środa, 31 lipca 2019

~40~

   Po kolejnych odwołanych zajęciach z Flitwickiem, Luna wracając z poszukiwań Lucertoli plamistej, którą pragnęła dołączyć do swojej kolekcji nietypowych zwierząt, trafiła w pokoju wspólnym na Klarę. Była lekko zirytowana, że jej poszukiwania nie wyszły tak sukcesywnie jak chciała, ale gdy ujrzała przyjaciółkę, zapomniała o błahostkach. Błyskawicznie przypomniała sobie słowa profesor o jej karze wymierzonej przez Carrow i chciała do dziewczyny zagadać, ale gdy ta ją ujrzała, spanikowała. Wstała gwałtownie z kanapy i zapominając o swoich książkach, ruszyła w stronę sypialni. Na przejściu Klara zderzyła się z Vandą.
- No, nareszcie! Szukałam was! – krzyknęła z ulgą, zwracając się również do Luny.- Zapomniałyście o urodzinach Annette?
   Luna nie wydawała się zaskoczona. Po prostu o tym zapomniała, choć niedawno sama solenizantka rozpowszechniała tą informację. Spojrzała na piękne jaszczurki, które zazwyczaj służyły jako ingrediencje do składników wedle pozbawionych wyobraźni czarodziejów. Lunie od razu przyszedł do głowy pewien pomysł. Pamiętała, jak to Annette niegdyś się chwaliła, że była dobra z Eliksirów.
- Mam dla niej prezent – rzekła Luna, podchodząc blisko dziewczyn. Zauważyła, jak Klara odwraca wzrok, ale nie dała po sobie poznać, że ją to zabolało.
- Yy.. To chyba dobrze? – Vanda spojrzała na słoik, w którym walczyły o wolność dwie dziwnie wyglądające jaszczurki. Dalsze pytania były niepotrzebne.
  Weszły do swojej sypialni, by tam zastać Annette w towarzystwie Marietty, która zapalała świeczki na drobnym torcie.
- Wszystkiego najlepszego – Luna podeszła do koleżanki i wręczyła jej słoik gwałtem, nie zwracając uwagi na jej reakcję.- Przyda się do twoich eliksirów. Lubiłaś je zawsze, prawda?
- Eee.. – Annette spojrzała niepewnie na biedne zwierzątka.- Lubiłam.. w czwartej klasie..
- A jak ci się podoba reszta? – zapytała Vanda, która jako jedyna, oprócz Marietty, wydawała się interesować urodzinami. Annette spojrzała w kierunku skromnej sterty prezentów. Vanda i Marietta pomagały jej w podawaniu paczek i usuwaniu zbędnego papieru. Były to dość pospolite podarunki jak na gust Luny. Od Marietty dostała szafirową broszkę, a od Vandy gadający kubek, który wykrzykiwał nazwę napoju, na który właściciel aktualnie miał ochotę. Wśród prezentów znalazły się również słodycze od Klary, która w ostatniej chwili wyjęła zdobione lusterko, by podać je solenizantce.
- Już dawno to dla ciebie przyszykowałam – powiedziała smutno, co Luna rozpoznała jako kłamstwo. Znały się zbyt długo, by zwodzić siebie nawzajem.
  Solenizantka wydawała się nie przejmować brakiem zainteresowania jej urodzinami albo po prostu, nie zauważyła, że Luna i Klara z chęcią znalazłyby się gdzieś indziej. Dopóki była w centrum uwagi, nic jej nie obchodziło. Luna jednak dostrzegła dziwne zachowanie Annette. Patrzyła na dziewczyny z góry, złośliwie zwracała się do swojej kuzynki Marietty, a słowa Vandy w zupełności ignorowała.
- Zagrajmy w eksplodującego durnia – zaproponowała, ale Annette od razu ją wyśmiała, że ta gra jest dla pierwszoklasistów.
- Zagrajmy w prawdę i wyznanie – ogłosiła władczo solenizantka.- Klara, Luna, usiądźmy w kółku.
   Luna zrobiła to niechętnie, tak samo jej przyjaciółka, ale chcąc nie chcąc, usiadły obok siebie. Annette zaczarowała lusterko Klary, które magicznie obracało się wokół nich, dopóki nie ukazało twarzy tej, która miała podjąć się wyzwania lub odpowiedzieć na pytanie. Na początku padło na Vandę.
- Pytanie.
- Gdybyś mogła zmienić coś w sobie, co by to było?
- Włosy.. Chciałabym mieć długie, kasztanowe włosy.
   Luna przyjrzała się dokładniej koleżance. Co prawda, miała krótkie, rozrzedzone krucze włosy, ale nie miała powodu, by na nie narzekać.
- Wyglądasz jak samica nazgala – wtrąciła Luna, a po chwili wszystkie spojrzały na nią zszokowane.- Nie wiecie, co to są nazgale?
- Yyy.. nie – odpowiedziała Annette.- Teraz kolej na ciebie, Vanda.
   Zanim Luna ponownie przerwała zabawę, lusterko wskazało Klarę. Poczuła, jak przyjaciółka zadrżała, ale jej pewny głos ugasił wszelkie podejrzenia.
- Wyzwanie.
   Coś było nie tak. Luna miała dwunasty zmysł do takich rzeczy. Klara patrzyła zbyt długo na Annette z dziwnym wyrazem twarzy.
- Zawsze byłaś taka niedostępna, Klara – mruknęła Annette, która przyjęła rolę dowódcy wydającego polecenia.- Przytul każdą z nas..
   Dziewczyna przełknęła ślinę i zaczęła od rudowłosej Marietty. Ledwo dotknęła solenizantki, Vandę przytrzymała dłużej, a kiedy doszła do Luny, najpierw spuściła głowę, by nie patrzeć jej w oczy. Bez słowa, zakręciła różdżką lusterko, omijając wymowne spojrzenia.
- Marietta!
- Pytanie.
- Czy kiedykolwiek myślałaś, by kogoś zabić?
   Marietta wystraszyła się wpierw tego pytania i przez pierwsze kilka sekund nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
- N-nie.. – wyjąkała.- Nigdy.
   Annette zmrużyła oczy, jakby próbowała przejrzeć duszę swojej kuzynki, ale ta jeszcze bardziej skuliła się w sobie. Lusterko ponownie ruszyło i wskazało samą solenizantkę.
- Dwa pytania, dwa wyzwania.
- Jakie jest twoje największe marzenie? – pierwsza zadała pytanie Vanda.
- Dostać się do działu Ksiąg Zakazanych i przejrzeć wszystkie ciekawe książki.
- Zatańcz tango z wyobrażonym chłopakiem – Marietta najwidoczniej zapomniała o swoim pytaniu, śmiejąc się pod nosem. Solenizantka improwizowała dość nieźle, ale szybko zrezygnowała z samotnego tańca i powróciła do dziewczyn.
- Spróbuj przeczytać artykuł z gazety mojego taty wspak.
   Annette roześmiała się, słysząc wyzwanie Luny, ale od razu wzięła się za to. Białowłosa co chwilę ją poprawiała, bo znała wszystkie teksty na pamięć, ale i tak było zabawnie.
- Klara, teraz ty.
   Dziewczyna siedziała nieruchomo, wpatrując się kocimi oczami w Annette.
- Czy jeśli miałabyś zdradzić, by uratować swoje życie, zrobiłabyś to?
   Vanda i Marietta zbladły, a uśmiech Annette zniknął w mgnieniu oka. Tylko Luna zachowała rozmarzony uśmiech, obserwując przyjaciółkę.
- Skąd to dziwne pytanie? Zadaj inne.
- Nie. Jest dość aktualne, tak uważam.
   Zapadła głęboka, przytłaczająca cisza, a uczucie zakłopotania było wręcz w powietrzu namacalne.
- Nie ingeruję w problemy zamku, więc nie wiem, czy bym tak zrobiła.
- Nie zaprzeczyłaś.
- O co ci chodzi?
- Zapomniałam sprawdzić pocztę – rzekła Luna wesoło, bez cienia onieśmielenia.
- Chyba musimy zakończyć grę – dorzuciła Vanda.- A ja… zjem dropsy.
   Annette nie odezwała się, patrząc, jak wszystkie naokoło niej dziewczyny rezygnują z zabawy. Nawet Marietta wzięła się za jakąś książkę. Klara szybko opuściła pokój, a za nią wybiegła Luna.
- Nie dziwię się, że nie chcesz ze mną porozmawiać – rzuciła za nią.
- Dlaczego? – Klara przystanęła i zlęknionym wzrokiem spojrzała na przyjaciółkę.
- Wokół ciebie lata mnóstwo gnębiwtrysków..
   Klara uśmiechnęła się smutno, ale zaraz burza jej jasnych włosów przysłoniła twarz, gdy odwróciła się tyłem i uciekła, tym razem, na dobre. Gdyby Luna przejmowała się resztą, zastanowiłaby się dłużej nad dziwnym pytaniem zadanym przy grze przez Klarę. Jednak jej myśli zdążyły powędrować już gdzie indziej i na raz przypomniała sobie o prawdopodobnie czekających na nią listach.
 **
   Luna posiadała świetne wyczucie, co do wielu momentów. Intuicyjnie czuła, co i kiedy może się wydarzyć, więc gdy zaszła do Sowiarni, przez spory otwór w ścianie wleciała potężna sowa. Zrzuciła paczkę na kamienną posadzkę i odleciała. Krukonka widząc swoje nazwisko na pogniecionej przesyłce, niestarannie owiniętej papierem, domyśliła się, że to od taty. Niestety, nie znalazła w niej żadnego listu, jedynie kilka egzemplarzy Żonglera. Od razu zwróciła uwagę na okładkę, tak inną od poprzednich, na której coś znaczącego jej nie pasowało. Otóż, wpatrywały się w nią oczy Harry’ego, który od czasu do czasu próbował odgonić od siebie krzywoskrzydłe krępaki. Luna wiedziała, jak te stworzenia potrafią być nieprzyjemne w styczności z człowiekiem i dziwiła się, dlaczego latają wokół jej przyjaciela. Dlaczego był na okładce, gdzie widniały dodatkowo nieprzyjemne słowa na jego temat? Luna zdenerwowała się. Chyba po raz pierwszy tak srogo. A po chwili przyszły uczucia rozczarowania i wstydu wobec swojego ojca. Jednak przypomniała sobie o czymś po dłuższej chwili. Wkradające się do jej umysłu wspomnienia i zagadkowe sny były dla niej pewną wskazówką. Za każdym razem wiązały się one z jej dzieciństwem i ukazywały sytuacje związane z jej papą. Czyżby znowu był manipulowany? Nie. Nie.. Jej tatko był bezpieczny, inaczej by o tym napisał w jakimś liście. Poza tym, sny były tylko snami, a wspomnienia jednym wielkim kłamstwem, gdyż nie pamiętała, by podobne sytuacje wydarzyły się w przeszłości.
  Otworzyła pierwszy egzemplarz gazety, szukając innych podejrzanie dziwnych artykułów. Dla Luny „dziwne artykuły” dotyczyły Harry’ego, choć paradoksalnie reszta szkoły uważała samego „Żonglera” za specyficzną gazetę. Jeśli tylko słowo specyficzny mogło oddać całą kwintesencję jego znaczenia. Pomijała eseje dotyczące roślin, recenzję książki o Przecudownych Stworach z Dzikiej Krainy na Północ, wywiad z jej autorem. Lunie od razu przypadł on do gustu, jak tylko przeczytała na szybko, że prowadzi badania nad homornikami obłupiastymi. Dalej były mini zagadki i kawały, reportaż na temat starożytnych badań, aż w końcu ponownie ujrzała ten sam nagłówek z okładki.
- Harry.. – westchnęła, czytając o nakazie jego poszukiwania i wyznaczonej za niego nagrodzie.
- Ciekawe, kto pierwszy go znajdzie?
   Luna spojrzała przed siebie i na boki, ale nikogo nie ujrzała. Spojrzała jedynie na pohukujące cicho sowy.
- To wy do mnie mówiłyście?
- Ehh, nie, idiotko, wystarczy, że spojrzysz w górę.
   Luna wybałuszyła swoje wielkie, morskie oczy i ujrzała rzeczywiście znajomą twarz, ale z tej perspektywy było jej trudno rozpoznać, kto do niej mówił. Szybko wstała, nawet nie otrzepując się z brudu i ziaren.
- Nie pozwoliłam ci zaglądać bez pytania do gazety.
- Bo nawet o to nie pytałem. Sam zajrzałem z ciekawości na te bzdury, które są tam wypisane – odrzekł Draco, stojąc cały czas w tym samym miejscu i mierząc dziewczynę oraz jej brudną szatę pogardliwym spojrzeniem.
- Jeśli chodzi o Harry’ego, rzeczywiście są to bzdury, tak, jak mówisz.
   Draco parsknął, ale rzeczywiście, został przyłapany. Burknął coś pod nosem i zajrzał przez małe okienko wyglądające na zamek.
- Gdyby nie Potter i całe to zamieszanie wokół niego, nie byłoby dzisiaj takich problemów.
- Gdyby nie Voldemort i jego paskudne zachcianki, Harry nie musiałby uciekać.
- Nie wypowiadaj tego imienia tak pewnym głosem! A co ty możesz wiedzieć?
- Jestem jego przyjaciółką.
- Pff! Przyjaciółką.. Czy ktokolwiek może ciebie uważać za przyjaciółkę?
   Luna nie zareagowała. Draco uśmiechnął się paskudnie, zadowolony z tak ciętej riposty. Nie lubił, gdy ktoś myślał, że ma większe prawo głosu niż on.
- A ciebie ktoś w ogóle uważa za przyjaciela?
   Zaskoczyło go to pytanie, gdyż myślał, że Luna obrazi się na dobre, jak każda smarkula. Ta jednak mierzyła w niego zamglonymi oczami, lekko przymkniętymi, co nadawało jej twarzy senny wyraz.
- A mam..
- Nie słyszę pewności w twoim głosie.
   Dlaczego wdał się z nią w dyskusję? I to po raz kolejny? Ale z drugiej strony, miała rację. Czy Blaise naprawdę był jego przyjacielem? Czy mógł mu zawierzyć aż do końca? Albo Teodor. Widział się z nim naprawdę rzadko i rozmawiali tylko od czasu do czasu. Mógł przez ten czas całkowicie się zmienić. Pansy nie zaliczała się już do listy jego przyjaciół, a Crabbe i Goyle od zawsze służyli mu tylko jako ochroniarze, którzy odstraszali resztę uczniów. Znowu Astorię traktował jedynie jako swoją dziewczynę.
- Nieważne – warknął dość ostro, co wystraszyło niektóre sowy. Zahuczały na niego, zmierzyły groźnymi spojrzeniami, jakby chciały oskarżyć go o to, że przerwał im przyjemną drzemkę.- Jeśli nie masz nic innego do roboty, wracaj do zamku. Co byś zrobiła, gdyby to nie ja, ale jakiś Śmierciożerca się tutaj zjawił?
- Obroniłabym się.
- Haha! Myślisz, że dałabyś radę?
- Już jednemu dałam.
   Draco nabrał powietrza, czując palący go gniew. Nie był tak bardzo wściekły o to, co powiedziała ta idiotka, ale o to, jaki spokój i pewność siebie przy tym zachowywała.
- Lovegood, oberwiesz kiedyś..
- Chcesz jeden egzemplarz?
- Proszę?
- Pytam się, czy chciałbyś poczytać gazetę mojego papy?
- Chyba żartujesz! – zaśmiał się wzgardliwie, nie kryjąc zażenowania.- Mam czytać jakieś niedorzeczne artykuły o wymyślonych, absurdalnych rzeczach napisanych przez kogoś, kto święcie w to wierzy, choć uważany jest za bezsensownego kretyna, a rzesze jego fanów podzielają jego bezsensowne zdanie? Lovegood, chyba coś ci..
   Dopiero, gdy poczuł na twarzy chłodną dłoń, która idealnie została wymierzona w jego policzek, zastygł w bezruchu z otwartymi ustami. Luna z poważną miną pakowała gazety z powrotem do paczki, nie przejmując się więcej chłopakiem.
- Czy ty wiesz, co ty właśnie zrobiłaś? – jego zimny głos obudził ponownie sowy, które w końcu wzbiły się w powietrze, złe i oburzone na dwójkę uczniów przeszkadzającym im w drzemce. Gdy dziewczyna próbowała przejść obok Dracona, ten złapał ją gwałtownie za ramię i potrząsnął zbyt ostro. Luna wypuściła z rąk paczkę, która rozerwała się, na brudnej posadzce, rozsiewając po niej egzemplarze „Żonglera”.
- Zostaw mnie! – zapiszczała.
   W tym momencie drzwi rozwarły się z hukiem i do środka wpadł Neville.
- Luna, usłyszałem twój głos! Co ty jej robisz, łajdaku?!
- O, proszę, jaki dzielny obrońca – Ślizgon zaśmiał się jadowicie, nadal trzymając rękę Luny w swojej dłoni.- My sobie ucinamy tylko przyjemną pogawędkę.
- Już ci wierzę, Malfoy! – Neville zacisnął pięści ze złości, poczuwając się do obrony swojej przyjaciółki.
- Aaa.. twój chłopak, Lovegood chyba przyszedł ci z odsieczą.
   Gryfon nie wytrzymał dłużej i rzucił się na Ślizgona, powalając go na posadzkę. Zdążył Dracona uderzyć tylko raz pięścią, gdyż nie miał tak dobrej koordynacji i zwinności jak jego przeciwnik. Malfoy od razu wyciągnął różdżkę i zrzucił z siebie napastnika.
- Ehh.. – jęknął blondyn, otrzepując się z brudu.
- Widzę, że gówno przylepia się do ciebie idealnie – zaśmiał się Neville, który szybko pozbierał się po ataku. Trzeba było mu przyznać, że był wytrzymały.- Swój do swego..
- Zobaczymy jak łamaga radzi sobie z prawdziwą walką po tylu latach – Draco zignorował komentarz Gryfona złośliwym uśmieszkiem, atakując go jednym zaklęciem. Neville szybko się obronił.
- Malfoy, od zawsze tchórz, a dzisiaj aż pcha się do walki.
- Przynajmniej wiem już, jak się to robi – prychnął Ślizgon, atakując po raz kolejny, tym razem, kilkoma zaklęciami na raz. Wyczarował przed sobą potężną tarczę, którą Luna od razu rozpoznała. Od zaklęć zrobiło się zbyt głośno w Sowiarni i po chwili reszta sów, śpiących na wyższych kondygnacjach, pouciekała górnym wyjściem. Chłopaki rzucali w siebie niewerbalnymi zaklęciami, podczas, gdy Luna opierała się twardo o ścianę. Bała się o Neville’a, ale również nie chciała, by i Malfoy’owi stała się krzywda. Nigdy wcześniej nie potraktowała tak chłopaka, ale jego słowa ją bolały. Nikt nie miał prawa tak wypowiadać się o jej ojcu!
- Twoja niańka, Malfoy wyprała ci mózg!
- Co taki człowieczek, jak ty, Longbottom może o niej wiedzieć?
  Rzucając w siebie zaklęciami, jak również obelgami, przeciwnicy nie mieli zamiaru skończyć walki. Malfoy wydawał się, jakby sprawiało mu to wielką radość i zapewniało rozrywkę, natomiast Neville chciał zemścić się za to, w jaki sposób Ślizgon potraktował jego przyjaciółkę.
- Brakuje ci rodziców, Longbottom, prawda? Bo widać, że z ciebie jest sierota. Wystarczy spojrzeć jak walczysz.
   Kolejne zaklęcie odbiło się od wielkiej, wytrzymałej tarczy Ślizgona.
- Ja nadal mam rodziców, Malfoy! – ryknął Neville, broniąc się zaciekle, gdyż nie potrafił przebić się przez jego obronę.- Wolę mieć takich, niż zepsutych przez Voldemorta, byłych więźniów Azkabanu!
- Ty skurwielu! – ryknął Draco, przechodząc w coraz to bardziej groźne zaklęcia. Kilka cegieł nad głową Neville’a rozkruszyło się, gdy trafiło w nie zaklęcie.
   Luna miała dosyć. Wyciągnęła swoją różdżkę i w prosty sposób pozbawiła broni Ślizgona. Zdawała sobie sprawę, że zna on niebezpieczniejsze zaklęcia, które mogły na stałe uszkodzić jej przyjaciela, więc wolała unieruchomić najpierw jego. Wtedy stanęła pomiędzy chłopakami. Jednak zbyt późno.
- Neville, przestań!
- Crucio!
  Gryfon miotał się w takim szale, że nie zauważył sytuacji jaka przed chwilą zaszła. Malfoy patrzył na puste dłonie oszołomiony. Zapomniał, że Lovegood stała z boku i wszystkiemu się przyglądała, a co więcej, że mogła w każdej chwili ingerować w ich walkę. Zaklęcie trafiło prosto w dziewczynę. Wrzasnęła nieludzko, upadając na kolana bezwładnie.
- Luna! – Neville wystraszył się, widząc przyjaciółkę leżącą na posadzce i to z jego powodu. Wtedy dopiero Draco zareagował. Jednym machnięciem dłoni sprawił, że Gryfon odleciał i uderzył o ścianę. Co prawda, stało się to łagodnie i szybko, więc Neville nie oberwał zbyt mocno. Wpatrywał się w Malfoy’a z przerażeniem, nie wierząc, w jaki sposób Draco mógł coś zrobić bez użycia różdżki.
- Nie widzisz, co jej zrobiłeś, ciamajdo? Chcesz jeszcze bardziej ją skrzywdzić?
   Luna oddychała ciężko, skulona pod nogami Ślizgona.
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jakie w skutkach może być zaklęcie, którego użyłeś? A może już zapomniałeś? Masz tego świetny przykład..
- Zamknij się, Malfoy.. Dobrze wiesz, że mierzyłem w ciebie.
- W walce musisz być uważny i zdawać sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia.
- A ty gdzie masz różdżkę? Chyba jej nie zgubiłeś?
- Weźmiesz ją do Skrzydła Szpitalnego, Longbottom – głos Dracona był zimny i poważny. Nie zwracał uwagi na zbędne komentarze chłopaka.
- To jeszcze nie koniec, Malfoy..
- Jeszcze ci nie dosyć po utarczce ze smokami?
   Neville zazgrzytał ze złości zębami, ale nie odpowiedział. Posłusznie zgarnął Lunę z podłogi, obdarzając wroga paskudnym spojrzeniem. Jednak już żaden z nich nie ośmielił atakować się bezczelnymi komentarzami. Draco patrzył na lekko nieprzytomną Lunę, dopóki nie zniknęła z Longbottomem za drzwiami.
  W Sowiarni rzeczywiście opustoszało. Wszystkie sowy i puchacze uciekły ze swojego domu, pozostawiając po sobie tylko kilka kołyszących się w powietrzu piór. Podnosząc z ziemi swoją różdżkę, Draco ujrzał gazety, które Lovegood po sobie zostawiła. Z okładki przyglądał mu się Potter i aż miał ochotę spalić pierwszą stronę, bawiąc się każdym momentem, w którym ogień pożerałby wizerunek jego nieprzyjaciela. Jednak coś go podkusiło, żeby zajrzeć do środka. I od tej chwili nie wiedział, kiedy jego czas tak szybko zaczął pędzić.
 **
  W Skrzydle Szpitalnym Neville wytłumaczył stan Luny zwykłym omdleniem i wycieńczeniem. Jednak żadne jego komentarze nie uspokoiły pani Pomfrey, która nalegała, by dziewczyna została na jednym z łóżek. Luna, świadoma tego, co wokół niej się działo, nie chciała się na to zgodzić. Po raz pierwszy tak uparcie o to walczyła. Gdy zostali, czekając na przygotowanie lekarstw rozgrzewających, które mogły umocnić ciało Luny, Neville nie mógł nadążyć z przeprosinami.
- J-ja.. tak bardzo.. Luna..
- W porządku – odpowiedziała mu chłodno, wcale nie mając chłopakowi za złe tego, co zrobił. Cały czas słyszała w głowie obrażające słowa Dracona na temat jej taty i przyjaciół.
- Gdy zobaczyłem, że chce cię skrzywdzić, miałem ochotę zrzucić go z tej wieży..
- Kłóciliśmy się, Neville.
- Ty i Malfoy? A jak to możliwe, że tak dobrze się znacie?
   Luna milczała chwilę, oddychając z trudem, gdyż z każdym nabranym w płuca powietrzem, czuła ucisk w klatce.
- Ach, no tak.. Opowiadałaś mi o Rodley, a ona przecież jest niańką Malfoy’a. To przez nią się tak dobrze znacie?
- Neville, Draco nie jest taki zły, za jakiego wszyscy go biorą..
- O rany! Luna, proszę, nie zaczynaj! Tego jeszcze brakowało, że bronisz samego Śmierciożercy! Bo to, że on nim jest, to pewność, w przeciwieństwie do jego profesor. W co ty się mieszasz? 
- Neville, nie teraz, proszę..
  Jęk dziewczyny sprowadził chłopaka na ziemię, gdyż z oburzenia poczerwieniał i spiął się jak dziki kot. Na powrót zrobiło mu się żal dziewczyny, a złość na samego siebie powróciła ze zdwojoną siłą.
- Panie Longbottom – pani Pomfrey wróciła szybciej, niż by się spodziewali.- Muszę kazać tu zostać pannie Lovegood na przynajmniej jedną godzinę. Chcę ją zbadać i przypilnować, a potem ją puszczę.
  Chłopak nie odpowiedział, tylko usiadł na drugim łóżku, decydując się pozostać w Skrzydle Szpitalnym ze swoją przyjaciółką.
 **
   Viktoria nie była zachwycona, czytając Proroka Codziennego. Co prawda, pogardzała wielce tą gazetą, ale od samego rana wszyscy uczniowie rozmawiali tylko o ostatnim artykule, przez co musiała zwrócić niektórym uwagę kilkanaście razy w ciągu lekcji. Sama więc chciała dowiedzieć się, co takiego drastycznie poruszyło gronem młodzieży. Oprócz wychwalania Czarnego Pana i listy złapanych czarodziejów przez Ministerstwo, Viktoria znalazła ten interesujący artykuł dotyczący zmian, jakie miały zajść w Hogwarcie. Na chwilę pomyślała o tych beznadziejnych zasadach wyrzeźbionych w ścianie nad Wielką Salą i sądziła, że raczej dyrektor na tym poprzestanie. Wystarczyło, że lśniący szmaragd zajaśniał na jej palcu, by pomyślała o Severusie. Chciała się z nim spotkać. Omówić pewne rzeczy, o których przeczytała.
- Viktoria – do gabinetu wślizgnął się Draco. Na jego widok, wszystkie jej zamiary odeszły na bok.
- Draconie. Cóż cię sprowadza o tak późnej porze? Wywaru Mlecznego?
- Nie mogę po nim spać, więc wolę zwykłą herbatę.
   Po chwili na stoliku pojawiła się przepiękna, porcelanowa filiżanka, a w niej pachnąca miętą herbata.
- Wiesz, co dla mnie dobre – odparł i rozsiadł się na kanapie. Viktoria siedziała skulona w fotelu naprzeciw niego.
- Wyglądasz dzisiaj nieswojo – zauważyła na twarzy chłopaka ten dziwny grymas, który zawsze podpowiadał, że wydarzyło się coś niedobrego. Miał taki od zawsze, kiedy tylko wracał ze spotkań, ale dzisiaj musiało wydarzyć się coś innego.
- Spotkałem Lovegood, a to pewnie cię ucieszy.
- Hm – kąciki jej warg uniosły się lekko w górę, co potwierdziło obawy Dracona – Nie zaprzeczę, mój drogi.
  Draco opowiedział o wszystkim, co działo się w Sowiarni jeszcze kilka godzin wcześniej. Był wyczerpany, zły i głodny, gdyż wcześniej nie przełknął nawet kęsa. Viktoria wyczarowała mu lekką kolację, którą chłopak wchłonął w kilka minut, patrząc przy tym na niego z matczyną czułością.
- Mam już dosyć, Viktorio. Powiedz jej prawdę. A mnie zwolnij z obietnicy.
- Musisz być cierpliwy, Draco, potrzebuję cię.
- Och, przestań – żachnął się.- Wystarczyło, że sama mogłaś wystraszyć Mechelbota na swojej lekcji, a ten bez sprzeciwu by cię posłuchał.
- A tobie niby się nie udało?
- Były pewne trudności, ale myślę, że zapamiętał lekcję.
- To jest twoja próba, Draco.
- O czym ty znowu mówisz?
   Filiżanka z herbatą zawisła w połowie drogi do jego ust, a wzrok chłopaka mierził profesor zachłannie.
- Dla mnie załatwianie takich spraw to pestka, fakt, ale musisz, Draco opanować pewne zasady, zobaczyć, jak wyglądają sprawy w rzeczywistości. Śmierciożercy nie zdążyli cię jeszcze wysłać na poważną misję, kiedy to będą cię testować. A nawiązując do tego, jestem dumna do czego doprowadziłeś w domu Ksenofiliusa.
- Skąd to wiesz?
- Znam tą historię z innej perspektywy, ale od razu wiedziałam, że maczałeś w tym palce.. To dzięki twojej obietnicy, nikt inny się nie domyśli, więc się uspokój..
- Tak, to prawda.. Lovegood powinna milczeć i się mnie słuchać, a w zamian dostałem dzisiaj w policzek.
- Ona przecież nic nie wie.. A poza tym, może zasłużyłeś?
- Och, daruj sobie – warknął i chwilę raczył się herbatą.- A co do tej próby?
- Gdy postanowią zmienić kurs twoich zadań, zacznie się poważniej. Będziesz przesłuchiwał, zmuszał ludzi do niecnych rzeczy, a może nawet zabijał.
  Nie dał po sobie poznać, że przeszedł go dreszcz, ale Viktoria wiedziała, że przeraził się.
- Co ma to związanego z Lovegood?
- Jest przyjaciółką Pottera, więc jednocześnie ma wokół siebie mnóstwo wrogów. Po drugie, mam wobec niej dług, o którym ci opowiadałam, a po trzecie, jak zapewne czytałeś dzisiaj w Proroku Codziennym, dołączy do nas Augustus Rookwood w niedalekiej przyszłości.
- A jednak – wycedził przez zęby, przypominając sobie jego wstrętny, pogardliwy śmiech, kiedy zamierzali odwiedzić ojca Pomyluny.
- Ma na jej punkcie bzika. A ty musisz nauczyć się jej chronić, bo nikogo więcej tak zaufanego nie mam. Znowu ja, zapewniam ci bezpieczeństwo, o które Severus wcale nie ma mi za złe i dzięki temu, żaden Śmierciożerca nie zrobi ci krzywdy.
- Doceniam to, choć nie powiem, że to zadanie mnie męczy – westchnął, patrząc na skuloną w fotelu swoją słodką profesor.- A co do Proroka, przeczytałem dzisiaj inną gazetę i muszę przyznać, że wolę czytać takie błahe bzdety, niż gazetę z Ministerstwa.
  Draco wyciągnął z kieszeni spodni mały zwitek papieru, który od razu powiększył za pomocą zaklęcia. Była to gazeta, jedna z tych pozostawionych przez Lunę.
- Znam tą gazetę – powiedziała Viktoria, sięgając po nią z ciekawości.- Dlaczego Luna jej nie wzięła?
- Podarowała mi.
- Nie kłam. Sam byś od niej tego nie wziął.
   Draco przekręcił oczami, nie dowierzając, jak jego nauczycielka może być tak dociekliwa i wszechwiedząca. Opowiedział do końca całą historię.
- Tylko raz w życiu została przeze mnie potraktowana Cruciatusem, tylko po to, by ją do siebie przyciągnąć – profesor wyglądała na dość zakłopotaną.
- O czym ty mówisz?
- Znam inną stronę tego zaklęcia i uwierz mi, poznanie pewnych technik może doprowadzić do szaleństwa, więc nigdy nie dociekaj, jak to opanowałam – kobieta poprawiła się w fotelu – Na początku roku tylko raz użyłam na niej Crucio. Siłą woli i pewną techniką udało mi się zaskarbić jej zaufanie. To pewny rodzaj przywiązania, Draco, taki, jaki czasami ofiara czuje wobec swojego sprawcy. Do dzisiaj Luna jest mną zachwycona, myśli o mnie, choć nie zna całej prawdy. Zrobiłam to tylko dlatego, że była to jedyna metoda, dzięki której mogłam szybko zdobyć jej zainteresowanie i zacząć spłacać dług.
   Cisza jaka między nimi zapadła nie trwała długo. Draco odłożył filiżankę na spodeczek wywołując lekki brzdęk.
- Ale nie mówmy o tym dalej – wtrąciła ponownie.- Jak ci się podobała gazeta?
- Nonsens – Draco bacznie obserwował swoją profesor, ale bynajmniej z uczuciem strachu. Uwielbiał, gdy opowiadała mu o innych sztukach magii.- Ale myślę, że zainteresuje cię artykuł o Potterze.
- Przeczytam go później.. Na razie głowa mnie rozbolała od rzeczy, które przeczytałam w Proroku.
  „Żongler” wylądował na stole, przedstawiając Harry’ego na okładce, który odganiał się od jakiś dziwnych stworzonek.
- Wiem, że możesz mieć mi to za złe, że proszę cię o tyle przysług, ale myślałam o tym, by nauczyć Lunę teleportacji.
- Nie żartuj.. Po co niby?
- Wycofali te zajęcia ze szkoły, by uniemożliwić dzieciakom ucieczkę w razie problemów.. Myślałam o tym, że może okazać się to dla niej użyteczne podczas naszych wypraw..
- Chcesz nadal ją zabierać?
- Chcę ją uczyć, Draco.. Mówiłam ci, że Luna ma potencjał i wierzę, że będzie wyśmienitą czarownicą.
- Zobaczymy.. Jeśli przestanie dumać nad życiem na każdym kroku..
   Draco nie oszczędzał sił, by pokazać, jak jest tym pomysłem zdegustowany.
- Mój drogi, przyjdzie czas, że się do niej przekonasz. Zauważyłam, że Luna nie jest wobec ciebie źle nastawiona, chyba, że po dzisiejszym dniu mogło się coś zmienić. Ale uwierz, będziesz mi jeszcze za to dziękował.