj spokojnie, choć dłonie drżały jej na poręczach fotela.
- Słucham, Weasley? – dyrektor spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Pro.. Dyrektorze.. Tak, jak było to z H-Harrym – odparła ponownie, czując jak nie tylko jej ciało drga wraz z przypływem strachu i zniecierpliwienia.
- Proszę użyć moich – tym razem wtrąciła Luna, opanowana i cicha, na którą i Snape łypnął złowrogo.
- Do reszty poszaleliście – powiedział mężczyzna i spojrzał tajemniczo na Creswella.
   Szmalcownik pochylał głowę, oglądał swoje dłonie i buty, unikając kontaktu wzrokowego z dyrektorem, a i również z winowajcami. Wystarczył jeden konkretny znak dyrektora, a Dracon chwycił szmalcownika w żelazny uchwyt i nie puścił, dopóki dyrektor nie wymierzył w niego różdżką. Luna dopiero teraz zauważyła Ślizgona, a nawet odważyła spojrzeć się za siebie, by tylko upewnić się, czy jest sam. Ale zobaczyła i ją. Kiedy w tym czasie badano myśli Creswella, oczywiście ku jego niezadowoleniu objawianym krzykami i szarpaniem się w uścisku Malfoy’a, Luna przyłożyła różdżkę do skroni i z całych sił próbowała wyciągnąć z siebie ostatnie wspomnienia. Na dłoni poczuła zimne palce Rodley, a przed jej oczami wyrósł ogromny pierścień w kształcie zwijającego się węża. Profesor pomogła dziewczynie pozbyć się z jej głowy białej smugi, która skrywała w sobie wydarzenia z tego samego dnia. Creswell padł na podłogę, kiedy Draco puścił go na znak Snape’a.
- Tutaj mamy jeszcze jeden dowód – odparła chłodno profesor, wrzucając wspomnienia Luny do miski z Myślodsiewnią.
- Wystarczy! – krzyknął szmalcownik i zerwał się z podłogi jak oparzony.
- Też tak uważam – potwierdził dyrektor.- Ale nie ominie was kara.. Za dużo ostatnio działo się dzięki wam.. Gdy poinformuję was o mojej decyzji, jaką przygotowałem już wcześniej, pożałujecie każdego swojego występku oraz nauczycie się, że nie warto zadzierać z siłami wyższymi. Czekajcie na informacje i dobrze się przygotujcie. Przesłucham was kiedy indziej, a teraz zejdźcie mi z oczu! Już!
   Nie trzeba było dwa razy powtarzać, by Ginny, Neville i Luna zerwali się z foteli i uciekli z gabinetu.
- Wy również – odparł dyrektor w stronę Rodley oraz Dracona.- Zostawcie mnie.
- Nie przesadzaj, Severusie – powiedziała profesor i nie czekając na to, co powie Snape, opuściła gabinet razem z Draconem.
   Jedno z piór dyrektor złamał w swojej dłoni jak biszkoptowe ciastko, rozsyłając głuchy trzask po pustym gabinecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz