poniedziałek, 21 stycznia 2019

~31~

  Slughorn nachylił się nad nieprzytomną Luną rozłożoną na jednym ze szkolnych szpitalnych łóżek. Był zmartwiony, a na jego zmęczonym i wystraszonym obliczu legł kolejny cień niepokoju. Razem z panią Pomfrey próbowali ustalić, jakie eliksiry powinny zadziałać i być najskuteczniejsze w walce z tak ciężkimi obrażeniami, które Krukonka otrzymała przy spotkaniu z Alecto Carrow. McGonagall patrzyła posępnie na dwójkę profesorów, obawiając się podejść bliżej i zobaczyć dziewczynę tak brutalnie pobitą.
- Trzeba obłożyć jej rany erbą, najlepiej nada się do tego menta popularna – powiedziała w końcu pielęgniarka, kręcąc głową z niezadowoleniem.- Tego czynu dopuściła się sama Carrow?
- Severus poszedł zbadać to miejsce – odpowiedziała opiekunka Gryffindoru.- Podobno jedna z tutejszych uczennic pomogła w tym brutalnym napadzie…
- Podobno? Kto ją tu w ogóle przyprowadził, jeśli Alecto nie wróciła do zamku? – Slughorn zadał to pytanie z widoczną mieszaniną troski i przerażenia na twarzy, przerywając swój potok pytań przeciągłym kaszlem.
   McGonagall spojrzała na profesora ukradkiem, domyślając się, że on również padł ofiarą tajemniczej choroby, która trwała w zamku od dłuższego czasu.
- Profesor Rodley wracała z jednej ze swoich podróży wraz z paniczem Malfoy’em – na dźwięk obu nazwisk jej powieki zadrżały, choć starała się zachować jak najzupełniejszą powagę.- Nie wiem, co uczynili Śmierciożerczyni i co stało się z drugą uczennicą, ale nie wróciły do zamku wraz z nimi.
   Pani Pomfrey zakryła usta dłonią, tak jak gdyby chciała powstrzymać nadchodzący okrzyk. Slughorn nadal wpatrywał się mizernie w leżącą na łóżku Lunę Lovegood.
- Pójdę przygotować mikstury.. Najpierw trzeba ją doprowadzić do normalnego stanu.. – rzekła pielęgniarka, szybko pędząc do swojego gabinetu.
   W chwili, gdy pani Pomfrey zniknęła za drzwiami, do komnaty wkroczył dyrektor, a za nim Rodley oraz Malfoy. McGonagall próbowała z całych sił ukryć niezadowolenie na widok Severusa, któremu nie mogła ufać i któremu bała się zawierzyć od śmierci poprzedniego dyrektora. Victoria zbliżyła się wraz z mężczyzną do łóżka Luny, by w nędznym świetle bijącym z bocznej lampy naftowej mogli zbadać skalę obrażeń. Draco pozostał z tyłu, obserwując wydarzenia z wygodnej pozycji. Nie miał ochoty po raz kolejny wpatrywać się w zakrwawioną twarz Luny Lovegood. Przebrany i wykąpany marzył tylko o miękkim łóżku.
- Nawet jej ubrań nie zmieniliście? – zapytała posępnie Rodley, ruchem różdżki przywołując zaklęcie, które mogło wyczyścić i wysuszyć ubrania dziewczyny. Zignorowała ostry wzrok McGonagall oraz zalękniony wyraz twarzy Slughorna.
- Gdy uczennica oprzytomnieje, ma natychmiast ze mną odbyć rozmowę.. – warknął Snape, patrząc na śpiącą dziewczynę.- Teraz nie mam na to czasu, gdyż przyprowadzili do mnie jeszcze jedną Krukonkę z Zakazanego Lasu.
- Najwidoczniej Czarni Posłannicy mają co innego do roboty niż pilnowanie zamku – ucięła mu krótko opiekunka Gryffindoru, nie mogąc powstrzymać się od ironicznego uśmiechu. 

- To nie ja mam władzę, by sterować nimi jak pionkami..
- A któż inny? Od kiedy to dyrektor utracił taki przywilej?
   Szykowała się ostra wymiana zdań, nie wróżąca niczego dobrego. Snape mierzył wrogim spojrzeniem Minewrę, Minewra patrzyła surowo na Snape’a. Oboje jednak mieli dość dumy w sobie, by nie robić przedstawienia przed resztą obecnych na sali. Z drugiej strony, nikt nie miał zamiaru wtrącać się w ich spór, więc zaległa chwilowa cisza.
- Ravenclaw zostanie ukarany utratą punktów – Severus odezwał się ponownie, próbując znaleźć odpowiedni moment, by w końcu opuścić komnatę.- Lepiej nie rozgłaszać takiego skandalu, więc tym razem panna Lovegood niech się cieszy, że ominie ją szlaban.. Znowu paniom Parkinson i Carrow nie ujdzie to na sucho. Żegnam.
   McGonagall ruszyła niespodziewanie za Snapem, a po chwili dało się słyszeć ostre komentarze, którymi rzucali wobec siebie na korytarzu. Rodley pokręciła głową, a potem spojrzała na Dracona, który nadal stał z boku i również starał się ignorować dwójkę zajadle kłócących się profesorów. Slughorn poczuł się niepewnie w obecności pozostałych na sali osób, więc jedyne, co zrobił, to zmierzył do gabinetu pani Pomfrey, pokaszlując niezdrowo po drodze.
- Czyżby teraz padło na nauczyciela Eliksirów? – zadrwił Malfoy, doczekując się w końcu samotności.
- Nie są to otrucia na wysoką skalę – skomentowała jego wypowiedź Victoria, podchodząc do wezgłowia łóżka.- Śmierciożercy również nie czują się dobrze ostatnimi czasy… Ale oni najmniej mnie obchodzą… Luna, co one ci zrobiły?
- O, zaczniesz się znowu nad nią użalać – zaszydził Draco, trzymając nadal pewien dystans od łóżka Krukonki.- Dostała w buźkę, a ty zaraz się rozpłaczesz? Nad durną i głupią uczennicą, która tak naprawdę nie powinna zajmować choć sekundy twojego cennego czasu..
- Draco, powiedziałam ci..
- Tak, tak, ta sama śpiewka.. Może się dowiem kiedyś prawdy, a może i nie – odezwał się dość głośno, by podkreślić wytryskającą z jego słów ironię.- Victoria, litości, co ty w niej widzisz?
   Rodley wydawała się początkowo ignorować wyrzuty Ślizgona, lecz tak naprawdę walczyła ze sobą i z pokusą odkrycia prawdy. Patrzyła na skołtunione włosy dziewczyny, zsiniałe wargi i poharatane policzki. Pięści Alecto trafiały prosto w twarz dziewczyny, łamiąc i gruchocąc najcieńsze kości, zdzierając i przecinając delikatną skórę. Jedno oko zdążyło już opuchnąć do wielkości złotego znicza, choć nie przybrało jeszcze najgorszych kolorów. Dziewczyna potrzebowała pomocy, ochrony, którą mogłaby jej zapewnić, gdyby nie to, że jej bliska obecność źle oddziaływała na Krukonkę. Pozostało więc wyjaśnić wszystko Draconowi, który był ostatnią deską ratunku dla młodej uczennicy.
- Spójrz na jej twarz – powiedziała Victoria.- Uważasz, że ktokolwiek by na takie coś zasłużył? – westchnęła, widząc, że Draco nie zamierza odpowiedzieć, ale wyraz jego twarzy świadczył o tym, że uspokoił się co nieco.- Kiedy pierwszy raz miałam wymierzyć na niej karę Crucio, chciałam zaprotestować, uchronić ją przed kolejnym złem.. Ale nie mogłam, by nie wzbudzać podejrzeń, gdyż nawet sam Severus o niczym nie wie..
- O czym, Victoria, o czym? – Malfoy stanął po drugiej stronie łóżka, patrząc zachłannie w oczy swojej nauczycielki.- Przed jakim kolejnym złem? Znałaś ją wcześniej?
- Tak.
   Z gabinetu pani Pomfrey wyszedł Slughorn wraz z pielęgniarką, by zabrać się za opatrywanie uczennicy. Kobieta nie była dość przyjaźnie nastawiona na tak dziwnych odwiedzających, ale milczała, wiedząc, że to oni uratowali młodą Krukonkę. Luna została przebrana w odpowiednią koszulę nocną, a jej rany przykryto różnymi liśćmi i chustami, które zawierały wyciągi z leczniczych roślin uśmierzających ból i powstrzymujących dalsze opuchlizny.
- Carrow zamierzała zrzucić ją z mostu.. Nie ujdzie jej to na sucho – mruknęła cicho Victoria, nachylając się jeszcze nad dziewczyną w celu poprawienia opatrunku.
- Niech na razie śpi – szepnęła pielęgniarka.- Zioła lecznicze będą działać przez jakiś czas. Teraz należy dać jej spokój.
  Draconowi nie trzeba było powtarzać, wyszedł, zanim Victoria odeszła od Luny. Pomfrey i Slughorn z niepokojem patrzyli za odchodzącą nauczycielką, próbując domyślić się, dlaczego tak długo siedziała przy rannej. Rodley nie widziała ich twarzy, ale była pewna, że pobudziła podejrzliwe szepty na swój temat. Podeszła do czekającego Dracona i ruszyła z nim korytarzem, kierując go do odpowiedniego miejsca. Nie musieli długo czekać, by znaleźć Pokój Życzeń, który specjalnie dla ich potrzeb przemienił się w wygodny salon z dwoma, obitymi ciasno skórą fotelami i stolikiem ze stojącą na nim butelką drogiego alkoholu.
- Wymarzony obraz – powiedział Draco, choć od razu spochmurniał, kiedy przypomniał sobie, że korzystał z Pokoju Życzeń jeszcze rok temu, by w tym miejscu planować i ustalać atak na Dumbledora.
- Zmierz się z tym, Draco – rzekła do niego Victoria, rozsiadając się wygodnie w fotelu.- Wiem, co cię nęka i dlatego specjalnie przyprowadziłam cię tutaj.
   Chłopak nie był z tego powodu zadowolony, ale nie miał wyjścia jak dołączyć do swojej nauczycielki.
- Alecto zaszła za daleko.. – powiedziała Victoria, nalewając trunku do przygotowanych na stole kryształów.- Ale dlaczego tak się na nią uwzięła? Dlaczego tego nie dostrzegłam?
- Nie mów, że teraz będziesz się nad sobą użalać – powiedział Draco zrezygnowany, tępo wpatrując się w kobietę.
- Jej twarz nie wzbudziła w tobie żalu? Dostrzegłam, że poszedłeś pomóc jej, nie zwracając uwagi na pozostałe..
- Przestań – warknął zbyt ostro i od razu się poprawił.- To znaczy.. Byłem zbyt zmęczony, by zważać na Carrow czy Parkinson.. Obecność Pomyluny w takim miejscu wstrząsnęła mną nieznacznie..
- To musiała być pułapka.. Lub umówiła się z kimś, by zorganizować spotkanie.. – powiedziała profesor.- Ale dziwi mnie, że panna Parkinson była tam obecna.. Rozumiem, że Luna mogła wpaść na Śmierciożerczynię, ale w obecności Ślizgonki? Nie składa mi się ta historia.
- Mam się dla ciebie tego dowiedzieć? – zapytał chłopak, uśmiechając się już na samą myśl „rozmowy” z jego byłą przyjaciółką, która działała mu na nerwy najbardziej ze wszystkich. Mógł śmiało powiedzieć, że wolałby Lovegood i jej głupie pomysły od prefekt jego domu i jej umizgów.
- Nie poświęcaj się tak. Przecież nie darzysz Lunę sympatią, a dla mnie panna Parkinson nie odgrywa pierwszych skrzypiec. Po co miałbyś z nią „rozmawiać”?..
- Nieważne.. – odparł, zdzierając ze swojej twarzy pogardliwy uśmiech.- Wracajmy do rozmowy.. Dopóki nie poznam prawdy, która, być może, wyjaśni mi wiele spraw, nie zmienię stosunku wobec Lovegood. Nie wiem, czy istnieje cokolwiek na świecie, co mogłoby mnie do tego przekonać, ale próbuj..
- Nie zamierzam opowiadać ci niczego po to, byś się zmieniał.. Chcę tylko wskrzesić pewne wspomnienia z nią związane, byś na przyszłość przestał marudzić i być zazdrosnym o jej obecność.
- Ja..!?
  Victoria rozpaliła ogień w kominku, który znajdował się niedaleko ich rozprostowanych wygodnie na pufach nóg. Płomienie rzucały złowieszcze cienie na ich poważne twarze i zacięte, blade usta profesor Rodley.
- Siedź cicho i daj mi mówić.
**
   Następnego dnia w niedzielę, gdy cała szkoła odpoczywała i kryła się w swoich pokojach wspólnych, Draco relaksował się w sypialni przeznaczonej dla naczelnego prefekta. Przyjemny chłód bił z piwniczych ścian, gdzie jedynym źródłem ciepła mógł być wbudowany w kamień kominek, jednak ten stał pusty i ciemny. Draco przyzwyczaił się już dawno do zimna i lodowatej atmosfery panujących w jego osobistej komnacie. Zmęczony po wyczerpującej podróży z Victorią, czytał jedną z zaległych książek, mając ogromną nadzieję, że pozwoli mu ona skierować myśli w stronę innych, mniej ważnych spraw, które w przeciwieństwie do ostatnich problemów nie nękały go tak zajadle. Nie chciał myśleć o Czarnym Panu, Śmierciożercach, ojcu, Severusie, wyprawach, a nawet o Lunie Lovegood. Choć ta ostatnia była najbardziej ze wszystkich zdumiewająca i najmniej niepokojąca. Musiał o niej pomyśleć. Umysł skierował go ku wspomnieniom, jakie przedstawiła mu Rodley wczorajszego dnia w Pokoju Życzeń. Wyjaśniło mu to całą sprawę, jakby tu rzec – zamieszanie związane z Lovegood, ale nie oznaczało to, że miał się od razu rzucać dziewczynie pod kolana. Nadal jej nie lubił, ale zrozumiał Victorię. A z tym borykał się od początku roku szkolnego i miał nadzieję, że rozwiązał ten niechciany konflikt. Jednak nie. Teraz męczyła go sprawa Lovegood i jej powiązania z Rookwoodem i Victorią.
   W pokoju rozległ się odgłos pukania do drzwi. Draco nawet nie kiwnął palcem, gdyż wiedział, kto stał po drugiej stronie. Nikt nie pukał tak samo jak Blaise Zabini. Nie potrzebował słowa, by zostać wpuszczonym do środka. Kiedy Malfoy leżał jeszcze z książką na łóżku, czarnoskóry przyjaciel wszedł do prywatnej sypialni prefekta.
- Witaj, Malfoy – powiedział, zanim ledwo zdążył przekroczyć próg.- Po dormitorium rozchodzi się wieść o kolejnej porażce Alecto Carrow.. Wiesz coś o tym?
   Blondyn odłożył książkę na szafkę nocną. Właściwie rzucił nią, która padła z hukiem na drewniany blat. Do tej pory leżąc, Draco nie odczuwał bólu po ciężko stoczonych walkach z olbrzymami i trollami, dopiero, kiedy układał się do pozycji siedzącej przez jego twarz przeszedł grymas bólu. Blaise od razu to zauważył.
- Zachciało się wypraw…
- Wiesz, że nikomu..
- Wiem – odparł oschle Zabini, słysząc ten sam tekst któryś raz z kolei.- Choć Pansy jest w gorszym stanie.. Czy ona ma coś związanego z…
- Z Parkinson jeszcze muszę porozmawiać, Blaise – odparł zimno Draco, przypominając sobie przerażenie, jakie owładnęło Ślizgonkę, kiedy na moście pojawiła się Victoria.- Łazi po nocach ze Śmierciożercami, a potem obrywa..
   Draconowi zajęło to jedynie pięć minut, by wyjaśnić to, co wydarzyło się poprzedniego dnia, pomijając oczywiście kwestię dalszej rozmowy z Victorią. To musiał zachować dla siebie, choćby nie wiedział jak Blaise przysiągłby mu wieczną przyjaźń. Przyjaciel siedział zdumiony w jednym z foteli Dracona, w którym ostatnio prefekt pieścił się z Astorią. A właśnie…
- Wiesz, gdzie przebywa Astoria? – zapytał Draco, zgłodniały ciepłych pocałunków i pieszczot swojej kochanki.
- Kiedy w końcu oznajmicie, że jesteście w związku?
- Nie jesteśmy – powiedział Draco.- Nie mam głowy do tego, by myśleć o związkach.. Jak skończymy szkołę, pomyślę o tym poważniej. Pytałem się..
- Ostatnio widziałem ją w Wielkiej Sali.
   Draco zobaczył ją przed sobą. Piękną. Szczupłą. Nagą. Z długimi, jasnymi włosami rozwianymi.. Cholera. Astoria nie miała jasnych włosów. To Lovegood stanęła mu przed oczami, z zakrwawionym nosem, opuchniętym okiem i rozerwanym policzkiem. Resztę przykrywały lepkie i brudne, szare włosy, które tak często nosiła rozpuszczone. No cóż.. Niektórzy starali się na siłę, by być piękniejszym. Astorii nie mógł odmówić niczego. To, jaka była dobra w łóżku wolał pominąć, gdyż od razu poczuł zimny dreszcz na plecach, zapominając, że przed nim siedzi zamyślony, cichy i złowieszczy Blaise.
- Powiadasz, że Lovegood miała kolejną niezłą wpadkę..
- Kolejną? Przecież ten atak na Alecto odbył się jakieś trzy lub dwa tygodnie temu..
- Pod Sowiarnią widzieli ją wraz z Longbottomem i Mechelbotem. Bili się zażarcie na terenie zamku, wyobrażasz to sobie? Co te szlamy mają w głowach? Są gorsi od niektórych Śmierciożerców.
- Opowiadaj, bo nic nie wiem..
  Tym razem to Zabini poświęcił kilka minut na obeznanie Dracona z ostatnimi wydarzeniami, które Malfoy kompletnie zignorował ze względu na przygotowania do wyprawy. Śmiał się pod nosem i prychał z pogardą, choć nie zaprzeczał, że był pełen podziwu dla odwagi Krukonek. Idiotę Gryfona pominął całkowicie, nie zawracając sobie nim głowy, tylko wzmianka o romantycznym uścisku Pomyluny i Longbottoma wywołała na jego twarzy szyderczy uśmiech.
- No, nie powiem, ale niezłą komedię mi tu przedstawiłeś.. Dostali jakieś szlabany?
- Longbottom dopiero niedawno wyszedł ze szpitala, a ta druga zaginęła gdzieś.. I Lovegood, która najwidoczniej dostała za swoje..
   Draco spoważniał. Nie chciał, by jakakolwiek wzmianka o Krukonce miała zmienić jego nastawienie, ale opowieść Victorii utkwiła w jego pamięci, zmuszając Dracona do poważniejszej refleksji.
- Nie wiem, Blaise.. – mruknął naczelny prefekt, poprawiając w lustrze kołnierzyk koszuli.- Ale mam do pogadania z Pansy..
- Widzę, że się coś szykuje… Przywołać ją?
- Jesteś pewny, że nie ma w pobliżu Astorii? – Draco przeczesał palcami skołtunione lekko włosy, nie patrząc na przygotowującego się do wyjścia przyjaciela.
- Jestem.
- Przywołaj.
   Malfoy uśmiechał się podle do swojego odbicia i uświadomił sobie w jednej chwili, jaki ten uśmiech był złowieszczy i nienawistny. Nie mógł jednak przyglądać się sobie zbyt długo, gdyż do zimnej i przyciemnionej komnaty weszła zaciekawiona Pansy Parkinson. Choć wczorajsze wydarzenia odcisnęły na niej piętno i dość ciężko przeżyła minioną noc, nie przeszkadzało to jej, by spotkać się z Draco. Mile zaskoczyło ją to zaproszenie. Tym bardziej z dala od tej dużo młodszej idiotki Astorii.
- Chciałeś mnie widzieć?
- Yhm – zamruczał kokieteryjnie i obrócił się w stronę Ślizgonki.- Zamknij drzwi.
   Parkinson nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zdumiona dostatecznie zaproszeniem, weszła pewniej do środka.
- Tak myślałem ostatnio.. A, nie, w ogóle, jak się czujesz? – zapytał, chcąc sprawić wrażenie czułego i przyjacielsko nastawionego.
- Gdyby mnie twoja profesor nie zaatakowała, czułabym się lepiej – rzekła poważnie, przybierając obrażony ton.- I pomogłeś Lovegood? Nie wierzę, Draco… Znając cię tak długo, nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że zwróciłeś na nią uwagę!
- Nie rozmawiajmy o niej na razie – ostatnie słowo mocno zaakcentował, przybliżając się do dziewczyny o krok. Pansy próbowała kontynuować temat, ale Draco czule objął dłonią jej policzek, uśmiechając się szelmowsko, przez co dziewczyna zakończyła ten spór. Była mile zaskoczona tak śmiałym dotykiem, o którym zdążyła już zapomnieć. Ostatni raz, kiedy stojący przed nią chłopak objął ją, czy dotknął, było dawno temu, kiedy jeszcze Umbridge rezydowała w zamku. Wtedy stworzona przez byłą dyrektorkę grupa miała panowanie nad szkołą, a ona mogła rozmawiać z Draconem, przebywać z nim często, czuć jego nieśmiałe pocałunki na rozgrzanym ciele.
- Niech będzie jak dawniej – wymsknęło się z jej ust, ale przerażone oczy napotkały aprobatę ze strony Ślizgona. Chwycił ją w pasie i pocałował w policzek.
- Nie chciałem nic mówić… Wtedy, jak spotkaliśmy się raz na korytarzu, a ty wiłaś się przede mną jak kotka – zamruczał do jej ucha.- Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku.
   Dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie.
- A co z Astorią? Nie tęsknisz do niej?
- Za młoda dla mnie.. Poza tym, lubię bardziej doświadczone.. My znamy się tak długo, Pansy.. Zatęskniłem do naszych dawnych spotkań..
- Ja tak samo – z trudem wyrzuciła z siebie, oblana na twarzy rumieńcem.
- Za naszymi tańcami, rozmowami..
- Tak, tak – mówiła cicho, szukając ustami jego ust.
   Malfoy pocałował dziewczynę namiętnie. Jego dłonie ściskały jej ramiona, które oplatały go za szyję, uwiązując się na nim mocno. Nie pozwolił, by trwało to za długo. Szybko odstąpił od niej i obrócił przodem do lustra.
- Jesteś taka piękna..
- Nie widzisz tego siniaka pod okiem? – zapytała z naganą, pewna, że będzie jej dane spędzić z Draco namiętne chwile.- Twoja profesor..
- Cii – Draco zacisnął ręce zbyt mocno wokół jej talii, ale Pansy była przekonana, że nie chce po prostu jej puścić.- Nie mówmy o niej..
- Nie, nie.. Chciałam ci tylko powiedzieć, byś jej przekazał, że może to się źle skończyć, jeśli nadal będzie tak traktować uczniów.
- Jak? Tak?
   Draco szarpnął ją za włosy, wywołując jęk i jednocześnie chichot dziewczyny. Dłonią masował jej ramiona, przywołując przyjemność, o której tak Pansy marzyła. Dotykał palcami jej delikatnego dekoltu, chował dłoń pod szatą, by tam zawędrować w jeszcze bardziej czułe miejsce.
- Rozbierz mnie.. – jęknęła, oddychając płytko.
- Przyjemnie ci?
   Szarpnął nią po raz kolejny, tym razem rzucając na łóżko. Draco nie miał na sobie klasycznej, szkolnej szaty, lecz zwykłą białą koszulę, potarganą i w nieładzie oraz czarne spodnie, przyciągnięte czarnym, skórzanym paskiem. Pasek zdejmował powoli, przyglądając się, jak Pansy rozpina szatę i dłonią wędruje coraz niżej.
- Poczekaj na mnie..
   Pasek wyciągnął jednym gwałtownym ruchem, złożył go i przejechał po nagim brzuchu Ślizgonki. Jej różowe, cienkie majteczki były już mokre od podniecenia. Draco oblizał górną wargę i uśmiechnął się filuternie.
- Ktoś mnie pragnie – wyszeptał i zatopił swoje usta w jej wargach. Resztę jej szaty ściągnął z łóżka, by nie przeszkadzała mu w dalszej zabawie. O, jaka frajda go czekała. Nie mógł się doczekać punktu kulminacyjnego, który zaplanował w głowie.
  Wskoczył na łóżko, układając się nad dziewczyną i dłonią masując jej odkryte różowe i sterczące sutki. Jęknęła z rozkoszy, gotowa oddać się w całości.
  Wybacz mi, Astorio.. Nie obawiaj się, niedługo się to skończy, a Parkinson dostanie to, czego chciała.
- Powiedz mi, słodka, jaki niedobry jestem – powiedział, gdy pozwoliła oddalić się mu od jej ust.
- Jesteś sukinsynem, kochany – mruknęła.- Proszę..
- Jeszcze. Jestem podły?
- O, tak – wykrztusiła z siebie, podniecona do reszty.
- O, jestem, masz rację – powiedział i nareszcie zanurzył swoją dłoń w jej słodkim aromacie. Parkinson zdrętwiała i stęknęła z rozkoszy.- Przyjemnie?
- T-tak..
- Nie słyszałem – palce zanurzył jeszcze głębiej, wywołując u dziewczyny kolejne spazmy i skurcze mięśni.
- Tak! Proszę.. Jeszcze.. Masował coraz gwałtowniej i szybciej, a Pansy wiła się pod jego spoconą koszulą, rozkładając nogi jak najszerzej potrafiła. Gdy zbliżał się koniec uciechy, Draco śmiał się pod nosem, obserwując słabość i kruchość dziewczyny. Była zdana na to, co zamierzał zrobić. Gotowa, by oddać mu wszystko.
- Draco.. Jesteś niezastąpiony..
- Podoba ci się – specjalnie zwolnił, by nie zakończyć tej zabawy zbyt szybko.
- A ty? Tobie też chcę zrobić przyjemność – powiedziała.
- Na razie czerpię ją z ciebie..
- Nie zwalniaj, proszę – wiła się jak kotka pod jego bladym torsem i choć było to rozkoszne, pamiętał, co musiał zrobić.
- Chciałbym ci coś przekazać..
   Ślizgonka nie miała najmniejszego zamiaru słuchać tego, co chciał jej przekazać Draco i nie było to zaskakujące. Wolała skupić się na lepszej rozrywce, jaką zapewniał jej chłopak swoimi palcami. Drugą ręką zawędrowała ku jego spodni, ale Malfoy wyszarpnął jej dłoń i ścisnął mocno nad głową.
- Nic z tego..
   Całkowicie naga Pansy patrzyła na Dracona lubieżnie, czekając aż i on się rozbierze. Malfoy nie dokańczając miłosnej penetracji, wytarł palce o swoją koszulę i nachylił się wprost do jej ucha.
- Nie dokończymy, niestety, tej miłosnej uciechy.. za to muszę cię ostrzec – z tymi słowami Draco chwycił za gardło dziewczyny – że bardzo mnie zdenerwowałaś..
- O czym ty mówisz?! – Pansy zszokowana tak gwałtowną zmianą zachowania chłopaka, próbowała najpierw wyszarpać się z jego potężnego uścisku, ale Draco przygniótł jej nagie i bezbronne ciało do łóżka, że dziewczyna nie była w stanie poruszyć nawet nogą.
- Ciii, dziwko. Bo zaczaruję ci język.. – te same palce, które jeszcze chwilę temu pobudzały Ślizgonkę do erotycznej aktywności zakryły jej usta – Jeszcze jedno słowo na temat Victorii, a nawet go stracisz..
   Pansy jęknęła, ale nie rzekła słowa, przerażona i spanikowana.
- Victoria jest moją opiekunką i najdroższą siostrą.. Usłyszę coś na jej temat, a zabiję..
   Ucisk na gardle dziewczyny zwiększał się stopniowo, przez co jej ciało spinało się i sztywniało coraz bardziej.
- Radzę ci też zerwać kontakty ze Śmierciożercami.. Ale im szybciej się ciebie pozbędą, tym lepiej.. Chcę ci przekazać, że może się to źle dla ciebie skończyć..
- Draco.. – wycharczała z trudem.
- Cicho! Zamknij się, kretynko..
   Draco zerwał Pansy z łóżka i rzucił o ścianę, nie przejmując się hałasem, jaki przy tym tworzył. Dziewczyna odbiła się z głuchym echem o twardy kamień, ale natychmiast została złapana ponownie za szyję zanim zdążyła upaść obolała na podłogę.
- Ale mam również co innego do przekazania.. Dotyczy to Luny Lovegood.
   Jedno zaklęcie wystarczyło, by Pansy zawyła z bólu i rozpłakała się na dobre. Krzyczała spazmatycznie, gdy Dracon powodował jej cierpienie i nie zamierzał przestać. Choć nie gustował w takich perwersjach, czerpał w tej chwili z tego ogromną przyjemność.
- Dlaczego byłaś obecna na moście w noc ataku Carrow na Lovegood? – warknął, kiedy postanowił skończyć z tym przedstawieniem.- Odpowiadaj!
- Nie! Przestań!
- Mów!! – na gardle Ślizgonki powstały już czerwone odciski palców.
- Razem z A-Alecto wysłałyśmy jej wiadomość w twoim imieniu.. Że.. Że chcesz się z nią spotkać.. – na koniec zakaszlała, kiedy tylko Draco ją puścił. Patrzył na nią żałośnie, głęboko dumając nad jej odpowiedzią. Nie zawahał się jednak dokuczyć jej bardziej.
- Tak, tak, jestem sukinsynem. I zapamiętaj jedną rzecz.. jedyna dziewczyna, która zaszczyca mnie rolą kochanki jest Astoria.. Nikt więcej.
   Kiedy umoczona łzami twarz Ślizgonki zniknęła mu z pola widzenia, ujrzał oczami wyobraźni jeszcze jedną ubrudzoną błotem i krwią dziewczynę o lokach skołtunionych i obliczu tak spokojnym, które ukoiło na chwilę i jego roztrzęsione nerwy. Sam nie wiedział, dlaczego.
 **
- Zajmiesz się tym, o co cię proszę? – zapytała Victoria, kiedy kończyli trunek zastany przez nich w Pokoju Życzeń.
- Proszono mnie o gorsze rzeczy – powiedział oschle i zimno.- Ale jeśli tobie na tym zależy..
- Znasz prawdę.. Więc weź to zadanie na poważnie. Przegoń jej wrogów, powstrzymaj niebezpieczeństwa, nie pozwól, by stała się jej krzywda. Chroń Lunę Lovegood.
 **
   Dyrektor siedział za biurkiem i wpatrywał się surowo w twarz Klary Ainsworth. Nie wyglądała najlepiej, gdyż ciężka podróż przez Zakazany Las wykończyła dziewczynę, a znaleziona przez Śmierciożerców wydawała się z początku nieżywa. Co więcej, trudna przeprawa pozbawiła dziewczynę głosu. Drżała, gdy miała odpowiadać, schylała głowę przed ostrym spojrzeniem dyrektora, unikała kontaktu wzrokowego.
- Rowle, przyprowadź Dracona i podajcie mi Veritaserum.