sobota, 27 października 2018

~21~

  Kiedy Luna wkroczyła do Wielkiej Sali w pierwszy dzień roku szkolnego, zaczarowany sufit ukazywał niebo jak z bajki. Od tamtej pory siedząc w Wielkiej Sali patrzyła zawsze w górę, gdzie iskrzyły się gwiazdy, tworzące magicznie poruszające się gwiazdozbiory. Rozświetlały one cały sufit, którego nie potrafiła dostrzec na tle lśniącego obrazu ciał niebieskich. Wtedy myślała tylko o jednym, że ten widok będzie przypominał jej mamę, która uwielbiała wpatrywać się w niebo razem z nią, a Wielka Sala będzie obiektem spełnienia jej marzeń. Ile by dała, by powrócić w tamte czasy, gdy jako mała dziewczynka nie zdawała sobie sprawy, że niebo może przybrać mroczne oraz smutne barwy. Teraz nad nią prezentowały się gołe drewniane belki wiekowego już sufitu.
- Bądźże cicho.. – w oddali usłyszała znajomy głos, który stawał się coraz donośniejszy w miarę jak się zbliżał. Obok Luny usiedli jej przyjaciele. Położyli na stole wszystkie zwoje pergaminów, jakie zdołali przynieść i zabrali się do ich segregowania. Luna wiedziała, że od kilku dni nie można było w spokoju odrobić prac domowych, które zwiększały się w raz z upływem tygodni.
- Zobacz, jak ci kretyni się śmieją.. Myślą, że to zabawne.. – wymruczał Neville, który patrzył spod byka w stronę stołu Ślizgonów.
- Nawet nie podnoś głowy.. Wystarczy, że nikt nas nie zaczepia.. – odpowiedziała mu Ginny i ponownie zanurzyła swój nos w opasłym tomie dotyczącym powstań wilkołaków.
  Chłopak za to próbował się uspokoić, więc jedynym wyjściem z tej sytuacji było zwrócenie swojej uwagi na Lunę, która siedziała naprzeciwko. Chciał ją złapać za rękę lub dotknąć w jakiś szczery, skromny sposób, ale dzieląca ich odległość mu na to nie pozwoliła. Musiał zadowolić się samą obserwacją, kiedy z lubością przyglądał się jej bladym policzkom, kredowej cerze, która wyróżniała Lunę od innych śniadych dziewczyn. Dzisiaj jej włosy układały się w artystycznym nieładzie, który pasował do jej niezwykłego stylu…
  Obok Luny usiadła jedna z koleżanek, która należała do dormitorium Ravenclaw. Neville nie znał ich wszystkich, tak samo Ginny, więc nie zwrócili uwagi na nowe towarzystwo, a po prostu szybko powrócili do pracy.
- Słuchaj, Luna – zaczęła Annette, która rozpakowała się prędko, by nikt nie zarzucił jej winy, że siedzi bezczynnie.- To jest chore, że nas tak traktują.. Słyszałaś kiedyś o tym, by zmuszali uczniów do nauki w ich czasie wolnym?
  Luna spojrzała na nią znad zeszytu, w którym zapisywała kluczowe notatki potrzebne na swoje zajęcia i odpowiedziała beznamiętnym głosem osoby, która jest tym wszystkim znużona:
- To nie jest nasz czas wolny..
- Odwołali nam zajęcia z niewiadomych przyczyń.. – odpowiedziała oburzona koleżanka, która miała choć cień nadziei, że Luna podzieli jej zdanie.- Co się stało ze Sprout? Albo Filltwickiem? Nie widziałam ich od kilku dni..
- Jako opiekunowie domów mają swoje dodatkowe obowiązki? – Luna próbowała wybrnąć z tej sytuacji, by bez żadnych przeszkód dokończyć swoją pracę.
- Luna.. opiekunami to oni są od dawien dawna.. Co mogłoby sprawić, że nagle mają coś innego do roboty? To jasne, że zostali otruci!
  Ginny również nie wydawała się zadowolona z narzuconego im towarzystwa, gdyż od paru minut czytała jedno i to samo zdanie z książki nie potrafiąc się skupić. Neville już chciał się odezwać, kiedy do ich części stołu podszedł nieznany nikomu Śmierciożerca.
- Zachciało się pogawędki? – zagrzmiał ostro nad ich głowami.- To może ktoś jest chętny, by porozmawiać ze mną na osobności? Albo wolicie solidniejszą opcję i zabierzecie się wreszcie, smarkacze, do roboty! – zahukał na koniec.
  Annette wydawała się niewzruszona i w chwilę po odejściu mężczyzny, kontynuowała:
- Wszyscy opiekunowie domów..
- A co ze Slughornem? – zapytał nagle Neville, który raczej nie wydawał się wcześniej zainteresowany w jakikolwiek sposób tą rozmową.
- Yyy.. – jęknęła Annette, która była zaskoczona tą interwencją, ale uznała to za przejaw zwykłego zainteresowania, gdyż w żaden sposób nie mogła domyślić się, że tak naprawdę Neville chciał pomóc Lunie i uwolnić ją od niechcianego towarzystwa.
- Jeśli sądzisz, że opiekunowie domów zostali otruci, to dlaczego te durnie mieliby robić to własnemu opiekunowi?
- Neville – syknęła z boku Ginny, która bacznie obserwowała czatującego Śmierciożercę.- Jeszcze cię usłyszą..
- Mam ich gdzieś.. – warknął, zwracając swój wzrok w stronę stołu największych wrogów Gryffindoru, gdzie siedziała znaczna ich część.- A być może to ich sprawka? Choć bardziej obciążałbym tych durniów, którzy nas pilnują..
  Ginny już chciała kopnąć go pod stołem, by umilkł na chwilę, gdy obok niego usiadł jeden z Czarnych Posłanników. Wyrwał mu z ręki pergamin, potargał go na kawałki i porozrzucał wokół Neville’a. Cały stół Ślizgonów zawył ze śmiechu, patrząc na zszokowanego chłopaka, który posłusznie wpatrywał się w to, co robił Śmierciożerca.
- Piszesz to jeszcze raz, idioto.. Ale tym razem w ciszy – warknął mu do ucha i pogroził różdżką przed oczami.- Następnym razem nie będę się z tobą patyczkował..
  Luna już chciała powiedzieć coś od siebie, by pocieszyć przyjaciela, gdy tylko Śmierciożerca oddalił się na bezpieczną odległość, ale ten tylko pokiwał palcem, by zamilkła. Annette posmutniała widząc, że chłopak musi zaczynać wypracowanie od nowa, więc nie wszczynała rozmowy dotyczącej dziwnej nieobecności nauczycieli. Zapadła między nimi cisza, świadcząca o pełnej świadomości, że nie należy pogardzać takimi groźbami, jak widok różdżki należącej do samego Śmierciożercy. Luna miała przeogromną ochotę pocieszyć chłopaka, ale ponownie zapatrzyła się w sufit, który ku jej niezadowoleniu nie ukazywał żadnego nieboskłonu.
- W końcu! – odetchnęła Ginny, kiedy obwieszczono koniec zajęć.- Choć wolę mieć z Filtwickiem, to jednak dobrze było posiedzieć w ciszy..
- Ja nie aprobuję tego pomysłu.. Pilnują cię i tylko czekają na moment, w którym mogą ci dokopać.. Ginny, wracasz do dormitorium? – zwrócił się do rudej przyjaciółki.
- Ja.. – zerknęła ukradkowo na pakującą się Lunę, która pobrzękiwała swoją torbą udekorowaną kapslami po kremowym piwie.- Pójdę jeszcze do biblioteki.. Może idźcie się przejść?
  Annette, która stała cały czas obok nich, już otwierała usta, ale definitywnie zamknęła je, kiedy Ginny pociągnęła dziewczynę za rękaw szaty i odciągnęła od dwójki przyjaciół.
- Jesteś głodna? – zapytał, kiedy tylko zaburczało mu w brzuchu.
- Nie za bardzo.. Ale mam w pokoju mnóstwo dropsów, które zżera moja koleżanka – odpowiedziała delikatnie i uśmiechnęła się w stronę chłopaka.
- Nie mów nic proszę na temat tego, co się właśnie stało.. – powiedział szybko, jakby chciał jej siłą przerwać zdanie, którego nie zdążyła wypowiedzieć.- Jeśli chcesz wiedzieć.. Nie obchodzi mnie już to wszystko.. Nie słyszę tych pogardliwych, drażniących śmiechów, które pochodzą od tych bydlaków.. Nie obchodzą mnie ci skurwiele, co myślą, że mają władzę – Neville przerwał nagle, jakby dostał czkawki, ale tak naprawdę poczuł, że zaszedł za daleko. Nie chciał kląć przy swojej przyjaciółce, więc w milczeniu odprowadził ją do drzwi. Chciał wrócić do swojego dormitorium, ale uznał, że jednak spędzenie czasu z Luną może wydać się nader dobrym pomysłem, co więcej mógł się przy niej poczuć lepiej, więc nie odszedł.
- Nie wiem dlaczego.. ale wtedy gdy Snape podał nam Veritaserum, pomimo tego, co wiedziałem, nie pisnąłem nawet słowa.. Czy to jest możliwe? – szepnął jej w ukryciu, kiedy oddalili się znacznie od Wielkiej Sali.- Bo.. wiesz.. nigdy nie byłem dobry z Eliksirów i chciałbym znać czyjeś zdanie – na sam koniec oblał się rumieńcem, wiedząc, że musiał przyznać się do tej wstydliwej prawdy. Nie chciał, by Luna pomyślała, że jest nieukiem czy ignorantem w sprawach szkolnych.
- Nigdy nie próbowałam tego napoju, więc nie wiem, jakie powinny zajść w nas zmiany, ale.. – spojrzała na niego spod wachlarza jasnych, białych rzęs – uczyłam się, że człowiek MUSI powiedzieć prawdę mimo swej woli..
- No właśnie, też mi się tak wydawało.. – przytaknął głową i uścisnął rękę Luny, by dodać sobie choć trochę otuchy, a przy okazji w końcu dotknąć dziewczyny.
- O czym wiedziałeś? – zapytała cichutko jak najbliżej chłopaka, więc musiała stanąć przy nim na palcach.
- Byłem świadomy, kiedy mieli uciec, gdyż im w tym pomogłem.. Powiedz mi, dlaczego Snape się o tym nie dowiedział? – Neville był roztrzęsiony i szukał ukojenia w czystym spojrzeniu Luny, która chwilę się zastanawiała.
- Byłeś prawie nieprzytomny.. Może dlatego.. Eliksir działa w stu procentach w przypadku, kiedy osoba jest w pełni świadoma tego, o co ją pytają.. Nie wiem, Neville.. Dowiem się na pewno.. I wszystko ci powiem..
  Neville miał przeogromną ochotę pocałować dziewczynę, która błądziła wzrokiem gdzieś w dali. Patrzył na te białe kosmyki włosów okalające jej twarz i zebrało go na czułość, by zgarnąć je palcem za ucho.
- Co wy robicie?
  Ten jeden głos zrujnował całkowicie jego plany i zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zobaczył sylwetkę osoby, której nienawidził tak samo mocno jak Harry przez wszystkie lata nauki w tej szkole. **
  Dzisiejsza lista obowiązków Dracona miała się już ku końcowi, kiedy w ostatniej chwili przypomniało mu się, że musi załatwić coś naprawdę ważnego. Choć gardził za wszelką cenę swoimi nowymi znajomościami, musiał jednak stawić się twarzą w twarz z tymi, z którymi ostatnio utrzymywał najwięcej stosunków – Śmierciożercami. Sam był jednym z nich, doskonale to wiedział, ale nie miał najmniejszej ochoty mieć do czynienia z tymi, którzy zostali sługami Czarnego Lorda najprawdopodobniej przez przypadek. Większość, która znajdowała się w szkole należała do kategorii głupców i niedorozwiniętych kretynów, co potrafili wzbudzić w samym Malfoy’u skrajne emocje. Zmierzając na jedno z organizowanych przez nich spotkań w pokoju nauczycielskim, który przejęli na własność, Draco wpadł po drodze na dziewczynę, którą jeszcze kilka miesięcy temu mógł bez wstydu i obaw nazwać najlepszą przyjaciółką, a może kimś więcej.
  Pansy Parkinson stała przy ścianie z kilkoma innymi Ślizgonami, na których Draco w szczególności nie zwracał uwagi przez wszystkie lata nauki w tej szkole. Przywołali go do siebie i wszczęli rozmowę, jakby czuli się jego dobrymi znajomymi, choć chłopak myślał zupełnie inaczej.
- Draco, mamy plan napaść dzisiaj na kilku Puchonów – odezwała się Pansy, demonstrując przy okazji swoje wdzięki spoza nieudolnie zawiązanej koszuli. Opierała dłoń na zgrabnej talii, wypychając biodro do przodu, a przy tym uśmiechała się kpiąco jakby to wszystko co prezentowała było zamierzone. Ślizgon spojrzał na nią z niechęcią, gdyż od dłuższego czasu nie miał jej nic istotnego do powiedzenia, a tym bardziej nie chciał się z nią zadawać.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie – odpowiedział, nawet na nią nie patrząc. Im bliżej niej stał, tym czuł się gorzej.
- Skarbie..
- Nie nazywaj mnie tak!
  Pozostali, którzy jeszcze chwilę temu stali jak ochroniarze wokół dziewczyny, rozpierzchli się na dźwięk ostrego głosu ich naczelnego prefekta.
- No już dobrze.. – mruknęła potulnie, widocznie zirytowana, gdyż jednym zdaniem Malfoy odgonił wszystkich zwolenników jej świeżego pomysłu.- Co się tak pieklisz?
- A tobie co ostatnio odbija?
- Mi? Gdzie ty przebywasz, że niczym się nawet nie interesujesz? Przecież w końcu mamy w tej pieprzonej szkole władzę, dzięki której odpłacę się pięknym za nadobne wszystkim wrogom..
- Pohamuj się trochę, mała – warknął i rozejrzał się dookoła, ale najwidoczniej byli sami.
- I mówisz mi to ty? Ten, który jeszcze niedawno sam chciał zaatakować dyrektora..
  Draco chwycił za gardło dziewczyny z dziką pasją zwierzęcia, które zamierza złapać swoją ofiarę i nie puścić dopóki nie wyzionie ducha. Pansy straciła na dobrą chwilę oddech, ale chłopak nie pozwolił na to, by udusiła się w jego obecności.
- Zamknij się, bo nic nie wiesz.. – syknął wprost w jej twarz.- Nie jestem twoim skarbem.. Wykop to sobie z głowy, a co więcej nie będę uczestniczył w twoich dziecinnych zabawach..
  Nie dając jej dojść do głosu, odszedł szybko, nie oglądając się za siebie. Czując napływającą falę gniewu, musiał przesiedzieć w jednym z bocznych korytarzy, by nie wejść na spotkanie w tak okropnym stanie. Musiał być perfekcyjnie opanowany i co najważniejsze, nie mógł pozwolić sobie, by ktokolwiek poznał, jak głupie uczucia mogą popsuć mu humor.
- ..uczyłam się, że człowiek MUSI powiedzieć prawdę mimo swej woli.. – z niewielkiej odległości usłyszał znajomy, rozmarzony głos, na dźwięk którego od razu nadstawił uszy.
- No właśnie, też mi się tak wydawało..
  Draco wychylił się zza ściany, by dojrzeć z kim rozmawiała Pomyluna Lovegood i ku swojemu niezadowoleniu ujrzał Longobottoma, który co więcej ściskał dziewczynę za rękę. Przysłuchiwał się ich rozmowie, dopóki Krukonka nie stanęła na palcach, by przekazać coś swojemu przyjacielowi na ucho i dopiero wtedy Draco wyszedł niezauważony przez parę szepczących ptaszków. Miał przeogromną nadzieję, ze to Luna go pierwsza zauważy, lecz żaden z nich nawet nie odwrócił wzroku.
- Co wy tu robicie?
  W oczach Gryfona kryła się czysta nienawiść i choć Draco mógłby przysiąc, że chłopak miał ochotę sprzątnąć go sprzed swoich oczu, to dostrzegł, że Gryfon niewiele się obawiał wszelakich konsekwencji tego czynu.
- Zostaw nas – Neville tylko tyle zdołał wyrzec, gdyż zbyt wiele chciał powiedzieć, by ubrać to w sensowne słowa.
  Malfoy zacmokał z ironią, a nawet chrząknął pogardliwie, gdy Luna zmierzyła go swoim badawczym wzrokiem, w którym w ogóle nie kryły się żadne emocje.
- Za spiskowanie można dostać szlaban – wypowiedział te słowa z nieukrywaną przyjemnością, za którą czaiło się coś więcej niż tylko wrogość. Wiedział, że w takich chwilach sprawia mu to dziką radość i nie bał się tego okazywać.- Co wybieracie? Dyrektor czy Śmierciożercy?
- Dość już mam tego wszystkiego – wycedził przez pół zaciśnięte usta Gryfon, który najchętniej dokopałby Ślizgonowi sam na sam.- Boisz się, że samotnie nie zdołasz sobie ze mną poradzić?
  Malfoy poczuł, jak nieznacznie zadrgały mu dłonie, co było oznaką wrodzonej niechęci do czegokolwiek, co pochodziło z Gryffindoru. Jego całe ciało drżało, gdy miał do czynienia z tymi śmieciami i tak było od zawsze, odkąd po raz pierwszy spotkał się z Potterem.
  Luna położyła swojemu przyjacielowi palec na usta i podeszła w ciszy do Ślizgona. Neville wybałuszył oczy ze zdziwienia, nie nadążając za reakcją dziewczyny, znowu Draco całkowicie skupił się na Krukonce. Ta poważna i nieugięta dziewczyna, jakby zaraz miała ogłosić przemówienie, w rzeczywistości pragnęła zwrócić uwagę na coś innego.
- Obiecałeś, że dasz mu spokój – wyszeptała tak cicho, że jedyną możliwością było, by to tylko Draco ją usłyszał.
- Powiedziałem, że wezmę to pod uwagę.. – odpowiedział opanowany, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę.
- Szkoda.. – skomentowała krótko i wróciła do swojego przyjaciela.- Najwidoczniej, musimy iść do dyrektora..
- Cooo? – odezwał się Neville, który nie mógł uwierzyć w to, co słyszał.
  Draco powiedziałby to samo, lecz jednak głos ugrzązł mu w gardle. Tak naprawdę chciał się nad nimi delikatnie poznęcać i puścić wolno, lecz najwidoczniej dziewczyna wzięła jego wcześniejsza słowa jak najbardziej na poważnie. Ruszył pierwszy, by ukryć swoje zniecierpliwienie. Sam sobie był winny, że bez powodu przyjął niepotrzebny i dodatkowy obowiązek, choć jego spotkanie miało odbyć się dokładnie za dwadzieścia minut. Wściekłość wzięła w nim górę, gdy po drodze spotkał Rowle’a, który dziwił się, że Malfoy w ogóle nie przygotowuje się na ważne zebranie.
- Muszę zaprowadzić tą dwójkę do Snape’a. Nie potrwa to długo..
- Zostaw tych smarkaczy.. Zbadamy ich później – Rowle nawet nie spojrzał na Lunę czy Neville’a. Ponaglił Ślizgona, by poszedł za nim i zostawił niepotrzebny ciężar za sobą.
- Do zobaczenia – oznajmił na koniec i rzeczywiście odszedł, nawet nie doprowadzając ich do połowy drogi.
- Załatwię tego durnia – powiedział Neville, który wcale nie był zadowolony z obrotu tej sprawy. Luna natomiast zastanawiała się, po co Draco w ogóle fatygował się tą sprawą, jeśli tego wcale nie chciał? Zauważyła to w chwili, kiedy Gryfon podjudził go do tego czynu. Tak naprawdę nawet nie myślał, by się nimi zajmować.
- Zostaw go w spokoju, a wyjdzie to nam wszystkim za dobre – skomentowała ostrożnie. Neville był jednak zbyt przejęty samym Śligonem niż jej występkiem.
- Wróć do dormitorium, zobaczymy się później – rzucił ukradkowo chłopak, myślami krążąc gdzieś indziej. Dziewczyna nie pytała o to. Pożegnali się i w niepewności Luna wróciła do sypialni. Zastała tam Klarę. Luna przypomniała sobie, jak ostatnio zwierzała się swojej koleżance z coraz to poważniejszych problemów, więc i tym razem chciała się jej poradzić. Złapała dziewczynę za ramię, by odwrócić jej uwagę od układania porządku w kufrze i usiadła na swoim łóżku.
- Zdarzyło ci się kiedyś złamać czyjąś obietnicę?
  Klara zbadała bacznie wzrokiem zasępioną i smutną Lunę, więc nie chcąc jej pogrążać głupimi pytaniami o wszelkie powody jej dziwnego zachowania, odpowiedziała po chwilowym zastanowieniu.
- Najpierw muszę ufać tej osobie, której składam jakąkolwiek przysięgę..
  Luna wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną, co nie spodobało się jej koleżance.
- Co się stało? Do kogo odnosisz to pytanie?
- Rozmawiałam z pewną osobą, która postarała się mi coś ważnego obiecać..
- A powiedziała ci, że NA PEWNO ci to obiecuje? – Klara zbliżyła się do kolan Luny i złapała ją za rękę, by przypadkowo nie zakończyć tej ciekawej rozmowy jakby sam dotyk mógł utrzymać między nimi kontakt.
- N-no.. w sumie.. nie wiem – odparła białowłosa i zapatrzyła się w krajobraz za oknem.- Myślałam po prostu, że warto tej osobie zaufać i dać jej szansę.. Ale jej nie znam..
- Jeśli chciałaś temu komuś dać ogromną możliwość uczynienia czegoś dobrego, to jest to wystarczający dowód na to, że pragniesz tej osobie zaufać – Klara za wszelką cenę chciała poprawić Lunie humor, gdyż widok przygnębionej dziewczyny działał na nią wręcz boleśnie.- Przez wszystkie szkolne lata pożądałam przyjaciółki.. Ale niestety, osoba, której zaufałam okazała się kompletnie mi obca.. Choć spróbowałam, to potrafię teraz naprawić ten błąd.. Na nich się uczymy, Luna, więc radziłabym ci spróbować..
- Zaufanie to taka krucha rzecz..
- Wiem o tym doskonale. Luna spojrzała w nieruchome oczy swojej koleżanki i przelała w nie ciepło jednym szczerym uśmiechem. Ginny nigdy nie była tak sentymentalna, chociaż Luna czuła często nieodpartą pokusę, by w jakiś sposób złamać swoją rudą przyjaciółkę. Teraz czuła, że warto porzucić ten pomysł i skupić się na kimś nowym, kto klęczał przed nią i swoim czułym uczuciem próbował wedrzeć się przyjaźnie do jej serca.
  Róża na szafce nocnej rozjaśniała pod wpływem bladego promienia słońca, które wdarło się do przyciemnionego pokoju uczennic Ravenclaw.
 *
  Neville powziął swój plan i postanowił z chęcią wprowadzić go w życie. Choć był on niebezpieczny, groził mu utratą sił, zdrowia i rozsądku, a ponadto igrał z siłami nieczystymi, nie ugiął się pod żadnym z tych zagrożeń. Potrafił sam wiernie przeczekać swój ból, ale jeśli była to sprawa związana z Luną, nie mógł dać za wygraną i ponad wszelkie siły pragnął wydrzeć z siebie prawdziwego Gryfona. Wystarczyło odczekać kilka minut, kiedy z pokoju nauczycielskiego wynurzyła się cała gromada czarnych kapturów, a wśród nich wróg numer jeden, który dla Neville’a był celową zdobyczą.
- Za kilka dni ogłosimy kolejne spotkanie – zawołał za nim jeden z Śmierciożerców, ale Ślizgon wydawał się go nie słuchać. Szedł własną drogą, nieświadomie prosto w ramiona Neville’a.
- Dupek – wycedził Gryfon, kiedy dostojny młodzieniec przeszedł obok niego niewzruszony. Stanął w tej samej chwili, kiedy chłopak wypowiedział to jedno słowo, odchylił lekko głowę w jego stronę, ale nie obrócił swojej sylwetki, by stanąć z nim twarzą w twarz.
- Spadaj, Longbottom – wysyczał Malfoy i już próbował ruszyć dalej, kiedy został niespodziewanie zaatakowany.
  Neville przewrócił Dracona na ziemię i przywalił mu z pięści, próbując jak najmocniej mu dokopać i jednocześnie nie pozwolić na to, by sięgnął po różdżkę. Lecz nie trwało to długo, kiedy Gryfon poczuł, jak jakaś niewidzialna, potężna siła odepchnęła go od Ślizgona na znaczną odległość. Zdumiony, początkowo nie potrafił złapać tchu, ale wspomnienie wściekłości jaka dzisiaj mu towarzyszyła, postawiła go od razu na nogi.
- Nie wiesz, z kim zadzierasz, głupcze – syknął młody arystokrata i próbował odejść, co jeszcze bardziej rozjuszyło Gryfona.
- Jeśli cokolwiek jej zrobiłeś..
  Draco znowu stanął jak skała w miejscu na dźwięk słowa „jej”. Nie rozumiał całego tego fenomenu troszczenia się jeden o drugiego, ale w tym wypadku wydało mu się to o wiele zabawniejsze. Pomyluna błagała go już dwa razy, by zostawił jej przyjaciół, a oto przed nim nawet ten pawian i niedorajda Longbottom prosił o to samo wobec dziewczyny. Gdyby miał w sobie mniej dumy, zaśmiałby mu się w twarz.
- Co sugerujesz, mówiąc „jej”?
- Rozmawiałeś z nią w tajemnicy.. – warknął Neville, który zbliżał się ponownie do Ślizgona, tym razem rozważnie i powolnie.
- Zazdrosny? – Draco miał ochotę zwymiotować, gdyż po raz pierwszy w życiu zamienił z tym głąbem więcej niż dwa zdania. Było mu też niedobrze na myśl o samej Pomylunie, która najwidoczniej myślała sobie za dużo i sprawiała mu kolejne problemy.
- Chyba sobie żartujesz – Neville zazgrzytał zębami z wściekłości – O ciebie? Ona nienawidzi ludzi twojego pokroju.. Chodzi mi tylko o to, byś się do niej nie zbliżał.. Jeśli stanie się jej jakakolwiek krzywda.. To wiem, komu przywalę..
  Draco poczuł kolejną napływającą falę gniewu i to nie ze względu na to, że gadali o tej durnej dziewczynie, ale przez sam fakt, że Longbottom ośmielił się go poniżyć twarzą w twarz.
- Zamknij się, sukinsynu – z tymi słowami Malfoy rzucił się na Gryfona, nie pozwalając mu na kolejne obelgi pod swoim adresem. Wiedział, że z nowymi siłami i umiejętnościami Neville nie miał szans, więc po kilku uderzeniach, zostawił go na wpół przytomnego na środku korytarza. Odchodząc poprawił elegancko granitowy garnitur, zapiął odpięty guzik i ulizał platynowe włosy, by swoim wyglądem nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
 „Ona nienawidzi ludzi twojego pokroju..”
.. Pomyluna Lovegood zsyłała na niego coraz cięższe zmartwienia, więc postanowił za wszelką cenę stłumić te niesnaski. Jedynym wyjściem było zwrócenie na nią uwagi i skuteczne zakończenie z nią jakichkolwiek zbędnych kontaktów.

niedziela, 7 października 2018

~20~

  W kominku w dormitorium Gryffindoru trzaskał przyjemnie ogień, któremu Luna przyglądała się z kanapy. Celu swoich odwiedzin nie znała, ale za to była przekonana, że musi zobaczyć się z przyjaciółką jeszcze dzisiaj i opowiedzieć co nieco o tym, co wydarzyło się na skraju Zakazanego Lasu. Widok palącego się ognia przypominał jej o sile, ale także o czymś nieznanym i niebezpiecznym, kiedy myślała o czekającym ją wyjeździe z profesor Rodley. Zastanawiała się, czy warto było o tym wspominać, kiedy mniej tajemnicze sprawy nachodziły jej myśli.
- Myślisz, że dobrze by było utworzyć nowe zgromadzenie uczniów chętnych do walki z czarną siłą Voldemorta? – Ginny choć zadała to pytanie szeptem, głos miała jak najbardziej poważny i surowy, a w szczególności brzmiał jak warknięcie, kiedy wypowiedziała zakazane imię Czarnoksiężnika.
- Hmm.. – Luna popadła w kolejną głęboką zadumę, jakby to pytanie interesowało ją bardziej niż to, co ostatnio jej się przydarzyło. Jednak nie chcąc wydawać się wobec koleżanki niemiła, odpowiedziała delikatnie i również cicho.- Jestem za.. Możesz mnie nawet już zapisać na listę uczestników..
- Tylko, że ja tej listy jeszcze nie mam, Luna – Ginny zauważyła, jak jej koleżanka odpływa daleko myślami, więc zrezygnowała z dalszej rozmowy.
- Aha – Krukonka posmutniała, ale po chwili już ożywiła się ponownie.- Myślisz, że jeśli miałabym możliwość walki poza szkołą.. oczywiście z siłami nieczystymi, mogłabym to wykorzystać?
  Ruda spojrzała na Lunę podejrzliwie, ale po chwilowym zastanowieniu uznała jej pytanie jako przejaw kolejnej niekontrolowanej fali fantazji.
- Oczywiście, Luna.. – odpowiedziała jej nieśmiało przyjaciółka.- Wszelkie próby zwalczania tego ścierwa są jak najbardziej wskazane.. Pamiętasz Ministerstwo? Wykazałaś się szczególną wtedy odwagą.. A.. dlaczego pytasz?
  Luna pamiętała aż za dobrze i lubiła o tym wspominać, kiedy rozmawiała o wyzwaniach i podróżach. Ministerstwo było pierwszą taką okazją, by mogła wykazać się swoimi zdolnościami i choć groziła jej śmierć podczas tego wypadu, to jednak wspominała tą przygodę z nieukrywanym zachwytem.
- Oczywiście, że pamiętam – odpowiedziała zbyt entuzjastycznie, a Ginny zachichotała pod nosem widząc takie uniesienie.
   Ginny czekała jeszcze chwilkę, zanim Luna odpowie na drugie pytanie, jakie jej zadała, ale najwidoczniej Krukonka o nim zapomniała lub co było także prawdopodobne – zignorowała je. Zanim Gryfonka o sobie przypomniała, do dziewczyn dosiadł się Neville, który od rana nie był w dobrym humorze, więc postanowił pożalić się przyjaciółkom.
- Kłóciłem się z Carrowem chyba godzinę, zanim przywalił mi z pięści, burak jeden! – chłopak uniósł się z gniewu, ale opanował się natychmiast, widząc jak Luna odbiera jego słowa z idealnym zrównoważeniem.
- Co zrobiłeś? – to Ginny musiała zadać to pytanie, gdyż Luna siedziała cicho, mimo, że przyglądała się Neville’owi zaciekawiona. Minęły już trzy dni od spotkania z Rodley, a w uszach Luny nadal brzmiał jej głos. „Chciałabym cię zabrać na jedną z moich wypraw… Będzie też z nami Draco…”
- ..Co prawda, nie miał racji, ale chciałem dać mu popalić.. I tak nie ma już punktów, które mogliby nam odjąć.. Luna?
  Dziewczyna ocknęła się, kiedy chłopak wypowiedział jej imię i spojrzała na niego spod przymrużonych oczu. Wyobraziła sobie twarz Malfoy’a uśmiechniętego pogardliwie, kiedy miała okazję minąć go na korytarzu. Nigdy nie przejmowała się czyjąś obecnością, odpływała w dal, nie bacząc na swoje towarzystwo, ale od pewnego czasu czuła jego obecność. Widziała go z daleka, z tuzinem książek pod pachą, z torbą wypełnioną przedmiotami potrzebnymi na zajęcia lub z różdżką w dłoni, kiedy patrolował korytarze.
  Neville przesiadł się z fotela na wolne miejsce pomiędzy dziewczynami i spojrzał to na jedną, to na drugą. Luna znowu musiała siłą powrócić na ziemię, choć nie było to proste zadanie.
- O czym tak myślisz? Hm? – zamruczał Neville potulnie, co zabrzmiało dziwnie w porównaniu z tym, kiedy wypowiadał się o Śmierciożercy. Luna poczuła wobec niego sentyment, ale nadal zaabsorbowana była kimś innym i nie mogła skupić się więcej na tym, o czym rozmawiali.
- Nienawidzę Carrow – powiedziała Ginny, jakby tym stwierdzeniem chciała zmienić kierunek ich nieklejącej się rozmowy lub co najwyżej przerwanej przez przyjaciela.- A w ogóle przeczytałaś rozdział o żyznej argilli z północnej Szkocji? Zadany był na Zielarstwo..
- Tak, tak – odpowiedziała sennie Luna.- Zrobiłam to kilka dni wcześniej..
  Nagle na jej kolana wskoczył Krzywołap, który niegdyś należał do Hermiony, zanim zostawiła kociaka samego w zamku. Krukonka przypomniała sobie twarze swoich przyjaciół lub chociażby szczególne przedmioty, które z nimi wiązała. Harry z pewnością i z wielką chęcią poszedłby polatać na miotle, by jeszcze raz poszybować nad starymi wieżami zamku. Ron siedziałby na stołówce i wcinał kilka kiełbasek na raz, które tak bardzo mu smakowały, a Hermiona..
- Muszę na chwilę odpocząć od tych książek..
- Za dużo z nimi pracujesz – powiedział Neville, który zauważył ciemne sińce pod oczami przyjaciółki. Zawahał się, kiedy chciał chwycić za jej podbródek i obejrzeć jej twarz, więc cofnął rękę, nieznacznie patrząc na Lunę. Ta jednak wydawała się niczym nie przejmować. Nagle poczuł jej głowę na swoim ramieniu i ujrzał, jak dziewczyna zapadła w cichą drzemkę. Krzywołap wcisnął swoje futrzane ciało pomiędzy plecy dziewczyny, a oparcie kanapy i również zasnął. Ginny przyjrzała się im z przyjacielską troską, choć wiedziała doskonale, co święci się pomiędzy tą dwójką. Przypomniała sobie za to swoją relację z Harrym i wróciła natychmiast do lektury książki, w której mogła zatopić swoje myśli i choć na chwilę zapomnieć o całym świecie.
 **
  Obudziła się, kiedy usłyszała niedaleko siebie jęki oraz nawoływania. Nie wiedziała, co mogło być tego przyczyną, więc jak najprędzej otworzyła oczy. Opierając się o łokieć i próbując podnieść się z kanapy, na której leżała sama, do jej nozdrzy wtargnął zapach mięty. Na jedną chwilę wszystkie odgłosy stały się nieważne, gdyż natychmiast przypomniała sobie niedawną lekcję Eliksirów, na której odkryła swój miłosny zapach i w tej chwili świat stracił dla niej sens. To musiał być Neville, który pewnie tak pachniał, lecz wcześniejsze zmęczenie, które jej dokuczało, nie pozwoliło na odkrycie tej informacji. Jaką poczuła ulgę na wieść o tym, że w końcu utrwaliła się w tej prawdzie. Była pewna, że podkochiwała się w nim! Miała nareszcie..
- Trzymaj ją, Rowle!! – z odrętwienia wyrwał ją głos, który skądś znała lub co najmniej kojarzyła. Wychylając głowę znad oparcia kanapy, ujrzała stłoczenie przy schodach i wyjściu, a kilku wystraszonych młodych uczniów zatrzymanych zostało przez Śmierciożerców – dwóch mężczyzn i jedną pulchną kobietę. Nie pozwalali nikomu wejść na schody i wrócić do swoich sypialni, więc w salonie tłoczyło się coraz więcej ludzi. Dopiero po chwili Luna zobaczyła, że w ramionach jednego z mężczyzn stoi uwięziona Ginny. Jej włosy wyglądały na kompletnie potargane, ubranie miała poszarpane, a do tego na jej policzku widniała krwawa szrama.
 „Co tu się działo, kiedy ja spałam?”. Luna nie znała odpowiedzi. Od tylu dni nie miała okazji dobrze wypocząć, więc najwidoczniej musiała zapaść w bardzo głęboki sen.
- Powiedziałam, byś ją trzymał, głupcze! – wrzasnęła Alecto Carrow we własnej osobie. Z daleka wyglądała na jeszcze bardziej gwałtowną i rozwścieczoną, niż wtedy gdy Luna obserwowała ją podczas zajęć. Nie wiedziała, dlaczego wszyscy stoją pod schodami, szarpią się z Ginny oraz nawołują kogoś, kto prawdopodobnie był na piętrze. Kiedy Alecto po raz kolejny krzyknęła, kilka dziewczyn z pierwszych, może drugich klas skuliło się w kącie, gdyż w żaden sposób nie mogły opuścić dormitorium ani schować się w swoich sypialniach. Portret Grubej Damy został zablokowany przez czyhającego tam i pilnującego „porządku” Śmierciożercę, który groźnie przyglądał się młodym uczniom. W końcu ze schodów sturlał się jakiś chłopak. Luna nie mogła zobaczyć jego twarzy, więc zeszła z kanapy, zwinnie z niej spełzając na podłogę i oparła się o poręcz sofy, by lepiej stamtąd widzieć całe wydarzenie.
- Wstawaj, popaprańcu! Idziemy do dyrektora, szlamy i zdrajcy! – Alecto ani o tonę nie zniżyła swojego głosu, doprowadzając dzieci do łkania i szlochów.- Zamknąć się! No! Zamknijcie się w końcu!
  Jeszcze chwila, a nowa nauczycielka rzuciłaby się na uczniów, ale powstrzymał ją mężczyzna, którego Luna nie znała. Byli do siebie nawet podobni, lecz Krukonka nie wiedziała o tym jeszcze, że byli rodzeństwem. Uwagę wszystkich odwrócił Draco Malfoy, który zwinnie zeskoczył ze schodów i przywalił z pięści Neville’owi, który okazał się ofiarą niepohamowanej złości Ślizgona. W dormitorium powstał szał. Uczniowie chcieli za wszelką cenę wydostać się z pomieszczenia, w którym nie byli wcale bezpieczni, ale Śmierciożerca przy wyjściu rzucił kilkoma niebezpiecznymi zaklęciami, by choć na chwilę zapanować nad sytuacją. Draco znajdował się w centrum zainteresowania pozostałych, którzy oglądali bójkę z ohydną przyjemnością. Ginny skakała coraz gwałtowniej, próbując wyszarpać się z ramion blondyna, którego Luna skojarzyła natychmiast. To był ten, który razem ze swoim kolegą naszli dziewczyny przed zajęciami, a któryś z nich kopnął rudą w brzuch. Krukonka poczuła silny przypływ dzikiej namiętności i gniewu, ale próbowała jak najbardziej utrzymać emocje na wodzy. Łzy cisnęły się do jej oczu, kiedy widziała Ślizgona bijącego jej przyjaciela po twarzy. Musieli najwidoczniej wdać się w bójkę już w dormitorium, skąd Malfoy chciał wyciągnąć Gryfona, ale znając zaparcie Neville’a, za nic w świecie Draco nie mógłby sobie dać rady za pomocą zwykłych gróźb. Zrzucając chłopaka ze schodów udowodnił, że wcale łatwo się nie poddaje i zrobi wszystko, by spełnić wolę dyrektora. Luna nie mogąc wytrzymać tego widowiska, z którego śmiało się całe zgromadzenie Śmierciożerców, wyskoczyła zza kanapy i podbiegła wprost do nieprzytomnego już Neville’a, by swoim ciałem obronić go przed kolejną serią ciosów. W jednej chwili poczuła przyjemny i orzeźwiający zapach mięty. Malfoy cofnął przygotowaną do lotu pięść, kiedy zobaczył roztargnioną dziewczynę ułożoną na klatce piersiowej Gryfona. Jego oczy rozszerzyły się powoli w zadumie, spoglądając to na Krukonkę, to na chłopaka.
- O, kogo my tu mamy?!! – to Alecto Carrow oderwała dziewczynę siłą od przyjaciela i przybliżyła jej twarz do swojej. Śmierciożerczyni pachniała stęchlizną oraz wieloma innymi nieprzyjemnymi rzeczami, ale Luna musiała zachować kamienną twarz, by nie zdradzić swojego obrzydzenia. Teraz nie było drogi powrotu. Jeśli jej przyjaciele mieli przechlapane, to ona również musiała iść za nimi w ogień. Widziała oczy Ginny utkwione w przyjaciółce, które swoim smutnym wyrazem chciały przekazać jej jeszcze wiele innych emocji, ale gwałtowny ruch Rowle’a spowodował, że ich kontakt wzrokowy urwał się natychmiast.
- Zabieramy ich wszystkich! Amycus, rozpędź tą hołotę! Draco idzie z nami, prawda?
  Malfoy nie odezwał się do Śmierciożerczyni, ale patrzył za to na Lunę, którą trzymała kobieta. Poprawiał rękawy swojej koszuli jakby właśnie skończył pracę nad przygotowaniami jakiegoś ciężkiego eliksiru. Luna była wściekła, widząc go opanowanego i nieprzejmującego się, że właśnie pobił jej najlepszego przyjaciela. Zaciągnęli całą trójkę prosto pod gabinet dyrektora, tak, jak przewidziała Krukonka, kiedy usłyszała słowa Śmierciożerczyni. Ciekawa była, co zamierzał zrobić z nimi Snape, który po ostatnim spotkaniu w gabinecie Rodley nie zamienił z Luną słowa, gdyż nie zdążyła się wtedy jeszcze obudzić. Kolejna komplikacja mogła zaszkodzić Krukonce, jeśli dyrektor zobaczy ją w obecności swoich przyjaciół.
  Alecto wparowała do jego pokoju bez pukania, co na wstępie rozeźliło dawnego nauczyciela Eliksirów. Nie powiedział jednak słowa, wpatrując się w uczniów, którzy zostali siłą przyciągnięci do jego gabinetu. Luna weszła jako ostatnia i tylko ona zwróciła swoje oczy w inną stronę, gdzie stała jeszcze jedna osoba. Zauważyła pod jednym z regałów profesor Rodley, która ubrana w czarne szaty, ukrywała się na tle książek o ciemnych okładkach. Poza tym, wszyscy pozostali byli skupieni na dyrektorze, więc jeszcze przez jakiś czas kobieta mogła być niewidoczna.
- Kazałem przyprowadzić wam dwójkę, a nie trójkę.. Nie potraficie liczyć? – dyrektor raczej o to nie pytał, lecz stwierdził ten fakt. Nie bacząc na starszych Śmierciożerców, zwrócił się do Malfoy’a – Wytłumaczysz mi to, Draco?
- W dormitorium przez przypadek znajdowała się Pom.. Lovegood – przełknął szybko ślinę i spojrzał na plecy dziewczyny – dlatego ją stamtąd wzięliśmy na wypadek, gdyby wymyśliła coś głupiego..
- Severusie, nawet nie uwierzysz, gdy ci powiem, jak rzuciła się w obronie tego kundla! – Alecto odwróciła uwagę Severusa od tematu Krukonki, skupiając ją na nieprzytomnym Gryfonie.
- Zauważyłem ostatnio jej udział w szkolnych katastrofach.
  Dyrektor podszedł do Neville’a, kończąc tym samym temat Luny, i obudził go za pomocą gwałtownego czaru, zrzucając go przy okazji na podłogę. Ginny wyrwała się do przodu, ale mężczyzna podobny do Alecto zagrodził jej drogę, grożąc różdżką jakby tym samym chciał powiedzieć, żeby lepiej nie próbowała nikogo atakować, bo inaczej oberwie. Luna za to stała spokojnie, wpatrzona w nauczycielkę Obrony, kompletnie niezainteresowana tym, co działo się za jej plecami.
- Koniec tych głupich ceregieli! – warknął dyrektor i stanął za biurkiem.- Alecto, Amycus, Thorfinn – zwrócił się do Śmierciożerców – ..możecie wyjść. Damy sobie radę..
  Nauczycielka Mugoloznawstwa była najbardziej zawiedziona, że została pozbawiona możliwości obejrzenia ciekawego widowiska, ale nie chcąc zaczynać nowych kłótni, wyszła pierwsza, a za nią mężczyźni.
- Draco, zostań – powiedział Snape.
- Nigdzie się nie ruszam – odparł z uśmieszkiem triumfu na twarzy i oparł się o jedną stronę biurka, stojąc po prawicy swojego ojca chrzestnego. Dopiero wtedy Rodley wyszła z ukrycia.
- Mam kilka dodatkowych porcji Veritaserum.. – powiedziała w stronę Severusa i położyła na blacie buteleczki wypełnione czarnym płynem. W głowie Luny zaświtała natychmiast pewna myśl.
- Tamte się już skończyły? – zapytał Draco, patrząc na puste regały, które jeszcze kilka dni temu były wypełnione fiolkami.
- Może najpierw użyjmy tradycyjnej metody.. – zaproponowała niewinnie profesor.
- Nic to nie da.. To uparte bachory, bez żadnych środków nie powiedzą nawet słowa.. – oczy dyrektora utkwiły w Ginny Weasley, którą najbardziej kojarzył, gdyż była siostrą Rona. Neville stanowił dla niego dodatkowy materiał, by dowiedzieć się istotnych informacji związanych z ucieczką Pottera, znowu Lovegood.. Nie liczyła się dla niego, ale jeśli już tu była, ją też warto było przesłuchać. Ponadto także była przyjaciółką uciekinierów.
- Kto ma być kolejny? – Rodley wzięła do ręki stertę pergaminów, na których były wypisane nazwiska innych uczniów.
- Dzisiaj poznęcamy się jeszcze nad Gryffindorem.. Jutro weźmiemy kogoś z Hufflepuffu.
- I tak nie dowiecie się niczego – syknęła Ginny, która nienawistnym wzrokiem mierzyła Snape’a. Ten się jednak nie przejął, gdyż pewnie któryś raz z kolei słyszał to samo tego dnia.
 Spojrzał na nią z góry.
- Tak myślisz? Czyżby pan Potter miałby milczeć przed swoją dziewczyną? – ostatnie słowo wprost wycedził, jakby brzydził się tym wyrazem.
- Nie chciał nas narażać, mimo, że pragnęliśmy im pomóc..
- Draco.. – upomniała Ślizgona profesor, kiedy zobaczyła, że młody Malfoy szykuje się do niewinnego przywrócenia porządku.
  Luna patrzyła na niego oburzona i z chęcią choć na chwilę zmieniłaby się w kogoś innego, by mu dać nauczkę. Ale niestety, nie miała na tyle siły, by mu się przeciwstawić. Co więcej, interesowały ją eliksiry, które przyniosła Rodley z gabinetu Slughorna. Pomimo tego wszystkiego, o czym rozmawiały, jak śmiały się i spędzały miło czas, zamierzała być przychylna dyrektorowi i niezwłocznie zgodzić się na to, by otruł ją i jej przyjaciół Eliksirem Prawdy? Nauczycielka spojrzała na dziewczynę w chwili, gdy te słowa przeszły przez umysł Krukonki. Czyżby czytała w jej myślach? Albo co mogło być równie prawdopodobne – czy była tak naprawdę wampirem, który potrafił wdzierać się samowolnie do czyjegoś umysłu?
- Severusie – wpatrując się w Gryfona, powstrzymywała uśmiech, jakby jego stan doprowadził ją do śmiechu – Pan Longbottom nie wydaje się być w pełni sprawny, by wypić sam eliksir.
- Neville – jęknęła z boku Ginny, ale natychmiast za jej włosy pociągnął Draco, by nie mogła patrzeć w stronę przyjaciela.
  Snape za pomocą zaklęć wyrwał boleśnie chłopaka ze stanu, w który ponownie popadł po ostatnim gwałtownym przebudzeniu. Jego cała twarz umazana była krwią i wyglądał, jakby ktoś chlusnął w niego czerwoną farbą. Siłą wmuszono w niego płyn, tak samo w Ginny, lecz kiedy Luna wzięła do ręki fiolkę, podniosła ją na wysokość swojego wzroku, zbadała uważnie jakby był to kolejny obiekt, który należało starannie obejrzeć i nie bacząc na nic, wypiła do dna. Snape patrzył na nią jak na wariatkę, Rodley z powstrzymywanym uśmiechem, znowu Malfoy z mieszaniną zdumienia i pogardy.
- Czy wiecie w jaki sposób pan Potter zdołał uciec z zamku? – Snape zadał pierwsze pytanie, uważnie obserwując twarze uczniów siedzących nieruchomo przed nim.
- Nie – odrzekła pierwsza Ginny.
- Nie – podążył za nią Neville. Oczy wszystkich skierowały się ku Lunie.
- Nie wiem, ale podejrzewam, że zaczęło mu się tu nudzić..
  Snape syknął zdenerwowany pod nosem, gdyż nie uzyskał takiej odpowiedzi, jakiej mógł się spodziewać.
- Czy Potter wam ufał?
- Ufał jako przyjaciel, ale martwił się o nas, więc niczego nam nie powiedział.
  Snape spojrzał na Lunę lekko zaskoczony, gdyż nie spodziewał się, że to panna Lovegood będzie udzielała mu odpowiedzi. Za to Luna nadal nie czuła w sobie żadnej zmiany. Czekała na nią, kiedy nastąpi, lecz nawet w jej umyśle nie narodziły się żadne myśli, które mogły zmusić ją do posłuszeństwa i poprawnego odpowiadania przeciw swojej woli. Była nadal roztargniona, choć zdołała w ukryciu chwycić za rękę Neville’a i gdy ten poczuł jej dotyk, natychmiast odwzajemnił uścisk.  Snape zerknął tylko na profesor Rodley i swoim gniewnym wzrokiem przekazał wszystkie obawy. Po chwili odpowiedział, a na jego twarzy zagościł ironiczny uśmieszek.
- Pan Potter jest samolubny i głupi i nie uwierzę, że pomyślał o swoich .. przyjaciołach.. Zgodzisz się ze mną, Victorio?
- Niezupełnie, dyrektorze – odpowiedziała profesor, opierając się o biurko naprzeciwko Dracona.- Pan Potter wcale nie jest głupi. Dlaczegóż miałby zdradzać im swoje plany? W ten sposób bardziej by ich naraził na niebezpieczeństwo..
  Dyrektor nie był zadowolony, słysząc te słowa z ust profesor, ale musiał zadowolić się tylko taką odpowiedzią. Próba z Veritaserum nie zadziałała i kolejny wysiłek spełzł na niczym. Jeśli Potter nie zdradził prawdy swoim najbliższym znajomym, nie było sensu brnąć w to dalej. W końcu i tak nie podobał mu się ten pomysł przesłuchiwania uczniów, ale rozkaz musiał zostać wykonany.
  Nagle do gabinetu wpadł Rowle, a za nim Alecto, która wepchnęła się przed niego, by jako pierwsza ogłosić swoje zamiary.
- W Gryffindorze już się uspokoiło– powiedziała, śmiejąc się przy tym bezczelnie.- Szlamy potępione.
- Carrow, nie używaj takich słów w moim gabinecie – rozkazał Snape.
- Gdybyś pozwolił nam zostać.. – mruknęła rozwścieczona.
- Przykro mi.. Macie co innego do roboty. Przesłuchania zostawcie mi.. Wyjść!
- Nie ma mowy – powiedział Amycus, który ukrył się za plecami drugiego Śmierciożercy.- Chcemy się dowiedzieć prawdy.
- Wyjść! – zagrzmiał drugi raz dyrektor.
  Carrow’owie i Rowle niechętnie wyszli z gabinetu, oglądając się za siebie, dopóki nie znikli za drzwiami. Ginny wykończona dzisiejszymi wydarzeniami, straciła zainteresowanie nawet Śmierciożercami. Neville z trudem odbierał jakiekolwiek informacje, ale kątem oka łypał groźnie na Malfoy’a chcąc mu tym samym przekazać, że jeszcze się z nim rozliczy. Tylko Luna zachowała całkowity spokój i opanowanie, a też z tego względu, że wiele nie wycierpiała podczas tej szamotaniny. Otrzymała również wiadomość, której zamierzała się dowiedzieć jeszcze niedawno. To Veritaserum przyrządzane w gabinecie Slughorna było specjalnie produkowane na szerszą skalę, by uzupełnić brakujące zapasy dyrektora, który potrzebował go, by wyciągnąć ciekawe informacje od przesłuchiwanych uczniów.
- Nic się od was nie dowiedzieliśmy.. – mruknął Snape gniewnie, ale opanowanym głosem.- Lepiej stąd idźcie, jeśli jesteście niepotrzebni..
  Dyrektor podszedł do okna i pozostał w takiej pozycji, dopóki wszyscy nie opuścili gabinetu. Ginny trzymała mocno Neville’a, by jak najszybciej wrócić z nim do swojego dormitorium i bez czułych pożegnać zostawiła Lunę samą. Krukonka chciała zaproponować pomoc, ale Weasley była zbyt roztrzęsiona, by myśleć o takich sprawach.
- Ej, Po.. Lovegood.. – chrząknął za jej plecami Malfoy, który najwidoczniej, musiał ich śledzić.- Rozkoszny dzień, prawda?
- Cóż.. Idealny, by go zniszczyć.. – powiedziała nadzwyczaj spokojnie, co wprawiło Ślizgona w zły nastrój.
- Słuchaj – zaczął szorstko od nowa, bez zbędnych ceregieli.- Odnośnie tego, co stało się wtedy w lochach i w gabinecie Victorii..
- Chcesz mnie przeprosić? – zapytała bez uprzedzenia, patrząc odważnie w jego zimne, szare oczy, które napełniły się gniewem, kiedy usłyszał te słowa. Nie lubił, gdy ktoś sam z siebie uprzedzał jego zamiary.
- Tak – powiedział głośno.- Chcę przeprosić.
  Jakby czekając na to co rzeknie dziewczyna, stał bez słowa, próbując odgadnąć, co tym razem zamierza powiedzieć, ale nie doczekał się żadnej reakcji czy wypowiedzi.
- Wybacz – przecisnął te słowa przez gardło, choć było to niebywale trudne. Luna zauważyła jego grymas na twarzy, ale uśmiechnęła się pogodnie.
- Nie.
- Jak to nie?! – uniósł się natychmiast, słysząc taką odpowiedź.- Nawet nie wiesz, ile musiałem z siebie dać, by to zrobić..
- Właśnie – powiedziała mu krótko, ale po chwili namysłu, kiedy Ślizgon próbował uspokoić swoje nadszarpane nerwy, odpowiedziała.- Po pierwsze, przeprosiny nie mogą być wymuszone.. Należy zrobić to naturalnie, a nie wtedy, gdy ktoś nas do tego zmusza..
- Sądzisz, że Rodley..
- Po drugie – nie dała mu skończyć - ..pobiłeś mojego przyjaciela.. To niedorzeczne i nienormalne tak traktować ludzi.. Bezlitosne – dodała na sam koniec, podnosząc swój podbródek, by tym samym okazać trochę dumy, ale także niesmak.- A po trzecie, jesteś dla mnie..
- Nawet nie wiesz, ile musiałem przejść przez ostatni czas, kiedy ty w najlepsze spędzałaś czas z rodziną, przyjaciółmi, korespondowałaś sobie z najbliższymi, upajałaś się latem, które było dla ciebie z pewnością miłym odpoczynkiem.. Wyobraź sobie budzić się w ciągłym strachu o życie tych, których kochasz.. Walczyć codziennie i ćwiczyć umysł aż do utraty sił.. Nawet nie wyobrażasz sobie, co może być również śmieszne, gdyż Pomyluna raczej nie należy do ludzi o ciasnym umyśle – uśmiechnął się kpiąco – jak to jest być czyimś utrapieniem i wrzodem.. Jak to jest walczyć, by się zmienić.. – chwycił ją mocno za nadgarstek, jakby bał się, że dziewczyna ucieknie, zanim dokończy swój monolog – myślę o zemście, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy.. ale ty.. wybiłaś mnie z rytmu swoim śmiesznym i niedorzecznym zachowaniem, więc powinienem najpierw sprzątnąć ciebie.. Ale wybrałem raczej lepszą ścieżkę, bardziej ugodową dla nas obojga, nieprawdaż? Dlatego, czy.. przyjmiesz.. moje… - zawahał się na chwilę, patrząc w jej błękitne oczy – ..przeprosiny?
- Choć nie jesteś tak normalny jak ja.. – poczuła jak jej język rozwiązał się za pomocą nieznajomego zaklęcia – ...za to samolubnym kretynem, który uważa, że żyjemy jeszcze w świecie, gdzie tacy ludzie jak ty nie brudzą sobie rąk osobami mojego pokroju.. T-to – opanowała się natychmiast, widząc zmieszanie na jego twarzy – przyjmę przeprosiny, jeśli zrobisz dla mnie jedną rzecz..
- Słucham – powiedział głucho, jakby jego umysł oddzielił się od ciała i przestał panować nad swoimi słowami.
- Jeśli dasz spokój moim przyjaciołom – powiedziała poważnie.- Tak, jak prosiłam cię wtedy w szpitalu, ale mnie wyśmiałeś.. Wyżywaj się na mnie, jeśli łaska, ale obiecaj, że nie tkniesz nigdy Neville’a..
  Draco był zmieszany jej propozycją, jednak ostatecznie zdołał wydusić z siebie odpowiedź.
- Jeszcze pomyślę.. Nie zobowiązuję się do utrzymania tego, o co mnie prosisz.. Ale wezmę to pod uwagę..
- Jeśli naprawdę chcesz się zmienić.. – zaczęła, choć nie była przekonana, czy powinna to powiedzieć.-.. Weź to pod uwagę..
  Uwolniła się z jego uchwytu, gdyż od pewnego czasu trzymał cały czas jej rękę. Pożegnali się wzrokiem, który przeszywał i jednego, i drugiego i choć panował w ich oczach gniew, to jednak wiedzieli, że kryje się za tym pewna mieszanka niepokoju i rozgoryczenia. Luna nie zdawała sobie sprawy, co mogło dziać się w głowie Ślizgona, ani chłopak nie wiedział, co wyobrażała sobie Luna, to jednak mieli oboje przekonanie, że właśnie odkryli przed sobą to, co siedziało w nich od pewnego czasu, iskrząc się na dnie ciemnej i niezgłębionej nieświadomości. I oboje w tym przypadku odczuli nieodpartą ulgę.