sobota, 20 kwietnia 2019

~36~

- Wygnanie olbrzymów i cyklopów z angielskich terenów doprowadziło do szerszych buntów i wojen z czarodziejami, którzy starali się odeprzeć te ataki, by zachować autonomie..
   Mdła postać profesora Binnsa unosiła się w powietrzu, kołysząc się na boki w rytmie wypowiadanych przez niego słów. Jego głos usypiał każdego obecnego ucznia, który bynajmniej interesował się historią dotyczącą konfliktów czarodziejów z olbrzymami. Sam profesor nie baczył na tych mniej zaciekawionych zajęciami, opowiadając dalej i dla wzbogacenia opowieści dodając daty i miejsca wydarzeń. Neville rysował w swoim małym dzienniku, w którym niezliczone notatki przypominały o ważnych sprawach, spotkaniach czy wydarzeniach. Chłopak nie był na tyle głupi, by nie ochronić swojej własności zaklęciem prywatności. Tylko on miał wzgląd w swój dziennik, ale jako, że ostatnio nic się nie działo obecnie służył mu jako przybór do malowania. Wypisując literę „L” na środku jednej ze stron, nie usłyszał, jak profesor Binns podał już piątą datę dotyczącą powstania czarodziejów.
- Próby nawiązania sojuszu z królem magów Augustusem nie doprowadziły do jakże długo oczekiwanego pokoju w 1854 roku. Zapisaliście to? Dobrze.. Do czego to.. A! Pokój zawarto dopiero dziesięć lat później..
- Pss.. Neville – z ławki obok odezwał się Seamus, który tak samo jak Neville był mało zainteresowany zajęciami.- Musimy porozmawiać..
- Teraz? – wyszeptał w jego stronę Neville, który przerwał rysowanie, oderwał wzrok od mistrzowsko naszkicowanej litery i nachylił się w stronę kolegi z dormitorium.- To niebezpieczne.. Poczekajmy do przerwy..
- Nie widzisz jak wszyscy prawie zasypiają? – mruknął Seamus, rozglądając się po klasie i badając jaki panuje w niej stopień znudzenia. Oceniając, że jest względnie wysoki, kontynuował rozmowę.- Wiem, że przez kilka dni byłeś nieobecny i możesz kilku rzeczy nie wiedzieć, ale uwierz, że nie tylko ja rozpytuję się o kolejne spotkanie..
- Lepiej uważajcie z tymi pytaniami.. Nie wiecie, kto może słuchać..
- Także pokój z olbrzymami nie zaowocował większym sukcesem.. Historia lubi się powtarzać.. Doszło do kolejnej bitwy w 1871 roku..
- Trzeba porozmawiać z Ginny – odezwał się ponownie Neville, kończąc tym samym rozmowę z chłopakiem i wracając do rysowania w dzienniku, w którym litera „L” zaczęła powoli poruszać się na kartce, wijąc się i tańcząc na białej stronie.
- Król Augustus poniósł ogromne straty, wiele magów odwróciło się od niego, co wpłynęło na jego powolny upadek.
   Profesor Binns zakołysał się jeszcze gwałtowniej, a kilka dziewczyn krzyknęło wraz z chłopakami, którzy gwałtownie zostali wyrwani z sennej rzeczywistości. Do klasy wpadła grupa Śmierciożerców i szmalcowników, taranując po drodze kilka pustych ławek, torby uczniów pozostawione gdzieś z boku i książki porozrzucane na podłodze.
- Longbottom! – krzyknął jeden z nich, kierując się w stronę zaskoczonego, zaspanego Gryfona.- Zbieraj się!
   Na powitanie obdarował chłopaka ciosem w twarz, zwalając go najpierw na stołek, a potem pod ławkę przy akompaniamencie szlochów i cichych skarg profesora. Jako że był duchem Śmierciożercy nie mogli mu nic zrobić, ale jako, że on również nie był w stanie uczynić im żadnej krzywdy, nawet się nim nie przejęli.
- No, no, no! Longbottom! – tuż przy głowie chłopaka znalazła się gęba znanego mu szmalcownika, przez którego zostali prawie ukarani ostatnim razem w gabinecie Snape’a.
- Ty.. – warknął Gryfon, próbując zebrać się i wstać, by zrównać się z przeciwnikiem, ale kolejne ciosy w brzuch i twarz nie pozwoliły mu nawet na wypowiedzenie słowa.
- I co? Czas by się odegrać, chłopcze..
   Na jego znak kilku Śmierciożerców zebrało Nevill’a z podłogi i uniosło wysoko na swoich rękach, by zaklinować jego szamoczące się nerwowo kończyny. Uczniowie patrzyli za nim przerażeni, gdyż rozgrywająca się przed nimi scena wydawała się zakończyć upiornie. Chcieli go wyrzucić przez okno? Potoczyć po stromych schodach? Gęsta, dusząca cisza zapadła, kiedy zatrzaśnięto za Śmierciożercami drzwi, a Seamus objął wzrokiem pozostawione przez nich rzeczy Neville’a. Zwłaszcza dziennik z narysowaną literą „L” na środku.
 **
   Po wyczerpujących zajęciach i wymagającej pracy na lekcji Eliksirów, Ginny wyszła z sali profesora Slughorna wystarczająco zmęczona. Znużenie ostatnimi wydarzeniami dawało o sobie znać, przez co Gryfonka mniej spała, jadła i uczyła się. O tym ostatnim nie było nawet co wspominać, jeśli nie miała czasu choćby na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Jednak większość starych nauczycieli wiedziało, co dzieje się ostatnimi czasy i dawali upust dziewczynie zmęczonej wszystkim, co wiązało się ze szkolnymi problemami.
   Niedaleko klasy, którą opuściła, spotkała Lavender, byłą dziewczynę jej brata, ożywioną i niecierpliwą, która bawiła się kosmykami swoich włosów. Kiedy tylko ujrzała rudą, wypaliła z wszystkimi przygotowanymi pytaniami dotyczącymi Gwardii.
- Na pewno nie wszyscy, którzy ostatnio byli obecni w naszym dormitorium, tylko kilka osób w wybranym miejscu – odpowiedziała jej dyskretnie młodsza koleżanka.- Przykro mi, Lavender, ale nie znam jeszcze konkretów.
- Daj mi tylko znać, jeśli się dowiesz – odparła dziewczyna i popędziła w drugą stronę, by nie pozwolić na to, by szpiegujący uczniowie zaczęli coś podejrzewać.
   Ruda pozostała sama, bezskutecznie obracając się na boki, mając ogromną nadzieję, że spotka jeszcze kogoś znajomego. Oczywiście kogoś, kto nie miał ochoty jej torturować. Mając jeszcze sporo czasu do kolejnych zajęć, postanowiła skorzystać z łazienki na drugim piętrze, w której niegdyś pisała w dzienniku samego Voldemorta. Choć miała z tym miejscem złe skojarzenia, to kolejna łazienka była zbyt daleko, by mogła tak beztrosko i samotnie chodzić po zamku. Kiedy bez pośpiechu skorzystała z toalety, postanowiła przed lustrem zbadać świeże siniaki na skórze schowane pod głęboką warstwą ubrań. Nie robiła tego w dormitorium w obecności innych dziewczyn, gdyż nie miała najmniejszej ochoty być świadkiem, jak dyskretnie obserwują ją z boku i oceniają w ciszy, czy długo wytrwa z takimi obrażeniami. Nie była więc zdziwiona, gdy zobaczyła fioletowe plamy na plecach i czerwone rysy, pozostałości po świeżych zadrapaniach. Na taki widok nie jedna Gryfonka mogła chcieć zaalarmować szpital. Dla rudej nie było nawet mowy, by choć na chwilę mogła oderwać się od życia w zamku, jakiekolwiek ono było. Ciche skrzypienie drzwi nie oderwało jej od myśli, nawet nie spojrzała na dziewczynę, która weszła, za to subtelnie zakryła ramię szkolną szatą.
- Nie wyglądasz za dobrze, Ginny Weasley.. – odezwała się Ślizgonka, która zakradła się za plecami rudej.
- Coś ci się nie podoba? – Gryfonka nie mogła panować nad swoim głosem, gdy wchodziła stopniowo w konflikt z osobą o wrogim nastawieniu. Nie umiała nic na to poradzić, nawet myśląc o nieprzyjemnych tego konsekwencjach.
- Zobaczymy, co powiesz za chwilę..
   Zanim Ginny zareagowała, wokół niej błysnęło światło, powiało mroźnym powietrzem i z ciemnych, duszących obłoków wyskoczyło nagle kilka dziewczyn, które z niewyobrażalną siłą uchwyciły Ginny, by ta nie mogła się im wyrwać.
- Jesteś pewna, że to ona? – zapytała jedna z nich, targając za prawy rękaw Gryfonki.
- No oczywiście.. tych rudawych kłaków Weasley’ów nie da się pomylić z niczym innym..
   Ślizgonka, która dyrygowała całym tym przedstawieniem podeszła w końcu do zebranych wokół Ginny dziewczyn i chwyciła ją za podbródek. Szyderczy uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- I co teraz powiesz, hm?
- Gdyby ze mną było więcej osób, na pewno nie zadzierałabyś tego nosa – ruda wiedziała, że nie było sensu kłócić się z ich liderką, ale mogła powstrzymać się od komentarza.
- Szkoda, że to nie wy macie władzę w tym zamku – odrzekła spokojnie, a potem dając znak pozostałym, pozwoliła im, by mogły ulżyć na Gryfonce swoich emocji.
   Ginny zniosła dzielnie groźby, przekleństwa, złe słowa i szyderstwa wylewające się jak jad z przepełnionej czary. Szarpały ją za włosy, ściskały i drapały, zrywały szatę. Ośmieliły się nawet dotrzeć do jej blizn i znamion na zaróżowionej od gorąca skórze.
- To dopiero początek, Weasley – powiedziała Ślizgonka, wychodząc z toalety i zbliżając się do umywalki, by wyczyścić dłonie. Na koniec otarła mokre palce o sweter Gryfonki.
- Gdzie mnie prowadzicie?
   Jednak nie otrzymała upragnionej odpowiedzi, zostając siłą wypchnięta z łazienki.
 **
   W Wielkiej Sali nie działo się nic szczególnie ciekawego. Kilkunastu Gryfonów siedziało przy swoim stole, tak samo niewielu Ślizgonów po drugiej stronie i jedna Krukonka przed talerzem pełnym biszkoptów. Luna delektowała się ciastkami, po które specjalnie przyszła na podwieczorek i w milczeniu odrabiała pracę domową na zajęcia z Runów. Popołudnie nadal byłoby takie nudne, gdyby nie kilka Ślizgonów, którzy przysiedli się do swoich pobratymców naprzeciw jej stołu i zaczęli komentować wydarzenia z bieżącego dnia. Jej ołówek zatrzymał się w miejscu w chwili, gdy usłyszała znajome nazwiska.
- Coraz częściej się zdarza, że zabierają kogoś z lekcji.. I dobrze, bo ci kretyni nie mogą myśleć, że są bezpieczni.
- Longbottoma wynieśli podobno w taki sposób, że szkoda było tego nie zobaczyć..
- Ale opowiedz coś więcej.. – do grupy dołączyło kilka dziewczyn i niestety ich głosy ucichły, stłumione pomiędzy garstką ludzi, których zaczynało przybywać.
   Zjadliwe uśmieszki, szydercze śmiechy oraz rozpalone spojrzenia spotęgowały złość Luny, która narastała z każdym wybuchem denerwujących chichotów i komentarzy obrażających jej przyjaciół.
- To nie słyszeliście o akcji z Weasley? Tą zdrajczyni zastali w łazience.
- Szykuje się coś ciekawego?
- Nic nie wiadomo..
- Przecież oni i nas wykorzystują do swoich celów.. – odezwał się jeden z chłopaków, który siedział przy stole niewzruszony zbierającym się wokół niego tłokiem, jakby traktował całe zgromadzenie w głębokim poważaniu. Nie wyglądał raczej na zainteresowanego ostatnimi faktami.
- Co masz na myśli? – prychnęła młodo wyglądająca czarnowłosa Ślizgonka.
- Czy oni kiedykolwiek angażowali kogokolwiek z naszego domu w ich sprawy? Jedyne, do czego im służymy to przynieść i posprzątać..
- A chcesz, by to i dla ciebie dobrze się skończyło? – z pogardą odpowiedziała mu ta sama dziewczyna.
- Nie wiem.. Ale z pewnością nie muszę puszyć się jak reszta z was..
   Ich uwagę odwróciły osoby, które właśnie wkroczyły do Wielkiej sali. Ciche komentarze oraz wrogie spojrzenia wobec Gryfonów zostały przerwane, a wszyscy Ślizgoni z zainteresowaniem odwrócili głowy w kierunku dwóch czarno odzianych strażników kroczących wzdłuż stołów. Zatrzymali się dokładnie obok siedzącej w ciszy Luny. Krukonka spojrzała na nich z takim spokojem, że początkowo ich to zmieszało.
- Idziesz z nami.. – powiedział jeden z nich, który stał bliżej. Drugi trzymał różdżkę.- Myślę, że nie odważysz się zaatakować, więc nie masz wyboru, jak wstać i..
- Oczywiście.
   Mężczyźni rozszerzyli w zdumieniu oczy, a wśród Ślizgonów jeden na drugiego patrzył z niedowierzaniem. Wszyscy spodziewali się jakiś pytań, oznak buntu, czy próby walki. Luna Lovegood wstała od stołu i grzecznie przeszła przez ławkę, by podążyć za posłannikami. W tej chwili żaden z nich nie miał podstaw, by szarpać dziewczynę za szatę, gdyż była o wiele bardziej spokojna niż pozostali uczniowie z osobna.
  Czuła na sobie ich oczy. Podążali za nią wzrokiem aż do wyjścia, przy którym spotkała jeszcze jedną znaną jej osobę. Malfoy przeszedłby obojętnie, gdyby nie znany mu powiew wanilii oraz stukot kapsli zwisających na tandetnym naszyjniku. Takie przynależności mogły charakteryzować tylko jedną znaną mu postać.
- A wy dokąd? – zapytał od niechcenia, koncentrując swoją uwagę raczej na mężczyznach, wzrokiem ignorując Krukonkę.
- Mamy takie zlecenie, więc je wykonujemy, Malfoy – odrzekł ten sam, który jako pierwszy zwrócił się do Luny.- Coś jeszcze?
- Nie, nic.. – mruknął i na milisekundę obdarzył Lunę spojrzeniem. Nie podobało mu się to.- Z ciekawości pytam.. Ostatnio jest tu za spokojnie.
- Do zobaczenia wieczorem – rzekł posłannik i ruszył dalej, chcąc jak najszybciej to zakończyć.
   Luna delikatnie spuściła głowę i podążyła za mężczyznami, nie mając odwagi, by spojrzeć na prefekta Slytherinu.
 **
   Gwałtowny huragan wstrząsnął płachtą należącą do Gryffindoru, która rozciągała się na trybunach otaczających boisko do Quidditcha. Pod widownią, gdzie znajdowały się szatnie i ogólne miejsca spotkań drużyn leżał na samym środku poturbowany Neville. Jego ubranie nie było w najlepszym stanie, szata w kawałkach wisiała na nim jak na manekinie. Kolejny grzmot wstrząsnął drewnianą konstrukcją, a liczne trzaski i zgrzyty wraz ze świszczącym wiatrem utworzyły koszmarną melodię. Neville w ostatniej chwili obrócił swoje ciało, by nie zakrztusić się krwią, która spływała mu po gardle. Nad nim siedziała pochylona Ginny, wykończona, zmizerniała, prawie nieobecna. Trzymała przyjaciela za rękę i modliła się w duszy, by nie przyszli po nich. Po raz kolejny.
 **
   Ginny wcale nie czuła strachu. Z każdym kolejnym szturchnięciem idącego obok niej Śmierciożercy, wiedziała, że nic gorszego spotkać jej już nie może i zdążyła się do tego uczucia przyzwyczaić z każdą kolejną minutą monotonnego marszu. Prowadzili ją jako pierwszą, więc nie mogła zobaczyć, czy Neville oraz Luna nadal jej towarzyszą. Obawiała się jedynie samotności w swoim cierpieniu. Choć z drugiej strony wolała nie widzieć rozpaczy w oczach przyjaciół z powodu tortur, jakie z pewnością chcieli jej zadać obecni strażnicy porządku. Milczała. Brakowało jej słów, którymi mogła opisać swoje bezbarwne emocje.
   Zapadał mrok, który zaczął otulać błonia Hogwartu i utrudniać pole widzenia dziewczyny. Mogła jedynie oszacować drogę za pomocą bliskich znaków szczególnych, ale pewne uczucie nie odstępowało jej na krok. Znała tą drogę. Pamiętała, że nie raz kroczyła tędy podenerwowana, a wracała szczęśliwa, pijana zwycięstwem. Tak, niedaleko znajdowało się boisko do Quidditcha i tylko jedna tak znana jej droga tamtędy prowadziła.
- Sprawdź, czy wszystko jest już przygotowane – Śmierciożerca idący obok rudowłosej warknął do kroczącego za nim szmalcownika.
   Ginny wiedziała, że różnica pomiędzy nimi była znaczna. Bezpośredni słudzy Czarnego Pana mogli bez trudu rozkazywać tym drugim i jak najczęściej nadużywali tego przywileju. Szmalcownik nawet się nie buntował. Za chwilę zniknął Ginny z oczu, która nie umiała dojrzeć jego oddalającej się sylwetki w gęstniejącym półmroku. Usłyszała za to za sobą głośne pojękiwania Neville’a, z którego Śmierciożercy nie omieszkali stroić sobie żartów. Luna z pewnością szła milcząca i jak zawsze spokojna.
- Gdzie nas prowadzicie? – Ginny wszystko było jedno, więc postanowiła zaryzykować i zwrócić się do strażników, przy okazji próbując dojrzeć, czy rzeczywiście kroczą za nią jej przyjaciele.
- Zamknij się – to była jedyna odpowiedź, jakiej mogli jej udzielić.
  Dotarli na miejsce, kiedy zapadła całkowita ciemność. Ginny jednak widziała trybuny i boisko w mdłym świetle księżyca, który ukazał się chwilę wcześniej zza chmur. W końcu, obok niej pojawili się jej przyjaciele. Odetchnęła z ulgą, widząc ich przy sobie. Neville dyskretnie uścisnął dłoń rudowłosej, przelewając za pomocą tego gestu całe wsparcie, którego nie mógł określić słowami. Luna uśmiechnęła się do rudej, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że za chwilę może stać się im wielka krzywda. Było to idealne miejsce, by bezlitośnie wyżyć się na młodych uczniach, którzy nie raz zaszli Śmierciożercom za skórę. Ginny rozpoznała jednego, który kilka tygodni wcześniej uderzył ją w twarz na jednym z korytarzy. Niedaleko stał szmalcownik, którego przez przypadek nakryli, jak grzebał w rzeczach Snape’a. Miała przed oczami najgorsze wizje.
- Dlaczego się nie uśmiechacie? – odezwał się jeden ze Śmierciożerców, blondyn, na którego mówili Rowle.- Przed wami zawody, jakich jeszcze w życiu nie przeżyliście. Po raz pierwszy, a może i ostatni..
   Zawtórował mu chór wstrętnych chichotów, wrzasków, śmiechów i rechotów, na dźwięk których Ginny miała ochotę zwymiotować.
- Lubicie smoki?
   Ruda rozszerzyła oczy w zdumieniu. Co prawda, znała się trochę na tych stworzeniach, nawet okazywała zainteresowanie, kiedy Charlie o nich opowiadał, ale nie spodziewała się, że ci idioci wpadli na pomysł sprowadzania tych bestii na terytorium zamku. Raz tak się zdarzyło, omal Harry wtedy nie zginął i wolała zaprzestać pogłębiania wiedzy na ich temat. Czyżby szykowało się coś podobnego? Tym bardziej, że zostali pozbawieni różdżek i wszelkiej magicznej pomocy? To było jasne, że mogli tego nie przeżyć.
- Zaczniemy od chłopaka. Widać, że zahartowany i gotowy, by stawić czoła takiemu wyzwaniu.. – powiedział Rowle z nieograniczoną ilością szyderstwa w głosie.
   Ginny jęknęła, kiedy popchnęli Neville’a na sam środek boiska. Gryfon rozglądał się dookoła, czasami zerkając na dziewczyny z wyrazem niezgłębionego smutku. Kilka mężczyzn złapało dziewczyny za szaty i włosy i wepchnęło pod jedną z trybun udekorowaną jeszcze w płachtę z godłem Gryffindoru.
- Czas zacząć zabawę!!! – ryknął Rowle, a kilka chwil później zawtórował mu ryk rozwścieczonej bestii, którą Śmierciożercy od razu uwolnili. Luna złapała za dłoń roztrzęsionej Ginny, ale ruda wiedziała, że nie mogła jej uspokoić. Musiały to przetrwać.
 **
   Kiedy przyszła kolej na nią, nie miała zamiaru pokazywać im, że się boi. Dali jej do dyspozycji starą miotłę i kilka prymitywnych narzędzi, które w ich mniemaniu mogły jej pomóc w pokonaniu smoka. Oczywiście, o żadnym pokonaniu nie mogło być mowy. Dopóki sama nie powstrzyma smoka, nikt nie kiwnie palcem, by jej pomóc. Śmierciożercy wręcz czekali na czyjąś haniebną porażkę lub śmierć. Luna przyjęła tylko miotłę. W lataniu miała niemałe doświadczenie. W dzieciństwie latała z ojcem na swoim wzgórzu, a w czasach szkolnych odwiedzała testrale. Nie obawiała się, że spadnie, bała się raczej rażącego ognia rozwścieczonego smoka.
  Radziła sobie. Ile sił miała, tyle wykorzystywała, by uciekać przed bestią i ją zmęczyć. Nic innego nie przychodziło jej na myśl, dopóki nie rozłożyła się na rozkopanej ziemi, kalecząc ciało o ostre kamienie. Kolano i łokcie miała we krwi, szatę niemalże w strzępach. Jednakże w chwili, gdy wylądowała po części w piasku, brudząc twarz i dłonie, przyszedł jej na myśl pomysł. Szybko go wykorzystała. Używając resztek sił, weszła na miotłę i tak okrążała smoka, dopóki ten nie stracił orientacji i mogła wykorzystać moment, by rzucić garściami piasku w oczy stworzenia. Bestia zawyła z bólu, wpadła na trybuny, które natychmiast uległy pod jej ciężarem i leżała tak kilka chwil, ciężko oddychając i warcząc. Luna uciekła do miejsca, gdzie trzymali resztę jej przyjaciół. Nie czuła triumfu. Raczej obawę przed tym, co mogli wymyślić na poczekaniu Śmierciożercy.
- Ginny! – Krukonka natychmiast przykucnęła obok roztrzęsionej i wystraszonej przyjaciółki.- Gdzie Neville?
- Zabrali go do drugiego namiotu – wyszeptała z trudem rudowłosa, a następnie opadła na ziemię.
   Lunie nie podobał się stan Ginny, ale nie miała środków, by jej pomóc, za to nagle usłyszała donośny szelest.
- Cholibka! Luna! Ginny! – to Hagrid pojawił się za kotarą, która odsłaniała zewnętrzną stronę boiska. Tylko gajowy miał tyle siły, by unieść ciężką płachtę otaczającą trybuny.- Usłyszałem wrzaski i ryk smoka.. Myślałem, że to sen.. Co wy, dzieciaki?
- Hagrid, proszę – Luna podbiegła do olbrzyma, choć czuła, że sama opada z sił i najchętniej położyłaby się na ziemi – Zabierz Ginny do Hogwartu. Ja muszę odnaleźć Neville’a i jakoś uciec.
   Gajowy nie pytał po raz drugi. Bez trudu podniósł dziewczynę i otulił szczelnie swoim płaszczem. Na jego twarzy malował się smutek i troska. Luna nie mogła wątpić, że uda mu się dotrzeć do zamku przed Śmierciożercami, którzy na pewno za niedługo zauważą zniknięcie Gryfonki.
- Kiedy to wszystko się uspokoi, przyjdźcie do mnie.. Cholibka!
   Luna pokiwała mu głową, ale nie miała czasu na dalsze rozmowy. Kiedy Hagrid zniknął za płachtą, dziewczyna wyjrzała zza namiotu i dostrzegła kilku szmalcowników, którzy jeden po drugim teleportowali się, nie zważając na krzyki Śmierciożerców. Jej uwadze nie uszło mnóstwo przekleństw i gróźb pod adresem mężczyzn. Nie wiedzieli, co zrobić z okaleczonym smokiem. Jednak Lunę bardziej zainteresował fakt, że przestrzeń na terenie zamku musiała zostać otwarta, jeśli teleportacja stała się możliwa. Przedarła się ukradkiem do drugiego namiotu, który stał pusty, oprócz Neville’a leżącego nieruchomo w kącie. Na zewnątrz powstało ogromne poruszenie. Ktoś musiał zauważyć, że w namiocie obok nikogo nie ma. Luna skorzystała z okazji i podpełza do przyjaciela, by jak najszybciej go ocucić.
- Neville.. Neville.. Proszę..
- L-Luna..? – głos jaki wydarł się z jego gardła nie był w ogóle podobny do głosu jej starego przyjaciela. Gdy odsłonił szyję, zobaczyła odcisk buta, który mógł go niechybnie udusić. Luna zlękła się, widząc taki przejaw okrucieństwa, ale nie mogła się teraz poddać.
- Musisz nas przenieść do zamku.. Uczyłeś się teleportacji.. – wyszeptała szybko, gładząc chłopaka po głowie.
- Wiesz, że zawsze mi się podobałaś?
- Neville.. Nie teraz..
- Zginę za ciebie..
   Lunę ukłuło. Mocno. Wiedziała, że nie czuła nic do niego, ale nie mogła mu w tej chwili zaprzeczyć. Martwiła się o jego stan i musiała wynieść iść stąd żywych. Z zewnątrz rozległ się ryk bestii, która zdołała wstać, wnioskując po ogłuszającym odgłosie łamanych desek i wrzaskach Śmierciożerców.
- Gdzie jest Ginny?
- Jest bezpieczna. Z Hagridem. Neville, teleportuj nas…
- Co się tutaj dzieje? – do namiotu wskoczył Rowle i zamarł w bezruchu, widząc dwójkę przyjaciół przytulających się do siebie w kącie – Wracamy do zabawy!
- Spójrz na mnie.. – Neville mruknął do ucha dziewczyny, a kiedy ta spojrzała na niego, poczuła jak ziemia osuwa się spod jej ciała, dookoła zaczyna się kręcić, a w jej żołądku wszystko obraca się do góry nogami. Gdy wylądowali na dziedzińcu, oboje zostali gwałtownie od siebie odłączeni. Neville zamarł w bezruchu, znowu Luna poczuła, że w takim stanie nie wstanie do rana. Najważniejsze, że zdołali uciec. A teraz czekała. Choć nie wiedziała na co.
 **
   Draco Malfoy czekał przed pokojem nauczycielskim. Stał na korytarzu, dopóki drzwi nie otwarły się na oścież, a z komnaty zaczęli wypływać wszyscy znajomi Ślizgonowi profesorowie. Pierwsza wyszła profesor McGonagall, która zmierzyła chłopaka badawczym spojrzeniem, ale nie odezwała się, mijając go jak zwykły posąg. Kilku kolejnych nauczycieli szło grupami, nie zważając na czatującego w milczeniu Ślizgona. Osoba, na którą czekał nie pojawiła się. Ośmielił się więc wejść do środka i od razu zauważył, że w sali pozostały dwie osoby – dyrektor i Viktoria.
- Chciałbym z tobą porozmawiać – zwrócił się do profesor, oczekując, że w tej samej chwili nauczycielka wysłucha od razu jego prośby. Jednak zamiast tego, wtrącił się Severus.
- Cóż jest tak pilnego, że nie czekałeś na swoją panią nauczyciel na zewnątrz?
- Mam pewne pytanie, wuju – odpowiedział grzecznie Draco, inaczej nie zamierzał się do niego zwracać. Czasami, gdy ponosił go gniew, miał ochotę rzucać obelgami w twarz swojego ojca chrzestnego, ale obecnie nie miał powodu ani ochoty, by to zrobić. W tej chwili wkroczył do komnaty Śmierciożerca i bez ceremonialnego wstępu, poprosił dyrektora na słówko. Snape nie wahał się, choć jego mina świadczyła, że wcale nie miał ochoty przerywać konwersacji z chrześniakiem.
- Tak, Draco? – profesor Rodley odezwała się z krzesła, z którego nie wstała od zakończenia zebrania. Mierzyła chłopaka cierpliwym, łagodnym spojrzeniem.
- Zauważyłem dzisiaj, jak z Wielkiej Sali Śmierciożercy wyprowadzają Lovegood.. Prosiłaś mnie o coś, dlatego ci to mówię.. Nie podobało mi się to, choć Krukonka wyglądała na spokojną, jakby nic nie uczyniła..
- Luna zawsze tak wygląda.. Nic o tej sprawie nie wiedziałam.. Dziękuję, Draco..
- Wstawaj, Rodley – podbiegł do nich Snape, podenerwowany i zniecierpliwiony.- Na boisku do Quidditcha Śmierciożercy urządzili sobie zawody ze smokiem.. Bez mojej wiedzy..
- Ze smokiem? – powtórzył Draco, uderzony siłą ten informacji jak obuchem.
- Wykorzystali kilka naszych uczniów, by z nimi walczyli.. Nie obejdzie się im to na sucho – warknął do siebie dyrektor i zebrał do kieszeni kilka eliksirów.
- Jakich uczniów? – ponagliła go Viktoria. Draco zauważył, że z niepokojem zerkała to na Snape’a, to na drzwi.
- Longbottoma, Weasley.. i.. Lovegood – odpowiedział mężczyzna, nie zwracając uwagi na to, że wzrok profesor wbił się w jego sylwetkę jak ostrze. Draco sam nie mógł uwierzyć. W kreatywność Śmierciożerców, czy w fakt, że znajome osoby, których nazwiska wymienił Snape mogą już nie żyć. Sam nie wiedział.
- Skąd oni wzięli smoka? – zapytał zaskoczony, ale nikt nie udzielił mu odpowiedzi.
- Odpowiadaj mi! – wrzasnęła profesor w stronę stojącego w drzwiach Śmierciożercy, który czekał na rozkazy dyrektora.- Czy ci uczniowie to przeżyli?
- To znaczy.. ja nic nie wiem..
- Lepiej sobie przypomnij.. – warknęła groźnie kobieta.
   Snape czekał już ubrany w płaszcz i przygotowany, ale nie przeszkodził Viktorii. Sam chciał wiedzieć.
- Jak mnie posłali, to jeszcze żyli..
- Czekajcie.. – mruknął Snape.- Ktoś teleportował się na terenie zamku..
   Draco nadal nie rozumiał, dlaczego jego nauczycielka tak gwałtownie reaguje. Jeśli nawet martwiła się o życie Lovegood, nie musiała tych uczuć tak publicznie okazywać. Postanowił jednak, że pójdzie z nimi, gdyż pragnął wielce zobaczyć, w jakim stanie będzie Pomyluna i reszta jej bezmózgich przyjaciół.

piątek, 19 kwietnia 2019

~35~

  Stół w jadalni uginał się od ciężarów podanych na nim potraw. Zastawione pieczenie, jeszcze gorące i buchające parą, pachnące potrawy, chrupkie owoce, które prosiły kolorami, by wziąć je do ręki i ugryźć były tylko przystawką do tego, co miało jeszcze pojawić się na drewnianym, bogatym stole. Draco obserwował to z boku i mimo że sam miał ochotę, by spróbować czegoś, co podane było na wystawnych talerzach, to przekonał sam siebie, że lepiej mu będzie stać o pustym żołądku niż porównywać się do Śmierciożerców, których potrawy przyciągały głodnych i próżnych. Czuwał z boku, daleko od zbierającego się tłumu, niechętny do rozmów. Choć był w swoim własnym pałacu, miał wrażenie, że goście traktują go tu jak obcego. Nie widział, czy matka lub Lucjusz pojawili się w komnacie, gdyż zbierało się coraz to więcej zwolenników Czarnego Pana. Z każdą chwilą jego własny dom przestawał przypominać mu znajome miejsce, ale oziębłą strefę, gdzie Śmierciożercy mogli się ze sobą spotkać.
 Po której jestem stronie? Nie. Teraz nie było na to czasu. Nie mógł pozwolić swojemu umysłowi zabłądzić tak daleko, gdyż mogło okazać się to zbyt niebezpieczne. Należało przede wszystkim znaleźć odpowiedniego partnera do rozmowy, gdyż samotne przechadzanie się po własnym pałacu mogło dla innych wydawać się zbyt osobliwe. Draco wcale nie był chętny do rozmowy, ale wiedział, że nie może igrać z ogniem, jakim byli Śmierciożercy, nawet, jeśli czuł się od nich lepszy, a i od pewnego czasu o wiele bezpieczniejszy pod skrzydłem Victorii.
- Przekąska? – zapytał goblin, którego chłopak nie zauważył, przechodząc obok głównego wejścia do salonu.
- N.. W sumie, spróbuję.. – i od razu pożałował, gdyż specjał, który zaserwował mu służący miał piekielnie niedobry, ohydny smak, ale ukrywając obrzydzenie Draco przełknął potrawkę bez protestów.- Niechybnie, nasza kuchnia zmieniła swoje menu..
   Goblina nie obchodziło to wcale, miał tu tylko służyć, o czym Draco doskonale wiedział, więc szukanie innego partnera do chwilowej konwersacji musiał rozpocząć od nowa. Nie rozpoznawał twarzy. Wokoło niego zbierali się sami nowicjusze lub być może ukryci profesjonaliści, ale każdy z nich był częścią szeregu Czarnego Pana. Większość zajęta była rozmową w swoim towarzystwie, choć Draco wyczuwał ich spojrzenia, gdy przechodził obok, dostrzegał, jak łypali na niego z ciemnych zakamarków, znad ramion towarzyszy, przeszywali zimnym, często obojętnym wzrokiem. Ale wszyscy go znali.
- Wraz z rządami Severusa wcale nie tak trudno wyrwać się z ramion Hogwartu, prawda?
   Z wyciągniętą dłonią podszedł do niego Dołohow, który jako jedyny okazał Draconowi najmniejsze oznaki szacunku lub tak przynajmniej wydawało się Ślizgonowi. Na twarzy czarnowłosego Śmierciożercy dostrzegł cień szyderczego uśmiechu, ale nie zamierzał rezygnować z rozmowy przez tak trywialne zachowanie, kiedy tylko rozmówca sam nawinął się przed jego obliczem.
- Teraz dyrektor pozwala mi opuszczać zamek częściej, dzięki czemu czuję się o wiele swobodniej.. Tak, jak powinno być.
- Severus wykonuje swoje zadanie z ogromnym zaangażowaniem.. Ilość przesłuchań wzrasta wraz z upływem tygodni.. Patrole też sprawują się w miarę dobrze.. – Dołohow szykował się do wyliczania zasług, o których tak naprawdę nie miał pojęcia i Draco zdawał sobie z tego sprawę, ale pozwolił mu mówić – Mam jednak pewne wątpliwości, co do jakości tych przedsięwzięć.
- Co sprawia, że tak czujesz? – Draco patrzył na mężczyznę bez cienia uśmiechu, poważnie, by tylko dać pozostałym do zrozumienia, czyli tym, którzy nadal skrycie go obserwowali, że wczuł się w temat, jest starym Draconem, Śmierciożercą, sługą Lorda. I wcale nie czyni nic, co mogło wydawać się dla innych czymś podejrzanym.
- Nie ma efektów, Draconie – odpowiedział mu Śmierciożerca, wcale nie ukrywając pogardliwego grymasu na swojej twarzy.- Czy Snape dowiedział się czegokolwiek z przesłuchań uczniów? Bella pragnęła pomóc mu w tym zadaniu, lecz doszły nas słuchy, że została wyrzucona z zamku brutalnie jak.. powtórzę jej słowa.. jak szmata.. I co więcej, Severus nie kiwnął palcem, by jej bronić, kiedy wypraszaniem naszej ukochanej Bellatrix zajmował się kto inny..
   Ślizgon dawno nie czuł tak mocnych drgawek i jednocześnie gniewu, choć patrzył w oczy Dołohowa nieustannie i nieustraszenie. Oczywiście, wszyscy naokoło wiedzieli, co uczyniła Victoria względem Lestrange, ale mało kto podnosił głos, by zapytać o to wprost. Draco spodziewał się tego, ale i tak nie miał zamiaru rozgłaszać niepotrzebnych kłamstw na temat swojej profesor. Należało na spokojnie przeczekać nadciągającą burzę, pod postacią oskarżeń, przekleństw oraz wierutnych wymysłów zgromadzonych.
- Na efekty należy cierpliwie czekać – odpowiedział w końcu Ślizgon, zdobywając się ostatecznie na jakieś słowa.
- Cierpliwie.. – Dołohow powoli i ostrożnie powtórzył to słowo.- Ale nie wieczność..
- Widzę, że panowie ucięli sobie dość interesującą pogawędkę – obok pojawił się niespodziewanie Wilkes, który opierając się swobodnie na ramieniu niezadowolonego Dołohowa, zbadał ostentacyjnie Dracona od stóp do głowy, nie szczędząc przy tym złośliwych chichotów.- Proszę, proszę.. młody panicz Malfoy.. Czemuż to ojczulka twojego nie ma na zebraniu?
- Ostatnio nie czuje się najlepiej, ale zastępuje go matka.. Moja rodzina odzyska swój honor..
- Z pewnością.. a zwłaszcza zadając się z.. jak jej to było? – Wilkes zacisnął powieki, demonstrując głębokie zamyślenie – Rodley! Właśnie.. Oj, oj, Draconie.. W co znowu Lucjusz cię wkopał, chłopcze? Hm? Mając przy sobie tylu wyśmienitych nauczycieli, sięgnął po tą kobietę.. – ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem i choć było ono udawane, nadało jego wypowiedzi wiele emocji.- Odzyskasz swój honor, kiedy z nami zaczniesz wykonywać zadania Czarnego Pana.. Polowanie na mugoli, zdrajców, śledzenie podejrzanych, karanie ich, wtrącanie do więzienia.. Sama przyjemność.. W ten sposób zaskarbisz sobie przychylność naszego Lorda..
   By nie wybuchnąć, lecz poradzić sobie z wysłuchaniem tych istnych kłamstw i fałszywych rad, Draco próbował wyobrazić sobie, jak zareagowałaby Victoria, gdyby stała właśnie obok niego w niewidzialnej postaci. Ujrzał oczami wyobraźni jej zimną i stanowczą pozę, która drga pod wpływem nadciągającej, niepohamowanej fali drwiącego śmiechu.
- Spróbuję się nad tym zastanowić, Wilkes – rzekł tak dostojnie, że na chwilę przypominał prawdziwego arystokratę, a oczy dwóch Śmierciożerców rozszerzyły się w zdumieniu.- Spróbowałbym najpierw dowiedzieć się, co dzieje się z twoją córeczką, Wilkes.. Za cicho o niej ostatnio..
  Dostał to, czego chciał. Mężczyzna zmienił swój wyraz twarzy, stał się pochmurny i odszedł w zamyśleniu, by na dłuższą chwilę odpocząć gdzieś z boku.
- Mam nadzieję, że niedługo zobaczymy się w innych okolicznościach – dodał Dołohow, który od kilku minut przyglądał się tej wymianie zdań z pewnym uprzedzeniem i wyższością.
- Co masz na myśli? – ton Dracona stał się ironiczny, nad czym nie potrafił zapanować, ale Śmierciożerca na szczęście zignorował ten krótki przejaw braku szacunku.
- Do zamku przybędą nowe posiłki, Draconie.. Rookwood i ja palimy się, by dopomóc Severusowi. O, wybacz.. Muszę cię teraz opuścić, choć kontynuowałbym tą rozmowę.. Do zobaczenia w jadalni.
   To on, Draco powinien tak powiedzieć, gdyż znajdował się we własnym domu.. Ale nieważne! Co miał na myśli Dołohow, że przybędą nowe posiłki? Czyli jednak Snape przystał na propozycje pozostałych Śmierciożerców, by przyjąć kolejną garstkę do Hogwartu? W tym Rookwooda.. Nie dostrzegł go wśród tłumu nieznanych twarzy. Nie usłyszał jego chrapliwego śmiechu, nie ujrzał twarzy oszpeconej po ospie ani długich, brązowych włosów związanych kokardą. Czyli ten parszywy gnój zrobiłby wszystko, byle dostać się do zamku i do niej.. Nie. Koniec. Myśli o Lunie Lovegood mogły doprowadzić go do niepotrzebnych wyjaśnień, jeśli ktokolwiek miał zamiar czytać w jego myślach. A ją przyprawiłyby o kłopoty, którymi Draco z pewnością by się nie przejął, gdyby nie fakt, o co został poproszony przez Rodley.
 Odzyskasz swój honor, kiedy z nami zaczniesz wykonywać zadania Czarnego Pana..
   Przez jedno już utracił swoją dumę, kiedy Lord kazał zabić mu Dumbledora. Nie miał zamiaru obciążać swoich bark oraz matki kolejnymi porażkami. Trzymał się od tego z daleka, ale nie czuł obaw, że to on zostanie wybrany do kolejnych wyzwań. Siłą woli, nie jego była kolej, nawet jeśli nie on osobiście pozbawił życia byłego dyrektora.
- Prosiłbym wszystkich usilnie o zajęcie miejsc przy stole – odezwał się Yaxley, który wcielił się w rolę przewodniczącego. Jeszcze niedawno byłby nim Lucjusz, gdyby tylko powiodło mu się w ostatniej misji..
   Draco dyskretnie rozejrzał się dookoła, by sprawdzić, kto znajomy pojawił się w jego własnym dworze. Nie zdziwił się, widząc w końcu lekceważący uśmiech na twarzy Rookwooda, który, być może specjalnie, usiadł naprzeciw Dracona, pomiędzy Alecto Carrow, a jakimś innym nieznanym Śmierciożercą. Matka nie rozstawała się z własnym fotelem, który niegdyś służył za azyl Lucjuszowi. Najwidoczniej, nie chciała ingerować w sprawy, które Śmierciożercy mieli zamiar omawiać. Draco poczuł wobec niej troskę i szacunek. Ale trwało to chwilę, zanim nie usłyszał głosu Belli, rozsiadającej się na honorowym miejscu, tuż naprzeciw Yaxley’a, obok męża i szwagra, nienawistnie i z góry spoglądających na pozostałych. Śmiała się przy tym jak mała dziewczynka, która właśnie dostała to, czego żądała, wbijając przy tym czarne, diabelskie oczy wprost w ministra magii. Brakowało Snape’a, ale on zawsze przychodził spóźniony, by specjalnie nie stykać się z tymi, z którymi najmniej miał ochotę do rozmowy. Zaliczał spotkanie, a potem znikał, by ponownie wywinąć się ze szponów kłamliwych oskarżeń ze strony innych Śmierciożerców. Za to Draco naprawdę go podziwiał.
- Jeśli nikt nie ma przeciwko, by zacząć dyskusję.. – Yaxley powstał z honorowego miejsca, by tym samym otworzyć obrady, kiedy Bella chrząknęła kilkakrotnie w wymowny sposób.
- Gdzie jest nasz ukochany dyrektor? Chciałabym mu podziękować za to, w jak ciepły sposób przyjął mnie ostatnio w szkole..
- Lestrange, po kolei.. – uciął jej mężczyzna władczym, stanowczym głosem, który normalnie każdego wciąłby w krzesło, ale na pewno nie Bellatrix.
- Czyżby on nie należał do gwardii Lorda, że musimy otwierać spotkanie bez niego?
- Jest już wystarczająco późno..
- Nie trudźcie się dyskusją o mnie..
   Draco, jak i pozostali błyskawicznie zwrócili swoje głowy w stronę głównego wejścia, w którym stał Severus Snape. Na chwilę Ślizgon wyobraził sobie obok niego Victorię, ale było to tak absurdalne, że w przypływie emocji i jemu zachciało się śmiać. Tylko na moment czuł podniecenie, triumf oraz radość na widok swojego ojca chrzestnego, a potem zimny głos Yaxley’a przywrócił Dracona na ziemię.
- Witaj, Severusie.. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy twojego przyjścia..
   Dyrektor skwitował te słowa wystarczająco wymownym wyrazem twarzy i zasiadł obok Dracona, tuż na środku, obserwowany bacznie przez pozostałych. Nawet Narcyza z westchnieniem uniosła swoją pierś, przyglądając się mężczyźnie.
- Severusie, wasze ostatnie spotkanie z Bellą nie zakończyło się owocnie.. Czarny Pan nie był zadowolony z tego, że pozwoliłeś wyrzucić ją z zamku, kiedy to osobiście doręczyła ci jego rozkaz.
- Proszę mi wybaczyć, ale rzeczywiście, zadowolony nie byłem, mamy wystarczającą liczbę Śmierciożerców i naszych pomocników w zamku, a obecność Belli mogłaby wzbudzić panikę wśród uczniów..
- Ha! Czyli przyznajesz, że się mnie boją, prawda? – wykrzyknęła z wyższością.- Jeśli Pan tak rozkazuje, należy się go słuchać, Severusie! Ale ja wiem, kto ma wyższą dla ciebie władzę od niego! Ta, której nie możesz się przeciwstawić, lubieżny obłudniku!
   W mig przy jednym stole, wśród zgromadzonych Śmierciożerców narosła wrzawa, szepty nasiliły się, a wszystkie oczy skierowane były ku niewzruszonemu obliczu dyrektora. Ten patrzył tylko na złośliwą kobietę, która czuła, że jednym zdaniem rozwiała dzisiejsze powodzenie Snape’a. Draco milczał, czekając na atak.
- Dlatego nie zmieniłem zdania – stół ponownie zamilkł – że to ona jest większym postrachem w całej szkole niż zwiększająca się liczba tchórzliwych obłudników, których mi przysyłacie do zamku. Rodley całkowicie zastępuje owych gości, jak i ciebie, Bello..
   Kąciki ust dyrektora powędrowały nieznacznie w górę, ale opadły, kiedy tylko mężczyzna skierował swoje zimne, czarne oczy na Yaxley’a.
- Dopiekliście sobie wystarczająco?
   Mina Belli świadczyła sama za siebie. Przy wszystkich została wyśmiana i nie zamierzała jeszcze odpuścić.
- Jak możesz pozwolić na to, by Severus szydził ze mnie? Uważasz, że to ona jest potężniejsza? Ma władzę nad samym Lordem?
- Tego nawet ja nie wiem – odpowiedział spokojnie Snape.
- Wiesz, wiesz, Severusie – odezwała się nagle Alecto, która nadal nosiła w sobie uraz po ostatnim starciu z Victorią. Bella od niechcenia skierowała swój wzrok na nią.- Pozwalasz jej na wiele. Zbyt wiele. Ostatnio potraktowała mnie gorzej niż psa.. Patrolowałam zamek, karałam tych, co postanowili spacerować po zamku nocą, więc wykonywałam swoją pracę! A ta suka próbowała mnie okaleczyć! Bo wyżywałam się na jakiejś tam uczennicy..
   Draco patrzył nieprzerwanie na pulchną twarz Śmierciożerczyni, wykrzywionej złością, a oczy świdrowały to ministra, to Severusa, to Bellę. Nie wspomniała nic o Parkinson, choć to wcale nie obchodziłoby Dracona. Najważniejsze, że milczała na temat Luny.
- Z tego co wiem, masz do niektórych uczniów słabości, Alecto, wykorzystujesz swoje możliwości, zwodzisz ludzi, a następnie ich okaleczasz. Nie skupiasz się na woli Lorda, lecz prowadzą tobą osobiste pobudki. Nie potrafisz poradzić sobie z zadaniami..
   Głos Snape’a nie zmienił się o krztynę. Draco był pod wrażeniem, gdyż błyskawicznie udało mu się doprowadzić obie Śmierciożerczynie do najwyższego stanu gniewu.
- Dlatego dobrze by było, gdyby do zamku przybyli nowi goście – powiedział oschle Yaxley.- Severusie, musisz na to przystać, ale w tej chwili Carrow zostajesz odciągnięta od obowiązków szkolnych. Na twoim miejscu postawimy kogoś bardziej odpowiedniego.
   Alecto być może w tej chwili żałowała, że odezwała się w tej sprawie lub potajemnie cieszyła się, że zostanie odsunięta na bezpieczną odległość od Rodley. Draco nie wiedział, jak wyczytać to z jej twarzy. Skupił się na prowadzącym.
- Ale pozostaje sprawa związana z..
- Wymów jej imię, śmiało – zasyczała Bella, do reszty roztrzęsiona.- No!
- Victorią Rodley – Yaxley wypowiedział te dwa słowa jak zaklęcie śmierci. Draco dostrzegł wokół siebie objawy przeróżnych emocji, oprócz u Snape’a, który siedział niewzruszony.
- Sprawa, dlaczego przyjąłeś ją do szkoły powinna zostać już dawno wyjaśniona, Severusie.. – dodał minister i splótł swoje palce w kształcie koszyczka, jak robił to często, gdy nadawał tor dyskusji.
- Wiem, co robię, a z własnych poczynań będę zdawał relację samemu Czarnemu Panu osobiście..
- Przyznaj się od razu, że robisz to z własnych „osobistych pobudek”..
   Draco najmniej spodziewał się, że to Rookwood odezwie się w tym momencie. Snape nawet nie wyglądał na zaskoczonego, kiedy skierował swoje oczy na Śmierciożercę siedzącego naprzeciw.
- Żadne moje osobiste pobudki, Augustusie nie mają tu nic do rzeczy. Victoria jest idealna na to stanowisko, znam ją lepiej niż ktokolwiek z was.. I co najważniejsze, wiem, że nie będzie ingerowała w naszą działalność.
- To niedorzeczność..
- Skandal!
- Parszywa suka!
- Zdrajczyni!
   Po raz pierwszy rozmawiano o profesor w obecności Dracona, który był tak wielce zszokowany, że nie potrafił wypowiedzieć słowa. Tyle naraz odezwało się gróźb, przekleństw w imieniu jego profesor, że nie mógł początkowo odnaleźć się w tym zgiełku.
- Niech Draco wypowie się na ten temat.. On również poznał ją lepiej.. Od tej strony, z której nikt jej nie zna.. – Bella oblizała górne, spierzchnięte wargi, na których jeszcze widniała zaschnięta krew, a swoje czarne, mroczne oczy utkwiła w młodym Ślizgonie.
- Po mojej nieudanej misji została zaproszona przez Lucjusza, by nauczyła mnie zaklęć i podtrzymała wolę walki, bym mógł być lepiej przygotowany na kolejne misje..
- To wielce szlachetne ze strony Lucjusza, którego dzisiaj niestety tu brakuje – Yaxley spojrzał na samotnie siedzącą w kącie Narcyzę, na jej zimne usta, blade policzki i kamienny wyraz twarzy – Ale nie wiem, czy wiesz, Draco, że Rodley została uznana za zdrajczynię?
- Wystarczy. Omówiłem z nim ten problem – wtrącił Severus.- Po co wzniecać ogień? Lepiej powiedźcie mi, kogo zamierzacie wysłać do zamku?
   Draco siedział zamyślony, próbując przypomnieć sobie wszelkie spotkania z Victorią zanim rozpoczął się rok szkolny. Wiedział co nieco, ale teraz miał wrażenie, że tak naprawdę nie było mu dane dowiedzieć się wszystkiego o tej kobiecie. Była zagadką dla niego, jak i dla Luny, która nie kłamała, sądząc, że nic o niej nie wie. Stop. Wystarczy myśli o Lovegood. W zamku czekała na niego Astoria. Oraz jej ciepłe, wilgotne uda.
   Poczuł, jak ktoś uciążliwie wlepia w niego wzrok. Był to Rookwood, który na założonych wysoko dłoniach opierał swoją głowę i przyglądał się spod przymrużonych powiek chłopakowi. Czego chciał? O czym myślał? O Rodley? Dopiero niedawno Draco dowiedział się kolejnej części prawdy, co miało bezpośredni związek ze Śmierciożercą, Victorią oraz Luną. Teraz już wiedział, dlaczego Augustus ścigał ojca Lovegood, wiedział, co łączyło jego profesor z tym mężczyzną i co więcej, dlaczego nauczycielka tak bardzo martwiła się tą pomyloną uczennicą. Nie słuchał dalej. Nie słyszał, o czym mówił Snape, Yaxley, co wykrzykiwała Bella. Nie interesowało go to. Marzył o powrocie do zamku. Nie przejmując się, że obrady nie zostały jeszcze zakończone, wstał od stołu wzywany za potrzebą i wyszedł z jadalni, odcinając się od przekleństw, cichych pomruków oraz krzykliwej dyskusji.
   Na jednym z korytarzy, z dala od centrum, w którym prowadzono zebranie, Draco natknął się na dwóch młodych chłopaków, wyglądających na niewiele młodszych od Ślizgona. Jeden z nich o twarzy przenikliwej i szczupłej oraz oczach wyzierających spod wąsko zaciśniętych powiek stał wyprostowany jakby wyczekiwał rozkazu lub co najmniej, okazywał pewien szacunek w stosunku do Dracona. Patrzył na Ślizgona ciekawie, tak samo badając chłopaka. Draco przyjrzał się i drugiemu, który opierał się krzywo o ścianę. Był o wiele przystojniejszy, ale nie patrzył tak ufnie i odważnie jak pierwszy. Usta zaciskał, jakby obawiał się czegoś powiedzieć i co chwilę poprawiał czarne, kręcone włosy, próbując bezskutecznie doprowadzić je do ładu na swojej głowie. Obaj byli świeżo wygoleni, mieli tak samo krótko ścięte włosy, ten sam kolor oczu – szary, zimny jak u Dracona.
- Kim jesteście? Dlaczego nie jesteście obecni na sali? – zaczął Draco, postanawiając ostatecznie przełamać denerwującą ciszę.
- To, kim jesteśmy nie jest ważne, paniczu Malfoy – odpowiedział szczupły, wysoki gość, którego Ślizgon zauważył pierwszego.- Jesteśmy tu po to, by pilnować porządku..
- Po to, by nikt niechciany nie wślizgnął się do dworu..
- Czatując pod głównymi drzwiami, nie zdziałacie za wiele.. – prychnął Dracon, patrząc na nich pobłażliwie. Czy oni byli normalni?
- Mamy za to wiele innych umiejętności – odpowiedział mu ten pierwszy.- Za chwilę będzie tu pańska matka, a my ukryjemy się w cieniu..
- Tam, gdzie powinniśmy być.. – dokończył drugi.
   Gdy Ślizgon odwrócił się, by zbadać, czy mówią prawdę, nie zobaczył nikogo i zaśmiał się melodyjnie, próbując okpić ich dziwne „umiejętności”. Gdy ponownie chciał zadać im pytanie, nie zobaczył już nikogo. Za to na jego ramieniu poczuł czyjąś chłodną, kobiecą dłoń.
- Powinieneś wrócić do zamku, mój drogi – wyszeptała jego matka, gładząc syna po gołej szyi.
- Obstawiliście dwór jakimiś szpiegami?
- Jest ich tu mnóstwo, dla bezpieczeństwa, jak każą sobie mówić – odpowiedziała mu delikatnie, cicho, łamiącym się głosem.- Nie powinieneś z nią przebywać..
- Zostaw Victorię w spokoju..
- Draco..
- Tak, jak powiedziałaś, powinienem wrócić do zamku..
   Już chciał wywinąć się z matczynych ramion, ale Narcyza była zbyt stanowcza, by ot tak puścić syna. Musiała go przytulić, gdy nikt nie patrzył. Musiała ucałować w blady policzek. Oddawała mu czułość, przelewała na niego wszystkie uczucia.
- Pozwól mi chociaż na chwilę, Draco – wyszeptała ponownie, a chłopak wyczuł, jak jej ciało drga, ręce oplatają jego barki, a w głosie tkwi nieprzelana łza.- Tak mi przykro za to, z czym musiałeś zmierzyć się rok temu.. Wybacz nam.. Wróć na święta.. Lub na ferie.
   Kiedy Draco poczuł, że już wystarczająco odwzajemnił swojej matce synowskie uczucia, delikatnie ją od siebie odepchnął, pogładził po twarzy, pocałował w chłodny policzek i spojrzał wprost na Severusa.
- Zbieramy się, Draco – powiedział beznamiętnym głosem, wcale nie patrząc na kobietę, która kuliła się w ramionach syna. Od razu poprawiła dostojnie swoje włosy i ubranie, napięła mięśnie, by jej ciało bardziej przypominało posąg. Nie powiedziała słowa, tylko kiwnęła dyrektorowi na pożegnanie i zniknęła za drzwiami, które otwarte na oścież wpuściły zapachy ciepłych pieczeni i potraw. Draconowi zaburczało w brzuchu, ale nie miał czasu na degustacje.
- Severusie.. Co powinienem wiedzieć jeszcze o Victorii?
   Mężczyzna obdarował chłopaka lodowatym spojrzeniem.
- W swoim czasie.. Ona sama ci powie.. Wtedy, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał..
   Z tymi słowami obaj zniknęli w białym dymie.
 **
- Libera..
   Neville chrząknął strwożony, nasłuchując, czy nadal trwa cisza po majestatycznie wypowiedzianych słowach Luny. Lecz odbiły się one echem i powróciły, takie panowały pustki.
- Wszystkich wywiało – potwierdziła Ginny, kiedy ponownie zapadła cisza.
   Gargulec posłusznie zwinął skrzydła, obrócił się i ukazał schody prowadzące do gabinetu dyrektora. Świadomość, że od tego roku szkolnego panował w nim Severus Snape pomogła trójce przyjaciół łatwo złamać niedawno określony zakaz skradania.
- To, co należy do Gryffindoru – przypomniała ruda.- Powinno powrócić do nas..- i pierwsza postanowiła rozpocząć akcję. Za nią podążyła reszta.
- Chcesz powiedzieć, że Rodley tak po prostu zdradziła hasło w twojej obecności? – zapytał Neville, zanim stanęli przed drzwiami.- Byś nie myślała, że.. wybacz..
- Neville’owi chodzi o to, że Rodley traktuje cię nazbyt poufale.. – dokończyła Ginny i delikatnie sforsowała drzwi, by wejść do gabinetu.
   Od razu padli na ziemię, kiedy nieprzygotowani na jakiekolwiek ataki zostali osaczeni przez silne prądy powietrza. Wokół nich utworzyła się fala silnego eteru, przez który zostali zbici z nóg i obezwładnieni. Kiedy strumienie opadły, postanowili się dodatkowo upewnić, czy Snape nie przygotował jeszcze jakiś niespodzianek.
- Widzicie to? – zapytała Luna, wskazując palcem na tworzącą się przed nimi czarną smugę dymu, która kształtowała się zwinnie w ludzką, dorosłą postać. Wpatrywali się w zjawę nieustannie, dopóki nie przybrała dostatecznie ludzkich podobieństw, a kiedy uniosła puste oczodoły, Neville zadrgał za plecami dziewczyn. Jego najbardziej przerażał ten widok, Luna wyglądała na zamyśloną, Ginny próbowała opanować wstręt.
- Śmierciożercy? – zapytała zjawa i natarła na nich, zanim zdołali ruszyć się z miejsca. Przeszła przez nich i zniknęła, pozostawiając chłopaka leżącego na ziemi.
- Co to było?! – krzyknął zszokowany, oddychając ciężko.
- Czar ochronny.. Gabinet wybadał nas, czy nie jesteśmy intruzami.. – odpowiedziała Ginny, pomagając Gryfonowi stanąć z powrotem na nogi.- Z tego powodu, że nie jesteśmy wrogami nic nam się nie stało..
- Chcesz powiedzieć, że te zaklęcia zadziałałyby, gdybyśmy nie byli po tej samej stronie co Snape? – wtrącił chłopak, dostatecznie zdumiony tym, co się im przytrafiło.
- Nie wierzę, że on mógłby być nadal po naszej stronie.. Lecz.. – ruda spojrzała na pusty obraz Dumbledora – Wisiałaby tu jego podobizna? 
- Ja nadal wierzę, że Snape walczy po naszej stronie – odezwała się Luna, myszkując przy biurku dyrektora, nie dotykając niczego, co stało na jego blacie.
- Ehh.. – westchnęła Ginny i poszła w ślad za przyjaciółką, wierząc, że to zajęcie odsunie ich od myślenia o obecnym dyrektorze.
   Neville stał przy regałach, zaglądając w szpary pomiędzy książkami, czasem otwierając opasłe tomy, by sprawdzić, czy nic nie zostało ukryte pomiędzy kartkami. Zanim jednak wyjął któryś z tomów, sprawdzał dokładnie tytuły, gdyż z doświadczenia wiedział, że książki potrafiły robić kawały, ugryźć czasem, a nawet pożreć część siebie. Jeśli tytuł był w miarę pospolity, Neville zaglądał do środka, ale i tak było to żmudne zajęcie. Luna nie odstępowała biurka. Używała różdżki, by unikać dotykania przedmiotów dyrektora wystawionych na widoku. Z ciekawością oglądała buteleczki z atramentem, dostojne pióra, który każdy z nich zapewne służył do różnych podpisów, puste pergaminy, notatki, ale nic nie przykuwało uwagi dziewczyny. Ginny za to zmierzyła po schodkach na wyższe piętro, by zbadać tamtejsze porzucone przedmioty, nienadające się już wcale do jakiegokolwiek użytku. Wiele rzeczy przysłaniały prześcieradła, inne tarzały się porzucone po ziemi lub w jednym miejscu piętrzyły się stosy śmieci pomieszane z innymi rupieciami. Z boku błysnęło coś srebrnego i okazałego.
- Ej! Myślicie, że miecz jest przedmiotem, którego szukamy? – Gryfonka zacisnęła dłonie mocno na barierce, wpatrując się zachłannie w dwójkę przyjaciół. Luna dostrzegła, jak oczy rudej skrzą się radośnie, kiedy w jej głowie zapanowała nowa myśl, która pozornie mogła pomóc Harry’emu.
- Miecz to doskonały przedmiot – potwierdził Neville ku uciesze Ginny.- Pamiętasz, gdy Harry pokonał nim bazyliszka?
- Oczywiście.. Tego zapomnieć się nie da – powiedziała spokojniej, pamięcią cofając się w tamte stare lata, kiedy Voldemort pod postacią młodego Riddle’a omamił młodziutką Gryfonkę swoim pamiętnikiem.
- Zabierajmy go i chodźmy.. Nie wytrzymam dłużej w miejscu, w którym przebywa Snape..
   Luna pomogła Ginny wyjąć własność Gryffindoru z przymkniętej gabloty, która wcale nie była chroniona żadnym zaklęciem. Neville wyczarował pochwę, do której schował klingę i przez chwilę pozował na oczach dziewczyn jak rycerz.
- Nie zasługuję na niego, ale to zaszczyt, że mogę go trzymać przy sobie.. Chociaż kradziony, ale jednak.
   Odgłos ożywionego gargulca odwrócił uwagę dziewczyn od zachwycającego się mieczem Neville’a. Czujność nie pozwoliła im zostawić zamkniętych drzwi, przez które usłyszały zbliżającego się intruza, którym mógł być, co gorsza, sam dyrektor.
- To niemożliwe, by już wrócił. Niedawno opuścił zamek – wyszeptała skamieniała Ginny.
- Może spotkanie zostało odwołane.. Lub..
- Lepiej się schowajmy – zaproponowała Luna i pociągnęła za sobą przyjaciół w to samo miejsce za kufrem, gdzie jeszcze niedawno chowały się z Rodley, gdy do zamku zawitali Bella, jej mąż oraz Rookwood. Rookwood. Jak sumiennie Luna zapamiętała jego twarz po ostatnim śnie.
   Do gabinetu rzeczywiście zawitał jeden ze Śmierciożerców, ale tym razem, nie powitały go w progu szaleńcze wiatry, czy upiorna zjawa, jak jeszcze pół godziny temu trójkę przyjaciół. Luna nie rozpoznawała mężczyzny, miała problem z zapamiętywaniem twarzy, więc nie wiedziała, czy to stały bywalec zamku, czy kompletnie ktoś nowy. Nieważne kim był, ale wykorzystywał nieobecność Snape’a dokładnie tak samo jak oni. Zdziwiły go otwarte drzwi, ale gdy tylko ujrzał skarby mieniące się na biurku, które jeszcze chwilę temu badała Luna, podbiegł do blatu i zachłannie zaczął zbierać z niego cokolwiek się dało.
- Musimy coś zrobić – wyszeptała Ginny, która jako jedyna nie zaglądała zza kryjówki, siedząc pomiędzy Nevillem oraz Luną.
- Kradnie rzeczy dyrektora.. – powiedział chłopak, by zdać przyjaciółce relacje z tego, co się działo.- Mamy kłopot..
- Jeśli Snape odkryje całe to zamieszanie, z pewnością posądzą nas o ten napad..
- Lub jego – mruknął ciszej Neville, starając się nie wywołać zbyt wielkiego rozgardiaszu.- Musimy to rozegrać..
   Śmierciożerca nazbyt zajęty był przeszukiwaniem półek, ale już zaczynał spoglądać w głębszą część komnaty.
- Musimy coś zrobić.. – ponagliła Ginny, czując mrowienie na plecach.- To się dobrze nie skończy.. Luna..
- Cii..
   W tej samej chwili kufer, za którym ukrywała się cała trójka rozpadł się na kilka części, przez co cała jego zawartość rozsypała się dookoła. Rupiecie, śmieci i niepotrzebne drobne rzeczy poleciały wprost na uczniów, którzy zbyt gwałtownie spróbowali wydostać się z pułapki. Neville od razu potknął się o jakiś ciężki przedmiot i wylądował przy biurku, Ginny skaleczyła się w rękę, znowu Luna pozostała nieruchoma. Jako jedyna miała jeszcze możliwość wyjąć różdżkę w czasie, gdy Śmierciożerca zajął się obezwładnianiem Neville’a.
- Soffrire! – krzyknęła, ale mężczyzna obronił się natychmiast i jeszcze silniejszym zaklęciem wyrwał Krukonce broń z ręki.
- Doskonale – odezwał się chrapliwym głosem.- Mamy idealnych złodziei.. Snape dowie się, jak myszkowaliście w jego gabinecie i próbowaliście go okraść, a ja was śledziłem i zastałem na gorącym uczynku.. Ha! Ha! Wszystkie oskarżenia padną na was..
- Co z tego, jeśli będziesz musiał oddać wszystko to, co zabrałeś? – zapytał Neville z podłogi, przywiązany ciasno sznurami.
- Że jak? Będzie na was.. Dopóki nie oddacie tego, czego tak naprawdę nie macie, Snape wam nie odpuści.. Ha! To teraz czekamy na niego..
   Neville ze złości uderzył głową o podłogę, Ginny tamowała krew, znowu Luna próbowała nie ruszać się z miejsca, choć kusiło ją, by rzucić się po różdżkę. Zamiast myśleć o ich własnej porażce, o zadaniu zakończonym fiaskiem, wśród plątaniny skołtunionych myśli zobaczyła niezadowoloną twarz Victorii, która jeszcze tak kilka dni temu ostrzegała ją przed pakowaniem się w problemy. Oraz jego, prychającego z niezadowoleniem Dracona, który na pewno odnajdzie z tego powodu przeróżne okazje do wyśmiewania ich żałosnej trójcy.
 **
   Draco nie zamienił słowa z Severusem, odkąd obaj wyruszyli w drogę powrotną do zamku. Kierowali się przez błonia w stronę Hogwartu i żaden z nich nie zamierzał rozpoczynać rozmowy. O spotkaniu, o nowych planach Czarnego Pana, o wyszydzaniu Rodley, którą okrzyknięto zdrajczynią. W ciszy, która okazała się o wiele wymowniejsza dotarli do głównego wejścia. Od progu Draco wyczuł, że coś jest nie tak. Severus także.
- Panie dyrektorze! – powitał i zatrzymał ich jakiś młody Ślizgon, który zadyszany ani myślał odpocząć. Był ogromnie czymś przejęty.
- Co jest? – odparł srogo i zimno Snape, co przywołało ucznia do natychmiastowego porządku.
- W pańskim gabinecie doszło do grabieży przez trójkę uczniów.
   Draco rozszerzył oczy w zdumieniu. Nie takich wieści się spodziewał.
- Creswell przyłapał ich na gorącym uczynku.
- Odejdź, zaraz się tam pojawię.
    Ślizgon zerknął jeszcze na Dracona, ale pomknął szybko w swoją stronę. Malfoy zaparcie wierzył, że nawet to nie mogło doprowadzić jego ojca chrzestnego do wybuchu. Severus był przecież dla niego mistrzem nad innymi, potrafił utrzymywać emocje na wodzy.
- Idź po Rodley. Wiem, kto to może być, a zamierzaliśmy przesłuchać ich już dawno temu..
- Kto niby? – zapytał Draco, nie zamierzając odstępować jeszcze Severusa.
- Weasley, Longbottom oraz Lovegood, jakżeby inaczej..
   Snape odszedł pierwszy, zostawiając chłopaka bijącego się z natrętnymi myślami. No oczywiście, że musieli pakować się w kłopoty. Trzeba było zastąpić sławną trójcę.. A zwłaszcza Lovegood czuje się w nowej roli niezmiernie oddana. Głupia.. Draco jeszcze długo rozmyślał o pomylonej Krukonce w drodze do gabinetu Rodley.
 **
   Kiedy Malfoy przyszedł wraz z profesor do wieży dyrektora, zastał siedzącą trójkę włamywaczy na krzesłach przed biurkiem Snape’a. Bezszelestnie wkroczył do środka i ustawił się tuż przy drzwiach, by nie zakłócać szykującego się przesłuchania. Rodley uczyniła tak samo, pozwalając Severusowi na samotne poprowadzenie konfrontacji z młodymi. Przy biurku czatował jeszcze jeden szmalcownik, dumny i wyprostowany jak paw, pewny siebie i oczekujący pochwał z powodu tego, że to on osobiście przyłapał uczniów na gorącym uczynku.
- Creswell, poczekaj, zanim zadam parę pytań tym oto.. winowajcom – powiedział spokojnie Severus, siadając za biurkiem na wprost delikwentów.- Nie wiem, jakim cudem weszliście do tego gabinetu, znając hasło, ale nie dziwię się, że zaklęcia ochronne nawet was nie ruszyły..
   Ginny patrzyła posępnie na twarz dyrektora, wcale nie ukazując choć krzty zaciekawienia. Neville siedział z opuszczoną głową pomiędzy dziewczynami, trzymając obie za dłonie, znowu Luna wpatrywała się w jakiś punkt w oddali, błądząc w innej rzeczywistości.
- Zaklęcia ochronne mają za zadanie sprawdzić, czy nie jesteście Śmierciożercami, co przyszli tutaj w złych zamiarach, ale jak mogłem nie pomyśleć, że to zwykli uczniowie dostaną się do mojego gabinetu, by go okraść!!
   Snape uniósł się po raz pierwszy tego dnia w obecności Dracona. Jednak Ślizgon z ulgą przyznał, że lepiej dyrektorowi wyżyć się na nieposłusznych uczniach niż stracić kontrolę przy Śmierciożercach.
- Przyszliśmy po miecz Gryffindora – odparła Ginny, kiedy poczuła możliwość, by wtrącić się w gniew dyrektora.
- Po miecz, książkę, kartkę papieru, wszystko jedno, Weasley – mężczyzna nachylił się nad jej rudą czupryną, zniżając stopniowo swój głos, przypatrując się z ochotą jak Gryfonka mięknie w fotelu.
- Tylko po miecz – odparł Neville, by odwrócić uwagę Snape’a od wystraszonej Ginny.- Ten typ przyszedł za nami, ale nie dlatego, że nas śledził, ale dlatego, że sam chciał coś ukraść..
   Szmalcownik, którego nazywano Creswell nie był dłużny chłopakowi i odwinął się, by go uderzyć. Gryfon nawet nie jęknął. Wystarczyło piorunujące spojrzenie Snape’a, by zapadła cisza.
- Ja znam inną wersję, panie Longbottom..
- To proszę wyczytać to z moich myśli – powiedziała Ginny nadzwyczaj spokojnie, choć dłonie drżały jej na poręczach fotela.
- Słucham, Weasley? – dyrektor spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Pro.. Dyrektorze.. Tak, jak było to z H-Harrym – odparła ponownie, czując jak nie tylko jej ciało drga wraz z przypływem strachu i zniecierpliwienia.
- Proszę użyć moich – tym razem wtrąciła Luna, opanowana i cicha, na którą i Snape łypnął złowrogo.
- Do reszty poszaleliście – powiedział mężczyzna i spojrzał tajemniczo na Creswella.
   Szmalcownik pochylał głowę, oglądał swoje dłonie i buty, unikając kontaktu wzrokowego z dyrektorem, a i również z winowajcami. Wystarczył jeden konkretny znak dyrektora, a Dracon chwycił szmalcownika w żelazny uchwyt i nie puścił, dopóki dyrektor nie wymierzył w niego różdżką. Luna dopiero teraz zauważyła Ślizgona, a nawet odważyła spojrzeć się za siebie, by tylko upewnić się, czy jest sam. Ale zobaczyła i ją. Kiedy w tym czasie badano myśli Creswella, oczywiście ku jego niezadowoleniu objawianym krzykami i szarpaniem się w uścisku Malfoy’a, Luna przyłożyła różdżkę do skroni i z całych sił próbowała wyciągnąć z siebie ostatnie wspomnienia. Na dłoni poczuła zimne palce Rodley, a przed jej oczami wyrósł ogromny pierścień w kształcie zwijającego się węża. Profesor pomogła dziewczynie pozbyć się z jej głowy białej smugi, która skrywała w sobie wydarzenia z tego samego dnia. Creswell padł na podłogę, kiedy Draco puścił go na znak Snape’a.
- Tutaj mamy jeszcze jeden dowód – odparła chłodno profesor, wrzucając wspomnienia Luny do miski z Myślodsiewnią.
- Wystarczy! – krzyknął szmalcownik i zerwał się z podłogi jak oparzony.
- Też tak uważam – potwierdził dyrektor.- Ale nie ominie was kara.. Za dużo ostatnio działo się dzięki wam.. Gdy poinformuję was o mojej decyzji, jaką przygotowałem już wcześniej, pożałujecie każdego swojego występku oraz nauczycie się, że nie warto zadzierać z siłami wyższymi. Czekajcie na informacje i dobrze się przygotujcie. Przesłucham was kiedy indziej, a teraz zejdźcie mi z oczu! Już!
   Nie trzeba było dwa razy powtarzać, by Ginny, Neville i Luna zerwali się z foteli i uciekli z gabinetu.
- Wy również – odparł dyrektor w stronę Rodley oraz Dracona.- Zostawcie mnie.
- Nie przesadzaj, Severusie – powiedziała profesor i nie czekając na to, co powie Snape, opuściła gabinet razem z Draconem.
   Jedno z piór dyrektor złamał w swojej dłoni jak biszkoptowe ciastko, rozsyłając głuchy trzask po pustym gabinecie.

piątek, 5 kwietnia 2019

~34~

  Zazwyczaj podczas pory obiadowej pokoje wspólne bywały puste. Szczególnie w dormitorium Ravenclaw, gdzie ruch zastygał, a Krukoni rozmieszczali się po wszystkich krańcach zamku. Taka urzędowała nieoficjalna zasada, która w niczym nie ingerowała w obecny system szkolny. Spokój trwał do czasu, ale kiedy można było się nim nacieszyć, uczniowie domu Kruka korzystali z tego jak się dało najmocniej. Klara, która od dzieciństwa była przeświadczona, że trafi do danej grupy, jak rodzina z pokolenia na pokolenie i dumnie uczestniczyła w życiu szkoły, po raz pierwszy odczuła kryzys. Siedziała na swoim łóżku, odcięta od świata błękitnymi kotarami i wcale nie chciała zaglądać zza nich. Nie interesowała się zajęciami, nie czuła apetytu, by zjeść jakikolwiek posiłek, a nawet nie wzięła się za żadną filozoficzną książkę, jak na Krukona przystało. Czuła się nikim. Wykorzystana i wyczerpana.
  Nie spojrzę jej w oczy, nawet obok niej nie przejdę. Ucieknę jak tchórz, bo na więcej mnie nie stać. Zdradziłam wszystkich, zostałam zmuszona, by to zrobić, a ona mnie pewnie znienawidzi. 

  Klara szarpała za swoje włosy, tłumiła krzyk w głębi siebie, by tylko z bólem wyłowić z własnego wnętrza zdradliwe wspomnienia, wizerunek uśmiechniętego Snape’a, wrogie spojrzenie Annette. A umysł zdradziecko ukazywał jej kolejne obrazy. Lunę, oddaloną, niedostępną, bezstronną, która nawet nie raczy spojrzeć na dawną przyjaciółkę za to, co zrobiła. 
 Zdradziłaś. Powiedziałaś wszystko. Chciałaś to zrobić, prawda? To przecież było dla ciebie zbyt proste. Wkopałaś.
  Tym razem Klara nie żałowała swojego gardła i wydarła z piersi krzyk, by wyrzucić wraz z nim swoje upokorzenie. 
 **
- Dumbledore podpowiedział mi, że ma to ogromne powiązanie z cennymi, szkolnymi przedmiotami, które liczyć mogą sobie ponad kilkaset lat..
- Niby tego ma szukać pan Potter? – głos Victorii przybrał znany Lunie chłodny ton.
- Tylko w moim gabinecie znajdują się najcenniejsze przedmioty Hogwartu, a tam bez mojej wiedzy nikt nie ma prawa wstępu..
- O tym porozmawiamy jeszcze, kiedy wrócisz ze spotkania, Severusie..
- A wtedy przesłuchamy pannę Weasley i pana Longbottoma.
   Z gabinetu dał się słyszeć stłumiony szmer, a potem nastała cisza. Luna nie zamierzała się ruszyć z miejsca, była nawet gotowa przywitać grzecznie dyrektora, ale nie było jej to dane. Silne ręce o stalowym uścisku oplotły talię Luny, by wciągnąć dziewczynę we wnękę obok w chwili, gdy drzwi do gabinetu otwarły się z hukiem. Gdyby Krukonka czekała pod nimi cierpliwie, zmiotłyby ją z miejsca i roztrzaskały na ścianie, tak gwałtownie drzwi rozwarły się na oścież. Snape nie żałował sił i nie raczył spojrzeć się do tyłu. Zniknął w ciemności korytarza, a wtedy z komnaty wyłoniła się profesor, by skierować swój wzrok dokładnie w miejsce, gdzie Luna stała ukryta i zakneblowana.
- Ciesz się, panno Lovegood, że Severus cię nie zauważył.. Dużo o tobie rozmawialiśmy..
  Osobą, która unieruchomiła Lunę okazał się Draco, który nawet nie raczył przywitać się jak cywilizowany człowiek, ale ominął Krukonkę i zniknął za drzwiami.
- Zapraszam – rzekła profesor, a iskrzącymi się ciemnymi oczyma badała dziewczynę.
   Luna zapomniała, jak to było siedzieć swobodnie w gabinecie profesor Rodley. Nie wiedziała, czy czuć radość, czy ulgę. Radość z powodu ponownego spotkania w osobistej komnacie nauczycielki, a ulgę dlatego, że łagodny i cichy głos kobiety uciszył dręczące ją myśli, które nie ustępowały od momentu wyjścia ze szpitala. Luna usiadła tam, gdzie zawsze, na kanapie, naprzeciw ulubionego fotela profesor. Nie musiała prosić, czy długo czekać, by dostać coś ciepłego do picia. Victoria w ciszy krzątała się po swoim gabinecie i w milczeniu dołączyła do czekającej na nią dwójki.
- Ja.. ja.. – zaczęła Luna roztargnionym głosem, co było u niej rzadkim zjawiskiem, gdyż przyzwyczajona była do pewności siebie.- Muszę podziękować.
- Nie mogę przyznać, że radują mnie te podziękowania. Nie mogę być za nie wdzięczna. Nie w tych okolicznościach..
- Już dostała reprymendę – wtrącił Draco, który siedział z założonymi nogami na tej samej kanapie, co Luna, ale na drugim końcu.
  Victoria przyglądała się Krukonce z nieukrywaną ciekawością, a ten znany wzrok nauczycielki Luna doskonale pamiętała jeszcze z początku roku szkolnego, kiedy spotkały się po raz pierwszy. Tak długo tęskniła, by zobaczyć się z profesor jeszcze raz, a teraz nie wiedziała, co ma jej powiedzieć. Być może siedzący obok Draco odciągał jej uwagę. Nie wiedziała. W tej chwili wystarczyła jej tylko obecność kobiety w komnacie.
- Wiesz dobrze, za kogo cię mam, Luna.. Ostatnim razem o tym rozmawiałyśmy.. Ale nigdy nie powiedziałabym, że jesteś taka nieposłuszna..
- Niech mi profesor wybaczy – powiedziała szybko, rzeczywiście przypominając sobie, jak po raz ostatni rozmawiały w jej gabinecie w cztery oczy.- Nie proszę się o kłopoty..
- One same przychodzą.. – dopowiedział Draco szyderczo, ale ostry wzrok Victorii uciszył go natychmiast.
- Tłumaczyłam ci, że lepiej dla ciebie, by nikt nie dowiedział się o naszych spotkaniach.. A ja tu zostałam poinformowana, że panna Ainsworth wyjawiła pewne ciekawe rzeczy Severusowi podczas przesłuchania.
- Tak, Klara wiedziała o tym.. – powiedziała Luna stanowczo, skupiając swoją uwagę na zaciętym obliczu profesor.
- W dzisiejszych czasach niebezpiecznie rozgłaszać informacje o mnie.. Luna, nie mogę ci wiele powiedzieć, wiesz o tym.. Ale dla własnego spokoju, nie ingeruj we wszystkie problemy, jakie pojawiają się w zamku, dobrze?
- Kiedy przestaną się pojawiać, tak uczynię..
   Profesor uśmiechnęła się jedynie na dźwięk pewnego głosu dziewczyny, który krył w sobie poetycki, marzycielski ton. Draco siedział bez ruchu, nawet nie patrząc na dwie siedzące obok niego osoby jakby przeniósł się myślami do innego świata.
- Ale ja również muszę się do czegoś przyznać, Luna – z tymi słowami profesor wstała i skierowała się do swojego biurka. Draco podniósł zaciekawiony głowę, Luna patrzyła w dal, z łagodnym uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam, że tak po prostu cię wyrzuciłam po tym, co powiedziałam, jaką to jesteś intrygującą osobą i jakie posiadasz umiejętności, o których nie masz pojęcia.. Nie chroniłam cię dostatecznie, dlatego cię przepraszam.
- Skończmy z tym – odparł zirytowany Ślizgon, który zdecydował się ostatecznie odezwać, widząc, w jakim kierunku idzie ta rozmowa.
- Nie, Draco – ucięła mu Victoria, ale chłopak nie dawał za wygraną.
- W takim razie, zamiast ją przepraszać, co właściwie uwłacza twojej osobie – odrzekł nie ustępując nauczycielce.- Pokaż jej, jak ma się bronić.. Ale tak, by nikt nie musiał przypuszczać, że ma powiązania z tobą. Teraz, tutaj..
   Profesor wydawała się dumać nad tą nową ideą, zerkając ukradkiem na dziewczynę i myśląc, czy ma to jakiś sens.
- Zbadaj ją – powiedział szeptem, tak blisko twarzy swojej opiekun.- A ja chcę to zobaczyć. Ujrzeć, jaka Lovegood mniemanie jest intrygująca…
- Dobrze, ale ty będziesz jej królikiem doświadczalnym.. – zdecydowała ostatecznie.
- Nie jestem słabeuszem, za jakiego mnie uważasz – z boku Luna stała przy jednej z kolumn, tak blisko dwójki dyskutującej po cichu. Victoria rozszerzyła oczy ze zdumienia, Draco zaintrygowany ucichł.
- Słyszałaś to? – Victoria zaszeleściła szatą, kiedy odwróciła się w kierunku uczennicy.
- Mam dobry słuch – odpowiedziała Luna bez drgnięcia powieką.
- W takim razie zmieńmy trochę naszą komnatę – Victoria machnęła w powietrzu różdżką, by zaczarować salę i pousuwać z niej zbędne przedmioty.
   Przede wszystkim, pomieszczenie rozszerzyło się do rozmiarów standardowej sali do zaklęć. Ściany przybrały kolor bieli, żyrandole rozmnożyły się, by oświetlić lepiej komnatę, a z podłogi zniknęły dywany. Zamiast tego kafelki zamieniły się w matowe szkło, które głuszyło dźwięki kroków, a co więcej, pobierało światło i tłumiło je w sobie, dzięki czemu miało się wrażenie, że pod podłogą znajduje się inna sala. Okna ukazywały fałszywe widoki, zza których wyzierało zachodzące słońce na tle piętrzących się w oddali gór. Był to kojący krajobraz, który nie rozpraszał uwagi tak jak robiły to dudniące krople czy świszczący wiatr. W komnacie pozostały tylko regały z książkami oraz biurko na niewielkim wzniesieniu, na drugim końcu pomieszczenia. Luna na moment przypomniała sobie o Pokoju Życzeń, w którym Harry dwa lata temu organizował spotkania Gwardii.
- Stoczycie ze sobą krótką walkę – oznajmiła Victoria po krótkim czasie, kiedy dwójka skończyła podziwiać jej pokaz talentów.- Dzięki temu poznacie swój sposób obrony i ataku, radzenia sobie w trudnych momentach.. Będę czuwać cały czas, Draco.. Specjalnie dla ciebie to mówię, bo wiem, że możesz nad sobą nie zapanować.
- Lepiej ostrzeż Lovegood, jaki potrafię być nieprzewidywalny..
- Nie mów już nic – profesor obróciła głowę z wyrazem zniecierpliwienia lub zażenowania na twarzy, nad którymi nie potrafiła zapanować.- Wierzę w was oboje. Zaczynajcie..
   Po tych słowach Draco pierwszy wywinął różdżką przed oczami dziewczyny, rozpoczynając niezwłocznie walkę.
- Volare! – krzyknął jeszcze zanim skierował w dziewczynę różdżką, ale i Luna nie czekała długo, by zostać zmieciona ze szklanej podłogi i tym samym mocno oberwać. Podstawowym zaklęciem tarczy chroniła siebie przed piorunującymi atakami chłopaka, ostatecznie wywołując niedawno nauczony czar przekazany jej przez Victorię. Esfera zadziałała nadzwyczajnie, odpychając wszystkie posyłane przez Ślizgona czary, a co więcej, odrzuciła chłopaka, kiedy ten zbombardował ją dużą ilością zaklęć.
- Cholera! – warknął, gdy wylądował na posadzce.- Correre! Bagnato!   Mimo że Luna nie wiedziała, co znaczą te zaklęcia, broniła się ile mogła, czekając na moment aż Draco opuści różdżkę ze zmęczenia choć na kilka cennych sekund.
- Orbis Maxima! – wykrzyknęła, ujmując różdżką promienie świetlne dolatujące z żyrandoli, a które skierowane w stronę Ślizgona próbowały go oślepić i spętać.
   Profesor z założonymi rękoma na dumnej piersi obserwowała przenikliwie ich starania, nie dając im żadnego znaku, czy zamierza przerwać to widowisko. Czy była dumna? Albo chociaż dostatecznie zadowolona? Draco nie mógł wyczytać żadnych emocji z jej twarzy, Luna była skupiona na atakach.
- Obscuro! - dziewczyna spróbowała ponownie zareagować w chwili, gdy Draco zmieniał pozycję.
- Immobilus!
 Tym razem Draco nie zdążył wywołać zaklęcia tarczy ani uciec przed czarem Luny. Naraz poczuł, jak jego ruchy stają się ciężkie, różdżka wypada z dłoni, a świat przed oczami spowalnia. Nawet przekleństwo, które chciał z siebie wyrzucić wydawało się niemrawe i opieszałe.
- Wystarczy, moi drodzy! – w chwili klaśnięcia dłońmi Victoria przywróciła porządek i sala, w której chwilę temu ćwiczyli przybrała dawny wygląd.- Świetnie, Luna! Draco, mam parę uwag..
  Profesor zlitowała się nad Ślizgonem, który rzucał w stronę Krukonki wrogie spojrzenia i odczarowała go bez zastanowienia. Wyobrażał sobie, co by jej zrobił, gdyby zostali sami. Choć na chwilę. By się zrewanżować.
- Nic z tego, smoku – odparła, widząc jego zaciętą, zajadłą minę.- Przegrałeś..
- Nie odzywaj się nawet! – wykrzyknął w przypływie furii i obrócił się natychmiast plecami do kobiet, by nie oglądać przez kolejne kilka minut ich wyrazów twarzy.
  Luna wydawała się być zainteresowana kompletnie innymi rzeczami niż ich ostatnią walką, znowu Victoria z założonymi na biodrach rękoma, czekała aż chłopak ochłonie.
- Po raz pierwszy zauważyłam, że walczyłeś tak zaciekle.. Czyżby dlatego, że ona stała naprzeciw ciebie?
- A co ona ma do tego?!
- Ty mi powiedz..
- Muszę załatwić kilka spraw u Severusa – odparł chłodniej i stanowczo, godząc się z własną porażką i urażoną męską dumą.- Nie mam czasu na słuchanie reprymend.
- Nie wejdziesz, gdyż jest nowe hasło.. – rzekła Victoria i położyła mu dłoń na ramieniu.- Libera. Zapamiętasz?
- Spokojnie. Przyjdę do ciebie jutro, żegnaj.
   Pocałunkiem w policzek Draco ostatecznie pożegnał się z profesor, a zanim zniknął, kiwnął głową w stronę Krukonki i dopiero wtedy wyszedł.
- To już krok w dobrą stronę – Victoria odwróciła się do Luny z uśmiechem, wątłym, ale jednak – Dracon właśnie okazał ci szacunek..
**
  Ginny nie wyszła z ukrycia, kiedy w jej własnym pokoju wspólnym pastwiono się nad młodym uczniem, ale patrzyła pobladła na tą scenę, gdzie Ślizgoni wyzywali oraz straszyli pierwszoklasistę. Do Gryffindoru łatwo można było się dostać, znając hasło, dlatego od pewnego czasu pokój wspólny nawiedzali przeróżni goście, nie szanujący wcale zasad prywatności, czy dawnego systemu szkolnego. Slytherin, bywało, że odwiedzał częściej Gryfonów niż sami Śmierciożercy, ale nie różnili się niczym w sposobie obycia i pastwienia się nad ludźmi od sług Czarnego Pana. Znudzeni płaczem dziecka, postanowili zostawić go nareszcie w spokoju i odejść, by zająć się innymi sprawami. Ginny ponaglała ich w myślach, śledząc Ślizgonów, dopóki ostatni nie zniknął za obrazem.
- Zranili cię mocno? – zapytała ruda młodego ucznia, który pochlipując, zakrywał załzawioną i zarumienioną buzię w swoich dłoniach.
- N-nie.. – wyjęczał i wybuchnął donośnym płaczem.
- Zaprowadzę cię do sypialni, chodź.. – Ginny podała mu dłoń, a kiedy stanęła z nim za schodach, jak spod ziemi wyrósł przed jej oczami Neville.
- Niańczysz małe dzieci? – zapytał najwidoczniej rozdrażniony, ale Ginny nie wiedziała czym dokładnie.
- Przed chwilą byli tu Ślizgoni..
- To trzeba było im wkopać, a nie chować się po kątach – odparł zagniewany, co było do Neville’a całkowicie niepodobne.
  Ginny posłała chłopca na górę, by tam w spokoju odpoczął, a na swojego przyjaciela rzuciła się jak lwica na zdobycz.
- Co ty, Neville? Jesteś jakiś dziwny..
- Nie, no co ty – odparł tym samym zirytowanym głosem.- Wcale nie. Więzili mnie ostatnio w jakiejś piwnicy, karmili ochłapami przed trzy dni, pastwili się nade mną Cruciatusami i innymi świństwami.. Nawet nie wysłali do szpitala, bym mógł zbadać swoje rany.. A Luny nie widziałem, odkąd walczyliśmy pod Sowiarnią z jej znajomym z klasy.. Nie, Ginny, wcale nie mam prawa być „dziwny”..
- Przepraszam, Neville – powiedziała cicho i rozłożyła się obok chłopaka przed kominkiem. Siedząc na podłodze pomiędzy pustymi kanapami byli nie do zauważenia.- Myślę non stop o Harrym i reszcie, a zapomniałam o tych, którzy są przy mnie obecni..
- Nie winię cię za to, Ginny – powiedział o wiele łagodniej jakby wyrzucenie z siebie tej historii odciążyło mu umysł o kilka kilogramów złych wspomnień.- Masz prawo, to twój ukochany..
- Neville! – żachnęła się ruda i posłała mu kuksańca w bok.- Jeszcze nic nie jest wiadome.
- Gdyby Luna mogła się tu pojawić…
- Przecież jestem..
  Gryfoni podskoczyli jak oparzeni na dźwięk znajomego głosu przyjaciółki, bo nie mogli uwierzyć, jak to się stało, że Luna bezdźwięcznie wślizgnęła się do ich pokoju wspólnego i siadła bezszelestnie na kanapie za ich głowami.
- Gdyby to był ktoś inny – westchnęła ruda, łapiąc się za klatkę piersiową, pod którą szalało zwariowane serce.
- Ale chyba nikt inny tak nie potrafi.. Dobrym byłabyś szpiegiem – powiedział Neville i przytulił się do dziewczyny na powitanie, tak bardziej niż przyjacielsko, oddając w tym uścisku całego siebie i wszystkie swoje emocje.- Luna..
- Co oni ci zrobili? – Krukonka całą swoją uwagę skupiła na ranach chłopaka, który niestety, nie mógł zakryć ich żadnym opatrunkiem, a na które eliksiry działały zbyt wolno. Prawe ucho Neville próbował przykryć włosami, ale widoczne były na nim ślady po mocnym poparzeniu.
- Mieli wreszcie okazję, by wyżyć się na Gryfonie.. Gdyby wiedzieli, że to ja pomogłem Harry’emu.. Byłoby jeszcze gorzej. Snape wie. Draco również. Teraz i profesor Rodley.
  Luna uśmiechnęła się mimo woli i pogładziła Neville’a po policzku, próbując wyrzucić z umysłu wyobrażenia, jakie naszły ją, kiedy przypomniała sobie, kto już wiedział o ich sekrecie. Bała się im to powiedzieć.
- Przesłuchiwali Klarę – wyrzuciła z siebie, kiedy tylko umieściła się między nimi przed kominkiem.
- Kogo? – spytał Neville, który nie znał przyjaciółki Luny z dormitorium.
- To ta dziewczyna, która była ostatnio z tobą.. – Ginny próbowała dokładniej przypomnieć sobie jej twarz.
- I pod Sowiarnią, prawda? – wzmianka o tamtym incydencie była bolesna dla Neville’a, gdyż pamiętał wszystko, co się działo. A zwłaszcza moment, zanim zemdlał.
- Powiedziała Snape’owi więcej niż można się było spodziewać, ale to moja wina.. – mruknęła Luna, wpatrując się w skaczące płomienie, wcale nie mając zamiaru odwracać od nich wzroku i zobaczyć, co przyjaciele mogą sobie w tej chwili wyobrażać.
- Jeszcze żyjemy, czyli jest dobrze – odparła oschle Ginny.- O Gwardii wiedzą?
- Prawdopodobnie.. Przecież Snape stoi po naszej stronie.. – Luna chciała zmienić tor ich myślenia, ale została ostro potraktowana komentarzem Neville'a.
- Nawet tak nie myśl! Jak..jak?! Przecież zabił Dumbledora i zwiał po całym incydencie, a teraz zwie się dyrektorem.. To gnój, dupek, morderca..
- To dlaczego jeszcze nie zaingerował? Słyszałam rozmowę pomiędzy nim a profesor Rodley.. Mówili o was.. Zamierzają was przesłuchać i przepytać, kiedy tylko dyrektor wróci ze spotkania.. Dlaczego się więc nie spieszy, jeśli tak mu zależy na zabijaniu?
- Nie usprawiedliwiaj go, Luna – odparła Ginny nadal czując gniew, choć głos drżał jej z powodu tego, co usłyszała.- Ani nie mów nic o tej Śmierciożerczyni..
- Ona nie jest..
- Skąd wiesz? – żachnął się Neville.
- Mam to przeczucie – Krukonka wiedziała, że nie może za dużo mówić o Victorii, nie tylko by uniknąć kary za samą rozmowę o niej, ale również z powodu tego, że profesor nie życzyła sobie, by rozpowszechniano o niej jakiekolwiek domysły.
- Przeczucie, Luna.. – westchnęła ruda i spuściła głowę.- Przesłuchania się nie boję, ważne, że Harry jest daleko stąd, co prawda, nie wiadomo gdzie, ale nic mu nie zrobią.. A to, że pomogliśmy mu uciec to sprawa zakończona.. Stało się, mogą nas nawet zabić Cruciatusami. Nie przywrócimy im Harry’ego.
- To moja była sprawka, Ginny i ja za nią biorę odpowiedzialność..
   Najwidoczniej, do tej pory Gryfoni nie mogli pogodzić się ze sobą w sprawie pomocy przy ucieczce przyjaciół. Ginny była nie do przekonania, sądząc, że i tak ją za to obwinią, bo przecież to dziewczyna Pottera, siostra Weasleya oraz przyjaciółka szlamy Granger. Neville próbował dyskutować, przekonując rudą, że ich zeznania mogą okazać się ze sobą sprzeczne, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Luna musiała wycofać się z tej dyskusji, gdyż wiedziała, że nie jest jej rzeczą rozsądzać ich kłótnię. Cieszyła się skrycie, że ominęli temat profesor Rodley.
- Zostawmy to – oznajmiła w końcu Gryfonka, zakrywając usta chłopaka dłonią.- Bo inaczej spróbuję zaklęciem, Neville.
- Przyciągniemy niepotrzebną publiczność – powiedział chłopak, by tylko uspokoić zszargane nerwy i uciszyć tą awanturę.
- Co z Gwardią? – wtrąciła Luna.
- Nie możemy tego zatrzymać.. – odpowiedziała jej cichutko Ginny, rozglądając się na boki.- Cii.. Nawet tutaj można znaleźć szpiegów dyrektora..
- Jeśli przestaniemy się spotykać, będzie to oczywista oznaka tego, że się boimy – powiedział Neville, opierając obolałą głowę o miękką poduszkę. Czuł zmęczenie, rozgoryczenie oraz złość na samego siebie. Ale nie strach.
- I tak widzimy się w małych grupach.. Hagrid udostępni nam swoją chatkę na jedno spotkanie.. – wyszeptała Ginny i na tym zakończyła, gdyż niedaleko trójki rozsiedli się inni uczniowie.- Neville, zrobię ci szybki napar.. Czekajcie chwilę.
  Chłopak miał świetną okazję, by zagadać Lunę, ale słowa nie chciały przecisnąć się przez jego gardło. Luna za to obawiała się wspominać ich ostatnie spotkanie na błoniach, które zakończyło się dla wszystkich nie zbyt dobrze. Rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, czekając, aż ten drugi się odezwie, ale nic takiego się nie stało. Dziewczyna czekała, czy poczuje ten moment, zatęskni za jakimś miłym słowem, ale nie zdarzyło się nic z tych rzeczy. Neville obawiał się ją spłoszyć.
- No, wróciłam.. Napar będzie dobry na twoje bóle, Neville.. Musisz poczekać aż wystygnie – Ginny rozsiadła się ponownie na swoim miejscu i udawała, że wcale nie czeka, aż któryś z nich się odezwie.   
  Luna opowiedziała im jeszcze o jednej sprawie, którą usłyszała za drzwiami gabinetu Victorii, oczywiście tłumacząc, po co tam poszła. Ginny udzieliła reprymendy Lunie, kiedy dowiedziała się, co spotkało jej przyjaciółkę z rąk Alecto. Neville nie potrafił uwierzyć, ile rzeczy go ominęło. Zwłaszcza, kiedy usłyszał, kto uratował Lunę.
- Więc po to tam poszłam.. By jej podziękować.. I usłyszałam to, co wam powiedziałam.
- Snape trzyma skarby w swoim gabinecie.. I ma to niby pomóc Harry’emu – wyliczał Neville, dalej roztrzęsiony historią przyjaciółki.- Ale pewnie nie chce, by wyszło to na jaw.. Bo jest naszym wrogiem..
- Neville, a gdyby.. – zaczęła Ginny i od razu ściszyła głos, uważnie bacząc na ludzi, którzy kręcili się niedaleko.- Odebrać to, co należy do Gryffindoru?
- Co masz na myśli? – Neville od razu nachylił ucho w stronę dziewczyny, przeczuwając jakiś niecny, ciekawy plan.
- Zakradniemy się do gabinetu Snape’a i wtedy odbierzemy naszą własność.. Coś, co mogłoby pomóc Harry’emu.. Luna powiedziała, że nawet sam Dumbledore przyznał, że takie przedmioty mogą mu pomóc..
  Wokół kominka zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi.
- Za niedługo spotkanie Śmierciożerców – wtrąciła Luna pogodnym, delikatnym głosem.- Nie będzie dyrektora..ani zbyt wielu strażników..
- Omówimy to jeszcze jutro.. Neville – Ginny wzięła do ręki kubek, w którym samoczynnie gotował się napar – Wypijesz?
- Uuu.. Co to jest?
- No wyciąg z erby o smaku mięty..
- Nie lubię tego smaku..
  Luna spojrzała na chłopaka zaskoczona, o czymś sobie przypominając. Neville poczuł się osaczony przez groźne spojrzenia dziewczyn i uznał to po prostu za znak, że należy się im nie sprzeciwiać.
- Jeśli to ma mi pomóc, to jak najchętniej..
  Luna już dawno krążyła myślami gdzie indziej.