sobota, 15 grudnia 2018

~29~

  Sala do Mugoloznawstwa była zaskakująco wypełniona po brzegi uczniami szóstego roku, którzy przyszli na swoje zajęcia. Jak bywało nieczęsto, wszyscy siedzieli w ciszy, oczekując nadejścia nauczycielki. Nawet Ślizgoni nie zaczepiali pozostałych. Wieść o przykrym incydencie Śmierciożerczyni i rzuconym na nią uroku przez samą obecną w klasie Lunę Lovegood rozniosła się tak błyskawicznie, że przestano nawet na temat Krukonki żartować.
   Jedynym odgłosem jaki rozchodził się po pomieszczeniu było brzęczenie insektów, które próbowały wydostać się na zewnątrz, stukając o szybę. Klara malowała drzewa i kwiaty w rogu notatnika i przyglądała się, jak po chwili ożywają pod naciskiem węglika. Węglik był to jej ulubiony przybór do pisania, na którego czubku przypięty był czarny, iskrzący się kamień, nadający kształt temu, co spod niego wychodziło. Tym samym, Klara próbowała nie zwracać uwagi na innych uczniów, którzy jednak czując pokusę musieli od czasu do czasu zerknąć w stronę Krukonek. Luna zdawała się nie przejmować ich zainteresowaniem. Jak zwykle, siedziała przy ławce twarzą zwrócona do okna, myślami błądząc kilka korytarzy poniżej, przy gabinecie, który obecnie stał dla niej zamknięty.
- Mam czasem ochotę powiedzieć niektórym, by zajęli się sobą, ale z drugiej strony.. – odezwała się Klara, gryzmoląc nadal w swoim notatniku.-..Już wystarczająco wykazałam się ostatnio odwagą i moje możliwości po prostu się wyładowały.
- Ignoruj ich, są nieszkodliwi.. Jak my, z resztą.. – odpowiedziała jej Luna, nie patrząc nawet na swoją sąsiadkę z ławki, znowu Klara zbadała Lunę wzrokiem niepewna słów przyjaciółki.
- Powinnyśmy dostać szlaban, a tu cisza – Krukonka próbowała dalej zagaić dziewczynę rozmową, ale na nic zdały się jej próby.
- Myślisz o szlabanie jakbyś na niego zasługiwała.. – ławkę przed Klarą i Luną zajęła Annette, która pojawiła się w klasie spóźniona, ale od razu dała wszystkim do zrozumienia, że nie zamierza się nikomu z tego tłumaczyć. Nikt również nie chciał jej o to pytać, choć było to ciekawe i niebywałe zachowanie tuż przed zajęciami z samą Alecto Carrow.
- Nie twoja sprawa – Klara zareagowała zbyt nerwowo, ale dzięki temu odpędziła od siebie Annette oraz jej długi węszący nos.
  W chwili, gdy Annette odwróciła się w stronę tablicy, do klasy wkroczyła Śmierciożerczyni. Jeśli chociaż większość uważała, że w pomieszczeniu było zbyt duszno, to w momencie rozpoczęcia zajęć powietrze zgęstniało jeszcze bardziej. Każdy obawiał spytać się choć o otwarcie okna, gdyż tym samym zwróciłby na siebie uwagę, a tego starano się unikać w kontaktach z rozdrażnioną Alecto.
- Myślicie, że jesteście tacy cwani? – warknęła znad biurka, szukając w jego szufladach pewnej rzeczy, ale najwidoczniej ta pewna rzecz była bardzo ważna, gdyż Śmierciożerczyni czerwieniała na twarzy z każdą sekundą nieefektownych poszukiwań.- Gdzie są, do diabła, eseje, które ostatnio dla mnie pisaliście?! Wszystko magicznym trafem chowa się przede mną! Ha! Myślicie, że jesteście tacy mądrzy, że mnie przechytrzycie? Napuszczenie chochlików do mojej sypialni to była pestka, ale zdążyłam już ukarać kilkoro uczniów.. Co to był za widok, gdy próbowali uciekać przed jadowitymi pająkami.. Haha – zaśmiała się nerwowo, nie przestając wytrwale szukać w szafkach przy biurku – Albo ktoś zaczarował moje posiłki, by zamieniały się w sterty obrzydliwych rzeczy.. Niezłe zaklęcia, trzeba przyznać, zostały użyte.. Ale kolejni podejrzani odbyli swoje kary.. Ktoś następny? Chowanie esejów przede mną może skończyć się źle dla całej klasy.. Gdzie one są?!
  To było pytanie na które nawet Tiara Przydziału nie umiałaby odpowiedzieć. Krukoni, jak i Ślizgoni patrzyli po sobie wzajemnie z nieukrywanym zdziwieniem. Czy znajdzie się ktoś na tyle odważny, by mógł powiedzieć prawdę lub chociaż zadać pytanie?
- To może panna Bloodtraitor?! Hm? Ha!
  Annette skuliła się w krześle pod naporem wrogiego wzroku.
- Nie pisaliśmy żadnego eseju w przeciągu dwóch miesięcy – rzekła Luna, palcami stukając w blat ławki, jakby wyczuwała pod swoimi opuszkami instrument, na którym mogła grać lub był to co najmniej objaw lekkiego zniecierpliwienia. Domyśliła się już do tego czasu, że wszystko to, co wymieniła Śmierciożerczyni jako próby zniechęcenia jej do dalszego bytowania w zamku było sprawką Gwardii, lecz to musiała jak najbardziej zachować dla siebie.
- Kto śmiał się odezwać, kiedy nie pozwoliłam tej osobie otwierać mordy?! – Alecto wyprostowała się gwałtownie, kiedy usłyszała znajomy głos. Musiała zadać jednak to pytanie, gdyż nie mogła powstrzymać się dzisiaj od nawet najobrzydliwszych, nieprzyjemnych komentarzy.
- Powiedziałam prawdę, by oszczędzić pani zbędnych poszukiwań – Luna odezwała się ponownie, badana z wielu stron spanikowanymi spojrzeniami, a pod ławką zdołała już zarobić kopniaka od przerażonej Klary.
  Alecto rozjuszona dzielną postawą Luny, która wcale nie przypadła jej do gustu, zważając na drgające powieki i kąciki ust oraz na zbielałe kłykcie u rąk, które Śmierciożerczyni zdążyła już mocno zacisnąć, Luna miała po prostu przechlapane. Uczniowie czekali zniecierpliwieni i w napięciu na rozwój ciekawych wydarzeń, ale całe zajście zakończyło się tylko krótką ripostą nauczycielki.
- Powrócimy do tego, panno Lovegood, jak również do nielegalnych spotkań, które są organizowane za naszymi plecami.. Nie powiem, ale zasługuje pani na większą audiencję, a ja nie mogę się tego doczekać – błysk w jej oku zauważyła tylko Krukonka, potem Alecto odeszła, by zacząć zajęcia, bez wspominania o „zagubionych esejach”.
  Powrotu do tematu rzekomych spotkań Luna nie mogła się spodziewać, gdyż w chwili zakończenia zajęć, Śmierciożerczyni zażądała, by w klasie pozostała tylko Klara. Dziewczyna wyglądała na przestraszoną, choć wiedziała, że gdyby Alecto miała zamiar wspomnieć coś o incydencie przy Sowiarni, rozkazałaby zostać i Lunie, a tak się nie stało. Co więcej, wygoniła wszystkich natychmiast, gdy pochowali swoje rzeczy, ostrzegając, że lepiej dla nich, jeśli spotka ich w Wielkiej Sali, a nie pod drzwiami.. W ten sposób Luna rozdzieliła się z przyjaciółką i sama podążyła na dolny korytarz, by skierować się z pozostałymi uczniami na posiłek. Nie miała wcale apetytu, gdyż po drodze myślała o zbyt wielu osobach i sprawach związanych z nimi. Czy Carrow mogła w tej właśnie chwili torturować Klarę, kiedy Luna beztrosko zmierzała do Wielkiej Sali? Gdzie była teraz Rodley? Czy już dowiedziała się o incydencie z Mechelbotem? Lub co najmniej Malfoy, czy poinformowali go inni Ślizgoni, że David został poturbowany przez Krukonki? Czy Neville, zakochany w niej po uszy, wyjdzie z tego całego ambarasu?
  Wielka nieświadomość i niewiedza ściskały Lunę za serce, nie pozwalając jej nawet odetchnąć świeżym, angielskim powietrzem. Właśnie.. Malfoy.. Mówił jej kiedyś, by uważała, rozmawiając potajemnie z Longbottomem.. Nigdy jej nie powiedział, ile usłyszał z ich rozmowy ani czy obieca zachować milczenie w tej sprawie.. Cholewka! Musiał poskarżyć Śmierciożercom, że ona – Luna Lovegood spotyka się potajemnie z dawnymi członkami Gwardii. Czego być może jeszcze prefekt Slytherinu nie wiedział było to, że Luna jest zdolna zaatakować samą Śmierciożerczynię, a co mogło przeciążyć szalę jej przewinień. Musiała z nim porozmawiać o tym, czy to on zdradził prawdę Czarnym Sługom, gdyż w tym momencie cała Gwardia była zagrożona.
  Wzburzone rozmowy i okrzyki uniesień oderwały Lunę od jej własnych przemyśleń, zwracając uwagę na coś bardziej zdumiewającego. Dziwne odgłosy i szczery entuzjazm, tak rzadki w murach tego zamku doszedł do jej ucha, kiedy właśnie schodziła po schodach, kilka cali od jadalni. Okazało się, że kilkoro Gryfonów i Puchonów zebrało się w jednym punkcie wokół stołu Ravenclaw, którzy tym samym tworzyli nieoczekiwane i nielegalne zgromadzenie. O dziwo, na sali nie było żadnego Śmierciożercy, a kilku nauczycieli udawało, że nie dostrzega tego zjawiska. Luna, jako, że stół należał do jej domu, podeszła niedaleko, by zbadać sytuację, a gdy dostrzegła Ginny pośród osób tłoczących się w tym jednym miejscu, nie omieszkała się jej zapytać o to dziwne zajście.
- O, Luna – ruda uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, choć jej ręce drżały i była dosyć nerwowa.- Posłuchaj, co mówi Terry! Są wieści o Harrym!
  Luna nie musiała dalej pytać, zdołała nawet chwycić strzęp gazety, na którym widniała informacja o ucieczce przyjaciół z banku Gringotta i to na smoku! Kto by pomyślał, że Harry mógł być tak pomysłowy?
- Najważniejsze, że nic im się nie stało.. Harry miał już do czynienia ze smokiem.. Podejrzewam, że zdołali uciec.. – Ginny westchnęła głęboko, okazując jednocześnie troskę o przyjaciół, jak i radość, która kumulowała się w jej sercu.
- Co to za zbiorowisko?!! – rozmowy, szepty oraz żarliwe debaty zostały uciszone w nieoczekiwanej chwili przez jednego ze Śmierciożerców. Za nim pojawił się dyrektor, który zbadał najpierw większość uczniów swoim zimnym, pochmurnym wzrokiem, a następnie kazał odstąpić wszystkim od siebie o krok.
- Kto z was ogłosił tą informację?
  Snape domyślając się, że nie uzyska tak szybko odpowiedzi, zwrócił się do swojego towarzysza.
- Wszystkim porcja Veritaserum na otrzeźwienie – kąciki jego ust powędrowały w górę, tworząc jeden z najgorszych pogardliwych uśmiechów na jaki było stać Severusa Snape’a. To był jeden ze skutecznych sposobów wyciągnięcia prawdy na szybko. Terry Boot wystąpił z „tłumu”, by przyznać się do swojego uczynku.
- Boot, nie spodziewałem się.. Nie ma Longbottoma, to ktoś go musiał zastąpić – odrzekł Snape, obdarzając chłopaka srogim spojrzeniem.- Larry, weź go, kilka Cruciatusów pomoże mu ochłonąć..
- To niesprawiedliwie!
- Jak to!
  Snape uciszył buntowników jednym, gwałtownym ruchem ręki.
- Jeśli ktokolwiek z was wspomni Pottera, spotka go ta sama kara.. Bez dyskusji albo wszyscy dołączą do pana Boota..
  To wystarczyło, by zakończyć bezowocną dyskusję z dyrektorem. Ginny śledziła gniewnym wzrokiem mężczyznę prowadzącego Terry’ego aż zniknęli w głębi korytarza. Miała ochotę się zbuntować, postawić, ale nic nie mogło przekonać jej, by zrobiła to przed obliczem dyrektora. Luna odciągnęła ją od tłumu i posadziła przy sobie na ławce, by mogła z dala od wszystkich ochłonąć.
- Musimy o tym porozmawiać.. – ruda nachyliła się nad ramieniem przyjaciółki, patrząc w kompletnie inną stronę.. – O Gwardii.
- Zanim zaczniecie posiłek – Snape odezwał się ze wzniesienia, skupiając na sobie uwagę obecnych na sali i uniemożliwiając tym samym rozmowę Luny i Ginny.- Zaszła tu przed chwilą nieprzyjemna sytuacja.. Warto jednak przypomnieć, że jakiekolwiek sprzeciwienie się wobec nakazów i zakazów wyrzeźbionych tu obok na ścianie zamku może doprowadzić do nieprzyjemnych wydarzeń..
  Głos Snape’a rozchodził się po sali i odbijał od ścian jakby celowo chciał dostać się do wszystkich par uszu choć był tak niski i głęboki. Z reguły Snape nie krzyczał ani nie podnosił na tyle głosu, by mógł go słyszeć cały zamek, lecz w tym momencie każdemu wydawało się, że jest on najpotężniejszy ze wszystkich, jakie do tej pory uczniowie mieli okazję usłyszeć.
- Mowa o Harrym Potterze, tym zdrajcy i uciekinierze jest surowo karana. Zabrania się również niepotrzebnych zgromadzeń.. A nawiązując do tego, odkryto, że na terenie zamku organizowane są nielegalne spotkania.. Radzę zaniechać tego pomysłu, gdyż inaczej.. grozi to wydaleniem z zamku.. natychmiastowym wydaleniem..
  W tym miejscu dyrektor rozejrzał się po komnacie, badając, czy dyscyplina została zachowana, czy do wszystkich dotarła ta wiadomość, choć nie było to możliwe do sprawdzenia.
- Życzę wszystkim smacznego obiadu.. – zakończył jadowicie, sprawiając tym samym wrażenie, że wcale nie życzył tego szczerze.
- Udław się – wyszeptała Ginny, czerwona na twarzy i podekscytowana ostatnimi słowami Snape’a dotyczącymi Harry’ego.- Niech go Merlin porwie..
- Spotkajmy się jutro na dziedzińcu.. W publicznym miejscu i tam porozmawiajmy, nie stwarzając podejrzeń – powiedziała jej Luna, zamierzając pozostawić rudą w towarzystwie innych nabuzowanych Gryfonów, którzy nawet nie mieli ochoty nakładać niczego na talerz po tak nieprzyjemnym przemówieniu. Nikt więc nie dziwił się, że Luna chciała wyjść, odebrano to bowiem za znak oburzenia z jej strony. Nie mijało się to z prawdą, gdyż Luna była rozdrażniona, ale z innego powodu. Domyślała się, kto mógł zdradzić dyrektorowi prawdę o ich potajemnych spotkaniach i musiała się spotkać z tą osobą już teraz. Czuła potrzebę powstrzymania Malfoy’a od szpiegowania jej przyjaciół i co więcej, od donoszenia przez niego tych informacji siłom wyższym. Poczucia wstrętu oraz gniewu, które powinny być jej obce, mierziły jej umysł, nie dopuszczając do niego ziarna spokoju. Zmierzyła w stronę lochów, w kierunku gabinetu, w którym najprawdopodobniej mógł znajdować się ten typ. On, przed którym tak wiele dobrych jej ludzi ostrzegało ją, snuło uprzedzenia, odradzało bliższych kontaktów. Teraz musiała zmierzyć się z tym problemem sama, w głębi serca również czując, że spotka tam Victorię.
 **
  Draco chodził po gabinecie profesor Rodley, oczekując aż w końcu kobieta wyjdzie ze swojej sypialni i porozmawia z nim choć przez chwilę. Nie mógł się tego doczekać, tak samo jak wyprawy, którą mieli oboje ponownie odbyć w ten weekend. Drzwi uchyliły się nieznacznie, a zza nich wychyliła się głowa Victorii, której mokre włosy opatulone ręcznikiem chowały się w jego spiralach. Tym samym do nozdrzy Ślizgona doszedł przyjemny zapach szamponów i płynów do kąpieli.
- Możesz wyjść i ze mną porozmawiać?
- Widzisz przecież, że nie jestem gotowa, a zajmie mi to jeszcze trochę czasu, zanim całkowicie się uporządkuję.
- Kto normalny kąpie się w południe?
- Nie mam dzisiaj zajęć, smoku, także cała łazienka jest do mojej dyspozycji.. A o czym chciałeś konkretnie porozmawiać?
- O naszej wyprawie, bo przecież to takie oczywiste i normalne, że jutro wyjeżdżamy.. Nie trzeba wcale tego omówić..
- Przestań być taki sarkastyczny – ucięła mu krótko nauczycielka i westchnęła.- Przyjdź wieczorem, dobrze?..
  Pukanie do drzwi odwróciło ich uwagę, Victoria zamarła, znowu Draco odwrócił tylko głowę, odczekał kilka sekund i zwrócił się do swojej profesor ponownie.
- Victoria, nie jestem pewien kilku rzeczy.. Co ci jest? Przejmujesz się, że ktoś pukał w drzwi?
- To ona.. – powiedziała profesor i schowała się w swoim pokoju.- Powiedz, że mnie nie ma..
- Z ogromną chęcią..
- Także, lepiej już idź, smoku.. Przyjdź później – doszło do niego zza drzwi, co wcale nie ucieszyło chłopaka, lecz zwiększyło poziom gniewu, jaki miał zamiar z siebie wyładować na czekają po drugiej stronie Krukonkę.
- A niech to – bąknął pod nosem i z hukiem otwarł ciężkie wrota, by tym samym udawać, że wychodzi ze środka.
  Rzeczywiście, na korytarzu stała rozmarzona dziewczyna, o twarzy zadziwiająco dzisiaj zaciętej i spochmurniałej. Draco skupił się wpierw na jej wizerunku i zachowaniu niż na przywitaniu, jakie oczekiwała z jego strony.
- Nie ma Rodley, więc nie masz tu czego szukać..
- Gdyby jej nie było, otwieranie nie zajęłoby ci..
- Od czasu do czasu przesiaduję sobie w jej gabinecie i czytam książki..
- To skąd te głosy?
  Draco spróbował powstrzymać drgające policzki, które były zwiastunem wybuchu złości, ale musiał zachować jak największą powagę.
- Czary, dziewczyno.. To nie była Rodley, jeśli do tego zmierzasz..
- No cóż.. Spróbuję kiedy indziej – odpowiedziała, a Draco od razu zauważył, jak wyraz smutku wystąpił na jej twarz.- Mam również sprawę do ciebie.
  Ślizgon powstrzymał po raz kolejny gwałtowne emocje, a w szczególności uczucie zaskoczenia, lecz nie zamierzał pytać się, dlaczego szukała i jego.
- Nie mam czasu, Pomyluno Lovegood – odparł od niechcenia, nie mając z nią ochoty rozmawiać, choć tak bardzo paliła go ciekawość, czego od niego chce ta mała paskuda.
- Muszę z tobą porozmawiać.. Miałam choć małą nadzieję, że..
- To ją porzuć.. – warknął, mając największą ochotę stąd zniknąć..
  Luna nie kontynuowała rozmowy, tylko patrzyła na niego poważnie, smutno, z wyrzutem w oczach, które barwiły wszystkie uczucia na kolor niebieski. Widział tylko te wielkie oczy, morskie, zimne, nieprzejrzyste..
- To żegnaj, nie będę cię namawiać.. – odparła i odeszła pierwsza, zostawiając Dracona zmieszanego i skrępowanego pośród swoich wyrzutów i żali. Miał ochotę zapytać ją, o czym chciała z nim porozmawiać, ale gniew, jaki odczuwał wobec niej i zazdrość związana z Rodley były większe i przemogły go. Przemogły jego dobrą stronę.
 **
  Victoria nie chciała uciekać przed Krukonką, ale musiała. Była do tego zmuszona z powodu tego, by ją chronić przed złym urokiem, jaki wokół siebie roztaczała i zakazanymi czarami, których nie powinna uczyć tak młodej uczennicy. Profesor czuła, że posiada w sobie urok, który źle wpływał na umysł Luny, doprowadzał ją prawie do szaleństwa, do pragnienia widzenia się z nią, uczenia się od niej.. stawania się nią.. Victoria była zmuszona zdecydować, czy to kontynuować, czy pozwolić jej wrócić. Wiedziała, że urok mógł działać w dwie strony i właśnie zaczęła się obawiać, że doprowadzi ją to do nieuniknionego obłędu.
 **
- Przygotowałaś wszystko? – w progu pokoju nauczycielskiego, który świecił prawie pustkami stanęła Pansy Parkinson, kierując swoje pytanie do jedynej obecnej tam osoby – Alecto Carrow.
- Jesteś pewna, że uda się ją w ten sposób namówić?
- Oczywiście.. Zadurzona jest w nim po uszy, umiem takie rzeczy dostrzegać – odparła od niechcenia Ślizgonka, widocznie zmęczona tematem, jaki musiały drążyć.
- Jutro to musi zostać jej przekazane.. – odparła Śmierciożerczyni, unosząc w dłoni zwitek zagiętego pergaminu i uśmiechnęła się jadowicie, wyobrażając już sobie najprzeróżniejsze scenariusze.
- Doczekasz się tego.. – powiedziała do przesady przesłodzonym tonem prefekt Slytherinu.- Cierpliwości, Alecto..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz