piątek, 15 lutego 2019

~32~

  Ból przeszywał jej ciało, a skóra pod zabandażowaną ręką piekła. O poruszeniu się nie mogło być mowy, a mimo to, odczuwała potężne pieczenie i rwanie w wielu częściach ciała. W głowie łomotało, jakby ktoś młotkiem trzaskał w czoło, nie dając jej zasnąć na dłużej. Nie wiedziała, czy śni właśnie, czy to szkolny szpital i sylwetki poszczególnych osób, kręcących się przy jej łóżku majaczą przed jej oczami. Gdy tylko udało jej się zapaść w dłuższy sen, widziała przed sobą postać Alecto, która mierzyła do Krukonki z pięści, a za nią stała Parkinson z wymierzoną różdżką, gotową do rzucania Zakazanych Zaklęć. Czasami mogła ujrzeć szczęśliwszy obraz, Victorię przy biurku zaczytaną w książkach oraz tkwiącego przy niej Dracona z pergaminem w ręku, który zapisywał to, co mu profesor dyktowała. Potem budziła się na chwilę i słyszała pojedyncze zdania znajomych osób.
- ..Niedobrze, wiedziałam.. Co teraz z… Może w czymś pomóc?
  Gdy bolesny pisk rozbrzmiewał w jej uszach, nie mogła wyłapać sensu tego, o czym niektórzy mówili. Nawet za dobrze nie widziała ich twarzy, gdyż jednego oka w ogóle nie potrafiła otworzyć, a przez drugie widziała słabiej.
- Luna.. Nie ma.. Neville – ten głos kojarzyła najbardziej, choć tak jak pozostałe był bardzo niewyraźny i oddalony.
   Potem zapadała w sen, mimo że krótki, to jednak dość niespodziewany. Otóż, pojawił się w nim Rookwood. Młody, oszpecony na twarzy świeżymi śladami po ospie, żywszy i o dziwo, weselszy. Nie dzielił się swoją ironią naokoło, a jednak rozsiewał wokół siebie atmosferę grozy. Wpatrywał się w jeden punkt, a właściwie w jedną osobę, która przykuła jego uwagę. Luna siedziała przy małym, okrągłym stole w kuchni jej ojca, z gazetą pod utłuszczonymi palcami, gdyż przed chwilą były jej ulubione zielne placki. Te dłonie jednak były bardzo malutkie i drobne, nie pasujące do prawie dorosłej kobiety, lecz do kilkuletniego dziecka.
- Tato? – zapytała cienkim głosikiem, który zawierał już w sobie ten znany wszystkim rozmarzony ton. Nie rozumiała, dlaczego tatko stał skulony i zlękniony z boku, z kubkiem jakiegoś naparu w ręce, który wylewał się z niego, kiedy tatko przechylał go coraz bardziej do przodu.- Tato, upuścisz zaraz twój ulubiony kubek!
  To nie przerażenie ojca tak przykuło jej uwagę, ale nowy gość stojący u progu jej drzwi. Co najlepsze, znała go, wiedziała o nim starsza Luna, która ponownie została wyrwana z tego krótkiego, męczącego snu. Z powodu bólu i przeszywającego ją pieczenia otwartych ran.
 **
   Przez umysł Severusa Snape’a przeszły najprzeróżniejsze pomysły na przesłuchanie Klary Ainsworth. Pierwotnie miał zamiar wedrzeć się do jej umysłu siłą, jak to nieraz ćwiczył na Potterze, ale stan psychiczny dziewczyny mógł tego nie wytrzymać. Wiedział, że musiała przeżyć przez ostatnie kilka dni chwile grozy, dlatego nie mogła wypowiedzieć słowa. Była również zmęczona, więc jedynym spokojnym środkiem na rozmowę z Krukonką miało okazać się Veritaserum. Tylko, że dyrektor nie miał bladego pojęcia, co jeszcze wiedziała panna Ainsworth i czego miał za niedługi czas się dowiedzieć. Postanowił zmienić miejsce ich pobytu, gdyż wiedział, że do jego gabinetu miało dostęp zbyt wielu Śmierciożerców, a na zmianę hasła potrzebował więcej czasu. W ten oto sposób oboje wylądowali w jednej z klas, gdzie zazwyczaj prowadzone były zajęcia z Wróżbiarstwa. Klimat tej klasy nie podobał się Snape’owi w ogóle, ale jedynym plusem, który przeważył jego wybór było położenie komnaty, na wysokim piętrze, gdzie nikt nie miałby ochoty ich szukać. Snape nie rozumiał sam siebie, dlaczego zależało mu tak bardzo, by przesłuchać Krukonkę, jakby trzymała pewien sekret, ale miał przeczucie, że dziewczyna ukrywała coś pożytecznego.
- Wiesz, co to jest, panno Ainsworth? – mężczyzna zamachnął jej przed nosem buteleczką z Veritaserum – Naleję jedną kroplę do stojącego, o tutaj, soku, a pani go grzecznie wypije..
   Klara swoimi wielkimi błękitnymi oczami, które chowały w sobie tylko strach i nieufność wpatrywała się w twarz dyrektora. Nie podniosła kielicha od razu, więc Snape był już pewny, że dziewczyna ukrywa coś lub boi się do czegoś przyznać. Przechodził przez to. Wiele razy. Znał każdy odruch, gest, wyraz twarzy i potrafił zgadnąć, co ukrywa się za mową ciała. Twarz Krukonki była zacięta i surowa. Walczyła ze sobą.
- Nie ma pani innego wyjścia – ponaglił ją delikatnie, nie chcąc na wstępie zniechęcać dziewczyny. Niech ma wrażenie, że nikt tu nie ma zamiaru użyć jej sekretów dla własnego interesu, że jest całkowicie bezpieczna, że może ufać dyrektorowi. Klara sięgnęła po napój z rezerwą, kiedy dyrektor nalał do niego kroplę eliksiru. Niepewnie przechyliła kielich, skrzywiła usta, czując cierpki smak soku, a potem westchnęła, myśląc, że być może ten eliksir to jakaś kolejna podróbka, tak jak ostatnio dowiedziała się tego od Luny..i jeszcze wielu innych ciekawych rzeczy.. Dlaczego takie myśli zaczęły ją nachodzić?
- Panno Ainsworth.. – zaczął dyrektor, ale pukanie do drzwi przeszkodziło mu w dalszym przesłuchiwaniu. Zmrużył oczy z wściekłości, ale od razu polepszyło mu się, gdy zobaczył, że do komnaty wchodzi Draco.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniłem – oznajmił na wstępie Ślizgon, zapinając w biegu guzik ozdobnej, czarnej marynarki.
- Nie, idealnie.. Eliksir zdążył się już przetrawić – mruknął dyrektor i spojrzał na dziewczynę, która skuliła się w fotelu jeszcze bardziej, oddychając płytko i pospiesznie.
- Czekam, wuju – odrzekł Draco, przyglądając się Krukonce i przypominając sobie, że widział ją już wcześniej.- To przyjaciółka Lovegood?
- Skąd..
- Tak – odpowiedziała mu natychmiast Klara, trzęsąc się jak osika, być może ze strachu lub po prostu ze zmęczenia.
- Widzisz, Severusie – na twarzy Dracona pojawił się pogardliwy uśmiech triumfu - Coś mi się wydaje, że ciekawych rzeczy się dowiemy..
- W sumie panna Lovegood nie raz trafiła do mojego gabinetu – Snape spojrzał uważnie na dziewczynę – Czy twoja przyjaciółka jest w coś zamieszana?
- T-tak.. – wyrzuciła z siebie ponownie, powstrzymując nerwowe drżenie. Nie chciała tego mówić.
- Czy to ma związek z ucieczką Pottera? – zagrzmiał od razu dyrektor, kładąc dłonie na blacie tuż przed uczennicą.
- To Neville Longbottom ma związek z tym zajściem.. On pomógł.. Spotykają się wszyscy ponownie.. Nieliczni, ale jednak.. Nie! Nie! Proszę!
   Draco zaszedł dziewczynę od tyłu i złapał delikatnie za kark. Nie chciał jej ranić, bo sam był ciekawy tego, czego mógł się dowiedzieć.
- Spokojnie.. Nikt im nie zrobi krzywdy.. Po prostu musimy się tego dowiedzieć.. – rzekł do niej łagodnie, nadal z ironicznym uśmiechem na twarzy.- Wiesz, kto się spotyka?
- Nie znam ich.. Ale Luna, Neville, Ginny.. Oni coś wiedzą..
- Zaraz, zaraz – przerwał jej Snape, okrążając biurko, z dłońmi zaplecionymi za swoimi plecami.- Oni byli u mnie na przesłuchaniu niedługo po tym, jak pan Potter uciekł.. Jednak nic nie powiedzieli..
- Veritaserum.. – głos Klary zachrypł od ciągłej próby powstrzymywania słowotoku. Poza tym, kilka dni, w ciągu których nie wypowiedziała nawet zdania, doprowadziło do tego, że gardło odmawiało jej posłuszeństwa.- Było nieprawdziwe..
- Jak to nieprawdziwe?! – zapytał gniewnie, świdrując Krukonkę czarnymi oczami. Draco nadal stał obok niej, sprawiając wrażenie opiekuna, któremu można zaufać.
- Ginny i Luna rozmawiały o tym, kiedy byłam obok.. Wiedziały, że Neville pomógł w ucieczce, a eliksir tego nie wykrył.. Próbowały ustalić, co było tego przyczyną...
- Wszystkie eliksiry są warzone przez specjalistów.. Uczniowie nie mają prawa przygotowywać Veritaserum od kilku tygodni.. Ale jeśli mówisz, że Longbottom był w to zamieszany, zajmiemy się tym po swojemu..
- Nie, proszę! Ja nie chciałam! – Klara wybuchła płaczem, błagalnym wzrokiem wpatrując się w dyrektora, ale ten stał niewzruszony jej łzami.
- Sprawdzimy to, nie martw się.. Może pan Longbottom wcale nie brał w niczym udziału, a Veritaserum było prawdziwe..
   Klara patrzyła na mężczyznę z niedowierzaniem, ale uspokoiła się trochę, widząc, że nikt nie reaguje złością lub co gorsza, rzuca zaklęciami. Snape przestał okrążać biurko, teraz tylko z założonymi rękami wypatrując czegoś za oknem. Ślizgona nie widziała, czując jedynie jego obecność za swoimi plecami.
- Opowiedz o ataku przy Sowiarnii – odezwał się prefekt, ściskając ramię dziewczyny.
- Najpierw Luna rozmawiała z Nevillem o ich spotkaniach.. O tym, że tak ciężko jest się umówić.. A potem zaatakował nas David Mechelbot. Pobili Gryfona poważnie, dopóki my nie przeciwstawiłyśmy się im zaklęciami..
- O tym już wiemy od kogoś innego.. – odpowiedział Snape.
- A co ma Alecto Carrow do Lovegood? – kontynuował Draco, nie obawiając się, że ingeruje w przesłuchanie prowadzone przez jego ojca chrzestnego.
- Na pierwszych zajęciach uwzięła się na Lunę i od tamtej pory, kiedy tylko ją spotyka, próbuje zrobić jej na złość – odpowiedziała pośpiesznie dziewczyna, wyrzucając z siebie słowa już bez żadnych przeszkód.- Luna rzuciła na nią zaklęcia w naszym pokoju wspólnym.. Zaklęcia podane jej przez panią Rodley..
  Snape spojrzał bacznie na dziewczynę, ale jej nie przerwał. Draco zauważył, że wuj zainteresował się tym bardzo, zwłaszcza związkiem Victorii z tą historią.
- To ona nauczyła Lunę kilku ważnych zaklęć, a Luna użyła ich na Carrow..
- Pamiętasz, co to były za zaklęcia?
- Nie.. Ale Annette Bloodtraitor będzie wiedzieć.. Nie wolno jej ufać.. Annette..
- Trzeba ją do nas zaprosić.. – rzekł Severus i uśmiechnął się w stronę Draco.- Mi, panno Ainsworth, opowiesz więcej na temat Carrow i Rodley..
   Klara patrzyła na dyrektora przerażona, wiedząc doskonale, że odkryła kolejną osobę zamieszaną w szkolne problemy. Mimo że z Annette nie pałały do siebie sympatią, nie chciała powodować zmartwienia innym ludziom, czy ich znała lub nie.
- Luna spotyka się z panią Rodley.. Ale nie mówi mi o tym nic.. Czasem się zdarza.. że.. że..
- No? – Snape zbliżył się do biurka ponownie, łasy na to, co chciał usłyszeć.
- Mówi o kimś, komu chce zaufać, ale ten człowiek jej nie pozwala.. Nie wiem, kto to jest.. Wiem tylko, że to chłopak.
- To mi wcale nie pomaga, panno Ainsworth, ale informacja o Rodley jest dla mnie korzystna, prawda Draco?
   Malfoy wiedział, że Snape zdawał sobie sprawę, jakie są stosunki pomiędzy nauczycielką a prefektem Slytherinu. Tym razem chłopak zastanawiał się nad ostatnią wypowiedzią dziewczyny, domyślając się, o kim mogła być mowa. Nie mógł dopuścić do tego, by i Snape dowiedział się, że jego chrześniak przebywa z Lovegood za często. Lot na testralu był dla niego wystarczająco żenujący.
- Wiesz coś o ostatnim spotkaniu Lovegood z Carrow? – zapytał Snape po raz kolejny, dumając nad tym, co zdołał już usłyszeć.
- Nie.. Wysłała mnie na szlaban..
- Ona?! Do Zakazanego Lasu?
- Nie spytałeś się jej wcześniej, dlaczego tak długo jej nie było? – wtrącił Draco, rad z tego, że temat skierowano w inną stronę.
- Byłem zainteresowany czymś innym – odparł od niechcenia, choć wlepiał w Krukonkę zaciekawiony wzrok.- Z powodu tej Sowiarnii?
- T-tak.. Teraz wiem, dlaczego poszłam tam sama. Neville był w szpitalu, znowu Luna..
- Została oszukana przez pannę Parkinson i Carrow – dokończył Snape. Nikt nie chciał pytać, na co Klara natknęła się w Zakazanym Lesie, gdyż stan jej umysłu i ślady na ciele mówiły same za siebie. Eliksir wymęczył ją dodatkowo, drżała i trzęsła się w fotelu cały czas, dopóki Draco nie wrócił z Annette do komnaty. Wystarczyło tylko spojrzenie dziewczyn na siebie, by zrozumieć, co się dzieje. Annette domyśliła się, że została w coś zamieszana, Klara zrozumiała, że zostanie przez to znienawidzona. Nie spojrzały na siebie do końca, dopóki Annette nie uzupełniła historii na temat Carrow i kontaktów Luny z Rodley. O nic ją więcej nie pytano, ale i tak nie uraczyła dawnej koleżanki nawet wrogim spojrzeniem.
 **
   Tego samego dnia, kiedy odbyło się przesłuchanie Klary Ainsworth, wieczorem, o dość późnej porze, gdy wszyscy powinni schować się już w swoich pokojach wspólnych, do szkolnego szpitala zawitał Draco Malfoy. Mimo, że w komnacie panowała ciemność, to jednak mdłe światło księżyca przebijające się przez zakrzywione szyby małego szpitala pozwoliło dojść mu do łóżka Lovegood. Spięty i opanowany oglądał ją przez chwilę, by spróbować przypomnieć sobie, czy po niecnej przygodzie z Parkinson, jego wyobrażenia były tak dokładne. Eliksiry i ziołowe leki pomogły Krukonce w kuracji, choć jedno z powiek nadal miało ciemny odcień, a na policzku iskrzyły się dwie małe, czerwone szramy. Różnica również tkwiła w jej ubiorze i włosach, a zwłaszcza w tych drugich. Kolor bieli powrócił, nadając twarzy dziewczyny mdły odcień. W uszach Dracona rozbrzmiały ostatnie słowa Victorii zanim opuścili Pokój Życzeń. Nie cieszył się, co prawda, z tego nowego zadania, ale czuł, że może odkupić swoje sumienie za to, co planował rok temu. Tym razem nikt nie prosił go, by zamordował niewinną osobę, ale by chronił ją, nawet jeśli była to Luna Lovegood.
   Krukonka poruszyła się nieznacznie na łóżku, a potem otworzyła oczy, kiwając głową na wszystkie strony. Draco nie poruszył się nawet o cal, wpatrzony w nią jak posąg i czekający na jej całkowite przebudzenie. Dziewczyna z początku potraktowała go zapewne jako kolejny omam lub postać ze snu i już miała zasypiać, ale Ślizgon nie mógł na to pozwolić, targany emocjami i poczuciem nowego obowiązku.
- Witaj, Lovegood – odezwał się zimno, ale na tyle głośno, by odwrócić uwagę dziewczyny od ciężkiej, męczącej próby zaśnięcia. Kiedy szerzej otworzyła oczy i uświadomiła sobie, że to wcale nie jest żaden sen, wstrząsnęły nią drgawki, które wywołały natychmiastowy ból, a następnie cichy jęk wyrwał się z gardła dziewczyny. Zacisnęła usta, by nie powodować hałasu, choć dla Dracona nie byłoby to dziwną rzeczą, gdyż rozumiał, jakie cierpienie może odczuwać Lovegood.
- No, Pomyluna, śmiem twierdzić, że ostatnio popisałaś się odwagą, znajomością obcych zaklęć, a także niezgłębioną głupotą.
- M..Malfoy – wyszeptała cichutko, oddychając przy tym szybciej, gdyż po tak bolesnym przebudzeniu z trudem słowa chciały przecisnąć się przed jej gardło.
- Tak, to ja – odpowiedział ponuro, przyglądając się, jak Krukonka próbuje podnieść swoje ciało, podpierając się łokciem zdrowej ręki, gdyż druga leżała bezwładnie na pościeli. Nie chciał tu sterczeć całą wieczność, choć i tak niechętnie podszedł do niej i pomógł oprzeć się o poduszki.
- Dz-dziękuję – odrzekła z lekkim uśmiechem na ustach, choć widać, że nie był naturalny.- I za to.. że.. że.. mnie uratowaliście..
- Bez nas już by cię nie było, Lovegood – powiedział zbyt ostro, ale od razu się poprawił.- Przyjmuję twoje podziękowanie, bo wiem, że na nie zasługujemy.. Victorii odwdzięczysz się kiedy indziej.
- Ona.. ona..
- Nie przemęczaj się, bo tak naprawdę ja miałem zamiar tu mówić – powiedział oschle i ponownie stanął u podnóża łóżka, by stamtąd spoglądać na dziewczynę z góry. Luna masowała obolałą rękę, dopóki zwichnięta kość w nadgarstku nie dała o sobie znać. Przyglądała się chłopakowi uważnie spod przymrużonych oczu, nie odzywając się, czekając na jego słowa. Zerkała również na dzban z wodą postawiony na stoliku przy jej nogach. Malfoy dostrzegając, czego życzy sobie Lovegood, nalał do szklanki napoju i podał jej, cierpliwie oczekując na możliwość swojego przemówienia. Nie wiedział, ile zajęło mu opowiadanie o tym, czego dowiedział się od przyjaciółki Luny Lovegood – Klary Ainsworth, ale z każdym kolejnym zdaniem zdawał sobie sprawę, że Krukonka wcale się tym nie przejmuje. Patrzyła na niego beznamiętnie, przygaszonymi oczami świdrowała go na wskroś, ale nie mógł wyczytać z nich żadnych emocji.
- Wcale cię to nie interesuje? – zapytał w końcu, podenerwowany, że nie wywiera na dziewczynie żadnej presji.- Że o twoim szpiegostwie i wyczynach wie dyrektor, ja i być może Śmierciożercy? Nie martwisz się, że porachunki z Alecto Carrow mogą zapewnić ci niebezpieczną przyszłość? Że teraz cała szkoła będzie ścigać ciebie i twoich przyjaciół, bo pomogliście Potterowi w ucieczce? Nie tęsknisz za swoim przyjacielem i obrońcą Longbottomem, który właśnie dzisiaj zniknął z zamku?
   Luna patrzyła na niego łagodnie, jakby zaraz miała powiedzieć, że to nic, że wcale się tym nie martwi. Jednak odezwała się czystszym i wyraźniejszym głosem, gdyż po wypiciu całego kubka wody poczuła ulgę.
- Nie możecie tego wyjawić – oznajmiła bez cienia tego żałosnego, rozmarzonego uśmiechu, który działał Draconowi na nerwy.- Dyrektor jest po naszej stronie..
- Jesteś tego taka pewna? – zadrwił, powstrzymując wybuch śmiechu, gdyż nie spodziewał się takiej kpiny z jej strony.- Nieważne, nie twój interes, po jakiej stronie stoi Severus. Zajmijmy się twoją sprawą. Pozwól, że zadam ci pytanie, którego nie mogłem doczekać się od początku.
   Luna przymknęła powieki, poprawiła swoją pozycję na łóżku, a potem po ciężkim westchnieniu ponownie spojrzała na chłopaka błękitnymi oczami.
- Zakochałaś się we mnie do tego stopnia, że jesteś chętna biegać po zamku w nocy, tylko dlatego, że napisałem ci krótki liścik, prosząc o spotkanie?
   Wiedział. Luna wstrzymała oddech, nie wiedząc, na co spojrzeć i jak powstrzymać cisnący się na policzki rumieniec.
- To znaczy.. Skąd..
- Od Parkinson – Draco ujrzał swoją byłą przyjaciółkę rozłożoną nagą na łóżku, ale zahamował te myśli z gwałtownym wstrętem.- No odpowiedź, Lovegood..
- Myślałam, że chcesz jednak ze mną porozmawiać.
- No tak – zamyślił się na moment, przypominając sobie ich ostatnie spotkanie, tuż przed wyprawą, przed gabinetem Victorii, kiedy to przegonił Krukonkę, mimo że odczuwał ogromną ciekawość, co dziewczyna chciała mu przekazać.- Miałaś prawo tak pomyśleć.. Ale następnym razem, panienko z Ravenclaw – nie mógł powstrzymać się od sarkazmu – pomyśl kilkakrotnie, gdyż ja nie wypisuję miłosnych liścików, tylko rozmawiam w cztery oczy.
- Co powiedziała wam Klara? – Luna z poczucia skruchy i żalu, że tak łatwo dała się podejść, a wspomnienia dały o sobie znać po raz pierwszy od wypadku, spuściła wzrok, przyglądając się pokurczonej pościeli. Draco chwilę dumał nad jej postawą, ale nie miał zamiaru przedłużać tego spotkania, więc skupił swoją uwagę na jej pytaniu.
- Wszystko, co było ważne.. Kto pomógł Potterowi, co knujecie za naszymi plecami, co działo się pod Sowiarnią, dlaczego Carrow tak bardzo się na ciebie uwzięła.. – tutaj Malfoy gwałtownie przystanął, kończąc głuchym echem swoją wyliczankę. Myślał, czy powiedzieć to, co pchało się na jego usta, mimo że wywoływało to u niego wysoką gorączkę – Nawet wyjawiła, że coś łączy cię z Victorią.. Przeboleję to, bo nie chciałem, by Severus miał jakiekolwiek o tym pojęcie.. Ale cóż.. Co więcej, dowiedział się ciekawszej informacji. Veritaserum.. Skąd wiedzieliście, że eliksir był nieprawdziwy?
- Czyli jednak był? – Luna spojrzała na niego po raz pierwszy, odkąd spuściła wzrok.
- Niech cię cholera.. Nie wiedzieliście – warknął, zły na siebie.- Victoria podała wam zwykły napój, dzięki któremu Snape nie wyciągnął z was nawet malutkiego sekretu, w obecności Śmierciożerców..
- Victoria..
- O niej nie będę z tobą rozmawiał.. Jeśli chcesz, proszę bardzo, idź jej sama podziękować.. Już wystarczająco muszę cię znosić.
- To po co przyszedłeś? – oburzona za szybko próbowała się podnieść, ale tym razem donośny syk i jęk wydarł się z jej gardła. Draco stał niewzruszony.
- Byś wiedziała, jak bardzo bawi mnie to wszystko, co wyprawiacie.. Może odbierz to jako pomoc z mojej strony, być może groźbę, nie wiem, ostrzeżenie.. Jak chcesz..
- Ty powiedziałeś dyrektorowi o spotkaniach Gwardii – oznajmiła, niwecząc cały dobry humor chłopaka. Draco z początku nie rozumiał, co chciała przez to powiedzieć.
- Że co? Co ty..
- O tym chciałam z tobą porozmawiać. Carrow pogroziła mi już na zajęciach, na jakich byłam ostatni raz od tamtej pory.. Dyrektor przemówił w Wielkiej Sali, gdy Terry’ego zabrali Śmierciożercy.. I do tej pory pamiętam od ciebie, po naszym locie na testralu, że mam uważać.. W końcu wyjawiłeś prawdę.
- Przestań łgać, Lovegood. Nie miałem w tym żadnego interesu, by mówić o tym Severusowi.. Co prawda, miło się was czasem podsłuchuje, kiedy na środku korytarza omawiacie swoje tajemnice, ale pomyśl, Krukonko, że nie tylko ja mogę stać po drugiej stronie ściany..
   Draco z rękami w kieszeniach przeszedł od jednego łóżka po prawej stronie dziewczyny, do kolejnego po lewej. Był zbulwersowany jej zarzutami, ale z drugiej wiedział, że to na niego mogły paść te oskarżenia. Co prawda, ostrzegł ją wtedy przy jeziorze, gdy uciekali z lasu, potem ignorował jej chęci do rozmowy jakby czuł się winny, a na sam koniec przyszedł zdać relację z przesłuchania jej najlepszej przyjaciółki. Miała całkowite prawo tak pomyśleć, ale nie chciał, by to ona czuła się tu usprawiedliwiona.
- Jesteś głupia, Lovegood. Od początku to wiedziałem.. Takie problemy mogą doprowadzić cię do nieprzyjemnych konsekwencji. Uważaj lepiej i potraktuj to z mojej strony jako czystą radę, nic więcej.
- Nie jesteś wcale taki zły – powiedziała po pewnej niedługiej konsternacji.
- Pewnie jeszcze dodasz, że odważny albo zasypiesz mnie innymi komplementami..
- To nie komplement. To fakt – poprawiła go poważnym głosem, w którym nie mógł już dosłyszeć nawet krzty delikatności.- Ciebie nie będę obsypywała komplementami. Wyrażam swoją wdzięczność.
- Niech i tak będzie – odparł, udając, że wcale nie jest tym przemówieniem wzruszony. Tak naprawdę był zdumiony jej zachowaniem chyba z setny raz. Nie mogła przestać go zaskakiwać.- Będę miał cię na oku, Lovegood. Bo twoje wyczyny doprowadzą do zguby wielu.. A ja nie chcę, by potem ktokolwiek odkrył, że miałem z tobą do czynienia.
   Odszedł, nawet nie żegnając się z Krukonką, która sama musiała poradzić sobie z niewygodnym łóżkiem. Dokuczała jej głowa, szarpały rany na skórze, a obolała ręka pulsowała z bólu. Dlaczego był taki niewzruszony? Dlaczego nie mogła dojrzeć w jego oczach choć krztyny współczucia? Zasnęła szybko, zanim umysł podsunął jej zbędne i zmyślone odpowiedzi.