poniedziałek, 24 grudnia 2018

~30~

  Uczniowie, którzy znajdowali się na dworze przy głównym wejściu do zamku zaczęli uciekać przed nadciągającą burzą. Czy to mali chłopcy, jeszcze kilka minut wcześniej ukrywający się przed patrolem, czy dziewczyny plotkujące w swoim gronie na niebezpieczne tematy albo jeszcze inni, czytający Proroka lub po prostu odrabiający prace domowe i eseje w burzliwy, chłodny sobotni poranek nie mieli innego wyjścia jak wrócić do zamku. A w nim było bardzo niebezpiecznie, zwłaszcza w weekendy, kiedy Śmierciożercy mieli najwięcej czasu poświęconego patrolowaniu i organizowaniu hucznych imprez po północy. Co prawda, patrole szły im opornie w ten czas, ale potrafili znęcać się nad uczniami o wiele dłużej niż normalnie.
   Mała liczba osób nie chciała wrócić do środka, jakby zimny deszcz i mrożący wiatr był o wiele przyjemniejszy. Luna ukryta pod drzewami stojącymi niedaleko wejścia na dziedziniec, przypatrywała się spod grubych i ciężkich gałęzi jak większość osób zbiera się nieprędko do zamku. Miała nadzieję spotkać kogoś znajomego. Neville znajdował się jeszcze w szpitalu, Klara zniknęła niespodziewanie, a ostatni raz, kiedy Luna widziała przyjaciółkę było na zajęciach z Carrow. Na dziewczyny z dormitorium nie miała co liczyć, gdyż ukrywały się w ciepłych łóżkach, mając nadzieję, że nikt nie postanowi odwiedzić ich pokoju wspólnego tego samego dnia. Została więc jedynie Ginny, ale i jej płomiennych włosów Luna nie potrafiła wypatrzeć sokolim wzrokiem wśród czarnych, przeciwdeszczowych płaszczy.
   Niebo chmurzyło się i ciemniało z każdą upływającą minutą. A Luna robiła się coraz to bardziej głodna. Starała się jednak nie myśleć o ciepłym posiłku, gdyż musiała z niego zrezygnować. Umówiona z Ginny w publicznym miejscu, na oczach niewielu już obecnych uczniów, pod poskręcanymi gałęziami starego dębu, Luna czekała wytrwale na swoją przyjaciółkę, marząc o soku dyniowym i grzankach z sosem wiśniowym..
- Tu jesteś.. – Gryfonka zaskoczyła ją, nachodząc z drugiej strony, wyłaniając się zza niskiego murku, który ciągnąc się dalej, tworzył obramowanie dziedzińca.- Dobre miejsce, w ogóle cię stąd nie widać..
- To dobrze.. – mruknęła Luna, odwracając się w stronę rudej i powitała ją serdecznym uśmiechem jak i uściskiem.- Choć powinnyśmy siedzieć w takim miejscu, by nas wszyscy widzieli i nie podejrzewali, że rozmawiamy na drażliwe tematy..
- Nadciąga burza.. Ogromna i nieprzyjemna.. – powiedziała Ginny, usprawiedliwiając ich miejsce pobytu. Nie miała najmniejszej ochoty wychodzić na środek, by po chwili być mokra od deszczu.
- Szkoda, że nie tylko mówimy o pogodzie.. – Luna zrobiła miejsce dla Ginny, która usiadła na rozgrzanym kocu, rozłożonym na jednym z korzeni wystających spod ziemi.
- To niesprawiedliwe, jak Snape potraktował Terry’ego – Ginny od razu przeszła do rzeczy, rozglądając się jeszcze bacznie, czy nikt ich nie obserwuje – Za takie coś.. To niech najpierw zakaże dostaw Proroka do zamku.. Ciągle piszą tam same steki bzdur na temat Harry’ego, wysławiają Śmierciożerców jak Aurorów, podlizując się im, jakby mieli im ułatwić życie.. Parszywe gnoje..
- Wiesz, że tego nie możemy zmienić – powiedziała Luna, opanowana i stoicka, blokując nawał emocji, jakie zesłała na nią Ginny. Jeszcze chwila, a Luna zacznie myśleć o tym, o czym pragnęła zapomnieć. Na przykład o tym, gdzie był list od jej ojca?..
- Nie zdziałamy nic na gazetę, która weszła pod rządy Sama-Wiesz-Kogo.. Ale możemy jeszcze bardziej utrudnić życie Śmierciożercom w zamku..
   Krukonka westchnęła delikatnie, spoglądając na zaciętą twarz przyjaciółki. Czy zdawała sobie sprawę z innych rzeczy, które umknęły być może jej uwadze?
- A wiesz, kto został ukarany za ostatnie osiągnięcia Gwardii? – zapytała, próbując odpowiedzieć i na swoje pytanie. Tak, jak myślała. Ginny nie wiedziała.
- O czym ty mówisz? – ruda uniosła dłoń, by poprawić opadający kosmyk włosów i wskazała palcem na gazetę leżącą na jej kolanach, której wcześniej Luna nie zauważyła.- Przecież mówiłam ci, że to nie Peter Cleanway napisał tamten fragment..
- Nie podobają mi się jego książki.. – odpowiedziała Luna powoli, akcentując każde słowo, jakby miała zamiar pokłócić się z Ginny. Teraz zauważyła, że gazeta, którą posiadała Ginny był to magazyn o pisarstwie i niedawno wydanych książkach. Tuż obok dębu przeszła para zakapturzonych uczniów, z torbami przemokniętymi od solidnie padającego deszczu. Zwolnili kroku, gdy przechodzili obok dziewczyn, ale do ich uszu doszła tylko rozmowa o książkach.
- O czym ty mówisz? Kto został ukarany? – Ginny przekartkowała całą gazetę, udając, że czegoś w niej szuka.
- Na zajęciach z Alecto Carrow dowiedziałam się o tym, kiedy prawie udało jej się roztrzaskać całą klasę, szukając naszych esejów.. Mówiła coś o tym, że ktoś robi jej na złość..
  Luna nie chciała mówić, kogo miała na myśli, gdyż wiedziała, że Ginny szybko domyśli się, kto za tym stał.
- Być może Hanna miała swój udział w otruciu Śmierciożerczyni – Luna próbowała przypomnieć sobie, na co narzekała ostatnio Alecto i jednocześnie starała się połączyć te przewinienia z konkretnymi osobami, które miały podobne pomysły na ostatnim spotkaniu Gwardii.- Oraz Nigel.
- Wspominał coś o kradzieżach.. To prawda – przytaknęła Gryfonka.
- W tym problem, że to nie oni zostali ukarani, tylko całkowicie niewinne osoby, które być może były przypadkowymi świadkami, Ginny.. – Luna poczuła smutek, wyobrażając sobie, co być może te osoby czuły, kiedy zostały oskarżone o coś, czego nie zrobiły.
- Trzeba się z nimi spotkać.. Zwołam tych, co zamierzali coś wykombinować..
- Ale nędzna pogoda – skomentowała Luna, wystawiając rękę poza ciemnobrązowe liście dębu. Po jej ręce błyskawicznie spłynęła woda, tak mocno padało. Ale dobrze widziała, jak za nimi przechodzą kolejne osoby, grupka dziewczyn, Ślizgonek, ukrywających się pod zamurowanym dziedzińcem. Luna czuła na swoich plecach ich kujący wzrok, ale nie odwróciła się, zajęta deszczem.
- Miałam ochotę pospacerować po błoniach, ale w listopadzie nie ma co liczyć na ładną pogodę – zawtórowała jej Ginny, komentując warunki atmosferyczne.- Napisałam kilka dobrych artykułów na temat książek wydanych przez współczesnych pisarzy.. Chcesz zobaczyć?
- Z ogromną przyjemnością – Luna zareagowała od razu, odwracając się twarzą do Ginny, a kątem oka dostrzegając, jak znacznie Ślizgonki oddaliły się od miejsca ich pobytu.
- Tak serio, to piszę – kontynuowała Ginny, widząc, że Luna odebrała jej słowa jako kamuflaż.- Wieczorem, gdy Neville śpi na kanapie, wyciągam pióro i bazgram na kartce, tworząc jakieś zdania.. Idzie mi coraz lepiej.. Pomaga mi to odciągnąć myśli od niechcianych spraw.
   Luna wiedziała, że Ginny przeżywa ucieczkę przyjaciół najbardziej ze wszystkich. Nie dość, że Ron był jej bratem, Hermiona najbliższą przyjaciółką, to Harry’ego traktowała jako swojego chłopaka. Luna za dobrze nie rozeznawała się w tych sprawach. Sama nie była pewna, jak to jest mieć chłopaka, jak to było, kiedy tęskniło się za kimś ukochanym. Nawet, gdyby Ginny próbowała jej to wytłumaczyć na tysiąc sposobów, Luna nie mogłaby sobie tego uczucia wyobrazić. Znała tylko poczucie obawy w chwili, gdy ktoś jej bliski był w niebezpieczeństwie. Bała się o ojca, o przyjaciół, o Rodley, mimo że była potężniejsza niż ktokolwiek uważał i potrafiła o siebie zadbać. Bała się nawet o Dracona.. Bała się, że zamieni się z powrotem w tamtego cynicznego, głupiego Ślizgona, którego znała z opowiadań przyjaciół.
- Muszę porozmawiać z Nigelem i Colinem.. Jeśli to oni coś wykombinowali, należy ich ostrzec.. – Ginny ponowiła temat, wrzucając strzępy pergaminów, na które przelewała kreatywne pomysły, do wnętrza magazynu.- Spotkajmy się z nimi, Luna..
- Z dala od zamku?
- Najlepiej, choć wszędzie jest niebezpiecznie.. Wszędzie są patrole..
- To zróbmy to w Zakazanym Lesie – powiedziała Ginny, decydującym głosem ustanawiając kolejne spotkanie.
- Michael Corner wspominał coś o szkodnikach – dodała Luna, błądząc myślami w swoich wspomnieniach.
- To i jego powiadomimy.. Niech przyjdzie jeszcze Neville..
- Nie.. – ucięła jej szybko Luna.- Neville jest w szpitalu.. Nie wiem, kiedy wyjdzie..
   W kieszeni swojej szaty Krukonka znalazła niedawno uszyty naszyjnik z koralików, który najwyżej pasowałby do założenia na szyję jednemu z królików, które tak Luna lubiła. Zagłębiając się w swojej zadumie, sprawiała wrażenie osoby, która bardzo przejmuje się swoim przyjacielem. Tak miało być, gdyż przechodząca obok nich nauczycielka zapytała dziewczyny o kilka rzeczy. Luna wydawała się pływać w innym świecie, więc swoją uwagę skupiła na Ginny, która udzielała konkretnych i krótkich odpowiedzi.
- Tęsknię za nim – powiedziała Luna, kiedy nieznana jej profesor odeszła nasycona wiedzą udzieloną jej przez Gryfonkę. Tak, jak się tego spodziewała, nauczycielka odwróciła się, niepewna, czy dobrze usłyszała, ale musiała się przekonać, że jednak koleżanki rozmawiały o swoich biednych znajomych.
- A tak naprawdę? – zapytała Ginny, badając ponownie okolicę, ale nikogo już nie widziała.
- Lepiej nie bierzmy go na spotkania..
- Myślisz, że jeśli zobaczą naszą trójcę, domyślą się, że coś kombinujemy? – dokończyła trafnie ruda, nie czując potrzeby pytania o więcej.
- Nie wydaje ci się, że zastąpiliśmy Harry’ego, Rona i Hermionę? – Luna choć nie chciała, uśmiechnęła się na samą myśl o tym.
- Chyba ma to jakiś sens.. – odrzekła jej zimno Ginny, ale po chwili zwróciła się do Luny z uśmiechem, by nie dać jej pomyśleć, że źle myśli o tej idei.- Jeśli będzie trzeba w trójkę damy sobie radę.. Sobie możemy ufać.. Zawsze..
   Luna też tak myślała, ale nie musiała odpowiadać, by przekonywać Ginny.
- A powiedz mi, czy zmieniło się coś pomiędzy tobą a Nevillem?
   Tego pytania jednak Krukonka się nie spodziewała, choć tysiąc razy bardziej wolała, by pytano ją o to, niż o Rodley, czy samego Malfoy’a.
- Nie wiem, czy potrafię go kochać, Ginny.. to znaczy! Kocham Neville’a jako przyjaciela.. Ale nie jako kogoś więcej..
- Rozumiem.. – zadumała się ruda, patrząc, jak deszcz przestaje kropić na liście, przeistaczając się w drobną, przyjemną mżawkę.- To nie to..
- Przykro mi – mruknęła Krukonka, czując na raz, jak żal zrobiło się jej przyjaciół, którzy mogli mieć większe nadzieje, co do przyszłości miłosnej Luny Lovegood.
- Ależ skąd! – żachnęła się Ginny i nawet roześmiała.- Ty to potrafisz człowieka przyprawić o uśmiech..
   No tak. Ale Malfoy’a już nie. Cały czas zrzędził w jej obecności. Marudził i okazywał ogromne niezadowolenie, kiedy Luna była w pobliżu, co więcej, kiedy tylko zbliżała się do jego ukochanej profesor! Dlaczego on musiał ponownie wkroczyć do mojego umysłu?! Przestań.. Wyjdź! Nie chcę cię tam! Nie znalazłeś chwili, by ze mną porozmawiać, więc zejdź mi z oczu!
- Znasz tego chłopaka? – Ginny wskazała delikatnym ruchem ręki postać czającą się z boku, za kolumną, Krukona, który przyglądał się dziewczynom niepewnie.
- To Solomon, kuzyn Klary – odrzekła Luna, uspokajając przyjaciółkę, która była gotowa do konfrontacji w każdej chwili.- Czasami rozmawiamy.. Choć nie za bardzo darzę go sympatią..
- To ja was zostawię, by nie wyglądało to na podejrzane zjawisko.. Och, Luna.. Mam już dość tego grania..
- Do zobaczenia, Ginny – powiedziała smutno Luna, czując przykrość, że tak szybko musiała pożegnać się z przyjaciółką, ale widocznie Solomon pragnął zamienić z nią słowo.
   Podszedł bliżej, mijając zaciekawionych uczniów, którzy ponownie uciekli z zamku, kiedy deszcz zakończył swoje zawodzenie. Schylił głowę, by nie zahaczyć o mokre liście i usiadł w tym samym miejscu, co wcześniej Ginny.
- Cześć.. L-Luna..
- Dlaczego jesteś taki nieswój? – postanowiła być o wiele pewniejsza od niego, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi.- Masz dla mnie jakieś listy?
   Prefekt chciał się uśmiechnąć, ale widziała w jego oczach odpowiedź. Nie miał nic.
- Pewnie pytasz o list od ojca.. Ale niestety, nie mam go.. Za to jest coś innego, co kazano mi tobie przekazać.. Zaczarowana wiadomość, co znaczy, że nikt poza tobą nie mógł tego otworzyć, a więc..
- Istnieje takie zaklęcie?
- Działa tylko na drobne rzeczy.. – odparł, podając jej zwitek papieru, zawinięty w rulonik i otoczony cienkim sznurkiem. Luna nie poczuła nic, co mogłoby się zmienić w wyglądzie przedmiotu, a bez większego problemu spróbowała odwiązać sznurek.
- Ja do ciebie mam również sprawę..
   Luna odwróciła uwagę od karteczki, w której kryła się tajemnicza wiadomość i spojrzała na prefekta, jakby spodziewała się, że zaraz wyjawi jej, że dostrzegł, że szpiegowała razem z Ginny.
- Nie widziałem Klary od czwartku.. Jako, że ostatnio trzyma się tylko z tobą, może wiesz, gdzie przebywa?
   Temat Klary sam dla niej był sekretem. Pragnęła udzielić Solomonowi pozytywnej odpowiedzi, ale musiał doczekać się kolejnego rozczarowania. To raczej Krukonka miała nadzieję, że to prefekt narzuci na tą sprawę jakieś światło, ale oboje nie mieli o niczym pojęcia.
- Alecto Carrow kazała jej zostać po naszych zajęciach.. Potem jej nie widziałam..
- Carrow?! Merlinie.. Ale na pewno nie wiesz..czy to ma jakiś związek z waszym ostatnim wyczynem pod Sowiarnią?
   Oczywiście, że tak. Wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie Malfoy, który nawiązałby do tego tematu od razu, gdyby się o nim dowiedział.
- To i mnie by nie było tutaj, Solomon – odpowiedziała, próbując go jakoś uspokoić, ale tak naprawdę pogmatwała tą sprawę jeszcze bardziej. Musieli wrócić do punktu wyjścia.
- To nic.. – odrzekł zrezygnowany.- Jeśli będę coś wiedział, znajdę cię.. O to samo proszę ciebie.
   Luna kiwnęła mu na pożegnanie, przyglądając się, jak chłopak wstaje i odchodzi, w przygarbionej postawie krocząc do zamku. Luna kompletnie zapomniała o tym, że przecież nie tylko ona martwiła się o Klarę. Jej tajemnicze zniknięcie było zdumiewającą zagadką, gdyż kto zainteresowałby się tak cichą, łagodną i skromną dziewczyną? Musiała ją jednak w duchu przeprosić, gdyż teraz zżerała Lunę ciekawość, co było napisane w tajemniczej wiadomości. Rozpakowała karteczkę z łatwością, jakby żadne zaklęcie wcale na niej nie ciążyło.
- .. Jeśli chcesz porozmawiać, przyjdź o północy na most” D. – przeczytała to jedno, krótkie zdanie, które wywołało u niej chwilowy zamęt w głowie.
   Teraz? Tak bardzo miała ku temu powody, by porozmawiać z nim jeszcze niedawno, a on wcale nie okazywał zainteresowania jakąkolwiek konwersacją z Krukonką. Dlaczegóż tak szybko miałby zmienić zdanie? O tym musiała przekonać się jednak sama, mimo że godzina wcale nie była zachęcająca. Najwyżej specjalnie się spóźni, by pokazać mu, że nie zrobi idealnie wszystkiego o co ją prosi, kiedy chce. Luna zapomniała o wszystkim. O kłopotach Gwardii, o troskach Ginny, ranach Neville’a, rozmowie z Solomonem. Odliczała do północy.
 **
   Ciemność i mgła spowiły ścieżkę, które pogarszając umiarkowaną widoczność, uniemożliwiły tym samym bezpieczne przejście. Za drzewami zaszeleściło, jakby coś próbowało wywęszyć słodki zapach dziewczyny, która uciekała od kilku godzin ścieżką mogącą ją zabrać z powrotem na błonia. Nagle w krzakach trzasnęło, wydało jej się, że ktoś może ją gonił. Gdyby potrafiła zamienić się w animaga, jej próba mogła okazać się o wiele łatwiejsza, ale postać człowieka uniemożliwiała szybszy bieg. Przeklinała pod nosem na swoją głupotę, strach oraz obrazy wyobraźni, która kreowała gorsze widoki w jej głowie, niż to, co widziała słabymi ludzkimi oczami przed sobą. W górze zahuczała sowa, która na chwilę odwróciła uwagę dziewczyny, wystraszonej i spanikowanej doszczętnie, roztrzęsionej i zmarzniętej do szpiku kości. Spierzchniętymi wargami wymawiała zaklęcia, ale bez pomocy różdżki na nic się one zdały. Klara przykucnęła pod jednym omszałym pniem, by na chwilę odpocząć przed kolejną próbą odnalezienia powrotnej drogi do zamku.
 **
   Stukot starych oficerek Luny rozniósł się echem po moście, choć krople deszczu zagłuszały odgłos, bębniąc o daszek. Widoczność była marna, mgła spowijała wejście do Zakazanego Lasu, a zamek widoczny był tylko dzięki drobnym świetlistym punkcikom, które dopiero z bliska można było rozpoznać jako okna. Luna przedostała się na most bocznymi korytarzami i ścieżkami, uważając po drodze na czatujące patrole, ale dzisiejszy wieczór wszyscy Śmierciożercy spędzali w Wielkiej Sali na zabawie, pijąc litry alkoholu. Dziewczyna czekała na Dracona, bez obaw, że cokolwiek może ją zaskoczyć. Przypuszczalnie, gdyby wiedziała, że liścik, który dostała jeszcze tego samego dnia był wierutnym kłamstwem, poczułaby przeogromny niepokój. Dopiero ból w plecach wywołany nagłym i gwałtownym kopnięciem przekonał Krukonkę, że była to zwykła pułapka. Przez chwilę czuła, że nie wstanie, ale oddychając spokojnie i opanowując zdenerwowanie, zrobiła to za pozwoleniem dwóch postaci, kryjących się w cieniu. Rozpoznała bez problemu, że to kobiety – jedna była pulchna i dość przysadzista, znowu druga szczupła i wyższa od pierwszej. Szok nie pozwolił Lunie na rozpoznanie w nich Alecto Carrow i Pansy Parkinson, dopiero ich szydercze głosy, wypełnione jadem przypomniały jej kim są.
- Mówiłam ci, byś była cierpliwa? – zwróciła się do Śmierciożerczyni prefekt Slytherinu.
- A jakże.. Teraz bądź cicho, bo mam ochotę się zabawić.. – syknęła Carrow i ruszyła w stronę Luny.
   Krukonka widząc nadchodzącą kobietę, próbowała wyjąć różdżkę, ale najwidoczniej, gdzieś się zapodziała. W chwili, gdy upadła na ziemię, jedna z nich musiała chytrze odebrać jej własną broń, uniemożliwiając jakąkolwiek obronę. Jedynym rozwiązaniem była szybka ucieczka do Zakazanego Lasu, ale Alecto pozbawiła ją i tej możliwości, zaplątując jej nogi sznurem wyczarowanym przez proste zaklęcie.
- Moja myszka nie ucieknie mi dzisiaj… - powiedziała Śmierciożerczyni zajadle, łapiąc Lunę za włosy i nie zważając na jej jęki.- Koty lubią bawić się swoją zdobyczą, zanim ją zjedzą lub porzucą… A nikt ci nie pomoże, nawet Malfoy, na którego zmyślone życzenie tak chyżo i wartko się tu zjawiłaś, dziewucho..
- Co powiesz, Alecto, kiedy chodzi o miłość? – parsknęła Pansy, niezadowolona, że kobieta wspomniała jej Dracona.- Załatwmy ją, a przy okazji wytrzepiemy z jej głowy ostatki miłosnych wyobrażeń..
- Puść mnie.. – wykrztusiła z siebie Luna, czując, jak bolesne okazuje się wyrywanie z głowy kilku naraz włosów, nie mogła się więc szarpać, gdyż wzmocniłoby to uścisk Śmierciożerczyni, a ją pozbawiło kolejnych białych loków.
- Ani mi się waż tu odzywać, wstrętna suko! – zawarczała Alecto i rzuciła Lunę w sam środek kałuży.- Głupia dziwko, nieletnia! Smarkula i latawica! Myśli, że potrafi być lepsza niż sługa samego Lorda.. Że zna wycackane zaklęcia, podane pewnie przez tą dziwkę Rodley.. Posługuje się nimi, rzuca je we mnie!!!
   Tutaj Luna poczuła, jak Alecto kopie ją w brzuch, chlapiąc wodą całe jej ubranie, które i tak już teraz lepiło się do jej zmarzniętego ciała. Śmierciożerczyni przykucnęła, by mieć lepszy dostęp do Krukonki, chwyciła ją za głowę i zanurzyła w błotnistej mazi. Luna zakrztusiła się pod wodą, wpuszczając brudną ciecz do płuc, a po chwili, gdy Alecto uniosła jej głowę, zachłysnęła się powietrzem i z powrotem została wepchnięta w błoto. Pansy patrzyła z triumfem jak kobieta traktuje tą małą zdrajczynię. Najchętniej dosłałaby tu jeszcze kilku innych pobratymców, by zabawili się na swój sposób, ale wysiłki Alecto również sprawiały jej radość.
- Czego chcesz?! – krzyknęła Luna, próbując odwrócić uwagę Śmierciożerczyni od zabawy w podtapianie.
- Naraziłaś się mi, idiotko! Myślisz, że profesor cię obroni, ale jej nie ma! Haha! Nawet nie wiedziałaś, że zniknęła z paniczem Draconem wczoraj wieczorem i nie wiadomo jak długo jej nie będzie! Dlatego dałaś się nabrać tak łatwo!
   Moment nadarzył się świetny, kiedy Alecto odwróciła się na chwilę, a Luna z przygotowaną papką błota w dłoni, wymierzyła w twarz nieświadomej niczego Śmierciożerczyni. Kobieta przewróciła się natychmiast, puszczając Lunę, a chwytając za swoje oblicze, ubrudzone błotem i zieloną mazią. Furia targnęła Śmierciożerczynią, która choć próbowała wstać, tarzała się po mokrej i śliskiej od deszczu ziemi. Deszcz zmazywał brud z policzków Luny, czuła to, gdy Pansy Parkinson wymierzyła w nią różdżką.
- Co zrobisz, kiedy nie masz swojej broni, co? Ja się tak łatwo nie podejdę jak Carrow – wybełkotała, ledwie słyszalna w huku łomocących o dach kropel.- Crucio!!
   Luna właśnie tego się obawiała. Przed oczami mignęły jej wspomnienia, te dobre i szczęśliwe, jak i te nieprzyjemne, które dawno powinien zatrzeć czas. Zmywały się w całość, tworząc dziwne zbiorowiska nieprawdziwych i fałszywych obrazów. Widziała siebie wyśmiewaną na środku klasy, dostrzegła, jak znajduje swoje rzeczy porozrzucane po zamku, nawet miała wrażenie, że poczuła palce ludzi dźgające ją, kiedy zrobiła coś głupiego i śmiesznego. A przecież zawsze wierzyła, że jest tak samo normalna jak pozostali. Dlaczego nie chcieli jej uwierzyć?
   Mocne uderzenie w brzuch wywołało kolejną falę bólu, mimo że Pansy już dawno opuściła różdżkę, zszokowana i nieswoja, patrząca się w dal, w pustkę daleko za Luną. Alecto poklepała Pansy po ramieniu, a gdy podeszła do Luny, kilka razy wymierzyła jej policzek i z pięści tak mocno, że Krukonka straciła czucie na twarzy. Ciepło oblało jej ciało i policzki, krew zmyła się z deszczem. Kilka minut później Luna zobaczyła pod sobą niewyobrażalną przepaść. Połowa jej ciała wisiała poza balustradą, a za kark trzymała ją ponownie Alecto.
- Jedna sekunda i już cię nie ma! Dowiedzą się, że zdrajczyni zrzuciła się z mostu! Co ty na to? Podoba ci się? Taki nagłówek w gazetach pomoże ci osiągnąć wieczną sławę! Szkoda tylko, że najpierw musisz zginąć…
   Krukonka nie wydobyła z siebie nawet szeptu, którego i tak Alecto nie mogłaby usłyszeć. Luna płakała, choć wcale nie powinna, bo przecież nie bała się śmierci, nieprawdaż? Zaraz poczuje ulgę.. A odgłos deszczu zamilknie na dobre..
   Alecto ryknęła, kiedy czerwona smuga zaklęcia trafiła prosto w nią. Zdążyła krzyknąć jeszcze na Pansy, ale Luna nie widziała, co się dzieje. Chciała lecieć w dół, poszybować i rozbić się na skałach, jak tragiczna bohaterka z jej zakazanych książek z dzieciństwa.
- Jak mogłyście!!!
   Ten głos. Znała go. Chyba. Poczuła na swojej talii ciepłe dłonie, już nie było pod nią przepaści, nie czuła bólu, nawet deszcz nie sięgał jej potarganych i ubłoconych włosów.
- Victoria, jest niedobrze!
   Zapach mięty przedostał się do jej nozdrzy, uspokajając ją i usypiając. Chyba zdołała się uśmiechnąć, choć pewnie jej wyraz twarzy wyglądał jak najbrzydszy grymas. Usta jej opuchły jak po użądleniu, nie umiała otworzyć jednego oka, nie wiedziała, czy prawego, czy lewego.
- Widzę doskonale! – profesor Rodley stanęła nad Krukonką, niebywale strwożona, a nawet przerażona.- Wy..
   Alecto i Pansy stały nieruchomo uwiązane zaklęciem, które zdążyła na nie rzucić Victoria. Przerażone patrzyły, jak podchodzi do nich w rozwianej czarnej pelerynie, z roziskrzonymi oczami, czerwonymi od złości, z zaciśniętą do białości dłonią, w której spoczywała gotowa do zaklęć różdżka.
- Daj mi chwilę, Draco..
   Chłopak zdążył podnieść Krukonkę, która zapadała w błogą nieświadomość. Cucił ją delikatnymi zaklęciami, obawiając się, że może zapaść w jakąś śpiączkę lub co gorsza, przez obrażenia mogło dojść do uszkodzeń wewnętrznych. Nie interesował się tym, co robiła profesor, gdyż nawet jego oczy nie były w stanie znieść widoku tych dwóch szmat, które dopuściły się masakry na młodej uczennicy. Czyżby nagle opanował go smutek? Nienawidził jej.. Nie.. W sumie, to nie lubił Luny, ale żal na widok jej okrwawionej i okaleczonej twarzy ścisnął go w środku. Czyżby nowy Dracon odezwał się właśnie w tej chwili?
   Luna płynęła. Widziała niebo, które z jej perspektywy wyglądało jak tafla wody. Delikatne i rozgrzane ręce niosły ją pewnie, kołysząc jak do snu. Słyszała gdzieś daleko rozmowy, ciche szepty, a nawet nieszkodliwe przekleństwa. Wiedziała, że jest już bezpieczna.
 **
    Klara leżała ubłocona od czubka głowy po buty w jakimś niskim dole, tuż przed mostem prowadzącym do zamku. Zostało jej już tylko przebiec ten kawałek i znajdzie się z powrotem w ciepłym, upragnionym łóżku. Jeszcze wykradnie jednego dropsa od Vandy, a potem będzie mogła zapaść w błogi sen. Nie była świadoma, co działo się tu jeszcze kilka minut wcześniej. Na chwiejnych nogach podążyła mostem w stronę oświetlonego zamku, ukrytego poniekąd za dorodną, gęstą mgłą. Jej nogi chwiały się pod nią, w uszach huczało, w głowie myśli tworzyły niewyobrażalne kreacje i obrazy. Widziała pająki i trolle goniące ją po drewnianym moście. Musiała uciekać, daleko. Szybciej, szybciej. Upadła tuż obok Alecto Carrow, przemoknięta, zmarznięta i wyczerpana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz