piątek, 6 marca 2020

~52~

  Dawno nie przechodził korytarzami dormitorium Slytherinu, które wydały mu się bardziej mroczne niż za czasów, gdy był opiekunem tego domu. Obecni Śmierciożercy rezydowali tutaj najczęściej, zostawiając po sobie ogromny nieporządek jak i złe wspomnienia. Czuł odpychający odór ich obecności, niszczący dumę domu, który jeszcze niegdyś ogromnie podziwiał. Jednak mimo tego, panowały tutaj pustki. W czasie świąt to najwięcej Ślizgonów wróciło do domu, gdyż większość ich rodzin zadeklarowało posłuszeństwo wobec Czarnego Pana, tudzież ich dzieci mogły się czuć bezpiecznie. Oczywiście, nie zabrakło zdrajców również pośród innych domów, lecz o tym już wspominano rzadziej.
  Snape minął niezauważony kliku starszych prefektów, którzy siedzieli rozłożeni w głównej komnacie. Nikt nie odwrócił głowy w jego stronę, co pozwoliło mężczyźnie wkraść się bez przeszkód na schody prowadzące do sypialni Dracona. Nie życzył sobie rozmowy z nikim innym, niż z własnym chrześniakiem, szybko zatem zapukał do jego drzwi.
   Otworzył mu sam Draco. Zmęczenie i stres wpłynęły niekorzystnie na jego dumne rysy twarzy i wyglądał przy tym na o wiele starszego. Ubrany był w niezwykłą szatę – długi szary płaszcz obity wilczym futrem, które mogło okazać się zbawienne w lodowatych lochach. Płaszcz miał jednak rozpięty, ukazując pod nim ciemnozieloną koszulę oraz czarne spodnie podtrzymywane grubym pasem z klamrą w kształcie głowy węża.
- Zaskoczony jestem, wuju – odparł młodzieniec, gestem ręki zapraszając go do środka.
- Czysto jak przystało na Malfoy’a – odpowiedział dyrektor, mierząc komnatę surowym spojrzeniem.
- Mam do zaproponowania dobre whiskey, Czarne Wino lub Ognistą Furię.
- Wybacz, Draco, o tej porze nie mogę sobie na to pozwolić, choćbym bardzo chciał.
- No tak, obowiązki dyrektora – mruknął Draco, siadając w fotelu ustawionym najbliżej kominka.
  Severus również wygodnie rozłożył się na kanapie. Czy widział w oczach chłopaka niechętną zgodę na to, o co chciał go zapytać? Ślizgon czekał cierpliwie, szczelnie okrywając się swoim przepięknym płaszczem.
- Wiem, że jutro wyruszasz na misję – zaczął w końcu, nie chcąc przedłużać tej koszmarnej ciszy.
- Tak, ale gdybym życzył sobie rady, sam bym do ciebie przyszedł.
- Do mnie? Wątpię, Draco – odpowiedział mu chłodno Severus, zły na myśl, że w tak bezczelny sposób chłopak zareagował.- Jest też sprawa Lucjusza – dodał pospiesznie, choć nie spodziewał się, że to uspokoi Dracona.
- Wymusił na mnie, bym wrócił do domu. Viktoria również się z tym zgadza.
- Przynajmniej tutaj ma rację.
- Ty także? – fuknął chłopak, gwałtownie wstając z fotela. Jego młodzieńcza sylwetka wyglądała o wiele poważniej, przypominał już mężczyznę. Snape zauważył te zmiany już dużo wcześniej, lecz teraz miał okazję podziwiać je z bliska.
- Jeśli Rodley otwarcie zabroni ci wrócić do domu, to ona może mieć problemy. A tego na pewno nie chcesz. Co więcej, to prawda, że daje ci wolną rękę, ale z perspektywy twoich rodziców i Śmierciożerców będzie uznana jako wróg twojej rodziny. Wrócisz do dworu, na co Narcyza się ucieszy, a Lucjusz odpuści mi oraz Rodley.
- Nie pozostaje mi nic jak się zgodzić, prawda?
- Twój wybór, Draconie, ale pamiętaj o konsekwencjach, jakie spadną na Rodley.
- Tobie też na niej zależy…
   Severus zawahał się, choć rzadko mu się to zdarzało. Nie mógł otwarcie przyznać, że martwił się o tą kobietę, jak i tego, że jednocześnie jej nienawidził.
- Jest twoją opiekun, a ty jesteś moim chrześniakiem. Jej los związany jest z tobą, więc nie pozostaje mi nic innego jak dbać wspólnie o wasze dobro.
   Widział, że nie usatysfakcjonował tą odpowiedzią chłopaka. Nie mógł jednak ryzykować. Był mistrzem Legilimencji i to on potrafił perfekcyjnie ukryć swoje myśli, ale nie Draco. Mówiąc mu zbyt dużo, ryzykował jego życie.
- Ćwiczę z Viktorią bardzo wiele..
- Ale czy jesteś gotowy przetestować swoje umiejętności przed Czarnym Panem?
- Nie wiem, wuju…
- Nie możesz być niepewny. To znaczy, że nie osiągnąłeś jeszcze perfekcji.
- Jak mam więc to uczynić, kiedy oboje chcecie mnie odesłać do domu?
- To nauczy cię pokory, która jest najważniejszym składnikiem w drodze do sukcesu.
- Świetnie. Będę się po prostu marnował.
- Nie będziesz. W domu spotkasz dwóch nadanych przeze mnie szpiegów. Oni pomogą ci ćwiczyć.
- Kim oni są?
- Dowiesz się już niedługo. Nawet już jutro.
   Zauważył dokładnie jak Draco marszczył czoło, zwłaszcza wtedy, gdy nie był zbyt zadowolony. Odziedziczył to po Lucjuszu, który na dodatek unosił wysoko brodę, by ukazać swoją wyższość. Na szczęście, młody Malfoy nie nauczył się tego gestu, za który Snape tak nienawidził jego ojca.
- Wykonuj wszystko zgodnie z poleceniem Czarnego Pana. Nie wahaj się, Draco!
- Wiem, wuju.. Tak łatwo mówić to mistrzowi..
- Jak myślisz, co doprowadziło mnie do tego, kim jestem dzisiaj?
  Draco wychylił szklankę whiskey. Był coraz bardziej zdenerwowany.
- Czarny Pan sprawdza umysły wszystkich, bez wyjątku – dodał już ciszej, by raczej przypomnieć mu o tej oczywistości.- Jeśli poczuje wobec ciebie wątpliwości, nawet ja cię nie obronię. Teraz rozumiesz, dlaczego nie powinieneś trzymać się kurczowo Rodley?
- Dlaczego zatem Lord nie uznał mnie za takiego samego zdrajcę jak Viktorię?
   Z profilu Draco wyglądał najpoważniej, zwłaszcza, gdy dolną część twarzy okalało mu wilcze futro. Nie patrzył w oczy Severusowi, co pozwoliło mu łatwiej udzielić odpowiedzi.
- Teraz Czarny Pan nie ma na głowie Rodley, która siedzi cicho w zamku i straszy kilku bezużytecznych Śmierciożerców. Gdyby jednak zaszkodziła poważnie komukolwiek z jego watahy, uwierz, musiałbyś się z nią szybko pożegnać.
- Zabiliby ją?
- Nie, Draco – odpowiedział chłodno i stanowczo.- Uciekłaby, bez ciebie. Jakkolwiek by chciała, nie może wiecznie stać w twojej obronie. Potrafię przewidzieć jej kroki w takiej sytuacji, tak samo Czarny Pan. Ty nie stoisz nigdzie pomiędzy, dlatego nie jesteś zmartwieniem naszego Lorda.
- Mam się zatem czuć bezpiecznie? – zapytał pogardliwie.
- Nigdzie nie możesz się czuć bezpiecznie – odpowiedział Severus, przyglądając się szalikowi, który kompletnie nie pasował do porządnego pokoju Dracona, a jednak leżał rzucony w widocznym miejscu.
- Przyjmij zatem moją radę, byś wykonał wszystkie zadania. Wtedy zostaniesz uznany za godnego zaufania Śmierciożercę, a Rodley dadzą na chwilę spokój. W podwójnego szpiega zabawisz się kiedy indziej.
- Podwójny szpieg? Chcesz mi coś powiedzieć, wuju?
   Severus milczał dość długo i bynajmniej nie było to oznaką zawahania. Tylko pytania na temat Rodley budziły w nim wątpliwości, lecz teraz przerwa, którą utrzymywał była intencjonalna. Draco przyglądał mu się zimnymi, szarymi oczami.
- Służę tylko Czarnemu Panu.
   Posłał w stronę młodzieńca tak znaczący wzrok, że Draco na moment drgnął. Widział, że się domyślił. To mu wystarczyło.
- Muszę wracać do swoich obowiązków, Draco. Ale zanim wyjdę, wysłuchaj jeszcze kilku moich rad co do twojej misji. Przyjmij je chętnie.
   Draco nie negował jego decyzji. Posłusznie rozsiadł się w fotelu naprzeciw ojca chrzestnego i słuchał. Długo i w milczeniu. Severus nie żałował, że wyjawił mu tak wiele informacji. Wiedział przecież jak ma to zrobić, by chłopak przez to nie ucierpiał. Jakaś ukryta głęboko część jego samego uwolniła się od tego ciężaru, który nosił przez tyle lat, chociaż czuł, że tak wiele zaległości jeszcze pozostało.
 *
   Draco czuł, że zimno bezlitośnie wdziera się przez jego ubranie, by ukraść każdą cząstkę ciepła, które oddawało mu grube futro. Musiał działać zgodnie z wolą Severusa, a każdy błąd mógł kosztować go zdrowie, a nawet życie. Nie mógł się pomylić. Powstrzymywał drgania siłą woli, obiecując sobie co minutę, że zaraz dołączy do niego jego przydzielony towarzysz. Chociaż z monotonnym biegiem czasu kusiła go myśl mordu na nim. Jak mógł kazać mu tak długo czekać w tej śnieżycy, zimnie i ciemnościach miasteczka, którego nie znał?
- Obiecuję – czuł jak sine usta drgają tak samo jak całe jego ciało. Nie chciał więc kończyć bezpodstawnej groźby.
   W oddali zaszumiały drzewa, które tworzyły część parku, przysypanego śniegiem i okutego lodem. Wyglądał na całkowicie zapomniany, mimo, że była wieczorna pora i Draco spodziewał się spotkać w okolicy kilku mieszkańców. Jednak Old Meadow Town zamierało w taką pogodę, co nie było zbytnim zaskoczeniem dla chłopaka. Też by wolał rozłożyć się w ciepłym pokoju, najlepiej pod kocem, ze szklanką brandy w dłoni i z książką w drugiej. Rola Śmierciożercy niosła jednak ze sobą wiele obowiązków. I przeszkód. Draco miał tego wszystkiego dość. Po nieudanej próbie zabicia Dumbledora powinien zostać odepchnięty na bok, zapomniany lub najlepiej porzucony przez Czarnego Pana, by jego noga już nigdy nie stanęła w opuszczonym i na dodatek lodowatym miejscu jak to! Ale musiał dowieść swojej lojalności. Niech im będzie.
   Czuł jak jego palce drętwieją, choć szczelnie okrywał je grubymi, skórzanymi rękawicami. Jeśli misja miała się udać, lepiej dla ciebie, głąbie, byś się pojawił.
- Aceterio – usłyszał czyjś surowy, niski głos. Wydało mu się, że znajomy, ale w tej śnieżycy wszystko mogło mu się przywidzieć.
- Magnato – odpowiedział Draco.
  Zza rogu budynku, przy którym czekał chłopak, wyłoniły się dwie postacie. Dracon poczuł niepokój i bez wahania wymierzył w dwójkę różdżką.
- Dlaczego jest was dwóch?
- A mówił ci ktoś, ilu nas będzie?
   To prawda. Nawet Snape nie poinformował go o tym.
- Ostrożności nigdy za wiele.
- To prawda – odpowiedział mu drugi mężczyzna, którego głos również wydał się Draconowi znajomo brzmiący.- Panicz Malfoy przyswoił najważniejszą zasadę.
- Nikołaj, zamknij się – warknął do niego ten, który pierwszy odezwał się do Dracona.- Wybacz nam, ostatnio się nie przedstawiliśmy.
- Tak mi się zdawało, że już wcześniej się spotkaliśmy.
  Oczywiście. Spotkanie w jego dworze. Dwóch czarnowłosych szpiegów czatujących tajemniczo pod głównymi drzwiami. Tak szybko się pojawili, jak i zniknęli. Tym razem, Draco nie mógł zbytnio rozpoznać ich rysów twarzy, gdyż głowy mieli przykryte futrzanymi czapami oraz grubymi kapturami. Usta przykryli ciemnymi chustami, które dość tłumiły ich niskie głosy. Draco mógł rozpoznać tę dwójkę tylko po oczach, stalowych jak jego.
- Poznaj mojego brata – odezwał się w końcu Nikołaj, gdy po dłuższej chwili nawzajem się badali.- Aaron.
  Draco kiwnął w ich stronę głową.
- Wiecie, co mamy zrobić?
- Pozbyć się zdrajców i całego jego tajnego zgrupowania – odrzekł Aaron, który wydał się Draconowi o wiele poważniejszy od swego brata. To on ostatnio przyglądał się mu ufnie, wręcz z szacunkiem, znowu Nikołaj wyglądał na nieprzekonanego.
- Przynajmniej nie owijacie w bawełnę. Marznę tu od dłuższego czasu.
- Musisz nam wybaczyć to opóźnienie. Trafiliśmy najpierw do złej wioski.
- Gdyby od tego zależało życie innych? – zapytał Draco pogardliwie, rozumiejąc, że chłopaki mogli nie traktować tego na poważnie.
- Ale nie zależało – odparł mu krótko Nikołaj.- Polecam się ruszyć, bo inaczej panicz Malfoy przymarznie do tego murku.
   To, jak go nazywali, również mu się nie podobało. Musiał jednak wytrzymać te kilka godzin, jakie mieli wspólnie spędzić. Ale gdyby przekroczyli granicę, Draco był gotowy zapomnieć, że mieli nad nim przewagę liczebną. Tylko. To jego Viktoria uczyła sekretów zapomnianej magii, a oni mogli okazać się pospolitymi czarodziejami z podstawową wiedzą o czarach. Teraz jednak nie należało o tym myśleć. Pragnął się gdzieś ogrzać.
  Jak się okazało, Aaron wynajął im drobne mieszkanie, w którym mogli ustalić pewne kroki. Draco nie spodziewał się takiej organizacji, ale nie miał powodu do narzekania. Posłusznie udał się za braćmi, marząc o suchym, ciepłym miejscu. Budynek, do którego trafili dość szybko, znajdował się niedaleko mieszkania ich zdrajcy. Draco rozpoznał z opisu zbieg ulic oraz charakterystyczne punkty. Przyglądał się chwilę skrzyżowaniu, zanim właściciel wpuścił ich do środka. Było tu bardzo pusto, niesympatycznie, wręcz wrogo. Jednak pokój, do którego udali się od razu, uprzednio badając na szybko otoczenie, okazał się być schludny, przytulny i co najważniejsze, ogrzany. Draco pozbył się natychmiast futra, które powiesił blisko kominka. Aaron i Nikołaj pozbyli się nakryć głowy, po czym Draco upewnił się, że rzeczywiście byli tymi szpiegami, których spotkał po raz pierwszy w swoim dworze. Nikołaj nadal miał krucze loczki, które tworzyły na głowie chaotyczne splątania, na pierwszy rzut oka przypominające gniazdo. Na moment przypomniała mu się Granger, ale trwało to tylko ulotną chwilę. Nie miał ochoty wspominać znienawidzonej przez niego trójcy.
- Zaskoczony, paniczu Malfoy? – zapytał Aaron, widząc jak uważnie się im przygląda.
- W dzień naszego spotkania kto do mnie podszedł, zanim rozpłynęliście się w powietrzu?
- Dalej nam nie wierzysz? – fuknął Nikołaj, grzejąc dłonie tuż nad ogniem. Nikołaj patrzył na niego z niedowierzaniem, a nawet z pewną złością. Jedynie Aaron sprawiał wrażenie poważnie odbierającego jego słowa.
- Braciszku – burknął Aaron, uciszając go machnięciem dłoni.- Sam przyznałeś, że trzeba być ostrożnym.
- Nie bierzcie mi tego za złe, ale po mojej nieudanej próbie zamordowania poprzedniego dyrektora wielu Śmierciożerców zapewne chciałoby się wcielić w kogoś innego, by pilnować mnie jak dziecka.
- Być może dano ci drugą szansę – odparł Nikołaj, tym razem grzejąc plecy. Stał naburmuszony, z założonymi na piersi rękami, mierząc Dracona szarymi jak stal oczami.
- Pewnie tak – odparł Draco.- Ale skąd mam być pewny, że to na pewno wy?
- Podeszła do ciebie matka. Nawet obaj uprzedziliśmy cię co do tego – rzekł Aaron zimnym, cichym głosem.
- No dobra – mruknął Draco, czując się o wiele swobodniej, na ile mógł, oczywiście w obecności braci, których w ogóle nie znał. Przynajmniej miał pewność, że byli sobą.
- Możemy przejść do planów? – Nikołaj zmienił tok ich rozmowy, by odwrócić uwagę Aarona od Dracona. W trójkę obeszli stolik, na którym bracia rozłożyli magiczną platformę. Po chwili Aaron wyczarował mniejszą wersję sąsiedniego budynku, co Draconowi przypominało imitację Wielkiej Sali w wieczór, kiedy z Viktorią i Lovegood opracowywali bal.
- Na dolnym piętrze znajdują się trzy mieszkania – zaczął Aaron i różdżką rozrysował szkice wewnątrz budynku.- Uprzedzając jakiekolwiek pytania, ten budynek jest lustrzanym odbiciem kolejnego. Dlatego wynająłem to mieszkanie.
   Na Draconie zrobiło to wrażenie. Znając siebie, przystąpiłby do działania bez zbędnego rozmyślania nad planem ataku. Aaron i jego brat byli jednak bardziej uprzedzeni i przygotowani.
- Możemy się spodziewać, że jest ich w mieszkaniu kilkunastu – wtrącił Nikołaj dorysowując poprzez zaklęcie kilka drobnych cieni imitujących ludzi.- Jeden z nas musi zakraść się od okna.
- Mieszkanie znajduje się na najwyższym piętrze. Który z nas ma najlepszą opanowaną zdolność lewitacji? – zapytał Aaron, na co Draco zgłosił się na ochotnika.
- Mogę spróbować. Nie jestem w tym taki zły. Poza tym, mnie mogą szybciej rozpoznać, jestem synem Lucjusza Malfoy’a.
- Spokojnie. Udało mi się zdobyć włosy przypadkowych osób. W tym naszego właściciela – Nikołaj wyjął z malutkiej tubki cienki włos – drugi budynek również do niego należy. Pójdę tam pod pretekstem ciszy, a jako że będę udawał przygłupa, uznam, że to z ich pokoju słyszę niepokojące głosy.
- Draco, musisz znaleźć okno sypialni. Wejdziesz niepostrzeżenie zanim Nikołaj zapuka do drzwi. Będą pochłonięci rozmową, więc nie usłyszą jak się zakradasz. Ja w tym czasie będę rzucał na cały budynek zaklęcia łamiące przeciw czary.
- Jesteś pewny, że uda ci się złamać wszystkie? – Draco na chwilę nie był pewny tego pomysłu. Jednak to Nikołaj miał najtrudniejsze zadanie, gdyż to on miał skupić pierwsze podejrzenia na sobie.
- Znam się na tym doskonale, paniczu Malfoy – Aaron posłał w jego stronę kpiarski uśmieszek, który w ogóle nie pasował do jego poważnych, ostrych rysów twarzy.- Znam się na tym lepiej niż sama Viktoria Rodley…
*
  Godzinę po tym, jak dokładnie omówili każdy szczegół planu, Draco nadal nie umiał wyjść z podziwu, jaką wiedzę posiadali przysłani mu szpiedzy oraz jak dobrze byli przygotowani. Pytanie, skąd znają Viktorię, pominął w zupełności, woląc tego nie wiedzieć. Musiał skupić się na zadaniu. Pożegnali się przy głównych drzwiach swojego mieszkania, ubrani w całkowicie inne stroje oraz skóry. Tylko Nikołaj trzymał jeszcze w dłoni Eliksir Wielosokowy, który zamierzał wypić dopiero po tym, jak otumani prawdziwego właściciela. Draco nie miał czasu przyjrzeć się sobie w lustrze, musiał zatem skorzystać z wyobraźni. Wiedział, że był o wiele szerszy w barach i cięższy, przez co jego ubrania musiał zastąpić innymi, a jego grube dłonie porastały ciemne włosy. Należało wykorzystać ten atut, gdyby doszło do walki wręcz. Potem opuścili budynek jak najszybciej.
- Będę czekał na korytarzu, dopóki nie dojdzie do poważniejszej walki. Potem wślizgnę się do mieszkania i do was dołączę – przypomniał Aaron, który po raz ostatni wypowiedział się, zanim zniknął w drugim budynku.
   Draco obszedł mur, przeliczył okna na najwyższym piętrze, a następnie całą silą woli skupił się na swoim celu. Poczuł, jak odrywa się od ziemi, nie pozwalając sobie na panikę. Wiedział, że w tej chwili musiał zachować spokój, jeśli nie chciał spaść zdezorientowany. Viktoria powtarzała mu zawzięcie, by lepiej nie patrzył w dół, tak więc i teraz pamiętał o tej radzie. Gdy doleciał na szczyt, przykucając lekko na dachu, tuż nad pokojem, w którym znajdowali się zdrajcy, rozejrzał się jeszcze dookoła. Noc była wietrzna, mroźna, a na domiar złego, zaczął padać śnieg. Przysłaniało mu to widoczność, ale był świadom, że i dla innych stawał się mniej zauważalny. Przez otwarte okno dachowe dochodziły do niego przeróżne dźwięki, zmieszane rozmowy, śmiechy oraz chichoty. Towarzystwo musiało bawić się w wyborowych humorach. Znajdowali się tuż pod Draconem, nieświadomi jego obecności. Chłopak na szybko spróbował policzyć po głosach, ile zdrajców czekało poniżej, ale było to o wiele trudniejsze niż się spodziewał. Trzy damskie głosy przekrzykiwały się nawzajem, inne dwa bliżej nieokreślone rozmawiały w głębi pokoju, a dwa męskie rozmawiały przy oknie, wypuszczając przez nie dym papierosowy. Nieznaczna mgiełka o zapachu tytoniu zmieszana z parą unosiły się przy ramieniu Draco. Ile jeszcze musiał czekać? Ponownie poczuł nieprzyjemny dotyk chłodu na twarzy, który wywołał łaskoczące ciarki na plecach. A może było to uczucie niepokoju z każdą tykającą sekundą, zbliżającą go do ataku? Wtedy usłyszał pukanie do drzwi.
 Nareszcie, Nikołaj. Głosy przy oknie ucichły natychmiast, co niewiele mu pomogło, gdyż nie był pewny, czy nadal ktoś przy nim stoi. Usłyszał kroki zbliżające się ku drzwiom, a potem oddaloną rozmowę, miał nadzieję, że z Nikołajem, który udawał właściciela. Męskie głosy zaczęły dopytywać się, kto przyszedł, a potem w końcu się oddaliły. Draco zajrzał przez uchyloną część do środka i zobaczył jedynie dwie kobiety, skradające się przy drzwiach. Nie brali pod uwagę niechcianych gości. Nie byli zatem dobrze przygotowani.
- Jess, to tylko właściciel – do pokoju wszedł wysoki mężczyzna o blond włosach, który niespokojnie rozejrzał się po pokoju.
- Co teraz? Jeśli to jakiś szpieg? Edrik, rozpoznają nas! – jęknęła jedna z nich, lecz Draco nie wiedział, która dokładnie, gdyż obie stały tyłem do okna.
- Cicho, głupia, w tym mieście nikt nas nie znajdzie. Idź po Caroline, mówiła, że zrobi herbatę w swoim mieszkaniu… Ej! Ty!
   Draco nie miał czasu do namysłu. Zawiesił się na rynnie, choć z jego ciężarem miał pewien problem, ale szybkim zamachnięciem, wybił okno swoją grubą nogą. Gdy wpadł do mieszkania, zapomniał o jakiejkolwiek osłonie, przechodząc od razu do ataku na zaskoczonych ludzi. Wpierw powalił mężczyznę, który był najszybszy z całej trójki. Wtedy usłyszał, jak Nikołaj również zaatakował, lecz nie widział, jak mu idzie. Rudowłosa kobieta, przypominająca do złudzenia matkę Weasley, rzuciła się na niego z pazurami. Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że była czymś więcej niż człowiekiem. Próbowała za wszelką cenę dostać się do jego oczu, by najpewniej je wydłubać, ale Draco korzystając z dodatkowej siły, jaką zapewniało mu zastępcze ciało, odrzucił kobietę na ścianę. Druga w tym czasie miotała w niego zaklęciami. Draco szybko bronił się swoją różdżką, z drugiej strony zasłaniając twarz ręką, by rudowłosa ponownie nie próbowała się na niego rzucić. Po policzku ciekła mu cienka warstwa krwi, ale nie miał czasu, by zwracać na to większej uwagi. Zakazanym zaklęciem trafił w blondynę, która runęła na podłogę sparaliżowana, krzycząc przy tym z bólu. Nikołaj i Aaron zabawiali się w salonie z resztą, którą zdążyli pomniejszyć do trzech rywali. Draco widział tylko leżące na podłodze ciała, ale nie był pewny, w jakim ci ludzie byli stanie. Liczyło się teraz dokończenie dzieła. Na szerokich ramionach poczuł ucisk spiczastych palców oraz ciepło, które przemknęło po jego plecach.
- Zginiesz, śmieciu!
   Zanim zdążyła go jednak ugryźć, Draco zrzucił ją na podłogę, wbijając w jej oko różdżkę. Kobieta zawyła z bólu, ale nawet to nie przeszkodziło jej walczyć dalej. Była już w połowie zamieniona w obrzydłą harpię, która szczerzyła do niego ostre kły i pazury. Draco poczuł mdłości na widok śliny i krwi spływającej wartko po jej szarych i zmarszczonych jak skóra pod wodą policzkach.
- Avada Kedavra – mruknął zanim stwór-kobieta zdążyła na niego runąć. Potem usłyszał głosy braci, nawołujących go z salonu.
- Harpia mi się trafiła – powiedział, widząc ich zmarszczone czoła. Musiał wyglądać tragicznie.- Słuchajcie, jedna z kobiet mówiła, że jakaś Caroline jest w swoim mieszkaniu. Musi być jedną z nich, a obiecaliśmy, że załatwimy wszystkich.
- Mamy tu na nią czekać? Przecież nie możemy się spóźnić – prychnął Nikołaj, a raczej postać właściciela, który w ogóle nie wyglądał na takiego, który stoczył walkę. Aaron przeglądał ciała osób, które razem z bratem zdołali pokonać. Zanim udało im się posprzątać pokój, do drzwi zapukano dwa razy. Wszyscy po cichu wyjęli swoje różdżki, a Nikołaj podszedł do drzwi.
- Słucham?
- Och, pan Brandon – odpowiedział mu kobiecy głos. Jednak Nikołaj był o wiele szybszy. Dopiero teraz Draco zauważył, jaki był zwinny. Wciągnął kobietę do mieszkania, zaczarował jej usta i powalił na kolana na środku pokoju.
  Białowłosa, która dla Draco wyglądała na ponad trzydzieści lat, przyglądała się z przerażeniem ludziom, którzy być może byli jej przyjaciółmi.
- Myślę, że zdajesz sobie sprawę, przez kogo zostaliśmy wysłani… - rzekł do niej Aaron swoim spokojnym, groźnym głosem, który Dracona przyprawiał o ciarki. Na kobiecie jednak nie zrobił on zbytnio wrażenia. Przerażenie zastąpiła złość, która była oznaką bezradności. Zdawała sobie sprawę, jaki czekał ją los.
- Zakończcie to szybko – warknęła, gdy Nikołaj cofnął zaklęcie milczenia.
- Jest was więcej? – zapytał Aaron, stojąc tylko kilka cali od niej. Patrzył na nią z góry jak właściciel na swojego psa, który coś zbroił.
- Być może, nie wiem – odpowiedziała.- Nie znamy się wszyscy.
- Rozpoznajecie się jakoś? – kontynuował. Nikołaj wszedł do drugiego pokoju, by sprawdzić teren. Znowu Draco nie mógł się ruszyć. Policzek piekł go strasznie, ale to nie przez niego nie mógł się ruszyć. Białowłosa kobieta przypominała mu Lovegood. Nie wiedział dlaczego, ale kolor włosów i charakterystyczne rysy twarzy przywodziły mu na myśl Krukonkę.
- Dostajemy tylko informacje, gdzie i kiedy.
- Kto ją wysyła?
- Wiatr – odpowiedziała z kpiącym uśmiechem na twarzy. Aaron nie marnował czasu. Wymierzył w kobietę różdżką, by zadać jej ból. Draco nadal patrzył jak urzeczony.
- Kto?
- Wysyłają je listami… mało jesteście poetyczni.
- Listami? Masz jakieś?
- Wszystkie od razu palimy – kobieta pociągnęła nosem, spuszczając głowę.- A więc.. nie wypuścicie mnie, racja?
- Raczej nie – odpowiedział jej chłodno Aaron, lecz była w tym krztyna uprzejmości. Draco nie potrafił tego pojąć.
- Mam syna – wyszeptała słabo.- Ma dopiero siedem lat.
- Wielu miało rodziny, które zostawialiśmy cierpiące – wtrącił Nikołaj, który wyszedł z drugiego pokoju w swojej prawdziwej postaci.- Nic nas to nie obchodzi.
- Proszę – jęknęła, tym razem patrząc na Dracona.- Ty jesteś z Malfoy’ów.. Na rany Merlina.. do czego mnie to przywiodło, by prosić zdrajcę o łaskę.
- Zamknij się, idiotko – warknął Draco, zapominając na raz o swoich przemyśleniach. Zrównał się z Aaronem, by spojrzeć na białowłosą tak samo jak szpieg.- Co ty o mnie wiesz?
- Stoisz po złej stronie, co cię niszczy..
- Jak na razie, to nie ja jestem na przegranej pozycji.
- Obyś zgnił…
- Avada Kedavra – wyszeptał stoickim głosem i przyglądał się, jak w oczach kobiety gaśnie życie. Pozostała w pozycji klęczącej, z głową zwisającą sztywno i włosami opadającymi jej na uda.
- Zadanie wykonane – oznajmił Aaron i pierwszy opuścił mieszkanie. Za nim podążył Nikołaj. Draco nie odrywał oczu od kobiety. Czym się stał? Czym miał być? Zdrajcą?
- Mamo?
   Z drugiego pokoju wyłonił się chłopczyk o kolorze włosów tak samo jasnych jakie miała jego mama.
- Na litość.. – jęknął Draco i zanim pomyślał potraktował chłopczyka zaklęciem zapomnienia.- Za chwilę ktoś się po ciebie zjawi.
   Nie wiedział, dlaczego to powiedział, ale czuł, że słowa same pchały się na jego usta. Czy potrzebował chwili wytchnienia? Najpewniej spokoju i uczucia chłodu bijącego z jego komnat. Miasteczko zatonęło w srogiej śnieżycy. Tym razem jednak Draco nie czuł mrozu. Dopiero teraz zauważył, jaka noc potrafi być piękna, udekorowana białymi puszystymi kulkami spadającymi z nieba. Nie liczyła się żadna śmierć, zdrada czy prawda. Wszelkie wartości potrafiły w tej chwili się ulotnić jak śnieżka, która natychmiast topniała po opadnięciu na ziemię.
- Paniczu Malfoy – rzekł Nikołaj, który wraz z bratem przyglądali się chłopakowi z boku.- Czas wracać.
- Do zobaczenia – powiedział powoli Aaron i zniknął w cieniu. Za nim podążył jak zwykle jego brat.    Do zobaczenia. Jakże gorzkie wydały mu się te słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz