sobota, 8 grudnia 2018

~28~

  Skradanie stało się w Hogwarcie czymś standardowym. Sposób ten jako jeden z wielu na bezpieczne przetrwanie w zamku był praktykowany przez większość uczniów. Pomimo tego, ile razy każdy przechodził obok wyrzeźbionych na ścianie przy Wielkiej Sali zasad Śmierciożerców, wszyscy łamali przykazania Czarnych Posłanników. Luna czekała w ukryciu za zbroją rycerza na pojawienie się Klary i dobrze wiedziała, że nie stosuje się do jednej z reguł ustanowionej kilka dni wcześniej, która dotyczyła zakazu szpiegowania i skradania. Miała też okazję, by przeczytać pozostałe punkty, na które nie zwracała wcześniej uwagi. A głosiły one w ten sposób:
 1. Lord Voldemort jest jedynym władcą, którego każdy czarodziej jest zobligowany do zaakceptowania jako swego Pana.
 2. Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie Severus Snape jest w pełni ustanowionym legalnie zarządcą tejże placówki i zobowiązany do dzielenia się władzą z posłannikami Czarnego Lorda.
 3. Nauczyciele szkoły mają za zadanie współpracowanie z dyrektorem i jego pomocnikami, prowadzenie zajęć sumiennie bez szerzenia poglądów zagrażających Czarnemu Panu.
 4. Uczniowie szkoły są zobligowani do pomocy każdemu Posłannikowi, posłuszeństwa względem nich, utrzymywania porządku w zamku, powstrzymywania niechcianych czynów innych uczniów.
 5. Slytherin jest uważany jako jedyny najczystszy i najszlachetniejszy dom w Hogwarcie, wobec którego pozostali uczniowie mają odnosić się z szacunkiem.
 6. Zakazuje się:
- prowadzenia potajemnych spotkań,
- szpiegowania w celach innych niż pomoc w zatrzymywaniu wrogów,
- organizowania dodatkowych, niezgodnych według zasad dyrektora, zajęć w szkole i na jej terenie,
- obrażania zwolenników Czarnego Pana, dyrektora i uczniów Slytherinu,
- prowadzenia podejrzanych akcji,
 7. W przypadku złamania jakichkolwiek zasad, umożliwione jest wprowadzenie najsroższych kar. Wobec osób niestosujących się według zasad, są to:
- zaklęcie Crucio,
- areszt całonocny,
- szlaban,
- pobyt w Zakazanym Lesie,
- oraz inne kary stosowane przez Śmierciożerców według ich zachcianek.
 8. Po kolacji zabronione jest przebywanie w zamku poza swoim dormitorium.
 9. Podczas niezapowiedzianej wizyty Czarnych Posłanników w pokojach wspólnych, uczniowie mają za obowiązek przyjąć i służyć im w każdej sytuacji. Tyczy się to również innych okoliczności poza dormitoriami.
 10. Prefekci Slytherinu jako najbliżsi przyjaciele dyrektora i Śmierciożerców mają być traktowani z szacunkiem, a ich decyzje są najzupełniej zgodne z wolą dyrektora.

 
  Zasady, które właśnie przeczytała Luna były ukształtowane na wzór tych wprowadzonych kiedyś przez Umbridge. Tym razem wszystkie dziesięć reguł umieszczono w jednym miejscu z widocznym podpisem Snape’a na kamiennej ścianie. Aktualnie, brzmiały one jednak groźniej, poważniej i na dodatek w szkole rządziła nie jedna Umbridge, lecz kilkunastu Śmierciożerców na czele z dyrektorem i prefektami Slytherinu.
  Draco.. Wiedziała, że najrozsądniej było nie utrzymywać z nim kontaktu, gdyż należał do osób, których dotyczyły prawa wypisane na ścianie. Co by uczynił publicznie? Zastosował się do praw i obowiązków sporządzonych samoczynnie przez łaknących władzy Posłanników Voldemorta? A może zignorowałby ją, jak na dumnego Ślizgona przystało? Jednak tym razem to nie on w dużym stopniu zaprzątał jej umysł, lecz wczorajsze wydarzenie z Alecto i rozmowa z Victorią. Wiedząc, że musi komuś wyznać swoje zmartwienie, zdecydowała się spotkać z Klarą, na którą czekała. Co więcej, podczas śniadania Neville przekazał jej liścik, w którym prosił o spotkanie przy Sowiarni pomiędzy zajęciami. Miała ponad godzinę, by załatwić te dwie sprawy. Chciała jak najprędzej wyrzucić z siebie te obawy i rażący smutek spowodowany bezczynnością.
  Dostrzegając Klarę w nadciągającym tłumie dziewczyn, Luna ruszyła w stronę wyjścia i przez jakiś czas szła równomiernie z grupą naprzeciw. Dochodząc do drzwi wejściowych, Klara oderwała się od reszty i skierowała się w tą samą stronę, co Luna. Połączyły się dopiero za dziedzińcem.
- Witaj! – Klara wyglądała na uradowaną i jednocześnie odniosła ulgę, że nikt nie przeszkodził im po drodze – Od wczoraj wzmożono patrole, śledzą każdego, kto zachowuje się nienaturalnie.. Słyszałam od Solomona..
  Luna nie odezwała się, gdyż w tej chwili zauważyła coś ciekawszego na niebie. Nad Zakazanym Lasem szybowały testrale, których Klara nie mogła zauważyć.
- …ukarali go Cruciatusami i teraz leży w szpitalu.. Luna?
- T-tak.. Tak, słyszałam – odpowiedziała niepewnie, nie wiedząc, o co się rozchodziło.
  Przez jakiś czas szły w milczeniu, dopóki nie trafiły na ścieżkę prowadzącą do Sowiarni. Dopiero tam Klara chwyciła Lunę za ramię, przytuliła się do dziewczyny i stała w takiej pozycji kilka chwil. Luna za to nie wiedziała, czy ma się poruszyć, czy położyć swoją rękę na głowie koleżanki, czy również odwzajemnić uścisk. Klara wyglądała na poważnie zmartwioną, niewyspaną, o czym świadczyły sińce pod oczami oraz zmęczoną długo trwającym płaczem.
- Co się stało z Vandą? – jej głos przybrał chłodny ton, który wyrażał najczulsze zmartwienie.- Nie chciała ze mną rozmawiać.. Nie odzywa się do nikogo.. Ale kiedy mówię o tobie, od razu zaczyna się o ciebie pytać..
- Byli u nas Śmierciożercy – odpowiedziała spokojnie Luna, próbując nie zdradzać najmniejszych oznak zakłopotania, lecz nic takiego nie czuła. Historię wczorajszego dnia mogłaby opowiadać jak bajkę na dobranoc, która dla niej gmatwała się w chwili przyjścia profesor do pokoju wspólnego.
- Co oni jej zrobili? – zapytała, delikatnie łkając. Luna usiadła na kamieniu przy Sowiarni i chwilę wpatrywała się w małe kamyczki, które leżały pod jej stopami. Te małe szczegóły odciągały ją od odpowiedzi. Czuła się tak jak gdyby wszystko naokoło nie chciało usłyszeć tej prawdy.
- Razem z Annette miały być ukarane za rozmowę o profesor Rodley – odpowiedziała ostatecznie, czując przy tym ulgę, że wypowiedziała nazwisko nauczycielki.
- Czy ta ręka zabandażowana.. O, mój Merlinie – jęknęła białowłosa, nie mogąc przełknąć kolejnych słów. Luna widziała bardzo dobrze wymalowaną troskę i rozgoryczenie na twarzy koleżanki. Ile miała w sobie czułości..
- A dlaczego Annette nie ucierpiała? – wyrzuciła z siebie z gniewem.
- Najpierw zabrali się za Vandę i gdy mieli zając się Annette, Carrow mnie dostrzegła.. Teraz nie wiem, kto mnie wyciągnął z tłumu.. Wszystko działo się tak.. szybko.
- Przepraszam.. Przecież tak samo ucierpiałaś.. – przed nią klęknęła Klara.- Ale Annette znowu się udało! Czy warto ufać ludziom?
  Luna spojrzała na dziewczynę i jej szeroko otwarte oczy, w których paliły się jaskrawe źrenice. Podobne pytanie zadała jej Luna wtedy, gdy razem z Neville’em spotkali nieoczekiwanie Dracona, a Krukonka wróciła do sypialni, by o tym porozmawiać z przyjaciółką.
- Annette nie można ufać – oznajmiła cicho i zanim mogła kontynuować, zauważyła na ścieżce postać obcej osoby, która wraz z listem kierowała się w stronę Krukonek. Trwały w ciszy, dopóki nie poczuły się bezpiecznie same. Musiały czuwać cały czas, gdyż tą drogą przechodziło więcej uczniów i można było spotkać kogoś niepożądanego.
- Gdybym była przy tym.. – zaczęła ponownie Klara i oparła czoło o drążą rękę na tym samym kamieniu, na którym siedziała Luna.- A czy ona.. pomogła jej?
- Stała w jednym miejscu – Luna wiedziała, że jej odpowiedzi pozbawione są najmniejszej wrażliwości, lecz nie mogła pozbyć się jeszcze gorzkiego smaku rozstania z Rodley. Tak bardzo zazdrościła teraz Malfoy’owi tego, że mógł siedzieć z nią bezkarnie i rozmawiać na wiele ciekawych tematów.
- Jesteś odważna, Luna – wyszeptała jej Klara, która uśmiechnęła się, próbując wytrzeć piekące ją łzy. Czyż to samo Luna nie powiedziała Draconowi?
- Nie nazwałabym tego odwagą – odrzekła.- Nie można zostawiać nikogo, kto cierpi.. Narażamy po to życie, prawda?
- Słyszałam też, że przyszła po ciebie Rodley.. Zrobiła ci coś? – Klara zignorowała pytanie dziewczyny, nie mając pojęcia, jak może na nie odpowiedzieć. To pytanie zakuło ją jak szpilka w delikatne, wrażliwe miejsce. Klara tak samo dobrze dostrzegła, że między nauczycielką, a jej przyjaciółką zawiązała się mocna nić przyjaźni.
- Nie chce narażać mojego życia.. nie mogę przez to rozmawiać z nią w publicznych miejscach zbyt często. To jedna z niewielu osób, które można nazwać przyjaciółmi, a odmawia mi tej znajomości..
- Przykro mi.. – Klara schyliła głowę, by nie patrzeć w te błękitne, chłodne oczy. Milczała, wpatrując się w sztywną ziemię, oziębłą z powodu zbliżającej się zimy.
  Kiedy siedziały od dłuższego czasu na zewnątrz, każda zatopiona w swoich rozmyślaniach, nie zwracały uwagi na ludzi, przechodzących niedaleko, ani nie słyszały innych, obcych rozmów toczących się blisko nich. Wystarczyło zamilknąć na jakiś czas i trwać w tej niepewności. Ale obecnie nie liczyło się żadne zagrożenie, czy niepożądany człowiek, który mógł przeszkodzić im w tym nieruchliwym postanowieniu.
- O, przecież wzięłam ze sobą gazetę – powiedziała Luna, pragnąć w końcu rozładować atmosferę i wyciągnęła z torby Żonglera, którego otwarła na losowej stronie.
- To artykuł napisany przez twojego tatę? – Klara okazała zainteresowanie i razem z Luną zagłębiły się w czytaniu, jeszcze bardziej nie zwracając uwagi na otoczenie. Czas uciekał, choć dla nich się on nie liczył. Luna wiedziała, że musiała poczekać na Neville’a, którego bardzo chciała zobaczyć, więc nawet nie patrzyła na zegarek. Gryfon pojawił się w momencie, gdy dziewczyny rozwiązywały zagadkę pod jednym z opowiadań o dzikich Rodionach, które w mniemaniu pana Ksenofiliusa pochodziły z południowej Walii.
- Luna! Tak się martwiłem – powiedział na powitanie, ściskając Krukonkę mocno i z widoczną determinacją. Klara zdziwiła się tym widokiem, gdyż nie spodziewała się, że chłopak mógł tak zareagować na widok swojej przyjaciółki. Chyba, że kryło się za tym coś więcej..
- Neville – ucieszyła się Luna i trzymając go uparcie za ramię, nie spuszczała z niego swoich ogromnych, rozmarzonych oczu.- Nie spotkałeś nikogo..
- Nie, na szczęście nie – odrzekł, oddychając niespokojnie, rumieniąc się przy tym nieznacznie.- Myślałem o tobie i..
- Jak tam.. – wiedziała, że chciała spytać się go o sprawę z Gwardią, lecz poczuła, że nie był to dobry pomysł. Neville posmutniał, kiedy domyślił się, jakie pytanie chciała zadać Luna.
- Wiesz, że nie możemy się z nimi widzieć.. Poza tym, Śmierciożercy patrolują co wieczór dormitoria, sprawdzają, czy nikt niepożądany nie kręci się po korytarzach o zbyt późnej porze.. Gdybym mógł jeszcze raz z tobą zatańczyć jak wtedy..
  Luna westchnęła, przypominając sobie tamten wieczór i zapach mięty, jaki unosił się wokół nich. Zapach miłości. Klara wiedziała, że nikt nie zwracał na nią uwagi, to jednak plan odsunięcia się na bok z dala od zakochanej pary był więcej niż konieczny. Wstała bezszelestnie z podłoża, wzięła do ręki Żonglera i zatopiła się w czytaniu, by dać przyjaciołom chwilę spokoju. Przy okazji rozglądała się dookoła, nie tracąc pary z oczu, lecz także każdego osobnika, który przechodził gdzieś blisko.
- Chciałbym dać popalić Carrow! – jęknął zdenerwowany, nie puszczając dłoni dziewczyny, czując, że jej dotyk jest dla niego jedyną ostoją.
- Nie chcę byś się narażał.. Dla mnie to nie było takie straszne..
- Jak to możliwe? – zapytał zaskoczony.
- Potrafię być niezależna – odrzekła z niejasnym uśmiechem na twarzy.
- A co zrobiła ci Rodley? Ta wiedźma ponoć jest straszna!
- Nie nazywaj jej tak – powiedziała gniewnie, marszcząc swoje gładkie, blade czoło. Jej oczy lekko się zwęziły, kosmyk włosów opadł na rozgrzany policzek, a usta wykrzywił grymas niezadowolenia, który rzadko pojawiał się na twarzy Luny.
- Co ty w niej widzisz? Nie pamiętasz, co zrobiła, gdy w zamku pojawiła się…
  Imię Śmierciożerczyni nie mogło przecisnąć się przez usta chłopaka, gdyż nawet ich dźwięk powodował nieznaczny ból. Krukonka chcąc uniknąć tego tematu dla dobra Neville’a, jak i swojego, przytknęła swój palec do jego ust i uśmiechem doradziła mu, by lepiej zmienili temat.
- Czy Gwardia powstanie na nowo? – powrót do poprzedniego tematu był dla obojga ulgą. Neville wyszeptał to pytanie, jakby przestał wierzyć w cokolwiek.
- Jesteśmy silni i damy radę..
- Musimy zebrać się ponownie, by powstrzymać  akcje jak na przykład ta, przez którą wczoraj musiałaś przejść – powiedział stanowczo i odszedł na bok, by zebrać myśli, które kołtuniły się w jego głowie.
- Przecież nic mi się nie stało.. Obroniłam się – mruknęła, wyobrażając sobie ponownie to wydarzenie.
- Mówią o tobie, Luna – wydusił wreszcie z siebie, gdyż ta jedna myśl tarzała jego rozsądkiem, nie pozwalając mu na chwilę skupienia.- Użyłaś jakiegoś nieznanego zaklęcia.. Powaliłaś dwóch Śmierciożerców!
- Bratu Alecto nic nie zrobiłam. To ją potraktowałam jednym poważnym czarem..
- A tarcza? Ponoć drugi raz wyczarowałaś coś takiego.. Skąd to znasz? Od Rodley?
- Proszę, nie mówmy o tym teraz.. Jak z Ginny? – Luna rzadko przybierała błagalny ton głosu, ale zbaczanie na temat nauczycielki, którą uwielbiała, działało na nią niepokojąco.
- Ginny.. – Neville zauważył, że nie może denerwować dziewczyny, więc spróbował zażartować.- Ostatnio pomyliła zaklęcia i wywróciła w pokoju wszystko do góry nogami. Nie mogłem się tam dostać, gdyż schody.. wiesz.. zamieniły się w zjeżdżalnię i słyszałem tylko jeden wielki krzyk. Podobno widok był niesamowity..
- Hm.. Mogę sobie to wyobrazić. Zaklęcia Ginny są potężne – powiedziała rozchmurzona Krukonka i chwilę trzymała obraz Ginny w swojej głowie, zanim ponownie nie zamienił się w smutne oblicze profesor.
- Luna! – to krzyk Klary wyrwał dwójkę ze spokojnego i cichego stanu, przyprawiając ich za to o strach i niepokój. Krukonka, która skromnie z boku czytała Żonglera, stała obecnie w ramionach jednego ze Ślizgonów. Grupa starszych chłopaków najprawdopodobniej przyszła na zwiady, a ich uśmiechy świadczyły o tym, że znaleźli coś ciekawego i godnego uwagi. Neville napiął mięśnie, które wyprężyły się spod jego ramion, a na twarzy wyskoczyły ciemne rumieńce. Luna patrzyła spokojnie na kreujące się widowisko przed nimi, gdyż nikt na razie nie postanowił ruszyć się pierwszy.
- O, Pomyluna Lovegood.. Jaka niespodzianka – odrzekł David Mechelbot, który pojawił się jako ostatni. Spojrzał na Klarę, a potem zauważył w jej dłoni Żonglera.- Czyż ta gazeta nie jest zakazana? Gongler?
- Zostaw to i puść ją – Luna wystąpiła do przodu, próbując zaskoczyć Ślizgonów tak impulsywną reakcją, ale było to nieprzemyślane i cała zgraja cofnęła się o kilka kroków razem z uwięzioną Klarą.
- Luna – mruknął Neville cicho, który najmniej pragnął, by rozpętało się tu piekło.
- Słyszysz, co podpowiada ci Longbottom? – warknął David, obejmując panowanie nad grupą Ślizgonów, gdyż jako jedyny z nich wszystkich znał Lunę i Neville’a.- Posiadasz niezły szereg obrońców!
- Auuuaa!! – krzyknęła Klara, kiedy bezczelni chłopcy rzucili się na nią, by wyrwać jej z rąk gazetę, a przy okazji potarmosić za włosy i poszarpać ubranie.- Zostawcie mnie!
  David zacmokał niezadowolony, kiedy Luna spróbowała podbiec i pomóc przyjaciółce, ale okazało się to nieudaną próbą. Neville stał bezczynnie i tylko obserwował sytuację.
- Jeśli chcesz jej pomóc, musisz ją zastąpić..
- Nie! – wrzasnął wściekle Neville, wyciągając i swoją różdżkę zza pazuchy.
- Kochaś cię broni, najwidoczniej – powiedział David i znowu spojrzał na dziewczynę.- Czyż nie spowodowałaś ostatnio zbyt wielu kłopotów? Musisz ponieść konsekwencje..
- O czym mówisz? – Luna spojrzała na niego beznamiętnie, wiedząc, że swoją cierpliwością zbije go z rytmu.
- Haha! A cóż z tą wiedźmą Rodley się działo? Doszły mnie pewne słuchy..
  David badał Lunę wrogim spojrzeniem, przypatrywał się jej kolorowym spodniom, rozpiętej kurtce, wyciągniętej różdżce, którą trzymała w zaciśniętej dłoni. Ona za to wiedziała, że mogłaby ich rozrzucić jednym zaklęciem, gdyż szło jej w tym zawsze dobrze, lecz nie mogła narażać Klary, która wiła się na chłodnej ziemi, dookoła rozbawionej szajki.
- My się zmierzymy! – Neville wystąpił do przodu i stanął ze Ślizgonem twarzą w twarz.- Luny nie tkniecie, a tamtą puścicie..
- W sumie, to już się nam znudziła – odparł jeden z nich, godząc się chętnie na propozycję Neville’a. W końcu chcieli wyżyć na kimś swoje prawdziwe siły. David patrzył zmieszany na chłopaka, nie będąc pewnym, jaką najlepiej podjąć decyzję. Kiedy Luna kłóciła się z Gryfonem, a pozostali szykowali się do prawdziwej bójki, ostatecznie przystał na jego propozycję. Neville rzucił się na Davide’a i jeden mocny cios wystarczył, by powalić Ślizgona na ziemię. W czasie, gdy chłopaki bili się na oczach zbierającego się ciekawskiego tłumu, Luna nie mogła zareagować, bojąc się, że kolejny incydent z jej udziałem może wzbudzić kontrowersje. Z reguły nie przejmowała się takimi sprawami, ale wizja nadciągającej Rodley była dla niej zbyt realna i przez to bolesna. Chwilę później Luna straciła przyjaciela z oczu, gdy cała banda, pięciu czy sześciu, rzuciło się na niego. Klara ubrudzona po czubek głowy, ze łzami w oczach i rozszarpaną gazetą, podbiegła szybko do Luny i zatonęła jej w ramionach z płaczem, nie patrząc na to, co robili Neville’owi. Luna siedziała bezradna, z osuszonymi policzkami, z uczuciem obojętności i bierności wobec całego wydarzenia.
- Zostawcie go! – krzyknęła Klara, ale żaden z nich nie zareagował. Dopiero, gdy David zmęczył się na tyle, że musiał chwilę odpocząć, podszedł do dziewczyn i rozłożył przed nimi ramiona w geście triumfu. Gdyby nie Luna, która powstrzymała Klarę w ostatniej chwili, Krukonka dźgnęłaby go różdżką w najczulszy punkt. David osłonił się natychmiast i kiedy doszło do niego, co zamierzała zrobić dziewczyna, zamachnął dłonią w powietrzu, by wymierzyć w jej twarz. Luna była o wiele szybsza - skierowała swoją broń w Ślizgon i atakując kilkoma zaklęciami, odrzucała go coraz dalej i dalej, dopóki nie upadła na kolana z ogromnego zmęczenia. Pozostali nie wiedząc, co się dzieje, odstąpili od Gryfona, zmęczonego i ledwo żyjącego Neville’a, który bronił się zaciekle na tyle, na ile mógł. Klara ze skierowaną w nich różdżką zastąpiła im drogę i wzorując się na przyjaciółce, zaczęła ich atakować jak złowieszcze zwierzę. Luna błyskawicznie do niej dołączyła i najprzeróżniejszymi zaklęciami przepędzały chłopaków, nie szczędząc ciekawego widowiska dla zebranych naokoło. Kiedy Klara trwała w tej samej pozycji, nie przestając wyżywać się na grupie, Luna już klęczała przy zakrwawionym Neville’u, który z opuchniętym okiem, poharatanymi policzkami, rozciętą wargą i złamanym nosem wpatrywał się w nią jak w zaczarowany obrazek. Chciał dotknąć palcami jej policzka, lecz był za słaby by to zrobić. Luna zrobiła to za niego i chwilę przytrzymywała jego brudną dłoń przy swoich ustach.
- Neville.. Dlaczego? – jęknęła tak cicho, że tylko najmniejsze stworzonka latające wokół niej mogłyby dosłyszeć taki szept.
- K..mam c.. – wybełkotał z trudem, czego dziewczyna nie mogła zrozumieć.
- Mam co? – zapytała, próbując domyśleć się, o co mu chodziło.
- Ko..ch-ch.. cię – spróbował jeszcze raz, lecz tym razem to mocny kaszel nie pozwolił mu na porozumienie się z Luną. Z nosa popłynęło mu więcej krwi, znowu oczy wypełniły się przeźroczystą posoką.- Kocham.. cię.
- Neville – mruknęła Luna i położyła swoją głowę na jego klatce, tracąc uczucie chłodu, zmęczenia oraz bezgranicznego bólu. Klara wstrząśnięta i opadła z sił, uklęknęła niedaleko, groźnie wpatrując się w przechodniów, którzy woleli odejść jak najszybciej niż wtrącać się w cudze sprawy, które i tak przestały być już dla nich sensacją.
  Ale wśród rozchodzącego się tłumu znalazła się pewna dziewczyna wypatrująca po drodze deszczu, która przypadkiem okazała się świadkiem ciekawszego występu. Wzbudził on jej podziw, a także zaciekawienie w szczególności jedną osobą leżącą na piersi walecznego chłopaka. Lśniący krawat Slytherinu iskrzył się pod szyją obserwatorki, zaciśnięty elegancko i schludnie, nie obawiający się, że małe krople deszczu mogą zniszczyć jego prosty wygląd. Poprawiła go niepewna, czy wygląda tak samo jak jeszcze kwadrans temu, ale zwinne, małe paluszki musiały to sprawdzić, z natury niecierpliwe i nadgorliwe. Odeszła, zanim ktokolwiek zwrócił na nią uwagę.
 **
  W pokoju wspólnym Slytherinu panował nieprzyjemny chłód. Nigdy nie było inaczej, nawet jeśli zapalono by kilka kominków jednocześnie, by spróbować ogrzać to miejsce. Jedynym sensownym wytłumaczeniem na to zjawisko były głęboko osadzone pod zamkiem pokoje, ale niektórzy śmieli twierdzić, że to mrok oraz oziębłość kryjąca się w samych Ślizgonach była drobną przyczyną nieprzyjaznego chłodu.
  Za przeciwległą ścianą salonu mieścił się mały pokój wypoczynkowy, w którym często Ślizgoni przebywali w przerwie między zajęciami lub spędzali czas w swoim bliskim towarzystwie. Od wczesnego poranka miejsce to zajmował Draco, który wraz z Blaisem szykowali notatki i czytali książki na zbliżający się test. Malfoy doskonale wiedział, że musiał nadrobić kilkanaście zaległych przedmiotów, więc w spokoju, obok najbliższego przyjaciela kumulował w głowie nową wiedzę.
- Masz zamiar nadrobić u Slughorna zaległe eliksiry? – zapytał Zabini cichym i dyskretnym głosem, przerywając koledze zajęcie.
- Stary mi odpuści.. Wie, że jestem dobry z jego przedmiotu, a poza tym, nie raz załatwiałem mu przydatne składniki, których nie byłby w stanie dostać tak łatwo w sklepie.
  Ton Malfoy’a był szyderczy, lecz bynajmniej kierował go w stronę Blaise’a. Wiedział, że gdyby udowodnił nauczycielom swoje obecne umiejętności, puściliby go wolno, ale wymogi jakie postawił mu Snape były nie do przekroczenia. To sprawiało, że drażniły go długie godziny ślęczenia nad książkami, kiedy mógł swój wolny czas poświęcić czemuś innemu. Miał przeogromną ochotę iść do Victorii, lecz ta od dwóch dni odmawiała mu spotkania. Temat profesor rozpoczął Zabini, który przeczuwał, że Draco musi być wściekły z jej powodu.
- Planujecie coś znowu?
- Nie wiem – odparł mu zbyt grubiańsko, ale szybko się poprawił.- Czekam na odpowiedź.. Po zajęciach nie ma dla mnie czasu, nie widzę jej podczas posiłków..
- Stary, chyba nie zakochałeś się w swojej nauczycielce! – zaśmiał się Blaise i pogardliwie uśmiechnął się, kiedy Malfoy spojrzał na niego groźnie.
- Nie opowiadaj bzdur.. – powiedział Draco i odrzucił od siebie książki, które miał zamiar przeczytać. Jego umysł potrzebował chwilowego wytchnienia, więc pozwijał pergaminy i odłożył wszystko na bok.- Martwi mnie tylko ta jej długa niedyspozycja..
- A ile wy się znacie, byś tak zajmował sobie nią głowę? – zapytał ponownie Blaise, który podążył za śladami przyjaciela i również oderwał wzrok od notatek.
- Od wakacji.. Ale to nie ma znaczenia.. Mam wrażenie jakby nasza przyjaźń trwała od moich wczesnych lat..
- A już myślałem, że przynajmniej od tamtego roku..
- Masz coś na myśli, Blaise? – Draco zwracał się do przyjaciela po nazwisku, podkreślając je przy tym dobitnie, kiedy był na niego zły, by zwiększyć nacisk na emocje, jakie obecnie piętrzyły się w młodym Malfoy’u.
- Twoje dziwne zachowanie świadczyło o tym, że byłeś taki.. odseparowany.. Ale twoja nieudana misja jest odpowiedzią na to, o co pytam..
- Nie przypominaj mi tamtego żałosnego wydarzenia! Victoria nie ma z nim nic wspólnego! Wtedy jej jeszcze nie było..
- Zapomniałeś, Draco, że miałeś przyjaciół wokół siebie..
- Nie drażnij się ze mną.. Dobrze wiesz, że nie mogłem nikomu o tym powiedzieć i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to było uciążliwe.. – warknął Draco, zakrywając dłonią połowę twarzy z powodu zażenowania. Nie lubił przypominać sobie tego najcięższego epizodu z poprzedniego roku szkolnego i wolał o nim jak najszybciej zapomnieć..
- Wiesz już przecież, że z moich ust nie wyszłoby nawet jedno słowo na twój temat..
- To nie ma znaczenia, Blaise! Byłbyś pierwszy, któremu powiedziałbym prawdę, ale nie było czasu.. Poza tym.. Nieświadomość czasem popłaca i jest bezpieczniejsza.. Czarnoskóry przyjaciel zmarszczył estetycznie okrojone czarne brwi na swoim czole, dając upust zdziwieniu, jakie poczuł. Był nawet zdumiony słowami przyjaciela, gdyż od dłuższego czasu gryzły go pewne niewyjaśnione aspekty, a głównie ten, który właśnie omawiali. Nie wiedział, czy mógł nadal uważać Dracona za przyjaciela po takich nieoczekiwanych wydarzeniach jak atak na Dumbledora. Był mu jednak w stanie przebaczyć. Pierścień w kształcie kości trzymającą trupią czaszkę lśnił na jego środkowym palcu, przykuwając uwagę chciwego Blaise’a.
- Jeśli teraz jestem pewny, że między nami wszystko w porządku.. Co z Pansy? Przykleiła się do mnie jak rzepa, gdy ty nie chcesz zamienić z nią nawet zdania..
  Draco westchnął zmęczony, niechętny do rozmowy na temat swojej byłej dziewczyny. Jej zachowanie doprowadzało go do uczucia rozdrażnienia, ale nie było innego sposobu jak raz na zawsze z tym skończyć.
- Nie podoba mi się to, co wyprawia.. – skomentował blondyn, mając przed oczami Pansy, znęcającą się nad innymi uczniami, kuszącą go przy tym swoimi wdziękami..
- Albo to, co mówi – dokończył za niego Zabini i czekał, aż przyjaciel zainteresuje się jego słowami, by w ten sposób mógł kontynuować.- To ona rozpowiada na temat profesor Rodley nieprzyjemne rzeczy.. Od tamtego incydentu z Bellatrix.. Uch, co za popłoch.. Nie może przestać narzekać, że ty i Lovegood cały czas..
- Zaraz, zaraz.. Ty i Lovegood.. Co to ma znaczyć? Nie przyznaję się pod żadnym warunkiem do tej idiotki Krukonki.. Wypluj te słowa..
- To raczej Pansy powinna coś takiego powiedzieć.. Jest zazdrosna, Draco, rozgłasza różne teorie, ale są to na szczęście, TYLKO teorie i nikt normalny nie bierze sobie tego do serca..
- Co za.. kretynka! – pod nosem Draco zaklął jeszcze gorzej, ale nie zamierzał dzielić się słowami niższego gatunku ze swoim dumnym przyjacielem.
- Powiedz mi, Draco.. Co ty masz wspólnego z tą Lovegood, którą wszyscy nazywają Pomyluną? To pytanie jest moje i powinno zabrzmieć całkowicie poważnie, tak jak i odpowiedź, której się spodziewam..
- Przychodzi do Victorii, dlatego często ją tam widziałem.. Ale nie mam z nią nic wspólnego, oprócz tego, że zdarzyło mi się przez przypadek podsłuchać istotnych informacji z rozmów z jej przyjaciółmi.. Knują coś, parszywe gnoje.. – dokończył z miną całkowitej pogardy i obrzydzenia, jakby mówił o bezdomnych ludziach zamieszkujących obok jego sypialni. Chciał jak najszybciej zmienić ten temat, by Blaise nie zmusił go do innych, niechcianych wyznań.
- Uspokoiłeś mnie – westchnął Blaise i odkorkował butelkę wina, którą matka przysłała mu ostatnio w prezencie.
  Malfoy przyglądał się z boku, jak zwinnie jego przyjaciel otwiera butelkę wina, jak sprawnie przekłada palce wokół szyjki i wyciąga korek, który zdobył bez użycia różdżki. Od czasu do czasu mogli pozwolić sobie na chwilowe wytchnienie i napić się trunku, tym bardziej, że nikt nie był sprawdzany w Slytherinie z takich poczynań, a nawet przytakiwano takiemu zachowaniu, które mogło wyjść tylko na korzyść jego domownikom. Draco miał przeogromną ochotę na łyk zimnego, czerwonego trunku, domowego wyrobu matki Balise’a, która uwielbiała sprawiać synowi tak drogie prezenty.
- Wypijmy za naszą arystokratyczną krew, której nie zdołają zbrukać nawet zdrajcy krwi – Zabini uniósł kieliszek, podając drugi Draconowi i po konkretnym toaście chwilę upajali się smakiem.
  Ale nie mam z nią nic wspólnego.. Gdyby to mogło być takie łatwe, jak słowa które wypowiedział. Przyznał sam przed sobą jeszcze niedawno, żeby jak najłatwiej zakończyć tą niepotrzebną znajomość, musi zerwać z nią kontakty.. Ale czy.. być może Victoria w końcu przejrzała na oczy i nie pozwalała mu na spotkania ze sobą, by w ten sposób mógł mniej razy widzieć się z Lovegood? Ale dlaczego przez tą głupią idiotkę musiał przypłacać utratą audiencji swojej profesor?
- O, tu jesteście, chłopcy – to Pansy trzymała lekko uchyloną zasłonę, która oddzielała pokój wspólny od saloniku, w którym siedzieli Draco i Zabini.- Szukałam cię, Blaise. Mieliśmy razem dokończyć ten esej z Zaklęć, pamiętasz?
- Ach, tak, tak – odparł od niechcenia czarnoskóry chłopak i jakby Pansy tu nie było, zwrócił się w stronę kieliszka i notatek, które zostawił z boku. Pansy nie czekając na zaproszenie, gdyż czuła się całkowicie swobodnie w towarzystwie swoich pobratymców, jak często nazywała dawnych przyjaciół, usiadła obok Zabiniego, nie dlatego, że nie chciała być blisko Dracona, ale dzięki temu mogła lepiej widzieć dawnego ukochanego i przyglądać się dokładnie jego dostojnej twarzy.
- Alecto dzisiaj dopiero wyszła ze szpitala – zaczęła nowy temat, czując, że sama będzie musiała zmusić przyjaciół do rozmowy.
- A tej debilce co się stało? Przecięła sobie palec? – zadrwił Draco, nie podnosząc wcale wzroku znad książki, którą właśnie otworzył.
- Posłała ją tam Lovegood, kojarzysz, prawda? – Pansy czekała na to, na tą reakcję, która właśnie nastąpiła. Draco podniósł głowę w stronę dziewczyny, wlepiając w nią zdumione oczy. Książka stała się nieważna, odłożył ją na bok i dopiero po kilku sekundach zaśmiał się szyderczo.
- A co ona niby mogła zrobić Śmierciożerczyni? Podłożyć jej nogę albo oblać ją kwasem przez przypadek jak to bywa z takimi matołami jak Lovegood?
- Nie, mój drogi.. Miała okazję przedstawić swoje zdolności dzięki zaklęciom, które wyczarowała na oczach gromady Krukonów! Bezczelna idiotka! I to pewnie ta.. profesor nauczyła ją tego, nieprawdaż?
- O czym ty bredzisz, Pansy? – z boku wtrącił Blaise, który w ciszy, z ciekawością słuchał tego opowiadania.
- Posłużyła się dwoma nieznanymi zaklęciami, być może zakazanymi! Przy jednym tak poraziło Alecto, że nie potrafiła się ruszyć, a cały dzień kuliła się na łóżku w szpitalu, jęczała, płakała i kazała się wszystkim wynosić.. A drugie to była jakaś tarcza..
- Esfera.. – wyszeptał Draco, domyślając się dalszego ciągu..
- Co mówisz? Wyglądasz na zaskoczonego – stwierdził Blaise, dostrzegając jak jego przyjaciel chwilowo podąża nieznaną ścieżką swojej wyobraźni, przytłumiony myślami.
- Nie, nic.. Kretynka nabawiła się niezłego szlabanu, zapewne…
- Nie, Rodley ją wzięła do siebie..
  Draco ponownie zareagował dość nerwowo, ale Pansy niczego nie zauważyła, zajęta dzieleniem się szczegółami z życia szkoły. Pasjonowały ją kary i szlabany wystawiane uczniom, na których próbowała przeróżnych umiejętności magicznych, co najbardziej ją cieszyło z pośród wszystkich opowiadań. Blaise jednak nie wydawał się zainteresowany, choć wymrukiwał czasem jakieś odpowiedzi w jej kierunku, za to Draco wydawał się nieobecny.
- Nikt nie ukarał jej odpowiednio? – zapytał, tłumiąc gniew, jaki poczuł sięgając wspomnieniami wstecz do wielu wydarzeń z jej udziałem.
- Nie wiem.. Z Rodley wolę się nie zadawać i tak naprawdę nikt tego nie wie.. Ale Alecto z pewnością zajmie się odpowiednio idiotką na swoich zajęciach.. Co więcej, otrzymała swoją karę.. Wczoraj Mechelbot zaatakował głupią.. I zgadnij kogo jeszcze! Longbottoma! Myślałam, że padnę, gdy to usłyszałam..
- Co się stało? – przerwał jej Draco, nie mając zamiaru słuchać historii wrażeń, jakie przeżyła Pansy.
- Szpiegowała pod Sowiarnią, razem z jeszcze jedną dziewczyną, niebiańsko podobną do Lovegood oraz z Longbottomem. W końcu zastał ich David ze swoją grupą, a pan burak i cienias Longbottom stanął w obronie tych wariatek!
- Dobra, wystarczy, Pansy! – w końcu Blaise, dla dobra swojego i Dracona, przerwał dziewczynie wywody na różne niepotrzebne im tematy, dając jej plik notatek, by mogła z tego ułożyć sensowny akapit na wypracowanie z Zaklęć. – Przyjdź później..
  Draco poczuł niewysłowioną ulgę, kiedy opuściła ich Pansy, a Zabini mógł wrócić do lektury wypracowań na temat Historii, pozwalając Draconowi zagłębić się w spokoju w swoich myślach. To, co zostało mu przedstawione jeszcze kilka minut temu było kolejnym dowodem na to, że Lovegood była jednocześnie dziwna i niebezpieczna. Zagrażała przede wszystkim Victorii, która nieumyślnie dzieliła się z Krukonką swoimi zaklęciami, których używała w walce z potworami, a Lovegood śmiała wykorzystać je na terenie zamku! Co za lekkomyślna kretynka, która rujnowała mu stopniowo jego humor i relacje z profesor od początku roku! Nie byłoby tak, gdyby Rodley nie interesowała się niezmiernie głupią dziewczyną. A on, tym bardziej, nie zaczął wokół niej węszyć. Czuł gniew na nią, że po raz wtóry wchodziła mu w drogę, że kolejny raz był zmuszony słuchać opowiadań o niej… Ale co również go dziwiło, ponownie naszło go dziwne przekonanie, czy wszystko było z nią w porządku… Czemuż to Mechelbot uwziął się na nią? Śmieszył go incydent, w którym obiecał ją chronić, ale czy na pewno tak było? Poczuł impuls, kaprys. Nic więcej. Zwiódł ją na manowce.. Nie był więc zobowiązany, by atakować Davida. I dobrze jej tak. Niech nie myśli, że jeśli Rodley nad nią czuwa, on zrobi to samo. O nie..
- Nie po raz pierwszy zastaję cię tak zamyślonego… Z głowy Dracona wyparowały wszystkie myśli związane z Pomyluną, kiedy usłyszał ten najczystszy i najsłodszy głos na świecie. Za zasłoną, lekko zmarszczoną w miejscu, gdzie trzymała je delikatna dłoń, stała Astoria, zerkając na prefekta zmysłowo. Blaise nie musiał zadawać pytań, by domyślić się, że nadszedł na niego czas i lepiej usunąć się parze z drogi. Zatem wyszedł, całując po drodze dziewczynę w policzek. W końcu Draco mógł zostać z nią sam, ze swoimi lubieżnymi myślami, przepełnionymi wyobrażeniami o najgorętszej ekstazie, jaka mogła go czekać przy jej zbawiennym dotyku.
- Mój zadumany myślicielu.. Najmądrzejszy prefekcie.. Książę tego domu.. – rzekła, opatulając każdy wyraz pieszczotliwym głosem. Dracona przeszedł znajomy i przyjemny dreszcz, kiedy jej ciepły oddech oblał jego twarz.
- Chodź tu do mnie, królewno – powiedział szeptem, próbując objąć ją w pasie, ale dziewczyna zwinnie uciekła przed jego dotykiem.
- Nie, nie – zacmokała, chichocząc z jego zdumionej twarzy.- Najpierw powiedz nad czym tak głęboko się zastanawiałeś, a ja postaram się wybrać odpowiednią metodę, by temu zaradzić..
- To nieważne.. Same bzdury chodziły mi po głowie, nikomu niepotrzebne, zajmujące czas.. Astoria..
  Draco w tej chwili pragnął mieć ją przy sobie. A gdy uchwycił ją w końcu w pasie, nie zdołała wymknąć się z jego uścisku, gdyż był zbyt mocny, by w ogóle mogła się z nim siłować.
- Książę potrzebuje pieszczoty.. Zasłużonej – wymruczał do jej ucha i z łatwością stwierdził, jakie rumieńce wywołały te słowa na jej twarzy.
- Chodźmy do ciebie – odpowiedziała, zagryzając wargi, co jeszcze bardziej pobudziło chłopaka do dalszych starań. Zostawili za sobą salonik i skierowali się ku sypialni naczelnego prefekta Slytherinu.
  **
  Luna siedziała skulona w kącie korytarza pod drzwiami prowadzącymi do szkolnego szpitala. Nie mogła uzyskać pozwolenia od pani Pomfrey na odwiedziny, więc jedynym dla niej wyjściem trzymania się blisko przyjaciela, było siedzenie za ścianą, naprzeciw jego łóżka. Stukała od czasu do czasu czubkiem różdżki w obdrapaną warstwę farby na ścianie, która od kilku chwil przykuwała jej uwagę. Niestety, to nie wyznanie Neville’a zaprzątało jej chaotyczny umysł, lecz co więcej, sama profesor Rodley, której Krukonka nie potrafiła zrozumieć. Gdy tak siedziała pod szpitalem, a za oknami niebo okrywał mrok, postanowiła ostatecznie, że odwiedzi ją wbrew swojej własnej woli, wbrew woli nauczycielki i spróbuje wyjaśnić kilka spraw, zwrócić się do niej o pomoc. A jeśli nawet tak ostatecznie postanowi, pobudzi choćby samego Malfoy’a, by ruszył arystokratycznym, przepojonym dumą umysłem i jej pomógł.
  W końcu, podejrzane dźwięki dochodzące z sąsiedniego korytarza obudziły dziewczynę, która szybko usunęła się z miejsca, by nie przeżyć dzisiaj kolejnej, wstrząsającej przygody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz