poniedziałek, 30 marca 2020

~54~ Słoneczna Przystań

   Pierwszym zjawiskiem, jakie przywitało ich po wylądowaniu na piaszczystym podłożu był nieprawdopodobny upał. Przyzwyczajenie do chłodnych angielskich wieczorów dało o sobie znać Draconowi i Lunie, którzy jako pierwsi postanowili szukać choć trochę cienia. Viktoria niewzruszona zmianą pogody, stała w miejscu, nie myśląc nawet, by pozbyć się swojej czarnej szaty i peleryny. Przed nimi rozwijał się widok spokojnego oceanu i górującego nad nim rażącego słońca. Trafili na środek plaży otoczonej wysokimi klifami, które chroniły mieszkańców od niebezpiecznej wody.
- Czy w ogóle ktoś tu mieszka? Jesteśmy w dobrym miejscu? – zapytał Draco, chroniąc siebie zaklęciem cienia przed parzącym słońcem. 

- Na pewno – odpowiedziała mu Viktoria, wystawiając swoją twarz w kierunku światła.- Dziwi mnie jednak to, że zwołała nas w taki upał. Sama go przecież nienawidzi.
   Draco zbył jej odpowiedź milczeniem, gdyż nadal nie był pewny miejsca ich ucieczki. Być może, w ostatniej chwili coś poszło nie tak i ta Ann podarowała im błędne wskazówki? 
- Myślę, że nas obserwuje – wtrąciła Luna.- Czyż nie spodziewała się tylko ciebie? 
  Viktoria pokiwała głową. 
- Nawet jeśli Ann was nie zna, doskonale rozpoznaje mnie pod każdą postacią. Idziemy na górę. 
- Nie możemy się przeteleportować? – jęknął chłopak, badając wysokość klifu, jaka dzieliła ich od celu. 
- Nie marudź, Draconie. Trochę ciepła ci nie zaszkodzi. 
   Wyszlifowane schodki, które z ledwością można było dostrzec wśród ostrych, rzadkich krzewów nie prezentowały się bezpiecznie. Viktoria jednak i z tym sobie poradziła, nakładając na nie odpowiednie zaklęcie. Draco kroczył na końcu, ukrywając swoją twarz pod zaczarowanym parasolem, a Luna szybko pozbyła się zbędnych dodatków, które niepotrzebnie ogrzewały jej ciało. Ciepło wręcz parowało, nie było czym oddychać, a kamienie, przy których kroczyli wcale nie chłodziły. Po jakimś czasie i Viktoria zaczęła z trudem oddychać, gdyż ciemne szaty przylepiały się do jej ciała. 
- Stójcie, coś usłyszałam – zatrzymała ich ruchem dłoni, bacznie przysłuchując się otoczeniu. Byli w połowie drogi, a urwisko pod nimi prezentowało się bardzo niebezpiecznie. 
- No, w końcu jesteście. Od momentu wejścia w portal czekałam na was kilka godzin! – nad nimi wyrosła głowa kobiety, która była szczelnie zakryta jedwabną szatą, a na jej oczach widniały okulary.
- Ann! 
- Vix! 
   Ku uldze wszystkich, Ann przeniosła ich na balkon swojego domu, kilka stóp powyżej. Wystawał on ponad klif i kierował się w stronę oceanu, który z tej wysokości wyglądał o wiele piękniej. Ich uwagę jednak przykuła sama osoba Ann. Była to wysoka, bardzo szczupła kobieta, której brązowe, faliste włosy po rozwinięciu czarnego turbanu spłynęły aż do pasa. Była nad wyraz blada, ale jej twarz rozświetlały zielone, ciepłe oczy. Gdzieś pomiędzy nią a Viktorią istniało pewne podobieństwo, wręcz można było ośmielić się nazwać ich siostrami. Po krótkiej prezentacji i poznaniu przyjaciółki profesor, Draco nie pragnął niczego innego niż schować się w chłodnym miejscu, więc jako pierwszy uprosił u Ann pozwolenie na wejście do jej domku letniskowego. 
- Witam w Słonecznej Przystani mojej mamy! 
- Przecież nienawidzisz upałów! – zwróciła się do Ann Viktoria, pozbywając się długich szat, które zamieniła na krótsze w kolorze granatu. 
- Tak! Teraz widzisz, jakie to dla mnie dręczące. Poza tym, dostałam ten dom od mamy tylko na czas jej pracy. Tutaj będziemy najbardziej bezpieczni. 
- Dziękuję.. 
- Dobra, dobra, Vix. Później o wszystkim porozmawiamy. Masz to, co najważniejsze? 
- Oczywiście – kobieta spoważniała, choć jeszcze chwilę temu uśmiechała się promiennie i żartobliwie. Obie zerknęły na Lunę, która topiła się w słońcu, a mimo wszystko podziwiała nadal krajobraz na samym skraju balkonu i nie przerażała ją wysokość, która dzieliła ją od plaży. 
- Luna! – wykrzyknęła Ann, zwracając na siebie uwagę Krukonki.- Pozwól, że pokażę ci twój pokój, a także kilka ubrań na przebranie. 
- Jesteś taka dobra – odpowiedziała młodsza ku zdziwieniu pani gospodarz. Nawet Viktoria parsknęła, gdyż wiedziała, że jej przyjaciółka nie była przyzwyczajona do takiej otwartości ze strony obcych. 
- Niech odpoczną, gdyż podróż ich wykończyła, nie mówiąc o tym, że wszystko wydarzyło się w nieoczekiwanym momencie. 
   Luna przytaknęła głową, wkraczając przez szklane balkonowe drzwi do salonu. Wnętrze domku charakteryzowało się kompletnie innym stylem, jaki górował na dworze Viktorii. Było tu o wiele przytulniej, ale nowocześniej. Salon był jednym wielkim pomieszczeniem połączonym z kuchnią i jadalnią. Po drugiej stronie znajdowały się schodki ukryte za ścianą, które prowadziły na górę jak i na dół. 
- Nie mieszkam tu za często, gdyż upał mi przeszkadza – opowiadała dalej Ann, wchodząc do środka z Viktorią.- Mam jednak nadzieję, że wam się tu spodoba i odpoczniecie na tyle, by wrócić po tygodniu do normalnego świata. 
- Jakże bym chciała tu zostać, nawet sobie nie wyobrażasz! – zdumiała się profesor, oglądając z zachwytem dekoracje, wiszące w powietrzu lampki, sprzątającą się samoczynnie kuchnię oraz migające na największej ścianie obrazy i plakaty z ulubionych filmów Ann. Reszta rzeczy trwała w bezruchu i kiedy tak z Luną oglądały nowe i nieznane im sprzęty, z boku wyszedł nagle Draco, przebrany, odświeżony i z powrotem zadowolony. Luna nigdy wcześniej nie widziała go w krótkich spodenkach, lnianej koszuli oraz w okularach, jakie miał na sobie. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam chłopak, który jeszcze zanim wyruszyli, gwałtem zażądał od niej pocałunku. 
- Znalazłem w łazience te okulary i domyśliłem się, że chronią przed światłem. 
- Tak – zachichotała Ann, nie przejmując się, że chłopak spojrzał na nią groźnie.- Tylko te są damskie. 
   Ann podeszła do Dracona i jednym, prostym zaklęciem zmieniła wygląd okularów przeciwsłonecznych. Luna od razu przypomniała sobie o swoich, które zostawiła w gabinecie Viktorii. To one uratowały chłopaka od groźnych skutków miłosnego eliksiru. Ale kim była ta dziewczyna, która chciała go w sobie rozkochać? I dlaczego niektóre osoby posuwały się do takich czynów zamiast otwarcie przyznać się do swojego uczucia? A czy ona była na tyle odważna, by to zrobić? Krytykowała dziewczyny przecież takie jak ona. W niczym od nich nie była lepsza. Sama podkochiwała się w Draco i nie potrafiła mu tego otwarcie powiedzieć. 
   Gdyby sobie na to pozwolił. 
   Czyż jeszcze kilka godzin temu nie powiedział jej, że nie ma żadnych „nas”? 
- Luna… Luna – odezwała się Viktoria, próbując odwrócić uwagę dziewczyny od kuchenki, która za pomocą magii sama potrafiła ugotować potrawę.- Tak bardzo inspiruje cię kuchnia? 
    Profesor oczywiście nie mogła ukryć swojego tajemnego uśmieszku, który wyrażał rozbawienie. 
- Pokażę wam pokoje na górze. Na parterze znajduje się jeden wspólny dla mnie i Vixen. 
- Dlaczego ją tak nazywasz? – zapytał Draco, którego to przezwisko nurtowało od dłuższego czasu. 
- Bo to Vix. Nie potrafię inaczej ją nazwać – skwitowała Ann, jednocześnie wskazując im drogę na górę.- Dwa pokoje gościnne są tuż obok siebie i wyglądają prawie identycznie. Z tą różnicą, że pierwszy pokój po prawej ma balkon z widokiem na ocean, a drugi z widokiem na las i miasto. 
- Biorę ten z lepszym widokiem, Lovegood – po raz pierwszy od wylądowania na plaży Draco skierował swoje słowa do dziewczyny. Jednak nie miał zamiaru na nią czekać, gdyż od razu wbiegł na schody i zniknął za rogiem. Luna wolała przy okazji zwiedzić jeszcze mieszkanie, tym bardziej, że pomimo zmęczenia, nie czuła już takiego ciepła, odkąd zdążyła się wychłodzić w środku. 
- Razem z Viktorią zrobimy coś dobrego, a wy prześpijcie się chociaż trochę. 
   Luna pomachała kobietom na pożegnanie, szeroko ziewnęła i skierowała się na górę. Wyższe piętro nie charakteryzowało się niczym szczególnym oprócz malowaną poręczą, wielkimi, szklanymi oknami i magicznymi światłami, które zamiast na suficie, znajdowały się na podłodze i oświetlały drogę. Rzeczywiście po drugiej stronie były drzwi prowadzące do dwóch osobnych sypialni. Luna podejrzewając, że w pierwszym pokoju zamieszkał już Draco, skierowała się do drugiego w głębi korytarza. Na samym końcu korytarz się przerywał, a ściany łączyła balustrada, która imitowała skromny balkonik, z którego Luna mogła zobaczyć główny holl i tylne wejście. Bardzo podobało jej się wykonanie tego miejsca i gdyby miała taką możliwość, zostałaby tutaj na dłużej. 
   Białe drzwi prowadziły do skromnej, białej sypialni z łóżkiem jak dla dwojga, lecz niewielką ilością mebli i jedną, drobną kanapą i stolikiem na środku. Za łóżkiem dostrzegła wyjście na balkon z widokiem na drugą stronę, o którym zdążyła wspomnieć jej Ann. Na komodzie zauważyła wszystkie kosmetyki i drobiazgi, które mogły okazać się przydatne podczas pobytu, a w szafie wisiały cienkie, wygodne i lniane ubrania idealne na pogodę, która mogła okazać się w ich tradycyjnych szatach nie do zniesienia. Na stoliku stała czara z wodą i szklanka, a na poręczy łóżka ręcznik i strój kąpielowy. Luna jeszcze nigdy wcześniej nie widziała takiego przebrania. Było nad wyraz skąpe i kolorowe. Drzwi za łóżkiem prowadziły do naprawdę małej łazienki, w której Luna błyskawicznie wzięła prysznic i przebrała się w świeże, białe ubrania. Nie myśląc dłużej nad celem ich wyprawy, nad Draconem i przyjaciółką Viktorii, dziewczyna zapadła w głęboki sen.
   Gdyby tylko wiedziała, że za ścianą obok Draco dumał nad tym samym, co ona, być może nie zasnęłaby tak szybko, lecz zmęczenie wzięło górę nad wszelkimi rozmyślaniami, zsyłając wszelkie jej pomysły i myśli w otchłań słodkiego zapomnienia. 
 *
   Ann zaproponowała Viktorii wspólne przyrządzanie obiadu, gdy Draco i Luna zniknęli na piętrze. Profesor nie martwiła się, że wzbudzą przy tym hałas, gdyż odkąd miały możliwość spędzać razem czas, Ann od zawsze była spokojna i flegmatyczna. Wyjmowanie składników do upieczenia kotlecików warzywnych z dodatkiem zielonych, zdrowych roślin zajęło jej wystarczająco dużo czasu, by Viktoria ponownie poczuła wewnętrzny spokój i wyciszenie. Ann z niczym się nie spieszyła, czas był dla niej niczym. 
- Podoba ci się praca nauczycielki? – zagadała Ann, zerkając przelotnie na przyjaciółkę znad unoszącej się w powietrzu miski. 
- Zawsze podobało mi się uczenie – odparła Viktoria – Ale ważniejsze jest to, by stać się w Hogwarcie nietykalną, bo pewnie długo bym tam nie wytrwała. Nie wyobrażasz sobie, co wyczyniają Śmierciożercy. 
- Nie powiesz mi, że się nimi przejmujesz? 
- Nie, są tylko drobną przeszkodą. Nie staram się ich wkurzać, by nie zwrócić na siebie uwagi Czarnego Pana. 
- Dziwię się, że to się jeszcze nie wydarzyło. 
- Myślę, że sam nie ma zamiaru zawracać sobie mną głowy. Źle by się to dla niego skończyło.
   Viktoria posłała w stronę przyjaciółki zadziorny uśmiech, który wywołał jej serdeczny i zaskoczony chichot. 
- Nic się nie zmieniłaś. 
- Wiem, Ann – odrzekła troszkę poważniej.- A co ty teraz robisz? 
- Wczoraj miałam spotkanie z czarodziejami z Kanady i nie licząc ich okropnego akcentu, musiałam się z nimi dogadać, by sprzedali część swoich udziałów naszej firmie. Rozumiesz, sprawy finansowe w dziale Międzynarodowej Komunikacji i Teleportacji czarodziejów w naszym instytucie Sprzedaży i Hodowli Magicznych Zwierząt. 
- Czyli wszystko to, co wiąże się z twoimi zainteresowaniami. Teraz nie dziwię się, że nie miałaś problemów z kontaktowaniem się ze mną. 
- Bynajmniej. Hogwart ma tyle zabezpieczeń, że przekroczenie ich graniczy z cudem. Nie moja to działka, Vix, choć udało mi się raz. 
- Szkoda tylko, że tak daleko od siebie mieszkamy. 
- Nie spodziewaj się, że wrócę do Anglii dopóki urzęduje tam Czarny Pan. 
- Jestem tu po to, by prosić cię o coś innego. 
   Ann odesłała brudne noże i talerze pod wrzącą wodę, która wręcz parowała w kranie wraz z buchającą pianą i pachnącymi mydełkami. W kuchni uniósł się przyjemny, kwiatowy zapach. 
- Wiem, do czego dążysz, co badasz i co chcesz osiągnąć, Vix, ale dlaczego angażowałaś w to Dracona i tę dziewczynę? 
- Draco jest moim podopiecznym, zależy mi na jego niezależności i tożsamości. Musi w końcu odnaleźć siebie, ale sama mu w tym nie pomogę. 
- Jeszcze nas usłyszą – Ann czujnym wzrokiem zbadała drugą część domu.- A co z tobą, skarbie? 
- O co ci chodzi? 
- No dobrze wiesz… 
- Ann.. Jeśli chodzi ci o Severusa.. 
- Tak, Vix, chodzi mi o niego – Ann z hukiem przekroiła cukinię i spojrzała na przyjaciółkę wręcz karcąco. 
- Odkąd go odrzuciłam, stał się dla mnie zimny, odległy i nieprzystępny. Nie ma już szans, by ponownie mnie zauważył, choć od początku roku szkolnego starałam się zwracać na siebie jego uwagę. Przychodziłam na wspólne posiłki, zapraszałam do siebie na zajęcia, by przeprowadzał inspekcje. Możesz sobie wyobrazić, że sprawiało mu to ogromną przyjemność, gdyż Severus uwielbia męczyć uczniów. Co więcej, sam Draco jest naszym wspólnym odnośnikiem. Jest jego chrzestnym. Ale mimo to, mam wrażenie, że Severus obawia się do mnie wrócić. 
- Jeśli kogoś raz zraniłaś, nie spodziewaj się, że wróci z otwartymi ramionami. 
- Tak, niestety. 
- Wiesz, mi udało się kogoś znaleźć. Czekałam aż przyjedziesz, by ci o tym powiedzieć. 
   Viktoria zerwała się z krzesła w niemym zdumieniu. Od dawna nie czuła w sobie takiej radości. 
- To naprawdę… 
- Teraz jest mi o wiele lepiej.. Chciałabym, byś i ty również znalazła szczęście. 
- W moim przypadku, Ann, nie jest to proste. Mam zadanie do wykonania. 
- Tak, omówimy go jutro, a teraz zajmij się mieszaniem. Nie śmiej użyć różdżki! 
- Czyli robimy jak dawniej? 
- Tak, jak dawniej – odparła Ann, podając Viktorii ogromny półmisek z warzywami.- Ja zajmę się rozpaleniem patelni.
   Odgłosy pieczenia i woń świeżego jedzenia przywołały Dracona i Lunę do kuchni. Wyglądali na naprawdę głodnych i zmęczonych, ale mimo to pierwsze uczucie zwyciężyło. Ann zaprosiła ich do stołu i długo rozmawiała o ich szkolnych sprawach, zainteresowaniach i Viktorii, z której nie raz stroiła sobie żarty. Po raz pierwszy chłopak i dziewczyna byli pod wrażeniem znajomości, jaka łączyła tę dwójkę. Viktoria nie zwracała uwagi na opowiadane o niej historie, znowu Ann nie wydawała się być zakłopotana faktem, że odkrywała jej tajemnice. Ani razu nie ruszyli tematu wyprawy, choć Draco narzucał od czasu do czasu swój własny tor rozmowy. Luna siedziała w ciszy, ku zdumieniu Viktorii. Już wcześniej zauważyła pewne znaki, sama była świadkiem ich pocałunku, ale nie chciała martwić Krukonki swoimi pytaniami. 
   Viktoria czuła, jakby przeniosła się do innego wymiaru, w którym nie istniał Hogwart, Czarny Pan i reszta zła. Czuła się jak na ostatnim balu. Pragnęła tego spokoju i właśnie to marzenie utwierdziło ją w przekonaniu, że musi wykonać to, co było jej przeznaczone. Co było przeznaczone Ann, jak i Draconowi i Lunie.